Szukaj

LESZNO. ROZWIŃ SKRZYDŁA. (Polska, EPLS)

Tradycyjnie już, w ostatni weekend czerwca, w dniach 27-28, odbył się Piknik Szybowcowy “Leszno. Rozwiń Skrzydła”. Najciekawszym, a jednocześnie najbardziej odróżniającym od innych pikników był sobotni, wieczorny blok pokazów. Samoloty, szybowce i inne statki powietrzne “uzbrojone” w efekty świetlne lub/i pirotechniczne dały niesamowity podniebny występ. W tym roku gwiazdą wieczoru był zdecydowanie szybowiec MDM-1 Fox. Niesamowite pulsujące światło spowijające kadłub szybowca powodowało, że wyglądał jak baśniowy stwór z innego wymiaru rzeczywistości. Podczas podniebnych ewolucji do efektów świetlnych dołączyły pirotechniczne – całe leszczyńskie niebo rozświetliło się fajerwerkami wystrzelonymi z Foxa. Godnymi uwagi były również występy “konkurencyjnych” grup paralotniarzy krakowkich Flying Dragons i loklanej grupy ze szkoły paralotniarstwa Fly2live. W tym przypadku efekty pirotechniczne połączono z bardzo efektownymi dymami. Bardzo ciekawie zaprezentował się zespół AeroSparx złożony z dwóch motoszybowców Grob-109 – lot w bardzo ciasnej formacji połączony z intensywnym wyrzucaniem iskier z końcówek skrzydeł na długo pozostanie w pamięci. Cały nocny pokaz w Lesznie odbył w bardzo ciężkich warunkach atmosferycznych, przez większość czasu padał deszcz połączony z dużym zachmurzeniem. Z tego też powodu nie doszło do występu spadochroniarzy z grypy Sky Magic. Podsumowując, leszczyński wieczór, mimo niesprzyjającej aury, był bardzo intensywnym, wizualnym przeżyciem. Liczymy, że za rok warunki będą łaskawsze i pozwolą na jeszcze większą dawkę emocji. Karol "Carlito" Kakietek

XI MAŁOPOLSKI PIKNIK LOTNICZY (Polska, EPKC)

Małopolski Piknik Lotniczy odbył się już po raz jedenasty na lotnisku Rakowice-Czyżyny. To najstarsze lotnisko w Polsce pierwotnie było siedzibą II Pułku Lotniczego. Aktualnie znajduje się ono na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie i wykorzystywane jest tylko przy okazji pikników oraz podobnych imprez lotniczych. Sam piknik tradycyjnie już zorganizowany został w ostatni weekend czerwca. Zwykle na Małopolskim Pikniku Lotniczym mamy piękną, słoneczną ciepłą pogodę. Na tle błękitnego nieba i śnieżnobiałych obłoków występują najznakomitsi aktorzy podniebnego spektaklu, którzy w połączeniu ze scenerią krakowskiej zabudowy, czynią ten piknik lotniczy magicznym i wyjątkowym. Tym razem jednak pogoda nie rozpieszczała publiczności. Jedenasta edycja minęła pod znakiem niepokoju związanego z niepewną prognozą pogody. Co prawda w sobotę padało tylko przez 15 minut i podstawa chmur nie ograniczała latania, natomiast z powodu szarego nieba ewolucje nie były tak widowiskowe. Nam, fanom lotnictwa, to nie przeszkadzało. Pojawiliśmy się na miejscu już przed 11, aby zapoznać się z terenem pikniku i obejrzeć eksponaty zgromadzone przez Muzeum Lotnictwa. Latanie rozpoczęło się po godzinie 12 efektownym zrzutem skoczków spadochronowych z flagami z samolotu An-2 „Wiedeńczyk”. Następnie w powietrze wzbiły się legendy lotnictwa, jedyne latające egzemplarze w Polsce: Jak-18 należący do Muzeum Lotnictwa w Krakowie, TS-8 Bies oraz replika RWD-5. Na pikniku nie mogło również zabraknąć mistrza krakowskiego nieba Jurgisa Kairysa ze swoim samolotem Su-31. Odkąd organizowany jest piknik, Jurgis jest jego gwiazdą. Nikt nie wykonuje takich akrobacji, jak choćby ponad dwudziestu beczek w locie pionowym, czy manewr zwany „kobrą” na małej wysokości. Pokaz ewolucji w jego wykonaniu przyprawia o szybsze bicie serca. Niebywałym widowiskiem był perfekcyjnie dopracowany program, przemyślane bliskie formacje, szybkie przechodzenie z jednego szyku w drugi, grupy akrobacyjnej FireBirds, której członkami są znakomici akrobaci wywodzący się z Aeroklubu Śląskiego, z prowadzącym Adamem Labusem. Cisza w powietrzu i nagle słychać huk silnika odrzutowego, a zza drzew wyłania się samolot TS-11 Iskra. Iskra nadal jest samolotem szkolnym w Polskich Siłach Powietrznych, licząc sobie już ponad 30 lat. Wyczyny załogi tego dwumiejscowego samolotu przekroczyły moje wyobrażenia. Pilot w pełni wykorzystał bardzo ograniczoną strefę pokazu. Niskie, szybkie przeloty obudziły tych mieszkańców Krakowa, którzy po obiedzie udali się na drzemkę. Po pokazie Iskry zrobiło się spokojniej, w niebo wzbiła się grupa 3AT3, latająca na trzech cichych samolotach polskiej produkcji Aero AT-3. Kolejnym punktem programu był pokaz szybowca MD FOX pilotowanego przez kapitana, szefa wyszkolenia na Boeingach 787 Dreamliner, wielokrotnego mistrza Polski w akrobacji szybowcowej – Jerzego Makulę. Tuż po nim, przed godziną 16, na niebie mogliśmy podziwiać niskie przeloty samolotu transportowego CASA C-295 z pobliskiej 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. W tym roku program pikniku został obficie wzbogacony przez Dowództwo Sił Powietrznych. Późnym popołudniem nad terenem pikniku pojawił się zespół akrobacyjny Polskich Sił Powietrznych „Orlik”. Opracowanie programu, a przede wszystkim zmieszczenie się w strefie pokazu, zapewne było dla nich nie lada wyzwaniem. Na szczęście zespół kpt. Dariusza Stachurskiego świetnie poradził sobie ze specyfiką terenu, pokazując wysoki kunszt latania zespołowego. Po Orlikach w powietrzu mogliśmy podziwiać słowacką grupę rekonstrukcyjną Retro Sky Team. Było bombowo, dosłownie. Grupa w składzie 7 samolotów, takich jak An-2, Zlin 226 i Zlin 526 przedstawiła inscenizację ataku samolotów sowieckich na niemieckie cele. W programie był desant radzieckich skoczków, był niemiecki ostrzał samolotów z czerwonymi gwiazdami, bombardujących punkt obrony przeciwlotniczej, były efektowne rozbłyski imitujące strzelanie z lotniczych karabinów maszynowych, dymy włączane przy „zestrzeleniu” i mnóstwo pirotechniki. Jednym słowem działo się! W jednym momencie w powietrzu znajdowało się sześć samolotów, na różnych wysokościach, przedstawiających różne, wzajemnie zazębiające się elementy programu. Wisienką na torcie był występ zespołu z Łotwy Baltic Bees. „Pszczółki” zaprezentowały bogaty, ponad dwudziestominutowy program, wykonując efektowne rozejścia i mijanki. Na tym nasza przygoda się zakończyła. Zmęczeni po kilkugodzinnej zabawie, naładowani lotniczą energią wróciliśmy na do swoich domów, przeglądać karty aparatów w poszukiwaniu fotograficznych perełek. Dlaczego zależało nam na obecności właśnie na tym pikniku ? Przede wszystkim dlatego, że jest to jeden z najbardziej niezwykłych pikników w Europie. Impreza organizowana w samym centrum miasta, ze strefą pokazów ograniczoną przez linie wysokiego napięcia, dźwigi, centra handlowe i dziesięciopiętrowe bloki mieszkalne. Jakby tego było mało, tuż przy wyznaczonej strefie pokazów znajduje się ścieżka podejścia do lotniska w Balicach. Jak zwykle piknik zaszczycili swoją obecnością najlepsi piloci i akrobaci z całej Europy. Podejrzewam, że w powietrzu było ponad 40 statków powietrznych. Nawet abstrahując od samej imprezy, Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie warte jest odwiedzin. To miejsce, do którego musi się udać każdy pasjonat lotnictwa, aby móc na własne oczy obejrzeć legendy polskiego i światowego lotnictwa. Adrian "Adi" Łach

DNI AEROKLUBU 2015 – RYBNIK (Polska, EPRG)

W dniach 20 i 21 czerwca 2015 roku na rybnickim lotnisku Gotartowice miał miejsce piknik lotniczy. Jeżeli piknik jest lotniczy, to oczywiście muszą być pokazy.  Pokazy skromne, bo raptem tylko kilku uczestników, ale za to nie byle jakich – czołówka krajowych pilotów akrobacyjnych i grupa rekonstrukcyjna Pterodactyl Flight z Czech. Na przekór deszczom, które co jakiś czas przerywały blok pokazów, wszyscy obecni uczestnicy mieli okazję zaprezentować swój show, a niektórzy nawet dwa razy w ciągu dnia. Pozornie niesprzyjająca pogoda nam bardzo pasowała – skłębione chmury, granatowe tło deszczowego cumulonimbusa podświetlonego popołudniowym słońcem, powietrze bez termiki, spore fragmenty błękitnego nieba,  a w pewnym momencie nawet tęcza. Tylko od czasu do czasu trzeba było się schować przed deszczem. Wróćmy jednak do głównych aktorów spektaklu. W ubiegłym roku, właśnie w Rybniku rozpoczynała swoją „pokazową” karierę grupa Firebirds. W tym roku nie występowali już jako nowicjusze, ale jako jedna z gwiazd.  Podobnie jak oni, w trzysamolotowym składzie zaprezentowali się Żelaźni, którzy do Rybnika przylecieli w niedzielę, prosto z pokazów w Dęblinie. Również Artur Kielak, zanim w sobotę zachwycił rybnicką publiczność swoimi niewiarygodnymi popisami, kilka godzin wcześniej wystąpił na międzynarodowych pokazach w Dęblinie. Trochę problemów ze swoją prezentacją miał  Maciek Pospieszyński, bo z powodu deszczu i niskiej podstawy chmur jego lot był kilka razy odkładany na później. Ostatecznie jednak w ciągu dwóch dni aktualny mistrz świata  zaprezentował się trzykrotnie, a ostatni niedzielny pokaz odbył się na tle pięknego, błękitnego nieba. Akrobatom starali się dorównać pozostali uczestnicy. Kremowo-zielony Jungmann udowadniał, że też potrafi nieźle kręcić pętle i beczki. Pochodzący z okresu II wojny światowej Piper Cub pokazał, że samolot może prawie zawisnąć w powietrzu, a wiatrakowiec Xenon uatrakcyjnił swój pokaz kolorowymi dymami. Nie zabrakło również pokazu zrzutu wody z Dromaderów, które na co dzień stacjonują w Gotartowicach. Ci wszyscy uczestnicy byli już znani rybnickiej publiczności, natomiast po raz pierwszy nad rybnickim lotniskiem pojawiła się czeska grupa Pterodactyl Flight. Tradycyjnie, oprócz pokazania replik samolotów z I wojny światowej „Pterodaktyle” zbudowali mały obóz z namiotami i wyposażeniem nawiązującym do tamtego okresu, a wśród sprzętu kręciły się postacie w strojach z epoki. Co ciekawe, jedną z aktorek była znana z występów w grupie akrobacyjnej Flying Bulls Radka Máchová.  A sam pokaz? Można powiedzieć, że Czesi dali ognia i to zarówno w przenośni jaki i dosłownie. Liczne wybuchy, płonący Fokker, eksplodujący w kilkumetrowej kuli ognia samochód i walka między samolotami, rozgrywająca się na niewielkiej wysokości – o brawa publiczności nasi południowi sąsiedzi nie musieli zabiegać. Same pokazy miały trwać do godziny 18, nie oznaczało to jednak, że po tej godzinie nastała cisza. Na popołudniowym niebie pojawili się jeszcze poza programem spadochroniarze, kilku paralotniarzy, a w sobotę również balon. Jak na imprezę typu lotniczy piknik i biorąc pod uwagę kapryśną pogodę, działo się naprawdę dużo. Lucjan „Acroluc” Fizia

MIĘDZYNARODOWE POKAZY LOTNICZE DĘBLIN 2015 (Polska, EPDE)

Obecny rok niestety nie rozpieszcza nas liczbą imprez lotniczych. Z tym większą niecierpliwością oczekiwaliśmy pokazów w Dęblinie, będących elementem obchodów 90-lecia Szkoły Orląt. Szczególna okazja sprawiła, że na płycie lotniska mieliśmy okazję spotkać wielu pilotów, którzy przez lata służyli w Polskich Siłach Powietrznych. W pokazach statycznych i dynamicznych wzięli udział piloci i maszyny z Polski, Niemiec, Wielkiej Brytanii i wielu innych krajów. Jeśli chodzi o rozmach imprezy Dęblin może śmiało konkurować z organizowanymi co dwa lata pokazami w Radomiu. W powietrzu mogliśmy podziwiać zarówno solistów jak i zespoły akrobacyjne. Na szczególne wyróżnienie zasługują Biało-Czerwone Iskry, które dały jeden z najbardziej dynamicznych pokazów jakie widzieliśmy w historii zespołu. Będąc przy zespołach nie można nie wspomnieć o Orlikach, które jak zawsze dały przepiękny pokaz możliwości, zarówno pilotów jak i maszyn. Pozostaje mieć nadzieję iż pewnego dnia ujrzymy Orliki w biało-czerwonym malowaniu. Oprócz zespołów akrobacyjnych pod niebem Dęblina mogliśmy obserwować duże zwarte formacje, w tym bardzo liczną grupę śmigłowców SW-4. Dodatkowych wrażeń dostarczył nam niski przelot nad droga kołowania, tuż obok sektora dla publiczności. Kolejnym punktem programu był lot pary Su-22. Kto zna ten samolot i zdolności pilotów, ten wie iż nawet tylko dla samego pokazu Su-22 warto jechać na pokazy. Na pokazach tej rangi nie mogło zabraknąć Mi-24. Podniebny balet tych ciężkich maszyn bojowych nie pozostawił publiczności obojętną. Gwoździem programu imprezy był desant w wykonaniu Kawalerii Powietrznej. Odgłosy walki, pokaz umiejętności żołnierzy, śmigłowce wsparcia – wszystko to dostarczyło niezapomnianych wrażeń. Podczas dęblińskich obchodów zaprezentowali także lotnicy cywilni. Nie sposób wszystkich wymienić w jednym miejscu, choć w pierwszym szeregu należy wspomnieć a grupie akrobacyjnej Żelazny, Arturze Kielaku czy Jerzym Makuli. Chcielibyśmy by pokazy w Dęblinie weszły na stałe do corocznego kalendarza imprez lotniczych w naszym kraju. Marcin „bronek” Bronowski

BUCHAREST INTERNATIONAL AIR SHOW (Rumunia, LRBS)

Rumuńskich klimatów i gościnności miejscowych świrów lotniczych SPFL doświadcza już od pewnego czasu. Z całą pewnością dostarczył nam tej gościnności również tegoroczny BIAS. Z perspektywy niżej podpisanego, bukareszteńska kombinacja atrakcyjnej zawartości lotniczej, zmiennej pogody i zaoferowanej przez gospodarzy miejscówki, kwalifikuje BIAS na medalowe pudło w klasyfikacji tegorocznych pokazów. Oczywiście za wszystkim stoją konkretni ludzie. Na długo przed pokazami wszelkimi informacjami służył, znany z forum SPFL, Liviu Dnistran, a na miejscu nieocenioną pomoc zaoferowała Flori Danculescu z Areoklubu Rumunii. Dość powiedzieć, że zrobiono wszystko, żeby umożliwić nam wejście do atrakcyjnych stref lotniska. W pewnym momencie, sądząc po identyfikatorach, byliśmy spotterami, performerami i organizatorami w jednym. Jest jasne, że nasi rumuńscy przyjaciele zaznają polskiej gościnności, jeżeli tylko przyjadą na pokazy do naszego kraju. BIAS, to pokazy jednodniowe z charakterystycznym późnowieczornym show i być może najważniejszym wyróżnikiem – Lancerami na dopalaniu. W trakcie pokazów MiGi-21 kilkukrotnie wykonywały dynamiczne pokazy z charakterystycznym stukiem dopalacza i z flarami rzucanymi na bogato. Najefektowniejszy wyrzut flar w niskim przelocie nad pasem niestety nie padł naszym łupem. Cała załoga SPFL sympatycznie gawędziła, a jakże, z Jurgisem Kairysem, gdy bez zapowiedzi przykosił Lancer wyrzucając flary wprost na pas. Pozostał niedosyt, ale swobodna rozmowa z Kairysem, to również wydarzenie samo w sobie. Rumuni pokazali to, co u nich najlepsze. Wielokrotnie, oprócz Lancerów, pojawiały się w powietrzu IAR 330, czyli licencyjne Pumy, w lokalnych konfiguracjach z uzbrojeniem i w wersji SAR. Unikalnie prezentowała się formacja Boeinga 737 linii lotniczych Tarom z zespołem akrobacyjnym Aeroklubu Rumunii na Extra 300. Egzotyczny okazał się pokaz niepozornego pakistańskiego śmigłowego górnopłata Super Mushsak. Przy okazji można wspomnieć, że na wystawie statycznej majestatycznie prezentował się pakistański Ił-78 wraz z ekstrawagancko brodatą załogą. Klasą samą w sobie byli oczywiście Turkish Stars, którzy w siedem maszyn wykonali pokaz w dwóch slotach czasowych przed i po południu. Turkom kroku dotrzymywali Baltic Bees . Nie zabrakło także polskich akcentów. Szybowce holowane były przez poczciwe Wilgi we wściekle żółtym malowaniu. Końcowym i najbardziej widowiskowym akordem BIAS był wieczorno-nocny Air Bandits Flight Formation, czyli wspólny pokaz zespołu Aerobatic Yakkers, wspartych przez Jurgisa Kairysa. Pokaz prezentował się pięknie, były efektowne ognie i oświetlenie samolotów. Ale było to także spore wyzwanie fotograficzne. Wysokie ISO, długie czasy naświetlania, niezbędne w złych warunkach oświetleniowych, nie służyły ostrości ujęć, ale za to pozwalały zarejestrować klimat tego wspaniałego wieczoru. Z przyjemnością fotografowało się o zmierzchu Lancera wyrzucającego flary. A ten, jak zwykle, się nie oszczędzał często lecąc na dopalaczu. Po zakończeniu pokazów, wtajemniczeni, w tym ekipa SPFL , skorzystali z zaproszenia na party w jednym z hangarów lotniska Baneasa. Tam poprawiliśmy sobie i tak dopisujące przez cały dzień humory. Z tym większym przekonaniem rekomendujemy BIAS jako imprezę lotniczą wartą odwiedzenia w przyszłości. Sylwester „eSKa” Kalisz

TURECKI AEROFESTIVAL – REAKTYWACJA (Polska, EPKS)

Aerofestival pozostawił po sobie pewien niedosyt wrażeń lotniczych. Jednak dzięki uprzejmości 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego już we wtorek 16 czerwca b. r. mieliśmy okazję zatrzeć złe wspomnienia po weekendowej imprezie. Rano, przy bramie, grupę członków SPFL Air-Action przywitał rzecznik prasowy kpt. Krzysztof Nanuś. Po chwili znaleźliśmy się przy płycie lotniska, na której stało obok siebie osiem biało-czerwonych smukłych F-5, a niedaleko nich trzy transportowce – maszyny gwiazd poznańskiego Aerofestivalu – Turkish Stars. Mieliśmy możliwość zrobienia im zdjęć z bliska podczas przygotowań do lotu. Następnie udaliśmy się jeszcze bliżej pasa startowego. Zaczęło się. Samoloty F-5 startowały jeden po drugim, piloci machali nam na pożegnanie. Zaraz po odlocie odrzutowców Turkish Stars, kołował na pas nasz F-16D, aby po krótkim rozbiegu na dopalaczu oderwać się od niego. Po chwili wzniosła się para F-16C również z dopalaczem, a za nią kolejne maszyny. To były momenty, na które długo czekaliśmy! Pogoda sprzyjała zarówno strzelającym z lustrzanek, jak i pilotom. Tego dnia startowało i lądowało siedem Jastrzębi. Gdy były w powietrzu, zaprezentował się nam śmigłowiec Mi-24, przelatując dość nisko nad pasem. Po chwili przerwy przyszła kolej na tureckie samoloty transportowe. Startowały kolejno Transall C-160D, Lockheed C-130E Hercules i kolejny C-160D. Ten ostatni biało-czerwony w barwach Türk Yıldızları. Obciążone sprzętem duże maszyny leniwie odrywały się od pasa, aby udać się zapewne do macierzystej bazy Konya w Turcji. Zespół Akrobacyjny Tureckich Sił Powietrznych podczas pobytu z Polsce był goszczony w podpoznańskich Krzesinach. Wypad do 31. BLT uważamy za bardzo udany. Bliskie spotkania z naszymi F-16 dostarczają nam wiele pozytywnych emocji. Dziękujemy Dowództwu za zaproszenie. Mariusz „Maximus” Jóźwiak

AEROFESTIVAL (Polska, EPPO)

W dniach 13 i 14 czerwca na poznańskiej Ławicy miały miejsce pokazy lotnicze pod dumną nazwą Aerofestival. Impreza została mocno rozreklamowana w mediach, zarówno tych elektronicznych jak i papierowych. Faktycznie biorąc pod uwagę listę zaproszonych gości zapowiadała się bardzo dobrze. Sobotnie pokazy rozpoczęły się z ponad godzinnym opóźnieniem, co tłumaczono zalegającą nad lotniskiem mgłą. Niestety, po tym drobnym falstarcie impreza, zamiast nabrać tempa, ugrzęzła w kłopotach organizacyjnych. Chyba największym z nich był brak zgrania poszczególnych bloków pokazowych z normalnym ruchem rejsowym na lotnisku. Startujące i lądujące samoloty pasażerskie powodowały na tyle długie przerwy, że wkrótce cały program poszedł w rozsypkę. Większość maszyn zapowiadanych na ten dzień w ogóle nie miała szansy wystartować. Kuriozalnym wręcz okazał się „pokaz” zabytkowego Boeinga Stearmana, który w niecałą minutę po starcie otrzymał polecenie lądowania. Niewątpliwą gwiazdą mocno uszczuplonego programu okazał się turecki zespół Turkish Stars, który tego dnia latał dwukrotnie. Jak się potem okazało pierwszy pokaz był w rzeczywistości treningiem zespołu. Bardzo dobrze wypadł również włoski zespół Pioneer Team, który latał chyba najbliżej publiczności, a sam występ zakończył efektownym rozejściem, połączonym z wystrzeleniem flar. Mocnym punktem imprezy okazała się również łotewska grupa Baltic Bees, latająca na samolotach L-39 Albatros. I to właśnie jej występ zakończył sobotni blok pokazowy. Oprócz braków organizacyjnych we znaki dał się również średni poziom komentatora imprezy. Najbardziej jaskrawym przypadkiem było pomylenie latającego na samolocie Extra 300 Marka Choima z Jurgisem Kairysem, w rezulatacie czego słynny Litwin pojawił się na poznańskim niebie „dwukrotnie”. Drugi dzień imprezy pokazał, że organizatorzy potrafią uczyć się na swoich błędach. Występy poszczególnych maszyn następowały po sobie bez zbędnych przerw. Wreszcie na poznańskim niebie zaczęło się coś dziać. Widać było dużą poprawę we współpracy z wieżą kontroli lotów. W niebo wzniosły się m.in. legendarne warbirdy: P-51 Mustang oraz F4U Corsair. Szczególnie ten drugi dał efektowny pokaz połączony z kilkoma niskimi przelotami. Oprócz wielu okazji do uwiecznienia tych wspaniałych maszyn na fotografiach, występ dostarczył nam również wielu wrażeń dźwiękowych. Niepowtarzalny ryk podwójnej gwiazdy Corsaira, czy charakterystyczny gang rzędowego Merlina były prawdziwą ucztą dla naszych uszu. Dobry pokaz zanotował też OV-10 Bronco. Skonstruowany dla potrzeb działań antypartyzanckich przyleciał do Poznania w barwach Luftwaffe. Niestety, również w niedzielę nie uniknięto potknięć, największym był chyba incydent z Baltic Bees. Łotewski zespół po wykołowaniu na pas startowy był zmuszony zjechać z niego, ponieważ okazało się że nie zdąży zakończyć swojego pokazu przed lądowaniem kolejnej pasażerskiej maszyny. Na szczęście w dalszej części imprezy „Pszczółkom” udało się wystartować i zaprezentować się w powietrzu. Podobnie jak w sobotę najmocniejszym punktem pokazu były Tureckie Gwiazdy, startujące z pobliskich Krzesin. Na uwagę zasługuje turecki komentator zespołu, który wielokrotnie wtrącał polskie słówka, czyniąc swój komentarz jeszcze barwniejszym, a sam pokaz łatwiejszym do ogarnięcia. Już przy zachodzącym słońcu swoje pięć minut mieli słynni Żelaźni z mistrzem Jerzym Makulą za sterami szybowca MDM-1 Solo Fox. Niedzielny show zakończył wspólny przelot dwóch pięknych klasycznych maszyn - Spitfire i Jaka-3. Podsumowując poznańską imprezę, widać w niej duży potencjał, tym razem nie do końca wykorzystany. Być może zapowiadana przyszłoroczna edycja będzie takim strzałem w dziesiątkę, jakim miała być tegoroczna. Karol „Carlito” Kakietek

ZESPÓŁ AKROBACYJNY “ORLIK” – TRENING OTWARTY (Polska, EPRA)

11 czerwca 2015 r. już po raz trzeci Zespół Akrobacyjny „Orlik” zorganizował dla swoich fanów trening otwarty. Spotkanie rozpoczęło się od brefingu w klubie garnizonowym jednostki, podczas którego dowódca Zespołu przedstawił skład grupy, ze szczegółami omówił wszystkie elementy wiązanki pokazowej oraz przedstawił plany zespołu na sezon 2015. Po półgodzinnej prezentacji cała grupa fanów lotnictwa przemieściła się na płytę lotniska, gdzie w wyznaczonej strefie można było zająć dogodne miejsce do obserwacji i fotografowania. Warto dodać też, że w strefie wydzielonej dla widzów znajdowało się stoisko firmy foto-optycznej i każdy chętny mógł wypożyczyć i przetestować sprzęt fotograficzny. Podczas tego spotkania, specjalnie dla przybyłych gości, grupa „Orlik” zaplanowała dwa wyloty w składzie sześciu maszyn oraz zdecydowała się przesunąć oś pokazu w taki sposób, by w jak największym stopniu udogodnić obserwatorom na ziemi oglądanie i fotografowanie przelotów. W krótkim odstępie czasowym grupa wykonała dwa treningi w wariancie wysokim, a do tego kilka niskich nalotów z włączonymi smugaczami, co dzięki korzystnym warunkom pogodowym i ze słońcem „w plecy” sprawiło, że pokaz bardzo zyskał na efektowności. Po zakończonym treningu zebrani goście wraz z pilotami przenieśli się do strefy „gastro” na poczęstunek z grillowego rusztu. Była także okazja do rozmowy z pilotami oraz zrobienia sobie z nimi pamiątkowego zdjęcia. Czas szybko płynął i gdy większość gości opuściła już teren lotniska, grupa fotografów SPFL postanowiła zostać na nocną sesję z Orlikami na płycie postojowej. Nocny klimat lotniska i swobodny dostęp do maszyn na stojance zaowocował ciekawymi ujęciami foto, które już teraz można zobaczyć w naszej galerii zdjęć z tego wydarzenia. Podsumowując, otwarte spotkania z pilotami na terenie radomskiej bazy cieszą się coraz większą popularnością wśród fanów lotnictwa, jak również u osób które z awiacją mają do czynienia tylko od święta.  Dla nas, fotografów, to dodatkowa okazja, by zdjęciami zapełnić nasze karty pamięci. Do zobaczenia za rok! Krzysztof  "krispol"  Polak

25. AVIATICKA POUT’ (Czechy, LKPD)

TROPIKALNE PARDUBICE 25. AVIATICKÁ POUT' 2015 - take miano miały w tym roku pokazy flugcoigow i roztomaitych innych berow w Pardubicach. Jak kożdego roku spiskła się tam masa ciekawskich, kero chciała się podziwać na stare i nowe fluchcoigi i ich pilotów, kerzy wyrobiali w lufcie take sztelongi, że aże dych zapiyrało w klocie. Tom razom tyż niy mogło zabraknąć kamratów z SPLF-u. Haja z naturom boła niy rowno, bo klara blyndowała jak pieron, a krzokow i ciynia boło jak na lykarstwo. Lotnisko dlo ciekawskich Pepiki łotwarli doś wartko i na dugo przed pokazami. Szło się wtedy te maszyny łobejrzeć z bliska i porobić foty. Pokazy dynamiczne napocnął przelot L-410 UVP Turbolet z porkom L-39 Albatros, za chwila na łogonie jus mu siedziało trio Zlin-142 razym ze fligrami Mil Mi-2 oraz Mil Mi-17. Potym na niebo wleciała gryfno replika Avii BH-1 wyglancowano i blyndująco jak lojfer u moi omy na wielko sobota. Pilotowi na hyrtoniu łomotoł jak fana na 1 maja duuugi, bioły szal. Fiknął ci łon ku uciesze ludków szwarne lov passy, na szczynście tym biołym wiechciym na karku nikaj niy zahacoł. Pardubice to niy ino loty, ale tys rekonstrukcje historycznych wydarzyń. Tego szpilteatru tak samo tukej niy zabrakło. Tymatym boła I i II wojna światowa. Boła to fest wielko uciecha do wszystkich karlusow, kerzy za bajtla lotali z luftbiksami i udowali Niemcow i Rusów. Tukej na tym placu boło ło wiela lepi, bo wojna sie kulała dodatkowo w lufcie, a nad gowami wojokow fest nisko furgoł Mustang P-51, trza przyznać że pilot doł pieronowy pokaz tyj maszyny, dokoptowoł do niego Piper L-4H. Fest dużo uciechy narobioł nom Martin Sonka na Ekstrze-300. Inne machiny, kere my mogli podziwiać, to Bücker Bu 131 Jungmann, Zlin Z-381 oraz Aero C-104. I zaś szpilteater ruszoł w bój. Tom razom pokozali bitwa o Anglio. Hawker Hurricane, Spitfire i Messerschmitt tak się rozfechtowały i narobioły tyla larma, że ludziom uszy wiyndły, na szczynście z uciechy. Pokozali super akcja ze zmuszyniym pilota Messeschmitta do londowanio. Po tych historycznych rekonstrukcjach, majstersztych na niebie wynokwili grupa akrobacyjna Flying Bulls w nowym składzie i na nowych fligrach AX-42. Jesce my dobrze niy dychli, a w luft poszły Lockheed L-10A Electra, piekno muzyka do ucholow miłośnikow śmigeł, na dodatek to jedyno maszyna na świecie kero może jesce lotać. Kolejni w lufcie to Jak-40 z porkom Gripenow , Mi-17 i Mi-24. Tyn drugi lotoł potym solo, wydziwioł ze świycami dymnymi i pokazywoł się we wszystkich możliwych sztelongach! Powiym Wom, żech sie fest ślong, że niy łobejża tam Kukuruznika! Ale za chwila do moich moich dakli doszoł znajomy klank maszyny do szycio, dokoptowały do niego Jak-3, Fieseler Storch i Buchon. Przelecieli blank nisko nad naszymi gowami, a porkom do nich boła grupa rekonstrukcyjno, w tle boło słychać wystrzały luftbiksow i wybuchy handgranatow. Po tych emocjach na niebo wfurgły Huricane, Spit, Mustang, B-25 Mitchell, P-38 Błyskawica i F-4U Corsair . Po poru kołkach nad naszymi gowami zostali ino na niebie piloci dwóch łostatnich maszyn, kerzy dali gryfny pokaz. Zaroz po nich przefurgnoł dwupłatowiec Sterman z frelkom Peggy Walentin. Ta cało Peggy frygała roz na jednym roz na drugi skrzydle samolotu. Wrażenie boło niysamowite! Krotko przerwa na cygaryta i na pasie jus ceko na swoja rajza blyndujoncy po ślypiach Stearman Beechcraft C-45H Expeditor. Na nocholu wtoś mu wypiytnościoł gryfny malunek, a pilot udowodnioł, że starym złomym idzie efektownie i wartko lotać. Na tym bezchmurnym niebie niy zabrakło wielu furgających replik z I-szyj wojny światowy takich jak Sopwith Camel czy Nieuport XII. I to by boło na tyla co do atrakcji w tegorocznych Pardubicach. Skuli moi sklerozy napewno żech niy napisoł o wzystkich fluhctcoigach, fligrach i cudach, kere się tam wydarzoły. Najważniejsze, że boła pogoda, zimne piwko, kumple i super humory! Chciołbych fest, co by na drugi rok zaś my się tukej spichli alles cuzamen do kupy karlusy i frelki w cornych tresikach z napisym SPFL!!! Zbigniew „Zibi1972” Hojka wersja dla Goroli ;) 25 Aviaticka Pout 2015 – pod taką nazwą odbyły się tegoroczne pokazy w Pardubicach. Jak co roku zjechały tłumy ludzi pragnących podziwiać uroki zarówno starszych, jak i nowszych konstrukcji samolotów oraz podniebne wyczyny pilotów. I tym razem nie mogło zabraknąć licznej grupy członków SPFL, którzy na tych pokazach zmagali się z bardzo wysoką temperaturą oraz potężną termiką. Bramy lotniska były otwarte dla publiczności na długo przed pokazami dynamicznymi, co dawało możliwość przyjrzenia się maszynom z bliska oraz ich obfotografowanie na wystawie statycznej. Pokazy dynamiczne rozpoczął przelot L-410 UVP Turbolet z asystą parki L-39 Albatros, za nimi pojawiło się trio Zlin-142, śmigłowce Mil Mi-2 oraz Mil Mi-17. Następną maszyną, która wystartowała, była przepiękna replika samolotu Avia BH-1, której pilot z białym trzepocącym szalem na szyi dumnie przelatywał nad naszymi głowami i ku uciesze publiczności wykonywał efektowne low passy. Oczywiście Pardubice to nie tylko pokazy na niebie, ale także walki grup rekonstrukcyjnych. Nie mogło ich zabraknąć i tym razem. Tematami inscenizacji były walki z pierwszej i drugiej wojny światowej. Tutaj w „nalocie” ukazała nam się sylwetka nisko nadlatującego Mustanga P-51, trzeba przyznać, że pilot dał piękny pokaz możliwości tej maszyny, z odrobinką elementów akrobacji. Do tej sceny batalistycznej dołączył się również samolot Piper L-4H. Wielki kunszt pilotażu zaprezentował Martin Sonka na Ekstrze-300. Następne maszyny, które mogliśmy zobaczyć na Pardubickim niebie, to Bucker 131 Jungmann, Zlin Z-381 oraz Aero C-104. Grupy rekonstrukcyjne znów ruszyły w bój, tym razem z inscenizacją bitwy o Anglię, w której brały udział tak piękne maszyny jak Hawker Hurricane, Spitfire oraz Messersmith ME-109. Piloci i tym razem zaserwowali widowni ucztę dla oczu i uszu , pokazali wspaniały podniebny pościg zmuszający pilota Messersmitha do lądowania. Kolejny występ dała grupa akrobacyjna Flying Bulls w nowym składzie i z nowymi samolotami XA-42. Jeszcze nie odetchnęliśmy po pokazie Bulls-ów, a już na niebie pojawiła się kolejna perełka, to jest nic innego jak Lockhed L-10A Elektra, słodka muzyka dla uszu miłośników śmigieł, trzeba nadmienić, że jest ona jedyną jednostką na świecie zdolną do lotu. I znów króciutki przelot Jak-a 40 z parką Gripenów, śmigłowców MI-17 i MI-24, symulującą akcję ratowniczą. Później już sam MI-24 wariował ze świecami dymnymi, pokazując się w każdej możliwej pozycji. Pokazy bez Polikarova Po-2 nie były by pokazami, Kukuruźnika nie mogło zabraknąć też na tej imprezie, dołączyła do niego również piękna replika Yak-a 3, Fieseler Storcha oraz Messerschmitta 109. Oczywiście niskim przelotom towarzyszyła grupa rekonstrukcyjna, jak wiadomo, w takich przypadkach, strzelanki i wybuchy są obowiązkowe. Kolejny wspólny przelot, na który chyba wszyscy czekali, w powietrze wznieśli się Hurricane, Messerschmitt, Spit, Mustang, B-25 Mitchell, P-38 Lightning oraz Corsair F4U, po paru wspólnych okrążeniach lotniska na niebie zostały tylko P-38 oraz Corsarz, kradnąc cały show. P-38 z błyszczącą powłoką, dymami, które ciągnął za sobą i towarzyszem swoich podniebnych ewolucji, zaprezentował się wspaniale. Nie lada gratką okazał się również pokaz dwu płatowca Boeing Sterman z Peggy Walentin na pokładzie. Widok tej kobiety, pojawiającej się raz na górnym, raz na dolnym płacie samolotu, robił wrażenie. Po wylądowaniu akrobatka, wraz z pilotem, zostali przywitani przez publiczność gromkimi brawami. Malutka chwila przerwy i na pasie startowym pojawia się błyszczący BEECH C-45H EXPEDITOR z pięknym rysunkiem na nosie i tym razem pilot udowodnił, że można latać bardzo dynamicznie tą maszyną. Nie można także nie wspomnieć o latających replikach I wojny światowej, takich jak Sopwith Camel czy Nieuport XII. Podsumowując, Pardubickie niebo gościło wiele ciekawych maszyn, tegoroczną edycję można uznać za udaną, dopisała pogoda i publiczność. Teraz pozostaje nam czekać na przyszłoroczne pokazy, na których na pewno pojawią się czarne koszulki z logiem SPFL. Zbigniew „Zibi1972” Hojka

WEEKEND ZE SCANDINAVIAN AIRSHOW (Szwecja, ESOW)

CÓŻ ŻE ZE SZWECJI Mamma mia, here I go again... nie sposób było sie nie uśmiechnąć, gdy w głośnikach LOTowskiego Embraera zabrzmiał dobrze znany nam głos wokalistki zespołu Abba... tak się bowiem złożyło, że dokładnie rok temu w tym samym składzie wzięliśmy udział w pokazach lotniczych RollOut & Flygshow Hässlö, które odbyły się na lotnisku przy muzeum lotnictwa w szwedzkim Västerås. Jednak to nie te pokazy lotnicze były magnesem, który przyciągnął nas w to ciekawe miejsce. Zostaliśmy tam zaproszeni przez Jacoba Holländera – charyzmatycznego lidera zespołu Scandinavian Airshow, by wziąć udział w pracach związanych z tworzeniem ich nowego, wyjątkowego pokazu! Minął rok i w dniu 30 maja bieżącego roku ponownie pojawiliśmy się Västerås - tym razem nie przy okazji pokazów, ale z okazji zlotu czy też bardziej dni treningowych zorganizowanych przez lidera dla całego zespołu... celem zarówno dopracowania kolejnych elementów tworzonego przez grupę pokazu jak i zrobienia przy tej okazji kilku ciekawych zdjęć. Ale zanim do tego przejdziemy, wróćmy do podstaw… Scandinavian Airshow, jakby ktoś nie wiedział, to formacja pokazowa klanu Holländerów, która już od 37 lat zadziwia i zachwyca widzów z Europy i świata. Dwupłatowy Viking o olbrzymiej mocy 430 koni mechanicznych - unikalna i bardzo lekka konstrukcja z 9-cylindrowym, turbodoładowanym silnikiem gwiazdowym, dysponująca większą mocą niż sama waży. Dwie kobiety w kocich strojach, które uprawiają ekwilibrystyczną sztukę poruszania się po skrzydłach lecącego samolotu oraz znany i lubiany Pitts S2B. Ale to nie wszystko... jeśli komuś byłoby mało... najnowszym pomysłem grupy jest L.L.P. Night Show, czyli tłumacząc po polsku nocny pokaz z użyciem zainstalowanych na samolocie laserów, diod LED oraz efektownej pirotechniki, jedyny taki pokaz w Europie o ile nie na świecie. Nad tymi wszystkimi elementami zespół zamierzał popracować w ten weekend tak aby jeszcze efektowniej i dynamiczniej prezentować się widzom na pokazach lotniczych nie tylko w Europie ale i na świecie. Dzień zaczął się leniwie, gdy pojawiliśmy się jako pierwsi w hangarze na tradycyjnym polskim śniadaniu ;) czekając na pozostałą część ekipy, która tuz po przybyciu zabrała się ostro do pracy. Tylko podczas dni, takich jak ten, docenić można "szare korzenie bujnych kwiatów" czyli ogrom pracy, którą trzeba włożyć na ziemi, aby tam w powietrzu podczas pokazów móc obejrzeć czasem klikuminutowe, zapierające dech w piersiach, widowisko. Choć aura tego dnia nie sprzyjała, to mimo padającego rzęsistego deszczu, zaczynają się treningi. Pod hangarem stoi gotowy do lotu Viking z Jacobem Holländerem za sterami. Postanawiamy przebiec jakieś 100 metrów drogi kołowania, która wiedzie od hangaru na lotnisko w Västerås by zrobić zdjęcia od przodu jadącego po niej samolotu. Zaczyna się kołowanie. Wybiegamy na środek drogi. Nagle zauważamy, że samolot przemieszcza się w naszą stronę z większą niż zwykle prędkością. Robimy dosłownie kilka zdjęć i uciekamy! W tej chwili widać, niestety już nie w wizjerze aparatu, dobrze znaną sylwetkę Vikinga strzelającego pionowo w górę niczym rakieta! Czyli to był…. Start?!! Tuż spod hangaru?! Z rozbiegiem nie większym niż 20 metrów??!! Masakra jakaś! Jak u Hitchkockca... film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć ;) I rosło... gdy nocą niebo nad Vasteras przecinały promienie laserów i wybuchy fajerwerków podczas L.L.P. Night Show. Rosło, gdy stojąc na dachu hangaru w wizjerach widzieliśmy zbliżającą się pod nami i lecącą na nas sylwetkę Vikinga czy Waspa. Rosło jeszcze bardziej, gdy przed nami pojawił się wielki lecących dostojnie płatowiec ciągnąc za sobą smugi "tęczowego dymu" z machającymi w naszym kierunków dziewczynami na skrzydłach, czy też podczas wieczornego hangar party w magicznym muzeum, wśród Tunnana, Drakena czy Viggena. To były magiczne dwa dni, mamy nadzieje, że choć część tej magii udało się pokazać na zdjęciach. Krzysztof „kichu” Baranowski
Back to Top