Szukaj

AKADEMIA NIKONA W KRZESINACH (Polska, EPKS)

W dniach 1 i 2 czerwca 2016 roku w 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego w podpoznańskich Krzesinach odbyła się kolejna edycja warsztatów fotografii lotniczej Akademii Nikona. W warsztatach tych wzięło udział , między innymi, dwóch członków naszego stowarzyszenia. Mieliśmy możliwość fotografowania wspaniałych maszyn F­-16 podczas wielu startów, jak i lądowań oraz wykonać zdjęcia statyczne w hangarze. Wisienką na torcie był pokaz naszego F-­16 Tiger Demo Team zorganizowany z okazji Dnia Dziecka. Za sterami samolotu oczywiście zasiadł nie kto inny jak kpt. pil. Robert “Bluto” Gałązka, który pokazał zebranym widzom możliwości manewrowe samolotu. Zgromadzone w tym dniu dzieci, ich opiekunowie oraz członkowie warsztatów Akademii Nikona z zapartym tchem obserwowali różnego rodzaju akrobacje wykonywane na niebie przez naszego “Jastrzębia”. Łukasz "Słowik" Słowiński

CREIL 2016 – SPOTTERS DAY AND AIRSHOW (Francja, LFPC)

W czasie, kiedy zapewne większość foto-lotniczej polski bawiła na Aerofestiwalu w Poznaniu, my wybraliśmy się trochę dalej, bo do Francji, a dokładnie w pobliże miasteczka Creil. Naszym celem była 110. Baza Lotnicza i organizowane w niej pokazy (nazywane tu Meeting Aerien). Trochę historii zamiast wstępu Baza lotnicza BA 110 w Creil jest obecnie domem dwóch eskadr lotnictwa transportowego wyposażonych w samoloty CASA C-235M oraz eskadry specjalnej VIP z Airbusami A-310 i A-340. Rotacyjnie stacjonuje tam również para dyżurna (QRA), w której skład wchodzą Mirage 2000 lub Rafale. W przeszłości BA 110 miała charakter znacznie bardziej bojowy. Od lat pięćdziesiątych, kiedy powstała, stacjonowały tam jednostki myśliwskie oraz bombowe. W różnych punktach bazy wciąż można podziwiać ustawione na minipomnikach samoloty, które kiedyś były na wyposażeniu stacjonujących tu jednostek, m.in. myśliwce Mirage F1, Mirage III, szkolną Fouga Magister czy bombowca strategicznego Mirage IV. Pokazy, na które się wybraliśmy, okazały się być zarazem imprezą pożegnalną. Z końcem 2016 roku BA 110 w Creil ma zostać zamknięta, a stacjonujące tu jednostki przeniesione do innych baz. Pokazy zostały zorganizowane przez organizację FOSA. Jest to fundacja powiązana z Francuskimi Siłami Powietrznymi, zajmująca się m.in. ich promocją. W tym od kilku lat FOSA organizuje kilka imprez lotniczych w roku na terenie całej Francji. Pakiet spotterski, na jaki się zdecydowaliśmy obejmował trzydniowy pobyt w gościnnych progach BA 110. Mieliśmy uczestniczyć w dniu przylotów i pierwszych treningów, drugim dniu treningów i zamkniętych pokazów dla personelu bazy i zaproszonych gości oraz w trzecim dniu - otwartych pokazów dla publiczności. Dzień pierwszy - pierwsze pstryki Po przybyciu do jednostki i przejściu przez kilkuetapową i drobiazgową kontrolę bezpieczeństwa stawiliśmy się w punkcie rejestracji. Po zarejestrowaniu i odebraniu gift-packa nastąpiło powitanie, omówienie programu naszego pobytu oraz krótkie szkolenie z zasad bezpieczeństwa. Warto w tym miejscu wrócić jeszcze do prezentów. Oprócz „standardowej” koszulki, smyczy i talonów prowiantowych każdy z nas otrzymał okolicznościową naszywkę, czapeczkę i piękny album o samolotach Mirage 2000. Muszę przyznać, że z tak bogatym zestawem powitalnym spotkałem się pierwszy raz. Po odprawie przetransportowano nas na stanowisko, z którego mieliśmy focić tego dnia. Po dotarciu na miejsce okazało się, że miejscówka usytuowana jest wręcz idealnie: blisko pasa, tuż za punktem przyziemienia i prawie pod osią pokazów w powietrzu. Od razu też mieliśmy coś „do roboty”. Na płaszczyźnie postojowej czekała już na nas para Mirage 2000D, która chwilę wcześniej wylądowała. Jak się później dowiedzieliśmy, na prośbę naszego koordynatora piloci poczekali, aż nasza zwariowana ekipa zajmie miejsca i dopiero wtedy majestatycznie przekołowali swoje maszyny na miejsca postojowe, dając nam pierwszą okazję do złapania kilku ciekawych kadrów. Chwilę później rozpoczęły się pierwsze przyloty. Pokazy w Creil zaliczyć należy do imprez skali lokalnej. Daleko im do pokazów wielkości Luchtmachtdagen, NATO DAYS, o takich kolosach jak RIAT nie wspominając. Dlatego też lista uczestników nie była bardzo długa. W planie tego dnia mieliśmy zobaczyć nasze MiGi-29, niemieckie Eurofightery, hiszpańskiego F-18, trochę maszyn historycznych (m.in. Harvarda, P-40, Vampire, Fouga Magister, MS 317, Stearmana) i oczywiście sporą liczbę „lokalnych przysmaków” w postaci Mirage-y 2000 (różnych wersji), kilku Rafale, śmigłowców i samolotów transportowych. Dla nas „gwoździem programu” miał być duet RAMEX Delta. Dlaczego? Po pierwsze maszyna prowadząca otrzymała w tym sezonie świetne malowanie okolicznościowe, upamiętniające 100-lecie francusko-amerykańskiej eskadry „La Fayette”, a po drugie pokazy w Creil miały być jednym z ostatnich wystąpień tego teamu w historii. Nieduża liczba przylatujących maszyn została nam po części wynagrodzona jakością. Bardzo dobra miejscówka dała możliwość naprawdę „bliskiego kontaktu” z przylatującymi maszynami. Dodatkowo otrzymaliśmy od pilotów kilka wyjątkowych „bonusów”. Warto wspomnieć np. C-235 reprezentującą gospodarzy. Załoga samolotu, rozpoczynając pokaz ewakuacji taktycznej zagrożonego personelu, wykonała bardzo niski przelot nad naszymi głowami. Drugim przykładem może być para Rafale, która po przylocie nad lotnisko zaprezentowała kilkunastominutowy pokaz walki powietrznej. Dla mnie osobiście bonusem było również lądowanie niemieckich Eurofighterów wykonane parą(!). Przyznam, że widziałem coś takiego po raz pierwszy. Oprócz przylotów odbyło się również kilka treningów, w tym najważniejszym dla nas tego dnia w wykonaniu Ramex Delta. Na długo zapamiętam przeloty na dużej prędkości bezpośrednio nad naszymi głowami :). Po zakończeniu przylotów przetransportowano nas na główną płaszczyznę postojową, gdzie mogliśmy do woli fotografować stacjonujące tam maszyny w świetle zachodzącego słońca. Był to kolejny punkt dla organizatorów. Na tym zakończyliśmy nasz pierwszy dzień pobytu w BA 110 i trzeba przyznać, że byliśmy bardzo zadowoleni. Sprawna i nastawiona na potrzeby fotolotniczych świrów takich jak my organizacja bardzo dobrze wróżyła na najbliższe dni. Dzień drugi: pierwsze pokazy Drugi dzień rozpoczęliśmy od wizyty na głównej platformie postojowej. Nie wyglądało to dobrze. Wszędzie unosiła się mgła tak gęsta, że widoczność ograniczała się do kilkunastu metrów. Na uspokojenie usłyszeliśmy, że „tutaj jest to normalne i za 2 godziny wszystko będzie OK”. Trochę uspokojeni przystąpiliśmy do rozgrzewki… czyli fotografowania w tych niecodziennych warunkach. Według planu w drugi dzień naszego pobytu na terenie bazy miały odbywać się oficjalne treningi oraz zamknięta impreza dla personelu bazy i zaproszonych gości. Treningi czy też pokazy rozpoczęli spadochroniarze. Odmiennie od innych tego typu imprez nie był to desant skoczków z flagami, lecz uzbrojonej grupy specjalnej, która po wylądowaniu zajęła pozycje zabezpieczające strefę lądowania. W jej wnętrzu znajdowała się grupa cywili. Chwilę później nisko nad lotniskiem przeleciała CASA C-235, która po dynamicznym nawrocie wylądowała, wykonując bardzo krótki dobieg. Tuż po zatrzymaniu na pokład maszyny w eskorcie oddziału specjalnego załadowani zostali „uciekinierzy” i samolot zaraz wystartował. Następnie na drodze kołowania pojawił się MiG-29 z 1ELT. Jak zwykle wywołał duże poruszenie wśród towarzyszących nam fotografów, dla wielu z nich to był właściwy „gwóźdź programu”. Po krótkiej chwili zobaczyliśmy już maszynę pędzącą nad pasem, która idealnie przed nami „wyrwała” pionowo w górę… ech, chociaż ten start widziało się już wiele razy, to zawsze robi on ogromne wrażenie. Okrzyki i wiwaty potwierdziły, że nie tylko nam się podobało :). Po, jak zwykle świetnym, pokazie kpt. Adriana Rojka niebo „zajęły” samoloty historyczne i akrobacyjne. Następnie ponownie w powietrze poderwał się polski MiG. Tym razem za sterami zasiadał ppłk Piotr „Kuman” Iwaszko. Świetny pokaz został okraszony pojawiającymi się na kadłubie oderwaniami. Dalej w powietrzu prezentowali się gospodarze: śmigłowiec Tiger, zespół akrobacyjny Cartouche Dore oraz Ramex Delta. Cartouche Dore jest chyba mało znany w Polsce. Jest to zespół „wystawiany” przez Akademię Lotniczą Francuskich Sił Powietrznych w Cognac. Pilotami w zespole są instruktorzy na co dzień uczący w tej szkole. Zespół prezentuje akrobacje na trzech samolotach szkolnych Socata Epsilon. Po „secie francuskim” niebo zajęli Belgowie w postaci Augusta A-109 DemoTeam. Ten bardzo fajny, znany pewnie wszystkim, pokaz piloci zakończyli dynamicznym kosiakiem w kierunku naszej miejscówki. Moc! ? Niestety w międzyczasie nad lotnisko nadciągnęły ciemne burzowe chmury, idealnie w momencie, kiedy do prezentacji procedury RENEGATE wystartował Mirage 2000. Po chwili na lotnisko spadła gigantyczna ulewa, którą na szczęście mogliśmy oglądać z jednego z pobliskich schrono-hangarów. Po przejściu deszczu rozpogodziło się i na niebie znowu pojawiły się samoloty. Najpierw historyczny P-40, a później F-16 Belgijskich Sił Powietrznych i Rafale gospodarzy. Oba ostatnie pokazy to była przysłowiowa wisienka na torcie. Mega dynamiczne i agresywne. W związku z tym, że staliśmy w centrum strefy pokazu wszystko odbywało się nad naszymi głowami. Było to niezapomniane przeżycie. Dzień trzeci - „tym razem nie będzie OK” Ostatni dzień naszego pobytu przywitał nas deszczowo i bardzo pochmurnie. Niestety nie wyglądało na to, „że za dwie godziny będzie OK.” Cały czas utrzymywał się bardzo niski pułap chmur, co nie wróżyło dobrze pokazom. Tuż przed formalnym początkiem imprezy na lotnisko przyleciały samoloty zespołu Patrouille de France, co dało nam nadzieję, że może jeszcze nie wszystko stracone. Podobnie jak w dzień poprzedni pokazy rozpoczęła prezentacja ewakuacji personelu przez zespół sił specjalnych wsparty samolotem C-235. Później na niebie pojawiły się historyczne: Harward i MS-317. Niestety pogoda pogarszała się. Po dłuższej przerwie w powietrzu zaprezentowała się szturmowy Tiger, a po nim historyczny Stearman. Po kolejnej dłuższej przerwie dowiedzieliśmy się, że odwołano pokaz F-16 i naszego MiGa. Po chwili na początek pasa wykołowała para Mirage 2000N, czyli do pokazu przygotowywała się Team RAMEX Delta. Musze przyznać, że mieliśmy spore obawy, jak w taką pogodę przy całkowitym zachmurzeniu powyżej 300-400 metrów „Ramexi” chcą wykonać swoje demo. Francuscy piloci postanowili jednak nie dać się pogodzie i sprezentować tysiącom zgromadzonych widzów chociaż namiastkę swojego pokazu. Obie maszyny tuż po starcie wykonały okrąg wokół lotniska, aby później zaserwować nam trwający kilkanaście minut festiwal przelotów na niskim pułapie zakończonych efektownymi break-ami, które generowały na powierzchniach skrzydeł efektowne oderwania. Na zakończenie tego minipokazu para przedefilowała przed publicznością na małej prędkości w konfiguracji do lądowania i po efektownym rozejściu wylądowała. Trzeba przyznać, że takie podejście do zgromadzonej publiczności zrobiło na nas duże wrażenie. Po Mirage-ach nad lotniskiem kilkukrotnie przeleciał na niskim pułapie VIP-owski Airbus A-340. Ta wielka maszyna w jednej chwili wynurzała się z chmur, aby przez chwilę pojawić się przed nami i zaraz po chwili rozpływała się w następnej chmurze. Po maszynie VIP-owskiej swoich sił w zaklinaniu pogody postanowił spróbować zespół Patrouille de France, ale zakończyło się na jednym okręgu wokół lotniska i powrocie na lotnisko. Trzeba się było zmierzyć z faktami. Pokazy się „rozjechały”. Kiedy z dużym ociąganiem zaczęliśmy się przygotowywać do wyjścia na pas wjechał… Rafale. Reprezentacyjny pilot Francuskich Sił Powietrznych postanowił godnie pożegnać zgromadzoną publiczność. To, co nastąpiło kilka minut później, długo będziemy wspominać. Demo Rafale znane jest ze swojej dynamiki i agresywności, ale wydawało się, że tym razem pilot latał jeszcze szybciej i „cisnął” jeszcze mocniej. Cały pokaz odbył się bardzo nisko i na dużej szybkości, a każdy break generował oderwanie. To było coś, na co warto było czekać. :) Czas na podsumowanie. Pokazy w Creil były naszą pierwszą imprezą we Francji organizowaną przez FOSA i trzeba przyznać, że bardzo nam się podobało. Ludzie z Fundacji (przynajmniej ci, z którymi mieliśmy kontakt) to tacy sami miłośnicy lotnictwa jak my i nie mniejsze foto-lotnicze świry. Doskonale wiedzieli, czego nam potrzeba i tego właśnie dostarczyli. Świetna organizacja. Dobrze przemyślana i zaplanowana miejscówka, dodatkowe „bonusy”, a co najważniejsze, wyjątkowa atmosfera lotniczego święta. To wszystko będzie nam się zawsze kojarzyło z tymi pokazami. Pogoda… no cóż… trudno; tego zaplanować się nie da i nie to było najważniejsze. Choć na pokazy w Creil raczej już nigdy nie wrócimy (chociaż kto wie), to z rewelacyjną ekipą z FOSA mam nadzieję, że się jeszcze na jakichś Meeting Aerien spotkamy. Przemek „Youzi” Szynkora

DUXFORD – THE AMERICAN AIR SHOW 2016 (Wielka Brytania, EGSU)

W dniu 28 maja 2016 r. ponownie odwiedziliśmy Wyspy Brytyjskie. Dzięki zaproszeniu Imperial War Museum w Duxford mieliśmy okazję uczestniczyć w „The American Air Show 2016”. Pokazy te zostały zorganizowane dla uczenia ponownego otwarcia American Air Museum. Imperial War Museum położony jest w Duxford, na jednym z najstarszych i najlepiej zachowanych lotnisk w Wielkiej Brytanii. Jego fascynująca historia sięga daleko w czasy pierwszej wojny światowej i przez ponad pół wieku działalności stacjonowały tam takie legendarne maszyny jak Supermarine Spitfire, P-47 Thunderbolt czy też P-51 Mustang. Ostatecznie w 1976 r. utworzono tam jedno z najciekawszych i największych muzeów o tematyce wojennej, gdzie w historycznych budynkach można oglądać wystawy pokazujących całą historię lotnictwa. Przez te lata muzeum ciągle było rozbudowywane i modernizowane. Otworzono nowe hale wystawowe Air Space no i American Air Museum. Amerykański hangar jest obecnie największą atrakcją w Duxford i można tam z bliska obejrzeć takie samoloty jak: B-24 Liberator, B-29 Superfortress, B-52 Stratofortress oraz SR-71 Blackbird (jedyny egzemplarz poza terenem Ameryki). Pokazy, na które wybraliśmy się były zakończeniem trwającej prawie rok i kosztującej bagatela 3 miliony funtów modernizacji części amerykańskiej. Właśnie dlatego organizatorzy zadbali, aby przed dwa dni występów było co oglądać. Bogatą listę pokazów można zacząć od jednych z najlepszych grup akrobatycznych na świecie: Royal Air Force Aerobatic Team „Red Arrows” oraz „Petrouille de France”. Ze współczesnych maszyn mieliśmy okazję oglądać: Apach AH Mk1, Boeing CV-22 Osprey, Boeing KC-135 Stratotanker oraz oczywiście niesamowity pokaz Royal Air Force Typhoon Display Team na modelu FGR4 z bazy RAF Coningsby. Trzeba zaznaczyć, że to był debiut na pokazach lotniczych bardzo doświadczonego pilota kapitana lotnictwa Marka Longa. Witamy serdecznie nowego pilota i zapewniamy - jego pokaz sprawi, że poczujecie ciarki na całym ciele. Oczywiście pokazy Duxford to zawsze prawdziwe święto dla miłośników historii lotnictwa. Z tych najciekawszych można wymienić takie samoloty jak: Royal Aircraft Factory SE5a, Fokker DR1, Hawker Hurricane, Douglas Dakota Mk III, Grumman Fm-2 Wildcat, Boeing B-17 Flying Fortress, North American Harvard (w trzech różnych wersjach), Curtiss P-40F Warhawk, North American P-51D Mustang oraz oczywiście kilka różnych egzemplarzy i wersji Supermarine Spitfirerów. Jak widać są to pokazy „na bogato” i obowiązkowo powinny się znaleźć w kalendarzu każdego pasjonata lotnictwa. Już niedługo, bo 9 i 10 lipca 2016, odbędzie się w Duxford kolejna edycja pokazów „Flying Legend”, na które w imieniu Imperial War Museum serdecznie zapraszamy! Marek "Maras" Gembka

26. AVIATICKA’ POUT’ – PARDUBICE (Czechy, LKPD)

Ostatniemu weekendowi maja mógł spokojnie w tym roku patronować Aleksander hr. Fredro, jako autor wiekopomnego dzieła, zaczynającego się od słów „Osiołkowi w żłoby dano...”. Zbiorowym osiołkiem byli w tym przypadku miłośnicy lotnictwa, którym dokładnie w tym samym czasie dano do wyboru dwie duże imprezy lotnicze: Aerofestival na poznańskiej Ławicy i 26. edycję pokazów Aviatická pouť w czeskich Pardubicach. Żeby nie podzielić smutnego losu Fredrowskiego zwierzątka, ofiary szwankującego procesu decyzyjnego, trzeba było wybrać którąś z propozycji (ewentualnie, w wersji hardcore, spędzić sobotę w bratniej Republice Czeskiej, a na niedzielę popędzić do Wielkopolski). Osobisty wybór niżej podpisanego mógł być tylko jeden – Pardubice. Pokazy, określane niekiedy jako „małe Duxford”, albo – żeby przymiotnikiem „małe” nie deprecjonować imprezy – „czeskie Duxford” (tę drugą wersję zdecydowanie preferował konferansjer), są bodaj najlepszą w naszej części Europy sposobnością, by w jednym miejscu i czasie zobaczyć niezwykły zbiór latających zabytków oraz by usłyszeć niepowtarzalny dźwięk wielu Merlinów, Wrightów i Pratt & Whitneyów. W tym miejscu zapewne należałoby napisać coś w rodzaju „i nie mogło tam zabraknąć ekipy SPFL” – uznajmy więc, że niniejszym zostało to napisane. Oficjalna część imprezy odbywała się w sobotę i niedzielę. Tym niemniej warto było na pardubickie lotnisko trafić już w piątek: brak tłumu widzów, możność nieskrępowanego poruszania się po stojance i hangarach, fotografowania z bliska zaparkowanych samolotów, porozmawiania z pilotami uczestniczącymi w pokazach, czy wreszcie obserwacja przylotów i treningów przed pokazami – to wszystko było nie do przecenienia. Zwłaszcza, że równie dobrze mogło się okazać, że z weekendowego fotografowania niewiele wyjdzie – nie bez powodu do zestawu obowiązkowego na każde Pardubice, bez względu na prognozy, należą kalosze, peleryna, okulary przeciwsłoneczne i krem z filtrem 30. Tak jak w poprzednich latach, również tegoroczna edycja pokazów zdominowana była (ilościowo) przez ekipy spod znaku Czerwonego Byka. Red Bull zaprezentował zarówno część swojej imponującej „stajni” zabytkowych samolotów – srebrzysty B-25J Mitchell i F4U-4 Corsair – jak i maszyny bardziej współczesne: odrzutowy Alpha Jet (niezwykle efektownie wyglądający we wspólnych przelotach z dwoma wcześniej wspomnianymi), śmigłowiec Bo-105, którego pokaz akrobacji mieliśmy możność podziwiać, oraz już zupełnie współczesne, akrobacyjne Sbachy XA42 i Extra 300 SR zespołu Flying Bulls. Lotnictwo II wojny światowej reprezentowane było również przez innych uczestników imprezy: doskonale znanego wszystkim obserwatorom jej poprzednich edycji, myśliwca P-51D Mustang „Excalibur” z Miroslavem Sázavským za sterami, a także innego starego znajomego – Spitfire’a LF Mk. XVIe TE184. Zwłaszcza temu ostatniemu warto poświęcić kilka słów. To ten sam Spitfire, który w 2014 roku przyleciał do Polski i brał udział w Małopolskim Pikniku Lotniczym, w barwach polskiego 308 Dywizjonu Myśliwskiego (ZF-U). Wówczas jednym z jego pilotów (obok właściciela maszyny Steve’a Steada) był Jacek Mainka – pierwszy Polak, latający na Spitfirze pod polskim niebem. Tym razem Spit pod kabiną prezentował kokardę Czechosłowackich Sił Powietrznych, a na burtach nosił oznaczenia VY – osobistego samolotu Wg Cdr Tomáša Vybírala, asa myśliwskiego II wojny i dowódcy Czechosłowackiego Skrzydła Myśliwskiego. A za jego sterami - na podobnej zasadzie jak Jacek Mainka dwa lata temu w Polsce, naprzemiennie ze Stephenem Steadem – zasiadł czeski pilot Radim Vojta. Później Radim pisał na swoim facebookowym profilu, że w tamtym momencie spełniło się jego wielkie chłopięce marzenie. I nie sposób w to nie uwierzyć. Nie były to wszystkie drugowojenne warbirdy obecne w Pardubicach. Śnieżnobiałej łodzi latającej Consolidated PBY-5A Catalina (ściślej biorąc Canadian Vickers PBV-1A Canso-A), wyglądającej w powietrzu jak latająca definicja pojęcia „majestatyczność”, towarzyszył znany już tutejszej publiczności pokładowy Grumman TBM-3E Avenger w barwach US Navy. Z kolei Europejski Teatr Działań Wojennych reprezentował Jak-3, Jak-11 swoim „umaszczeniem” udający (chyba) Ławoczkina Ła-5, Polikarpow Po-2 a.k.a. „kukuruźnik” oraz jeden z „highlightów” tegorocznej edycji pokazów – Messerschmitt Me-262 Schwalbe (niestety nie oryginał, tylko znakomicie wykonana replika, ale co tam). Bracia (nieco) mniejsi wyżej wymienionych – to North American AT-6D Harvard IIA w oznakowaniu SAAF, Boeing A-75N1 Stearman, North American T-28B Trojan, Ryan PT-22 Recruit i akrobacyjne „rodzeństwo przyrodnie” po wspólnym ojcu Bückerze Jungmannie: Tatra T.131 oraz CASA 1.131. Wreszcie lotnictwo komunikacyjne, które także miało w Pardubicach swoich wybitnych przedstawicieli: „samolot wszech czasów” DC-3 w barwach Breitlinga (chciałoby się, żeby to była pierwsza jaskółka tej „stajni” na czeskiej imprezie; może niebawem doczekamy się wizyty Super Constellation?), niewielki dwusilnikowy Beechcraft C-45 Expeditor z 1942 roku oraz prawdziwa perełka z lat 30. – Lockheed Electra 10-A. Ten konkretny egzemplarz Electry został zakupiony w 1937 roku przez magnata przemysłowego Jana Antonína Baťę (tego od butów, ale nie tylko – słynne zakłady lotnicze w Zlinie również zostały przez niego założone) dla jego koncernu. W czasie II wojny światowej maszyna wykonywała zadania transportowe w Wielkiej Brytanii i Kanadzie, po wojnie 11 razy zmieniała właścicieli (przejściowo była własnością meksykańskiego przemytnika narkotyków), by wreszcie po 70 latach wędrówki i gruntownym remoncie wrócić do Czech. Obecnie Electra znów lata w swoich przedwojennych, srebrno-czerwonych barwach koncernu Baťa. Żeby zamknąć listę głównych (bo dalece nie wszystkich) aktorów pardubickiej imprezy, należy wspomnieć jeszcze o grupie latających replik z Wielkiej Wojny – samoloty Nieuport 12, Sopwith Camel, Pfalz E.I, Fokker D.VIII i Fokker Dr.I z kilku czeskich ekip są zresztą regularnymi uczestnikami pokazów w naszej części Europy. Część z nich na stałe stacjonuje w Pardubicach. Już z powyższej, mocno niekompletnej, wyliczanki widać, że program był bogaty. Na jego realizację duży wpływ miała pogoda, panująca w pokazowy weekend. Z czysto fotograficznego punktu widzenia decyzja o wyjeździe na Aviaticką pouť oznacza udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie – płot czy publika? Decydując się na pierwszą z opcji ma się więcej sposobności fotografowania samolotów, które znaczną część swoich prezentacji wykonują bezpośrednio nad głowami fotografujących. Dodatkowo południowa strona pasa sprawia, że słońce ma się za plecami. Z drugiej strony zajęcie miejsca w sektorze dla publiczności (lub – w przypadku posiadaczy akredytacji – w strategicznie umiejscowionej „zagrodzie” dla fotografów) daje, kosztem częściowej pracy pod słońce, większe szanse fotografowania kołujących samolotów, a także lepszego wykorzystania sytuacji, w której pewne elementy pokazów wykonywane są – dosłownie – „pod publikę” (dotyczy to zwłaszcza maszyn z I Wojny Światowej, które nie potrzebują przestrzeni połowy powiatu do zrobienia nawrotu). Bonusem znalezienia się w sektorze publicznym bywa też możliwość szybkiej rejterady pod dach w razie nagłej ulewy. Tak czy inaczej fotografowie mniej więcej w równych proporcjach dzielą się na tych „publicznych” i tych „podpłotowych” – czego dodatnim efektem jest większa różnorodność wykonanych zdjęć. Nie zamierzam opisywać całego przebiegu pokazów po kolei – tym bardziej nie miałoby to sensu, że niektóre z samolotów startowały w różnych układach po kilka razy. Stąd – kilka luźnych wrażeń. W kategorii „warbird solo” główną nagrodę tegorocznej Wielkiej Pardubickiej zdobył Mustang „Excalibur” pod Miroslavem Sázavským. Zaczął od mocnego wejścia – pojawiając się na sobotnim pokazie, z właściwym sobie fasonem, według reguły: bez zapowiedzi, na pełnym gazie, brzuch nisko przy ziemi, przez całą długość pasa, z ostrym wyjściem do góry na koniec. W kolejnych występach konsekwentnie utrzymywał ten styl, przez co chwile, w których widzowie musieli zadzierać wysoko głowy, nie były ani długie, ani liczne. Można by powiedzieć – żadna niespodzianka, on co roku tak lata. Ale zawsze przyjemnie się patrzy. A i spust migawki miło się naciska. Skoro o niespodziance mowa – w tej kategorii nieoczekiwanym (wszak kategoria „niespodzianka” z definicji wyklucza istnienie faworyta) zwycięzcą została, zdaniem niżej podpisanego, ALCA. Aero L-159A ALCA. A dokładniej – dwie Alki (czy jakkolwiek to się pisze w odmianie), które najpierw przeprowadziły dynamiczny atak na cele naziemne, plując przy tym na potęgę flarami wśród efektownych eksplozji i innej pirotechniki, a potem wykonały może niezbyt długi, ale całkiem wdzięczny pokaz akrobacji parą. Kto wie, może niebawem obrodzi to powstaniem zespołu, choćby w rodzaju fińskich Midnight Hawks? Kategoria „MOC” – zdecydowanie, ponad wszelką wątpliwość, niedzielne Balbo w wykonaniu trzynastu historycznych maszyn. Już sam ich start – jeden za drugim, w minimalnych odstępach czasowych – robił niesamowite wrażenie, przywodzące na myśl wojenne filmy lotnicze. Wrażenie, które mogło się tylko spotęgować na widok zbliżającego się pełnego ugrupowania. Formację prowadził klucz w składzie Me-262, Mustang, Spitfire, Jak-3. Zaraz za nimi drugi: B-25, Corsair, Jak-11. I kolejny – Catalina, Trojan, Avenger. A na końcu klucz zamykający – Harvard, Expeditor, Electra. Widok stosownie uzupełniony ścieżką dźwiękową osiemnastu pracujących silników. Swoją drogą Balbo jest już od lat specjalnością pardubickich pokazów. I tak – oprócz wyżej opisanego – mieliśmy sposobność obserwować tradycyjny przelot grupy dwunastu Zlinów 126 i 226. Osobistą nagrodę w kategorii „Nareszcie zobaczyłem” przyznaję ex aequo Messerschmittowi Me-262 i Catalinie. Dwóm całkowicie różnym samolotom, z których żaden nie zawiódł mnie swoim występem. „Schwalbe” ze swoimi skośnymi skrzydłami rzeczywiście przypomina w locie jaskółkę, choć – za sprawą swojego drapieżnego wyglądu – w przedziwny sposób skrzyżowaną z rekinem. Z kolei Cat jest dokładnym przeciwieństwem Messerschmitta – w powietrzu porusza się tak dostojnie, że nawet fotografując ją podczas przelotów można mieć wrażenie, że fotografuje się statykę. Patrząc na tę piękną, majestatyczną łódź latającą pomyślałem o tym, jak niewyobrażalną odwagę musiały mieć siedemdziesiąt parę lat temu załogi Catalin, które pod huraganowym ogniem z bliskich japońskich pozycji lądowały w zatoczkach wysp archipelagów Pacyfiku, żeby zebrać z wody zestrzelonych lotników. Kategoria „powietrze-ziemia” – wybór zwycięzcy nie był łatwy. Aviatická pouť to nie tylko pokazy w powietrzu. To tradycyjnie także prezentacja wielu grup rekonstrukcyjnych (totalnie „rozwalił” mnie widok rekonstruktorów z Frikorps Danmark), z których część odtwarzała sceny z obu wojen światowych – z walnym udziałem „wsparcia z powietrza”. I tak podczas jednej ze scen Mustang „ostrzeliwał” z lotu koszącego pozycje npla przy wtórze gęstych eksplozji na ziemi. Po-2 wspierał atak krasnoarmiejców krążąc nad polem walki, podczas gdy tylny strzelec „kukuruźnika” posyłał w dół serie z PPS-a. Końcowym akordom II Wojny na Froncie Wschodnim (w tych scenach brała udział także polska grupa rekonstrukcyjna z Wielkopolskiego Towarzystwa Techniki Militarnej z Wolsztyna, odtwarzająca oddział 2 AWP) towarzyszyło wsparcie lotnicze, udzielane obu stronom odpowiednio przez Messerschmitta Me-262 i oba Jaki. Jednak Oscara za wrażenia ogólne zdobyła u mnie kombinacja linek, płótna, sklejki i listewek – czyli zespołowo ekipa replik samolotów z Pierwszej Wojny. Co by nie powiedzieć – trudno o bardziej malowniczy widok w powietrzu. Choć moim prywatnym, jak dotąd niespełnionym, marzeniem jest zobaczyć kiedyś w locie replikę Dreideckera, który NIE byłby czerwony. Na koniec kategoria specjalna, pod roboczą nazwą „ups”. Wątpliwy zaszczyt zwycięstwa w tej kategorii przypadł pogodzie, która w sobotę sprawiła niemiłą niespodziankę, zwłaszcza tym, którzy do Pardubic przyjechali tylko na ten jeden dzień. Mimo piątkowych chmur i przelotnych opadów deszczu sobota zaczęła się obiecująco. I tak to trwało, aż do momentu, kiedy niebo od zachodniej strony zaczęło robić się stalowoszare. Gdy wydawało się już, że wszystko przejdzie bokiem, a koloryt nieba będzie jedynie ładnym tłem dla zdjęć, stojąca już na pasie i szykująca się do startu trójka dwusilnikowców: DC-3, Electra i Expeditor wykonała nagle „w tył zwrot” i pokołowała z powrotem na stojankę. A w niespełna minutę później zaczęła się ulewa. Nie była ona przesadnie długa, ale jej intensywność i prawdopodobieństwo powtórki były na tyle poważne, że organizatorzy pokazów zdecydowali – the flying program for today is over, sorry. Na pocieszenie poszła jeszcze w powietrze czwórka Sbachów z Flying Bulls, która dała piękny pokaz zespołowej akrobacji, ale to już było wszystko. Nie było dwusilnikowców, nie było Balbo historycznych maszyn, nie było Pierwszej Wojny, ani innych punktów programu, przewidzianych na to popołudnie. Tym, którzy w Pardubicach zostali na niedzielę, pogoda postanowiła wynagrodzić poprzedni dzień. Słońce dla odmiany świeciło od rana z takim zaangażowaniem, że fotografowanie startujących samolotów stało się nieco utrudnione z racji termiki, która nadawała zdjęciom cokolwiek impresjonistyczny efekt. Podsumowując – mimo tej nieszczęśliwej pogodowej wpadki w sobotę tegoroczne pardubickie pokazy były naprawdę bardzo udaną imprezą. Jej swoisty „duxfordzki” charakter i efektowny program sprawiają, że dla każdego miłośnika lotnictwa (zwłaszcza dla takiego, który przedkłada śmigła nad dopalacze) Aviatická pouť ma stałe miejsce w kalendarzu. O czym z prawdziwą przyjemnością upewniam się każdego kolejnego roku. Marcin „Spad” Parzyński

AEROFESTIVAL (Polska, EPPO)

W dniach 28-29 maja obyła się druga edycja Międzynarodowych Pokazów Lotniczych AeroFestival w Poznaniu. Oczywiście nie mogło zabraknąć na niej przedstawicieli SPFL-u. Jedną z największych atrakcji imprezy stanowił przegląd samolotów F-16. Mieliśmy przyjemność zobaczyć na niebie aż trzy takie maszyny. Jako pierwszy z nich zaprezentował się nasz polski Jastrząb w tygrysim kamuflażu. Z pewnością przelot ten wzbudził w widowni dreszczyk emocji. Mieliśmy także przyjemność oglądać pokaz Solo Türka, który również zademonstrował swoje niesamowite umiejętności pilotażowe. W ostatnim sobotnim bloku pokazowym zobaczyliśmy podniebne popisy pilota z Belgii, którego, niestety, nie mogliśmy podziwiać w niedzielę. Niewątpliwie pokazem, który na długo zapadnie w pamięci widowni, był występ Skycat Wingwalkers - kobiecego duetu, spacerującego po skrzydłach dwupłatowca Grumman G-164 AG-Cat. Pilot samolotu wykonał serię pętli i beczek z obiema paniami na zewnątrz maszyny. Kolejnym uczestnikiem imprezy był Zespół Akrobacyjny „Orlik”, latający na samolotach PZL-130. Po tym pokazie możemy być pewni, iż w bieżącym sezonie będziemy z niecierpliwością oczekiwać kolejnych występów. Grupa zaprezentowała przeloty w formacjach: pełnego składu, w trójkach, w parach oraz loty solisty – demonstrując swój kunszt pilotażu, a także doskonałą współpracę pilotów w powietrzu. Punktem imprezy, który ucieszył każdego fana lotnictwa, był pokaz powszechnie znanego i lubianego, szwedzkiego Saaba SK-37 Viggen. Pomimo, iż myśliwiec ten nie prezentuje się na niebie równie zwinnie jak jego poprzednicy, jest niesamowicie fotogeniczny, dzięki czemu wielu z nas cieszy moment, w którym po raz kolejny pojawia się w wizjerach naszych aparatów. W trzecich blokach pokazowych mogliśmy podziwiać popisy grupy Baltic Bees z Łotwy. W Poznaniu zespół, latający na czeskich samolotach L-39 Albatros, zaprezentował premierowo swój nowy program. „Bałtyckie Pszczoły” są zawsze mile widzianą częścią pokazów – ze względu na swoje charakterystyczne niebiesko-żółte malowanie oraz bardzo efektowny zestaw akrobacji. Po pierwszej edycji AeroFestivalu wiele osób podchodziło do tych pokazów z dystansem, lecz po tegorocznej odsłonie z pewnością nikt nie ma wątpliwości, że ta impreza powinna na stałe zagościć w naszych lotniczych terminarzach. Dla niektórych z nas właśnie Poznań otworzył kolejny sezon pokazów lotniczych 2016. A zgodnie z przysłowiem apetyt rośnie w miarę jedzenia. Damian "Czarny" Czarnecki

NATO TIGER MEET (Hiszpania, LEZG)

20 maja 2016 roku organizatorzy NATO Tiger Meet 2016 zaprosili miłośników huku dopalaczy do hiszpańskiej Saragossy, gdzie zorganizowano ćwiczenia eskadr mających w swoim godle tygrysa lub pumę. Państwa uczestniczące w zlocie prześcigają się w efektownych malowaniach samolotów wysyłanych na ćwiczenia – a okazja żeby je sfotografować ściąga na NTM za każdym razem setki fotografów. W tym roku malowaniami zachwyciły szczególnie „psychodeliczny” czeski Mi-24, Eurofighter „Cyber Tiger” z grupy bawarskich Tygrysów, a także francuski Mirage z białym tygrysem i hiszpańską flagą. Obok „popularnych” F-16, Gripenów i Eurofighterów, ciekawostką były dwa amerykańskie Hawkeye, które po lądowaniu uraczyły nas pokazem… składania skrzydeł w trakcie kołowania. Bonusem był dzień otwarty bazy, zaplanowany na sobotę 21 maja. W jego trakcie zaprezentowały się hiszpańskie siły powietrzne – na czele z demo Eurofightera i Horneta. Emocje podgrzał świetny pokaz gości – pary francuskich Rafale oraz belgijskiego F-16. Jednak najbardziej wyczekiwanym i oklaskiwanym punktem programu była rodzima Patrulla Aguila, która zakończyła część pokazową dnia otwartego. Dla nas jednak najciekawsza była tym razem statyka – na niej bowiem mogliśmy dokładnie przyjrzeć się tygrysim malowaniom wszystkich samolotów uczestniczących w ćwiczeniach Tiger Meet i podziwiać kreatywność w konkurencji na najciekawsze „dekoracje”. Aleksandra "alex" Kuczyńska

ŚWIĘTO BAZY W LATKOWIE (Polska, EPIR)

W dniu 21 maja 2016 roku mieliśmy przyjemność uczestniczyć w obchodach święta 56. Bazy Lotniczej w Latkowie. Wystawa statyczna obejmowała Mi-24, SW-4, Mi-2, SH-2G ”Seasprite” z Polskich Sił Powietrznych i lotnictwa Marynarki Wojennej oraz amerykańskie AH-64, Black Hawk, czy niemieckie Eurocoptery. Ekspozycja robiła bardzo pozytywne wrażenie. Maszyny były udostępnione dla zwiedzających, a załogi chętnie opowiadały o maszynach. Obok śmigłowców największym zainteresowaniem publiczności cieszyli się żołnierze JWK z Lublińca, ich pojazdy i uzbrojenie. Pokazy dynamiczne pierwotnie zaplanowane na dwie godziny, zostały ostatecznie przedłużone o 30 minut. Należy przyznać, że były bardzo udane. Zgodnie z tradycją pierwszym elementem pokazów były skoki spadochronowe. Natomiast znakiem rozpoczęcia „właściwych” pokazów w locie był przelot grupowy Mi-24 i Mi-2 w formacji. Później mogliśmy podziwiać wiatrakowce i maszyny aeroklubowe. W części aeroklubowej pojawili się Żelaźni i zespół Jerzego Makuli. Zespoły przedstawiły pokazy wspólne jak i indywidualne. Po pokazach cywilnych przyszedł czas na lotnictwo wojskowe. Tu mogliśmy podziwiać widowiskowy balet Mi-24, a po nim niebo należało do pary F-16 z bazy w Łasku i ich dynamicznych przelotów. Atutem pokazu Jastrzębi była imponująca ilość flar. Nie zabrakło także solowego pokazu nieodmiennie podziwianego Su-22. Do części wojskowej należy też zaliczyć pokaz zespołu akrobacyjnego Orlik. Nowy program jest bardzo płynny i dynamiczny zarazem. Wisienką na torcie był niski przelot grupowy śmigłowców Mi-24 z efektownym, także grupowym, lądowaniem. Z niecierpliwością czekamy na przyszłoroczne pokazy! Marcin "bronek" Bronowski

ŁASK… RAZ SŁOŃCE, RAZ DESZCZ (Polska, EPLK)

Wtorkowy poranek 17 maja 2016 roku. Kolejny raz mamy szczęście odbyć wizytę w 32. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Łasku. Na termometrach dziewięć stopni, wiatr zachodni - chwilami porywisty. Pogoda sama jeszcze nie wie, czym nas dziś zaskoczyć. Ciemne, pochmurne niebo z jednej strony, z drugiej ciężkie cumulusy, za którymi chowa się słońce. Nieliczna grupa „świrów” lotniczych stawiła się w punkcie zbiórki wraz z innymi miłośnikami lotnictwa przybyłymi z różnych stron naszego kraju. O godzinie 9:15 powitała nas nasza opiekunka pani por. Joanna Motylińska – Szczych. Od razu wprowadziła wojskowy dryl - ustawiła nieco rozproszoną i rozgadaną grupę fotografów w dwuszeregu, a po sprawdzeniu obecności przedstawiła plan lotów: dwie tury po pięć maszyn. Niektórym z obserwatorów spokojne czekanie sprawiało nieco trudu, ponieważ do naszych uszu cały czas dobiegał odgłos kołujących F-16. Sprawnie wsiedliśmy do wyznaczonych samochodów i udaliśmy się na lotnisko. W drodze przez szyby samochodów mogliśmy obserwować kołujące na pas startowy maszyny. Niektórzy już wtedy niecierpliwie wyciągali aparaty z plecaków. Z parkingu bardzo szybko udaliśmy się na wyznaczone miejsce, aby nie stracić nawet najmniejszej okazji do fotografowania startujących odrzutowców. Z pasją robiliśmy zdjęcia. I nie przeszkadzał towarzyszący nam chwilami lekki deszcz, a nawet nieznośny wiatr, który próbował zrywać kaptury i czapki z głów oraz kołysał obiektywami, utrudniając „trafienie” jastrzębi. Po ich odlocie pojawił się samolot PZL M28 Bryza, który krążył nad nami, kilka razy startował i lądował, wykonywał nieznane nam ćwiczenia, co tym bardziej nas zaciekawiło. Później F-16 wróciły do bazy. Pierwsza tura lotów była za nami. Pogoda w dalszym ciągu nie chciała z nami współpracować, ale ignorowaliśmy ją. Udaliśmy się na odpoczynek w kantynie. Humory nam dopisywały. W końcu w bazie lotniczej nie może być inaczej. Wiadomo! Około godziny 14:00 przyszedł czas na drugą turę lotów. Tak jak za pierwszym razem w powietrze poszło pięć samolotów. Po ich starcie pojechaliśmy samochodami do miejsca, w którym swoją kolekcję prezentuje „Grupa Archeo Łask”. Po drodze spotkała nas miła niespodzianka. Zatrzymaliśmy się na lotnisku w miejscu, gdzie pełnią służbę ptaki – strzegą bezpieczeństwa swoich żelaznych „kolegów”. Poznaliśmy pana Krzysztofa, który opiekuje się i trenuje tych wspaniałych myśliwych. Pod jego fachową opieką są drapieżniki: orzeł harris, orzeł przedni, jastrząb gołębiarz, sokół i sowa puchacz. Po krótkiej rozmowie z sokolnikiem i sfotografowaniu ptaków udaliśmy się na miejsce wystawy statycznej. Podziwialiśmy piękne maszyny odrestaurowane przez pasjonatów z „Grupy Archeo”. A były tam: Lim-2, Mig-21, Mig-23, Mig- 29A, PZL I-22 Iryda, PZL-130 Orlik, TS-8 Bies, TS-11 Iskra, SU-22 M4, śmigłowce Mi-2 i Mi-24 D. Ten ostatni zrobił na mnie największe wrażenie. Dodatkowo, specjalnie dla nas, miał otwartą kabinę. Mogliśmy zobaczyć, ile pracy i serca włożyli członkowie „Archeo” w odrestaurowanie każdego, nawet najmniejszego, elementu wycofanych ze służby maszyn. Po powrocie na lotnisko obejrzeliśmy lądowanie F-16. Na finał ostatni z nich użył do hamowania spadochronu hamującego. Pomimo kapryśnej pogody był to dla nas bardzo dobry dzień. Wzbogaciliśmy się o nowe, ciekawe kadry. Bardzo dziękujemy naszej opiekunce i osobom pełniącym służbę w łaskiej bazie za sprawną organizację i ciekawy program naszego pobytu. Mariusz "Maximus" Jóźwiak

MEETING AERIEN LA FERTE ALAIS (Francja, LFFQ)

Nadszedł wreszcie maj, a z nim początek sezonu pokazowego. Na jedną z pierwszych dużych imprez w tym roku wyruszyliśmy do Francji, na lądowisko Cerny - La Ferte Alais. W tej niewielkiej podparyskiej miejscowości od czterdziestu czterech lat organizowane są pokazy lotnicze Meeting de Aerien La Ferte Alais. Impreza ta formą i klimatem przypomina naszą niezapomnianą Góraszkę połączoną z pokazami w Duxford. Co roku można podziwiać tam ponad setkę samolotów. W większości są to maszyny historyczne, choć i dla miłośników „odkurzaczy” też zawsze się coś znajdzie. Tegoroczna edycja była już naszą drugą wizytą w tym miejscu (relację z zeszłorocznej imprezy znajdziesz tu: http://www.spfl.pl/gdzie-i-kiedy-bylismy?yno=2015 ). W tym roku przyjechaliśmy z większą wiedzą, „co, jak i kiedy” oraz, co tu kryć, z większymi oczekiwaniami. Impreza co roku ma podobną organizację. Pokazy w locie rozpoczynają się około południa. Do tego czasu można zwiedzać bogatą wystawę statyczną, porozmawiać z pilotami zgromadzonych tam samolotów, czy też spotkać się z najlepszymi rysownikami komiksów o tematyce historyczno-lotniczej. Na dysponujących zbędną gotówką zawsze czeka również bogata oferta lotów widokowych na pokładzie samolotów T-6 Texan, Boeing Sterman, An-2, kilku typów śmigłowców lub… Ju-52 (!). W tym roku pokazy w locie rozpoczęły się od przelotu upamiętniającego założyciela lądowiska w Cerny i pomysłodawcę pokazów - Jean’a Baptist-Salis’a oraz odegraniu hymnu państwowego. Przy ostatnich taktach „Marsylianki” rozpoczął się pokaz dumy francuskiego lotnictwa - Rafale Solo Demo. To, co pokazuje w powietrzu Rafale opisywać zapewne już chyba nikomu nie trzeba, dość powiedzieć, że tym razem też było jak zwykle… czyli mega adrenalina i dopalacze „na maxa”. Nie przebrzmiał jeszcze huk silników Rafale, a już pole startowe zaczęło zapełniać się od samolotów przygotowujących się do następnych powietrznych prezentacji. Jak co roku pokazy w locie zostały podzielone na bloki tematyczne. Mogliśmy więc podziwiać m.in. samoloty pionierów lotnictwa, zmagania powietrzne z pierwszej i drugiej wojny światowej, „złote lata” awiacji z okresu międzywojennego, wojnę w Wietnamie, czy też prezentacje lotnictwa pożarniczego z La Securite Civil i lotnictwa morskiego. Tegoroczny zestaw maszyn biorących udział w pokazach w powietrzu był jednak skromniejszy od tego, co mogliśmy oglądać poprzednim razem. Dodatkowo nie pojawiło się również kilka samolotów zapowiadanych na ten rok, jak np. Bf-109G czy TBD Avanger. Bogatsza i ciekawsza za to okazała się prezentacja francuskiego lotnictwa morskiego. W tym roku mogliśmy podziwiać w powietrzu aż cztery wielozadaniowe Rafale N, patrolowego Atlantic II oraz historyczne: Alize, Zephir i Paris. Na początku wszystkie maszyny zobaczyliśmy w efektownym przelocie całą formacją, a później w osobnych prezentacjach. Była to wyjątkowa okazja, ponieważ bardzo rzadko można zobaczyć te samoloty na pokazach lotniczych. Morskie Rafale N zaprezentowały bardzo dynamiczne demo taktyczne, podobne do tego, co prezentuje Ramex Delta czy nasz Su-22 Demo Team. Bardzo efektowny pokaz na niskim pułapie dała też załoga patrolowego Atlantic-a. Świetnie zaprezentowały się również maszyny z okresu II wojny światowej - Mustang, Spitfire, Curtis Hawk 75 oraz Jak-3. Dynamiczne pokazy, obfitujące w efektowne figury i zejścia w kierunku publiczności dały wiele dogodnych okazji do złapania ciekawych kadrów. Nie zawiódł blok pod nazwą „TORA, TORA, TORA”, czyli inscenizacja japońskiego ataku na Pearl Harbor. Dziesięć samolotów w powietrzu, bogata pozoracja pirotechniczna i wreszcie finałowa walka powietrzna pomiędzy „Zero” (przebudowanym T-6), a P-40 złożyły się na bardzo efektowny pokaz. Dodatkowo w ramach bloku o wojnie na Pacyfiku zaprezentowała się jeszcze PBY Catalina. Nie można również nie wspomnieć o występach dwóch „ciotek Ju”, czyli jednych z niewielu jeszcze latających egzemplarzach Junkersa Ju-52. Oglądanie tych maszyn latających w formacji to prawdziwy rarytas. Ciekawy, choć już nie tak efektowny, jak w zeszłym roku był pokaz nawiązujący do walk w Wietnamie. Tym razem zabrakło naszych ulubionych Skyriderów (dwie sztuki można było podziwiać jedynie na wystawie statycznej). W powietrzu zaprezentował się natomiast duet OV-10 Bronco i T-28 Fenec. Jak zwykle efektowny pokaz dali powietrzni strażacy z La Securite Civil. Akcja ratowników operujących z pokładu EC-145 plus niskie przeloty i widowiskowe zrzuty wody w wykonaniu Tracker-a i Canadair-a CL-415 „zrobiły robotę”. :) Barwy Francuskich Sił Powietrznych oprócz Rafale reprezentowała również załoga transportowego C-160 Transal, która uraczyła nas pokazem taktycznego pilotażu na małej wysokości. Warto jeszcze wspomnieć o niecodziennym pokazie linii lotniczej Corsair. Ich maszyna wykonała kilka niskich przelotów nad lądowiskiem, w różnych konfiguracjach prędkości i podwozia. I może nie było by w tym nic niecodziennego, gdyby maszyną tą nie był ogromny Boeing 747! Widok Jumbo w konfiguracji do lądowania nad małym trawiastym lądowiskiem to coś,czego nie ogląda się codziennie. Swoje umiejętności prezentowały również grupy akrobacyjne. Bardzo efektowny pokaz dała trójka pilotów z Voltige Reva. Ich futurystyczne (dwa) Vari Eze i (jeden) Long Ez momentami przypominały myśliwce z filmów „Gwiezdne Wojeny”. Na zakończenie sobotnich pokazów swój kunszt pilotażu zaprezentowali piloci z Patrouille de France. Podobnie jak Rafale Solo Demo, ich też przedstawiać już chyba nikomu nie trzeba. „Niebiescy” latali jak zwykle, czyli wyśmienicie. Atrakcją dla „pokazowych weteranów” były na pewno nowe elementy pokazu. W niedzielę na zakończenie imprezy zaprezentował się nieznany mi do tej pory zespół Patrouille Tranchant. Czwórka pilotów latających na szkolnych Fouga Magister dała atrakcyjny pokaz, ale do mistrzów spod znaku PdF jeszcze im daleko. Podsumowując, naszą drugą już wizytę w La Frete Alais uważamy za bardzo udaną. Chociaż w tym roku było mniej samolotów i pokazy w powietrzu były trochę skromniejsze nie miało to wpływu na jakość całej imprezy i na klimat, który jest naprawdę wyjątkowy. Z Francji wyjechaliśmy zadowoleni i z „bateryjkami” naładowanymi do pełna, a to jest przecież najważniejsze. Przemek „Youzi” Szynkora

MIŃSKI REPLAY (Polska, EPMM)

Popołudniowa wizyta w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim była moją pierwszą w gronie SPFL. Po otrzymanej informacji o przyjęciu mnie do Stowarzyszenia, nie zawahałem się ani chwili, aby dołączyć do sześcioosobowej grupy, w większości już zaprawionej w wypadach do baz, na pokazy i imprezy lotnicze. Po powitaniu i wymianie kilku zdań ruszyliśmy do bazy. Na miejscu małe rozpoznanie, godzina startu pierwszych maszyny, liczba planowanych lotów, krótka rozmowa z pilotami, przygotowanie i zabranie niezbędnego sprzętu. Ruszamy na wyznaczone miejsce, pogoda dopisuje i nic nie wskazuje na to, by trzy z zaplanowanych startów miały się nie odbyć. Już po chwili za naszymi plecami kołują pierwsze MiG-i gotowe do startu, chmura czarnego dymu na końcu pasa i z hukiem przelatuje koło nas pierwsza para. W chwilę później w powietrze wzbijają się kolejne maszyny. W czasie między startami i lądowaniami rozmawiamy, opowiadamy i śmiejemy się – zupełnie nie czuję, że jest pierwszy raz, że jestem nowy, że czuje się nieswojo i niepewnie. Atmosfera i towarzystwo przednie. W momencie, gdy słońce zachodzi za lasem i jest to doskonały moment na uchwycenie samolotów na tle czerwonego nieba, na co wszyscy czekaliśmy, start zostaje odwołany. Dłuższą chwilę oczekiwania rekompensuje nam startująca para na dopalaczach, „marchewy” ciągną się po niebie za samolotami, a ja nie ściągam palca ze spustu migawki – niesamowity widok, takich momentów chce się więcej i więcej. Po zachodzie lądują ostanie maszyny, a nasze aparaty pracują na naprawdę wysokich czułościach i rejestrują ostatnie zdjęcia. W właściwie prawie ostatnie, bo w drodze powrotnej pierwszy „zaczepia” nas Sokół, przelatując kilka razy nad nami, a po nim swój spektakl zaczyna Mi-2. Kilkukrotne przeloty bardzo nisko nad pasem dostarczają nam kolejnych kadrów, a przelot nad nami w prawie kompletnych ciemnościach był niespodzianką. Naprawdę było miło popatrzeć na to, co robi pilot z tym już leciwym śmigłowcem – miłe zakończenie tego ekscytującego wyjazdu, czasu spędzonego w doborowym towarzystwie i możliwości obcowania z tymi maszynami. Łukasz „Słowik” Słowiński
Back to Top