WIELKA PARDUBICKA (Czechy, LKPD)

Pardubice – według niektórych „małe Duxford” już na stałe wpisało się w nasz kalendarz imprez lotniczych. Słynące z dużej ilości latających warbirdów pokazy jak zwykle przyciągnęły tłumy, a wśród nich oczywiście grupkę spod znaku SPFL. Tym razem natura okazała się nieco łaskawsza, niż w ubiegłym roku i pomimo tradycyjnych już opadów deszczu w trakcie pokazów program odbył się bez przeszkód. Nasza ekipa jak zawsze podzieliła się na dwa „obozy”: cześć zajęła miejsce w sektorze dla publiczności, a część pod płotem, po przeciwnej stronie lotniska.

Tegoroczny program pokazów co prawda nie należał do tych bogatszych, zwłaszcza że parę dni wcześniej odwołano pokaz samolotów B-25 Mitchell i P-38 Lightning. Nie oznacza to jednak, że w Pardubicach można było się nudzić – już poranny przylot Mustanga z pięknym kosiakiem nad płytą lotniska dał sygnał, że w tych dniach na niebie będzie się działo…

Pierwsza nowość pojawiła się już na początku pokazów, kiedy to Bücker Jungmann dał pokaz ze smugaczem, co niewątpliwie podniosło atrakcyjność jego pokazu w porównaniu z poprzednimi edycjami. Kolejny punkt programu to kolejna nowość, czyli Flying Bulls Duo na dwóch Sbachach XA-42. Następnie przyszła pora na weteranów lotnictwa, a my przenieśliśmy się do epoki I Wojny Światowej. Na niebie pojawiły się takie maszyny jak Fokker Dr. I, Soptwith 1 ½ Strutter, Fokker E.III czy Nieuport 12, latające w taki sposób jakby rzeczywiście chciały się wzajemnie powystrzelać. Dodajmy do tego ruchy wojsk lądowych i ostrzał artyleryjski, a będziemy mieć namiastkę prawdziwych walk z tego okresu. Pardubice bowiem to nie tylko pokazy w powietrzu, ale także szereg rekonstrukcji na ziemi.
Jeszcze dobrze nie wylądowały ostanie samoloty uczestników „bitwy”, a już dało się zobaczyć rozgrzewające się silniki Douglasa DC-6B i F4U-4 Corsair. W kilka chwil później te pięknie odrestaurowane przez Red Bulla maszyny zaprezentowały się publiczności we wspólnym przelocie.

W klimacie lat 40. ubiegłego stulecia utrzymały widzów kołujące na pas sylwetki dwóch słynnych myśliwców II Wojny Światowej – Mustanga oraz Jaka-3. „Wymiatania” na Mustangu można się było spodziewać już po sposobie, w jaki zaprezentował się podczas przylotu, a także po tym, co pokazał rok temu. Trzeba przyznać, że pilot P-51 nie zawiódł naszych oczekiwań! Niskie przeloty nad płytą lotniska i niepowtarzalny ryk silnika tego samolotu, to coś co zapamiętuje się na długo. Nie wspominając już o końcówce pokazu z przelotem około 10-15 metrów idealnie nad naszymi głowami! Czego chcieć więcej? W powietrzu był jeszcze Jak-3, którego pokaz nie był co prawda aż tak dynamiczny, jak Mustanga, jednak mając w pamięci pokazy tego samolotu z innych imprez, tutaj zaprezentował się naprawdę dobrze.
Po efektownym pokazie zespołu trzech austriackich Jungmannów przyszedł czas na clou programu. Do swojego pokazu wystartował Spitfire Mk. LFXVI. Niesamowite – tylko takim słowem można opisać to, jak na Spicie lata Dan Griffith. Po prostu trzeba to zobaczyć na żywo. Co prawda mogę nie być obiektywny w ocenie, gdyż jestem wielkim miłośnikiem tego samolotu, ale patrząc przez obiektyw aż trudno uwierzyć, jak można tę maszynę: niskie przeloty, beczki, pętle, loty „na żyletę”, to coś niezwykle rzadko spotykane u innych pilotów, latających na warbirdach.

Jeszcze nie ochłonęliśmy po locie Spita, a w powietrze wzbiła się słynna grupa akrobacyjna Flying Bulls, prezentująca jak zwykle najwyższy poziom pilotażu. Kolejne punkty programu to Harvard w barwach lotnictwa RPA i Boeing Stearman. A żeby nie było tylko „śmigłowo”, tuż po nich pojawił się czeski JAS-39 Gripen i L-159 ALCA.
Końcówka pokazów należała do Trojana, i pardubickiej „specjalności” – przelotu 26 Zlinów w jednej formacji.
Pardubice po raz kolejny udowodniły, że są mocnym punktem w kalendarzu imprez lotniczych i oferują praktycznie nie spotykany poza Duxford przegląd samolotów historycznych.