Szukaj

XV MAŁOPOLSKI PIKNIK LOTNICZY (Polska, EPKC)

Wiadomość o mojej śmierci była przesadzona” – ponad sto lat temu napisał Klasyk i parafrazą tego stwierdzenia można podsumować piętnastą już edycję Małopolskiego Pikniku Lotniczego w krakowskim Muzeum Lotnictwa Polskiego. Od kilku lat wróżono, że wysoka i gęsta zabudowa, rosnąca wokół Muzeum w Czyżynach, skutecznie uniemożliwi przeprowadzanie tej jedynej w swoim rodzaju lotniczej imprezy, odbywającej się od lat w centrum miasta, w otoczeniu zabytkowych samolotów z muzealnej ekspozycji. Już w ubiegłym roku trzeba było ostatecznie zrezygnować ze startów i lądowań na czyżyńskim pasie startowym, a samoloty przylatywały nad strefę pokazów z lotniska aeroklubu na Pobiedniku. Dodatkowo, z tych samych przyczyn, trzeba było radykalnie podnieść minimalny pułap przelotów. Tak było i w tym roku – poza śmigłowcami, wiatrakowcem i Anem-2 (który jest w stanie startować i lądować na terenie o rozmiarach chustki do nosa) wszyscy uczestnicy Pikniku korzystali z gościny Aeroklubu Krakowskiego i stamtąd dolatywały nad strefę pokazów. Trzeba jednak powiedzieć, że ten problem organizacyjny w najmniejszym stopniu nie rzutował na sprawność przebiegu imprezy. Na szczęście ograniczenia natury logistycznej z naddatkiem zrekompensowane zostały przez program tegorocznego Pikniku – niewątpliwie bogatszy od ubiegłorocznego. Bez wątpienia główną atrakcją pokazów była piękna łódź latająca PBY-5A Catalina (lub, żeby być ścisłym, jej kanadyjska wersja Canso-A), która do Krakowa przyleciała z Wielkiej Brytanii. Jak większość pozostałych uczestników Pikniku, podczas obu dni imprezy dała dwukrotny pokaz  - dzięki czemu było dość czasu na podziwianie jej przelotów, podczas których piloci demonstrowali różne konfiguracje maszyny – z wysuniętym i schowanym podwoziem, z wysuniętymi pływakami skrzydłowymi etc. Dwa „polskie” Harvardy występowały już w poprzednich edycjach MPL. Tym razem jednak zaprezentowały się w formacji z trzema swoimi współczesnymi odpowiednikami - PZL-130 TC-II z Zespołu Akrobacyjnego Orlik. Skoro mowa o formacjach – swój krakowski debiut miał podczas Pikniku zespół ad hoc, na który złożyło się aż siedem maszyn: An-2 z Fundacji Biało-Czerwone Skrzydła, zespół 3AT3 na (niespodzianka) trzech AT-3 oraz Cellfast Flying Team na trzech Morane Rallye. Ten niecodzienny zestaw wykonał kilka przelotów w różnych układach, podkreślając widowiskowość pokazu dymami i efektownym finałowym rozejściem. Catalina i Harvardy nie były jedynymi latającymi zabytkami, które mogli podziwiać widzowie zgromadzeni na terenach Muzeum Lotnictwa (a także na estakadzie i wzgórkach vis-a-vis). Na Pikniku nie mogło zabraknąć bodaj najstarszego zarejestrowanego w Polsce samolotu – Boeinga Stearmana z 1941 roku, pilotowanego przez Marka Forystka. Zaprezentowały się także nieco (ale tylko nieco) młodsze maszyny ze „stajni” Jacka Mainki (również właściciela i pilota jednego z Harvardów): De Havilland Tiger Moth, Taylorcraft Auster IV i DHC Chipmunk oraz dwa bliźniacze Pipery – Grashopper i Cub. Oprócz oryginałów były też repliki historycznych maszyn: okres Wielkiej Wojny reprezentowały dwa Nieuporty (11 i 17), a II wojnę światową Jak-3M. Ten ostatni pokazał się jedynie w przelotach, natomiast o „prawdziwy” wojenny nastrój zadbał zespół Retro Sky Team ze Słowacji. Ta ekipa, latająca na Zlinach, Jaku-52 i Anie-2, pomalowanych w barwy maszyn Luftwaffe, lotnictwa Słowacji i Związku Sowieckiego, dała niezwykle dynamiczny pokaz pozorowanych walk powietrznych, którym towarzyszyły rozbłyski i odgłosy wystrzałów z km-ów, dymy u „trafionych” i eksplozje na ziemi. Stałym elementem Małopolskich Pikników są akrobacje lotnicze. Tegoroczna edycja była także pod tym względem niezwykle bogata. Po raz pierwszy nad krakowskim Muzeum Lotnictwa można było podziwiać świetny czeski zespół akrobacyjny The Flying Bulls. Nie brakowało także solistów: znakomite pokazy zaprezentowali Maciej Pospieszyński, Robert Kowalik oraz Marek Choim. No i ten, bez którego chyba żadna lotnicza impreza w Muzeum Lotnictwa nie mogłaby się obejść – Jurgis Kairys. Tym razem wystąpił nie tylko solo, ale także w wersji samotrzeć – z dobrze nam już znanymi „Air Bandits”, czyli Ioanem Postolache i Danielem Stefanescu z Rumunii, latającymi na Jakach-52M w barwach przypominających myśliwce Forţele Aeriene Române z czasów II wojny światowej. Akrobacje, to nie tylko samoloty, ale też śmigłowce – w przypadku XV Małopolskiego Pikniku Lotniczego najlepszy akrobacyjny śmigłowiec na świecie, czyli niemiecki Bölkow Bo 105. I Maciej Dominiak za jego sterami. Ci wszyscy, o których pisałem powyżej, nie wyczerpują listy uczestników tegorocznej edycji MPL. Tradycyjnie mogliśmy oglądać zrzut spadochroniarzy (z muzealnego Ana-2 „Wiedeńczyka”), a także podziwiać czerwono-biały dwupłatowiec z gwiazdowym silnikiem o odkrytą kabiną Hatz Classic, tym razem w towarzystwie wiatrakowca Xenon 2 RST. Dwa ultralekkie śmigłowce CH-7 Kompress (wyglądające jak nieco większe modele, sterowane radiowo) pokazały coś w rodzaju tańca w parze. Pewnie kogoś pominąłem w wyliczeniu – jeśli tak, to świadczy to tylko o tym, jak bogaty był program imprezy w tym roku. Na koniec kilka słów podsumowania. Bardzo dobrze się stało, że krakowski Piknik jakoś przetrwał inwazję deweloperki wokół lotniska i wciąż odbywa się w Muzeum Lotnictwa, pomimo wszelkich problemów (ograniczenie strefy pokazów, wyłączenie startów i lądowań, podniesienie minimalnego pułapu). Wielki plus należy się organizatorom za ściągnięcie do Krakowa tylu znakomitych uczestników. Natomiast warto by pomyśleć, pod kątem przyszłych edycji, o pewnych kwestiach. Z naszego (fotograficznego) punktu widzenia najważniejsza z nich, to sprawa strefy foto. Znana wszystkim bywalcom Pikniku górka dla fotografów  ma to do siebie, że z roku na rok drzewa, rosnące pomiędzy nią, a centralnym punktem strefy pokazów, są coraz większe. I zasłaniają coraz większy wycinek nieba – co tylko w części jest rekompensowane podwyższonym pułapem pokazów. Być może topografia terenów muzealnych wyklucza wydzielenie strefy foto w dogodniejszym miejscu i trzeba pogodzić się z tą niedogodnością. W każdym razie wydaje się, że największą zaletą obecnie funkcjonującej strefy dla fotografów jest to, że w tym miejscu zupełnie nie słychać konferansjerki. Która niestety z roku na rok jest coraz słabszym punktem imprezy. Tym niemniej – znów parafrazując Klasyka (tylko innego, niż ten z początku relacji) – chodzi o to, żeby minusy nie przesłoniły nam plusów. A w tym roku plusów było tak dużo, że z przyjemnością czekam na Małopolski Piknik Lotniczy nr 16. Marcin „Spad” Parzyński

LUCHTMACHTDAGEN 2019 (Holandia, EHVK)

Byłem jednym z większych sceptyków naszego wyjazdu na tegoroczne Luchtmachtdagen - dni holenderskich sił powietrznych. Z jednej strony chęć samego wyjazdu na pokazy, spotkanie znajomych i powtórki Air Power Demo sprzed 3 lat (2xF35 i kilka F16 nadlatujących i symulujących ataki na lotnisko, do tego helikoptery i żołnierze na ziemi a wszystko przy akompaniamencie wybuchów, wystrzałów, ryku dopalaczy i płonących flar na niebie). Z drugiej zaś strony ponad 13 godzin jazdy samochodem, brak potwierdzonego udziału holenderskich F-35, brak informacji o przylotach czy fakt, że w programie pokazów nie było tak naprawdę nic specjalnego... Ciągle miałem nadzieję że sytuacja się wkrótce wyjaśni i będzie wiadomo co robić. I w końcu ten moment nadszedł, kilka dni przed wyjazdem trzeba zdecydować... Jedziemy! Dalej bazujemy tylko na plotkach, że jednak holenderskie F-35 zdąża dolecieć z USA, ale dobre i to.

Docieramy w środę rano w okolice lotniska. Miejsce w osi pasa, w linii podejścia samolotów do lądowania w efekcie czego kilka F-16, dwa F-4, Viggen i Draken, E-3A AWACS i kilka innych przelatywały nam nad głowami i to naprawdę nisko. Wrażenia niesamowite, a sceptycyzm związany z wyjazdem zdążył już zniknąć. W międzyczasie docierają do nas informacje z nieoficjalnych źródeł, że holenderskie F-35 będą przekraczały Atlantyk i ich przylot planowany jest późnym popołudniem. Ta informacja ulega jednak ciągłym aktualizacjom i przylot planowany jest po godzinie 21:00. Pogoda się zaczyna psuć, jedziemy na kwaterę. 36 godzin bez snu daje znać o sobie. Jak się okazuje, na tym kończymy zdjęcia tego dnia, wieczorem już nie bardzo są chęci żeby jechać ponownie na lotnisko. Wieczorem mamy potwierdzenie ze dwa F-35 wylądowały, z jednej strony szkoda trochę, że ich nie widzieliśmy, z drugiej jeszcze będzie pewnie okazja. A najważniejsze, że wezmą udział w Air Power Demo.

Piątkowe pokazy rozpoczynają się spokojnie. Wolniej latających reprezentują m.in. T-6 Texan, Blackshape Prime (Air Combat Europe), Fokker S-11 (Fokker Four), Pilatus PC-7, NH90, Beechcraft D185, SIAI Marchetti SF260 (Red Devils). W miarę upływającego czasu robi się ciekawiej – Draken, Viggen i duński F-16. Patrouille de France zapewnia nam największą ilość tzw. "mijanek" (lecące z przeciwnych stron samoloty, mijają się nad lotniskiem przed zebrana publicznością) a fotografowie intensywnie starają się złapać ten moment. Kolejni występowali Włosi - Aermacchi T-346A i Alenia C-27J Spartan ładnie zaprezentowały się w powietrzu.

W końcu przyszła wyczekiwana godzina 13:00, a to oznacza że zaraz się zacznie Air Power Demo. Obserwujemy start F-35, który następnie wykonuje jeden przelot nad lotniskiem i znika w chmurach. Potem startuje osiem F-16, wszyscy z włączonym dopalaczem. Po chwili spokoju obserwujemy wysoko na niebie komandosów na spadochronach, którzy chwile wcześniej wyskoczyli z C-130 Hercules. Gdy wszyscy spadochroniarze są już na ziemi, Hercules nadlatuje nad lotnisko, zrzuca z niskiej wysokości ładunek po czym wznosząc się wyrzuca ogromną ilość flar, tworząc za sobą przepiękny świetlny pióropusz. Za chwile rozlega się huk - wybucha cos na lotnisku, ludzie podskakują zaskoczeni. Dwa samoloty F-16 udają atak na cel naziemny znajdujący się na lotnisku. Za chwilę powtórka i kolejne dwa robią to samo. Inne dwie pary nadlatują z dwóch przeciwnych stron nad lotnisko symulując spotkanie wrogich maszyn w powietrzu, po chwili te dwie pary przelatują jedna za druga. Przy każdym ich nalocie nad lotnisko staramy się łapać w kadrze jedna z maszyn zgadując, która z nich będzie wyrzucać flary.

Pojawienie się śmigłowców, Chinook i Puma zwiastuje spokojniejsza część Air Power Demo. Pierwszy z nich dostarcza na lotnisko podwieszony ładunek, drugi zaś zapewnia wsparcie z powietrza dla żołnierzy na ziemi. A my walczymy z długimi czasami naświetlania starając się zarejestrować na zdjęciach zarówno ostra sylwetkę śmigłowca jak i obracające się śmigła.

Po Air Power Demo przychodzi czas na wspólny historyczny przelot Spitfire, F-16 oraz F-35, po nich w powietrzu pojawiają się jeszcze P-51D Mustang, Spitfire, Gripen i Eurofighter, C-17 Globemaster i jeszcze dwa zespoły akrobacyjne (znowu polujemy na mijanki) – brytyjski Red Arrows i szwajcarski Patrouille Suisse, a cały dzień występów kończy belgijski F-16 pilotowany przez Dark Vadora.

W drugim dniu pokazów mamy miejsca w pierwszym rzędzie, to jest przy samych barierkach, będzie szansa złapać maszyny na drodze kołowania. W kwestii samych pokazów dzieje się w zasadzie to samo co dzień wcześniej, a właściwie to nawet mniej, ponieważ zarówno Red Arrows jak i Patrouille de France nie będą tego dnia już latać. W trakcie pokazów staramy się naprawić błędy z dnia poprzedniego (nietrafione mijanki i nieustrzelone flary), ale dalej nie zawsze się to udaje.

Pokazy może nie były rewelacyjne, darmowy wstęp pewnie trochę się odbił na budżecie a ten z kolei na liście uczestników, ale i tak było nieźle. Gwóźdź programu – Air Power Demo rozczarowuje. Najbardziej tych, którzy byli na Luchtmachtdagen 3 lata wcześniej, ale przymknijmy na to oko bo i aura pogodowa nie sprzyjała powtórce. Samej organizacji ciężko cokolwiek zarzucić. Holendrzy na pewno dołożyli wielu starań by ta impreza miała miejsce. Program pokazów od momentu udostępnienia, zmieniał się wielokrotnie, natomiast jego ostateczna wersja stopniowo rozkręcała powietrzną imprezę. Trzeba również przyznać że wszystko odbywało się w miarę punktualnie. Nie dało się nie zauważyć, że pokazy lotnicze same w sobie nie były ich głównym celem organizatorów, spora część poświęcona była prezentacji rożnego rodzaju holenderskich jednostek wojskowych i zachęcaniu do rekrutacji.

Podsumowując, była do dobra impreza, sprawnie rozplanowana, dobrze się bawiliśmy, a i zdjęć mało nie mamy. Z tego miejsca dziękuję Towarzyszom za wspólny wyjazd.

Do zobaczenia na kolejnym wyjeździe!

Łukasz "Rajmund" Jarkowski

PŁOCKI PIKNIK LOTNICZY (Polska, EPPL)

Nad płockim niebem, znowu miały królować samoloty… W dniach 15-16 czerwca 2019 r. miała powrócić do Płocka, wyczekiwana przez 8 lat, kolejna edycja Pikniku Lotniczego… Impreza zaplanowana na dwa dni właściwie zakończyła się, zanim na dobre się rozpoczęła… Po niecałej godzinie pokazów doszło do tragicznego wypadku. Jak-52, pilotowany przez doświadczonego pilota z Niemiec – Ralfa Burescha – runął do Wisły podczas wykonywanych akrobacji Piotr "brovarsky" Łykowski

OOSTWOLD AIRSHOW 2019 (Holandia, EHOW)

W dniu 10 czerwca b.r. odwiedziliśmy pewną, dosyć mało znaną w Europie imprezę lotniczą w miejscowości o nazwie Oostwold. Choć odbywa się ona przez 2 dni, my z powodu awarii naszego kampera na niemieckiej autostradzie, dotarliśmy na miejsce z jednodniowym opóźnieniem. Nie przypadkiem piknik ten nazywany jest holenderskim Duxford, bowiem motywem głównym imprezy są oldtimery, takie jak słynny Spitfire i inne maszyny z okresu II Wojny Światowej. Jednak, jak to zawsze bywa, temperaturę należy podwyższać powoli – pierwszy wzbił się w powietrze P51D Mustang „Damn Yankee”, latający niestety dosyć zachowawczo, co jest ostatnio dość mocno odczuwalną tendencją na pokazach lotniczych w Europie. Ponieważ przed wyjazdem nie sprawdziłem programu, bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt obecności Johanna Gustafsona, który w zestawieniu ze wspaniałymi, kolorowymi dymami tworzy niepowtarzalny show. Wystąpił jako drugi w kolejce i jak zwykle nie zawiodłem się, choć jego pokaz mógłby być nieco dłuższy. Kolejnym mocnym punktem był Aero Superbatics Wingwalkers, a więc duet niezwykle odważnych kobiet chodzących po skrzydłach pomarańczowych dwupłatowców. Po chwili namysłu człowiek uświadamia sobie, jak wiele ryzykują… W godzinach popołudniowych rozpoczął się blok tzw. Warbirdów, a więc wspólne przeloty samolotów Spitfire, Mustang, Warhawk oraz Sea Fury, następnie zaś bardzo dynamiczne i niskie przeloty duetu Thinderbolt oraz Mustang. Przysłowiową kropkę nad i postawił odrzutowy samolot DHHF Hunter, wykonując szereg szybkich przelotów nad pasem oraz kilka szybkich zwrotów. Ten jeden dzień w lokalnym holenderskim aeroklubie możemy uznać za udany, wszyscy z zapowiadanych uczestników pojawili się w powietrzu, pogoda dopisała, no i nie musieliśmy jechać aż do Duxford, by usłyszeć dźwięki starych 12 cylindrowych silników tłokowych Rolls Royca. Przemek „Frogi” Więcławski

RAF COSFORD AIR SHOW 2019 (Wielka Brytania, EGWC)

Po wybitnym wydarzeniu obchodów 100-lecia powstania Królewskich Sił Powietrznych w 2018 roku, tegoroczna edycja Cosford Air Show powróciła do bardziej znanego formatu z poprzednich lat. Organizatorzy zapewnili ogrom atrakcji na ziemi i w powietrzu. Ponad 6 godzin dynamicznych występów lotniczych i jak zwykle atrakcyjna wystawa statyczna, jak co roku przyciągnęły tysiące entuzjastów lotnictwa z całej Wielkiej Brytanii. Tegoroczne pokazy w bazie RAF Cosford miały parę motywów przewodnich. Jednym z nich było 65-lecie pierwszego lotu BAC Jet Provost. Ten odrzutowy samolot przez blisko 40 lat stanowił główną platformę treningową dla tysięcy nowych pilotów RAF-u. Ważnym momentem był jeden z ostatnich występów ‘The Red Arrows’ w Wielkiej Brytanii przed ich wielkim tournée po północnej Ameryce. Oczywiście Czerwone Strzały jak zwykle zachwyciły swoim pokazem publiczność. Następną ważną częścią tegorocznego wydarzenia była 70-ta rocznica powstania NATO. W 1949 Stany Zjednoczone i 11 zachodnich państw Europy zawarło sojusz dbający o wolność i bezpieczeństwo w burzliwych czasach Zimnej Wojny. Jak rozumiemy, NATO przewidziało główne obchody tej rocznicy podczas tegorocznych NATO Days w Ostrawie, mimo tego do Cosford zawitały Czeskie Siły Powietrzne. Głośne i szybkie Role Demo L-159 ALCA symulujące atak powietrze – ziemia ze świetnie prezentującymi się wybuchami pirotechnicznymi na ziemi oraz oczywiście jedne z ulubionych występów na pokazach SAAB JAS-39C Gripen w swoim solowym i bardzo dobrym występie. Poza Gripenem i brytyjskim Typhoonem (który co roku jest jedną z głównych atrakcji tych pokazów) można było podziwiać inna europejską gwiazdę imprez lotniczych: F/A- 18C Hornet Szwajcarskich Sił Powietrznych. Naszym zdaniem występ ten był główną atrakcją tegorocznej edycji i najlepszym występem dynamicznym. Kapitana Nicolasa "Vincent'a" Rossier będzie można zobaczyć jedynie dwa razy w Wielkiej Brytanii - w Cosford oraz w Fairford. Po obejrzeniu jego występu podczas Cosford Air Show można śmiało powiedzieć, że jest to pretendent do nagrody za najlepszy występ podczas prestiżowych Royal International Air Tattoo. Cosford Air Show 2019 z udziałem wspaniałych maszyn i pilotów oraz bardzo sprzyjającej pogody można uznać za niezwykle udaną imprezę. Ciągle pojawiają się pomysły na przejście w formę pokazów dwudniowych, co by jeszcze bardziej zwiększyło prestiż tego wydarzenia. Mamy nadzieję, że zobaczymy się i będziemy podziwiać wspaniałe pokazy w 2020 roku. Cosford Air Show to impreza wysoko rekomendowana przez nas. Marek "Maras"  Gembka

29. AVIATICKA POUT – PARDUBICE 2019 (Czechy, LKPD)

1 czerwca – dzień, w którym te mniejsze dzieci dostają prezenty, a te większe dzieci o swoje prezenty muszą zatroszczyć się same. W przypadku niżej podpisanego nie było z tym problemu o tyle, że o okolicznościowy prezent dla niego corocznie dbają organizatorzy pokazów lotniczych w Pardubicach. Aviatická pouť – bo taką oficjalną nazwę nosi impreza – odbyła się już po raz dwudziesty dziewiąty, a jej tematem przewodnim była 75. rocznica lądowania Aliantów w Normandii. Zawsze jest jakiś temat przewodni – co jednakże z reguły ma jedynie dość luźny związek z przebiegiem pokazów. Tegoroczna edycja była, jeśli chodzi o liczbę i różnorodność maszyn, skromniejsza od poprzednich. Ewidentnie dają się zauważyć problemy budżetowe organizatorów, które – miejmy nadzieję – w kolejnych latach staną się jedynie wspomnieniem. „Skromniejsza” nie oznacza jednak „nie warta zobaczenia”. Chociaż większość maszyn i pilotów, prezentujących się w ów pierwszy weekend czerwca, to „starzy znajomi”, których nie raz mieliśmy już okazję oglądać w powietrzu, zadbano o to, żeby podczas pokazów zaprezentować także coś oryginalnego, czego wcześniej nie było sposobności zobaczyć (i sfotografować). Ci „starzy znajomi” – to w pierwszym rzędzie silna ekipa spod znaku Czerwonego Byka. Od lat maszyny ze stajni (czy raczej z hangaru) Red Bull stanowią mocny punkt pardubickich pokazów, jednak w tym roku dało się to stwierdzić szczególnie. W „części historycznej” grupę Byków reprezentował srebrny B-25J Mitchell i nieco młodszy T-28B Trojan (wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia, że ktoś tę piękną maszynę pomalował w barwy, nadające się na kamuflaż w kompostowniku). Niestety z przyczyn technicznych do Pardubic nie dotarł F4U-4 Corsair i Alpha Jet. B-25 razem z T-28 najpierw wykonywały niezwykle fotogeniczne przeloty w ciasnej formacji, by później zaprezentować się publiczności solowo. Z pewnością do grona „starych znajomych” da się zakwalifikować także Spitfire’a LF Mk XVIE (po kilku latach znów z klasycznymi, eliptycznymi skrzydłami), za którego sterami zasiadł Dan Griffith, oraz Mustanga, dosiadanego przez Miroslava Sazavsky’ego. Bywalcy pardubickich pokazów mogli też znów zobaczyć w locie czwórkę pięknie utrzymanych zabytków: Boeinga Stearmana, Bückera Bü 133 Jungmeistera, Aero C-104 (czyli czechosłowacką wersję Bückera Bü 131 Jungmann) oraz Zlina Z.381 (produkowany w Czechosłowacji wariant Bückera Bü 181 Bestmann). Bliżej współczesności lokował się – od kilku lat nie widziany nad pardubickim lotniskiem – śmigłowiec Bölkow Bo 105, pilotowany przez Sigfrieda Schwarza. A skoro Bo 105 i Red Bull, to znaczy, że było ostre latanie. I rzeczywiście – pokaz akrobacji, wykonany na tym śmigłowcu, zapierał dech w piersiach. Nie mogło też zabraknąć czeskiej grupy akrobacyjnej The Flying Bulls na Sbachach XA-42 – tym bardziej, że w jej składzie lata Jan Rudzinskyj, spiritus movens i od lat główny organizator pardubickich pokazów. W tym roku, oprócz swojego zwykłego programu, zespół zaprezentował się także w niezwykle widowiskowym wspólnym przelocie z Mustangiem. Wspomniany wspólny przelot z czwórką Sbachów nie był jedynym występem Miroslava Sazavsky’ego i jego Mustanga. Jak zawsze w Pardubicach, pokazom powietrznym towarzyszyły pokazy na ziemi w wykonaniu rozlicznych grup rekonstrukcyjnych. W tym roku – i tu można doszukiwać się odniesień do motywu przewodniego 29. Aviaticke pouti – rekonstruktorzy odgrywali scenę walk we Francji z 1944 roku. W akcji brały udział grupy „niemieckie”, „amerykańskie”, a także wojska Wolnej Francji (była nawet grupa rekonstrukcyjna francuskiej Résistance – odruchowo, acz bezskutecznie wypatrywałem w jej szeregach Michelle z Ruchu Oporu), a P-51 zapewniał aliantom „wsparcie z powietrza”. Być może właśnie dzięki niemu nasi wygrali, a tamci zostali pokonani. Chyba. Skoro mowa o rekonstruktorach – w programie była też potyczka z pierwszej wojny światowej, z udziałem wojsk niemieckich, austro-węgierskich i włoskich. W tym przypadku wrażenia dodatkowe – poza hukiem wystrzałów i licznych eksplozji – zapewniła ekipa Pterodactyl Flight na swoich replikach maszyn z Wielkiej Wojny, która najpierw bombardowała pozycje npla, a potem stoczyła serię pojedynków powietrznych. Starcie w przestworzach było wyrównane, pomimo udziału po stronie Państw Centralnych samego Czerwonego Barona. Wynik starcia na ziemi był nie mniej trudny do określenia – w każdym razie obie strony po zakończeniu walk wyglądały na jednakowo zadowolone. Starzy znajomi starymi znajomymi, ale nie można powiedzieć, że tegoroczne Pardubice były prostym powtórzeniem ubiegłorocznych. Niewątpliwie najbardziej widowiskową nowością była demonstracyjna wersja Red Bull Air Race – szalony slalom samolotów pomiędzy rozstawionymi na ziemi pylonami robił naprawdę wielkie wrażenie, o co zadbało dwóch znakomitych czeskich pilotów akrobacyjnych i uczestników „prawdziwych” wyścigów Red Bulla - Martin Šonka i Petr Kopfstein (którzy później zaprezentowali się również w solowych pokazach akrobacji). Dla wielu widzów (w tym niżej podpisanego) była to pierwsza sposobność ujrzenia tej niezwykle spektakularnej dyscypliny sportów lotniczych. Paradoksalnie również prawdopodobnie ostatnia (w każdym razie na jakiś czas) – dosłownie kilka dni wcześniej Red Bull ogłosił, że rok 2019 będzie ostatnim sezonem wyścigów. Nowości nieco mniej widowiskowe, acz niewątpliwie warte uwagi, zwłaszcza miłośników samolotów historycznych – dwa piękne dwupłatowce De Havilland Tiger Moth. Oba prezentowały się w Pardubicach już wcześniej, ale w tym roku wystąpiły razem, w synchronicznym pokazie akrobacji. Rzadkim „okazem” – nieco trudniejszym do „złapania” w locie, gdyż większość czasu spędził jedynie na statyce i w powietrzu można go było zobaczyć jedynie w czasie przylotu i odlotu – był Vultee BT-13B Valiant, amerykański samolot szkolenia podstawowego z okresu II wojny światowej, wyglądający nieco jak Harvard (ze stałym podwoziem) z doczepionym ogonem od Corsaira (tylko mniejszym). Coroczny przegląd lotnictwa wojskowego Czechosłowacji i Republiki Czeskiej zapewniły widzom – w kolejności mniej więcej chronologiczno-historycznej: LET C-11 (czyli czechosłowacka licencyjna wersja Jaka-11), lecący w duecie ze szkolnym Aero L-39 Albatros, MiG-15UTI, W3 Sokół w wersji SAR, który oprócz demonstracji akcji ratunkowej wykonał piękny dynamiczny pokaz w powietrzu, para L-159 ALCA (tak, były flary i to sporo), śmigłowiec szkolny Enstrom oraz Gripeny z 211 Eskadry Taktycznej – najpierw dwie maszyny w okolicznościowych malowaniach w przelocie parą, a potem jedna w pokazie akrobacji. Tu mała dygresja w charakterze ciekawostki – zarówno Albatros, jak i Enstrom, które mogliśmy podziwiać podczas pokazów, należą do Centrum Szkolenia Lotniczego (Centrum leteckého výcviku – CLV), mającego swoją siedzibę właśnie na pardubickim lotnisku. CLV jest instytucją formalnie cywilną, należącą do państwowej firmy lotniczej LOM Praha. W Czechach to ta właśnie instytucja zajmuje się szkoleniem samolotowym i śmigłowcowym lotników wojskowych, które w związku z tym nie odbywa się w ramach jednostek Sił Powietrznych. Nota bene szefem instruktorów treningu lotnictwa taktycznego w CLV jest były pilot Gripenów Robert Stejskal – czyli Czerwony Baron z grupy Pterodactyl Flight. Który zresztą podczas pardubickich pokazów prezentował się nie tylko w czerwonym Fokkerze Dr.1, ale także był pilotem Albatrosa podczas jego wspólnego występu z C-11. Koniec dygresji. Jak wspomniałem na początku – tegoroczna Aviatická pouť była skromniejsza od edycji z poprzednich lat. Absolutnie nie zmienia to postaci rzeczy – wypad na pardubickie pokazy jest najlepszym prezentem na Dzień Dziecka, jaki może sobie sprawić fan lotnictwa (zwłaszcza taki ze skrzywieniem w kierunku starych samolotów) bez względu na wiek swojego dziecięctwa. W którym to przekonaniu niżej podpisany utwierdza się od lat, już teraz czekając na edycję numer 30 za rok. Marcin „Spad” Parzyński

TORNADO W SŁUŻBIE JEJ KRÓLEWSKIEJ MOŚCI (Wielka Brytania)

Panavia Tornado już od prawie 40 lat jest miarą doskonałości i możliwości przemysłu lotniczego trzech krajów: Wielkiej Brytanii, Włoch i Niemiec. Myśliwiec ten powstał dawno temu, w mrocznych czasach zimnej wojny. Miał latać szybko i nisko. Pod osłoną nocy i niesprzyjających warunków znienacka miał dokonywać precyzyjnych ataków daleko za liną wroga, unikając przy tym wykrycia przez systemy obrony przeciwlotniczej.

Po wejściu do służby w Królewskich Siłach Powietrznych w 1982 r. samolot ten stanowił trzon bojowy siły RAFu. Trudno znaleźć na świecie inny taki myśliwiec wielozadaniowy, który oferowałby taki stosunek jakości do ceny i chwalił się takimi rekordami bojowymi. W siłach Royal Air Force nieprzerwanie od 1991 r. pozostawał w ciągłej akcji bojowej. Operacje takie jak: „Pustynna Burza” i „Pustynna Tarcza”, misja nad Kosowem czy misja „Telic” w Iraku (gdzie Brytyjczycy używali po raz pierwszy udoskonalonego modelu Tornada GR4 Mk 4), misje w Afganistanie, Libii i Syrii. Niemal do ostatniego dnia służby prowadzono naloty na cele związane z tak zwanym Państwem Islamskim.

Przez te wszystkie lata Tornada zostały mocno zmodernizowane w porównaniu z pierwotnymi wersjami. Koniec zimnej wojny wymusił większą różnorodność zadań, które wymagane są na polach walki XXI wieku. Ulepszona awionika, dodatnie systemu laserowego naprowadzania bomb Enhanced Paveway II, nowoczesny wyświetlacz HUD czy możliwość użycia zaawansowanych pocisków manewrujących to tylko niektóre ulepszenia sprawiające, że ciągle jest to myśliwiec pierwszoliniowy.

Rozpoczęcie projektu „Centurion” dla Typhoonów oraz dostarczenie pierwszych egzemplarzy myśliwców piątej generacji F- 35 Lightning II pozwoliło Królewskim Siłom Powietrznym systematycznie wycofywać ze służby Tornada. Zaprzestano ulepszania, a wiele ze starszych modeli przeznaczono na części zastępcze, by móc zaspokoić pozostałe jednostki. Ostatecznie z końcem marca 2019 r., po niemal 40 latach służby, to jedna z najbardziej udanych konstrukcji w lotnictwie, sprawdzona w boju i uwielbiana przez pilotów, Panavia Tornado odeszło na zasłużoną emeryturę i zakończyło służbę dla Wielkiej Brytanii.

Odejście na emeryturę tego legendarnego myśliwca było planowane od dawna. Jednak RAF dobrze odczuł oczekiwania entuzjastów lotnictwa oraz zwykłych ludzi, którzy chcieli zobaczyć po raz ostatnia brytyjskie Tornada. Pomalowano trzy maszyny w specjalne malowania i zorganizowano wyjątkowe sesje dla fotografów oraz przez trzy dni zorganizowano fly passy po wybranych miejscach na Wyspach. Dzięki mediom oraz portalom społecznościowymi zebrało się tysiące Brytyjczyków, którzy mieli okazję po raz ostatni zobaczyć brytyjskie Tornada w służbie RAFu. Z końcem marca 2019 r. wszystkie latające maszyny  w RAF'ie przetransportowano do muzeów lub przeznaczono na złom.

Marek "Maras" Gembka

MIAMI AIR AND SEA SHOW 2019 (USA, KMIA)

The Greatest Show Above the Earth” - tak oto organizatorzy zapowiadali wydarzenie jakim były majowe pokazy w Miami. My jednak wiemy, że takie zapowiedzi należy traktować z przymrużeniem oka, bo nawet najmniejsze pokazy dla niektórych mogą się stać najlepszymi i największymi. Kto jednak nie chciałby spędzić majowego weekendu na słonecznej plaży w Miami, podziwiając perełki amerykańskiego lotnictwa wojskowego i popijając zimne trunki w tak świetnym i wyluzowanym towarzystwie jak członkowie SPFL Air Action. Nad czym tu się zastanawiać? Lecimy do USA! Piękny, słoneczny poranek i lekka morska bryza powitały nas po krótkim spacerze wzdłuż Ocean Drive. Pokazy zaczynają się tuż przed południem więc mamy mnóstwo czasu na przechadzkę pomiędzy stoiskami takich załóg jak na przykład: F-35 Demo Team, czy U.S. Navy Blue Angels. Koszulki, czapeczki, naszywki. Każdy znajdzie coś dla siebie. Rozkładamy koce, ręczniki, a na niebie pojawiają się spadochrony U.S. Army Golden Knights i Black Daggers z olbrzymią flagą USA. Impreza oficjalnie się zaczyna. Wszystkie czasze na ziemi, a na niebie pojawia się pierwszy myśliwiec, niosący ze sobą jakże piękny i wyczekiwany przez nas dźwięk dopalaczy. To F-15C Lotnictwa Gwardii Narodowej Stanów Zjednoczonych z bazy w Nowym Orleanie, czyli Bayou Militia. Kilka szybkich przelotów na dopalaczu i F-15 znika za wieżowcami Miami, a nad nami pojawia się majestatyczny i legendarny bombowiec B-52. Należąca do 343 Dywizjonu Lotnictwa Bombowego maszyna wykonała kilka powolnych przelotów, w tym jeden z otwartym lukiem bombowym. Po kilku minutach ciszy, kiedy myśleliśmy, że “Buff” odleciał, pojawił się znów nad północną stroną Miami Beach i wykonał tzw. high-speed pass. Lekki zapach nafty lotniczej z ośmiu silników Pratt & Whitney wypełniły powietrze, a najbardziej zasłużony bombowiec USAF odleciał do swojej bazy w Barksdale. Zaczęło się całkiem fajnie! Straż Przybrzeżna pokazała nam swój samolot i łodzie, a ratownicy z SAR symulowali akcję ratunkową przy użyciu helikoptera i płetwonurków. Dla mnie był to czas, aby się trochę schłodzić i nałożyć kolejną warstwę kremu przeciwsłonecznego. Szybkie wytarcie rąk i aparat w dłoń, bo na niebie widok czterech samolotów A-10 Thunderbolt II. Formacja zaprezentowała nam kilka przelotów i dynamicznych, ciasnych zwrotów, podczas których nad skrzydłami “guźców” pojawiły się oderwania. Dla mnie był to wyjątkowy moment, gdyż pierwszy raz zobaczyłem i sfotografowałem A-10 w malowaniu inwazyjnym, upamiętniającym 75 rocznicę inwazji na plaże w Normandii, czyli pamiętny D-Day. Po pokazie A-10 mieliśmy okazję zobaczyć trochę historii, a mianowicie występ Red Tail Squadron’s P-51C Mustang Wczesne popołudnie na Florydzie to przede wszystkim gorące słońce, a co za tym idzie, na niektórych bezwłosych głowach gorący pot wraz z kremem przeciwsłonecznym zaczął przypominać oszronioną butelkę mocno zmrożonej wódki. Słońce Miami sprawia, że pokazy są niemal tak gorące jak dopalacz silnika Pratt & Whitney F135, czyli siły napędowej świetnego myśliwca wielozadaniowego piątej generacji F-35 Lightning II i to właśnie on z hukiem pojawia się nad naszymi głowami! Aparaty w górę i seriami strzelamy w kierunku Capt. Andrew "Dojo" Olsona zasiadającego za sterami niewykrywalnej dla radarów maszyny. „Dojo” w mistrzowski sposób pokazuje możliwości tego najnowszego amerykańskiego myśliwca, a wilgotne morskie powietrze niemal gotuje się wokół samolotu. Pokaz F-35A Lightning Demo Team kończy efektowny high-speed pass, a maszyna znika nad południowym końcem plaży. Fenomenalny pokaz, a my nie mamy czasu ochłonąć bo na niebie pojawiają się smugi białego dymu… U.S. Navy Blue Angels. Marka sama w sobie i fanom szeroko pojętej awiacji nie trzeba ich przedstawiać. Kilka wolniejszych przelotów w ściśle zwartej, dopracowanej do perfekcji formacji i rozejście. Kiedy 4 maszyny F/A-18 Hornet przelatują przed nami, pokazując swoje niebiesko żółte malowanie, #5 i #6 zadziwiają publiczność bardzo szybkimi mijankami. Kilka przelotów w formacji i Blue Angels kończą swój pokaz jednym z najefektywniejszych manewrów jakim jest ich charakterystyczny Sneak Pass. Fenomenalny team i fenomenalny pokaz! Amerykańscy piloci mają owacje tłumów i nasz szacunek, a my mamy fantastyczne zdjęcia. Czego chcieć więcej? A no właśnie tego, o czym wspomniałem na początku. “The Greatest Show Above Earth”. Dla mnie tegoroczne pokazy w Miami byłyby właśnie najznakomitsze, gdyby wzięły w nich udział wszystkie teamy zapowiadane przez organizatorów, a zwłaszcza B-1 Lancer, B-2 Spirit i F-16 Fighting Falcon. Ale czy po takiej imprezie można narzekać? Nie! Bo “gdyby chodziło tylko o zdjęcia, to po co to wszystko?”. Do zobaczenia za rok w tym samym miejscu, bo pokazy w Miami to coś czego każdy musi doświadczyć na własnej skórze kilkukrotnie! Piotr „Pimpuś” Szydło

DZIEŃ OTWARTYCH DRZWI – CASLAV 2019 (Czechy, LKCV)

W dniu 25.05.2019 r. w 21. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Caslav zorganizowano Dzień Otwartych Drzwi. Był to mój pierwszy wyjazd do tej bazy i potraktowałem go rozpoznawczo-rekreacyjnie nie nastawiając się na spektakularne ujęcia. Tym bardziej, że prognoza pogody przewidywała zachmurzenie, przelotne opady i burze. Na szczęście synoptycy mylili się i mogliśmy dotrwać do końca dnia bez ani jednej kropli deszczu. Program, typowo piknikowy, obejmował ponad czterogodzinny pokaz dynamiczny oraz wystawę statyczną prezentującą przekrój obecnego lotnictwa wojskowego Czech oraz kilku gości z zagranicy. Czesi zaprezentowali m.in. JAS-39 Gripen, Aero L-159 Alca, Aero L-39 Albatros (w tym jeden w malowaniu okolicznościowym z okazji 50-lecia tej maszyny), Mi-17 oraz Mi-24. Oprócz tego pojawiły się dwa francuskie Alpha Jety, niemieckie Tornado, słowacki MiG-29. Oczywiście nie zabrakło wystawy sprzętu wojskowego i pomocniczego, wszelkiej maści stoisk handlowych i gastronomicznych oraz występu lokalnej orkiestry. Równo o 10-tej nastąpiło oficjalne rozpoczęcie okraszone przelotem formacji składającej się z 3 x JAS-39, 2 x L-159 i 1 x L-39. Dwie godziny później, pokazem skoczków spadochronowych, rozpoczęła się część dynamiczna. Podziwiać mogliśmy popisy m.in. MiG-15, Gripena, Mi-17 wraz z Mi-24 w pozoracji desantu oraz podjęcia rannych, czy też symulowany atak naziemny w wykonaniu zespołu dwóch L-159. Kulminacyjnym momentem podniebnego show był premierowy pokaz czeskiej wersji naszego Xtreme Full Force czyli wspólny lot samolotu akrobacyjnego z bojowym odrzutowcem. W tej roli wystąpili Martin Sonka, zdobywca 1 miejsca w Red Bull Air Race World Championship 2018 na swoim Extra 300SR oraz czeski pilot pokazowy kpt. Ivo Kardos na JAS-39 Gripen. Pokazy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem publiczności i byliśmy nawet trochę zaskoczeni tak tłumnym jej udziałem. Podobno pokazy obejrzało niemal 60 tysięcy ludzi co jak na tego typu imprezę jest naprawdę niezłym wynikiem. Mimo takiej ilości ludzi wszystko działało sprawnie i spędziliśmy fantastyczny dzień na świeżym powietrzu obcując z tym co kochamy najbardziej.

Michał "Acid Rain" Górecki

WIOSNA NA KRZESINACH (Polska, EPKS)

22 maja 2019 r. odwiedziliśmy ostoję Jastrzębi – 31. Bazę Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach. Wspomniane „Jastrzębie” to oczywiście nasze samoloty wielozadaniowe F-16, które stanowią podstawę lotniczego systemu obronnego Polski. Mimo bardzo złych prognoz pogody, odważnie stawiliśmy się w bazie uwiecznić w naszych kadrach te wspaniałe samoloty. Jednak pogoda okazała się dla nas bardzo łaskawa i mieliśmy okazję obserwować dwie serie startów i lądowań ponad 10 F-16. Andrzej "Szadok" Szadejko
Back to Top