50-LECIE AEROKLUBU ROW (Polska, EPRG)

W dniach 21 i 22 czerwca 2014 roku na lotnisku Aeroklubu ROW w Gotartowicach odbył się piknik lotniczy. Impreza pod nazwą „Dni Aeroklubu” nie była, poza lokalnymi mediami, jakoś szerzej reklamowana, a sam program części lotniczej wydawał się dość skromny. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że było nudno. Mimo, że w każdym dniu przewidziano jedynie czterogodzinny blok pokazów lotniczych, to tak naprawdę warkot silników nie cichł w okolicy już na długo przed i jeszcze długo po oficjalnej części programu.

Już w piątek na lotnisko przyleciały trzy samoloty akrobacyjne. Zespół, zapowiadany jako całkowicie nowa grupa akrobacyjna, składa się pilotowanego przez Adama Labusa Zlina 50 i dwóch Extr „dosiadanych” przez Łukasza Świderskiego i Sebastiana Nowickiego. Na kilka tygodni przed imprezą na stronie internetowej pikniku ogłoszony był konkurs na nazwę nowej grupy. Podobno pilotom najbardziej podobała się nazwa „Firebirds”. Zobaczymy, czy na kolejnych pokazach będą już występować jako „Ogniste ptaki”. Panowie nie próżnowali i od razu przeprowadzili kilka treningów. Również w sobotę przed oficjalnym rozpoczęciem pokazów zespół przeprowadził dodatkowy trening. Zrobiło to na pewno sporą reklamę w okolicy, bo wkrótce strefa publiczności zaczęła się wypełniać. Grupa dopiero się dociera i ich pokaz na razie składa się głównie z różnych kombinacji pętli i baryłkowatych beczek, jednak miło było zobaczyć na rybnickim niebie trzy biało-czerwone samoloty wykonujące całkiem równo wspólne akrobacje.

Największą jednak atrakcją sobotnich pokazów miały być popisy Artura Kielaka. Jak miało być, tak też się stało. Już sam przylot Artura można było zaliczyć do najbardziej atrakcyjnych występów tego dnia. Kolejne dwa pokazy, już tym razem oficjalne, to jak zwykle „siwy dym i dzikie węże”. Dla stałych bywalców pokazów lotniczych, popisy naszego aktualnie najlepszego akrobaty samolotowego to już może norma, ale dla sporej części publiczności były to niezapomniane przeżycia. Tym bardziej, że ostatnie akrobacje samolotowe na rybnickim niebie oglądaliśmy 5 lat temu.
Oprócz wspomnianych gwiazd pikniku w programie pokazów były „przeloty samolotów zabytkowych”. Na samoloty patrzyło się pod słońce, można więc z przymrużeniem oka potraktować to, co latało, jako może nie zabytkowe, ale przynajmniej nawiązujące do historii. Popisujący się akrobacjami, piękny dwupłatowy Jungmann z pewnością w tej kategorii znalazł się nieprzypadkowo. Prawdziwy warbird z 1944 roku, czyli samolot Piper Cub chyba jako jedyny znalazł się w tym gronie „legalnie”. Ultralekki Zlin Savage – samolot nawiązujący wyglądem i właściwościami lotnymi do wspomnianego Cuba – no właśnie, jego protoplastą był Piper, więc niech będzie, że też jest zabytkowy. Natomiast niewielki Tulak znalazł się tu chyba jedynie ze względu na klasyczny wygląd (chociaż komentator widział w nim najpierw replikę Austera a potem Cuba). Nieważne, polatali pobrzęczeli, coś się działo.

Nie tylko samoloty zaprezentowały się na rybnickim niebie. Również śmigłowce miały swoje „pięć minut”. Robinson 44 może nie jest jakąś wielką atrakcją, ale jego pilot doskonale zaprezentował, co potrafi mały śmigłowiec.
Kiedy zakończył się ostatni pokaz „z plakatu”, okazało się, że to jeszcze nie koniec atrakcji. W pewnym momencie nad lotniskiem przemknęły dwa wysokowyczynowe szybowce demonstrując „powrót z przelotu” i ledwie zdążyły wylądować, a z zasłaniających niebo chmur „wysypali” się spadochroniarze. Chwila ciszy, która towarzyszyła skokom spadochronowym wkrótce odeszła w niepamięć, bo w powietrze wzbiły się stacjonujące na co dzień w Gotartowicach Dromadery i z rykiem ponad tysiąckonnych silników zaatakowały lotnisko bombami wodnymi. Po nich na niebie pojawił się wiatrakowiec. Dla sporej części zebranych była to całkowita nowość, a niektórzy nie mogli wprost uwierzyć, że to lata mimo że „to duże śmigło” kręci się tylko „od wiatru”.
W zasadzie było po pokazach, ale na niebie ciągle coś się działo. Loty wycieczkowe Antka i Wilgi, miejscowe ultralighty i efektowne, pożegnalne przeloty akrobatów.
Powoli sobotni dzień dobiegał końca, już wszystko wylądowało i ludzie się rozchodzili, gdy nagle w radiu usłyszeliśmy:

– Rybnik radio, uniform Charlie.
– Uniform Charlie, Rybnik radio, witamy
– Uniform Charlie + 1, również witamy, z Poznania do Rybnika, prosimy warunki lądowania.
– Uniform Charlie + 1, Rybnik radio, lądowanie na trzy zero, zgłoście z widzialnością
– Lądowanie na 30, zgłosimy, ale przelecimy jeszcze nad miastem, Charlie.

Żelaźni lecą!

Przylecieli i jak przystało na Żelaznych, zadymili lotnisko wykonując efektowne kosiaki. Niedziela zapowiadała się ciekawie. I tak też było, a panowie Wojciech Krupa i Tadeusz Kołaszewski stali się prawdziwymi gwiazdami imprezy. Po każdym z trzech pokazów, byli wprost rozchwytywani przez publiczność i lokalne media. Atrakcją niedzielnych pokazów miał być jeszcze występ Jerzego Makuli. Niestety, nasz mistrz nie doleciał, ale liczymy, że w przyszłości zobaczymy jeszcze na rybnickim niebie Foxa ze smugaczami.

Poza akrobatami, niedzielne pokazy, to w zasadzie powtórka tego, co można było zobaczyć w sobotę.
Imprezę ogólnie można uznać za udaną i miejmy nadzieję, że na następne pokazy w Rybniku nie będziemy musieli czekać kolejnych 5 lat.

Lucjan „Acroluc” Fizia