Szukaj

SPADOCHRONIARSKA PRZYGODA (Polska, EPKK)

Dzięki gościnności służb prasowych 8. Bazy Lotnictwa Transportowego w Krakowie 24 października br. trzyosobowa ekipa SPFL miała okazję obserwować ćwiczenia 6. Brygady Powietrznodesantowej pod kryptonimem "Pantera 2013". W pełnym oporządzeniu, z zasobnikami desantowymi, w oczekiwaniu na zrzut na Pustynię Błędowską imponująco prezentowało się ponad pięciuset skoczków, w tym jedna spadochroniarka. Jednak mimo ciągłego fotograficznego przeczesywania stanu osobowego Brygady, więcej żołnierek niestety nie stwierdzono… Transport zapewniały dwie maszyny CASA C295M z 8. Bazy oraz jeden samolot Hercules C-130 z 33. Bazy Lotnictwa Transportowego. Wisienką na torcie miało być desantowanie z pokładu dodatkowego Herculesa należącego do US Air Force. Wisienka przyleciała i pięknie się wszystkim zaprezentowała. Niestety, po paru godzinach odleciała bez desantu na pokładzie. W zaistniałej sytuacji cały zrzut obsłużyły polskie maszyny, które wykonały kilkanaście startów z żołnierzami i ładunkiem w kontenerach. Fotograficznie wszystko ułożyło się nadzwyczaj pomyślnie. Kilkugodzinne oczekiwanie na zrzut przerywane ćwiczeniami, przekazywaniem instrukcji przez przełożonych i sprawdzaniem sprzętu, sprawiło, że żołnierze przywykli do fotografujących, zachowywali się naturalnie i chętnie gawędzili o służbie i nie tylko. Pogoda zachęcała do wręcz piknikowych relacji ze skoczkami. Złota polska jesień dołożyła wspaniałe światło i kiedy tylko ruszyła karuzela startów i lądowań, rozpoczęła się dla nas fotograficzna uczta. Transportowce startowały i lądowały co kilkanaście minut stwarzając okazję do powtórek i poprawy ujęć. Loty wojskowe przetykane były ruchem cywilnym. Jednym słowem nie można się było nudzić. Rzecznikowi prasowemu 8. Bazy kpt. Maciejowi Nojkowi serdecznie dziękujemy za umożliwienie obserwacji ćwiczeń. Sylwester „eSKa” Kalisz

ZLOT 2013 (Polska, EPKS)

Choć sezon pokazowy jest już praktycznie za nami, nie odkładamy naszych aparatów na półkę, ale wciąż staramy się znaleźć dla nich jakieś lotnicze zajęcie...  Dla tego też z wielką przyjemnością odpowiedzieliśmy na zaproszenie 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego na organizowany z okazji rozpoczęcia szkolenia ZLOT 2013 - Dzień Otwarty. ZLOT to organizowany corocznie kurs metodyczny wyższej kadry dowódczej jednostek lotniczych wojska polskiego. Dotyczy dowódców jednostek Sił Powietrznych, Lotnictwa Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej. Tegoroczna edycja została zaplanowana w dniach 22-24 października na terenie 31 BLT Krzesiny. Pierwszy dzień tradycyjnie przeznaczony jest na egzaminy praktyczne realizowane na poligonie w Nadarzycach oraz powrót na lotnisko gdzie odbywają się dalsze elementy kursu. Dzięki uprzejmości organizatorów szkolenia mieliśmy możliwość obserwowania przylotów po realizacji zadań na poligonie. Razem z wieloma innymi miłośnikami lotnictwa oraz przedstawicielami mediów stawiliśmy się wcześnie rano 22 października pod bramą 31 Bazy. Po szybkiej rejestracji wyruszyliśmy autokarami do wyznaczonego dla nas rejonu na płycie lotniska. Do naszej dyspozycji oddano większą część przestrzeni pomiędzy pasem, a płaszczyzną postojową. Umożliwiało nam to wygodne fotografowanie zarówno tego co działo się na pasie, drogach kołowania, jak i na płaszczyźnie postojowej. Gdy dotarliśmy na miejsce, nad całym terenem unosiła się jeszcze poranna mgła. Podświetlona przez rozpoczynające dopiero swoją drogę po niebie słoneczko tworzyła trochę bajkową scenerię. Prognoza pogody na cały dzień była obiecująca, więc czekaliśmy cierpliwie i korzystaliśmy z uroków aury starając się złapać trochę ciekawych kadrów. Kiedy zbliżał się już czas pierwszych przylotów w powietrzu rozległ się charakterystyczny dźwięk uruchamianych silników F-16. Po chwili z hangarów wykołowały jasnoszare, zgrabne sylwetki naszych „Jastrzębi”. Wow! Jednak będą starty! - ucieszyliśmy się, bo przez chwilę nie było to do końca pewne. Po ostatnich sprawdzeniach samoloty ruszyły po drodze kołowania w kierunku centralnej płaszczyzny postojowej. Po dotarciu do niej przystanęły na chwilę dając nam dodatkowe możliwości fotografowania i filmowania. W tym samym czasie nad lotniskiem pojawili się pierwsi goście. To z ich powodu Jastrzębie musiały poczekać na swoją kolej. Pierwsza wylądowała krakowska Bryza z wymalowanym na kadłubie „Angry Birdem”. Dalej nad pas schodziły: biało-czerwony VIP-owki Sokół, a po nim transportowa CASA albo „Kaśka” jak ją wszyscy nazywamy. Kiedy ostatnia z przylatujących maszyn opuściła pas na miejsce startu ruszył pierwszy z „Jastrzębi”. Bez zbędnego oczekiwania prosto ze zjazdu maszyna przyspieszyła i z rykiem dopalacza pomknęła w górę. Chwilę później w powietrzu były jeszcze cztery kolejne F-16. Po krótkiej przerwie rozpoczęły się przyloty „na całego”. Śmigłowce lądowały bezpośrednio, a samoloty najczęściej wykonywały przelot z rozejściem do lądowania. Ogółem wylądowało ponad 40 maszyn reprezentujących prawie wszystkie typy eksploatowane w polskich jednostkach lotniczych. Zabrakło tylko Mi-14, Anakondy i SH-2 z Marynarki Wojennej. Formację tą reprezentowały za to dwie Bryzy (w tym jedna Bryza Bis). Lotnictwo szkolne wystawiło cztery dęblińskie Iskry (w tym jedną w ex-morskim kamuflażu) oraz trzy Orliki z Radomia. Najmilsze oku, jednak jak zawsze były „Smokery” z Mińska Mazowieckiego i Malborka oraz poczciwe „Su-czki” ze Świdwina. Te ostatnie przed wylądowaniem wykonały piękny przelot pięcio-samolotowej formacji Grot. Ech… takie rzeczy można oglądać godzinami ;). Podsumowując Dzień Otwarty na ZLOT 2013 należy uznać za bardzo udany. Piękna, jak na jesienne warunki, pogoda, dobra organizacja, świetna atmosfera i ponad 40 statków powietrznych z biało-czerwoną szachownicą. Czyż to nie wyśmienite zamknięcie sezonu? Ogromne podziękowania należą się tu organizatorom. Kolejny już raz pamiętali o nas, lotniczych świrach i dali nam możliwość spędzić piękny jesienny dzień w bliskości tego, co tak mocno kochamy - naszego lotnictwa. Dziękujemy i polecamy się na przyszłość :). Przemek Youzi Szynkora

AXALP 2013 (Szwajcaria, LSMM)

Kolejne zakończenie sezonu pokazów lotniczych jest nierozerwalnie związane z małą alpejską wioską Axalp. To właśnie w tym miejscu na początku października spotykają się miłośnicy lotnictwa z całego świata, żeby w wyjątkowej górskiej scenerii podziwiać wyczyny szwajcarskich pilotów. Dla wielu z nas jest to obowiązkowy punkt w kalendarzu. Nauczeni doświadczeniem poprzednich lat, wiedzieliśmy już jak bardzo zmienna i bezlitosna potrafi być pogoda w górach, dodatkowo wspomagana przez kolegę „Złotego”. Dlatego postanowiliśmy wykorzystać każdy możliwy moment na wspinaczkę i fotografowanie samolotów. Po niedzielnej imprezie urodzinowej „MarS'a”, większość z nas o 5 rano była gotowa do pierwszego wyjścia w góry. A nie było to proste wyzwanie. Gęsta mgła sprawiła, że droga do miejsca startu wspinaczki była bardzo niebezpieczna. Wszyscy kierowcy pokonywali ją z duszą na ramieniu, a pasażerowie milczeli z przerażenia. Chociaż muszę przyznać, że desperacja niektórych była godna podziwu. Z powodu niemocy towarzyszy niedoli, Alex postanowiła wyruszyć samotnie w tę podróż. Na szczęście została przechwycona przez mało zdyscyplinowaną grupę wywrotowców i bezpiecznie dotarła na miejsce. Podczas wspinaczki powołana została komisja do spraw lawinowych pod przewodnictwem kolegi „Upadka”, który mianował mnie ekspertem lawinowym. Chyba tylko dlatego, że kiedyś widziałem lawinę w telewizorze. Jednak coś musiało być na rzeczy, bo kamienne rumowiska w dolinie jakby urosły w tym roku i nic nie było podobne do tego, co zapamiętaliśmy z poprzednich wyjazdów. A może to jednak ta mgła? Cały czas nie dawała nam spokoju myśl, że w takim „mleku” nie będzie latania. A nawet jeśli będzie, to fotograficznie nie powalczymy. Jednak ku naszemu zaskoczeniu, tuż poniżej „ostatniej obory” zobaczyliśmy niebo. Dosłownie, ponieważ zalegająca mgła okazała się być chmurami. Czyli stara prawda się potwierdziła – „Złoty” w domu, pogoda murowana. Po męczącej drodze na szczyt zobaczyliśmy nieprawdopodobny widok – chmury pokrywały całe niebo kilkaset metrów pod nami, a spod tej szczelnej pierzyny wystawały jedynie najwyższe skalne szczyty. Za to ponad nami nie było nawet jednej chmurki! Piękny wschód słońca i oczekiwanie na wiadomość o lotach minęły w tradycyjnych oparach absurdu, w których tonęli wszyscy na KP, łącznie z obsługą wieży kontrolnej i dowódcą Patrouille Suisse. Tego dnia wszystko nam sprzyjało, no może poza obsadą lotów. Bardzo ładnie i dynamicznie latały „tygrysy”, a dzięki dużej wilgotności powietrza na ich skrzydłach aż się gotowało. Strzelały też dwa szwedzkie Gripeny, w tym jeden zmodyfikowany egzemplarz NG, ale w tym przypadku rewelacji nie było – latały zachowawczo, bez werwy, jakby na pół gwizdka. Nosy Gripenom utarł Pilatus, którego pilot zafundował nam piękny pokaz i rozłożył wszystkich na łopatki. O 14 trening rozpoczęły biało-czerwone F5 Patrouille Suisse. I chociaż nie był on pełny, to jak zawsze w tej scenerii niesamowity. Ale wszyscy czekali na Hornety, które w tych warunkach powinny dać niesamowitą dawkę adrenaliny dla wszystkich zebranych na okolicznych szczytach. I dały! Tylko dwie sztuki, ale siła, prędkość i dźwięk tych maszyn była tym, o czym marzyliśmy przez cały rok. Tak zakończył się poniedziałek. Zakończył, bo w momencie startu Złotego chmury się podniosły zakrywając miejsca manewrów maszyn i mogliśmy spokojnie zejść do przytulnych domków, aby oddać się integracji. Wtorek. Ci, którzy wczoraj wybrali fotografowanie w bazie wystartowali dziś w góry. Inni, zmęczeni wczorajszym dniem wybrali wariant pt. „knajpa przy pasie startowym”. A na górze działo się! Od samego rana pełne treningi, Hornety z flarami, śmigłowce i cała chmara bojowych F5 oraz Patrouille Suisse, ponadto Gripeny i Pilatusy. Wszystko jak zawsze w zawrotnym tempie, z pięknymi oderwaniami i iryzacją. Było wszystko, czego dusza zabraknie, ale... Był też Złoty. Zatem sporą część manewrów szczelnie zasłaniały chmury... Także tego dnia gruchnęła informacja, że ze względów pogodowych środowe i czwartkowe pokazy mogą zostać odwołane... Środa. Wystawiłem głowę za okno. Coś kapało na głowę. Nie widziałem pobliskich drzew. Nie było dobrze. Zostaliśmy. Ale nie wszyscy. Mocna ekipa postanowiła zaryzykować wspinaczkę. Część wybrała KP, a inni Wildgarst. To musiała być piękna wycieczka ze względu choćby na samą przyjemność wspinaczki. Tego dnia lotów nie było, a czwartkowe pokazy zostały ostatecznie odwołane. Wolne dni poświęciliśmy na zwiedzanie pięknej Szwajcarii, co polecam każdemu. Udowodniliśmy, że w kilka osób można rozśmieszyć całe miasto, zwiedzaliśmy jaskinie i lodowce, cały czas wspierając lokalną gastronomię i przemysł browarniczy. Tak niestety dobiegł końca tydzień pełen przygód i nieprawdopodobnych sytuacji. Do zobaczenia za 2 lata! Będzie moc!

WIZYTA W EPKS! (Polska, EPKS)

Środa, 2 października 2013 roku. Tego dnia po dłuższej przerwie odwiedziliśmy główną bazę polskich jastrzębi w podpoznańskich Krzesinach. 31. Baza przywitała nas piękną słoneczną pogoda, co o tej porze roku nie jest regułą. Już w bramie bazy przywitał nas nowy oficer prasowy porucznik Krzysztof Nanuś. Po krótkiej pogawędce okazało się, że Pan Porucznik również jest fotografem i dobrze rozumie nasze potrzeby i oczekiwania. Po załatwieniu niezbędnych formalności wjechaliśmy na teren bazy i udaliśmy się w pobliże pasa startowego, aby z dogodnego punktu uchwycić starty naszych F-16. Punkt był nie tylko dogodny, ale też bardzo bliski drogi startowej. W pierwszej turze startowało siedem maszyn, piloci, widząc „publiczność”, nie żałowali nafty – większość startów, ku uciesze naszych oczu i uszu, odbyła się z hukiem dopalaczy. Oczekiwanie na powrót maszyn umililiśmy sobie, fotografując statyczną 16-kę stojącą w pobliskim hangarze. Trzeba tu przyznać, że swobodę poruszania się po lotnisku EPKS, jak na standardy bazy NATO, mieliśmy dużą. Po „obfoceniu” lądowań padło pytanie: co dalej? Nasz opiekun zdradził, że za około dwie godziny planowana jest druga tura startów. Po takiej informacji jednomyślnie podjęliśmy decyzję, że drugiej porcji huku i ognia nie odpuszczamy. Chwilę przerwy wykorzystaliśmy na szybką przekąskę, wszak nie samą fotografią człowiek żyje. Po zaspokojeniu naszych przyziemnych potrzeb wróciliśmy po drugą porcję naszej duchowej strawy. Żeby kadry były ciekawsze, a jastrzębie prezentowały się korzystniej, postanowiliśmy tym razem nieco zmienić nasze miejsce stacjonowania przy pasie. Piloci znowu nie zawiedli naszych oczekiwań – większość startów była z „ marchewkami”. Oczywiście nie pożałowaliśmy migawek aby je uwiecznić, tym bardziej, że pogoda i światełko były naprawdę piękne. Po ostatniej serii startów przyszedł czas na pożegnanie z panem porucznikiem i z 31. BLT. Na zakończenie wizyty nasz opiekun zachęcił nas do kolejnych odwiedzin w bazie w Krzesinach, oczywiście na pewno nie omieszkamy z takiego zaproszenia skorzystać. Karol „Carlito” Kakietek

POD SŁOŃCEM HISZPANII (Hiszpania, LEAB)

Charakterystyczny szum silników obwieścił nam, że wreszcie nadchodzi długo oczekiwana chwila. Patrzymy na zachodnią stronę lotniska, gdzie po chwili widać już sylwetki pierwszych, wyjeżdżających zza wałów ochronnych samolotów. W falującym od ciepła powietrzu maszyny wyglądają jak pustynne miraże. Ale nie ma wątpliwości, pierwsze dwa to z pewnością F-16. Ciekawe, nasze czy Tureckie? - zastanawiamy się. Za nimi kołują Hornety… dwa, cztery, dalej Mirage 2000 - oj będzie się działo! Maszyny zatrzymują się na płaszczyźnie oczekiwania by po chwili ruszyć w kierunku pasa. Najpierw wykołowują F-16. Szum silników narasta i pierwsza maszyna rusza do startu. Ciemnoszary Fighting Falcon mknie po pasie i po chwili z gracją unosi się w powietrze! Jednak pierwsi startują Turcy. Chwilę później w powietrzu jest już następny F-16. Za nimi ruszają Hornety… co ciekawe idą parą. Wow! Takie starty to niecodzienny widok na zachodnich lotniskach! Po chwili już wiadomo - to Szwajcarzy . Prawie jak Meiringen! – żartujemy. Tak, tylko że jest znacznie cieplej, nie pada, a w powietrzu unosi się zapach oregano... Na drogach kołowania pojawiają się kolejne maszyny. Jest pięknie, a to dopiero początek… no właśnie, to zacznijmy może jednak od początku. „Kuźnia dowódców” Kiedy na stronie internetowej kursu TLP pojawiła się informacja o organizowanym 2 października dniu spotterskim długo się nie zastanawialiśmy. Już od dawna chcieliśmy tam pojechać, ale do tej pory nie było możliwości. Kiedy dodatkowo organizatorzy poinformowali, że oprócz „szesnastek”, „osiemnastek”, Typhoonów i Mirage będzie można zobaczyć też amerykańskie F-15 „klamka zapadła”. Rejestracja przebiegła gładko i pozostało już tylko czekać na dzień wyjazdu. Zainteresowanie ze strony miłośników lotnictwa przerosło oczekiwania organizatorów. Zamiast planowanych 200, zgłosiło się dwa razy więcej osób! Na szczęście, zamiast połowę chętnych „odprawić z kwitkiem”, organizatorzy zaplanowali jeszcze jeden Dzień Spotterski. Nasze akredytacje przypadły właśnie na dzień numer dwa... W tym miejscu kilka słów o samym TLP. Tactical Leadership Programme to organizacja powołana w 1978 roku przez USA, Wielką Brytanię , Hiszpanię, Belgię , Danię, Francję, Grecję, Holandię, Niemcy i Włochy w celu doskonalenia zastosowania taktyki oraz procedur NATO w realizacji międzynarodowych operacji lotniczych. W organizowanych kilka razy w roku kursach oprócz pilotów z państw założycielskich mogą brać udział również lotnicy z pozostałych krajów Sojuszu oraz wybranych państw niezrzeszonych. Od 2009 roku na kursach tych szkolą się również piloci Polskich Sił Powietrznych. Należy tu jeszcze podkreślić, że TLP to nie jest szkoła pilotażu. Na tych kursach szkoli sie pilotów w zakresie wykorzystania taktyki, planowania oraz dowodzenia ugrupowaniami bojowymi w warunkach zbliżonych do wojennych. Jest to jeden z najtrudniejszych i najbardziej prestiżowych programów szkoleniowych na świecie i wysyłani są na niego tylko najlepsi. W 2010 roku ze względu na dostępną ilość „dni lotnych” w roku, bazę TLP przeniesiono z Belgijskiego Florennes do Hiszpańskiego Albacete. Spotters Day Nadszedł wreszcie "nasz" dzień spotterski. Pogoda trzymała się hiszpańskich standardów, czyli zapowiadało się mocne słońce, błękitne niebo i trochę chmurek. Jednym słowem nieźle, ale obawialiśmy się dużej "termiki" w godzinach popołudniowych, kiedy miały odbywać się loty. Po dotarciu do bazy w pierwszej kolejności czekała nas rejestracja i kontrola bezpieczeństwa. Trzeba przyznać, że miejscowa żandarmeria potraktowała sprawę bardzo serio. Takiej kontroli nie przechodziliśmy nawet w niemieckich bazach ;). Oprócz sprawdzenia naszego sprzętu otrzymaliśmy też pierwsze wytyczne, czego nam nie wolno fotografować. Po zakończeniu formalności „zapakowaliśmy się” do autobusów i ruszyliśmy w głąb bazy. Tuż przed odjazdem powitała nas jeszcze para startujących Eurofighterów. Autobusy dowiozły nas do jednego z hangarów, w którym odbyła się odprawa. Tuż obok rozciągał się widok będący marzeniem każdego lotniczego świra – na płaszczyźnie postojowej stały długie rzędy maszyn biorących udział w szkoleniu. Było na co popatrzeć: Hawki, Falcony, Hornety, Typhoony oraz Mirage. Nigdzie niestety nie było widać zapowiadanych amerykańskich F-15. No cóż, trudno – powiedzieliśmy sobie. I tak już to, co było, gwarantowało ciekawy dzień. Po powitaniu nas w narodowych językach rozpoczął się briefing. Pokrótce zapoznano nas z zadaniami kursu oraz jego historią. Następnie przyszedł czas na zasady bezpieczeństwa i restrykcje dotyczące robienia zdjęć. Trzeba przyznać, że lista ta była całkiem długa. Dla przykładu nie wolno nam było fotografować samolotów podczas prac personelu naziemnego. Biorąc pod uwagę, że sporą część kontyngentu francuskiego i hiszpańskiego stanowiły panie… ograniczenie to było naprawdę uciążliwe ;). Część „roboczą” naszej foto-wizyty w bazie TLP rozpoczęliśmy od platformy postojowej. Podzieleni na grupy pod opieką żandarmów ruszyliśmy szukać ciekawych ujęć. Tego dnia czekały na nas „szesnastki” z Polski i Turcji, lokalne oraz szwajcarskie Hornety , Hawki z RAF, włoskie i hiszpańskie Typhoony, francuskie Mirage 2000 (w dwóch smakach – uderzeniowym i myśliwskim) oraz samotny hiszpański Mirage F-1. Tę ostatnią maszynę można uznać już za rarytas, ponieważ ten typ jest już praktycznie wycofany z linii. Kiedy rozpoczęliśmy nasze „poszukiwania” słońce dopiero rozpoczynało swoją podróż po niebie i część maszyn była jeszcze pokryta poranną rosą. Czasami, w połączeniu z ostrym porannym światełkiem dawało to bardzo ciekawe efekty wizualne. Po sesji na statyce wszystkie grupy spotkały się na mały „refresh” w pobliskiej kantynie. Gdy dotarliśmy na miejsce było tam już bardzo gwaro i tłoczno. Niezbyt duże pomieszczenie wypełniał tłum spotterów, lotników i personel bazy. Dodatkowo przedstawiciele kontyngentów z Turcji i Francji i Hiszpanii zorganizowali mini stoiska, przy których można było porozmawiać, pożartować i oczywiście uzupełnić swoje kolekcje naszywek, koszulek i odznak lotniczych. Atmosfera była wyśmienita. Po tej krótkiej przerwie ponownie załadowaliśmy się do autobusów i przewieziono nas do stołówki na lunch. Na start! Po smacznym posiłku i otrzymaniu „giftów” wyruszyliśmy wreszcie na drugą stronę bazy do miejsca gdzie mieliśmy obserwować starty i lądowania. Dni Spoterskie wyznaczono na ostatnie dwa dni lotne całego kursu. Dla większości biorących w nich udział pilotów były to ostatnie loty egzaminacyjne. Do naszej dyspozycji oddano kilkuset metrową przestrzeń w centralnej części pasa. Po krótkim oczekiwaniu powietrze wypełnił charakterystyczny dźwięk uruchamianych silników. Oprócz samolotów do startu przygotowywały się również śmigłowce. Był to zespół trenujący operacje CSAR – ratowania zestrzelonych pilotów z terenu przeciwnika. W jego skład wchodziły cztery maszyny (hiszpańskie Sea King, Super Puma, AB-212 oraz włoski HH-3 Pelican). Jak się po chwili okazało to właśnie one rozpoczęły operacje lotnicze w tej części dnia. Co ciekawe, abyśmy mogli wygodnie fotografować operacje całej formacji organizatorzy ”ad hoc” rozszerzyli naszą strefę o kolejne 200 metrów! Było to bardzo miłe zaskoczenie i kolejny przykład dobrego rozumienia przez organizatorów, w jakim celu organizuje się tego typu imprezy. Zaraz po „wiatrakach” rozpoczęły się starty „palników”. Pierwsze poderwały się tureckie Falkony, a zaraz po nich szwajcarskie i hiszpańskie Hornety. Później na drogach kołowania zaczęły pojawiać się francuskie Mirage 2000D i hiszpańskie Typhoony. W związku z tym, że ich miejsce postojowe było na płaszczyźnie nr 2., aby dotrzeć na początek pasa musiały przedefilować przed nami wzdłuż całej prawie jego długości. Dało nam to dodatkowe możliwości fotograficzne. Niestety jak się później okazało występująca już o tej porze dnia termika bardzo utrudniała wykonanie dobrego zdjęcia. Startowały kolejne maszyny, a cały czas nie było widać naszych „Jastrzębi”. Co ciekawe nie tylko my na nie czekaliśmy.  Dla wielu poznanych przez nas tego dnia fotografów nasze „efki” były główną atrakcją. Kiedy orientowano się, że jesteśmy z Polski zaraz zasypywano nas pytaniami czy coś wiemy o startach polskich maszyn. ;). Wreszcie nasze (i nie tylko) oczekiwania się spełniły i na pasie pojawiły się F-16 z biało-czerwoną szachownicą. Muszę przyznać, że kiedy gdzieś za granicą widzę nasze samoloty to zawsze „serce rośnie”. Kto by pomyślał, jeszcze dziesięć lat temu, że będziemy mogli oglądać naszych pilotów w nowoczesnych maszynach na jednym z najbardziej prestiżowych szkoleń lotniczych na świecie! Ogółem w powietrze poderwało się prawie 40 statków powietrznych. Biorąc pod uwagę miejsce gdzie się znajdowaliśmy i to, że dla większości pilotów były to loty egzaminacyjne, nie oczekiwaliśmy żadnych „fajerwerków”. Trzeba jednak przyznać, że niektórzy próbowali choć trochę uatrakcyjnić swoje starty. Najbardziej „starali się” piloci francuskich Mirage’y 2000, którzy po schowaniu podwozia długo jeszcze „ciągnęli” nisko nad pasem. Dziękujemy Panowie! Kiedy wszystkie maszyny były już w powietrzu ogłoszono około godzinną przerwę. Większość z nas aby nie stać na coraz mocniej przypiekającym słońcu schroniła się do pobliskiego zagajnika. Warto tu jeszcze podkreślić, że naszą obecność po drugiej stronie pasa zabezpieczała karetka pogotowia oraz samochód z dużą ilością butelkowanej wody. Ponowny ruch w powietrzu rozpoczął się od przylotu VIP-owskiego Couguara z Hiszpańskich Sił Powietrznych. Zapewne przybywali już oficjalni goście na zaplanowane tego dnia uroczyste zamknięcie szkolenia. Słoneczko powoli zaczęło przechodzić w tryb „magic hour”, a na niebie pojawiły się pierwsze powracające samoloty. Wszystkie lądowania odbywały według tego samego schematu: przelot parą nad lotniskiem, rozejście i podejście do lądowania. Niestety prawie wszystkie przeloty odbywały się dosyć wysoko, jedynie polski F-16 zafundował nam niskie przejście nad pasem.  Na zakończenie do lądowania podeszła formacja śmigłowców CSAR dostojnie defilując wzdłuż całej długości pasa. Było to bardzo miłe pożegnanie! Do zobaczenia! Podsumowując, wyjazd na TLP Spotters Day uważamy za bardzo udany. Na wysoką ocenę zasługuje tu organizacja całej imprezy, świetna atmosfera, a w szczególności dobre zrozumienie przez organizatorów potrzeb i oczekiwań lotniczych świrów takich, jak my. ;) Dalej, słowa uznania należą się też naszym opiekunom za dużą elastyczność w egzekwowaniu bardzo restrykcyjnych hiszpańskich przepisów. Wreszcie, „na własne oczy” zobaczyliśmy sławne TLP, gdzie wśród lotniczej elity trenują nasi piloci. Nawiązaliśmy nowe znajomości i oczywiście nasze karty zapełniły się nowymi ujęciami naszych ulubionych „palników”. Dlatego z niecierpliwością czekamy już na informację na temat TLP Spotters Day 2014! TLP Team, muchas gracias y nos vemos - dziękujemy i do zobaczenia! Przemek Youzi Szynkora

OSTRAVA NATO DAYS 2013 (Czechy, LKMT)

W dniach 21 - 22 września 2013 odbyła się XIII edycja Dni NATO w Ostrawie - Mosnov połączona po raz czwarty z Dniami Sił Powietrznych Republiki Czeskiej. Dni NATO w Ostrawie rozpoczęły swoją tradycję w 2001 roku. Obecnie są największym wydarzeniem w Europie Środkowej prezentującym możliwości sił zbrojnych, policji i ratowników, strażaków, celników, służby więziennej, straży miejskiej i innych elitarnych jednostek dbających o bezpieczeństwo w Europie Środkowej. Główny program odbywa się w Ostrava Leos Janacek Airport. Składa się z prezentacji ciężkiego sprzętu wojskowego, sprzętu policji i ratownictwa. To również dynamiczna prezentacja wyszkolenia sił specjalnych, prezentacja uzbrojenia, sprzętu i narzędzi poszczególnych jednostek. To wszystko na ziemi, ale Dni NATO to również pokazy lotnicze, które są gratką dla pasjonatów lotnictwa, czyli dla nas. Mając w pamięci poprzednie edycje tego wydarzenia oczekiwaliśmy wielu wspaniałych atrakcji lotniczych. Z uwagą śledziliśmy, na długo przed samą imprezą, strony internetowe zapowiadające, jakie gwiazdy wezmą w niej udział. Niestety im bliżej terminu pokazów tym, wieści były gorsze. Program nie zapowiadał się bogato. Tej imprezy nie mogliśmy jednak odpuścić i liczną grupą stawiliśmy się w Ostrawie. Gdy wysiedliśmy z samochodów i rozpoczęliśmy marsz w stronę lotniska już z daleka mogliśmy podziwiać ogromną sylwetką An-124-100 Rusłana. Widok tej ogromnej maszyny pomagał nam w nawigowaniu przez błotniste ścieżki. Niestety, znany nam dotąd dostęp do miejsca w pobliżu linii pokazów, z którego zawsze dotąd fotografowaliśmy, został ogrodzony i musieliśmy szukać nowej miejscówki. Postanowiliśmy ulokować się na sąsiednim buraczanym polu, co później okazało się jednak nie najgorszym wyborem. Również pogoda nie była zbyt ciekawa: szaro, buro, a my stojący w błocie po kostki. Dodajmy do tego leniwe tempo pokazów… Nastroje nie były optymistyczne. Czeska L-159 Alca, austriacki Eurofighter Typhoon, skromna defilada Sił Powietrznych Republiki Czeskiej, oraz lot demonstracyjny tankowania dwóch Gripenów z Herculesem - oto, co mogliśmy zobaczyć do południa. Dobrze, że późniejszy pokaz Holendra na pomarańczowym F-16 okazał się zdecydowanie bardziej dynamiczny. Zaprezentował się nam również słoweński PC-9M Hudournik oraz śmigłowce: czeski AH-1S Cobra, Mi-171S oraz Mi-24, a po nich niespodzianka. Znudzeni wszechogarniająca szarością dostrzegliśmy 5 małych sylwetek kolorowych śmigłowców. Nie sądziliśmy jednak, że tak nas zaskoczą. Grupa akrobacyjna Hiszpańskich Sił Powietrznych Patrulla ASPA była chyba największą gwiazdą Dni NATO. Małe Eurocopter Colibri, pomalowane w narodowe barwy Hiszpanii dały niesamowity pokaz synchroniczny. Były też mijanki i smugacze. Następnie belgijski śmigłowiec A109 dał ładny pokaz z flarami, czeski JAS-39 Gripen z bardzo skromnymi, symbolicznymi flarami, a potem szwedzki Saab 105, bez flar. Tak bardzo wyczekiwany przez nas Viggen zaprezentował się zachowawczo i krótko. Opóźnienie jego pokazu spowodowała podobno usterka techniczna, która również była przyczyną skrócenia pokazu w sobotę. Ciekawa sylwetka Viggena i niskie przeloty zawsze nas elektryzowały. W niedzielę, na szczęście, zobaczyliśmy już pełny program. Na koniec świetny pokaz dali Turkish Stars. Zaprezentowali się sześcioma samolotami, z czego cztery to NF-5A Freedom Fighter oraz dwa NF-5B Freedom Fighter. Rozejścia, mijanki, wszystko ze smugaczami na bogato - jak zawsze wysoki poziom. Było pięknie, choć chwilami daleko. W niedzielę warunki atmosferyczne były wyraźnie lepsze. Szczególnie zyskał na tym pokaz austriackiego Eurofightera, którego dynamiczne manewry wzbogaciły piękne oderwania. Mogliśmy również być świadkami odlotu An-124-100 Rusłana, którego wcześniej podziwialiśmy na statyce. Przyzwyczajeni do atrakcji z ubiegłych edycji Nato Days, byliśmy trochę zawiedzeni okrojonym programem. Mając w pamięci jak wiele działo się powietrzu w poprzednich latach, tegoroczne pokazy wypadły skromniej i trochę niemrawo. Dodatkowo wolne tempo wydarzeń podkreślały częste pauzy, w których odbywały się prezentacje części lądowej, odbywające się bardzo daleko od naszego „pola buraków”. Jednak czy warto było się tam pojawić, oceńcie to po obejrzeniu naszych fotografii. Sylwia „sila” Zieja

II ZLOT LOTNICZY SPFL (Polska, EPZR)

W dniach 14-16 września 2013 odbył się II Jesienny Zlot Lotniczy SPFL. Członkowie stowarzyszenia wraz z osobami towarzyszącymi przybyli do Międzybrodzia Żywieckiego. Zlot to nie tylko integracja, ale również odpoczynek w pięknych okolicznościach przyrody i atrakcje, jakich nie doświadczylibyśmy nigdzie indziej. W tym roku gościem specjalnym zlotu był Artur Kielak. W sobotę przed południem na teren Górskiej Szkoły Szybowcowej mieszczącej się u podnóża Góry Żar zaczęli przybywać członkowie SPFL. Była kawka i dyskusje na temat planu dnia. Bacznie obserwowaliśmy pogodę, która – jak to w górach bywa – okazała się dość kapryśna. Planowaliśmy tego dnia loty szybowcami. Na szczęście deszcz, którego najbardziej się obawialiśmy, nie popsuł nam zabawy i kiedy dostaliśmy zielone światło, udaliśmy się w stronę hangarów. Po przygotowaniu Puchaczy odbyła się odprawa, na której zostaliśmy zaznajomieni z szybowcami i warunkami bezpieczeństwa. Ze względów atmosferycznych loty miały być tylko kilkunastominutowe, ale dzięki temu skorzystało więcej chętnych. Na zmianę dwa szybowce wyciągał samolot Jak-12M. Większość z nas mogła po raz pierwszy doznać niesamowitych wrażeń szybownictwa. Szybki start, dźwięk zwalnianego holu, potem już tylko szum wiatru i piękny krajobraz – to było to! Niektórzy mogli na chwilę przejąć drążek, a inni w czasie lotu robili zdjęcia lub rejestrowali swój lot kamerami. Po dniu pełnym wrażeń wieczorem udaliśmy się na ognisko. Niedziela przywitała nas piękną słoneczną pogodą. Tego dnia oczekiwaliśmy naszego gościa specjalnego – Artura Kielaka. Kiedy zbliżał się moment jego przylotu, stale obserwowaliśmy niebo. W pewnym momencie od strony Góry Żar pojawił się jego samolot, wykonał kilka figur i wylądował tuż przed nami. Po wspólnej fotografii Artur przygotowywał swój samolot do pokazu, a my swoje aparaty. Część z nas udała się na taras hotelu, a pozostali na most łączący dwa brzegi Jeziora Międzybrodzkiego. Pogoda troszkę się pogorszyła, słońce schowało się za chmurami. W końcu wystartował. Zwinny XA-41 prezentował się pięknie na tle gór. Dym podkreślał tor jego lotu, a my w swoich wizjerach próbowaliśmy za nim nadążyć. Mistrz prezentował swoje umiejętności i zwinność maszyny. W zachwyt wprowadzały nas jego naloty w kierunku tarasu, z którego fotografowaliśmy. To było niesamowite! Tak blisko i dynamicznie! Potem pionowo w górę, kilka figur i znów zakręt na tle gór. Przelot nad jeziorem i znowu nalot na nas. Tak nas raczył wielokrotnie w ciągu tego popołudnia, z małymi przerwami na zatankowanie samolotu i parafiny do smugacza. Później było jeszcze trochę czasu na kolejne loty szybowcami. Z tej możliwości nie mogliśmy nie skorzystać. Wieczorem ponownie spotkaliśmy się na ognisku. Były żarty i wymiana wrażeń z całego weekendu. W poniedziałek jeszcze wspólne śniadanie i musieliśmy się pożegnać. Raczej nie na długo, bo w perspektywie mamy kolejne wydarzenia lotnicze takie jak Dni NATO w czeskiej Ostravie czy pokazy lotnicze w Axalp w Szwajcarii. Serdeczne podziękowania dla Artura Kielaka za przybycie i wyjątkowy pokaz oraz dla Górskiej Szkoły Szybowcowej AP „Żar” za gościnę i możliwość polatania szybowcami. Sylwia „sila” Zieja

BEMOWO ON AIR (Polska, EPBC)

Środek września, weekend, warszawskie Bemowo i… najgorsza możliwa pogoda na piknik lotniczy. Chmury na niewielkiej wysokości i kompletny brak słońca. Chłodno, nawet jak na tę porę roku. Taka aura nie sprzyja piknikom, nie ściąga tłumów, stoiska z jedzeniem świecą pustkami a balonikom napełnionym helem ciężko znaleźć nowego, kilkuletniego właściciela. Taka aura nie sprzyja również fotografom. No cóż… urody i pogody się nie wybiera (dobrze, że przynajmniej ta pierwsza trzyma stale wysoki poziom :) ). Spójrzmy zatem na to wszystko z drugiej strony. Jesteśmy na lotnisku Babice. Po lewej stronie, w oddali, pną się ku niebu warszawskie drapacze chmur. Po stronie prawej zielone wzgórze lub jeśli ktoś woli mniej poetycko – wysypisko śmieci. Przed nami ulica zapełniona domkami jednorodzinnym. Jest ciekawie, bo jest inaczej. Jest ciekawie, bo nieczęsto organizuje się pokazy w miejscu z tak wyraźnym miejskim klimatem. Szereg samolotów rozstawionych między publicznością a pasem startowym to po części statyka, po części samoloty biorące udział w pokazach w powietrzu. Możemy zobaczyć między innymi takie maszyny jak Piper Cub, TS8 – Bies, Stinson, Bryza oraz trochę ultralekkich. Przejdźmy do najważniejszego, czyli pokazów w powietrzu. Ten element pikniku bezwzględnie uratował Artur Kielak, którego pokaz po prostu zachwycił publiczność. Kilka minut zapierających dech w piersiach ewolucji na samolocie Sbach 300 o nietuzinkowej rejestracji SP-EED podniosło temperaturę powietrza o przynajmniej 10 stopni. Na uwagę zasługuje również pokaz SB LIMa. Było nisko, szybko i głośno. W powietrzu mogliśmy także zobaczyć między innymi Iskrę, Extrę 300 czy Zlina. Był oczywiście podstawowy pakiet piknikowy, czyli: szybowce, skoki spadochronowe wykonywane przez żołnierzy jednostki Grom, wiatrakowce oraz pokazy modeli latających (tych ostatnich było trochę za dużo). Deklarowane F-16 niestety nie pojawiły się na niebie. Podsumowując, program do bogatych nie należał. Szczególnie jeśli gdzieś w tyle głowy mamy pojawiające się tu i ówdzie porównania do Góraszki. Brakuje sporo, ale… jest potencjał. Kończąc tę krótką relację nie można nie wspomnieć o bardzo dobrej organizacji. Zaangażowanie organizatorów było widać na każdym kroku i to należy docenić. Dlatego trzymamy mocno kciuki za to aby kolejne edycje były jeszcze ciekawsze, program pokazów był bogatszy a pogoda nie płatała przysłowiowych figli. W sferze marzeń jest to, aby Bemowo On Air osiągnęło poziom pokazów w Góraszce, czego gorąco życzymy organizatorom i sobie. Marek „Amon” Staciwa

SANICOLE SUNSET AIRSHOW (Belgia, EBLE)

Sanicole Sunset Airshow - impreza, która już na stałe wpisała się w europejski kalendarz imprez lotniczych. W tym roku odbyła się czwarta edycja tego niecodziennego wydarzenia. Słowo „niecodziennego” ma tu dwojakie znaczenie – zarówno czegoś niezwykłego, jak i nie odbywającego się w dzień. A to dlatego, że pokazy zaczynają się około godziny 18, tuż przed zachodem słońca, a kończą praktycznie w nocy. Te nietypowe godziny pokazów (od 18.00 do 20.00) gwarantują wyjątkowe efekty wizualne, które możemy - przy sprzyjającej aurze - podziwiać na rozgrzanym do czerwoności horyzoncie. Nie dane było nam jednak tego doświadczyć. Niestety, podczas tegorocznego wyjazdu nie dopisała nam pogoda - niebo było pokryte ciężkimi chmurami. Po kilku, a w niektórych przypadkach po kilkunastogodzinnej podróży, nasza skromna ekipa zameldowała się na lotnisku ok. godziny 16. Dzięki temu, jakby w nagrodę, bez większego problemu udało nam się zająć stanowiska w sektorze dla prasy i VIP. Pokazy rozpoczęły się niemrawo - na tle szarego, burego nieba zaprezentowały się Breitling Wingwalkers, Lockheed Constellation i znany nam dobrze Rafale. Jednak prawdziwe widowisko rozpoczęło się po "zachodzie" słońca, a dokładniej po nastaniu ciemności, gdy szare niebo zastąpione zostało przez jednolite ciemne tło. Belgijski F-16, holenderski AH-64 Apache, latająca "pirotechnika" w postaci SWIP Team, czy szybowca Glider FX albo Red Bull Blanix Team - dzięki tym maszynom mogliśmy zobaczyć niezwykłe widowisko na niebie. Rzucane przez nie flary, sztuczne ognie, smugacze, fajerwerki, no i kanonada na koniec imprezy sprawiła, że poczuliśmy się zupełnie jak podczas sylwestrowej nocy. Chociaż pokazy o tak późnej porze i przy tak niekorzystnych warunkach meteorologicznych nie sprzyjają robieniu zdjęć, chcemy podzielić się z Wami naszym dorobkiem. Mamy nadzieję, że poniższe zdjęcia oddadzą przynajmniej część niezwykłej atmosfery Sanicole Sunset Airshow. Krzysztof „kichu” Baranowski

KUMAN – HISTORIA W KILKU ZDJĘCIACH (Polska, EPMM)

Back to Top