Szukaj

LESZNO ROZWIJA SKRZYDŁA (Polska, EPLS)

W ostatni weekend czerwca 2014 roku uczestniczyliśmy w VIII edycji Pikniku Szybowcowego „Leszno. Rozwiń Skrzydła!”. Impreza podzielona była na cztery części plus pokazy nocne. Każdy blok pokazów trwał około godziny, po czym następowała trzydziestominutowa przerwa. Podniebny spektakl rozpoczęli spadochroniarze z grupy Sky Magic, paralotniarze z grupy Fly2Live i Acrocollective, wiatrakowce oraz maszyna o niesamowitych właściwościach lotnych Carbon Cub SS. Dzięki puszczanym dymom pokaz tego samolotu był jeszcze bardziej atrakcyjny. Kolejny blok pokazowy rozpoczęła grupa akrobacyjna Aviomet składająca się z dwóch szybowców, za sterami których siedzieli doświadczeni i utytułowani piloci. Następnie publiczność miała sposobność oglądać pokazy grupy antyterrorystycznej wraz z pokazem śmigłowca Mi-2. Podziwiać mogliśmy również śmigłowiec bojowy Mi-24. Przepięknie zaprezentował się włoski, akrobacyjny zespół Pioneer Team. Przedstawił wspaniały show z kolorowymi dymami oraz flarami. Do Leszna przybyła też grupa Patrouille Reva z Francji. Samoloty, na których latają Francuzi, to dwumiejscowe maszyny ze śmigłem z tyłu oraz pionowe końcówki skrzydeł, a ich niecodzienny wygląd i prezentowane akrobacje przykuwały uwagę widzów. Z fotograficznego punktu widzenia minusem organizacji Pikniku było usytuowanie strefy dla fotografów – ustawione bezpośrednio przed nią paralotnie, uczestniczące w pokazach, skutecznie zasłaniały wszystko, co działo się nisko nad ziemią. Dlatego też niektórzy z nas zrezygnowali z tej miejscówki, przenosząc się poza lotnisko, skąd widoki (i możliwości robienia zdjęć) były znacznie lepsze. W przerwie pomiędzy pokazami dziennymi, a nocnymi wystąpił zespół rockowy „Ziemia Zakazana”. Był to przedsmak koncertu nocnego, gdzie muzyczną gwiazdą wieczoru była Kayah. Pokaz nocny to coś, czego nie mamy okazji oglądać na każdej imprezie i coś, na co warto było czekać kilku godzin. Wspaniały zespół Twister Aerobatics z Anglii wystąpił już wcześniej w ciągu dnia. Teraz, podczas pokazu nocnego ich samoloty podświetlone były diodami, używały smugaczy i sypały snopy iskier, kreśląc piękne figury na czarnym niebie. Innym zespołem występującym wieczorem był Pioneer Team. Obydwa zaskoczyły nas przepięknymi efektami pirotechnicznymi i flarami. Mamy nadzieję, że kolejna edycja będzie równie ciekawa i za rok będziemy mogli cieszyć nasze oczy wieczornym, przepięknym pokazem. Katarzyna "Kate" Skonieczna

SPITFIRE NA BALICACH (Polska, EPKK)

W dniu 27 czerwca 2014 roku Supermarine Spitfire pilotowany przez polskiego pilota Jacka Mainkę zagnieździł się na lotnisku w Balicach. Ta legendarna maszyna zjawiła się na podkrakowskim lotnisku z okazji X Małopolskiego Pikniku Lotniczego, podczas którego niewątpliwie była jedną z największych gwiazd tej edycji. Korzystając z uprzejmości 3 GPR, mieliśmy również okazję obejrzeć i obfotografować Spitfire’a w hangarze z możliwością dokładnego przyjrzenia się czynnościom przygotowującym samolot do kolejnego lotu. Piotr "Rzepka" Kostur

SPOTKANIE Z ORLIKAMI (Polska, EPRA)

26 czerwca 2014 – święto które zdarza się tylko raz w roku - Media Day w 42. Bazie Lotnictwa Szkolnego. Ranek pochmurny, leje jak z cebra, dramat…. Ale koledzy z meteo w Radomiu uspokajają – będzie dobrze! Jedziemy do Radomia z duszą na ramieniu. Będą pokazy, czy nie. Równo o 15.00 zbiórka na bramie – i koniec opadów… Godzina 16.00 – odprawa, przedstawienie członków grupy, a także zaplecza zespołu – ludzi bez których zespół by nie funkcjonował. Omówienie planu pokazu i prognoza pogody. Meteo mówi – będzie słońce!!! Po odprawie wizyta na stojance. Możliwość fotografowania Orlików, dopieszczanych przez techników. Dla każdego interesującego się lotnictwem rzadka możliwość, by przyjrzeć się ich ciężkiej i odpowiedzialnej pracy. Mechanicy są cichymi bohaterami każdego z pokazów, zawsze w cieniu, zawsze z daleka od fleszy i publiczności. Panie i Panowie mechanicy – chylimy czoła za Wasz trud i oddanie! Sprint do autobusu, przemieszczenie na koniec pasa. Miejscówka wymarzona. Zarówno dla fotografowania startu, samego pokazu, jak i kołowania po locie Pierwszy pokaz w standardzie „wysokim”. Figury piękne i płynnie prowadzone. Solista kręci idealnie. Dzięki mistrzostwu pilotów widać dynamikę i zwinność Orlików. Zza chmur zgodnie z prognozą wychodzi słońce! Orliki w promieniach zachodzącego słońca – czego można chcieć więcej? Powrót do domku pilota. Odprawa po locie. Uwag ze strony publiczności brak - była moc!!! Chcemy więcej! Dla chętnych powrót na stojankę. Sądziliśmy naiwni, że po krótkiej odprawie zdążymy jeszcze na odtworzenie gotowości bojowej Orlików, a tu… Cóż, mechanicy byli szybsi! Drugi wylot. Znów końcówka pasa. Start grupą, szybkie poderwanie. Powrót i przelot z dymami nad pasem – jak widać na zdjęciach wrażenia niezapomniane. Piękny, dynamiczny pokaz w promieniach zachodzącego słońca! Bajka. I tak przychodzi nam się żegnać z 42. Bazą Lotnictwa Szkolnego. Dziękujemy za gościnę i niezapomniane wrażenia. Za perfekcyjną organizację i szansę, by z bliska przyjrzeć się pracy jednego z najlepszych zespołów akrobacyjnych. Do zobaczenia na pokazach! Dziękujemy!!! Marcin „bronek” Bronowski

SZKOLENIE TRWA!!! (Polska, EPMM)

Wizyty na lotniskach wojskowych nieodmiennie kojarzą nam się z fotografowaniem startujących i lądujących maszyn, z hukiem silników i płomieniami włączonych dopalaczy. Znacznie rzadziej myślimy o bazach lotniczych jako o organizmach, których piloci i ich samoloty są zasadniczą, ale jednak tylko częścią. Należy jednak pamiętać, że lotnictwo to także cały sztab obsługi naziemnej, która dba o sprawność maszyn i umożliwia nam – fotografom, a także wielu, wielu innym osobom, podziwianie ich na naszym niebie. Dlatego motywem przewodnim naszych zdjęć z wizyty, którą późnym popołudniem 24 czerwca złożyliśmy w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego, stali się technicy i ich praca. Zdjęcia wykonywaliśmy ze „stoiska”, czyli CPPS i domku pilota. Oczywiście nie oznacza to, że tego dnia zupełnie odpuściliśmy sobie fotografowanie MiG-ów. Niesamowite warunki pogodowe, jakie tego dnia panowały nad mińskim lotniskiem, sprawiły że znów mieliśmy sposobność uwieczniania Fulcrumów na tle zachodzącego słońca. Z której to sposobności ochoczo skorzystaliśmy. Konrad „kifcio” Kifert

MIRAGE NA EPMB (Polska, EPMB)

Upalny, majowy wyjazd do 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego poza opalenizną i widokami samolotów pod powiekami przyniósł nam także mocne postanowienie, by jak najszybciej powrócić na to lotnisko. Nie mogliśmy się już doczekać – bo gdzieś tam na horyzoncie rysowały się już sylwetki Mirage 2000, które miały w niedługim czasie zastąpić 4 francuskie Rafale, stacjonujące w bazie w ramach kontyngentu NATO. Tak więc gdy tylko pojawiła się informacja o zorganizowanym wejściu i możliwości obejrzenia Mirage z bliska, decyzja mogła być tylko jedna – jedziemy! Wszak hasło poprzedniego wyjazdu "Tysiące twarzy dla czterech MIRAŻY" zobowiązuje! Po mocno deszczowych ostatnich dniach z duszą na ramieniu zmierzaliśmy do Malborka – niby ciepło, niby słonecznie przez całą drogę – ale przez te 400 km wciąż wypatrywaliśmy deszczowych chmur. I niczym samospełniająca się przepowiednia Malbork przywitał nas ciemnymi chmurami, zawieszonymi idealnie nad lotniskiem. Nie zraziło to nas, podobnie jak nie zraziło setki innych osób, które karnie pojawiły się przed bramą jednostki. Szybkie sprawdzenie listy obecności i już siedzimy w autokarze zmierzając w kierunku płyty postojowej. Mirage już wyciągnięte – przygotowane do lotów – to dobry znak. Krótkie przeszkolenie z zasad FOD i można było cieszyć oczy widokiem Mirage, jak też i sporej liczby naszych Fulcrumów. Przebijające się od czasu do czasu przez ciemne chmury słońce w połączeniu ze sporą ilością wody na płycie powodowało, że normalnym był widok kilkudziesięciu osób z aparatami, leżących każdy przy swojej kałuży, usiłujących złapać w ich tafli kadr z majestatycznymi samolotami. Intensywne obfotografowanie statyki przerwał widok grupy pilotów zmierzających ku samolotom – w pamięci mieliśmy słowa jednego z francuskich pilotów, który na pytanie czy będzie szansa na start na dopalaczach odpowiedział – "My zawsze startujemy na dopalaczach". Znak, że czas szukać dobrej miejscówki do fotografowania startów! Jako pierwszy na początek pasa zaczął kołować nasz MiG-29, zaraz za nim dwa Mirage – start... Jak obiecali – przepiękne dopalacze, długie na parę metrów zakrzywiające się na mokrym pasie startowym – to widok, dla którego warto było przyjechać w ten dzień do bazy. Niewielka odległość od pasa potęgowała jeszcze te doznania – kto nigdy tego nie czuł, niech żałuje – syciliśmy nasze oczy i uszy tymi widokami i dźwiękami. Dzień ten w 22 BLT był zwykłym wojskowym dniem, tak więc po starcie mieliśmy chwilę dla siebie – trochę się ogarnąć, dać odpocząć nogom, zjeść i naszykować karty dla kolejnych kadrów. Ćwiczenia dobiegły końca – na horyzoncie pojawiły się już punkciki powracających samolotów. Odprawa po lotach, krótki briefing przed kolejnym startem i zarówno my, jak i piloci mogliśmy szykować się do kolejnych startów tego dnia. Pogoda w miarę jak zmierzchało poprawiała się, a coraz dłużej wyglądające zza chmur słońce obiecywało piękne światło podczas kolejnych startów. Siłą woli odpędzaliśmy każdą chmurę w pobliżu zachodzącego słońca, nerwowo zerkając raz na słońce, raz na koniec pasa gdzie ustawiały się kolejne maszyny do startu. Tym razem start w parach, na pierwszy ogień MiG-i, a zaraz po niech jeden za drugim startowały Mirage. Zbliżała się godzina 21 – coraz ciemniej, ostatnie promienie oświetlały powierzchnię lotniska, gdy nad nami pojawił się MiG-29 z numerem bocznym 4116. A za moment byliśmy świadkami przepięknego pokazu w wykonaniu pilota Fulcruma. To był niesamowity, kilkunastominutowy pokaz – z kilkoma niskimi przelotami nad pasem, z przepięknymi odejściami i nawrotami. Chapeau bas – czapki z głów w podziękowaniu za ten spektakl! Zmęczeni, choć powoli i niechętnie zaczęliśmy zmierzać w kierunku domku pilota gdzie czekał już autobus, mający odwieźć nas pod bramy bazy. Czy było warto? Odpowiedź może być tylko jedna – było. Możliwość obejrzenia z bliska Mirage 2000, starty na dopalaczach, przepiękny zachód słońca podczas startów i pokaz na koniec dnia powodował, że do domu wracaliśmy radośni w myślach oczekując kolejnej wizyty w malborskiej bazie. Paweł „Mr. Reset” Popowicz

DANIA NA ZIMNO, DANIA NA GORĄCO… (Dania, EKKA)

“Lato w Danii bywa nienachalne, w ubiegłym roku było w środę…” usłyszeliśmy od napotkanego na lotnisku Polaka, mieszkającego w tym kraju od wielu lat. Coś w tym jest. Piękna, słoneczna pogoda i niemiłosiernie uciążliwy wiatr – oto, co zastało nas w niedzielę 22 czerwca w Karup. Krótkie, bo jednodniowe pokazy, a jednocześnie szeroka różnorodność maszyn w powietrzu. Podziwiać i oczywiście fotografować mogliśmy zarówno śmiglaki, jak i sporo samolotów odrzutowych. Dość ciekawie prezentowała się również statyka. Pokazy rozpoczęły się zgodnie z planem od lotów samolotów historycznych oraz lekkich samolotów śmigłowych. Mogliśmy podziwiać w locie m.in. Piper Cub’a, An-2, DC-3 czy zespół Baby Blue na samolotach Saab T-17. Część poranna pokazów była wspaniałym wstępem do części popołudniowej, w której było… szybko i głośno. Na niebie możliwości maszyn (oraz swoje) prezentowali piloci wojskowi. W ciekawym, dynamicznym show mogliśmy zobaczyć samoloty takie jak: F-16 Fighting Falcon, F/A-18 Super Hornet, Eurofighter czy JAS 39C Gripen. Polskim akcentem tej imprezy był pokaz zespołu Biało-Czerwone Iskry, a wisienką na torcie, która zakończyła ten wietrzny dzień w Danii, zespół Red Arrows. Danish Airshow to pokazy organizowane co dwa lata, kolejno na jednym z trzech różnych lotnisk. Szybko licząc, następny raz do Karup będziemy mogli wybrać się za… sześć lat. Jednocześnie mam nadzieję, że… do zobaczenia w Danii za dwa lata na kolejnym lotnisku :). Marek „Amon” Staciwa

DŁUGI WEEKEND NA POMARAŃCZOWO (Holandia, EHGR)

Otwarte Dni Lotnictwa Holandii w tym roku odbyły się w dniach 20-21 czerwca w dawnej bazie NATO w Gilze-Rijen. Dla wielu entuzjastów lotnictwa impreza zaczęła się już 19 czerwca. Tego dnia lokalna grupa spotterska GRAS razem z holenderskim wojskiem zorganizowała Spottersdag, czyli dzień otwarty dla spotterów i innych fanatyków lotnictwa. Tym razem nie wprowadzono ograniczenia liczby zgłoszeń, w związku z czym w czwartkowy poranek na płycie lotniska w Gilze-Rijen pojawiło się kilkaset osób, spragnionych widoku samolotów. Niestety pogoda od samego rana nie sprzyjała podziwianiu, a tym bardziej fotografowaniu przylatujących i trenujących przed pokazami maszyn. Na niebie unosiły się gęste chmury, a co jakiś czas przechodziła mżawka. Niewątpliwie najbardziej oczekiwanymi czwartkowymi gośćmi był francuski Mirage 2000 oraz para tureckich F-4 Phantom. Widok legendarnych „Zjaw” w powietrzu należy w Europie do rzadkości – z większości sił powietrznych F-4 są bądź niebawem będą wycofane. Uwagę naszą przykuł również przylot MiGa-29 z 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku. Niestety tym razem nasz „Fulcrum” prezentowany był na tzw. statyce, bez pokazu dynamicznego. Oprócz przylotów gości niewątpliwą atrakcją Spottersdag były treningi przed właściwymi pokazami. W naszej opinii gwiazdą czwartkowych treningów był słowacki MiG-29 pilotowany przez Martina „MAT-a” Kuterkę. Mimo niskiej podstawy chmur i niesprzyjających warunków atmosferycznych Słowak nie żałował nafty na dopalacze, a cały pokaz był bardzo dynamiczny, ciasny i wykonywany w stosunkowo niedużej odległości od publiczności. Pierwszy oficjalny dzień pokazów, piątek 20 czerwca, przywitał nas podobną do czwartku kapryśną aurą. Wejście na teren pokazów to efektowne Sky Gate – tunel z wyświetlanym na ścianach bardzo dynamicznym demem, wzbogaconym spektakularnymi efektami dźwiękowymi. Duży plus dla organizatorów za pomysł, który skutecznie podgrzał atmosferę już na wejściu. Zaraz na początku piątkowych pokazów nastąpił przylot gwiazdy, czy raczej gwiazd Luchtmachtdagen – Red Arrows! Przylecieli w iście królewskim stylu – dziesięć samolotów Hawk wykonało pętlę ze smugaczami i przeleciało nad płytą lotniska, by efektownie rozejść się do lądowania. Pokaz właściwy zaplanowano po południu, ale już sam przylot zaostrzył apetyty zebranym w bazie Gilze-Rijen. Mocnym punktem pokazów był tradycyjnie wspólny pokaz holenderskiego AH-64 Apache wraz z F-16, za sterami którego od tego sezonu zasiada kapitan Jeroen „Slick” Dickens. Niestety ku naszemu ubolewaniu od tego sezonu słynna pomarańczowa szesnastka przybrała kolor szary. Występ holenderskiej pary wzbogacony był jak zawsze dużą ilością flar w wykonaniu Indianina. Duże wrażenie zrobił też efektowny manewr touch & go holenderskiego Vipera. W dalszej części imprezy pokazał się belgijski i grecki F-16. Pośród trzech pokazów na F-16 to właśnie Belg pokazał najciekawszy i najbardziej płynny występ - bez dłużyzn, cały czas blisko publiki, a ogień dopalacza nie gasł ani na chwilę. Były też, rzecz jasna, flary, low speed i touch & go… Taki belgijski standard. Kolejny punkt programu po holenderskim teamie to „Air Power Demo”. Można się było spodziewać wszystkiego, ale to co zobaczyliśmy było według mnie najmocniejszym akcentem pokazów. Start czterech F-16 z dopalaczami, do tego cztery CH-47 Chinook, AH-64 Apache, a na deser Hercules, no i cysterna KDC-10, a wszystko to w dynamicznym pokazie z efektami pirotechnicznymi, flarami, mijankami, pozorowanymi atakami i walkami powietrznymi. Na koniec desant piechoty z kultowych już śmigłowców Chinook. Niejako na deser podano demo szwajcarskiego Horneta, a później właściwy pokaz Red Arrows (już w dziewiątkę). W tym roku Strzały występują w specjalnym, jubileuszowym malowaniu – to już bowiem ich 50. sezon występów na pokazach. Na temat występów Redsów napisano i powiedziano już wszystko – to pierwsza klasa na poziomie światowym. Podobny do Brytyjczyków jubileusz obchodzą w tym roku śmigłowce Alouette III – 50 lat w służbie. Z tej okazji zaprezentowały się trzy Aluetki ze stacjonującego w Gilze-Rijen dywizjonu tych maszyn, wszystkie w okolicznościowym malowaniu. Uzupełnieniem był występ gościa – Alouette z Austrii. Jeśli jesteśmy przy śmigłowcach, to nie wypada nie wspomnieć o dynamicznym pokazie hiszpańskiej Patrulla Aspa w składzie pięciu EC-120 Kolibri. Dużo dymu, efektowne mijanki i bardzo ciasno jak na śmigłowce. W międzyczasie niebo się lekko przetarło i warunki do fotografowania polepszyły się. Swój czwartkowy, agresywny i pełen dynamiki pokaz powtórzył słowacki MiG-29. Na tle wszechobecnych F-16 stanowił duże urozmaicenie i atrakcję, zwłaszcza dla publiczności z tej części Europy. Wielbiciele klasyki na pewno mieli nie lada gratkę – występ brytyjskiego zespołu RAF BoBMF (Battle of Britain Memorial Flight) w postaci dostojnego Lancastera w doborowym towarzystwie pary Spitfire’ów, wszystko w malowaniu z epoki. Gospodarzy w tej samej kategorii godnie reprezentował duet B-25 Mitchell z miejscowym Spitem. Z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć o pokazie słynnego Mustanga w amerykańskich barwach, łodzi latającej Catalina czy Antka (An-2) w niemieckim malowaniu. Na uwagę zasługuje występ jednego z pierwszych produkowanych seryjnie odrzutowych myśliwców Hawker Hunter. W sobotę pogoda zmieniła się na plus. Były lekkie zmiany w programie, ale zarys i główne punkty ciężkości pozostały bez zmian. Dodatkową atrakcją był przelot Dreamlinera w barwach linii ArkeFly. Na pokazach miało miejsce jeszcze jedno sentymentalne wydarzenie – ostatni lot MD-11 w barwach KLM. Po wykonaniu kilku kręgów nad lotniskiem maszyna wylądowała na pasie bazy Gilze-Rijen. Na zakończenie należy wspomnieć o świetnym przygotowaniu logistycznym organizatorów. Parkingi wzorowo rozplanowane wokół bazy, ruch zorganizowany tak, aby zminimalizować korki zarówno wjazdowe, jak i wyjazdowe. Bezproblemowy był też dojazd komunikacją publiczną – specjalne pociągi i autobusy dowoziły widzów pod samą bramę bazy. Ale to u Holendrów standard. Następne Luchtmachtdagen dopiero za dwa lata, do zobaczenia w 2016 w Leeuwarden! Karol „Carlito” Kakietek

50-LECIE AEROKLUBU ROW (Polska, EPRG)

W dniach 21 i 22 czerwca 2014 roku na lotnisku Aeroklubu ROW w Gotartowicach odbył się piknik lotniczy. Impreza pod nazwą „Dni Aeroklubu” nie była, poza lokalnymi mediami, jakoś szerzej reklamowana, a sam program części lotniczej wydawał się dość skromny. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że było nudno. Mimo, że w każdym dniu przewidziano jedynie czterogodzinny blok pokazów lotniczych, to tak naprawdę warkot silników nie cichł w okolicy już na długo przed i jeszcze długo po oficjalnej części programu. Już w piątek na lotnisko przyleciały trzy samoloty akrobacyjne. Zespół, zapowiadany jako całkowicie nowa grupa akrobacyjna, składa się pilotowanego przez Adama Labusa Zlina 50 i dwóch Extr „dosiadanych” przez Łukasza Świderskiego i Sebastiana Nowickiego. Na kilka tygodni przed imprezą na stronie internetowej pikniku ogłoszony był konkurs na nazwę nowej grupy. Podobno pilotom najbardziej podobała się nazwa „Firebirds”. Zobaczymy, czy na kolejnych pokazach będą już występować jako „Ogniste ptaki”. Panowie nie próżnowali i od razu przeprowadzili kilka treningów. Również w sobotę przed oficjalnym rozpoczęciem pokazów zespół przeprowadził dodatkowy trening. Zrobiło to na pewno sporą reklamę w okolicy, bo wkrótce strefa publiczności zaczęła się wypełniać. Grupa dopiero się dociera i ich pokaz na razie składa się głównie z różnych kombinacji pętli i baryłkowatych beczek, jednak miło było zobaczyć na rybnickim niebie trzy biało-czerwone samoloty wykonujące całkiem równo wspólne akrobacje. Największą jednak atrakcją sobotnich pokazów miały być popisy Artura Kielaka. Jak miało być, tak też się stało. Już sam przylot Artura można było zaliczyć do najbardziej atrakcyjnych występów tego dnia. Kolejne dwa pokazy, już tym razem oficjalne, to jak zwykle „siwy dym i dzikie węże”. Dla stałych bywalców pokazów lotniczych, popisy naszego aktualnie najlepszego akrobaty samolotowego to już może norma, ale dla sporej części publiczności były to niezapomniane przeżycia. Tym bardziej, że ostatnie akrobacje samolotowe na rybnickim niebie oglądaliśmy 5 lat temu. Oprócz wspomnianych gwiazd pikniku w programie pokazów były „przeloty samolotów zabytkowych”. Na samoloty patrzyło się pod słońce, można więc z przymrużeniem oka potraktować to, co latało, jako może nie zabytkowe, ale przynajmniej nawiązujące do historii. Popisujący się akrobacjami, piękny dwupłatowy Jungmann z pewnością w tej kategorii znalazł się nieprzypadkowo. Prawdziwy warbird z 1944 roku, czyli samolot Piper Cub chyba jako jedyny znalazł się w tym gronie „legalnie”. Ultralekki Zlin Savage – samolot nawiązujący wyglądem i właściwościami lotnymi do wspomnianego Cuba – no właśnie, jego protoplastą był Piper, więc niech będzie, że też jest zabytkowy. Natomiast niewielki Tulak znalazł się tu chyba jedynie ze względu na klasyczny wygląd (chociaż komentator widział w nim najpierw replikę Austera a potem Cuba). Nieważne, polatali pobrzęczeli, coś się działo. Nie tylko samoloty zaprezentowały się na rybnickim niebie. Również śmigłowce miały swoje „pięć minut”. Robinson 44 może nie jest jakąś wielką atrakcją, ale jego pilot doskonale zaprezentował, co potrafi mały śmigłowiec. Kiedy zakończył się ostatni pokaz „z plakatu”, okazało się, że to jeszcze nie koniec atrakcji. W pewnym momencie nad lotniskiem przemknęły dwa wysokowyczynowe szybowce demonstrując „powrót z przelotu” i ledwie zdążyły wylądować, a z zasłaniających niebo chmur „wysypali” się spadochroniarze. Chwila ciszy, która towarzyszyła skokom spadochronowym wkrótce odeszła w niepamięć, bo w powietrze wzbiły się stacjonujące na co dzień w Gotartowicach Dromadery i z rykiem ponad tysiąckonnych silników zaatakowały lotnisko bombami wodnymi. Po nich na niebie pojawił się wiatrakowiec. Dla sporej części zebranych była to całkowita nowość, a niektórzy nie mogli wprost uwierzyć, że to lata mimo że „to duże śmigło” kręci się tylko „od wiatru”. W zasadzie było po pokazach, ale na niebie ciągle coś się działo. Loty wycieczkowe Antka i Wilgi, miejscowe ultralighty i efektowne, pożegnalne przeloty akrobatów. Powoli sobotni dzień dobiegał końca, już wszystko wylądowało i ludzie się rozchodzili, gdy nagle w radiu usłyszeliśmy: - Rybnik radio, uniform Charlie. - Uniform Charlie, Rybnik radio, witamy - Uniform Charlie + 1, również witamy, z Poznania do Rybnika, prosimy warunki lądowania. - Uniform Charlie + 1, Rybnik radio, lądowanie na trzy zero, zgłoście z widzialnością - Lądowanie na 30, zgłosimy, ale przelecimy jeszcze nad miastem, Charlie. Żelaźni lecą! Przylecieli i jak przystało na Żelaznych, zadymili lotnisko wykonując efektowne kosiaki. Niedziela zapowiadała się ciekawie. I tak też było, a panowie Wojciech Krupa i Tadeusz Kołaszewski stali się prawdziwymi gwiazdami imprezy. Po każdym z trzech pokazów, byli wprost rozchwytywani przez publiczność i lokalne media. Atrakcją niedzielnych pokazów miał być jeszcze występ Jerzego Makuli. Niestety, nasz mistrz nie doleciał, ale liczymy, że w przyszłości zobaczymy jeszcze na rybnickim niebie Foxa ze smugaczami. Poza akrobatami, niedzielne pokazy, to w zasadzie powtórka tego, co można było zobaczyć w sobotę. Imprezę ogólnie można uznać za udaną i miejmy nadzieję, że na następne pokazy w Rybniku nie będziemy musieli czekać kolejnych 5 lat. Lucjan „Acroluc” Fizia

POLOWANIE NA TYGRYSA – NATO TIGER MEET 2014 (Niemcy, ETNS)

Jest wiele wydarzeń w foto-lotniczym kalendarzu, które weszły już do kanonu takich, na których powinno się być, chciałoby się być lub naszym marzeniem jest tam kiedyś się pojawić (niepotrzebne skreślić). ;). Każdy miłośnik lotnictwa na pewno ma taką listę. Powód może być różny: wielkość imprezy, rodzaj statków powietrznych, jakie można tam zobaczyć, „kultowość” lub jakikolwiek inny, jaki sobie wymyślimy, np. najlepsze amerykańskie hamburgery serwowane na Wyspach Brytyjskich. ;). Na naszej liście obok RIATu, Axalp, TLP i kilku jeszcze innych pozycji zawsze zapisany był NATO Tiger Meet. Do tej pory z różnych względów nie udało nam się jeszcze „zaliczyć tygrysiego zlotu”. W tym roku miało się to wreszcie zmienić. „Tygrysi Zlot” NATO Tiger Meet to nie pokazy. Są to regularne ćwiczenia lotnicze, w których biorą udział elitarne eskadry z państw NATO, Szwajcarii i Austrii, kultywujące „Tygrysi Etos”. Dla lotniczego fotografa jest to impreza bardzo atrakcyjna, ponieważ personel każdej z eskadr stara się jak najbardziej widowiskowo manifestować swoją przynależność do tej elitarnej grupy. Poczynając od naszywek, elementów umundurowania po okolicznościowe malowanie całych samolotów. Naprawdę jest co oglądać. Tegoroczna edycja NTM gościła w bazie Schleswig-Jagel – „domu” uzbrojonego w samoloty Tornado 51. Skrzydła Taktycznego Luftwaffe. Tradycyjnie podczas każdego Zlotu organizowany jest dzień spotterski. Wyjątkowo, podczas tej edycji, ze względu na duże zainteresowanie, zdecydowano o organizacji aż dwóch takich dni: 19 oraz 23 czerwca. Na swoje spotkanie z „Tygrysami” wybraliśmy pierwszy termin. Frekwencja rzeczywiście dopisała. Na krótko przed otwarciem imprezy przed wejściem ustawiła się spora kolejka. Nie był to jednak żaden problem dla organizatorów. Logistyka całego dnia została zorganizowana po mistrzowsku. Od rejestracji, poprzez transport na lotnisko, jak i późniejszy cały tam pobyt. Dla spotterów wydzielono kilkusetmetrową przestrzeń tuż przy drodze kołowania w odległości ok. 200 metrów od pasa startowego. Na terenie strefy zabezpieczono całe zaplecze socjalne oraz przygotowano także osobny namiot, w który każda z eskadr „wystawiła się” ze swoimi pamiątkami. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że eskadry tygrysie były naprawdę dobrze przygotowane. W tym roku do Jagel zawitali Francuzi na Rafale i Mirage 2000, Węgrzy i Czesi na Gripenach, Szwajcarzy na Hornetach, Belgowie, Holendrzy, Turcy i Polacy na F-16. Gospodarzy reprezentowały Eurofightery oraz Tornada. Dodatkowo działała także międzynarodowa grupa śmigłowcowa mająca na wyposażeniu: Mi-24 i Mi-171 z Czech, brytyjskiego Merlina oraz „lokalnego” Tigera. Razem całe zgrupowanie liczyło blisko pięćdziesiąt maszyn. Na „nasz” dzień zaplanowano dwie serie lotów. Mogliśmy zatem spodziewać się sporego ruchu w powietrzu. Niestety nie najlepsza pogoda w strefie działań opóźniła operacje powietrzne i część wylotów odwołano. Przedłużające się oczekiwanie stało się jednak dobrym pretekstem do gruntownego zapoznania się z ofertą tygrysich eskadr w namiocie handlowym. Trzeba przyznać, że było w czym wybierać. Wielu miłośników lotniczych pamiątek zostawiło w tym miejscu sporo Euro ;). „Clear to take off” Charakterystyczny szum uruchamianych silników obwieścił, że wreszcie rozpoczęły się długo oczekiwane loty. Pierwsze na drodze kołowania pojawiły się F-16 belgijskiego komponentu lotniczego… a potem już „poszło z górki”. Co chwilę w kierunku początku pasa kołowały kolejne maszyny. Eurofightery, Hornety, Rafale, Tornada, F-16 i Mirage 2000… istny festiwal lotniczych piękności. Niektóre z samolotów nosiły specjalne malowania. Szczególnie wyróżniały się francuski Rafale i Mirage, niemiecki Eurofighter i Tornado oraz nasze F-16. Tegoroczne malowanie przetrwało do dnia spotterskiego i prezentowało się bardzo efektownie ;). Naszym faworytem został - czarny Tornado „lokalnego” TFG-51. W tym miejscu warto wspomnieć o ułożeniu bazy w Jagel. Jak już wspomniałem strefa spotterska została rozlokowana ok. 200 metrów od pasa w pobliżu styku drogi kołowania z pasem. W efekcie nasza miejscówka umieszczona została nie równolegle do pasa, jak to zawsze bywa, lecz pod kątem. Dzięki temu, zajmując odpowiednie miejsce, mogliśmy fotografować startujące maszyny „klasycznie”, czyli z boku lub lekko od czoła po kątem ok. 30 stopni. Dawało to znacznie większe możliwości na znalezienie ciekawych kadrów. Inną specyfiką tego miejsca jest to, że część pasa startowego jest zasłonięta przez nierówności terenowe oraz bujne trawy. W wyniku czego startujące samoloty nagle wyłaniały się zza wzniesień i roślinności. Jeżeli chodzi o samo latanie, to niestety nie można było liczyć na żadne "fajerwerki". Trzeba pamiętać, że były to regularne loty treningowe ze wszystkimi ich ograniczeniami. Pomimo to niektórzy piloci starali się chociaż trochę uatrakcyjnić swoje starty… przecież „tygrysia natura” zobowiązuje . I tak, niemieckie Eurofightery często zaraz po stracie wznosiły się pionowo w górę, a czeskie Gripeny „kładły” się na lewe skrzydło, prezentując wymalowane na górnych powierzchniach przedniego usterzenia „tygrysie oczyska”. „Tygrysia defilada” Na zakończenie pierwszej części lotów, tuż po pierwszych lądowaniach uruchomiono silniki naszych F-16. W kierunku początku pasa ruszyły dwa „tygrysie” Jastrzębie, budząc spore poruszenie wśród otaczających nas fotografów z innych krajów. Tuż za nimi w kolejce zaczęły ustawiać się inne maszyny. Wszyscy oczekiwaliśmy, że wreszcie zobaczymy nasze maszyny w powietrzu. Jakież było nasze zdumienie, kiedy cała ta kawalkada minęła próg pasa i skierowała się na drogę kołowania, biegnącą wzdłuż strefy spotterskiej. Zbliżające się maszyny ustawiły się tak, aby parami zajmować całą szerokość drogi kołowania i powoli ruszyły do „tygrysiej defilady”. Całość otwierała para Jastrzębi z krzesińskiej 6 ELT, która po raz pierwszy występowała w tych ćwiczeniach jako pełnoprawny członek „tygrysiej rodziny”. Za naszymi, dostojnie prezentowały się kolejne samoloty. Podczas swojego przejazdu piloci kilkakrotnie zatrzymywali maszyny, ustawiali je frontem do linii publiczności, tak aby cała zgromadzona foto-lotnicza społeczność mogła się nimi nacieszyć. Prezentowali również „tygrysie szpony” - charakterystyczny gest zarezerwowany dla pilotów NTM. Wielu nosiło na hełmofonach okolicznościowe malowanie. Tutaj furorę zrobili Czesi z hełmami przyozdobionymi „tygrysimi irokezami”. We francuskich Rafale dostrzec można było za to pluszowe tygryski. Polacy prezentowali emblemat swojej eskadry oraz flagę narodową… jednym słowem każda ekipa chciała zaprezentować się w sposób szczególny. W czasie „parady” cały czas trwały lądowania samolotów powracających z porannego wylotu. Część z nich, chwilę później, również można było podziwiać na drodze kołowania. Tak zakończyła się pierwsza lotna część dnia spotterskiego. Przerwa w lotach posłużyła większości z nas na zmianę miejsca, drzemkę, uzupełnienie kolekcji tygrysich pamiątek… oraz kalorii. Drugą serię startów rozpoczął bardzo widowiskowy „kosiak” w wykonaniu czeskiego Mi-24. Po nim ponownie wznosiły się w powietrze wszystkie maszyny. Dzięki zmianie miejsca bliżej styku drogi kołowania z pasem starawym mogliśmy cieszyć się tymi startami na nowo. Niestety i tym razem nie zobaczyliśmy polskich Jastrzębi w powietrzu. Powoli zaczęła zmieniać się pogoda… i to niestety w tę bardziej deszczową. Finalnie, pod koniec drugiej serii lądowań rozpadało się już na dobre. Gdy do formalnego zamknięcia imprezy zostały już tylko minuty, a my wsiadaliśmy do odwożącego nas na parking autobusu, ponownie zrobiło się słonecznie i pogodnie. Gdy dotarliśmy na parking, nad lotnisko nadleciała, jakby na pożegnanie, formacja złożona z Rafale i dwóch Eurofighterów. Po rozejściu maszyny weszły na drogę podejścia do lądowania. Na szczęście dla nas parking został usytuowany w pobliżu krawędzi pasa, tak więc mieliśmy jeszcze okazje do złapania ostatnich kadrów lądujących samolotów. Do zobaczenia za rok Podsumowując, NATO Tigert Meet oceniamy bardzo pozytywnie. Choć nie są to pokazy lotnicze i można powiedzieć, że z tej perspektywy „niewiele się dzieje”. Jest to jednak impreza o wyjątkowej atmosferze, gdzie można zobaczyć maszyny w niecodziennych malowaniach oraz spotkać pilotów, którzy wiedzą, w jakim celu organizuje się dni spotterskie ;). Tak więc, jeżeli ktoś nie był, a mógł, to nie ma się czym chwalić ;), a jeżeli ktoś nie wie, czy warto… to zapewniamy, że warto spróbować… W przyszłym roku Tygrysy zapraszają do Turcji. Zatem do zobaczenia. Przemek”Youzi”Szynkora

VII RODZINNY PIKNIK LOTNICZY GRYŹLINY 2014 (Polska, EPGR)

Środek czerwca - wybieramy się do Gryźlin. To już VII edycja Pikniku Lotniczego w tym miejscu. Zapowiadane atrakcje i wspaniali goście rozbudziły w nas wielkie oczekiwania i nadzieje na wspaniałe zdjęcia. Postanowiliśmy nawet wybrać się tam dzień wcześniej, aby obserwować treningi i przygotowania zapowiadanych gwiazd do tych właściwych, niedzielnych pokazów. W sobotnie popołudnie zjawiliśmy się na miejscu i zastaliśmy dosyć nieprzyjemną pogodę. Przenikliwe zimno i niska podstawa chmur nie wróżyły niczego dobrego. W hangarze krzątał się już Jurgis Kairys i pomimo iż skupiony był na przygotowaniu swojego samolotu do pokazów, to przywitał nas ciepło. Spory deszcz nie pozwalał jednak na jakikolwiek trening mistrza. Tego popołudnia spodziewany był jeszcze przylot gości ze Szwecji. Postanowiliśmy poczekać. Około godziny 17:00 zjawił się pierwszy ze Scandinavian Airshow - Jacob Holländer. Przyleciał swoim dwupłatowym Pitts 12S Python. To mały dwupłatowiec w barwach Szwecji nazwany Viking, ale o potężnym sercu, bo aż 430 KM. Po nim dolecieli również dzielni goście z Łososiny Dolnej repliką RWD-5. Niestety pogodowe perypetie nie pozwoliły w sobotę dotrzeć do Gryźlin pozostałej części szwedzkiej ekipy. Skycats i samolot Catwalk musieli zatrzymać się w Malborku. Tego dnia wieczorem mieliśmy okazję jeszcze raz zobaczyć się z Jurgisem i Jacobem, którzy żartowali sobie do woli i przymierzali koszulkowe prezenty od SPFL. Organizatorzy zaplanowali, co prawda pierwsze pokazy w powietrzu na niedzielne popołudnie, ale my żądni emocji okupowaliśmy gryźlińskie lądowisko już od niedzielnego ranka. Było dosyć zimno, a pogoda nie przypominała czerwcowej, lecz bardziej jesienną aurę. Gęsta mżawka i zimny wiatr skutecznie namawiały do siedzenia w samochodach. Co jakiś czas jednak zaglądaliśmy do kierownika lotów z nadzieją na kolejne przyloty gości. Już przed południem pojawili się Robinson 44, Dromader w towarzystwie dwóch Zlinów, formacja 3AT3 oraz inni goście. Około godziny 14:00 nareszcie rozpoczęła się impreza, bo na niebie pojawił się Jurgis Kairys. Jego pokaz, jak zwykle dynamiczny, tym razem zdawał się mieć na celu rozprawienie z chmurami na niebie. Jurgis nie żałuje podczas pokazu parafiny, która dodaje dynamiki do wykonywanych figur, kreśląc dymny ślad za samolotem. Popisowa "Kobra" wykonywana tuż po starcie zapiera dech. Mistrz prezentuje nam niesamowite korkociągi, lot odwrócony, nożycowy i wspaniałą wielką spiralę. Jest dobrze, zapomnieliśmy o chłodzie. Po swoim pokazie Jurgis pojawia się tuż przed publicznością i chętnie fotografuje się z fanami. W końcu pojawiają się długo wyczekiwane wingwalker'ki, czyli dwie kobiety chodzące po skrzydłach samolotu. Przyleciały wraz ze swoim pilotem pięknym, dużym, żółtym dwupłatowcem. W międzyczasie pogoda nie daje za wygraną i opóźnia kolejne atrakcje. Niestety przylot myśliwca MIG-29 z Mińska Mazowieckiego i SH-2G Kaman - śmigłowca Marynarki Wojennej RP zostały odwołane. W końcu dziewczyny-koty rozpoczęły przygotowania do pokazu, a w tym czasie Dromader, jak by było mało, zrzuca sporą porcję wody. Chmury zdają się rozpraszać powoli, a i deszcz ustał na dobre. Catwalk pojawiają się przed nami w strojach kotów, po czym ruszają w niebo. Wielki płatowiec leci dostojnie, ciągnąc za sobą smugi biało-czerwonego dymu. To miły gest ze strony Szwedów. Kocice rzeczywiście spacerują po skrzydłach, zwinnie przemieszczając się po nich. Catwalk to pierwsza część pokazu Scandinavian Airshow. Drugą stanowi pokaz Vikinga, mniejszego dwupłatowca. Jacob prezentuje niesamowite możliwości akrobacyjne swojego samolotu. Ta maszyna ma aż 430 KM! Podczas pikniku nie zabrakło też symulacji walki na dwóch Zlinach 42, z których jeden jest w historycznym malowaniu Messerschmitta Bf 109. Oglądaliśmy też m.in. pokaz małego Robinsona 44, oraz formację 3AT3. Na niebie pojawił się ponownie Su-26M z Jurgisem za sterami. Zupełnie już zapomnieliśmy o złej aurze. Wisienką na torcie jest występ Litwina wraz ze szwedzkim teamem. Kiedy większość zmarzniętej już publiczności udaje się w stronę wyjścia, wychodzi piękne słoneczko i pojawiają się oni: Jurgis Kairys i Scandinavian Airshow. 3 samoloty ze smugaczami, a na skrzydłach jednego z nich kobiety-koty wykonują niesamowite ewolucje. Warto było czekać i moknąć. Obrazy, jakie kreślą na niebie są niesamowite. Trudno opisać to słowami. Jurgis Kairys, Jacob Holländer i Sus J. Hedén wraz z kotami przelatują tuż nad ziemią i wzbijają sie znów wysoko. Tworzą coś na kształt komina i odlatują, by namalować wielką pętlę. Na koniec Jurgis i Jacob, oświetleni popołudniowym słoneczkiem, malują jeszcze swoje wzory na granatowym niebie. Pięknie było. Chociaż nie wszyscy goście dotarli, to organizatorzy zrobili, co mogli. Końcówka pikniku wynagrodziła nam wszystko. Sylwia "sila" Zieja
Back to Top