Szukaj

KAMERA… AKCJA!!! (Polska, EPSN)

W dniach 27 maja i 11 czerwca 2014 ekipa SPFL odwiedziła 21 Bazę Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie w bardzo konkretnym celu. Była to wręcz misja specjalna i co wyjątkowe – mało fotograficzna, choć wciąż związana z obrazem. Tym razem postanowiliśmy, iż będzie to obraz ruchomy! W dodatku z dźwiękiem! Tym oto sposobem przenieśliśmy Hollywood do Świdwina, kręcąc film a nawet film-ów 2-óch. Proszę tego nie mylić z filmem Kiler i Kiler-ów 2-óch, ponieważ nasze produkcje bardziej nawiązują do kinowego przeboju Top Gun. Oczywiście są pewne różnice, np. nam nie udało się zatrudnić Toma Cruise’a i cała obsada jest czysto amatorska. Być może nasi „aktorzy” nie potrafią grać, za to na 100% potrafią latać. Są bowiem zawodowymi pilotami, często z nalotem przekraczającym 1000 godzin w powietrzu na samolotach Su-22. Premierowe prezentacje filmów zaplanowane są na dzień Święta 21 Bazy Lotnictwa Taktycznego w dniu 28 czerwca 2014 r. w Świdwinie – niestety tym razem to Hollywood i Los Angeles musi poczekać. Mamy również wiadomość dla czekających na wersję 3D… takiej wersji nie nakręciliśmy – sieć kin IMAX też żałuje. Po pokazie w Świdwinie filmy zostaną również opublikowane na naszej stronie www i na facebookowym fanpage’u, tak więc wszystkich zaciekawionych tematem zapraszamy do śledzenia tych mediów. Oczywiście będąc na lotnisku podczas lotów nie dało się tak zupełnie nie fotografować, tym bardziej że pojawili się w Świdwinie niecodzienni goście w postaci samolotów szkolno-treningowych PZL TS-11 Iskra, Mig-29 i C-130. Poniżej przedstawiamy kilka zdjęć, wykonanych pomiędzy „klapsami” . Mariusz „MarS” Suwalski

UPALNY WIECZÓR NA EPMM (Polska, EPMM)

10 czerwca 2014 roku grupa fotografów spod błękitnego znaku SPFL po raz kolejny odwiedziła bazę lotniczą w Mińsku Mazowieckim. W to upalne, wiosenne popołudnie liczyliśmy, że nasze karty pamięci zarejestrują kadry inne niż zwykle, i niewiele się pomyliliśmy. Tego dnia zaplanowanych było kilka wylotów w pewnych odstępach czasowych, więc na płycie lotniska cały czas coś się działo. Starty pojedynczo i parami, z dopalaczami i bez, wszystko przy pięknym słoneczku w plecy. Zdjęcia robiły się same. Pierwszą z niespodzianek, a właściwie z ciekawostek, o której dowiedzieliśmy się podczas pobytu w bazie, była symulowana walka powietrzna dwóch Mińskich Migów z francuskimi Mirażami. Wynik to: dwa zwycięstwa „naszych” i jeden remis. BRAWO! Drugą niespodziankę zafundował nam nasz ulubieniec Kuman. Podczas powrotu z ćwiczeń ppłk Piotr Iwaszko postanowił polatać troszkę nad naszymi głowami, robiąc sobie przy okazji krótki, ale intensywny trening przed zbliżającymi się pokazami. Było głośno i dynamicznie, jak zawsze zresztą. Po treningu postanowiliśmy podziękować Kumanowi za całokształt jego pracy i gdy kołował na płytę postojową, złożyliśmy należne mu pokłony. Kuman pokazał, że „fajny z niego gość” i podczas powrotu do domku pilota odwdzięczył nam się tym samym. Było śmiesznie i bardzo sympatycznie. Czas leciał szybko, na lotnisku w pięknie zachodzącym słońcu ciągle odbywały się starty i lądowania Migów przeplatane „kosiakami” śmiglaków. Na ostatni wylot postanowiliśmy podejść na początek pasa startowego, by z bliska popatrzeć na nocny start z dopalaczami. W drodze powrotnej odbyła się jeszcze szybka nocna sesja na stojance, potem podziękowania i pożegnania z pilotami i przyszedł czas na powrót do domu. Zegarki wskazywały godzinę 23:00. Chyba się troszkę zasiedzieliśmy… Krzysztof "Krispol" Polak

DZIEŃ DZIECKA W JAROMER-JOSEFOV (Czechy, LKJA)

Jak co roku Aeroklub Jaroměř-Josefov zorganizował dzień otwarty, który w roku 2014 wypadł 7 czerwca i połączony był z Międzynarodowym Dniem Dziecka. Impreza była skierowana szczególnie do dzieci, zapewniając im mnóstwo konkursów i zabaw z nagrodami. Dla zainteresowanych była możliwość wejścia do kokpitu samolotu Zlin. Piękna pogoda przyciągnęła mnóstwo widzów, którzy naprawdę mieli co podziwiać. Impreza rozpoczęła się o godzinie dziesiątej pokazami czeskich modelarzy, którzy prezentowali swoje latające cudeńka. O godzinie piętnastej rozpoczęły się pokazy lotnicze. Jako pierwszy zaprezentował się samolot Jungmann, a po nim kolejno repliki historycznych maszyn: sportowej Avii BH-1 z 1920 roku, sowieckiego Jaka-3, niemieckiego Focke-Wulfa Fw-190 oraz samolotów z pierwszej wojny światowej – brytyjskiego Sopwith 1½ Strutter i niemieckiego myśliwca Pfalz E.I. Mogliśmy również podziwiać dwa śmigłowce: Mi-2 oraz Bell AH-1 Cobra. Główną atrakcją był występ zespołu akrobacyjnego Flying Bulls Duo, duetu samolotów XA-42 w barwach firmy Red Bull. Występ był bardzo dynamiczny i dostarczył widzom dużo emocji. Na zakończenie pokazów wystąpił znany wszystkim czeski zespół akrobacyjny Flying Bulls, latający na Zlinach Z-50. Samoloty i prezentowane przez nie akrobacje wyglądały bardzo efektownie na niebieskim, bezchmurnym niebie. Piloci czeskich samolotów zrobili na widzach wielkie wrażenie swoimi umiejętnościami, a latając kilka metrów nad ziemią zapewnili wszystkim niezwykle spektakularne widowisko. Katarzyna „Kate” Skonieczna

NOCNE LOTY NA EPMM (Polska, EPMM)

4 czerwca to wyjątkowa data dla historii naszego kraju. To właśnie na ten dzień otrzymaliśmy zaproszenie od pilotów 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Piękny, upalny dzień, burzowe chmury w oddali oraz ciepłe, popołudniowe światło zapowiadały bardzo obiecujące warunki do fotografowania. Lotów tego dnia nie było dużo, ale czy można narzekać na popołudnie spędzone pośród pilotów, obsługi oraz pięknych 29-ek rozdzierających ciszę dźwiękiem swoich silników? Tego dnia mieliśmy okazję fotografować 3 wyloty: pierwszy efektowny start parą, oraz dwa kolejne w krótkim odstępie czasu, jeden tuż przed a drugi moment po zajściu słońca. Było głośno, ogień lizał pas startowy, więc do domów wróciliśmy bardzo zadowoleni. Jeszcze raz dziękujemy pilotom za gościnę. Do zobaczenia wkrótce! Bartosz "Jamal" Stelmach

WYPRAWA NA DRAKENA (Szwecja, ESDF)

Tradycyjnie pierwszy weekend czerwcowy dla wielu członków SPFL to wycieczka do Czeskich Pardubic. Taki dzień dziecka dla miłośników lotnictwa. Jednak w tym roku część z nas wybrała kierunek północny i piękną Szwecję, krainę łosi, szczupaków i SAABów. To właśnie te ostatnie były celem naszej wyprawy, a możliwość zobaczenia i sfotografowania po raz pierwszy Drakena nie pozostawiała złudzeń, że będzie to udany wypad. Baza 17 Skrzydła Szwedzkich Sił Powietrznych w Kallinge, która obchodziła 70. rocznicę powstania, znajduje się około 40 km od Karskrony, do której przybija prom z Gdyni. Po drodze ustaliliśmy plan działania – jest wcześnie rano, Larky upiera się, żeby zobaczyć jakieś miejsce po drugiej stronie lotniska, więc uznajemy, że zobaczymy, czy będzie można tam dotrzeć, mając na wszelki wypadek zapas czasu potrzebny na powrót na lotnisko. Dzięki przyjacielu za Twój upór, bo dzięki niemu ten dzień był naprawdę wyjątkowy! Nasza „miejscówka” znajdowała się prawie idealnie w osi pokazów, tuż przy płocie, i było to jedyne miejsce pośród lasu, które nadawało się do fotografowania. Do tego góry piasku, który był tam składowany, pozwoliły nam robić zdjęcia z pewnej wysokości, dzięki czemu nie przeszkadzał nam płot, ani drzewa za plecami. A było co fotografować! Niby zwykłe święto bazy, a w powietrzu działo się więcej niż na wielu „poważnych” pokazach. Gripeny i Szwajcarski Hornet to teoretycznie normalność na pokazach, ale tym razem piloci nas mocno zaskoczyli. Latali bardzo dynamicznie, wykonywali niesamowicie ciasne nawroty, a high speed pass tuż nad naszymi głowami zrobił na nas olbrzymie wrażenie. Dodajmy do tego wszystkie rodzaje śmigłowców, jakimi dysponują Szwedzkie Siły Powietrzne oraz prawdziwe rarytasy w dynamicznych pokazach: parę Vampire’ów, Hunter’a, Mustang’a, Spitfire’a, SK-60 oraz to, po co przyjechaliśmy: przywrócone do życia skrzydlate SAABy. Najbrzydszy na świecie samolot bojowy, na ziemi wyglądający jak nieporadna baryłka Tunnan, który w powietrzu jest pełen gracji i piękna. Viggen, prawdziwy potwór z olbrzymim silnikiem, dla wielu z nas ulubiona maszyna. Ale tego dnia przebił go cel naszej podróży – SK-35 Draken. Mimo, że spodziewaliśmy się nieco więcej od pokazu tej maszyny, ale i tak skradł nasze serca. Ta maszyna jest niesamowicie piękna, z każdej strony. Nieważne, czy podziwialiśmy go z boku, z góry czy nawet od spodu, zapiera dech w piersiach. W przerwach między wcześniej wspomnianymi pokazami również nie można było się nudzić. Cała masa pokazów akrobacji samolotowej w wykonaniu przeróżnych maszyn, zabytkowe Fokker, Tummelisa, SE.5a, i wiele, wiele innych maszyn sprawiło, że już w połowie dnia musieliśmy zmieniać karty pamięci. Całe pokazy zakończyły się w wyjątkowy sposób: wspólny przelot pięciu SAABów – Tunnan, Draken, Viggen SK-60 i Gripen! Czekamy na tak zorganizowane święto bazy w Polsce! Bartosz "Jamal" Stelmach

WIELKA PARDUBICKA (Czechy, LKPD)

Pardubice – według niektórych „małe Duxford” już na stałe wpisało się w nasz kalendarz imprez lotniczych. Słynące z dużej ilości latających warbirdów pokazy jak zwykle przyciągnęły tłumy, a wśród nich oczywiście grupkę spod znaku SPFL. Tym razem natura okazała się nieco łaskawsza, niż w ubiegłym roku i pomimo tradycyjnych już opadów deszczu w trakcie pokazów program odbył się bez przeszkód. Nasza ekipa jak zawsze podzieliła się na dwa „obozy”: cześć zajęła miejsce w sektorze dla publiczności, a część pod płotem, po przeciwnej stronie lotniska. Tegoroczny program pokazów co prawda nie należał do tych bogatszych, zwłaszcza że parę dni wcześniej odwołano pokaz samolotów B-25 Mitchell i P-38 Lightning. Nie oznacza to jednak, że w Pardubicach można było się nudzić – już poranny przylot Mustanga z pięknym kosiakiem nad płytą lotniska dał sygnał, że w tych dniach na niebie będzie się działo… Pierwsza nowość pojawiła się już na początku pokazów, kiedy to Bücker Jungmann dał pokaz ze smugaczem, co niewątpliwie podniosło atrakcyjność jego pokazu w porównaniu z poprzednimi edycjami. Kolejny punkt programu to kolejna nowość, czyli Flying Bulls Duo na dwóch Sbachach XA-42. Następnie przyszła pora na weteranów lotnictwa, a my przenieśliśmy się do epoki I Wojny Światowej. Na niebie pojawiły się takie maszyny jak Fokker Dr. I, Soptwith 1 ½ Strutter, Fokker E.III czy Nieuport 12, latające w taki sposób jakby rzeczywiście chciały się wzajemnie powystrzelać. Dodajmy do tego ruchy wojsk lądowych i ostrzał artyleryjski, a będziemy mieć namiastkę prawdziwych walk z tego okresu. Pardubice bowiem to nie tylko pokazy w powietrzu, ale także szereg rekonstrukcji na ziemi. Jeszcze dobrze nie wylądowały ostanie samoloty uczestników „bitwy”, a już dało się zobaczyć rozgrzewające się silniki Douglasa DC-6B i F4U-4 Corsair. W kilka chwil później te pięknie odrestaurowane przez Red Bulla maszyny zaprezentowały się publiczności we wspólnym przelocie. W klimacie lat 40. ubiegłego stulecia utrzymały widzów kołujące na pas sylwetki dwóch słynnych myśliwców II Wojny Światowej – Mustanga oraz Jaka-3. „Wymiatania” na Mustangu można się było spodziewać już po sposobie, w jaki zaprezentował się podczas przylotu, a także po tym, co pokazał rok temu. Trzeba przyznać, że pilot P-51 nie zawiódł naszych oczekiwań! Niskie przeloty nad płytą lotniska i niepowtarzalny ryk silnika tego samolotu, to coś co zapamiętuje się na długo. Nie wspominając już o końcówce pokazu z przelotem około 10-15 metrów idealnie nad naszymi głowami! Czego chcieć więcej? W powietrzu był jeszcze Jak-3, którego pokaz nie był co prawda aż tak dynamiczny, jak Mustanga, jednak mając w pamięci pokazy tego samolotu z innych imprez, tutaj zaprezentował się naprawdę dobrze. Po efektownym pokazie zespołu trzech austriackich Jungmannów przyszedł czas na clou programu. Do swojego pokazu wystartował Spitfire Mk. LFXVI. Niesamowite – tylko takim słowem można opisać to, jak na Spicie lata Dan Griffith. Po prostu trzeba to zobaczyć na żywo. Co prawda mogę nie być obiektywny w ocenie, gdyż jestem wielkim miłośnikiem tego samolotu, ale patrząc przez obiektyw aż trudno uwierzyć, jak można tę maszynę: niskie przeloty, beczki, pętle, loty „na żyletę”, to coś niezwykle rzadko spotykane u innych pilotów, latających na warbirdach. Jeszcze nie ochłonęliśmy po locie Spita, a w powietrze wzbiła się słynna grupa akrobacyjna Flying Bulls, prezentująca jak zwykle najwyższy poziom pilotażu. Kolejne punkty programu to Harvard w barwach lotnictwa RPA i Boeing Stearman. A żeby nie było tylko „śmigłowo”, tuż po nich pojawił się czeski JAS-39 Gripen i L-159 ALCA. Końcówka pokazów należała do Trojana, i pardubickiej „specjalności” – przelotu 26 Zlinów w jednej formacji. Pardubice po raz kolejny udowodniły, że są mocnym punktem w kalendarzu imprez lotniczych i oferują praktycznie nie spotykany poza Duxford przegląd samolotów historycznych.

WEEKEND ZE SCANDINAVIAN AIRSHOW (Szwecja, ESOW)

Scandinavian Airshow - formacja pokazowa klanu Holländerów już od 37 lat zadziwia i zachwyca widzów z Europy i świata. Dwupłatowy Viking o olbrzymiej mocy 430 koni mechanicznych -unikalna i bardzo lekka konstrukcja z 9-cylindrowym, turbodoładowanym silnikiem gwiazdowym, dysponująca wiekszą mocą niż sama waży. Dwie kobiety w kocich strojach, które uprawiają ekwilibrystyczną sztukę poruszania się po skrzydłach lecącego samolotu oraz znany i lubiany Pitts S2B. Choć 25 maja 2014 wzięliśmy udział w pokazach lotniczych RollOut & Flygshow Hässlö, które odbyły się na lotnisku przy muzeum lotnictwa w szwedzkim Västerås, to jednak nie te pokazy lotnicze były magnesem, który przyciągnął nas w to ciekawe miejsce. Zostaliśmy tam zaproszeni przez Jacoba Holländera – charyzmatycznego lidera zespołu Scandinavian Airshow, by wziąć udział w pracach związanych z tworzeniem ich nowego, wyjątkowego pokazu! O ile o szczegółach tej wizyty będzie można przeczytać już wkrótce w osobnej relacji, o tyle już dziś zapraszamy do obejrzenia galerii zespołu Scandinavian Airshow.

ILA 2014 (Niemcy, EDDB)

Co dwa lata na podberlińskim lotnisku Schönefeld odbywa się międzynarodowa wystawa lotnicza ILA Berlin Air Show. Impreza ta ma charakter targowy i trwa przez sześć dni. Pierwsze trzy dni zarezerwowane są dla specjalistów oraz mediów, a pozostałe trzy dostępne są już dla szerszej publiczności. Niestety, ze względu na rygorystycznie przestrzegane przepisy o limicie hałasu, berlińskie pokazy nie cieszą się zbyt dużą renomą w świecie lotniczej fotografii. „Palniki” latają tu daleko, wysoko i na dodatek pod słońce. Spragnieni, po zimowej przerwie, lotniczych atrakcji postanowiliśmy jednak dać sobie szanse i odwiedzić berlińskie pokazy. Na miejsce dotarliśmy w piątek, a więc pierwszy dzień otwarty dla publiczności. Jak zwykle mocnym punktem każdego ILA jest wystawa statyczna. Oprócz maszyn, prezentowanych na stoiskach wystawowych, bogato jest również na przestrzeni postojowej. Co ciekawe, maszyny wyznaczone do pokazu dynamicznego, przez większość czasu można również oglądać na wystawie. Dopiero w odpowiedniej chwili wytaczane są do strefy, gdzie przygotowuje się je do lotu. Co roku organizatorzy wystawy zapraszają jedno z państw jako głównego partnera imprezy. W tym roku rola ta przypadła Turcji. Dzięki temu, na wystawie statycznej mogliśmy podziwiać efektownie pomalowane F-4 Terminator 2020, czyli głęboko zmodernizowane Phantomy oraz F-16 „Solo Turk”. Bardzo bogatą ekspozycję zaprezentowała, jak zwykle, Luftwaffe. Można było zobaczyć w zasadzie wszystko, czym dysponuje lotnictwo naszych sąsiadów. Od czekających na wycofanie UH-1 i SeaKing-a, po najnowocześniejsze Eurofightery, śmigłowe NH-90 i Tiger. Te ostatnie w „afgańskiej” wersji wyposażenia. Silną obecnością pochwalić się mogli również Amerykanie prezentując transportowe C-17, C-130, myśliwskie F-16CJ, szturmowe A-10 oraz śmigłowce Apache, Blackhawk i Lacota. Nie można było także pominąć wielkich maszyn pasażerskich i transportowych. Olbrzymi An-124, A-400 i A380 mocno „wystawały” z wystawy statycznej. Barwy biało-czerwonej szachownicy reprezentowała Bryza i MiG-29 o numerze 56 z 23 BLT. Wymienione tu maszyny to oczywiście nie wszystko, co można było zobaczyć. Warto jeszcze wspomnieć o bogatej ekspozycji samolotów historycznych. Warto było odwiedzić replikę Me-262 , łódź latającą Do-24, francuskiego Noratlasa i bogatą kolekcję maszyn spod znaku „Czerwonego byka” – F-4U Corsair, B-25 Mitchel, DC-6 i AH-1 Cobra. Po „eksploracji” statyki ruszyliśmy zająć miejsce „przy barierce”. Pokazy dynamiczne rozpoczęła prezentacja akcji ewakuacji zestrzelonego pilota, w wykonaniu dwóch Mi-171 z Czeskich Sił Powietrznych. Trzeba przyznać, że w rękach doświadczonych pilotów te wielkie maszyny „potrafią latać” bardzo sprawnie. Po „Hip-ciach” miejsce na niebie zajął Gripen, również lotnictwa naszych południowych sąsiadów. Niestety pokaz, choć niewątpliwie dynamiczny, w „berlińskich warunkach” stracił bardzo dużo ze swojej atrakcyjności. Chyba znacznie ciekawiej prezentował się Harvard, który wystąpił w następnej kolejności. Przestrzeń dla samolotów śmigłowych została wyznaczona znacznie bliżej linii publiczności, tzn. tam, gdzie normalnie latają wszyscy ;). Pokazy trwały dalej, a nasze nastroje... podupadały. Miejsce na niebie zajęły konstrukcje ultra lekkie. Zaczęliśmy się nawet zastanawiać, czy jest sens przyjeżdżać tu w dniu następnym. Na szczęście z marazmu wyrwał nas charakterystyczny dźwięk uruchamianych silników odrzutowych. Był to znak, że do pokazu przygotowuje się gwiazda tegorocznego ILA, czyli polski MiG-29! Za jego sterami zasiadał ppłk. Piotr „Kuman” Iwaszko. Od razu się ożywiliśmy i chyba nie tylko my, bo w strefie "przy barierkach" nagle mocno się zaludniło. Kiedy rozpoczął sie start, z głośników "uderzył" w nas z jeden z utworów zespołu Metallica. Trzeba przyznać, że temat muzyczny dobrze oddawał charakter pokazu. Chociaż zabrakło flar, było bardzo energetycznie, ciasno i agresywnie. No i biało czerwona szachownica z odznaką Dywizjonu 303 prezentowała się na berlińskim niebie bardzo dobrze… ;). Kiedy umilkła muzyka, a polski myśliwiec kołował już na płaszczyznę postojową, angielski komentator, który prowadził te imprezę, zdołał wykrztusić tylko „Wow!” ;). Warto było czekać na ten pokaz. Podpułkownik Iwaszko po prostu „pozamiatał” wszystkie poprzednie prezentacje ;). Od tego momentu cała impreza nabrała jakby większego tempa. W dalszej kolejności zaprezentowały się maszyny Red Bulla. Najpierw "Corsair" z "Mitchellem", a później śmigłowce AH-1 Cobra i Bo-105. Na tym zestawie nigdy jeszcze się nie zawiedliśmy. Było dynamicznie, bardzo precyzyjnie, a przeloty F4U i B-25 w ciasnej formacji - po prostu „palce lizać” ;). Po nich niebo „zajęły” kolejne konstrukcje historyczne: szkolno-bojowy Aermacchi MB-326 i rolniczy PZL 106 Kruk. Po tych lotniczych wspomnieniach przyszedł czas na powiew nowoczesności. Na pasie pojawiły się dwa szturmowe Eurocoptery Tiger, czyli europejska odpowiedź na amerykańskiego AH-64 Apache. Maszyny reprezentowały mieszczący się we Francji międzynarodowy ośrodek szkolący pilotów tych nowoczesnych śmigłowców. Na pokazach wystąpiły w dwóch odmiennych wariantach: w wersji francuskiej z zainstalowanym działkiem pod kadłubem oraz w wersji niemieckiej z umieszczoną nad wirnikiem głowicą optoelektroniczną. Dla tego pokazu warto było przyjechać na berlińskie ILA. Piloci zaprezentowali nam połączenie powietrznego baletu z elementami walki powietrznej. Walki powietrznej godnej rasowych myśliwców. Bardzo efektowne pętle, mijanki i zwroty wykonywane w niesamowitym tempie robiły ogromne wrażenie i pozostawiły po sobie wiele kadrów na naszych kartach ;). Gdy już trochę ochłonęliśmy po tym fantastycznym pokazie, w powietrze wzniósł się dwupłatowy Boeing Stearman. I znowu cofnęliśmy się w czasie. Tym razem do złotych lat lotnictwa kiedy na niebie królowały dwupłatowce z pięknymi kobietami siedzącymi na ich skrzydłach ;). Pokazy trwały dalej. W powietrzu zaprezentował się m.in. zespół akrobacyjny „Breitling”, jedna z trzech latających replik Me-262 oraz pierwszy hiszpański samolot odrzutowy HA-200. Co ciekawe, obie te konstrukcje łączy osoba konstruktora – Willego Messerschmitta. Wreszcie nadszedł czas długo oczekiwanej demonstracji niemieckich wojsk aeromobilnych i lotnictwa taktycznego pod nazwa WillFire 2014. Scenariusz ćwiczenia zakładał opanowanie strefy lądowania przez jednostki specjalne, desant zespołu specjalistów naprowadzania JTAC. Następnie zniszczenie wyznaczonego celu przez lotnictwo taktyczne i ewakuację całego zespołu. Pierwsze "do akcji" przystąpiły myśliwskie Eurofightery. Ich zadaniem było ustanowienie przewagi w powietrzu i zaprowadzenie kontroli nad przestrzenią lotniska. I rzeczywiście chwilę później myśliwce przechwyciły „zabłąkanego naruszyciela” i odeskortowały go do bezpiecznego obszaru. Następnie działania przejęły Tornado ECR wyspecjalizowane w przełamywaniu obrony powietrznej. Po nich do akcji włączyła się para Tornado w wersji uderzeniowej. Kiedy „obezwładniono” obronę przeciwlotniczą hipotetycznego przeciwnika, na niskim pułapie nad lotnisko nadleciał Super Lynx, który dokonał desantu grupy żołnierzy sił specjalnych mających za zadanie zabezpieczenie strefy lądowania. Maszynę cały czas osłaniały dwa szturmowe Tigery. Kiedy teren został zabezpieczony , do akcji włączył się transportowy CH-53. Maszyna również nadleciała na niskim pułapie. Po wylądowaniu z wnętrza transportowca wyjechał pojazd terenowy z ekipą JTAC na pokładzie. Po wykonaniu zadania Super Lynx oraz CH-53 opuściły rejon działań. Zespół JTAC zajął dogodna pozycję do naprowadzenia samolotów uderzeniowych. Przez cały czas nad obszarem krążyły szturmowe Tigery oraz uderzeniowe Tornado. Kiedy naprowadzone przez zespól JTAC Tornada zniszczyły (oczywiście umownie) wyznaczony cel. Rozpoczęto ewakuację sił. Na lotniskiem pojawił się transportowy C-160 Transal, który po efektownym podejściu taktycznym wylądował niedaleko sił lądowych. Po załadowaniu oddziałów maszyna (pod efektowną eskortą dwóch Tigerów) odleciała ze strefy działań. Po ewakuacji sił lądowych nad lotniskiem przeleciała formacja złożona z transportowego A310 MRTT w towarzystwie dwóch Tornado oraz dwóch Eurofighterów. Trzeba przyznać, że pokaz był bardzo ciekawy i efektowny. Szkoda jednak, że organizatorzy nie zdecydowali się na minimalną chociaż pozorację pirotechniczną. Podniosłoby to efektowność pokazu i na pewno pomogło wielu widzom w zorientowaniu się „o co w tym wszystkim chodziło” ;). Po krótkiej przerwie na pasie pojawił się wielki czterosilnikowy pasażerski DC-6. Po majestatycznym starcie maszyna przystąpiła do pokazu. Następnie „niebo zajęli" spadochroniarze z jednostki specjalnej GSG-9, a później para akrobacyjnych Exta 300. Nie opadły jeszcze dymy po pokazie akrobatów, kiedy na pas startowy wykołował… A-10. Przysłowiowe szczeki nam opadły, a serca zabiły raźniej. Czyżbyśmy mieli „załapać się” na bonus w postaci startu A-10? Niestety maszyna przedefilowała tylko wzdłuż całego pasa i zjechała po drugie jego stronie. Szybko okazało się, że organizatorzy w ten sposób „szybko przebazowali” maszynę z jedne strony ekspozycji na drugą ;(. Pokazy zbliżały się już ku końcowi. Na uwagę zasługuje jeszcze pokaz Noratlasa. Ten bardzo ciekawy transportowiec produkcji francuskiej o „nieklasycznych” kształtach zaprezentował się bardzo efektownie. Niestety podczas dynamicznego lądowania uszkodzeniu uległo koło podwozia głównego, co wykluczyło go z następnego dnia pokazów. Ostatnim punktem programu był pokaz zespołu akrobacyjnego Patrouille Suisse. W tym czasie zaczynała się już zmieniać pogoda. Niebo zaciągnęło się ciemnymi burzowymi chmurami, tworząc scenerię idealną dla pokazu biało-czerwonych Szwajcarów. Opóźniony ze względu na awarie Noratlasa pokaz rozpoczął się już podczas lekkiego deszczu. Dla wszystkich (z autorem włącznie ;)), którzy myśleli, że będzie to „kolejny, typowy pokaz Szwajcarów” był on na pewno zaskoczeniem. W wydaniu „berlińskim” było dynamiczniej i ze znacznie większą ilością flar, a grande finale, na tle granatowego burzowego nieba - palce lizać! Pierwszy dzień pokazów mieliśmy już za sobą. Po słabym początku impreza ładnie się „rozkręciła” ;), więc podjęliśmy decyzję żeby zostać jeszcze na sobotę. Program sobotnich pokazów zakładał bardzo podobny zestaw atrakcji jakie widzieliśmy w piątek, z kilkoma znaczącymi różnicami. W sobotę nie latał MiG- 29 i zabrakło Noratlasa, a zamiast tego mogliśmy cieszyć się pokazem „Solo Turka” oraz niemieckiego Eurofightera. Niestety zgodnie z „berlińskimi” zasadami oba pokazy odbywały się dość wysoko i trochę za daleko. Czas na podsumowanie. Podobno nie ma imprez lotniczych, na które nie warto pojechać, bo każdy dzień spędzony wśród samolotów to „dzień do przodu” ;). Można się z tym zgadzać lub nie, ale opuszczając tereny ILA 2014 byliśmy całkiem przekonani do tej tezy. Fakt, nie jest to impreza dla „łowców niskich przelotów", a fotografowanie palników wymaga przynajmniej 500 mm. Jest to natomiast wielkie święto lotnictwa, z którym kontakt jest tutaj „na wyciągnięcie ręki”. Świetna organizacja, bardzo ciekawa i wyjątkowa wystawa statyczna, gdzie można zobaczyć nowości branży lotniczo-wojskowej i naprawdę całkiem niezłe pokazy w locie. Czy można chcieć czegoś więcej w piękny majowy weekend? Przemek „Youzi” Szynkora

TYSIĄCE TWARZY DLA 4 MIRAŻY :) (Polska, EPMB)

Środowy, prawie letni poranek ekipa SPFL powitała przy bramie 22. BLT w Królewie Malborskim. Zostaliśmy zaproszeni do Bazy, aby z bliska, na własne oczy zobaczyć, jak wygląda współpraca polskich i francuskich lotników, którzy pojawili się nad Nogatem w ramach kontyngentu NATO. Kilka minut po dziewiątej przejechaliśmy autobusem na płaszczyznę postojową, gdzie odbyła się odprawa dotycząca zasad bezpieczeństwa i przekazano nam informacje o planowanych lotach. Cały czas jednak nasz wzrok przyciągały wystające zza pobliskich hangarów stateczniki. W końcu ruszyliśmy do naszej ulubionej "roboty". Naszym pierwszym "łupem" stały się dwa Rafale odpoczywające pod gołym niebem, a po chwili również trzeci, ukryty w hangarze. Nieskrępowani barierkami, które zwykle na pokazach oddzielają nas od maszyn, tym razem mogliśmy podejść naprawdę blisko i fotografować te piękne samoloty z każdej strony. W trakcie focenia czekała nas również miła niespodzianka, jaką było spotkanie z sokolnikiem i jego podopiecznym. Chwilę później rozpoczęła się procedura uruchamiania naszego MiG-a 29. Oczywiście dźwięk uruchamianych silników wywołał uśmiech na twarzach wszystkich obecnych: za chwilę rozpoczną się loty, czyli to co tygrysy lubią najbardziej. :) Pierwszy MiG-29(4110) przetoczył się tuż obok nas i zostawiając zapach nafty, udał się na ostatnią kontrolę, a potem na miejsce startu. Chwilę później rozbłysły światła na goleniach podwozia, wzbił się czarny tuman spalin i samolot rozpoczął start. Niestety bez dopalania, co zepsuło efekt i trochę popsuło nasze humory. Okazało się, że był to oblot maszyny i nie należało jej forsować. Jednak mając na uwadze liczne obiektywy wycelowane w niebo, załoga wykonała dynamiczny przelot na stosunkowo niskim pułapie. Nadeszło południe, słońce stanęło w zenicie, upał stał się nieznośny, a na pasie zaległa cisza. Nieoczekiwanie nadleciała „Papuga” PAŻPu wykonująca tego dnia prace nad EPMB, przyciągając naszą uwagę swoistym kosiakiem (jak się okazało nie ostatnim tego dnia). Nie pozwalając nam zbyt długo odetchnąć, rozpoczęła się procedura startu wyczekiwanych „Rafałów” i kolejnych MiG-29. Pierwsze poszły w powietrze 29-tki, znów bez dopalania, ale za to w parze. Następnie przyszła kolej na Rafale. I tu już nie było „miękkiej gry”. Dwa silniki SNECMA M88 w trybie dopalania zrobiły dobrą robotę, odrywając błyskawicznie maszyny od ziemi i ciągnąc piękne pomarańczowe jęzory ognia. Jak się wkrótce okazało miały to być jedyne starty francuskich samolotów tego dnia. Dalej mogliśmy już cieszyć się "tylko" startami naszych MiG-ów. Kolejne dwie godziny wykorzystaliśmy do uzupełnienia braków w opaleniźnie. Upłynęły nam one w ciszy przerywanej jedynie przelotem papugi (samolotu) lub bociana (ptaka). W końcu jednak dotarła do nas informacja o zbliżających się lądowaniach. W mgnieniu oka byliśmy gotowi. Z kierunku 26 nadleciały w szyku cztery maszyny, które zanim wylądowały, przeszły jeszcze nisko nad pasem. W końcu mogliśmy zrobić użytek ze swoich aparatów. Po południu uchwyciliśmy jeszcze dwie zmiany MiGów-29, oraz przylot śmigłowca z 1. BLT. I ten akcent zakończył naszą wizytę. Warto było odwiedzić 22. BLT. Do tej pory znaliśmy Rafale jedynie z pokazów lotniczych. Ciekawym doświadczeniem było zobaczyć je działające w trybie operacyjnym. Chociaż nasze foto-lotnicze apetyty były większe, to na pewno ten dzień należy uznać za udany. Jacek "perloz" Perlikiewicz

DESZCZE NIESPOKOJNE… MICHAŁKÓW 2014 (Polska, EPOM)

W tym roku to już IV edycja Festynu Lotniczego „Lotnisko Bliżej Miasta". Michałków przyzwyczaił nas już do siebie i w dniach 17-18 maja nie mogło nas tam zabraknąć. O ile poprzednie edycje odbywały się w palącym słońcu, tak tym razem pogoda nas zaskoczyła. Od samego rana w sobotę lało niemiłosiernie, lecz my z nadzieją na poprawę pogody zjawiliśmy się na miejscu o godzinie 9:00. Zastaliśmy bagnisty teren, na którym krzątali się organizatorzy i garstka pasjonatów lotnictwa. Parasole, ciepłe kurtki, kalosze lub inne solidne buty były w tym momencie ważniejszym wyposażeniem od aparatów fotograficznych. Zrobiliśmy jednak rekonesans po całym terenie. W drodze z parkingu przywitały nas 2 zmoknięte Dromadery. W hangarze natomiast natrafiliśmy na samolot jednego z gości Franka Versteegha - Extra 300L. Niestety nie dane nam było sfotografować innych samolotów na statyce, bo ze względu na deszcz jej po prostu nie było, a do tego co chwilę dowiadywaliśmy się o kolejnych odwołanych przylotach gości. Iskry, które miały zaprezentować się w sobotę, nie doleciały, grupa The Flying Bulls również. Organizatorzy zachęcali nas jednak do pozostania, dając jeszcze nadzieję. Zapewniano nas, że po przejściu dużego frontu atmosferycznego impreza jednak się odbędzie. Przeczekaliśmy burzę, bo przecież gdzieś na terenie podobno czekał już Jurgis Kairys i Artur Kielak. Nie mogliśmy odpuścić. I faktycznie. Po godzinie 15:00 wypogodziło się, a po locie testowym kierownik pokazów dał zielone światło do lotów. No i doczekaliśmy się. Na pierwszy ogień wystartował Jurgis Kairys. Dał niesamowity pokaz swoich bogatych umiejętności i "rozgonił" resztę szarych chmur na niebie. Za to nie omieszkał przy starcie i po wylądowaniu zachmurzyć nas kłębami dymu wydobywającymi się z jego Su-26. Po nim Artur Kielak na swoim Sbach XA-41. Artur ma chyba paliwo lotnicze zamiast krwi, bo jego akrobacje to czyste szaleństwo. Kolejny pokaz był dla nas wielkim zaskoczeniem-niespodzianką i nagrodą za wytrwałość. Przed nami zjawił się Dromader, który po efektownym zrzuceniu wody wystąpił w duecie. Dołączył do niego Jurgis. Takiego pokazu nigdy wcześniej nie było. Samolot akrobacyjny z rolniczym. 18 metrów rozpiętości kontra 8, 1000 KM kontra 400. A jednak jest to możliwe. Jurgis schował się w cieniu większego kolegi i w bardzo bliskiej odległości leciał tuż pod nim, prawie muskając Dromadera. Później otaczał go, zostawiając dymny ślad. Wszystko to podziwialiśmy w pięknym zachodzącym słoneczku. Na koniec jeszcze raz Litwin poszalał solo w pięknym (fotograficznym) światełku. W drodze na parking pożegnał nas jeszcze pokaz sztucznych ogni. Prognozy na niedzielę były już lepsze. Błoto nie zdążyło całkiem wyschnąć, ale nam to w niczym nie przeszkadzało. Już o 9:30 zjawili się oczekiwani The Flying Bulls. Goście przybyli sześcioma samolotami: 4x Zlin50 (The Flying Bulls Aerobatic Team) i 2x XA-42 (The Flying Bulls Aerobatic Duo). Piątkę panów przyprowadziła Radka Machova. Czesi ustawili się na statykę, a my mogliśmy już zająć się fotografowaniem. Wkrótce na statykę dołączyli do nich Artur Kielak i Jurgis Kairys. Teraz czas dla siebie miały szybowce. Około południa pierwszy pokaz dał Holender Frank Versteegh na Extra 300L. Jego samolot w srebrno-czerwonym malowaniu w płomienie pięknie prezentował się na niebie. Następnie Artur Kielak i po nim The Flying Bulls. Najpierw czwórka, którą prowadziła Radka, następnie para na nowych samolotach XA-42. Pokaz czwórki to jeden z ostatnich na tym typie samolotów, ponieważ planowana jest ich wymiana na inne. Czesi latają dosyć blisko siebie i z emocjami podziwia się ich precyzję. Ponieważ sobotni pokaz Jurgisa Kairysa z Dromaderem bardzo nam się spodobał, duet ten powtórzył swoje przedstawienie ku naszej uciesze w niedzielę. Kolejną niespodzianką był spontaniczny pokaz drugiego super duetu: 2K czyli Kairys - Kielak. To co ci piloci wyprawiają na niebie to wariactwo, czyli woda na nasz młyn. Panowie najpierw trzymając się blisko siebie śmigali nam koło nosa, a później uzupełniali się, jakby od lat byli drużyną. Kiedy jeden prezentował się tuż przed nami solo, drugi wysoko na niebie kreślił dymne wzory i tak na zmianę. Chyba panowie powinni pomyśleć o częstszych takich spontanach, bo bardzo nam to przypadło do gustu. Nie zawiódł nas też i Robert Kowalik, utytułowany mistrz akrobacji, który w indywidualnym pokazie na Extra 300L kreślił na niebie precyzyjne figury, walcząc z przeciążeniem dochodzącym do 10 g. Mieliśmy też okazję zobaczyć Virusa SW czy Silvaire Phantom 2. Kolejne emocje wśród widowni wzbudziły 2 śmigłowce Mi 24. Ciężkie olbrzymie maszyny paradując przed nami rozdmuchiwały wszystko w około, aż ziemia drżała. Tego dnia jeszcze kilkukrotnie prezentowali się przed nami wszyscy piloci akrobacyjni, a my delektowaliśmy się ich ewolucjami, wymieniając kolejne karty pamięci w naszych aparatach. Ubłoceni, ale szczęśliwi musieliśmy w końcu wracać do domu. Czy warto było moknąć i brodzić w błocie? Warto! A dla organizatorów należą się ogromne podziękowania za to, że nie odwołali pokazów ze względu na pogodę. Arturowi Kielakowi, Jurgisowi Kairysowi i pilotowi Dromadera Markowi Szudlarkowi dziękujemy za te dwa super duety i prosimy o jeszcze na następnych pokazach. Sylwia "sila" Zieja
Back to Top