Szukaj

ATHENS FLYING WEEK – TATOI AIR SHOW

Słoneczna pogoda, piękne widoki, zabytki i wyśmienita kuchnia… z tym najczęściej kojarzy się Grecja. Dla nas ważne są jeszcze Corsairy, Apacze, Chinooki i …. „Zeus”. Kiedy właśnie owe foto-lotnicze "przysmaki" pojawiły się w programie Athens Flying Week - Tatoi Air Show, nie zastanawialiśmy się długo i postanowiliśmy odwiedzić tę ciekawą imprezę. Oprócz wymienionych już greckich specjałów organizatorzy „zaserwowali” również wiele innych atrakcji - w tym holenderskie i belgijskie Dema na F-16, polskie „Orliki” oraz MiG-29 Solo Display Demo z rewelacyjnym kpt. Adrianem Rojkiem za sterami. Chociaż pogoda była momentami bardzo wymagająca, całość imprezy trzeba uznać za bardzo udaną. Szczególne wrażenie zrobiła na nas prezentacja śmigłowców z greckiej marynarki wojennej oraz bardzo dynamiczne demo Apacza z Lotnictwa Greckich Wojsk Lądowych. Ateńskie pokazy opuściliśmy zadowoleni z obficie wypełnionymi kartami. Na szerszą relację zapraszamy już wkrótce.

ATHENS FLYING WEEK – TATOI AIR SHOW (Grecja, LGTT)

Polowanie na Korsarza – Athens Flying Week – Tatoi Air Show. Piękne słońce, zapierające dech widoki, starożytne zabytki i wyśmienita kuchnia… z tym najczęściej kojarzy się Grecja. Dla nas atrakcją jest jeszcze „Zeus”, Apacze, Chinooki , a przede wszystkim… Corsairy. Właśnie dla tych ostatnich w drugi weekend września przyjechaliśmy do Aten. Naszym celem były odbywające się w ramach Athens Air Week (AFW) pokazy Tatoi Air Show. Impreza organizowana od trzech lat odbywa się na terenie lotniska w podateńskim Tatoi. „Polowaliśmy” na te maszyny już od kilku lat. Do tej pory mieliśmy możliwość zobaczenia ich jedynie na wystawie statycznej na kilku edycjach RIAT-u. W związku z tym, że w tym roku podjęto decyzję o ich ostatecznym wycofaniu, była to już prawdopodobnie ostatnia okazja, aby zobaczyć je w powietrzu. Corsair II to bardzo ciekawa i „charakterystyczna” konstrukcja pamiętająca jeszcze wojnę w Wietnamie. Maszyna wyróżnia się swoim wyglądem i jest jednym z ostatnich „wojowników Zimnej Wojny”, którego jeszcze można zobaczyć w powietrzu. Dla greckich miłośników lotnictwa jest tak samo „kultowa”, jak dla nas Su-22. W programie imprezy przewidziano jeszcze prezentacje innych „lokalnych przysmaków”. Listę otwierał oczywiście Team Zeus, którego przedstawiać nie trzeba. Dalej mieliśmy Team Daedalus, czyli demo akrobacyjne na T-6 Texan II, śmigłowce z Hellenic Navy, oraz reprezentacje z lotnictwa wojsk lądowych: śmigłowce NH-90, CH-47 Chinook i „Pegasus Demo Team” na AH-64 Apache!. Wszyscy doskonale znamy pokazy holenderskich „Czerwonoskórych”, bywalcy RIAT-u widzieli nieraz pokaz brytyjskiego Apacza, ale greckie demo było dla nas zupełną nowością. Ponadto na AFW 14 bardzo silną reprezentację wystawiły Polskie Siły Powietrzne. Pod greckim niebem miały zaprezentować się Orliki oraz MiG-29! Ten ostatni zapowiadany był jako jedna z głównych atrakcji tej imprezy. Z zagranicznych gości należy wymienić „standardowy duet” europejskich pokazów – czyli demo teamy na F-16 z Belgii i Holandii. Impreza zaplanowana została na trzy dni: dzień spotterski oraz dwa dni pokazów. Baza lotnicza w Tatoi jest niewielkim lotniskiem wykorzystywanym przez Akademię Sił Powietrznych, Straż Wybrzeża i kilka Aeroklubów. Na jego terenie mieści się również Muzeum Greckich Sił Powietrznych. Samo lotnisko usytuowane jest w orientacji północ-wschód – południe- zachód, więc jeśli chodzi o fotografowanie pod słońce, nie jest tu najgorzej. Kiedy się przygotowywaliśmy do tego wyjazdu, pogoda budziła nasze największe obawy. Najbardziej baliśmy się upału i czystego bezchmurnego nieba…. Jak się miało wkrótce okazać, zupełnie niepotrzebnie. Warto jeszcze wspomnieć, że pokazy w Tatoi mają fantastyczne tło w postaci masywu górskiego Mont Parnitha. Dzięki czemu można złapać ujęcia maszyn lecących na tle gór, co jest unikalne samo w sobie. Dzień spotterski postanowiliśmy spędzić poza bazą, a dokładnie pod płotem w okolicach podejścia do lądowania. Jak już wspomniałem Tatoi nie jest dużym obiektem i tutaj krawędź pasa znajduje się w niedużej odległości od płotu. Niestety niezbyt długi pas powoduje też, że niewiele maszyn startuje do pokazów z tego lotniska. Nie ma co też ukrywać, że duży wpływ na wybór miejsca miało bezpośrednie sąsiedztwo bazy z bardzo sympatyczną tawerną. :) Jej ogródek stykał się z terenem pokazów, a ona sama zabezpieczała wszelkie potrzeby, jakie może mieć miłośnik lotnictwa „w terenie” . W związku z tym, że treningi miały rozpocząć się dopiero o 14:00 zamiast o planowanej 9:00, mieliśmy sporo czasu, aby dobrze przetestować specjały, jakie tam serwowano.  Do tego pięknie przygrzewające greckie słoneczko sprawiło, że szybko zrobiło się bardzo przyjemnie, albo wręcz leniwie. Kiedy z tej idylli wyrwał nas huk silników przelatującego na dopalaczach MiG-a, był to sygnał, że czas zabrać się „do pracy”. Dzień spotterski to dzień treningów i przylotów, tutaj tych ostatnich było niewiele. Większość ekspozycji statycznej stanowiły śmigłowce wojsk lądowych, które przybyły już wcześniej. Podczas treningów można było za to zapoznać się prawie ze wszystkimi elementami programu. My jednak czekaliśmy na Corsairy! Jak się szybko okazało, nie tylko my. Stojący obok nas inni zagraniczni miłośnicy lotnictwa mieli ten sam cel. Wreszcie nad horyzontem pojawiły się najpierw dwa punkciki. Potem można już było zobaczyć smugi spalin, a chwilę później nad głowami przemknęła nam para pękatych A-7. Czekając na rozpoczęcie lotów, nasłuchaliśmy się od lokalnych spotterów, jakimi to „kozakami” są chłopaki z Araxos (baza A-7), więc oczekiwania co do ich pokazu mieliśmy spore. Niestety po trzecim przelocie po prostej nasze emocje trochę opadły. Chwilę później maszyny zmieniły kurs i ruszyły w drogę powrotną do domu. :( OK, Korsarze w locie zostały „zaliczone”, ale mówiąc delikatnie, czuliśmy pewien niedosyt. Pocieszaliśmy się, że to jednak był tylko trening i na niedzielnym pokazie (loty A-7 w sobotę zostały odwołane) dadzą czadu. Pomimo wszystko w dobrych humorach udaliśmy się na kwaterę i czekaliśmy na dzień następny. Nadszedł wreszcie pierwszy dzień pokazów. Oprócz kilku stref specjalnych (dla VIPów i sponsorów), organizatorzy przygotowali również specjalną strefę z wybudowaną trybuną. Konstrukcja wznosiła się na dobre 10 metrów i zapewniała bardzo ciekawy widok na rozgrywające się pokazy. Jedynym mankamentem tej konstrukcji było wrażenie jej... delikatności. Dodatkowo, efekt ten potęgował sztormowy wręcz wiatr, jaki nawiedził teren pokazów od samego rana. Dla stojących prawie 10 metrów nad ziemią był to prawdziwy „test wiary” ;). Pogoda generalnie bardzo mocno różniła się od tej z dnia poprzedniego. Duże zachmurzenie, bardzo silny wiatr i przelotne opady nie wróżyły imprezie zbyt dobrze. Dodatkowo, mocno spadła temperatura, a my przygotowani byliśmy raczej na greckie późne lato niż angielską jesień. Na szczęście, kiedy przyszedł czas rozpoczęcia imprezy, wiatr nieco osłabł i mogło rozpocząć się latanie. Pierwsze do akcji weszły statki powietrzne Straży Wybrzeża. Dla tych pilotów latanie w takich warunkach nie było pewnie niczym szczególnym. W powietrzu zaprezentowała się Cessna Carawan oraz śmigłowiec AS 365 Dauphin. Niskie przeloty nad pasem oraz nawroty na tle wznoszących się za lotniskiem gór, widziane z wysokiej trybuny dawały sporo okazji na ciekawe kadry. Program pokazów był bardzo urozmaicony. Ciekawym akcentem była prezentacja regionalnej linii lotniczej Olimpic. Jej Bombardier wykonał kilka niskich przelotów połączonych z symulowanym lądowaniem. Bardzo efektownie zaprezentowała się grecka marynarka wojenna. W Tatoi reprezentowały ją śmigłowce AB 212 oraz S-70B Aegean Hawk. I znowu miejsce na trybunie sprawdziło się doskonale. Dynamiczne niskie przeloty, desant grupy abordażowej wyglądały z tej perspektywy bardzo widowiskowo. Niestety pogoda cały czas nas nie rozpieszczała. Kiedy w pewnej chwili górujący nad lotniskiem masyw Mont Parnitha po prostu zniknął w deszczowej chmurze, rozpoczęła się prawdziwa ulewa i pokazy przerwano. Kiedy spadł deszcz pogoda trochę się ustabilizowała. Wtedy nad Tatoi w ciasnej formacji pojawiły się dwa F-16. Po dynamicznym przelocie nad lotniskiem obie maszyny rozdzieliły się efektownym rozejściem. Tak reprezentujący gospodarzy „Zeus Demo Team” przedstawił zgromadzonej publiczności pierwszą gwiazdę tegorocznego Airshow. Swój pokaz rozpoczęło demo F-16 Królewskich Holenderski Sił Powietrznych. Niestety już w jego trakcie ponownie nadciągnęły deszczowe chmury. Pomimo to „Orange Lion” dał bardzo dynamiczny i agresywny pokaz. Nie wybrzmiał jeszcze dobrze dźwięk silnika holenderskiego F-16, kiedy rozentuzjazmowany głos greckiego komentatora poderwał większość widzów z miejsc. Zanosiło się na coś szczególnego. I rzeczywiście już po chwili na niebie nad Tatoi zapanował „Zeus”. Niestety w tym czasie również zaczął padać deszcz, co bardzo zepsuło efekt całego pokazu. Pilot maszyny, jakby nie zwracając uwagi na pogodę, wyciskał z poczciwego Vipera „ile fabryka dała”. Było bardzo dynamicznie i agresywnie. Kiedy pokaz się zakończył, jak na zamówienie przestał również padać deszcz… Niestety nie przestało wiać, co wpłynęło na następny punkt pokazów. Tym razem zaprezentować mieli się operatorzy sił specjalnych w połączonym działaniu ze śmigłowcem CH-47. Jednak po kilku niskich przelotach chyba zdecydowano o przerwaniu ich prezentacji, bo maszyna przyziemiła na dłuższy czas, aby wreszcie odlecieć na miejsce bazowania. Szkoda, bo już te kilka kosiaków w wykonaniu Chinooka wyglądało bardzo „smakowicie”. I znowu nadprogramowy entuzjazm komentatora ostrzegł nas, że zbliża się kolejny ważny punkt programu. Chwilę później „do akcji” wszedł „Pegasus Apache Demo Team”. Grecja jest jednym z trzech europejskich użytkowników tego typu śmigłowca. Na wyposażeniu Lotnictwa Wojsk Lądowych znajdują się dwie wersje tej maszyny: A – alpha i D – delta. Co ciekawe w demo teamie latają obie wersje. W pierwszy dzień pokazów zaprezentować się miała alpha. W odróżnieniu od Holenderskiego czy Brytyjskiego Apacza greckie demo można zobaczyć jedynie „na miejscu”, więc była to dla nas wyjątkowa atrakcja. Ze względu na pogodę pokaz musiał zostać ograniczony, ale i tak piloci pokazali zgromadzonej publiczności, na co stać ich zabójczą maszynę. Było dynamicznie, nisko i blisko, czyli tak jak lubimy najbardziej. Wszystkie ewolucje nagradzane były gromkimi owacjami. Warto w tym miejscu wspomnieć o greckiej publiczności. Bardzo żywo i emocjonalnie reagowała na wszelkie symbole greckiej państwowości. Kiedy np. w niedzielę rumuński team spadochronowy rozwinął grecką flagę, otrzymał gromki aplauz. Podobnie było ze wszystkimi prezentacjami greckich sił zbrojnych. Grecy są chyba naprawdę dumni ze swojej armii. Po pokazie „Pegasusa” jego miejsce na niebie zajął „Daedalus”, czyli Demo Team latający na T-6 Texan II. Podobnie jak poprzedni, pokaz wzbudził żywe reakcje zgromadzonej publiczności. Biorąc pod uwagę, że szybkie przeloty na małej wysokości to swoisty znak rozpoznawczy zespołu, rzeczywiście było na co popatrzeć.  Pokazy zbliżały się już ku końcowi i wreszcie nadszedł moment, kiedy żywiej zabiły nasze serca. Komentator zapowiedział Polish Air Force MiG-29 Demo Team! Po chwili nad Tatoi zapanowała biało-czerwona szachownica i kpt. pil. Adrian Rojek. Było jak zwykle… czyli fenomenalnie! Ciasno, agresywnie i z wielką MOCą, tak jak lubimy. Z reakcji publiczności też było widać, że pokaz naszego „Smokera” zrobił duże wrażenie. Szkoda tylko, że odbył się bez tak wzbogacających prezentację flar. Niestety był to jedyny polski akcent tego dnia, po tym jak pokaz Orlików został odwołany ze względów technicznych. Za to namiot MiG Demo Teamu oblegany był przez cały czas i wyprzedał się z pamiątek już pierwszego dnia. :) Na zakończenie pokazów przed publicznością zaprezentowało się belgijskie demo F-16. Kapitan Reanuad „Grat” Thys jak zwykle wykonał solidny i widowiskowy pokaz. Pierwszy dzień pokazów miał się ku końcowi. Zmarznięci ale zadowoleni czekaliśmy już na następny dzień, ponieważ miały pojawić się, tak wyczekiwane przez nas, Corsairy. Drugi dzień pokazów wreszcie powitał nas piękną, prawie letnią pogodą. Po sobotnim wietrze nie było już śladu. Na niebie leniwo przemieszczały się efektowne „chmureksy”, więc byliśmy w naprawdę dobrych humorach. Dzięki znacznie lepszym warunkom pogodowym mogły zaprezentować się maszyny i zespoły, które nie dały rady wystartować poprzedniego dnia. Mieliśmy więc prawie zatrzymującego się w powietrzu Storch-a, historycznego Steramana czy liryczny wręcz pokaz akrobacji szybowcowej. Programowo pokazy były bardzo podobne do sobotnich z jedynie drobnymi różnicami. I tak np. zamiast Bombardiera Olimpic-a niskie przeloty nad pasem trenował Airbus A-320 linii Aegean, który finalnie wylądował i ponownie wystartował z tego lotniska. Maszynę tę mogliśmy jeszcze później zobaczyć w efektownych wspólnych przelotach w towarzystwie „Zeusa”. Wreszcie zaprezentowały się nasze Orliki. Bardzo efektowny pokaz na tle gór robił bardzo dobre wrażenie. Warto tu zaznaczyć, że polski zespół był jedynym „dużym” wojskowym zespołem akrobacyjnym na tych pokazach. Został też bardzo dobrze przyjęty przez zgromadzonych widzów. Publiczność podobnie jak w sobotę bardzo entuzjastycznie reagowała na to, co się dzieje w powietrzu. Szczególnie jak prezentowały się maszyny i załogi greckiego lotnictwa. Moment, kiedy przy dźwiękach greckiego hymnu narodowego F-16 „Zeus Demo Team” przedefilował na minimalnej prędkości wzdłuż linii publiczności, będę pamiętał bardzo długo… Podobne wrażenie zrobił pokaz „Pegasus-a”. Tym razem w powietrzu zaprezentowała się Delta, a więc AH-64D(HA). Niedzielna prezentacja była o wiele bardziej dynamiczna i zakończona wystrzeleniem pióropusza flar! Już po pokazach mieliśmy przyjemność osobiście poznać członków zespołu i odbyć ekskluzywną sesję fotograficzną z ich Apaczem w promieniach zachodzącego słońca. Wspomnienia bezcenne! Kolejnym lokalnym smakołykiem była prezentacja najnowszego nabytku Lotnictwa Wojsk Lądowych – wielozadaniowego NH-90. Maszyna zaprezentowała się w symulowanej akcji operatorów greckich sił specjalnych. Na zakończenie, nadszedł wreszcie czas na główne danie dnia, czyli pokaz pary A-7. Wraz z coraz bardziej „gorącymi” zapowiedziami komentatora napięcie rosło. Wreszcie nad Tatoi pojawiła się para Corsair-ów. Obie maszyny nosiły specjalne malowanie i reprezentowały ostatnie dwie eskadry latające na tym typie: Tigers i Olimpic. Niestety pokazały dokładnie to samo co na piątkowym treningu… czyli nic… bo trudno po takich zapowiedziach nazwać pokazem trzy przeloty po prostej . Przykro tylko było patrzeć na zawstydzone miny poznanych na miejscu, przesympatycznych greckich spotterów. Nic to, już wtedy wiedzieliśmy, że nie jest to nasze ostatnie spotkanie z A-7. Za kilka tygodni mieliśmy znowu zobaczyć je na pożegnaniu w Araxos… ale to już inna historia. Athens Flying Week, a w zasadzie Tatoi Air Show na pierwszy rzut oka nie wyróżniało się specjalnie w pokazowym kalendarzu na 2014 rok. Ale ta impreza to kolejny dowód na to, że naprawdę warto odwiedzać „mniejsze, lokalne” pokazy. Nie zobaczymy tam zapewne najważniejszych grup pokazowych, ale za to mamy szanse być świadkami czegoś naprawdę wyjątkowego. Poznać „lokalne specjały” i doświadczyć czegoś nowego. Tereny bazy w Tatoi opuszczaliśmy naprawdę bardzo zadowoleni. Nasze karty pełne były nowych, ciekawych kadrów, a wewnętrzne baterie naładowane wielką dawka pozytywnej energii. Efharisto poly Tatoi i do zobaczenia w przyszłym roku! Przemek „Youzi” Szynkora

NATO DAYS – OSTRAVA 2014

W weekend 20-21 września odbyła się kolejna edycja Dni NATO w Ostravie. Jak co roku pojawiła się na niej potężna grupa członków SPFL, aby godnie zakończyć fotolotniczy sezon. Ta niezwykle lubiana przez nas impreza i pole buraków kolejny raz potwierdziły swoją moc! Odpowiednie warunki pogodowe sprzyjały tworzeniu się uwielbianych przez nas "oderwań" i pomimo dość krótkiej listy latających maszyn, zjawiska tworzące się na skrzydłach samolotów skutecznie zachęcały nas do zapełniania kart w naszych aparatach. Połączenie genialnej atmosfery i latających nad głową "palników" musi skutkować masą dobrych kadrów, na oglądanie których zaprosimy już wkrótce do działu "Gdzie i kiedy byliśmy".

NATO DAYS – OSTRAVA 2014 (Czechy, LKMT)

Ostrawskie pole A.D.2014 (Czechy, LKMT) Druga połowa września to już zwyczajowy termin Dni NATO w czeskiej Ostrawie. Tym razem impreza była zaplanowana na weekend 20-21 września. Dni NATO to nie tylko pokazy lotnicze, oprócz sprzętu latającego można podziwiać między innymi: pokazy umiejętności polskich i czeskich policjantów, służb specjalnych, możliwości czołgów, bojowych wozów piechoty, sprzętu ratowniczego, strażackiego czy innych jednostek i rodzajów uzbrojenia. Ostrawskie pokazy już od wielu lat są dla fotografów lotniczych wyjątkowe, a to za sprawą prostopadłej do pasa startowego osi pokazów. Taki właśnie układ sprawia, że, będąc kilkaset metrów od oficjalnego terenu dla publiczności, możemy podziwiać maszyny z naprawdę niewielkiej odległości. Dodatkowym atutem tej unikalnej lokacji jest obecność słońca za plecami fotografów. W ostatnich latach organizatorzy ze względów bezpieczeństwa nieco ograniczyli dostęp do ulubionego „buraczanego” pola, ale nadal pozostaje ono największym atutem ostrawskich pokazów. Pogoda w tym roku nie do końca dopisała, mimo świecącego słońca i braku deszczu poranna mgła pozostawiła dużą ilość wilgoci w powietrzu, która czasami „świeciła” w niekorzystny dla zdjęć sposób. Podczas tegorocznej edycji Polska była specjalnym partnerem Dni NATO, spodziewaliśmy się więc bogatego udziału zarówno w prezentacjach naziemnych, jak i tych powietrznych. O ile część lądowa wypadła bardzo dobrze, podkreślić należy efektowny pokaz możliwości czołgu Leopard 2, jednak część powietrzna, niestety, wypadła blado. Stało tak się z powodu awarii naszego pokazowego MiG-29 podczas piątkowego treningu. Maszyny nie udało się szybko naprawić i podczas sobotnio-niedzielnych pokazów nic polskiego na ostrawskim niebie nie latało. Pokazy rozpoczęły się w okolicach godziny 9:00 dynamicznym pokazem przedstawiciela gospodarzy L-159 Alca. Od tego roku występ wzbogacony jest o „widowiskowe” wyrzucenie flar. Niestety, pilot zdecydował się na ich wystrzelenie na dużej wysokości, co nieco ostudziło emocje towarzyszące pokazowi L-159. Po około godzinnej przerwie w powietrze wzbiła się para czeskich Mi-171 eskortowanych przez jednego Mi-24. Występ śmigłowców był częścią powietrzną symulacji ataku plutonu piechoty zmechanizowanej. Niskie przeloty czeskich śmigłowców nad ostrawskim polem były na pewno dobrą okazją do uchwycenia ciekawych kadrów tych maszyn. Następnym, mocnym punktem programu był wspólny przelot tzw. szwedzkiej rodziny, tj. dziadka - J35 Draken, ojca - JA-37 Viggen i syna - JAS-39 Gripen. Trójka zrobiła kilka fly-passów w dość ciasnej formacji, po czym efektownie rozeszła się do lądowania. Dla wielu z nas była to pierwsza okazja, żeby podziwiać szwedzkie klasyki w locie. Po około godzinnej przerwie rozpoczął się tzw. „blok palników”. Swoje możliwości prezentowały kolejno: holenderski F-16 Demo Team, grecki F-16 Zeus oraz duński F-16. Krótko mówiąc, Slick po raz kolejny nie zawiódł. Chociaż jego Viper lata od tego sezonu w nieco mniej efektownym szarym kamuflażu, to właśnie ten występ należy uznać za najbardziej pozostający w pamięci. Po trzech szesnastkach przyszła kolej na pokaz słowackiego MiG-29AS. Za sterami tej pięknej maszyny major Kuterka potwierdził swój kunszt w pilotażu. Pokaz Słowaka był prawdopodobnie jedną z ostatnich możliwości „ustrzelenia” słowackiego smokera w locie. Zgodnie z posiadanymi informacjami, prawdopodobnie już niedługo miejsce MiGów na słowackim niebie zajmą Gripeny. Po Słowaku w powietrze wzbiła się czeska formacja, swoim składem nawiązująca do szwedzkich klasyków. W jej skład weszły L-29 Delfin, L-39 Albatros oraz najmłodsze dziecko zakładów z Vodochodów, wspomniana już wcześniej, L-159 Alca. Po kilku dość monotonnych przelotach czeska trójka bezpiecznie wylądowała. Kolejnym punktem pokazów był indywidualny pilotaż wcześniej już wspomnianych trzech szwedzkich maszyn, tj. Drakena, Viggena i Gripena. Najbardziej spodobał się nam pokaz w wykonaniu pilota Viggena, jak na klasyczną maszynę był dynamiczny i na niedużej wysokości, a co za tym idzie bardzo fotogeniczny. Pilot nie żałował też paliwa na dopalacz, co jeszcze bardziej uatrakcyjniło jego występ. Blok palników kończyła przysłowiowa wisienka na torcie, czyli fiński F-18 Hornet. Zgodnie z oczekiwaniem Fin latał bardzo agresywnie, a sprzyjające warunki pogodowe powodowały częste występowanie oderwań, co w połączeniu z rykiem dopalaczy było tym, co tygryski lubią najbardziej. Część powietrzną Dni NATO zamykał dynamiczny pokaz czeskiego Mi-24. W świetle zachodzącego słońca wzbogacony o pomarańczowe smugacze Hind prezentował się niezwykle efektownie. Podsumowując, Dni NATO to mocna impreza z niepowtarzalną możliwością wykonywania zdjęć blisko osi pokazów. Bez wątpienia, obecność na „buraczanym polu” daje dużą dawkę foto-lotniczych wrażeń. Każdy miłośnik lotnictwa powinien się tu zjawić. Dodatkowo w tym roku z racji odwołania pokazów w szwajcarskim Axalp dla większości z nas było to zakończenie sezonu. Od kilku już lat dla członków naszego Stowarzyszenia obecność na Dniach NATO jest niemalże obligatoryjna. Karol "Carlito" Kakietek

BELGIAN AIR FORCE DAYS – KLEINE BROGEL 2014

Sto lat to bardzo ładna i najczęściej hucznie obchodzona rocznica. Kiedy więc pojawiła się informacja, że w drugi weekend września Belgijskie Siły Powietrzne obchodzić będą „swoją setkę” połączoną dodatkowo z „czterdziestką” F-16, wiedzieliśmy już, że ten termin mamy zaplanowany ;). Zapowiadała się jedna z najciekawszych imprez lotniczych tego roku. Choć w trakcie przygotowań odpadło kilku „dużych graczy”, jak choćby demo kanadyjskiego F-18, to finalnie zestaw przygotowanych atrakcji wyglądał imponująco. Na lotnisku w Kleine Brogel stawiła się większość z najważniejszych zespołów pokazowych i akrobacyjnych z Europy. MiGi z Polski i Słowacji, „efki” z Turcji, Belgii, Holandii i Grecji, Rafale, Apache, Super Puma, Mi-24, Red Arrows, Al-Fursan…. uff wymieniać można by jeszcze długo. Dodatkowo gospodarze przygotowali widowiskowe Joint Air Power Demo. Na miejsce zjechała też bardzo liczna załoga SPFL… więc zapowiadała się świetna zabawa. Było co oglądać i było co fotografować. Na foto-efekty naszej wyprawy zapraszamy już wkrótce.

HAVACILIK FESTIVALI CZYLI PIKNIK PO TURECKU (Turcja, LTFB)

W połowie września postanowiliśmy odwiedzić Turcję! Okazją do tego stał się niewielki piknik lotniczy, którego kolejna już odsłona miała miejsce w dniach 13-14 września na lotnisku Selçuk-Efes. Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy. Pod kątem organizacyjnym, jak to w Turcji, mało informacji, wszystko na ostatnią chwilę. Trzeba było jakoś się dopasować, czyli mówiąc wprost – jadąc na pokazy do Turcji kompletnie niczego nie planować, a po prostu pójść na żywioł. Wydarzenie, choć niewielkie pod kątem fotografii lotniczej, zapewniało jednak możliwość fotografowania w bardzo ciekawej scenerii, w otoczeniu wspaniałych gór, budowli antycznego Efezu, czy też pobliskiego zamku, pochodzącego z VI wieku. Podczas dwudniowego pikniku na niebie zaprezentowali się między innymi: wspaniały turecki solista Ali Ismet Öztürk w dwóch popołudniowych pokazach, rumuński zespół Hawks of Romania, który pojawił się na niebie aż czterokrotnie, czy włoski pilot Maurizio Perissinotto w pokazie nazwanym "Scarlet Rose the Cloud Dancer". Nie zabrakło oczywiście podstawowego zestawu piknikowego, czyli… wiatrakowców, spadochroniarzy oraz wielu rozmaitych ultralightów. Co ciekawe pokazy wiatrakowców różniły się mocno od tych oglądanych wielokrotnie w Polsce – były bardzo dynamiczne i efektowne. Jeśli chodzi o warunki pogodowe, to temperatura w okolicach 35 stopni sprzyjała mocno opalaniu, ale jednocześnie wytworzona w powietrzu termika nie pozwalała na fotografowanie samolotów znajdujących się w większej odległości. Duży plus należy się organizatorom za przygotowanie dość wygodnej foto-trybuny, która w przypadku Turcji była dla nas ogromnym zaskoczeniem. Lotnisko pod kątem fotograficznym dysponuje ogromnym potencjałem. Życzymy sobie jedynie, aby w kolejnych odsłonach organizatorzy zapewnili większą ilość atrakcji na niebie. Z pewnością będziemy śledzić tę imprezę w przyszłości. Marek "Amon" Staciwa

BELGIAN AIR FORCE DAYS – KLEINE BROGEL 2014 (Belgia, EBBL)

Kleine Brogel – Belgian Air Force Days Kiedy na początku sezonu przygotowujemy sobie listę imprez, które chcielibyśmy odwiedzić, zawsze określamy te imprezy, na które po prostu trzeba pojechać. Kryteria są różne, ale najczęściej decyduje oczywiście to, co ma się na nich pojawić. W tegorocznym kalendarzu na szczególną uwagę na pewno zasługiwały Dni Belgijskiego Lotnictwa Wojskowego. W tym roku gospodarze mieli obchodzić swoją „setkę”, dodatkowo planowano świętowanie czterdziestu lat samolotu F-16. Zapowiadało się więc, że będzie „na bogato”. Z dużą uwagą śledziliśmy doniesienia o kolejnych potwierdzeniach w programie. Kiedy pojawiła się informacja o występie dema F-18 kanadyjskich sił powietrznych, „klamka zapadła”.  Niestety niedługo przed imprezą pozycja ta zniknęła z oficjalnej strony pokazów, ale i tak było z czego wybierać. Dwa dema MiG-29, czterej soliści na F-16, siedem zespołów akrobacyjnych, w tym cała Pierwsza Trójka (Red Arrows, Patrouille de France, Frecce Tricolori). Do tego Apache Demo, Rafale, Ramex Delta i wiele innych atrakcji, w tym zaplanowane na prawie godzinę Joint Power Demo. Zanosiło się na przebój ;). Imprezę, klasycznie już, zaplanowano na trzy dni. Pierwszy był dzień spotterski, w czasie którego miały odbywać się treningi oraz przyloty niektórych uczestników. W dwa pozostałe dni miały odbywać się regularne pokazy. Do Kleine Brogel przybyliśmy oczywiście już pierwszego dnia, a trzeba jeszcze zaznaczyć, że stawiliśmy się w baaardzo MOCnym składzie. Takiego zgrupowania „błękitno-czarnej mocy” na jednej imprezie nie było już dawno. Dzień spotterski, jak to zwykle bywa, ma dość chaotyczny przebieg i rzadko trzyma się planu. Podobnie było i tym razem. W różnych odstępach czasu nad lotniskiem pojawiały się maszyny przylatujących gości na zmianę z treningami ekip, które miały wystąpić w dniach następnych. Dla nas zawsze jest to dzień „rozpoznawczy”. Możemy wtedy rozeznać się, jak przebiegają pokazy poszczególnych ekip, gdzie warto wybrać miejscówki na poszczególne dni, na co warto zwrócić uwagę. Tego dnia na pewno naszą uwagę zwrócił przylot należącej do USAF pary F-15E z bazy Lakenheath, „próba generalna” Joint Power Demo oraz trening naszego MiG-a-29, za którego sterami zasiadł kpt. Adrian Rojek. Jak zwykle dynamiczny i agresywny pokaz tym razem został wzbogacony (chyba pierwszy raz oficjalnie) o nowa figurę, ale o tym trochę później. No to jazda… Pierwszy dzień pokazów przywitał nas pogodą w trybie „szare na szarym”, czyli to, czego nie lubimy najbardziej. Prognozy były jednak optymistyczne, więc nie traciliśmy dobrego humoru. Z drugiej strony duża wilgotność powietrza dawała szansę na występowanie tak lubianych przez nas „oderwań”. Pokazy w locie rozpoczęły maszyny historyczne. Jako pierwszy zaprezentował się T-28 Trojan, a po nim miejsce na niebie zajął srebrzysty Spitfire mk.IX. Niestety, ze względu na aurę, obie te piękne maszyny nie mogły w pełni zaprezentować swoich walorów przed zebraną publicznością. Choć piloci obu maszyn bardzo się starali, szaro-bure tło zachmurzonego nieba mocno psuło efekt. Podobnie było z następną maszyną. Charakterystyczny dźwięk silnika obwieścił nam, że do startu przygotowuje się jeden z najbardziej znanych samolotów świata – Hawker Hunter. Ta klasyczna już maszyna zawsze pięknie prezentuje się w powietrzu. Po Hunterze według planu zaprezentować się miała kolejna kultowa już konstrukcja lotnicza – MiG-29. Pokazy tych maszyn w krajach Europy zachodniej są rzadkością i dużą atrakcją. Dlatego też na szczególne wyróżnienie zasługuje fakt, że organizatorom udało się do KB zaprosić aż dwa dema latające na tym typie samolotu. Przed publicznością miała zaprezentować się ekipa słowacka i nasz miński „Smoker”. Niestety tego dnia słowacki MiG z powodu niesprzyjających warunków pozostał na ziemi. Zamiast tego rozpoczęły się starty należących do Bel AF wielozadaniowych F-16, po nich w powietrze poszły śmigłowce Augusta A-109 i NH-90. Był to znak, że rozpoczyna się Joint Fire Power Demo. Posterunek pod ogniem Tuż po pierwszych strzałach rozległa się syrena alarmowa. W zbudowanym na przestrzeni pomiędzy drogą kołowania a pasem startowym, umocnionym posterunku belgijskich wojsk lądowych ogłoszono alarm. Przeciwnik, w sile kilkudziesięciu zamaskowanych napastników, zaatakował od strony wschodniej. Chociaż komentator opisał napastników jako siły terrorystyczne, nam jakoś skojarzyli się z „zielonymi ludzikami”. ;) Po chwili z pozycji sił belgijskich również odezwała się kanonada z broni ręcznej. Atakujący wycofali się. Nie było jednak wątpliwości, że zaatakują ponownie. Chwilę później na pas startowy wykołowała para samolotów F-16, która po chwili wzniosła się w powietrze. Był to znak, że do akcji ruszył zespół sił szybkiego reagowania (QRA). Zaraz po tym nad obozem pojawiła się bezzałogowa maszyna rozpoznawcza Hunter. Przeciwnik zaatakował ponownie. Do „akcji” weszły maszyny QRA. Najpierw przeprowadziły „prezentacje siły” (przelot z dużą prędkością na niskim pułapie), a następnie ataki (oczywiście symulowane) za pomocą bomb i działek. W tej części prezentacji wzięło udział aż 8 maszyn, więc na niebie działo się całkiem sporo. Przeciwnik na chwilę wycofał się na pozycje wyjściowe, by zaraz potem ponownie zaatakować. Dowództwo sił koalicyjnych postanowiło zlikwidować zagrożenie, wprowadzając do akcji śmigłowce bojowe. Do działania ruszyła uzbrojona Augusta A-109 wspierana przez czeskiego Mi-24. Pod osłoną maszyn bojowych, na niskim pułapie w okolice posterunku nadleciał zespół sił specjalnych: wielozadaniowy NH-90 z bliską osłoną w postaci kolejnej A-109. Z pokładu NH-90 za pomocą technik linowych desantował się zespół Sił Specjalnych mający za zadanie zabezpieczenie lądowania głównych sił wsparcia. I rzeczywiście po chwili na pasie startowym wylądował C-130. Na jego pokładzie przybyła kompania wojsk powietrzno-desantowych. Spadochroniarze szybko się przegrupowali i zaatakowali przeciwnika. Ostatecznie zagrożenie zostało wyeliminowane. Kiedy część lądowa demonstracji zakończyła się, na niebie pojawiła się formacja samolotu E-3 AWACS w eskorcie F-16, a tuż po niej C-130 również eskortowany przez belgijskie Falcony. Dalej w dynamicznym przelocie zaprezentowały się pozostałe F-16 biorące udział w prezentacji. Wreszcie maszyny po efektownym rozejściu po kolei podchodziły do lądowania. Na zakończenie tej widowiskowej części pokazów zgromadzonej publiczności zaprezentowała się formacja siedmiu Alpha Jet-ów. Show goes on…. Pokazy trwały dalej. Nad KB prezentowały się kolejne zespoły i soliści. Tureckie demo na F-16 jak zwykle zachwyciło agresywnością i dynamiką, podobnie jak francuskie prezentacje Rafale i Ramex Delta. Szczególnie ci ostatni zawsze robią ogromne wrażenie. Ta para Mirage 2000N lata niesamowicie. Ciasno, dynamicznie, tak jak lubimy oglądać bojowe maszyny. Choć nie „kręcą” żadnych akrobacji, a „jedynie” pokazują manewry operacyjne, ich występ zawsze robi duże wrażenie. Dla miłośników zespołów akrobacyjnych też było coś miłego dla oka: Frecce Tricolori, Red Arrows, Breitling Team, Al.-Fursan oraz szwajcarskie PC-7. Szwajcarzy zaprezentowali również wspólny przelot ze śmigłowcem Super Puma, który rozpoczął pokaz tej maszyny. Nie było to jedyne ciekawe zestawienie. Gospodarze zaprezentowali coś bardzo unikalnego: wspólny przelot Bleriota IX z …. F-16! Była to prawdziwa prezentacja blisko stu lat rozwoju techniki lotniczej. Ze względu na bezpieczeństwo przelot ten odbył się w sporej separacji, ale i tak pozwolił na „złapanie” bardzo unikalnych kadrów. Dla amatorów „wiatraków” zaprezentowała się para Mi-17 z Czeskich Sił Powietrznych, belgijska A-109 w nowym, bogatszym we flary pokazie oraz oczywiście „Czerwonoskórzy”, czyli holenderskie demo na AH-64 Apache. W tym roku oba holenderskie zespoły (Apache i F-16) występują już na maszynach w „zwykłym” operacyjnym malowaniu. Dla nas momentem, kiedy żywiej zabiły nam serca, był pokaz polskiego „Smokera”. Za jego sterami zasiadł, jak zwykle, rewelacyjny kpt. pil. Adrian Rojek. Sądząc z poruszenia, jakie można było zauważyć wśród zgromadzonej międzynarodowej foto-społeczności, Pol AF MiG-29 Demo Team ma już wielu fanów w całej Europie :). Jak zwykle agresywny i dynamiczny pokaz tym razem został wzbogacony o nową figurę: znany z pokazów rosyjskich Su-27 ślizg na ogon połączony z wystrzeleniem flar. Niestety ze względu na ograniczenia organizatorów ten niezwykle efektowny element musiał zostać wykonany w dużej odległości od publiczności. Dzień drugi – słaby start… mocny finisz. Drugi dzień pokazów rzeczywiście rozpoczął się nieciekawie. Niski pułap chmur, mgła i lekka mżawka tuż przed czasem rozpoczęcia imprezy nie wróżyły dobrze. Od pilotów z naszych MiG-ów dowiedzieliśmy się, że pokazy będą opóźnione o min. 2 godz. Oznaczało to, że w niedzielę polskiego „Smokera” w powietrzu już nie zobaczymy. Nie oznaczało to jednak, że nie mieliśmy z nim bliskiego kontaktu…;) Tego dnia naszą „błękitną strefę” założyliśmy naprzeciw stanowiska właśnie „mińskiego” MiG-a. Jak zwykle sympatyczna atmosfera wynagrodziła nam wszelkie opóźnienia, przerwy i odwołane występy. Przez cały dzień MOC-zabawa „była grana”. Kiedy tylko pogoda pozwoliła na jako takie latanie, rozpoczęły się pokazy. Jako pierwsza pojawiła się para czeskich Mi-171. Dalej w powietrzu prezentował się Lynx z zespołu Black Cats, T-28 i Hunter. Wreszcie pogoda zaczęła zmieniać się w kierunku takim, jakiego wszyscy oczekiwaliśmy. Między chmurami zaczynał prześwitywać błękit. Jakby na zamówienie w powietrze wzniósł się pierwszy „palnik” i wszyscy oddaliśmy się pod panowanie „Zeusa”;). Dalej poszło już „z rozdzielnika”: Red Arrows, Solo Turk, Joint Fire Power Demo, PC-7 Team, zegarki..eee tzn. Breitlig Jet Team… tchu nie starczy, żeby wszystkich wymieniać. Niestety początkowe perturbacje z pogodą jakby trochę odebrały organizatorom (i pokazom) dynamiki. Pojawiały się dziwne przerwy, przesunięcia w kolejności… niby nic wielkiego, ale trochę psuły efekt. Tego dnia nie zobaczyliśmy również Ramex Delta. Zaprezentował się natomiast słowacki MiG-acz. Pokazy trwały, czas leciał, a słoneczko powoli zaczęło zmierzać ku zachodowi. Kiedy zbliżała się, tak ukochana przez wszystkich, złota godzina, w powietrze wznieśli się Patrouille de France. Od tego momentu pokazy zaczęły się jakby na nowo. Agresywny Rafale, bogate we flary pokazy A-109, Apache i F-16 zrobiły „dobrą robotę”. Na zakończenie, kiedy nad naszymi głowami rozpoczął się barwny spektakl związany z zachodem słońca, w powietrze wystartowali Al-Fursan. Przyznam, że nie jestem jakimś wielki fanem tego zespołu… ale to, co pokazali, uzupełnione niesamowitymi barwami na niebie, zasługuje na najwyższą ocenę. Było to godne zakończenie Belgian Air Force Days. Ufff …za… zakończenie… Zanim będę chwalił, trochę pomarudzę….;). Belgijska „setka” była z pewnością bardzo ciekawą imprezą, zorganizowaną z dużym rozmachem i z bardzo atrakcyjnym programem. Przy, co tu kryć, dosyć słabym RIAT-cie naprawdę wybijała się w tegorocznym kalendarzu. Czy można było zatem wyjechać z niej nie do końca zadowolonym… ano można było. Największe zastrzeżenia mam do… ustawienia ekspozycji statycznej. Podobnie jak na zeszłorocznych pokazach w holenderskim Volkel, w zasadzie całą, „statykę” umiejscowiono pomiędzy linią publiczności a strefą pokazu. W wyniku tego, na pewno wygodnego dla organizatorów zabiegu, stojące maszyny najzwyczajniej w świecie zasłaniały wiele z elementów pokazów. Dla przykładu zbudowany z pieczołowitością (i pewnie niemałymi kosztami) obóz wojsk lądowych, który tak zażarcie atakowali wyimaginowani terroryści, był praktycznie niewidoczny nawet dla widzów stojących w jego bezpośrednim pobliżu! Podobnie jak większość przestrzeni, gdzie rozgrywała się cała pozoracja pirotechniczna. Równie trudno było z fotografowaniem (o filmowaniu nie wspominając) większości startów i lądowań. Owszem były miejsca (dziury), gdzie pomiędzy stojącymi maszynami można było coś upolować… ale chyba nie oto w tym chodzi. Dodatkowo, pomiędzy wystawą statyczną a publicznością, organizatorzy zorganizowali linię komunikacyjną pomiędzy różnymi sektorami „specjalnymi” – VIP-ów, sponsorów, itp. Efekt był taki, że w zasadzie non stop jeździły tam wszelkiego rodzaju pojazdy, od samochodów osobowych poprzez busy, autobusy do ogromnych wozów bojowych straży pożarnej. Konia z rzędem temu, komu taki pojazd chociaż raz nie zasłonił widoku podczas jakiegoś istotnego momentu pokazu … a przyznać trzeba, że kierowcy tych pojazdów mieli niesamowite wyczucie czasu… ;(. OK to teraz czas na pozytywy. Tak jak już wspomniałem, Belgian Air Force Days były jedną z największych imprez, które można było odwiedzić w Europie. Mogliśmy cieszyć się z obecności w zasadzie wszystkich najciekawszych grup pokazowych, jakie jest w stanie zaoferować nasz kontynent. Palniki, wiatraki, warbirdy, drewutnie, każdy znalazł coś dla siebie. Zapełniliśmy nasze karty gigantycznymi ilościami ciekawych kadrów. Dodatkowo, a w zasadzie przede wszystkim było to wielkie, niezapomniane spotkanie przyjaciół i lotniczych świrów spod znaku Błękitnej Mocy SPFL!  Już choćby za to należą się organizatorom wielkie brawa ;) Zatem dziękujemy Kleine Brogel! Dziękujemy Belgian Air Component… i polecamy się na przyszłość. Przemysław „Youzi” Szynkora

HAVACILIK FESTIVALI CZYLI PIKNIK PO TURECKU

W dniach 13-14 września na lotnisku Selçuk-Efes miała miejsce kolejna odsłona niewielkiego pikniku lotniczego. Udało nam się dotrzeć tam wraz z naszymi obiektywami. Wydarzenie, choć niewielkie pod kątem fotografii lotniczej, to jednak zapewniające możliwość fotografowania w bardzo ciekawej scenerii, w otoczeniu wspaniałych gór, budowli antycznego Efezu, czy też pobliskiego zamku pochodzącego z 6 wieku. Podczas dwudniowego pikniku na niebie zaprezentowali się między innymi: wspaniały, turecki solista Ali Ismet Öztürk, rumuński zespół Hawks of Romania czy włoski pilot Maurizio Perissinotto. Nie zabrakło oczywiście podstawowego zestawu piknikowego, czyli... wiatrakowców oraz wielu rozmaitych ultra-light'ów. Wkrótce więcej zdjęć z tej imprezy.

“SKRZYDŁA CHWAŁY” W SOBIENIACH KRÓLEWSKICH (Polska, EPSJ)

Historyczny piknik lotniczy „Skrzydła chwały”, Sobienie Królewskie 13.09.2014 „Skrzydła Chwały” to pierwszy piknik lotniczy zorganizowany z takim rozmachem w Sobieniach Królewskich. Piknik został zorganizowany przez szkołę lotniczą Silvair. Siłą rzeczy – nas również nie mogło zabraknąć na pokazach. Tym bardziej, że zgodnie z nazwą zapowiedziano udział praktycznie wszystkich historycznych maszyn, jakie znajdują się w Polsce. Na pikniku mogliśmy podziwiać: TS-8 Bies, CSS-13, De Haviland Tiger Moth, 3AT-3, Zlin 152, Taylorcraft Auster, De Haviland Chipmunk, Jak-18, North American Harvard, Piper Cub, Boeing Stearman, RWD 5R, oraz akrobacje na Extra 300. A obok maszyn latających mogliśmy podziwiać zabytkowe auta. Pierwsza miła niespodzianka to profesjonalizm i pozytywne nastawienie organizatorów. Parkingi, akredytacje, miejsce dla mediów – wszystko ustalone, przygotowane, wyznaczone. Przez kilka godzin imprezy harmonogram lotów został utrzymany, co też jest miłym zaskoczeniem. Z ciekawostek, organizator załatwił nawet wodę w sektorze dla mediów – szacun Panowie, dziękujemy! Pokazy w locie możemy uznać za więcej niż udane. Piękny pokaz możliwości Stearmana i Tiger Motha. Szybkie przeloty i wiraże w wykonaniu TS-8 i Jak’a-18. Dynamiczne akrobacje na Extra 300. Gwiazdą pokazów został jednak niewątpliwie niepozorny staruszek – CSS-13, znany innym jako Po-2. Był to najpiękniejszy pokaz w locie Po-2, jaki mieliśmy okazję oglądać w tym roku. Pokaz był dynamiczny, pełen figur, które nijak nie pasują do poczciwego staruszka! Mamy nadzieję, iż w przyszłości będziemy mogli oglądać więcej tak dopracowanych pokazów możliwości CSS-13. Pokazy w locie komentował Tadeusz Sznuk – zdecydowanie najlepszy w tej roli. Pisząc o imprezie, ciężko uciec od porównań z Góraszką. Choć impreza była bardziej kameralna , jej organizacja stała na najwyższym poziomie. Samoloty na stojankach były bliżej, a atmosfera bardziej piknikowa. Musimy przyznać, iż miejsce ma potencjał, a organizatorzy zapał. Bardzo możliwe, że w niedalekiej przyszłości piknik w Sobieniach przerośnie to, co znaliśmy z Góraszki. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku znów będziemy mogli zawitać do Sobień Królewskich. Z miłą chęcią powrócimy w gościnne progi. Impreza mega udana! Piknik polecamy każdemu, kto chce zetknąć się z historią Polskich Skrzydeł. Szczególnie polecamy tym, którzy wybierają się z rodziną.

“SKRZYDŁA CHWAŁY” W SOBIENIACH KRÓLEWSKICH

„Skrzydła Chwały” to pierwszy piknik lotniczy zorganizowany z takim rozmachem w Sobieniach Królewskich. Odbył się on w sobotę 13 września z inicjatywy szkoły lotniczej Silvair. Zapowiedziano udział praktycznie wszystkich historycznych maszyn jakie znajdują się w Polsce, na pikniku mogliśmy więc podziwiać m.in. TS-8 Bies, De Haviland Tiger Moth, Taylorcraft Auster, De Haviland Chipmonk, North American Harvard, Piper Cub, Boeing Stearman, RWD 5R, oraz akrobacje na Extra 300. A obok maszyn latających, zaprezentowano również zabytkowe auta. Profesjonalizm i pozytywne nastawienie organizatorów pozwala z nadzieją patrzeć na przyszłość imprezy, która być może ma szansę stać się drugą Góraszką. Na relację zaprosimy już wkrótce.
Back to Top