Szukaj

TRENING „ORLIKÓW” (Polska, EPRA)

28 maja br. radomski Zespół Akrobacyjny „Orlik” rozpoczął intensywne przygotowania do długiego sezonu pokazowego. W 2015 roku zespół ma zamiar wziąć udział w trzynastu imprezach lotniczych. W kilku przypadkach będą to jedynie przeloty w formacji, jednak w większości Orliki będą prezentować się w pełnym pokazie, w zależności od warunków pogodowych, w wariancie wysokim lub niskim. Jedne z najbardziej priorytetowych pokazów dla zespołu, to na pewno pokazy z okazji 90-lecia Dęblińskiej Szkoły Orląt oraz Międzynarodowe Pokazy Lotnicze „Air Show Radom 2015”. W tym roku Orliki na najdalsze pokazy wybierają się do Danii oraz na Maltę. Z początkiem maja rozpoczęły się pierwsze loty treningowe zespołu – w parach, trójkami, loty samego solisty, by w końcu przejść do treningu pełnym składem. 28 maja zaplanowane były dwa wyloty pełnym 6-cio samolotowym składem, a sprzyjająca pogoda i wysoki pułap chmur nie przeszkodziły w osiągnięciu zamierzonych zadań. Zarówno w pierwszym, jak i w drugim treningu, zespół wykonał pełny pokaz w wariancie wysokim z nowymi figurami, a wszystko oczywiście z włączonymi smugaczami, które zawsze dodają pokazowi „smaczku” i efektowności. Obserwując trening widać było, że grupa doskonale rozumie się w powietrzu i wszystkie figury ma dopracowane niemal do perfekcji, a drobne niedociągnięcia na pewno zostaną poprawione na treningach. Podsumowując, radomskie Orliki czeka długi wyczerpujący sezon pokazowy w Polsce i za granicą, a do tego jeszcze szkolenie młodych pilotów w radomskiej bazie. Z naszej strony życzymy Orlikom zawsze bezchmurnego nieba i tyle samo lądowań, co i startów. Do zobaczenia na pokazach! Krzysztof "Krispol" Polak

LA FERTE-ALAIS AIR SHOW (Francja, LFFQ)

Najpierw usłyszeliśmy syreny alarmowe. Chwilę później dołączyły do nich odgłosy artylerii przeciwlotniczej. Kołujące po murawie lądowiska dwie maszyny szkolne przyspieszyły chcąc skryć się przed nadciągającą katastrofą. W tym samym momencie, na niebie nad lotnisko nadleciała zwarta formacja wrogich maszyn. Chwilę później ich piloci, jeden po drugim, kładli maszyny na lewe skrzydło, aby zaraz przejść do ataku z lotu nurkowego. Pierwsze wybuchy wstrząsnęły powietrzem. Plan „Tora, Tora, Tora” wszedł w fazę realizacji…. ale może jednak zacznę od początku ;). Układając tegoroczny plan wyjazdów postanowiliśmy odwiedzić jedną z imprez odbywających się we Francji. Uznaliśmy, że w kraju Patrouille de France, Ramex Delta i Rafale na pewno organizuje się jakieś fajne lotnicze imprezy. Nasz wybór padł na pokazy Meeting Aerien Amicale Jean Baptiste Salis, w skrócie La Ferte Alais Airshow. Lotnisko, a może raczej lądowisko, w La Ferte-Alais jest bazą Stowarzyszenia im. Jeana Baptiste Salis. Organizacja ta zrzesza ponad 300 miłośników lotnictwa, w większości właścicieli starych samolotów bądź ich wiernych replik. Obecnie mają oni na „stanie” ponad 70 maszyn, większość w stanie lotnym! W programie imprezy można było naliczyć aż 150 samolotów, z czego ponad 100 planowano pokazać w powietrzu. Reprezentowały one wszystkie etapy rozwoju lotnictwa. Od pionierów, poprzez Wielka Wojnę, złoty okres rozwoju w latach między wojennych, zmagania z czasów II wojny światowej aż po wojnę w Wietnamie. Dalej mogliśmy podziwiać maszyny powojenne zarówno cywilne, jak i wojskowe, aż do konstrukcji współczesnych - z dumą francuskiego lotnictwa wojskowego - zespołem akrobacyjnym Patrouille de France oraz wielozdaniowym Rafale. Tę ostatnia maszynę mogliśmy podziwiać aż w dwóch prezentacjach. Najpierw w bloku poświęconym Lotnictwu Morskiemu, gdzie para Rafale N prezentowała się w towarzystwie samolotu Alize oraz MS 706, następnie, prawie na zakończenie imprezy, wystąpił Rafale Sił Powietrznych, jak zwykle w super dynamicznym pokazie i… nowym malowaniu. Całość programu imprezy podzielona została na bloki tematyczne. Samoloty często występowały w grupach, nierzadko odtwarzając wyreżyserowane inscenizacje. Dla przykładu - pokaz pięknie odrestaurowanej Lockheed Electry upamiętniał znaną amerykańską pilotkę Emilię Erchart. Co warte podkreślenia, nawet pilotująca tę maszynę pani została w odpowiedni sposób wystylizowana. Na bogatej wystawie statycznej oprócz samolotów prezentowały się również grupy rekonstrukcyjne, odtwarzające epizody odpowiednie dla danej maszyny. Mieliśmy zatem obóz amerykańskich spadochroniarzy przy C-47, punkt werbunkowy US Army przy P-51, lotników z I WŚ itp. Dla nas smaczkiem byli dwaj „piloci” z okresu Bitwy o Anglie, stojący przy Hurricane. Odtwarzali oni scenę rozmowy angielskiego instruktora z młodym… polskim pilotem (!). W umiejscowionym obok wystawy statycznej wielkim hangarze, na stojącej obok B-17 scenie, występowały fenomenalne Manhattan Dolls - trio wokalne śpiewające repertuar z lat czterdziestych. Z „muzycznych” akcentów warto wspomnieć jeszcze o orkiestrze szkockich dudziarzy, która skutecznie zwracała na siebie uwagę gdziekolwiek się pojawiła :). Jak wspomniałem wcześniej, pokazy samolotów podzielone były na swoiste bloki tematyczne. Co zatem można było zobaczyć? Oto kilka przykładów. Prezentacja poświęcona samolotom firmy Boeing zawierała przelot formacji dwupłatowych Stearman-ów w „towarzystwie”… rejsowego B-737. Samoloty firmy Hawker (Hunter i Sea Fury) prezentowały się najpierw we wspólnych, a później w solowych prezentacjach. Możliwości Guarda Civil w gaszeniu pożarów zaprezentowały w bardzo dynamicznych i widowiskowych pokazach Canadiar CL-415 oraz Tracker. Ich ostatni (niski) przelot prawie nad publicznością, to było coś co bardzo lubimy. Niemiecką Luftwaffe dla odmiany reprezentowały … dwa Ju-52 oraz Storch. Front wschodni i walczący tam pułk Normandie - Niemen uhonorowały dwa Jaki-11 i Jak-3. Royal Air Force i Bitwę o Anglię przypomniały pokazy Gloster Gladiator, Spitfire oraz Huricane. Dla uczczenia 75 rocznicy tego historycznego wydarzenia, kołujące po pokazach samoloty witała, oddając honory, szkocka orkiestra oraz grupa rekonstruktorów w mundurach pilotów sił powietrznych walczących w tej bitwie. Zadbano nawet o takie szczegóły, że poszczególni piloci salutowali w odpowiedni dla swojej narodowości sposób (!). Najbardziej efektowne, były bogate w efekty pirotechniczne pokazy zatytułowane... Tora, Tora, Tora oraz Apocalipse Now . Pierwsza oczywiście nawiązywała do japońskiego ataku na Pearl Harbor. Nie był to oczywiście taki „wypas” jaki można zobaczyć na pokazach za oceanem, ale trzeba przyznać, że i tak było na co popatrzeć. Widok dziesięciu Harwardów (pozorujących maszyny japońskie) „przewalających” się jeden za drugim na skrzydło i przechodzących do ataku w nurkowaniu, to jest coś, co naprawdę watro było zobaczyć na żywo. Finalnym elementem pokazu był zwycięski pojedynek pomiędzy P-40 i „Zero” (mocno zmodyfikowany T-6). Drugim tak bogatym w efekty pokazem była prezentacja nawiązująca do wojny w Wietnamie. Tutaj główną rolę zagrały gwiazdy całego airshow (z naszego subiektywnego punktu widzenia) – trio A-1 Skyrider (!). Zanim jednak te potężne maszyny przyniosły (symulowane) spustoszenie na pozycje przeciwnika, w powietrzu zaprezentował się rozpoznawczo szturmowy OV-10 Bronco. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że na tej maszynie można robić takie rzeczy ;). Dla nas jednak "gwoździem programu" były Skyridery i to, co wyprawiały w powietrzu. Co warte podkreślenia, całe pokazy charakteryzowały się świetnie dobraną muzyką, która była nie tylko przyjemnym tłem, ale wręcz dopełniała poszczególne prezentacje. Pierwsze takty „Riders on the Storm” The Doors zawsze już będą kojarzyły mi się z widokiem kołujących Skyriderów. Generalnie świetna muza jest jednym z wielu mocnych atutów tej imprezy… A co mi się nie podobało….? Największą (i chyba jedyną) wadą imprezy było rozstawienie systemu nagłośnienia. Otóż, podobnie jak w Volkel, zostały one umiejscowione w niewielkich odległościach od siebie… kilka metrów przed linią publiczności. Konia z rzędem temu, kto nie ma ich w którymś ze swoich potencjalnie najlepszych kadrów. Podsumowując. Nasz mały eksperyment z francuskimi pokazami udał się wyśmienicie. Pokazy La Frete Alais 2015 okazały się być świetną imprezą, przypominającą trochę połączenie Flying Legends i naszej nieodżałowanej Góraszki. Jest to impreza, o której z pewnością możemy powiedzieć, że ma „wspaniały klimat”. Blisko sto samolotów w powietrzu. Świetnie skomponowany program i takaż organizacja. Nic dodać, nic ująć. Z pewnością tam jeszcze wrócimy. Przemek „Youzi” Szynkora

DUXFORD VE ANNIVERSARY (Wielka Brytania, EGSU)

Dokładnie 70 lat temu II Wojna Światowa dobiegła końca. W słynnym przemówieniu z 8 maja 1945 Winston Churchill ogłosił zwycięstwo sił alianckich w Europie. Po długich sześciu latach wojna się skończyła. Aby upamiętnić tę rocznicę udaliśmy się 24 maja 2015 r. do Duxford na VE Day Anniversary Air Show. Imprerial War Museum Duxford świetnie nadaje się do organizowania tego typu pokazów. Mieści się na jednym z pierwszych lotnisk zbudowanych w Wielkiej Brytanii. Lotnisko w Duxford powstało podczas I Wojny Światowej, ale dopiero podczas Bitwy o Anglię stało się bardzo ważnym obiektem wojskowym. Oprócz maszyn RAF-u stacjonowały tam amerykańskie siły powietrzne oraz nasz polski Dywizjon 302. Pokazy zaczęły się częścią poświęconą I Wojnie Światowej oraz okresowi międzywojennemu. Szczególnie świetnie wypadły Nieuport 17 i Bristol F2B podczas symulacji walki. Jednak największą atrakcją z tamtych czasów był przepiękny Hawker Fury Mk I – jedyny zachowany egzemplarz na świecie. Następnie zaczęła się część nazwana „W obronie”. Walka powietrzna w wykonaniu Spitfire’a oraz Hurricane’a przy podkładzie słynnych przemówień Winstona Churchilla – to naprawdę zapada w pamięć. Jednak kompletna cisza nastała, kiedy wzbił się w powietrze Boeing B-17 Latająca Forteca w towarzystwie Mustangów oraz Wildcata. Kilka wspólnych przelotów oraz symulacja awarii silnika w B-17 zakończyły historyczną część pokazów. Ale w powietrzu atrakcji przybywało. Występy duetów: Army Air Corps Apache Team, Red Bull Matadors oraz Vans RV-8 zapewniły sporą ilość dymu. Dużą owację dostała demonstracja możliwości ratunkowego helikoptera Westland Sea King. Publiczność podziękowała za służbę i uratowanie niezliczonej liczby ludzi tym odchodzącym na emeryturę maszynom. Melancholijny nastrój przerwał ryk dopalaczy z silników Eurofightera Typhoon FGR4. Pokaz pełen mocy i i zwrotności tego myśliwca – trzeba przyznać, że RAF Typhoon Display Team robi to w wielkim stylu! Na sam koniec VE Day w Duxford wyszło za chmur piękne popołudniowe słońce i w tak pięknej pogodzie wystąpiła ostatnia atrakcja tych pokazów: The Red Arrows! Pełna i najdłuższa wersja ich występu w promieniach majowego słońca była idealnym zakończeniem tak udanych pokazów. Marek "Maras" Gembka

DZIEŃ OTWARTY W 21. BAZIE LOTNICTWA WOJSKOWEGO CZECH (Czechy, LKCV)

Gdy każdego roku nadchodzi miesiąc maj, dni są coraz dłuższe, a temperatury wzrastają, dla mnie jest to znak, że kolejny sezon lotniczy zbliża się wielkimi krokami. Choć tego roku wieści o nadchodzących imprezach nie rozpieszczały. Tradycyjna pierwsza majowa impreza w Michałkowie nie odbyła się, nie działo się też nic Mińsku Mazowieckim, odwołano także piknik w mazurskich Gryźlinach. Na szczęście, po raz kolejny, 21 Baza Lotnictwa Wojskowego Czech organizowała dzień otwarty. Jak zwykle licznie zgromadzona publiczność mogła uczestniczyć w pokazach lotniczych, w których brali udział także piloci wojskowi z Belgii, Szwecji oraz Polski. Nasze siły powietrzne prezentowały samoloty CASA C-295M, F-16D block52+ (na statyce) oraz śmigłowiec szkolny SW-4 Puszczyk w pokazie dynamicznym. Baza lotnicza położona jest w pobliżu małego miasteczka Caslav (niespełna 10tys. mieszkańców) w kraju środkowoczeskim. Aktualnie stacjonują tam wszystkie będące na wyposażeniu lotnictwa Czech samoloty wielozadaniowe JAS-39 Gripen. Dojazd do celu nie był krótki i zajął nam prawie pięć godzin, do tego jeszcze zaliczyłem półtoragodzinny korek przed wjazdem na parking przy lotnisku. Po wejściu na teren imprezy naszym oczom ukazała się spora liczba samolotów ustawionych na statyce, a także ciężki sprzęt do obsługi operacji lotniczych. Było nawet uzbrojenie przeciwlotnicze. Prezentowano nie tylko sprzęt wojskowy, ale również sporo cywilnych samolotów turystycznych oraz samoloty historyczne i repliki. Lotnisko otwarto dla publiczności o godzinie 8.00, natomiast cały program pokazów trwał od godz. 11.00 do 17.00. Zaczęło się od desantu spadochroniarzy z pokładu śmigłowca MI-17, po wylądowaniu skoczków przyszła pora na historyczny samolot szkolny Czeskiego Lotnictwa tj. L-29 Delfin, był to wspólny pokaz wraz z Zlinem Z-526. Następnie start 10 samolotów wielozadaniowych JAS-39 Gripen, by w południe zaprezentować się w przelocie grupowym wraz z CASA C-295M w pozorowanym przechwyceniu. Z samolotu CASA C-295 wykonano też desant spadochroniarzy. Oczywiście, jak na czeskie pokazy lotnicze przystało, nie mogło zabraknąć w powietrzu aktualnego samolotu szkolnego AERO L-159 ALCA. Pokaz pary tych samolotów uwieńczyły wystrzeliwane flary. ALCA prezentowała się też w pokazie solo. Spośród śmigłowców eksploatowanych w czeskiej armii zobaczyliśmy też MI-24W i opisywany powyżej MI-17. Lotnictwo wojskowe Czeskiej Republiki nie użytkuje zbyt dużo lotniczego sprzętu, na szczęście organizatorzy zadbali o to, by wypełnić program występami kolegów z innych krajów oraz samolotami cywilnymi i historycznymi. Belgijskie lotnictwo wojskowe zaprezentowało w pokazie solo swoje F-16 MLU, a nasze Siły Powietrzne śmigłowiec SW-4 Puszczyk. Szwedzi prezentowali się także na JAS-39C Gripen. Bogata była lista samolotów historycznych oraz replik. W powietrzu latały takie gwiazdy jak: P-51D Mustang, Spitfire Mk16, czy Boening PT-17 Stearman, ale także mniej znane konstrukcje, tj. Pilatus P2, T-34 Mentor, Beechcraft Model 18 (Tween Beach C45H), Bu-131, T-28 Trojan, Piper Cub. Efektowny pokaz walk powietrznych na replikach samolotów Fokker E-III oraz Sopwith 1 1/2 Strutter prezentowała grupa historyczna Pterodactyl Flight. W dalszej "cywilnej" części pokazów, Z-137 Argo Turbo wykonał efektownie gaszenie pożaru, a zespół akrobacyjny Flying Bulls pokazał show w nowym składzie i na nowych samolotach SBach XA-42. Podsumowując, udana impreza, na której zobaczyliśmy szereg ciekawych samolotów i śmigłowców. Pogoda co prawda nie była idealna do fotografowania, ale było ciepło i bez opadów. Dużym minusem były korki przy dojeździe na lotnisko, zalecam więc przybywanie na imprezę dużo wcześniej... Krzysztof  "PC" Łybko

II. MIĘDZYNARODOWY ZLOT DWUPŁATOWCÓW (Polska, EPPI)

W sobotę, 16 maja 2015 r., po raz drugi odbył się Międzynarodowy Zlot Dwupłatowców w Pile. Stare samoloty mają duszę, mają swoją historię, która fascynuje niejednego fana awiacji, mają w sobie jakiś magnes, który przyciąga do nich wielu obserwatorów. Dlatego też kilku członków naszego stowarzyszenia, kierowanych chęcią obejrzenia i uwiecznienia na zdjęciach tych pięknych maszyn, wybrało się do Piły. Dla nas – doświadczonych i zaprawionych w bojach bywalców różnych pokazów lotniczych i pikników, wystarczy kilka pierwszych minut aby stwierdzić – „Będzie się działo!!!”. Tutaj, niestety, nikt nie mógł wypowiedzieć tych słów. Działo się mało, żeby nie powiedzieć, że nie działo się nic. Jeden grupowy przelot dwupłatowców (kilka sztuk) na dużej wysokości, dwa Dromadery z pobliskiej Leśnej Bazy Lotniczej, które starały się ugasić ledwo co widoczny ogień, mała liczba widzów, spiker, który z minuty na minutę coraz bardziej wszystkich zniechęcał do pobytu na lotnisku oraz mało uprzejmi pracownicy ochrony, którzy chcieli uprzykrzyć nam życie, mimo posiadania przez nas akredytacji prasowych – to nie było to, na co wszyscy czekaliśmy. Śmiało można stwierdzić, że był to zlot bez historii… Jednak na każdej mało udanej imprezie jest ktoś, kto ją ratuje lub ma szansę uratować. W tym przypadku, tym kimś byli Jacob Holländer i zespół – Scandinavian Airshows, którzy udźwignęli ten ciężar i uraczyli nas dwukrotnie dynamicznym pokazem. Dzięki Scandinavian Airshows wracaliśmy do domów bogatsi o kolejne zdjęcia. Piotr Łykowski

ĆWICZENIA LION EFFORT (Czechy, LKCV)

Lion Effort to ćwiczenia użytkowników samolotu JAS-39 Gripen, organizowane w trzyletnim cyklu. Po poprzednich edycjach przeprowadzonych na Węgrzech (2009) i w Szwecji (2012) przyszła kolej na Czechy i bazę Gripenów w miejscowości Čáslav. Tradycyjnie organizatorzy zadbali o fotografujących, organizując w dniu 14 maja Spotters Day, który wypełniły dwie tury startów do ćwiczeń (a więc i lądowań) takich maszyn jak L-159 ALCA, Mi-171, Mi-24 i oczywiście samych Gripenów. W drodze do Čáslavi można było zwątpić w możliwość przeprowadzenia ćwiczeń i fotografowania. Pogoda w Polsce była jeszcze stabilna, ale przejazd przez Czechy w kierunku zachodnim dawał perspektywę jedynie na szybki powrót. Lało jak z cebra. Na szczęście załamanie pogody, które nawiedziło zachodnie Czechy wcześnie rano, z pewnym trudem, ale skutecznie wycofało się znad lotniska. Upór się opłacił, a chwile zwątpienia zawsze warto rozwiać przypominając sobie kanon dobrego fotografowania – po deszczu światełko i czyste powietrze dają wiele nowych możliwości. Spotters Day organizowała firma zewnętrzna i pobierała za to opłatę. W zamian otrzymaliśmy pakiet logistyczny z instrukcją gdzie parkować, wygrodzony teren w południowej części lotniska, ze słońcem za plecami, a nawet możliwość zamówienia kateringu. Przybyło ok. 100-150 fotografujących, głownie z Czech ,Węgier i Niemiec, ale słyszało się też dużo języka polskiego. Wyznaczonego terenu nie wystarczyło do ustawienia wszystkich chętnych w jednej linii i tu niestety niektórym zabrakło znajomości fotograficznej etykiety. Zdarzały się przypadki okupowania cennego miejsca przez plecaki i inne graty. To niewesoła konstatacja zważywszy, że na Spotters Day nie przychodzą ludzie z przypadku i ta wyrozumiałość dla innych fotografujących powinna być elementem budowania dobrych relacji na innych imprezach. Pierwszą turę lotów około godziny 10 rozpoczęto mocnym akcentem. Startujące śmigłowce Mi-171 i Mi-24 wykonały bardzo efektowny, agresywny nalot na fotografów. Nieco późniejsze starty L-159 ALCA i Gripenów również wykonywano z przytupem, wyraźnie pod publikę i na wiwat. Kto jednak myślał, że zgodnie z hitchcockowską regułą po trzęsieniu ziemi napięcie będzie tylko rosnąć, ten się grubo przeliczył. Lądowania odbywały się bez iskry, ale pamiętajmy, że Lion Effort to wojskowe ćwiczenia, a Spotters Day organizuje się tylko przy okazji. Druga tura lotów rozpoczęła się około godziny 15. Do tego czasu teren spotterski zamienił się w wielką sypialnię i wielu z tych, którzy przyjechali z daleka, chrapało w najlepsze na trawie. Reszta oddawała się piknikowi, ale za to w pięknym miejscu, z zapachem rzepaku z okolicznych pól i nafty lotniczej w powietrzu. Powtarzalność startów i lądowań drugiej tury pozwoliła na odpowiednie wykalibrowanie sprzętu, oka oraz ręki i złapanie tego jednego wymarzonego ujęcia. Pewnie wielu wróciło ze Spotters Day z niezłym dorobkiem. Ciekawie wyglądało ogrodzenie było nie było bojowej bazy lotnictwa Czech, bazującej wszystkie czeskie Gripeny. Otóż, przynajmniej od strony południowej, ogrodzenia nie było. Za to ciągnęły się hektary pól i na pewno teren był monitorowany. Niemniej jednak można przypuszczać, że lokalni miłośnicy fotografii lotniczej mają zdecydowanie łatwiej niż gdzie indziej. Niestety już po zakończeniu Spotters Day a przed Open Day bazy Čáslav (23.05), na zakończenie ćwiczeń Lion Effort 2015 wydarzył się wypadek węgierskiego Gripena, który wypadł z drogi startowej i został całkowicie zniszczony. Na szczęście obaj piloci uratowali się, a sam samolot utknął w okolicznych polach rzepaku. Wszystko dobre co się dobrze kończy, a dla „lotniczych świrów” spod znaku SPFL ćwiczenia Lion Effort zakończyły się sporą ilością ciekawych lotniczych ujęć. Sylwester „eSKa” Kalisz

AKADEMIA NIKONA W ŁASKU (Polska, EPLK)

W dniach 12-13 maja 2015 roku na terenie 32. Bazy Lotniczej odbyła się kolejna edycja warsztatów fotografii lotniczej w ramach Akademii Nikona. Edycja wyjątkowa, gdyż udało się zgrać w jednym czasie i miejscu bardzo dużo trudnych do wcześniejszego zaplanowania elementów. Przede wszystkim trafiliśmy na dwa obfite w loty dni, podczas których naprawdę dużo się działo. Przeżywaliśmy nie tylko całe serie widowiskowych startów, lądowań i przelotów, ale również atak pary F-16 na lotnisko. Dzięki uprzejmości dowódcy bazy płk. Ireneusza Nowaka, jak również wspaniałych ludzi z łaskiego „Archeo”, mieliśmy możliwość fotografowania niebywale wiernie odrestaurowanych historycznych maszyn z najnowszym dziełem – samolotem MiG-23 włącznie. Wszystko to we wspaniałych warunkach pogodowych i w niesamowitej atmosferze jaką stworzyła grupa kursantów! :) Wieczorne, kilkugodzinne spotkanie z dowódcą 10. Eskadry – ppłk. Marcinem Modrzewskim, wielu z nas otworzyło oczy na to kim tak naprawdę jest współczesny polski pilot F-16.

ABINGDON AIR & COUNTRY SHOW 2015 (Wielka Brytania, EGUD)

Długi majowy weekend i narodziny ‘Royal Baby’ wprawiły mieszkańców Wysp Brytyjskich w doskonały nastrój. Był to więc znakomity czas na otwarcie sezonu lotniczego. W niedzielę, 3 maja, udaliśmy się w okolice Oxfordu na pierwsze w tym roku pokazy– Abingdon Air & Country Show 2015. A będzie to rok bardzo szczególny, bo właśnie mija 75 lat od czasu Bitwy o Anglię. Imprezę rozpoczęto od duetu Twister Aerobatics Team. Ten długi pokaz, pełen dymu, dynamicznych zakrętów, synchronicznych manewrów i brawurowych mijanek, rozbudził całą publiczność. Zaraz po tych zwinnych sportowych samolotach nastała pora na serię ciekawych przelotów. Jako pierwszy pojawił lekki samolot szturmowy OV-10 Bronco, używany między innymi przez Amerykańskie Siły Powietrzne w Wietnamie. Zaraz po Bronco wzniosła się w powietrze ogromna latająca łódź – Catalina. Ten wspaniały morski samolot patrolowy pochodził z wczesnych lat 30-tych XX wieku. Samoloty te wytropiły w 1941 niemiecki krążownik ‘Bismarck’ przyczyniając się do jego zatopienia. Po przelotach Cataliny zrobiło się naprawdę głośno! W powietrze wzbił się Meteor T7 – pierwszy myśliwiec odrzutowy używany przez aliantów. Niestety, po tym pokazie pogoda gwałtownie się popsuła. Z ciemnej chmury coraz mocniej padało, ale to nie przeszkodziło ‘Gnat Display Team’ w pokazaniu swoich umiejętność. Trzeba przyznać, że te samoloty z przełomu lat 60 i 70-tych ubiegłego wieku, ciągle dobrze się prezentują. To na nich wyszkoliło się ponad 1400 angielskich pilotów i były używane przez Rad Arrows. Bardzo ciekawie było zobaczyć, jak kiedyś wyglądały ‘Czerwone strzały’. Niestety, z czasem coraz bardziej padało i organizatorzy zdecydowali się na odwołanie kilku występów (w tym bardzo oczekiwanego występu Lauren Richardson na swoim Pitts Special). Ponad godzinna przerwa spowodowała, że większość widzów zdecydowała udać się do domów. Na tych, którzy wytrwali ulewny deszcz, czekała nagroda, bo na sam koniec pojawiły się samoloty z ’Battle of Britain Memorial Flight’. Jako pierwsza przeleciała Dakota. Po jej prezentacji rozbrzmiał znany ryk silników, to był legendarny Supermarine Spitfire i nowoczesny Typhoon w synchronicznym duecie. Te dwa słynne myśliwce zaprezentowały się w układzie, gdzie okrążają widownię, aby potem, na wprost widzów, bardzo efektownie i blisko się wymijać. Występ tym bardziej ciekawy, a obie maszyny pokazały się po raz pierwszy w nowych barwach (które zostały przygotowane specjalnie z okazji 75 rocznicy bitwy o Anglię). Na sam koniec Typhoon wykonał kilka niewiarygodnych manewrów i używając dopalaczy z hukiem wzbił się w powietrze! To było piękne zakończenie pokazów w Abingdon i bardzo dobre otwarcie sezonu 2015 - za rok na pewno tam wrócimy! Marek 'Maras' Gembka

WIOSENNY ŚWIDWIN (Polska, EPSN)

Audaces fortuna iuvat – śmiałym szczęście sprzyja. Ta łacińska sentencja doskonale charakteryzuje okoliczności wizyty w 21. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Dla mnie osobiście, jako mieszkańca województwa mazowieckiego, wyprawa do gniazda Fitterów zawsze wiązała się z dużymi rozterkami. Blisko siedmiogodzinna męcząca podróż samochodem, brak pewności co do tego, czy jakiekolwiek loty się odbędą, kaprysy pogody mogące pokrzyżować wszelkie plany. Tego rodzaju obawy powodowały, że wielokrotnie przekładałem na później decyzję o swojej pierwszej wizycie w Świdwinie. Tym razem podbudowany dobrymi prognozami pogody i perspektywą podróży w super towarzystwie przyjaciół z SPFL postanowiłem zaryzykować. Wyruszamy więc rano z pochmurnej Warszawy, by zameldować się o godzinie 14.00 u bram jednostki. Po drodze, w okolicach Mirosławca, mamy jeszcze okazję odbyć prawdziwe fotograficzne safari. Pokaźne stado żubrów, odpoczywające nieopodal drogi, zmusza nas do zatrzymania i sięgnięcia do fotograficznych plecaków. Niewiele dalej następna przyrodnicza atrakcja w postaci sporej gromadki żurawi powoduje kolejny wymuszony postój. Zerkam dość nerwowo na zegarek i trochę poganiam kolegów. Nie dla żubrów i żurawi wybraliśmy się w tak daleką wyprawę. Spóźnić się nie wypada. Wreszcie jesteśmy. Pod bramą jednostki dołącza do nas reszta ekipy SPFL z innych rejonów Polski i nasz nieoceniony koordynator bazy – MarS. Pobranie przepustek, kurtuazyjne wizyty w „domku pilota” oraz na wieży kontrolnej przynoszą efekt w postaci specjalnych ustaleń co do startów dwóch pierwszych maszyn. Ma być coś specjalnego dla na nas. W tym momencie następuje również podział naszej grupy na dwie części. Zwolennicy statyki i dokumentowania pracy obsługi technicznej udają się na CPPS, reszta z nas wsiada do samochodu, którym przemieszczamy się na drugą stronę pasa startowego. Taki układ gwarantuje nam uzyskanie kadrów obejmujących zdecydowanie szerszy zakres tematyczny zadań, jakie odbywają się w bazie podczas rutynowych ćwiczeń. Prognoza pogody tym razem nie zawodzi. Zapowiada się ładne, słoneczne popołudnie, dające obietnicę uzyskania tych słynnych świdwińskich kadrów, gdzie światło tak fantastycznie gra na poszyciu kadłubów Su-22. Jeszcze chwilę dyskutujemy nad miejscem, w którym mamy się ustawić do pierwszych ujęć. Tu zdajmy się na doświadczenie obecnych na miejscu koordynatorów baz w osobach Marsa i Kifcia. Pierwsza para Fitterów już kołuje na pas, by po chwili jeden po drugim wystartować w specjalnie dla nas zaplanowanej kombinacji. Piloci celowo przeciągają bardzo długo i nisko nad pasem. Rewelacja!!! Gorączkowo sprawdzamy efekty na wyświetlaczach aparatów. Czy ustawienia są dobre? Czy nikt nie popełnił pomyłki? Może jakaś kompensacja? Wszystko wydaje się być OK. Nie ma to jak dopalacz i „kisiel” rozgrzanego powietrza za ogonem samolotu. Przemieszczając się od czasu do czasu wzdłuż pasa urozmaicamy kolejne ujęcia startujących i lądujących maszyn. Jak się okazuje o atrakcyjność naszego pobytu zadbał również pilot MiG-a 29 z Mińska Mazowieckiego, który niespodziewanie pojawił się nad lotniskiem dokonując niskiego przelotu. Czas mija i na niebie oprócz chylącego się ku zachodowi słońca pojawia się również księżyc. Dajemy się zaskoczyć przez parę SU-22 przelatującą w pobliżu jego tarczy. Szkoda zmarnowanego ujęcia. Na szczęście los nam sprzyjał i kolejna powracająca z wykonywania zadań para umożliwiła nam naprawienie błędu. Podejmujemy decyzję o dołączeniu do naszych kolegów na CPPS. Tam staramy się fotografować jeszcze statykę oraz kołujące po lądowaniu maszyny wykorzystując ostatnie promienie znikającego za horyzontem słońca. Nie trwa to długo i po szybkiej naradzie przemieszczamy się już całą grupą do ostatniej „miejscówki” z której dzisiaj będziemy fotografować. Jest już dość ciemno, więc bez statywów się nie obejdzie. Z miejsca, w którym się znajdujemy, mamy możliwość robienia ujęć od frontu maszyn kołujących do ostatniej kontroli technicznej przed startem. Fittery przez dłuższą chwilą stoją nieruchomo, dwóch techników dokonujących przeglądu żwawo porusza się wokół samolotu, co daje możliwość uzyskania ciekawych efektów przy użyciu długich czasów naświetlania. Niektórzy próbują także szczęścia przy samych startach maszyn by złapać w kadrze widowiskowe o tej godzinie dopalacze. Będzie to jednak dość trudne, bo jest już naprawdę ciemno, a piloci uruchamiają dopalacz dopiero po chwili od startu w przeciwieństwie do tego, co czynią ich koledzy latający na MiG-ach 29. Widząc to nie podejmuję ryzyka. Wiem, że mam małe szanse na ostre ujęcie i skupiam się na kontroli przedstartowej. W kilkanaście minut jest już po wszystkim, zapadają całkowite ciemności. Szybko pakujemy sprzęt do plecaków, odmeldowujemy się na wieży kontrolnej i udajemy do zaparkowanych samochodów. Krótkie pożegnanie z kolegami, wymiana poglądów i wrażeń z tego fantastycznego popołudnia i wieczoru w Świdwinie. Opłaciło się zaryzykować! Adam „larky” Skowroński

DEN VE VZDUCHU (Czechy, LKPS)

W ramach wiosennej rozgrzewki odwiedziliśmy miasteczko Plasy w zachodnich Czechach, gdzie w weekend, 25-26 kwietnia, odbyły się sympatyczne pokazy pod nazwą "Den ve vzduchu". Początkowo nasze obawy rodziły nie najlepsze recenzje poprzednich edycji tej imprezy, jednak intensywny, trzygodzinny program, który obejmował solidną mieszankę nowoczesności i tradycji, pozwalał mieć nadzieję na ciekawą imprezę. Jeszcze raz sprawdziła się reguła, że tam gdzie mało oczekujemy, często dużo dostajemy. Organizatorzy zadbali o różnorodność i, jak na niewielkie aeroklubowe lotnisko, zebrali sporo sprzętu do obejrzenia i sfotografowania. Obok dwóch wejść Gripena i Alki mogliśmy podziwiać całą gamę "drewnianego" śmigłowego lotnictwa i dużo akrobacji na najwyższym poziomie - z Martinem Sonka na czele. Gripen i Alca, ze względu na dosyć zachowawcze manewry w powietrzu i rachityczne wyrzucanie flar, tradycyjnie nie są ulubieńcami fotografów lotniczych. Plasy nie okazały się wyjątkiem, a oba samoloty nie wyrzuciły tym razem żadnych flar. Dodatkowo niebo zaciągnęło się na szaro i na tle jednolitej ołowianej scenerii oba szare samoloty zwyczajnie nie wydawały się fotograficznie atrakcyjne. Ale jednak... po obróbce okazało się, że słońce jakoś zdołało się przebić i można było wydobyć ciekawe światło na ich poszyciu, a ołowiane niebo miało kapitalne, pozytywne znaczenie dla fotografowania wszystkiego, co ma śmigła. W Plasach fotografuje się pod słońce, a właściwe pokazy rozpoczęły się wczesnym popołudniem. W takich warunkach można było spodziewać się głębokich kontrastów i cieni, praktycznie nie do zniwelowania na etapie obróbki. Gdyby nie naturalny szary dyfuzor rozpraszający i tłumiący światło, byłoby bardzo ciężko fotografować z długimi czasami otwarcia migawki i przy rozsądnie przymkniętej przysłonie. Jednak można było zapomnieć o białych, fotogenicznych chmurach w tle. A w kwestii lotnictwa śmigłowego działo się sporo. Przez cały poranek można było skalibrować sprzęt i rękę na bardzo intensywnych startach i lądowaniach maszyn do lotów widokowych oraz podczas przylotów uczestników pokazów. Wspaniały pokaz z efektami pirotechnicznymi dała grupa rekonstrukcyjna Pterodactyl Flight. Na niebie pokazał się zrekonstruowany Bleriot XI wywołując podziw dla odwagi pierwszych pilotów i wyjątkowo krótkiego startu. Nie zawiodła grupa Bavarian Bucker Formation latająca na pięknie zachowanych maszynach tego typu. Dla mnie szczególnie atrakcyjny okazał się pokaz… wiatrakowca, a to ze względu na wyjątkowo dynamiczny pilotaż maszyny o nazwie Calidus. Widać było postęp w osiągach tych malutkich wiropłatów na przestrzeni ostatnich lat. Atrakcyjny wizualnie pokaz dały dwie maszyny rolnicze Cmelak z grupy Dusty Display Team. Nie zabrakło The Flying Bulls Aerobatic Team w zupełnie nowym programie, na nowych samolotach XA42. Trochę na wyrost przedstawiono program jako światową premierę, widać było, że zespół ma jeszcze trochę elementów akrobacji do poprawy. Wisienką na torcie okazał się przelot Twin Beech C-45H, a prawdziwą niespodzianką odloty wszystkich maszyn tuż po zakończeniu pokazów. Wszystko co lata, od motolotni, po samoloty turystyczne, ustawiło się w imponującej kolejce do startu żegnając zwiedzających rykiem grzanych silników. Reasumując, pomimo obaw impreza wypadła ciekawie. Warunki foto można również uznać za poprawne, chociaż fotografowało się pod słońce. Nawet aura pomogła lekko ołowianym niebem. Dzięki temu udało nam się przywieźć sporo fotograficznego urobku, do obejrzenia którego zapraszamy.

Sylwester „eSKa” Kalisz

Back to Top