Szukaj

AVIATION NATION 2014 (USA, KLSV)

AVIATION NATION 2014 – Open House w AFB Nellis w Las Vegas Pokazy organizowane w bazach lotniczych to szczególna okazja do fotografowania stacjonujących w nich maszyn, w otoczeniu, którego próżno szukać na cywilnych lotniskach: uzbrojone straże, masa militarnego sprzętu, a w przypadku bazy Nellis, jej wielkość i tło w postaci lasu wieżowców Las Vegas potęgują wrażenie. Tegoroczne pokazy Aviation Nation zorganizowano po rocznej przerwie. Ostatnią edycję SPFL odwiedziło w 2012 roku, a relację z niej znajdziecie tu: http://www.spfl.pl/gdzie-i-kiedy-bylismy?yno=2012 . AFB Nellis Open House i odbywające się wtedy pokazy Aviation Nation zorganizowano w weekend 8-9 listopada. Odwiedziła je trzyosobowa załoga SPFL, której wsparcia i polsko-amerykańskiej gościnności udzielił Chris Parypa (www.chrisparypa.com). Wielkie dzięki! Pierwszy dzień przerósł nieco organizatorów. Transport do bazy zorganizowano autobusami z ogromnego parkingu należącego do przyległego do bazy toru wyścigowego. Niestety niżej podpisanemu przyszło doświadczyć czekania na transport w kolejce o długości 800 m przez bite 2 godziny. To swoisty rekord, ale i kolejne ekstremalne przeżycie, jakich co chwila dostarcza Ameryka. Co ciekawe, kolejnego dnia nie było śladu po problemie – wszystkie służby skrajnie pomocne, a transport przebiegał płynnie. Ta szybkość i skuteczność reakcji była godna podziwu. Uwaga dla wszystkich uczestników kolejnych edycji – warto przyjechać na lotnisko wcześniej i nie sugerować się oficjalnym grafikiem. Autobusy uruchomiono znacznie wcześniej niż o zapowiadanej godz. 10. Wszyscy uczestnicy przechodzili standardową procedurę lotniskową, włącznie z przeszukaniem bagażu. Tutaj kolejna niespodzianka, pomimo surowych zapisów eliminujących duże plecaki, sprzęt fotograficzny można było wnieść bez większego problemu. Na teren bazy wchodziło się przez wnętrze C-5 Galaxy, a później było już tylko lepiej. Do dyspozycji była ogromna płyta lotniska i sporo miejscówek do fotografowania. Z lewej strony płyty, tuż przy wejściu, znajdowało się doskonałe miejsce na fotografowanie samolotów kołujących po wylądowaniu, ale to, co aktualnie było w powietrzu fotografowało się pod słońce. Prawa, odległa strona lotniska, zapewniała doskonałą miejscówkę, umożliwiającą fotografowanie ze słońcem. Pierwszego dnia wolnego miejsca przy barierkach nie było za dużo, tutaj też funkcjonuje zwyczaj zajmowania miejsc krzesełkami, ale Amerykanie bardzo tolerancyjnie podchodzą do fotografujących i ustawione krzesełka zawsze można było ścieśnić pod nasze potrzeby. Brak szczegółowego programu pokazów, można było uznać za mankament, dlatego drugiego dnia fotografowanie było przyjemniejsze. Wiadomo było, czego się spodziewać i można było przygotować się do powtórki z rozrywki i poprawić to, co nie wyszło pierwszego dnia. Pokazy rozpoczęły się odegraniem hymnu, pod koniec którego odbył się przelot pary F-22 i F-35 z efektownym rozejściem. O ile F-22 pokazywany był w locie w oba dni, o tyle pokaz F-35 ograniczał się do statyki i wspólnego przelotu podczas hymnu. I tu drobna dygresja – Amerykanie chętne wchodzą w dyskusje z obcokrajowcami. Jedna z takich dyskusji doprowadziła do konkluzji, że brak na pokazach B-2 samolotu, który kosztuje amerykańskiego podatnika 2 mld dolarów za sztukę to niezły skandal. A mówiła to osoba bliska programów rozwoju myśliwców 5 generacji USA – a dokładnie konkurencyjnego do F-22, myśliwca YF-23. Pomimo formalnego braku różnic w programie obu dni pokazów, drobne różnice jednak wystąpiły. Pierwszego dnia nie latały bombowce B-1B, a drugiego startowały dwie sztuki. Pierwszego dnia tzw. heritage flight, czyli wspólny przelot samolotów różnych generacji, składał się z dwóch F-86 Sabre i jednego F-22. Drugiego dnia zabrakło jednego Sabre’a – wydaje się, że z powodów technicznych. Cóż, pokazy to jednak operacja na żywym organizmie, nie da się zaplanować wszystkiego ze 100% dokładnością. Warto dodać, że baza Nellis to gniazdo zespołu reprezentacyjnego USAF - Thunderbirds. Zespół pokazywał się codziennie w locie i kto lubuje się w pokazach zespołowych, mógł zobaczyć pilotaż niemal doskonały. Niemniej interesujące były przygotowania przedstartowe, w takcie którego technicy wykonują prawdziwe show przy samolotach. W odwodzie znajdują się zawsze maszyny zapasowe, co okazało się przydatne drugiego dnia, kiedy jedna z maszyn podstawowych została błyskawicznie zastąpiona rezerwową. Pokazy Aviation Nation na pewno warte są zobaczenia, piloci nie oszczędzają maszyn, a dopalacze są często w użyciu, chociaż… słabo widoczne, zawsze w ostrym słońcu stanu Nevada. Dla załogi SPFL brak rytmiki pokazów i dłuższe przerwy wynagrodzone były możliwością fotografowania egzotycznych maszyn z F-22 Raptor i B-1B na czele. Sylwester „eSKa” Kalisz

ZŁOTA POLSKA JESIEŃ NA EPSN (Polska, EPSN)

Listopadowe promyki (Polska EPSN) 4-go listopada grupa członków SPFL z różnych stron Polski odwiedziła 21 Bazę Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Tego dnia odbywały się dzienno-nocne loty szkoleniowe. Po otrzymaniu przepustek udaliśmy się do domku pilota, a następnie do wieży kontroli lotów. Tam po spotkaniu z obsługą wieży i wręczeniu pamiątkowych zdjęć, omówiliśmy zasady bezpiecznego fotografowania na lotnisku. Jako że zbliżało się południe, a właśnie o tej godzinie miały rozpocząć się pierwsze starty, szybko udaliśmy w kierunku płyty lotniska. Przywitał nas przemiły huk rozgrzewanych silników, a to był znak, że za chwilę migawki naszych aparatów będą miały co robić. Tak też się stało. Po serii startów zaczęliśmy przemieszczać się w okolice pasa w poszukiwaniu lepszych ujęć. Słońce tego dnia początkowo nieśmiało przebijało się przez chmury, jednak w końcu, podczas powrotu świdwińskich Su-22 przyświecić nam ładnym jesiennym światełkiem. W czasie pobytu na terenie bazy mieliśmy okazję fotografować manewry touch and go, które wielokrotnie wykonywali piloci wraz ze swoimi instruktorami, a tuż po zachodzie słońca rozpoczęły się loty nocne. Był to piękny spektakl w wykonaniu Su-22, niestety jednak zwiastował koniec naszego pobytu w 21 BLT. Po zapełnieniu kart pamięci oraz naładowani pozytywna energią rozjechaliśmy się do domów tęskniąc już za następną wizytą. Marek „dulmen” Dulewicz

A-7 CORSAIR II RETIREMENT CEREMONY (Grecja, LGRX)

Pożegnanie Korsarzy – A-7 Corsair II Retirement Ceremony Czas biegnie nieubłaganie. Coraz częściej jesteśmy świadkami wycofywania ze służby maszyn, które kiedyś, często w większych ilościach, występowały w siłach powietrznych różnych państw. Często maszyny te określamy samolotami kultowymi, symbolami (wojownikami) czasu Zimnej Wojny. Po pożegnaniu niemieckich Phanotmów, francuskich Mirage F-1 przyszedł czas… na greckich Korsarzy. Lataj nisko, uderzaj mocno! Swoją służbę w Helleńskich Siłach Powietrznych Corsair-y II rozpoczęły w 1975 roku. Wtedy to zaczęły się dostawy pierwszych egzemplarzy, z liczącego 60 maszyn zamówienia. Były to samoloty w wersji A-7H. Dzięki znacznemu udźwigowi oraz dużemu taktycznemu promieniowi działania A-7 szybko zyskały sobie uznanie w HAF i w następnych latach ich liczebność się powiększyła. Początkowo dokupiono maszyny szkolno-bojowe TA-7H, a później dodatkowe bojowe A-7E i szkolno-bojowe TA-7C. Ogółem w służbie HAF latały 133 Corsairy II, czyniąc Grecję największym zagranicznym użytkownikiem tego typu na świecie. Oprócz jednostek USN i USAF A-7 użytkowane były jeszcze w siłach powietrznych Tajlandii i Portugalii. Głównym zadaniem dywizjonów uzbrojonych w te maszyny było atakowanie celów naziemnych i morskich, izolacja pola walki oraz bezpośrednie wsparcie wojsk lądowych. Jedna z jednostek była również przygotowana do przenoszenia broni atomowej w ramach NATO-wskich sił nuklearnych. Na uzbrojenia dywizjonów (335 i 336) stacjonujących w bazie w Araxos A-7 weszły w 1993 roku. Z czasem trafiły tam wszystkie pozostałe w służbie maszyny tego typu. Kiedy w 2007 r. 335 dywizjon został przezbrojony na F-16 , użytkowano je już tylko w 336 dywizjonie. Chociaż czas ich wycofania zbliżał się nieubłaganie, maszyny cały czas były intensywnie użytkowane. Szkolono nowych pilotów. Załogi brały udział w krajowych i międzynarodowych ćwiczeniach. Czasem można je było zobaczyć również na pokazach za granicą. Moje pierwsze spotkanie z greckimi Korsarzami miało miejsce na pokazach RIAT 2006. Były to maszyny z 335 dywizjonu z Araxos. „Lataj nisko, uderzaj mocno!” – tak mówi motto 336 dywizjonu i rzeczywiście piloci Corsairów II byli specjalistami od lotów na bardzo małej wysokości. W ten sposób mieli przedzierać się na tyły przeciwnika i tam niszczyć kluczowe cele naziemne. Dzięki dużemu promieniowi taktycznemu w zasięgu A-7 pozostawała prawie cała przestrzeń powietrzna Grecji, bez tankowania w powietrzu (!). Dlatego też przez cały czas 336 dywizjon pozostawał w gotowości bojowej utrzymując 4 maszyny na dyżurze QRA. Koniec pewnej epoki Na początku 2014 roku podjęto jednak decyzję o ostatecznym wycofaniu tego typu maszyn ze składu HAF. Termin pożegnalnej imprezy wyznaczono na 14 października. Takiej okazji oczywiście nie mogliśmy przepuścić. Uroczystość miała podniosły i oficjalny charakter. Była też okazją do spotkania bardzo licznej „korsarskiej rodziny”. W bazie stawiło się wielu weteranów, byłych lotników i techników związanych z eksploatacją tej maszyny w HAF. Część oficjalna odbyła się w wielkim hangarze. Wchodzących gości witał banner z napisem End of an Era / Koniec epoki. Podczas uroczystości uhonorowano również trzynastu greckich pilotów, którzy ponieśli śmierć na tym typie samolotu. Na zakończenie części oficjalnej odsłonięto pamiątkowy egzemplarz Corsaira II w specjalnym malowaniu okolicznościowym. Następnie rozpoczęły się mini pokazy lotnicze. W programie organizatorzy przygotowali pokaz symulowanego ataku Corsairów II na lotnisko, prezentację Teamu „Daedalus” (T-6 Texan II) oraz „Zeus” (F-16), a na zakończenie pożegnalny przelot formacji złożonej z A-7, F-4, F-16 i Mirage 2000. Cóż, nie było tego dużo, ale liczyliśmy, że na pożegnanie Korsarze „dadzą czadu”! Niestety nasze oczekiwania nie do końca się spełniły. „Atak" na lotnisko przeprowadzono chyba tak, jakby działo się to naprawdę, więc maszyny widzieliśmy daleko i bardzo krótko. Nie zawiedli za to „artyści pokazowi”. Zarówno „Daedalus”, jak i „Zeus” przeprowadzili swoje programy znacznie niżej niż na klasycznych pokazach. Dodatkowo „Zeus” zakończył swój pokaz wyrzuceniem flar w niskim przelocie, idealnie przed trybuną dla gości… Był to naprawdę niezapomniany widok. ? Na zakończenie pokazów nad lotniskiem przeleciała formacja złożona z F-4, F-16, Mirage-a 2000 i oczywiście A-7. Ten ostatni symbolicznie odłączył się od formacji kiedy przelatywała ona nad zgromadzoną publicznością. Po przelocie maszyny rozeszły się do lądowania... i tak zakończyła się część pokazowa. Przyznam, że chwilę nam zajęło żeby przyjąć do wiadomości, że „to już wszystko”. Pamiętając, jak ze swoimi Phantomami żegnali się piloci JG-73 z Wittmund, oczekiwaliśmy czegoś bardziej widowiskowego. Po zakończonych pokazach ruszyliśmy do hangaru, gdzie wcześniej odbywała się część oficjalna, aby „zająć się” jeszcze Corsairem w malowaniu okolicznościowym. Po sesji wewnątrz hangaru, maszynę wykołowano na zewnątrz i ustawiono w pełnym słońcu pod powiewająca grecką flagą. Trzeba tu zaznaczyć, że pomysł na wyprowadzenie maszyny z hangaru padł ze strony greckich spotterów, na co organizatorzy z chęcią przystali. Był to bardzo miły gest ? i okazja do kilku efektownych kadrów. Pożegnanie ostatnich na świecie latających Corsair-ów II dobiegło końca. Chociaż oczekiwaliśmy większej ilości "lotniczych fajerwerków", opuszczaliśmy tereny bazy zadowoleni. Jako jedni z niewielu mieliśmy możliwość zobaczyć te maszyny po raz ostatni w powietrzu. Utrwaliliśmy istniejące znajomości i zawarliśmy nowe. Były to szczególne chwile, które będziemy pamiętali na pewno bardzo długo. Przemek „Youzi” Szynkora

AIRE75 – 75 LAT HISZPAŃSKIEGO LOTNICTWA WOJSKOWEGO (Hiszpania, LETO)

Październik z pewnością nie jest ulubionym miesiącem dla entuzjastów lotniczej fotografii. Sezon w zasadzie jest już skończony. Coraz trudniej trafić na odpowiednią pogodę. Generalnie zaczynamy przygotowania do zimy. W tym roku postanowiliśmy jednak nie dać się jesieni i spróbować zapolować na jeszcze trochę ciekawych lotniczych kadrów. W tym celu ruszyliśmy na południe Europy, a dokładniej do mieszczącej się na przedmieściach Madrytu bazy lotniczej Torrejon. Powód był nie byle jaki: 11 października Hiszpańskie Siły Powietrzne miały obchodzić tam swoje 75-lecie. Tak okrągła rocznica zasługiwała na odpowiednią oprawę. Organizatorzy imprezy przygotowali solidny pakiet atrakcji. W powietrzu miało zaprezentować się aż 16 grup akrobacyjnych oraz solistów m.in. z Francji (PdF, Breitling), Szwajcarii (PdS, PC-7), Włoch (FTC), Holandii (F-16) i Wielkiej Brytanii (Tucano Display Team). Gospodarze "wystawili" zespoły: Patrulla Aguilla i Patrulla Aspa. Natomiast Polskie Siły Powietrzne miały byś reprezentowane przez radomskie "Orliki". Nas jednak najbardziej interesowały lokalne "przysmaki" w postaci Tajfunów, Tigerów, Hornetów, Orionów... i oczywiście Harrierów. Oprócz lotnictwa wojskowego silną reprezentację miało również lotnictwo cywilne, w postaci akrobacyjnych solistów oraz prezentacji samolotów pasażerskich (!). Obok bogatego programu pokazów w powietrzu, zgromadzono także bardzo ciekawą wystawę statyczną. Na ziemi można było zobaczyć w zasadzie wszystko czym dysponuje hiszpańskie lotnictwo plus maszyny zaproszonych gości. Pokazy w locie rozpoczęła prezentacja kolekcji samolotów historycznych. Reprezentowały one różne okresy hiszpańskiego lotnictwa. Zarówno przedwojennego, jak i powojennego. Chyba jednym z najciekawszych latających eksponatów był myśliwiec I-16 Rata w barwach lotnictwa republikańskiego z okresu wojny domowej. Szkoda, że w tej kolekcji nie znalazł się Ha-1112 Buchon, czyli licencyjna kopia Me-109 wyposażona w silnik Rolls Royce'a. Maszyna ta miłośnikom lotnictwa powinna być znana z filmu "Bitwa o Anglię" oraz pokazów "Flying Legends" w Duxford. Po maszynach historycznych swoje umiejętności przedstawili piloci maszyn pożarniczych: Canadaiar'a CL-415 oraz Couguara. Po pokazach cywilnych akrobatów przyszedł czas na najnowszy nabytek lotnictwa armijnego, czyli szturmowego Tigera. Dynamicznemu pokazowi smaczku nadawał fakt, że być może niedługo maszyna ta zawalczy o polskie niebo. Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przez nas moment. Na drodze kołowania pojawiła się charakterystyczna sylwetka Harriera. Poruszenie wśród stojących wokół zagranicznych (tzn. nie hiszpańskich) fotografów dowodziło, że nie tylko dla nas było to jedno z "głównych dań" tej imprezy. Szczególnie dziwnie musieli się czuć w tej chwili koledzy z Wielkiej Brytanii, którzy niegdysiejszą chlubę i swoisty znak rozpoznawczy RAF mogą zobaczyć tylko za granicą. Przypomnijmy, że po przyśpieszonym (i bardzo dyskusyjnym) wycofaniu Harrierów ze stanu Królewskich Sił Powietrznych obecnie jedynymi europejskimi użytkownikami tego typu samolotu jest hiszpańska i włoska marynarka wojenna. Zaprezentowany pokaz był bardzo efektowny, nie zabrakło oczywiście charakterystycznych zawisów, obrotów "w miejscu", czy wreszcie skróconego i pionowego lądowania, podczas którego z mokrego pasa podniosła się efektowna mgiełka. Niestety czas na "łyżkę dziegciu do tej beczki miodu". Organizatorzy przyjęli chyba "berliński model" prezentacji pokazów odrzutowców, bo wszystko odbywało sił w dosyć sporej odległości od linii widowni. Po Harrierze miejsce na niebie zajęli Patrulla ASPA, czyli jeden z niewielu zespołów akrobacyjnych na świecie, prezentujących swoje umiejętności na śmigłowcach. Przed publicznością zaprezentowały się też "powietrzne autobusy" ;). Najpierw Airbus A330 linii Iberia, a później maszyna tego samego typu w barwach Air Europa. Chociaż nie jestem fanem tego rodzaju lotnictwa, to z całym szacunkiem muszę przyznać, że były to bardzo widowiskowe prezentacje. Niskie przeloty, ciasne (prawie bojowe) wiraże, naprawdę było na co popatrzeć. Dodatkowo każda z maszyn przeleciała nad lotniskiem w honorowej asyście samolotów z zespołu akrobacyjnego Patrulla Aguila. Dynamiczny start EF-18 zapowiadał, że niedługo rozpocznie się oczekiwany przez nas blok Hiszpańskich Sił Powietrznych. W programie były prezentacje Tajfuna, EF-18, SF-5B, C-130 oraz pokaz ratownictwa bojowego. Po krótkim oczekiwaniu nad lotniskiem pojawiła się trzy samolotowa formacja odrzutowców. Po przelocie na małej (jak na tutejsze warunki) wysokości maszyny po kolei rozeszły się w efektownym break'u i zniknęły z pola widzenia. Przyznam, że po głowie zaczęła mi chodzić nieprzyjemna myśl, że więcej już ich nie zobaczymy. Chwilę później okazało się, że się myliłem... chociaż nie do końca. Na lotnisko zaczęły ponownie nadlatywać "hiszpańskie palniki". Tym razem pojedynczo. Każda z maszyn wykonała high speed pass, break i... ponownie zniknęła w chmurach lub za horyzontem, tym razem na dobre. Po krótkiej przerwie na przestrzeni między drogą kołowania a pasem startowym, znowu bardzo daleko od centrum gdzie stała większość publiczności, wylądował spadochroniarz "symulujący" zestrzelonego pilota. Rozpoczynała się prezentacja ratownictwa bojowego. Po chwili nad pasem przemknęły (tym razem naprawdę) na niskiej wysokości dwie ratownicze Super Pumy. Dynamiczny zwrot, rozejście i obie maszyny weszły do działania. Naprawdę było na co popatrzeć. Niskie, dynamiczne przeloty, efektowne zwroty, to jest to, co lubimy najbardziej. Niestety, z niezrozumiałych dla autora względów, całość "operacji lądowej" pokazu została wykonana hen daleko po drugiej stronie lotniska, gdzie 600 mm średnio sięgało... ot, co kraj, to obyczaj ;(. Na zakończenie pokazu nad lotniskiem zaprezentował się jeszcze KC-130 w towarzystwie EF-18 oraz Tajfuna. Cóż, jak na obchody 75-lecia, to prezentacja Ejercito del Aire de Espana wypadła dosyć mizernie, żeby nie powiedzieć po prostu żenująco marnie. Przy tej prezentacji mińskie obchody 15-lecia Polski w NATO (skądinąd świetna impreza - prosimy o jeszcze) mogły być niedoścignionym przykładem. Myślę, że organizatorzy wpadli tu w swego rodzaju pułapkę "swoich nikt nie będzie chciał oglądać, lepiej zapełnić program gośćmi z zagranicy". Sądząc jednak po tym, jak oblegane były wszystkie stoiska i punkty gdzie prezentowały się Hiszpańskie Siły Zbrojne, mocno się pomylili. Pokazy trwały dalej i przyszedł czas na gości z zagranicy. Da akcji weszły zespoły akrobacyjne. Najpierw FTC, a później PdF. Oba zespoły wykonały swoje pokazy w wariancie poziomym, który dodatkowo został jeszcze skrócony. Następnie miejsce na niebie zajęli gospodarze - Patrulla Aguila. Następne w kolejce czekały nasze "Orliki". Niestety, kiedy zespół ustawił się na pasie, rozpoczęła się ulewa, która trwała ok. pół godziny. Polacy wypadli z kolejki i już nie dostali drugiej szansy. Wielka szkoda, bo spotkaliśmy naszych rodaków (niemieszkających już w Polsce), którzy specjalnie przyjechali z Portugalii, żeby zobaczyć biało-czerwoną szachownicę. Kiedy wznowiono pokazy, niebem nad Torrejon zawładnęli Szwajcarzy - najpierw PdS, a później PC-7 Team. Muszę przyznać, że ci ostatni zaczynają mi się podobać coraz bardziej... i chyba dobrze, bo już niedługo będą to jedyni latający (zespołowo) Szwajcarzy ;). Podsumowując, pokazy w Torrejon były ciekawą imprezą z bardzo dużym (choć moim zdaniem, nie do końca wykorzystanym) potencjałem. Oczywiście szukaliśmy na nich zapewne innych atrakcji niż większość przybyłych widzów, ale Hiszpanie też byli trochę zawiedzeni. Nic to, "nie myli się tylko ten, co nic nie robi" ;). Ponadto trzeba przyznać, że od strony logistycznej była to bardzo dobrze zorganizowana impreza. Jeszcze kilka takich imprez i będą wiedzieli "o co chodzi" ;). Zatem "muchas gracias Ejercito del Aire de Espana" i do zobaczenia następnym razem. Przemek "Youzi" Szynkora

ATHENS FLYING WEEK – TATOI AIR SHOW (Grecja, LGTT)

Polowanie na Korsarza – Athens Flying Week – Tatoi Air Show. Piękne słońce, zapierające dech widoki, starożytne zabytki i wyśmienita kuchnia… z tym najczęściej kojarzy się Grecja. Dla nas atrakcją jest jeszcze „Zeus”, Apacze, Chinooki , a przede wszystkim… Corsairy. Właśnie dla tych ostatnich w drugi weekend września przyjechaliśmy do Aten. Naszym celem były odbywające się w ramach Athens Air Week (AFW) pokazy Tatoi Air Show. Impreza organizowana od trzech lat odbywa się na terenie lotniska w podateńskim Tatoi. „Polowaliśmy” na te maszyny już od kilku lat. Do tej pory mieliśmy możliwość zobaczenia ich jedynie na wystawie statycznej na kilku edycjach RIAT-u. W związku z tym, że w tym roku podjęto decyzję o ich ostatecznym wycofaniu, była to już prawdopodobnie ostatnia okazja, aby zobaczyć je w powietrzu. Corsair II to bardzo ciekawa i „charakterystyczna” konstrukcja pamiętająca jeszcze wojnę w Wietnamie. Maszyna wyróżnia się swoim wyglądem i jest jednym z ostatnich „wojowników Zimnej Wojny”, którego jeszcze można zobaczyć w powietrzu. Dla greckich miłośników lotnictwa jest tak samo „kultowa”, jak dla nas Su-22. W programie imprezy przewidziano jeszcze prezentacje innych „lokalnych przysmaków”. Listę otwierał oczywiście Team Zeus, którego przedstawiać nie trzeba. Dalej mieliśmy Team Daedalus, czyli demo akrobacyjne na T-6 Texan II, śmigłowce z Hellenic Navy, oraz reprezentacje z lotnictwa wojsk lądowych: śmigłowce NH-90, CH-47 Chinook i „Pegasus Demo Team” na AH-64 Apache!. Wszyscy doskonale znamy pokazy holenderskich „Czerwonoskórych”, bywalcy RIAT-u widzieli nieraz pokaz brytyjskiego Apacza, ale greckie demo było dla nas zupełną nowością. Ponadto na AFW 14 bardzo silną reprezentację wystawiły Polskie Siły Powietrzne. Pod greckim niebem miały zaprezentować się Orliki oraz MiG-29! Ten ostatni zapowiadany był jako jedna z głównych atrakcji tej imprezy. Z zagranicznych gości należy wymienić „standardowy duet” europejskich pokazów – czyli demo teamy na F-16 z Belgii i Holandii. Impreza zaplanowana została na trzy dni: dzień spotterski oraz dwa dni pokazów. Baza lotnicza w Tatoi jest niewielkim lotniskiem wykorzystywanym przez Akademię Sił Powietrznych, Straż Wybrzeża i kilka Aeroklubów. Na jego terenie mieści się również Muzeum Greckich Sił Powietrznych. Samo lotnisko usytuowane jest w orientacji północ-wschód – południe- zachód, więc jeśli chodzi o fotografowanie pod słońce, nie jest tu najgorzej. Kiedy się przygotowywaliśmy do tego wyjazdu, pogoda budziła nasze największe obawy. Najbardziej baliśmy się upału i czystego bezchmurnego nieba…. Jak się miało wkrótce okazać, zupełnie niepotrzebnie. Warto jeszcze wspomnieć, że pokazy w Tatoi mają fantastyczne tło w postaci masywu górskiego Mont Parnitha. Dzięki czemu można złapać ujęcia maszyn lecących na tle gór, co jest unikalne samo w sobie. Dzień spotterski postanowiliśmy spędzić poza bazą, a dokładnie pod płotem w okolicach podejścia do lądowania. Jak już wspomniałem Tatoi nie jest dużym obiektem i tutaj krawędź pasa znajduje się w niedużej odległości od płotu. Niestety niezbyt długi pas powoduje też, że niewiele maszyn startuje do pokazów z tego lotniska. Nie ma co też ukrywać, że duży wpływ na wybór miejsca miało bezpośrednie sąsiedztwo bazy z bardzo sympatyczną tawerną. :) Jej ogródek stykał się z terenem pokazów, a ona sama zabezpieczała wszelkie potrzeby, jakie może mieć miłośnik lotnictwa „w terenie” . W związku z tym, że treningi miały rozpocząć się dopiero o 14:00 zamiast o planowanej 9:00, mieliśmy sporo czasu, aby dobrze przetestować specjały, jakie tam serwowano.  Do tego pięknie przygrzewające greckie słoneczko sprawiło, że szybko zrobiło się bardzo przyjemnie, albo wręcz leniwie. Kiedy z tej idylli wyrwał nas huk silników przelatującego na dopalaczach MiG-a, był to sygnał, że czas zabrać się „do pracy”. Dzień spotterski to dzień treningów i przylotów, tutaj tych ostatnich było niewiele. Większość ekspozycji statycznej stanowiły śmigłowce wojsk lądowych, które przybyły już wcześniej. Podczas treningów można było za to zapoznać się prawie ze wszystkimi elementami programu. My jednak czekaliśmy na Corsairy! Jak się szybko okazało, nie tylko my. Stojący obok nas inni zagraniczni miłośnicy lotnictwa mieli ten sam cel. Wreszcie nad horyzontem pojawiły się najpierw dwa punkciki. Potem można już było zobaczyć smugi spalin, a chwilę później nad głowami przemknęła nam para pękatych A-7. Czekając na rozpoczęcie lotów, nasłuchaliśmy się od lokalnych spotterów, jakimi to „kozakami” są chłopaki z Araxos (baza A-7), więc oczekiwania co do ich pokazu mieliśmy spore. Niestety po trzecim przelocie po prostej nasze emocje trochę opadły. Chwilę później maszyny zmieniły kurs i ruszyły w drogę powrotną do domu. :( OK, Korsarze w locie zostały „zaliczone”, ale mówiąc delikatnie, czuliśmy pewien niedosyt. Pocieszaliśmy się, że to jednak był tylko trening i na niedzielnym pokazie (loty A-7 w sobotę zostały odwołane) dadzą czadu. Pomimo wszystko w dobrych humorach udaliśmy się na kwaterę i czekaliśmy na dzień następny. Nadszedł wreszcie pierwszy dzień pokazów. Oprócz kilku stref specjalnych (dla VIPów i sponsorów), organizatorzy przygotowali również specjalną strefę z wybudowaną trybuną. Konstrukcja wznosiła się na dobre 10 metrów i zapewniała bardzo ciekawy widok na rozgrywające się pokazy. Jedynym mankamentem tej konstrukcji było wrażenie jej... delikatności. Dodatkowo, efekt ten potęgował sztormowy wręcz wiatr, jaki nawiedził teren pokazów od samego rana. Dla stojących prawie 10 metrów nad ziemią był to prawdziwy „test wiary” ;). Pogoda generalnie bardzo mocno różniła się od tej z dnia poprzedniego. Duże zachmurzenie, bardzo silny wiatr i przelotne opady nie wróżyły imprezie zbyt dobrze. Dodatkowo, mocno spadła temperatura, a my przygotowani byliśmy raczej na greckie późne lato niż angielską jesień. Na szczęście, kiedy przyszedł czas rozpoczęcia imprezy, wiatr nieco osłabł i mogło rozpocząć się latanie. Pierwsze do akcji weszły statki powietrzne Straży Wybrzeża. Dla tych pilotów latanie w takich warunkach nie było pewnie niczym szczególnym. W powietrzu zaprezentowała się Cessna Carawan oraz śmigłowiec AS 365 Dauphin. Niskie przeloty nad pasem oraz nawroty na tle wznoszących się za lotniskiem gór, widziane z wysokiej trybuny dawały sporo okazji na ciekawe kadry. Program pokazów był bardzo urozmaicony. Ciekawym akcentem była prezentacja regionalnej linii lotniczej Olimpic. Jej Bombardier wykonał kilka niskich przelotów połączonych z symulowanym lądowaniem. Bardzo efektownie zaprezentowała się grecka marynarka wojenna. W Tatoi reprezentowały ją śmigłowce AB 212 oraz S-70B Aegean Hawk. I znowu miejsce na trybunie sprawdziło się doskonale. Dynamiczne niskie przeloty, desant grupy abordażowej wyglądały z tej perspektywy bardzo widowiskowo. Niestety pogoda cały czas nas nie rozpieszczała. Kiedy w pewnej chwili górujący nad lotniskiem masyw Mont Parnitha po prostu zniknął w deszczowej chmurze, rozpoczęła się prawdziwa ulewa i pokazy przerwano. Kiedy spadł deszcz pogoda trochę się ustabilizowała. Wtedy nad Tatoi w ciasnej formacji pojawiły się dwa F-16. Po dynamicznym przelocie nad lotniskiem obie maszyny rozdzieliły się efektownym rozejściem. Tak reprezentujący gospodarzy „Zeus Demo Team” przedstawił zgromadzonej publiczności pierwszą gwiazdę tegorocznego Airshow. Swój pokaz rozpoczęło demo F-16 Królewskich Holenderski Sił Powietrznych. Niestety już w jego trakcie ponownie nadciągnęły deszczowe chmury. Pomimo to „Orange Lion” dał bardzo dynamiczny i agresywny pokaz. Nie wybrzmiał jeszcze dobrze dźwięk silnika holenderskiego F-16, kiedy rozentuzjazmowany głos greckiego komentatora poderwał większość widzów z miejsc. Zanosiło się na coś szczególnego. I rzeczywiście już po chwili na niebie nad Tatoi zapanował „Zeus”. Niestety w tym czasie również zaczął padać deszcz, co bardzo zepsuło efekt całego pokazu. Pilot maszyny, jakby nie zwracając uwagi na pogodę, wyciskał z poczciwego Vipera „ile fabryka dała”. Było bardzo dynamicznie i agresywnie. Kiedy pokaz się zakończył, jak na zamówienie przestał również padać deszcz… Niestety nie przestało wiać, co wpłynęło na następny punkt pokazów. Tym razem zaprezentować mieli się operatorzy sił specjalnych w połączonym działaniu ze śmigłowcem CH-47. Jednak po kilku niskich przelotach chyba zdecydowano o przerwaniu ich prezentacji, bo maszyna przyziemiła na dłuższy czas, aby wreszcie odlecieć na miejsce bazowania. Szkoda, bo już te kilka kosiaków w wykonaniu Chinooka wyglądało bardzo „smakowicie”. I znowu nadprogramowy entuzjazm komentatora ostrzegł nas, że zbliża się kolejny ważny punkt programu. Chwilę później „do akcji” wszedł „Pegasus Apache Demo Team”. Grecja jest jednym z trzech europejskich użytkowników tego typu śmigłowca. Na wyposażeniu Lotnictwa Wojsk Lądowych znajdują się dwie wersje tej maszyny: A – alpha i D – delta. Co ciekawe w demo teamie latają obie wersje. W pierwszy dzień pokazów zaprezentować się miała alpha. W odróżnieniu od Holenderskiego czy Brytyjskiego Apacza greckie demo można zobaczyć jedynie „na miejscu”, więc była to dla nas wyjątkowa atrakcja. Ze względu na pogodę pokaz musiał zostać ograniczony, ale i tak piloci pokazali zgromadzonej publiczności, na co stać ich zabójczą maszynę. Było dynamicznie, nisko i blisko, czyli tak jak lubimy najbardziej. Wszystkie ewolucje nagradzane były gromkimi owacjami. Warto w tym miejscu wspomnieć o greckiej publiczności. Bardzo żywo i emocjonalnie reagowała na wszelkie symbole greckiej państwowości. Kiedy np. w niedzielę rumuński team spadochronowy rozwinął grecką flagę, otrzymał gromki aplauz. Podobnie było ze wszystkimi prezentacjami greckich sił zbrojnych. Grecy są chyba naprawdę dumni ze swojej armii. Po pokazie „Pegasusa” jego miejsce na niebie zajął „Daedalus”, czyli Demo Team latający na T-6 Texan II. Podobnie jak poprzedni, pokaz wzbudził żywe reakcje zgromadzonej publiczności. Biorąc pod uwagę, że szybkie przeloty na małej wysokości to swoisty znak rozpoznawczy zespołu, rzeczywiście było na co popatrzeć.  Pokazy zbliżały się już ku końcowi i wreszcie nadszedł moment, kiedy żywiej zabiły nasze serca. Komentator zapowiedział Polish Air Force MiG-29 Demo Team! Po chwili nad Tatoi zapanowała biało-czerwona szachownica i kpt. pil. Adrian Rojek. Było jak zwykle… czyli fenomenalnie! Ciasno, agresywnie i z wielką MOCą, tak jak lubimy. Z reakcji publiczności też było widać, że pokaz naszego „Smokera” zrobił duże wrażenie. Szkoda tylko, że odbył się bez tak wzbogacających prezentację flar. Niestety był to jedyny polski akcent tego dnia, po tym jak pokaz Orlików został odwołany ze względów technicznych. Za to namiot MiG Demo Teamu oblegany był przez cały czas i wyprzedał się z pamiątek już pierwszego dnia. :) Na zakończenie pokazów przed publicznością zaprezentowało się belgijskie demo F-16. Kapitan Reanuad „Grat” Thys jak zwykle wykonał solidny i widowiskowy pokaz. Pierwszy dzień pokazów miał się ku końcowi. Zmarznięci ale zadowoleni czekaliśmy już na następny dzień, ponieważ miały pojawić się, tak wyczekiwane przez nas, Corsairy. Drugi dzień pokazów wreszcie powitał nas piękną, prawie letnią pogodą. Po sobotnim wietrze nie było już śladu. Na niebie leniwo przemieszczały się efektowne „chmureksy”, więc byliśmy w naprawdę dobrych humorach. Dzięki znacznie lepszym warunkom pogodowym mogły zaprezentować się maszyny i zespoły, które nie dały rady wystartować poprzedniego dnia. Mieliśmy więc prawie zatrzymującego się w powietrzu Storch-a, historycznego Steramana czy liryczny wręcz pokaz akrobacji szybowcowej. Programowo pokazy były bardzo podobne do sobotnich z jedynie drobnymi różnicami. I tak np. zamiast Bombardiera Olimpic-a niskie przeloty nad pasem trenował Airbus A-320 linii Aegean, który finalnie wylądował i ponownie wystartował z tego lotniska. Maszynę tę mogliśmy jeszcze później zobaczyć w efektownych wspólnych przelotach w towarzystwie „Zeusa”. Wreszcie zaprezentowały się nasze Orliki. Bardzo efektowny pokaz na tle gór robił bardzo dobre wrażenie. Warto tu zaznaczyć, że polski zespół był jedynym „dużym” wojskowym zespołem akrobacyjnym na tych pokazach. Został też bardzo dobrze przyjęty przez zgromadzonych widzów. Publiczność podobnie jak w sobotę bardzo entuzjastycznie reagowała na to, co się dzieje w powietrzu. Szczególnie jak prezentowały się maszyny i załogi greckiego lotnictwa. Moment, kiedy przy dźwiękach greckiego hymnu narodowego F-16 „Zeus Demo Team” przedefilował na minimalnej prędkości wzdłuż linii publiczności, będę pamiętał bardzo długo… Podobne wrażenie zrobił pokaz „Pegasus-a”. Tym razem w powietrzu zaprezentowała się Delta, a więc AH-64D(HA). Niedzielna prezentacja była o wiele bardziej dynamiczna i zakończona wystrzeleniem pióropusza flar! Już po pokazach mieliśmy przyjemność osobiście poznać członków zespołu i odbyć ekskluzywną sesję fotograficzną z ich Apaczem w promieniach zachodzącego słońca. Wspomnienia bezcenne! Kolejnym lokalnym smakołykiem była prezentacja najnowszego nabytku Lotnictwa Wojsk Lądowych – wielozadaniowego NH-90. Maszyna zaprezentowała się w symulowanej akcji operatorów greckich sił specjalnych. Na zakończenie, nadszedł wreszcie czas na główne danie dnia, czyli pokaz pary A-7. Wraz z coraz bardziej „gorącymi” zapowiedziami komentatora napięcie rosło. Wreszcie nad Tatoi pojawiła się para Corsair-ów. Obie maszyny nosiły specjalne malowanie i reprezentowały ostatnie dwie eskadry latające na tym typie: Tigers i Olimpic. Niestety pokazały dokładnie to samo co na piątkowym treningu… czyli nic… bo trudno po takich zapowiedziach nazwać pokazem trzy przeloty po prostej . Przykro tylko było patrzeć na zawstydzone miny poznanych na miejscu, przesympatycznych greckich spotterów. Nic to, już wtedy wiedzieliśmy, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie z A-7. Za kilka tygodni mieliśmy znowu zobaczyć je na pożegnaniu w Araxos… ale to już inna historia. Athens Flying Week, a w zasadzie Tatoi Air Show na pierwszy rzut oka nie wyróżniało się specjalnie w pokazowym kalendarzu na 2014 rok. Ale ta impreza to kolejny dowód na to, że naprawdę warto odwiedzać „mniejsze, lokalne” pokazy. Nie zobaczymy tam zapewne najważniejszych grup pokazowych, ale za to mamy szanse być świadkami czegoś naprawdę wyjątkowego. Poznać „lokalne specjały” i doświadczyć czegoś nowego. Tereny bazy w Tatoi opuszczaliśmy naprawdę bardzo zadowoleni. Nasze karty pełne były nowych, ciekawych kadrów, a wewnętrzne baterie naładowane wielką dawka pozytywnej energii. Efharisto poly Tatoi i do zobaczenia w przyszłym roku! Przemek „Youzi” Szynkora

NATO DAYS – OSTRAVA 2014 (Czechy, LKMT)

Ostrawskie pole A.D.2014 (Czechy, LKMT) Druga połowa września to już zwyczajowy termin Dni NATO w czeskiej Ostrawie. Tym razem impreza była zaplanowana na weekend 20-21 września. Dni NATO to nie tylko pokazy lotnicze, oprócz sprzętu latającego można podziwiać między innymi: pokazy umiejętności polskich i czeskich policjantów, służb specjalnych, możliwości czołgów, bojowych wozów piechoty, sprzętu ratowniczego, strażackiego czy innych jednostek i rodzajów uzbrojenia. Ostrawskie pokazy już od wielu lat są dla fotografów lotniczych wyjątkowe, a to za sprawą prostopadłej do pasa startowego osi pokazów. Taki właśnie układ sprawia, że, będąc kilkaset metrów od oficjalnego terenu dla publiczności, możemy podziwiać maszyny z naprawdę niewielkiej odległości. Dodatkowym atutem tej unikalnej lokacji jest obecność słońca za plecami fotografów. W ostatnich latach organizatorzy ze względów bezpieczeństwa nieco ograniczyli dostęp do ulubionego „buraczanego” pola, ale nadal pozostaje ono największym atutem ostrawskich pokazów. Pogoda w tym roku nie do końca dopisała, mimo świecącego słońca i braku deszczu poranna mgła pozostawiła dużą ilość wilgoci w powietrzu, która czasami „świeciła” w niekorzystny dla zdjęć sposób. Podczas tegorocznej edycji Polska była specjalnym partnerem Dni NATO, spodziewaliśmy się więc bogatego udziału zarówno w prezentacjach naziemnych, jak i tych powietrznych. O ile część lądowa wypadła bardzo dobrze, podkreślić należy efektowny pokaz możliwości czołgu Leopard 2, jednak część powietrzna, niestety, wypadła blado. Stało tak się z powodu awarii naszego pokazowego MiG-29 podczas piątkowego treningu. Maszyny nie udało się szybko naprawić i podczas sobotnio-niedzielnych pokazów nic polskiego na ostrawskim niebie nie latało. Pokazy rozpoczęły się w okolicach godziny 9:00 dynamicznym pokazem przedstawiciela gospodarzy L-159 Alca. Od tego roku występ wzbogacony jest o „widowiskowe” wyrzucenie flar. Niestety, pilot zdecydował się na ich wystrzelenie na dużej wysokości, co nieco ostudziło emocje towarzyszące pokazowi L-159. Po około godzinnej przerwie w powietrze wzbiła się para czeskich Mi-171 eskortowanych przez jednego Mi-24. Występ śmigłowców był częścią powietrzną symulacji ataku plutonu piechoty zmechanizowanej. Niskie przeloty czeskich śmigłowców nad ostrawskim polem były na pewno dobrą okazją do uchwycenia ciekawych kadrów tych maszyn. Następnym, mocnym punktem programu był wspólny przelot tzw. szwedzkiej rodziny, tj. dziadka - J35 Draken, ojca - JA-37 Viggen i syna - JAS-39 Gripen. Trójka zrobiła kilka fly-passów w dość ciasnej formacji, po czym efektownie rozeszła się do lądowania. Dla wielu z nas była to pierwsza okazja, żeby podziwiać szwedzkie klasyki w locie. Po około godzinnej przerwie rozpoczął się tzw. „blok palników”. Swoje możliwości prezentowały kolejno: holenderski F-16 Demo Team, grecki F-16 Zeus oraz duński F-16. Krótko mówiąc, Slick po raz kolejny nie zawiódł. Chociaż jego Viper lata od tego sezonu w nieco mniej efektownym szarym kamuflażu, to właśnie ten występ należy uznać za najbardziej pozostający w pamięci. Po trzech szesnastkach przyszła kolej na pokaz słowackiego MiG-29AS. Za sterami tej pięknej maszyny major Kuterka potwierdził swój kunszt w pilotażu. Pokaz Słowaka był prawdopodobnie jedną z ostatnich możliwości „ustrzelenia” słowackiego smokera w locie. Zgodnie z posiadanymi informacjami, prawdopodobnie już niedługo miejsce MiGów na słowackim niebie zajmą Gripeny. Po Słowaku w powietrze wzbiła się czeska formacja, swoim składem nawiązująca do szwedzkich klasyków. W jej skład weszły L-29 Delfin, L-39 Albatros oraz najmłodsze dziecko zakładów z Vodochodów, wspomniana już wcześniej, L-159 Alca. Po kilku dość monotonnych przelotach czeska trójka bezpiecznie wylądowała. Kolejnym punktem pokazów był indywidualny pilotaż wcześniej już wspomnianych trzech szwedzkich maszyn, tj. Drakena, Viggena i Gripena. Najbardziej spodobał się nam pokaz w wykonaniu pilota Viggena, jak na klasyczną maszynę był dynamiczny i na niedużej wysokości, a co za tym idzie bardzo fotogeniczny. Pilot nie żałował też paliwa na dopalacz, co jeszcze bardziej uatrakcyjniło jego występ. Blok palników kończyła przysłowiowa wisienka na torcie, czyli fiński F-18 Hornet. Zgodnie z oczekiwaniem Fin latał bardzo agresywnie, a sprzyjające warunki pogodowe powodowały częste występowanie oderwań, co w połączeniu z rykiem dopalaczy było tym, co tygryski lubią najbardziej. Część powietrzną Dni NATO zamykał dynamiczny pokaz czeskiego Mi-24. W świetle zachodzącego słońca wzbogacony o pomarańczowe smugacze Hind prezentował się niezwykle efektownie. Podsumowując, Dni NATO to mocna impreza z niepowtarzalną możliwością wykonywania zdjęć blisko osi pokazów. Bez wątpienia, obecność na „buraczanym polu” daje dużą dawkę foto-lotniczych wrażeń. Każdy miłośnik lotnictwa powinien się tu zjawić. Dodatkowo w tym roku z racji odwołania pokazów w szwajcarskim Axalp dla większości z nas było to zakończenie sezonu. Od kilku już lat dla członków naszego Stowarzyszenia obecność na Dniach NATO jest niemalże obligatoryjna. Karol "Carlito" Kakietek

HAVACILIK FESTIVALI CZYLI PIKNIK PO TURECKU (Turcja, LTFB)

W połowie września postanowiliśmy odwiedzić Turcję! Okazją do tego stał się niewielki piknik lotniczy, którego kolejna już odsłona miała miejsce w dniach 13-14 września na lotnisku Selçuk-Efes. Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy. Pod kątem organizacyjnym, jak to w Turcji, mało informacji, wszystko na ostatnią chwilę. Trzeba było jakoś się dopasować, czyli mówiąc wprost – jadąc na pokazy do Turcji kompletnie niczego nie planować, a po prostu pójść na żywioł. Wydarzenie, choć niewielkie pod kątem fotografii lotniczej, zapewniało jednak możliwość fotografowania w bardzo ciekawej scenerii, w otoczeniu wspaniałych gór, budowli antycznego Efezu, czy też pobliskiego zamku, pochodzącego z VI wieku. Podczas dwudniowego pikniku na niebie zaprezentowali się między innymi: wspaniały turecki solista Ali Ismet Öztürk w dwóch popołudniowych pokazach, rumuński zespół Hawks of Romania, który pojawił się na niebie aż czterokrotnie, czy włoski pilot Maurizio Perissinotto w pokazie nazwanym "Scarlet Rose the Cloud Dancer". Nie zabrakło oczywiście podstawowego zestawu piknikowego, czyli… wiatrakowców, spadochroniarzy oraz wielu rozmaitych ultralightów. Co ciekawe pokazy wiatrakowców różniły się mocno od tych oglądanych wielokrotnie w Polsce – były bardzo dynamiczne i efektowne. Jeśli chodzi o warunki pogodowe, to temperatura w okolicach 35 stopni sprzyjała mocno opalaniu, ale jednocześnie wytworzona w powietrzu termika nie pozwalała na fotografowanie samolotów znajdujących się w większej odległości. Duży plus należy się organizatorom za przygotowanie dość wygodnej foto-trybuny, która w przypadku Turcji była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Lotnisko pod kątem fotograficznym dysponuje ogromnym potencjałem. Życzymy sobie jedynie, aby w kolejnych odsłonach organizatorzy zapewnili większą ilość atrakcji na niebie. Z pewnością będziemy śledzić tę imprezę w przyszłości. Marek "Amon" Staciwa

BELGIAN AIR FORCE DAYS – KLEINE BROGEL 2014 (Belgia, EBBL)

Kleine Brogel – Belgian Air Force Days Kiedy na początku sezonu przygotowujemy sobie listę imprez, które chcielibyśmy odwiedzić, zawsze określamy te imprezy, na które po prostu trzeba pojechać. Kryteria są różne, ale najczęściej decyduje oczywiście to, co ma się na nich pojawić. W tegorocznym kalendarzu na szczególną uwagę na pewno zasługiwały Dni Belgijskiego Lotnictwa Wojskowego. W tym roku gospodarze mieli obchodzić swoją „setkę”, dodatkowo planowano świętowanie czterdziestu lat samolotu F-16. Zapowiadało się więc, że będzie „na bogato”. Z dużą uwagą śledziliśmy doniesienia o kolejnych potwierdzeniach w programie. Kiedy pojawiła się informacja o występie dema F-18 kanadyjskich sił powietrznych, „klamka zapadła”.  Niestety niedługo przed imprezą pozycja ta zniknęła z oficjalnej strony pokazów, ale i tak było z czego wybierać. Dwa dema MiG-29, czterej soliści na F-16, siedem zespołów akrobacyjnych, w tym cała Pierwsza Trójka (Red Arrows, Patrouille de France, Frecce Tricolori). Do tego Apache Demo, Rafale, Ramex Delta i wiele innych atrakcji, w tym zaplanowane na prawie godzinę Joint Power Demo. Zanosiło się na przebój ;). Imprezę, klasycznie już, zaplanowano na trzy dni. Pierwszy był dzień spotterski, w czasie którego miały odbywać się treningi oraz przyloty niektórych uczestników. W dwa pozostałe dni miały odbywać się regularne pokazy. Do Kleine Brogel przybyliśmy oczywiście już pierwszego dnia, a trzeba jeszcze zaznaczyć, że stawiliśmy się w baaardzo MOCnym składzie. Takiego zgrupowania „błękitno-czarnej mocy” na jednej imprezie nie było już dawno. Dzień spotterski, jak to zwykle bywa, ma dość chaotyczny przebieg i rzadko trzyma się planu. Podobnie było i tym razem. W różnych odstępach czasu nad lotniskiem pojawiały się maszyny przylatujących gości na zmianę z treningami ekip, które miały wystąpić w dniach następnych. Dla nas zawsze jest to dzień „rozpoznawczy”. Możemy wtedy rozeznać się, jak przebiegają pokazy poszczególnych ekip, gdzie warto wybrać miejscówki na poszczególne dni, na co warto zwrócić uwagę. Tego dnia na pewno naszą uwagę zwrócił przylot należącej do USAF pary F-15E z bazy Lakenheath, „próba generalna” Joint Power Demo oraz trening naszego MiG-a-29, za którego sterami zasiadł kpt. Adrian Rojek. Jak zwykle dynamiczny i agresywny pokaz tym razem został wzbogacony (chyba pierwszy raz oficjalnie) o nowa figurę, ale o tym trochę później. No to jazda… Pierwszy dzień pokazów przywitał nas pogodą w trybie „szare na szarym”, czyli to, czego nie lubimy najbardziej. Prognozy były jednak optymistyczne, więc nie traciliśmy dobrego humoru. Z drugiej strony duża wilgotność powietrza dawała szansę na występowanie tak lubianych przez nas „oderwań”. Pokazy w locie rozpoczęły maszyny historyczne. Jako pierwszy zaprezentował się T-28 Trojan, a po nim miejsce na niebie zajął srebrzysty Spitfire mk.IX. Niestety, ze względu na aurę, obie te piękne maszyny nie mogły w pełni zaprezentować swoich walorów przed zebraną publicznością. Choć piloci obu maszyn bardzo się starali, szaro-bure tło zachmurzonego nieba mocno psuło efekt. Podobnie było z następną maszyną. Charakterystyczny dźwięk silnika obwieścił nam, że do startu przygotowuje się jeden z najbardziej znanych samolotów świata – Hawker Hunter. Ta klasyczna już maszyna zawsze pięknie prezentuje się w powietrzu. Po Hunterze według planu zaprezentować się miała kolejna kultowa już konstrukcja lotnicza – MiG-29. Pokazy tych maszyn w krajach Europy zachodniej są rzadkością i dużą atrakcją. Dlatego też na szczególne wyróżnienie zasługuje fakt, że organizatorom udało się do KB zaprosić aż dwa dema latające na tym typie samolotu. Przed publicznością miała zaprezentować się ekipa słowacka i nasz miński „Smoker”. Niestety tego dnia słowacki MiG z powodu niesprzyjających warunków pozostał na ziemi. Zamiast tego rozpoczęły się starty należących do Bel AF wielozadaniowych F-16, po nich w powietrze poszły śmigłowce Augusta A-109 i NH-90. Był to znak, że rozpoczyna się Joint Fire Power Demo. Posterunek pod ogniem Tuż po pierwszych strzałach rozległa się syrena alarmowa. W zbudowanym na przestrzeni pomiędzy drogą kołowania a pasem startowym, umocnionym posterunku belgijskich wojsk lądowych ogłoszono alarm. Przeciwnik, w sile kilkudziesięciu zamaskowanych napastników, zaatakował od strony wschodniej. Chociaż komentator opisał napastników jako siły terrorystyczne, nam jakoś skojarzyli się z „zielonymi ludzikami”. ;) Po chwili z pozycji sił belgijskich również odezwała się kanonada z broni ręcznej. Atakujący wycofali się. Nie było jednak wątpliwości, że zaatakują ponownie. Chwilę później na pas startowy wykołowała para samolotów F-16, która po chwili wzniosła się w powietrze. Był to znak, że do akcji ruszył zespół sił szybkiego reagowania (QRA). Zaraz po tym nad obozem pojawiła się bezzałogowa maszyna rozpoznawcza Hunter. Przeciwnik zaatakował ponownie. Do „akcji” weszły maszyny QRA. Najpierw przeprowadziły „prezentacje siły” (przelot z dużą prędkością na niskim pułapie), a następnie ataki (oczywiście symulowane) za pomocą bomb i działek. W tej części prezentacji wzięło udział aż 8 maszyn, więc na niebie działo się całkiem sporo. Przeciwnik na chwilę wycofał się na pozycje wyjściowe, by zaraz potem ponownie zaatakować. Dowództwo sił koalicyjnych postanowiło zlikwidować zagrożenie, wprowadzając do akcji śmigłowce bojowe. Do działania ruszyła uzbrojona Augusta A-109 wspierana przez czeskiego Mi-24. Pod osłoną maszyn bojowych, na niskim pułapie w okolice posterunku nadleciał zespół sił specjalnych: wielozadaniowy NH-90 z bliską osłoną w postaci kolejnej A-109. Z pokładu NH-90 za pomocą technik linowych desantował się zespół Sił Specjalnych mający za zadanie zabezpieczenie lądowania głównych sił wsparcia. I rzeczywiście po chwili na pasie startowym wylądował C-130. Na jego pokładzie przybyła kompania wojsk powietrzno-desantowych. Spadochroniarze szybko się przegrupowali i zaatakowali przeciwnika. Ostatecznie zagrożenie zostało wyeliminowane. Kiedy część lądowa demonstracji zakończyła się, na niebie pojawiła się formacja samolotu E-3 AWACS w eskorcie F-16, a tuż po niej C-130 również eskortowany przez belgijskie Falcony. Dalej w dynamicznym przelocie zaprezentowały się pozostałe F-16 biorące udział w prezentacji. Wreszcie maszyny po efektownym rozejściu po kolei podchodziły do lądowania. Na zakończenie tej widowiskowej części pokazów zgromadzonej publiczności zaprezentowała się formacja siedmiu Alpha Jet-ów. Show goes on…. Pokazy trwały dalej. Nad KB prezentowały się kolejne zespoły i soliści. Tureckie demo na F-16 jak zwykle zachwyciło agresywnością i dynamiką, podobnie jak francuskie prezentacje Rafale i Ramex Delta. Szczególnie ci ostatni zawsze robią ogromne wrażenie. Ta para Mirage 2000N lata niesamowicie. Ciasno, dynamicznie, tak jak lubimy oglądać bojowe maszyny. Choć nie „kręcą” żadnych akrobacji, a „jedynie” pokazują manewry operacyjne, ich występ zawsze robi duże wrażenie. Dla miłośników zespołów akrobacyjnych też było coś miłego dla oka: Frecce Tricolori, Red Arrows, Breitling Team, Al.-Fursan oraz szwajcarskie PC-7. Szwajcarzy zaprezentowali również wspólny przelot ze śmigłowcem Super Puma, który rozpoczął pokaz tej maszyny. Nie było to jedyne ciekawe zestawienie. Gospodarze zaprezentowali coś bardzo unikalnego: wspólny przelot Bleriota IX z …. F-16! Była to prawdziwa prezentacja blisko stu lat rozwoju techniki lotniczej. Ze względu na bezpieczeństwo przelot ten odbył się w sporej separacji, ale i tak pozwolił na „złapanie” bardzo unikalnych kadrów. Dla amatorów „wiatraków” zaprezentowała się para Mi-17 z Czeskich Sił Powietrznych, belgijska A-109 w nowym, bogatszym we flary pokazie oraz oczywiście „Czerwonoskórzy”, czyli holenderskie demo na AH-64 Apache. W tym roku oba holenderskie zespoły (Apache i F-16) występują już na maszynach w „zwykłym” operacyjnym malowaniu. Dla nas momentem, kiedy żywiej zabiły nam serca, był pokaz polskiego „Smokera”. Za jego sterami zasiadł, jak zwykle, rewelacyjny kpt. pil. Adrian Rojek. Sądząc z poruszenia, jakie można było zauważyć wśród zgromadzonej międzynarodowej foto-społeczności, Pol AF MiG-29 Demo Team ma już wielu fanów w całej Europie :). Jak zwykle agresywny i dynamiczny pokaz tym razem został wzbogacony o nową figurę: znany z pokazów rosyjskich Su-27 ślizg na ogon połączony z wystrzeleniem flar. Niestety ze względu na ograniczenia organizatorów ten niezwykle efektowny element musiał zostać wykonany w dużej odległości od publiczności. Dzień drugi – słaby start… mocny finisz. Drugi dzień pokazów rzeczywiście rozpoczął się nieciekawie. Niski pułap chmur, mgła i lekka mżawka tuż przed czasem rozpoczęcia imprezy nie wróżyły dobrze. Od pilotów z naszych MiG-ów dowiedzieliśmy się, że pokazy będą opóźnione o min. 2 godz. Oznaczało to, że w niedzielę polskiego „Smokera” w powietrzu już nie zobaczymy. Nie oznaczało to jednak, że nie mieliśmy z nim bliskiego kontaktu…;) Tego dnia naszą „błękitną strefę” założyliśmy naprzeciw stanowiska właśnie „mińskiego” MiG-a. Jak zwykle sympatyczna atmosfera wynagrodziła nam wszelkie opóźnienia, przerwy i odwołane występy. Przez cały dzień MOC-zabawa „była grana”. Kiedy tylko pogoda pozwoliła na jako takie latanie, rozpoczęły się pokazy. Jako pierwsza pojawiła się para czeskich Mi-171. Dalej w powietrzu prezentował się Lynx z zespołu Black Cats, T-28 i Hunter. Wreszcie pogoda zaczęła zmieniać się w kierunku takim, jakiego wszyscy oczekiwaliśmy. Między chmurami zaczynał prześwitywać błękit. Jakby na zamówienie w powietrze wzniósł się pierwszy „palnik” i wszyscy oddaliśmy się pod panowanie „Zeusa”;). Dalej poszło już „z rozdzielnika”: Red Arrows, Solo Turk, Joint Fire Power Demo, PC-7 Team, zegarki..eee tzn. Breitlig Jet Team… tchu nie starczy, żeby wszystkich wymieniać. Niestety początkowe perturbacje z pogodą jakby trochę odebrały organizatorom (i pokazom) dynamiki. Pojawiały się dziwne przerwy, przesunięcia w kolejności… niby nic wielkiego, ale trochę psuły efekt. Tego dnia nie zobaczyliśmy również Ramex Delta. Zaprezentował się natomiast słowacki MiG-acz. Pokazy trwały, czas leciał, a słoneczko powoli zaczęło zmierzać ku zachodowi. Kiedy zbliżała się, tak ukochana przez wszystkich, złota godzina, w powietrze wznieśli się Patrouille de France. Od tego momentu pokazy zaczęły się jakby na nowo. Agresywny Rafale, bogate we flary pokazy A-109, Apache i F-16 zrobiły „dobrą robotę”. Na zakończenie, kiedy nad naszymi głowami rozpoczął się barwny spektakl związany z zachodem słońca, w powietrze wystartowali Al-Fursan. Przyznam, że nie jestem jakimś wielki fanem tego zespołu… ale to, co pokazali, uzupełnione niesamowitymi barwami na niebie, zasługuje na najwyższą ocenę. Było to godne zakończenie Belgian Air Force Days. Ufff …za… zakończenie… Zanim będę chwalił, trochę pomarudzę….;). Belgijska „setka” była z pewnością bardzo ciekawą imprezą, zorganizowaną z dużym rozmachem i z bardzo atrakcyjnym programem. Przy, co tu kryć, dosyć słabym RIAT-cie naprawdę wybijała się w tegorocznym kalendarzu. Czy można było zatem wyjechać z niej nie do końca zadowolonym… ano można było. Największe zastrzeżenia mam do… ustawienia ekspozycji statycznej. Podobnie jak na zeszłorocznych pokazach w holenderskim Volkel, w zasadzie całą, „statykę” umiejscowiono pomiędzy linią publiczności a strefą pokazu. W wyniku tego, na pewno wygodnego dla organizatorów zabiegu, stojące maszyny najzwyczajniej w świecie zasłaniały wiele z elementów pokazów. Dla przykładu zbudowany z pieczołowitością (i pewnie niemałymi kosztami) obóz wojsk lądowych, który tak zażarcie atakowali wyimaginowani terroryści, był praktycznie niewidoczny nawet dla widzów stojących w jego bezpośrednim pobliżu! Podobnie jak większość przestrzeni, gdzie rozgrywała się cała pozoracja pirotechniczna. Równie trudno było z fotografowaniem (o filmowaniu nie wspominając) większości startów i lądowań. Owszem były miejsca (dziury), gdzie pomiędzy stojącymi maszynami można było coś upolować… ale chyba nie oto w tym chodzi. Dodatkowo, pomiędzy wystawą statyczną a publicznością, organizatorzy zorganizowali linię komunikacyjną pomiędzy różnymi sektorami „specjalnymi” – VIP-ów, sponsorów, itp. Efekt był taki, że w zasadzie non stop jeździły tam wszelkiego rodzaju pojazdy, od samochodów osobowych poprzez busy, autobusy do ogromnych wozów bojowych straży pożarnej. Konia z rzędem temu, komu taki pojazd chociaż raz nie zasłonił widoku podczas jakiegoś istotnego momentu pokazu … a przyznać trzeba, że kierowcy tych pojazdów mieli niesamowite wyczucie czasu… ;(. OK to teraz czas na pozytywy. Tak jak już wspomniałem, Belgian Air Force Days były jedną z największych imprez, które można było odwiedzić w Europie. Mogliśmy cieszyć się z obecności w zasadzie wszystkich najciekawszych grup pokazowych, jakie jest w stanie zaoferować nasz kontynent. Palniki, wiatraki, warbirdy, drewutnie, każdy znalazł coś dla siebie. Zapełniliśmy nasze karty gigantycznymi ilościami ciekawych kadrów. Dodatkowo, a w zasadzie przede wszystkim było to wielkie, niezapomniane spotkanie przyjaciół i lotniczych świrów spod znaku Błękitnej Mocy SPFL!  Już choćby za to należą się organizatorom wielkie brawa ;) Zatem dziękujemy Kleine Brogel! Dziękujemy Belgian Air Component… i polecamy się na przyszłość. Przemysław „Youzi” Szynkora

“SKRZYDŁA CHWAŁY” W SOBIENIACH KRÓLEWSKICH (Polska, EPSJ)

Historyczny piknik lotniczy „Skrzydła chwały”, Sobienie Królewskie 13.09.2014 „Skrzydła Chwały” to pierwszy piknik lotniczy zorganizowany z takim rozmachem w Sobieniach Królewskich. Piknik został zorganizowany przez szkołę lotniczą Silvair. Siłą rzeczy – nas również nie mogło zabraknąć na pokazach. Tym bardziej, że zgodnie z nazwą zapowiedziano udział praktycznie wszystkich historycznych maszyn, jakie znajdują się w Polsce. Na pikniku mogliśmy podziwiać: TS-8 Bies, CSS-13, De Haviland Tiger Moth, 3AT-3, Zlin 152, Taylorcraft Auster, De Haviland Chipmunk, Jak-18, North American Harvard, Piper Cub, Boeing Stearman, RWD 5R, oraz akrobacje na Extra 300. A obok maszyn latających mogliśmy podziwiać zabytkowe auta. Pierwsza miła niespodzianka to profesjonalizm i pozytywne nastawienie organizatorów. Parkingi, akredytacje, miejsce dla mediów – wszystko ustalone, przygotowane, wyznaczone. Przez kilka godzin imprezy harmonogram lotów został utrzymany, co też jest miłym zaskoczeniem. Z ciekawostek, organizator załatwił nawet wodę w sektorze dla mediów – szacun Panowie, dziękujemy! Pokazy w locie możemy uznać za więcej niż udane. Piękny pokaz możliwości Stearmana i Tiger Motha. Szybkie przeloty i wiraże w wykonaniu TS-8 i Jak’a-18. Dynamiczne akrobacje na Extra 300. Gwiazdą pokazów został jednak niewątpliwie niepozorny staruszek – CSS-13, znany innym jako Po-2. Był to najpiękniejszy pokaz w locie Po-2, jaki mieliśmy okazję oglądać w tym roku. Pokaz był dynamiczny, pełen figur, które nijak nie pasują do poczciwego staruszka! Mamy nadzieję, iż w przyszłości będziemy mogli oglądać więcej tak dopracowanych pokazów możliwości CSS-13. Pokazy w locie komentował Tadeusz Sznuk – zdecydowanie najlepszy w tej roli. Pisząc o imprezie, ciężko uciec od porównań z Góraszką. Choć impreza była bardziej kameralna , jej organizacja stała na najwyższym poziomie. Samoloty na stojankach były bliżej, a atmosfera bardziej piknikowa. Musimy przyznać, iż miejsce ma potencjał, a organizatorzy zapał. Bardzo możliwe, że w niedalekiej przyszłości piknik w Sobieniach przerośnie to, co znaliśmy z Góraszki. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku znów będziemy mogli zawitać do Sobień Królewskich. Z miłą chęcią powrócimy w gościnne progi. Impreza mega udana! Piknik polecamy każdemu, kto chce zetknąć się z historią Polskich Skrzydeł. Szczególnie polecamy tym, którzy wybierają się z rodziną.

A TYMCZASEM W PAYERNE… (Polska, EPKS)

60-lecie Polskich Skrzydeł na Krzesinach 6 września 2014 roku grupa członków SPFL miała zaszczyt gościć na lotnisku w podpoznańskich Krzesinach na uroczystych obchodach 60-lecia Polskich Skrzydeł w Krzesinach i powiązanymi z dorocznymi obchodami święta 2 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego i 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego. Wspaniała słoneczna pogoda zachęcała do odwiedzin, więc dużą grupą stawiliśmy się przed bramą krzesińskiego lotniska. Po krótkim rozpoznaniu przemieściliśmy się do strefy foto i wygodnie siedząc w trawce oczekiwaliśmy na dynamiczną część uroczystości. Jako pierwsze w powietrze wzbiły się cztery samoloty F-16. W tym szczególnym dniu liczyliśmy na coś więcej niż tylko rutynowe przeloty naszych F-16, ale niestety przeliczyliśmy się. Nasze bojowe maszyny wykonały kilka przelotów wzdłuż pasa, na dość dużej wysokości i na tym, ku naszemu rozczarowaniu, ich pokaz dynamiczny zakończył się. Jedynym plusem tego pokazu była bliskość maszyn podczas kołowania na pas startowy i zrobienie zdjęć z detalami. Cóż… może za rok będzie lepiej. Kolejnym uczestnikiem pokazów w powietrzu był nasz dobry znajomy z Mińska Mazowieckiego. MiG 29, a za jego sterami ppłk Piotr Iwaszko. W przypadku tego samolotu i tego pilota nie mogło być mowy o słabym występie. Było głośno, blisko, efektownie, z flarami, a w powietrzu czuć było zapach spalanej nafty lotniczej. „Kuman”, najlepiej jak mógł, pokazał, jak prowadzić maszynę bojową. Po Migu 29 i jego grzmiących dopalaczach w niebo wzbiła się dęblińska grupa BCI. Bezchmurne niebo dało możliwość wykonania efektownego wysokiego wariantu pokazu z mijankami, pętlami, i beczkami całej formacji, a wszystko z opcją „smoke on”. Kolejnymi uczestnikami podniebnych pokazów był śmigłowiec SW4 Puszczyk oraz grupa akrobacyjna „Żelazny”. Ciekawostką był pokaz gaszenia pożaru przez samolot Dromader i rzadko już spotykanego, szczególnie w wersji ”straży pożarnej”, samolotu AN 2. Po około 4 godzinach od rozpoczęcia, pokazy w powietrzu zostały zakończone, a BCI podczas odlotu do Dęblina zafundowały pozostałym widzom efektowny „przedłużony start” z dymami. Podsumowując, Krzesińską imprezę zaliczamy do udanych. Wspaniała pogoda, doborowe towarzystwo, efektowne akcje w powietrzu… Lubimy To! Krzysztof ”krispol” Polak
Back to Top