Szukaj

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KONINKLIJKE LUCHTMACHT! (Holandia, EHVK)

W dniach 14-15 czerwca 2013 w bazie wojskowej w Volkel setną rocznicę powstania obchodziły Królewskie Holenderskie Siły Powietrzne. Jak przystało na tak wzniosłą okazję goście z całego świata dopisali, a i ekipy z SPFL nie mogło tam zabraknąć. Jeśli zapytasz kogoś, kto był choćby na pokazach w Radomiu lub na jakichkolwiek większych pokazach w Europie, czy pamięta pomarańczowego F-16 z Holandii, na pewno odpowie, że tak, gdyż Holenderskie Siły Powietrzne mają chyba najbardziej rozpoznawalne demo na F-16 na świecie… i jednocześnie jedno z najbardziej zapracowanych. W samym 2013 roku zobaczyć je możne w 11 państwach i prawie 20 oficjalnych pokazach. I to tylko F-16, bo przecież mają jeszcze równie „kolorowego” Apache’a ;) Ekipa SPFL zameldowała się na lotnisku już w czwartek, by podejrzeć przygotowania i treningi, a także zasięgnąć języka u lokalnych fotografów co i jak na lotnisku podczas airshow wygląda. Po raz kolejny okazało się, że było warto, gdyż dzięki temu dowiedzieliśmy się, iż przylatujący w piątek o 9:00 tylko na statykę Phantom z Niemiec nie ma zamiaru ot tak po prostu wylądować na pasie. A że to jego ostatni wylot poza granice kraju (za 2 tygodnie – 28 czerwca 2013 Phantomy mają zostać wycofane z eksploatacji) – da „mini pokaz”. W Holandii chyba wszyscy kochają lotnictwo, bo już przed godziną 8:00 pod bramami lotniska ustawiały się tłumy. Gdy weszliśmy na teren bazy i zajęliśmy dogodne miejsca przy barierkach w okolicy środka pasa, pozostało tylko czekać na pierwsze przyloty i pokazy… Jak plotki głosiły, tak się stało – kilka minut po godz. 9:00 na horyzoncie pojawiła się sylwetka F-4F i niestety w konfiguracji do lądowania… ale tylko pozornie, gdyż po przelocie dość wysoko nad pasem w dyszach samolotu pojawiły się pomarańczowe płomienie dające nam naprawdę wiele przyjemności. Pilot wykonał jeszcze dwa przeloty nad lotniskiem zakończone efektownym low-passem na wysokości publiki. Piękne rozpoczęcie pokazów, a w kolejce czekają jeszcze inne wspaniałe maszyny. I choć piątkowa pogoda z rana nie rozpieszczała nas fotograficznie (niebo pokryte chmurami), to pięknie zaprezentowały się na holenderskim niebie P-51 Mustang i polski Lim-2. Następnym punktem programu był duński Hercules – cóż, Hercules jaki jest każdy widzi – ładny, duży samolot transportowy. Niestety szary na szarym niebie, więc nic szczególnego do fotografowania… gdyby nie fakt, że podczas ostatniego manewru wystrzelił serię flar, którymi nas kompletnie zaskoczył. Dzięki temu wiedzieliśmy, czego możemy spodziewać się następnego dnia… oby tylko pogoda była lepsza. Według planu pokazów teraz Viggen – pierwszy raz miałem przyjemność widzieć go w locie i od pierwszego wejrzenia lotniczo się zakochałem… majestatyczny, śliczny ;), ładnie mruczy… i pięknie prezentuje się w kadrze. Kolejne punkty dnia to Gripen z Czech z charakterystycznym tygrysem i francuski Ramex Delta, czyli demo na dwóch samolotach Mirage M-2000N – piękny, dynamiczny, a co za tym idzie głośny pokaz pokazujący kunszt pilotów i tego już nie najnowszego samolotu. Dla fanów lotnictwa pozycja obowiązkowa. Jak przystało na urodzinową imprezę, przylatujący goście z minuty na minutę coraz bardziej interesujący… Gloster Meteor, belgijskie demo F-16, Patroulle Suisse – jakość i prezentacje, których fanom lotnictwa nie trzeba przedstawiać. Cóż można jeszcze dodać po takich gościach… Red Arrows! Ci ostatni wpadli do Volkel w iście królewskim stylu – jedenaście samolotów Hawk wykonało pętlę ze smugaczami i przeleciało nad lotniskiem, by efektownie rozejść się do lądowania. Pokaz właściwy mają po południu, ale już sam przylot zaostrzył apetyty zebranym w bazie Volkel. „Do głosu” doszli i gospodarze – wspólny przelot holenderskiego Apache’a i F-16 to nie lada atrakcja, ale… włączony dopalacz w tym ostatnim i na „polu bitwy” zostaje „Indianin”, który zasypuje nas flarami podczas efektowych manewrów. Oj działo się… jeszcze nie ostygły migawki, gdy nad pasem na dużej prędkości pojawia się F-16 wykonując krótki pokaz, bo do startu szykuje się coś, co w programie kryło się pod nazwą „Air Power Demo”. Można było spodziewać się wszystkiego, ale to co zobaczyliśmy było jak dla mnie najlepszym akcentem pokazów… Start dziesięciu F-16 z dopalaczami, do tego kilka Chinook’ów, AH-64 Apache, a na deser Herkules, no i cysterna DC-10, a wszystko to w dynamicznym pokazie z efektami pirotechnicznymi, flarami, mijankami, pozorowanymi atakami i walkami powietrznymi… Cóż, fotografować taką akcję jest naprawdę ciężko, ale zobaczyć na własne oczy i usłyszeć… pięknie!! Dla uspokojenia i niejako na deser norweskie demo na F-18, później Frecce Tricolori i właściwy pokaz Red Arrows (już w dziewiątkę). W międzyczasie niebo się lekko przetarło i warunki do fotografowania polepszyły się, a to nie koniec pierwszego dnia w holenderskim Volkel… Z kronikarskiego obowiązku napiszę o jak zwykle ładnym występie naszych Su-22 i jakże dynamicznym pokazie SOLOTURKA na F-16, który według mnie w tym roku lata lepiej niż Belg i Holender… a na pewno szybciej. Ostatnim z głównych dań byli jak zwykle pięknie latający piloci z Patrouille de France. Ich mijanki i cały pokaz można oglądać na okrągło, a że godzina robiła się coraz późniejsza, to i nasz pierwszy dzień na urodzinach dobiegał końca… Zaprezentowały nam się jeszcze C-47 Dakota oraz naprawdę ładny wspólny przelot holenderskich „gwiazd” F-16 z Britse Gloster Meteor, Fouga CM.170 Magister i Hawker Hunter… Chyba wystarczy jak na jeden dzień pokazów?? A co w sobotę… pogoda zmieniła się na plus… i miały miejsce lekkie zmiany w programie, ale zarys i główne atrakcje pozostały bez zmian. No i nie przegapiliśmy flar z Herkulesa, a także poprawiliśmy i tak dobre kadry… To były naprawdę jedne z najlepszych pokazów w Europie, jak nie na świecie!! Dziękujemy i jeszcze raz… wszystkiego najlepszego Koninklijke Luchtmacht ;) Tomasz „deoc” Szczech

SZWEDZKI STÓŁ! czyli GÖTEBORG AERO SHOW 2013! (Szwecja, ESGP)

Drugi weekend czerwca 2013 zastał ekipę SPFL na skandynawskiej ziemi. Zwabieni zapowiedziami pokazu klasycznych, kultowych samolotów, już wiele tygodni wcześniej zabukowaliśmy bilety na połączenie do Göteborga. Niestety, im bliżej terminu wydarzenia tym bardziej z planu pokazów wykruszały się najciekawsze maszyny. Krótko przed datą pokazów zdecydowaliśmy jednak, że mimo wszystko jedziemy. W sobotni ranek udaliśmy się na lotnisko Göteborg City Airport, które na co dzień pełni funkcję cywilnego portu lotniczego. Pokazy współorganizowane są przez przylegające do lotniska Aeroseum z interesującą kolekcją szwedzkich pojazdów wojskowych, a także śmigłowców i samolotów ukrytych wewnątrz podziemnego hangaru. Akredytacje „Press” i „Spotter” mocno nas rozczarowały, zabrakło rozsądnie wydzielonych miejsc, a widok na pas i kołujące statki powietrzne skutecznie zasłaniał płot. Tuż przed jedenastą rozpoczęły loty mniejsze maszyny. W międzyczasie okazało się dodatkowo, że oprócz odwołanego wcześniej Drakena zabraknie jeszcze Tunnana. Pozostało nam więc czekać na pokaz pięknego Viggena planowany w godzinach popołudniowych. W piknikowej atmosferze podziwialiśmy zatem popisy mniejszych maszyn, a także przelot Herculesa. Jedynym zespołem akrobacyjnym był odbywający swoje tournée po Europie „The Royal Jordanian Falcons”. Długo wyczekiwana prezentacja Viggena okazała się być wartą przyjazdu do Szwecji. Mieliśmy okazję podglądać przygotowanie maszyny do lotu, kołowanie i w końcu sam pokaz, podczas którego doświadczony pilot nie żałował dopalacza. Po zakończonych pokazach poznany na miejscu Polak, pracujący na co dzień w Aeroseum, pokazał nam ekspozycję starych samolotów i pojazdów kołowych mieszczącą się w podziemnym hangarze. Program niedzielny w zasadzie nie odbiegał od tego, co mogliśmy zobaczyć dzień wcześniej. Na pewno najjaśniejszą gwiazdą pokazów stał się Viggen, dla miłośników samolotów z II Wojny Światowej smakowitym kąskiem były Spitfire oraz Mustang, szkoda tylko, że nie udało nam się zobaczyć pozostałych szwedzkich oldtimerów: samolotów J29 Tunnan oraz J35 Draken. Andrzej „Złoty” Pilewski

AVIATICKÁ POUT’ W PARDUBICACH (Czechy, LKPD)

B-17 Flying Fortress, P-47 Thunderbolt, Messerschmitt Bf-109, MiG-3, Spitfire i wiele innych maszyn zwanych „warbirdami” miało zaprezentować się na początku czerwca w Pardubicach. Niestety pogoda pokrzyżowała plany organizatorów, a padający od kilku dni deszcz skutecznie uniemożliwił przybycie tych niecodziennych samolotów do Pardubic. Na pokazy w Czechach wybrała się całkiem spora grupa świrów lotniczych zajmując różne miejsca na terenie lotniska – niektórzy tradycyjnie wśród publiczności, a inni szukający unikalnych kadrów pod tzw. płotem. Niestety weekend upłynął pod znakiem niemal ciągłych opadów i gęstych chmur, i zamiast podziwiania samolotów pozostało nam chronienie się przed deszczem, który jak się później okazało, spowodował powodzie u naszego południowego sąsiada. Na pochwałę jednak zasługują chęci organizatorów, którzy starali się pokazać przynajmniej to co dotarło. Dzięki temu była okazja do zobaczenia nadzwyczaj dynamicznego pokazu czeskiego Gripena, który w warunkach dużej wilgotności prezentował zjawiskowe oderwania na powierzchniach skrzydeł. Jak zawsze na wysokim poziomie zaprezentowała się grupa Flying Bulls oraz pięknie koszący P-51D Mustang, na uwagę zasłużył również pokaz ratownictwa na śmigłowcu Sokół i przelot grupy składającej się z 27 samolotów Zlin – taka „chmara” nad lotniskiem robi niemałe wrażenie. Pozostałe atrakcje zostały odwołane z powodu opadów. Miejmy nadzieję, że kolejna edycja pokazów odbędzie się w lepszej aurze z równie bogatą listą samolotów. Z pewnością warto mieć tę imprezę na uwadze za rok! Piotr Kostur „Rzepka”

PŁOCKI PIKNIK LOTNICZY (Polska, EPPL)

Pikniku lotniczego w Płocku chyba żadnemu miłośnikowi awiacji nie trzeba przybliżać – niezmiennie kojarzy się on z unikalną możliwością oglądania pokazów "z góry", wyjątkową scenerią Wzgórza Tumskiego i Wisły, nad którą odbywają się loty, a także emocjonującym Air Snake'iem. Dlatego też gdy pojawiły się informacje, że po roku przerwy piknik ponownie się odbędzie, z niecierpliwością odliczaliśmy dni. A program zapowiadał się imponująco – Peter Besenyei – mistrz świata w akrobacji samolotowej i zwycięzca Red Bull Air Race, Peggy Kranz – akrobatka chodząca po skrzydle, Grupa Żelazny i Artur Kielak, śmigłowce marynarki wojennej, przelot pary Su-22 i Herculesa C-130, a także Iskra TS-11 Polskich Legend Lotnictwa – w takich okolicznościach przyrody liczyliśmy na wyjątkowe kadry. Prognoza pogody na weekend nie napawała optymizmem – zapowiadano deszcz i spore zachmurzenie. Mimo to tuż przed godziną 11.00 pojawiliśmy się na Wzgórzu Tumskim i zajęliśmy miejscówki na skarpie pod hotelem. Już po chwili znad mostu nadleciały czerwone samoloty Grupy Żelazny... i tu pierwsze rozczarowanie – wysoko i daleko. Pokaz na niezmiennie wysokim poziomie, ale trochę za daleko nawet dla naszych najdłuższych teleobiektywów. Dosłownie dwa tygodnie przed piknikiem weszło w życie rozporządzenie Urzędu Lotnictwa Cywilnego, wytyczające minima podczas pokazów – 300 metrów nad ziemią, 450 metrów od publiczności – a efekty wejścia w życie tych przepisów widzieliśmy już w Michałkowie. Dalej aeroklubowy Zlin-525 i bywalec chyba wszystkich możliwych pikników lotniczych w Polsce – RWD-5. Aż wreszcie usłyszeliśmy huk silnika odrzutowego i przed nami rozpoczęło przelot Su-22! Co prawda zamiast zapowiadanej pary pojawiła się tylko jedna maszyna, ale za to przez prawie 10 minut zataczała kręgi nad Wisłą, prezentując zmienną geometrię skrzydeł i wywołując uśmiech ogniem dopalacza. Potem Hercules w dwóch przelotach... i nadeszła godzina 13.00. O tej porze miała pojawić się Peggy Kranz – i tutaj informacja od organizatorów, że z powodu fatalnych warunków pogodowych nie udało jej się dolecieć. Zamiast tego obejrzeliśmy solowy pokaz Wojtka Krupy, a tuż po nim na zachmurzonym niebie pojawił się Artur Kielak. Znowu – imponujący pokaz możliwości samolotu i pilota, ale wysoko i daleko. Humory poprawił nam blok śmigłowcowy – dynamiczne zwroty tuż nad taflą wody, Anakonda w akcji ratowniczej oraz Mi-14 w symulacji wykrywania okrętów podwodnych zrobiły na nas duże wrażenie i okazały się być jednym z najciekawszych punktów programu. Kolejne rozczarowanie – na pokazy z powodu pogody nie dotarł Peter Besenyei ani Iskra z Legend Lotnictwa. Postanowiliśmy zmienić miejscówkę – kusząco prezentował się most, zamknięty w tym dniu dla osób postronnych, ale dostępny dla posiadaczy akredytacji prasowych. Szybka akcja i po chwili staliśmy już kilkadziesiąt metrów nad wodą, co chwila ogłuszani przez przejeżdżające mostem pociągi z cysternami na paliwo i życzliwie pozdrawiani przez stacjonujących w okolicach przęseł WOPRowców. Ponowne przeloty RWD-5 i Zlina 525, i nad głowami przeleciały nam samoloty Grupy Żelazny. Z tego miejsca pokaz wyglądał o wiele bardziej imponująco i co najważniejsze – byliśmy bliżej. Wyszło słońce, wiatr rozwiał chmury i mogliśmy chociaż przez chwilę cieszyć się piękną scenerią pokazów. Ponownie Artur Kielak i kolejny zapierający dech w piersiach pokaz umiejętności. Z rosnącym niepokojem zerkaliśmy co się dzieje za naszymi plecami – w zastraszająco szybkim tempie nadciągały stamtąd czarne, ciężkie chmury, wiatr coraz bardziej się wzmagał... A w tym samym czasie zaczęły "rosnąć" pylony, przygotowywane pod Air Snake'a. Organizatorzy, jakby nie widząc tego, co dzieje się na horyzoncie, wypuścili w powietrze zespół 3AT-3, który przez dobre 20 minut przelatywał przed publicznością, prezentując zwrotność tych małych, ultralekkich samolotów... Gdy spadły pierwsze krople deszczu, już wiedzieliśmy, że sobotni AirSnake nie odbędzie się... Gdy dotarliśmy do samochodów, rozpoczęło się istne oberwanie chmury, które definitywnie zakończyło pokazy tego dnia. Ale co się odwlecze... W niedzielny poranek ponownie stawiliśmy się na skarpie pod hotelem. Pogoda zdecydowanie się poprawiła, a słonko zaczęło solidnie przypiekać. Oczekiwaliśmy na zapowiadany przelot Su-22, które mimo że były umieszczone w programie imprezy, nie pojawiły się. Po powtórce pokazu możliwości śmigłowców marynarki wojennej i kilkunastu wodnych startach i lądowaniach samolotu Husky zgodnie stwierdziliśmy, że miejscówka po drugiej stronie rzeki będzie zdecydowanie lepsza do obserwowania głównej, wyczekiwanej przez nas atrakcji, czyli AirSnake'a. Szybko i sprawnie przeprawiliśmy się przez most, dotarliśmy na brzeg Wisły... i pojawił się mały kłopot. Z obu stron drzewa i krzaki, które umożliwiały nam obserwację jedynie wycinka strefy pokazów... Z nieocenioną pomocą przyszli nam płoccy członkowie SPFL, dzięki którym grupa WOPR przetransportowała nas pontonem na wysunięty w stronę rzeki wybetonowany cypel. Słońce zza pleców, samoloty latające nad naszymi głowami – to był doskonały wybór. Po raz kolejny mogliśmy podziwiać pokaz Artura Kielaka, zrzut wodnej bomby w wykonaniu Dromadera, Grupę Żelazny. Również w niedzielę zabrakło Petera i Peggy, a luki w programie organizatorzy starali się zapełnić przelotami samolotów, które startowały z aeroklubowego lotniska – co chwila więc przed nadwiślańską skarpą pokazywały się Cessny i ultralighty. W międzyczasie nadmuchane zostały pylony, a my z rozbawieniem obserwowaliśmy walkę obsługi technicznej z co chwila opadającymi "dmuchańcami". Coraz niecierpliwiej spoglądaliśmy na zegarki, aż wreszcie w radio usłyszeliśmy zapowiedź AirSnake'a! Ale zapowiedź zmieniła się w długi wywód przedstawiciela organizatora, który poinformował widzów o nowych regulacjach wprowadzonych przez ULC, o konieczności zdobywania pozwoleń na każdorazowe zejście samolotów poniżej minimum narzuconego w rozporządzeniu, o procedurze której dopełnili... i zaprosił na AirSnake'a wykonywanego zgodnie z wytycznymi, które otrzymali. Pełne skupienie, aparaty przygotowane, obiektywy wycelowane w szybko zbliżające się samoloty... i po chwili ręce nam opadły. Pierwszy z Żelaznych przeszedł zygzakiem 50 metrów nad wodą, a 35 metrów nad pylonami. Drugi i trzeci – dokładnie tak samo. Zdezorientowani nie bardzo wiedzieliśmy jak się zachować – najpierw cisza, a potem ironiczny śmiech był chyba najlepszym podsumowaniem całej tej sytuacji. Po tym "pokazie" Żelaźni niejako w ramach rekompensaty zaprezentowali jeszcze publiczności pokaz swoich akrobacyjnych możliwości, ale dla nas to już był koniec imprezy. Nie nam oceniać całą sytuację, trudno jednak było nam ukryć rozczarowanie tym, co zobaczyliśmy. Pozostaje nam tylko podziwiać zdjęcia AirSnake'a z poprzednich lat i liczyć na to, że w kolejnych latach uda się ponownie zobaczyć samoloty nisko przemykające pomiędzy pylonami na Wiśle. Aleksandra „alex” Kuczyńska

60-LECIE PATROUILLE DE FRANCE (Francja, LFMY)

Gdy na początku roku pojawiła się informacja o planowanych obchodach 60-lecia Patrouille de France, z uwagą śledziliśmy pojawiające się informacje o zaproszonych na nie gościach. W końcu PdF to niekwestionowana czołówka europejskich zespołów akrobacyjnych, a po doświadczeniach z obchodów 50-lecia Frecce Tricolori spodziewaliśmy się, że może być bardzo ciekawie. Początkowo na liście figurowali tylko gospodarze, stopniowo powiększała się ona jednak o kolejne zespoły – Patrouille Suisse, Frecce Tricolori, Red Arrows, Patrulla Aguila, Biało-Czerwone Iskry, Diables Rouge i rosyjski zespół Strizhi, latający na MiG-29 (ich przybycie niestety zostało odwołane na 3 dni przed imprezą). Do tego Ramex Delta na Mirage-2000, Rafale, belgijskie F-16 – i wiedzieliśmy, że musimy tam być. Dodatkowym atutem miały być malownicze rejony Prowansji, albowiem impreza odbyć się miała w 701 Bazie Powietrznej w Salon-de-Provence, będącej siedzibą francuskiej Akademii Sił Powietrznych, a także lotniskiem zimowym dla zespołu PdF. Pokazy zaplanowane były na 2 dni – sobota 25 maja przewidziana była dla mediów, sponsorów i rodzin związanych z PdF i francuskim przemysłem lotniczym, niedziela z kolei była dniem otwartym. Udało nam się zdobyć wejściówki na oba dni – zapowiadał się więc weekend pod znakiem kolorowych dymów i huku dopalaczy. W sobotni poranek powitało nas słońce, chowające się co chwila za dużymi wypiętrzonymi chmurami i niezwykle silny, lodowaty wiatr. Jak się potem przekonaliśmy, mistral jest typowym zjawiskiem dla tego regionu i towarzyszył nam przez oba dni pokazów, skutecznie zabijając nadzieję na wygrzewanie się w prowansalskim słońcu. Szybko i sprawnie dostaliśmy się na lotnisko, odebraliśmy prasówki i zostaliśmy zawiezieni autobusem praktycznie pod samą statykę. Jako że byliśmy dość wcześnie, do woli mogliśmy fotografować wystawione tam samoloty Fouga Magister, Alpha Jet w malowaniu PdF, wojskowe produkcje francuskiej firmy Dassault: Mirage w wersji F1 i 2000 oraz Rafale, a także helikopter EC725 Caracal. Przeszliśmy w okolice pasa startowego, gdzie w oddali widać było ustawione na stojance wszystkie zespoły goszczące na tej imprezie. Jak się okazało, same pokazy odbywały się po drugiej stronie lotniska, równolegle do pasa – uświadomił nam to dopiero dźwięk rozpoczynającego pokaz swoich możliwości helikoptera EC725 Caracal, zwanego też Super Cougar. Szybko przemieściliśmy się bliżej – i tu po raz pierwszy mieliśmy okazję docenić lokalizację lotniska, otoczonego przez wzgórza i skały, które stanowiły doskonałe tło dla dynamicznych manewrów śmigłowca. Kolejno startowały zespoły funkcjonujące w ramach francuskiej Akademii Sił Powietrznych – Les Cartouches Dorees i Equipe de Voltige na Extrach 300. Ale my czekaliśmy na część oficjalną – rozpoczął ją honorowy przelot samolotów AlphaJet i Fouga Magister, na których PdF latali do 1980 roku. Za plecami usłyszeliśmy huk dopalaczy i po chwili w powietrze wzbiły się dwa Mirage-2000 z Ramex Delta. Równy, dynamiczny pokaz, dysze co i raz rozświetlające się ogniem dopalacza – to lubimy najbardziej. Z niepokojem obserwowaliśmy nadciągające coraz ciemniejsze chmury, z których rozszalała się ogromna ulewa. Z jej powodu nie odbył się w sobotę pokaz polskich Iskier, które oglądaliśmy w tym dniu jedynie na telebimie w namiocie prasowym, jak w strugach deszczu zjeżdżają z pasa startowego. Na szczęście ulewa dość szybko ustała i z mokrego betonu kolejno odrywały się CASY C-101 hiszpańskiego zespołu Patrulla Aguila, który zachwycił nas niesamowicie gęstymi, kremowymi dymami – chyba najładniejszymi, jakie do tej pory mogliśmy oglądać u europejskich zespołów. Dalej – Patrouille Suisse, i jak zwykle niezawodni Frecce Tricolori z bawiącym nas do łez spikerem. Niestety znowu pogoda zaczęła dawać się we znaki – co chwila nad lotniskiem przechodziły przywiewane silnym wiatrem ciężkie deszczowe chmury, zabierające tak potrzebne nam do fotografowania światełko. Chwila wytchnienia na przelocie A400M – i na niebie pojawili się Red Arrows. Zdecydowanie rozczarował nas Rafale – latał wysoko i daleko, bardzo asekuracyjnie. Ale najlepsze miało dopiero nastąpić – gdy na lotnisku podniosła się wrzawa, wiedzieliśmy, że nadszedł moment, na który czekali wszyscy zgromadzeni. Osiem niebiesko-biało-czerwonych samolotów rozpoczęło swój jubileuszowy pokaz. Efektowne mijanki, rozejścia – każda kolejna figura wywoływała oklaski i zachwyt widzów tego podniebnego spektaklu. Szczególny aplauz spowodowało "wyrysowanie" dymami liczby 60. Pierwszy dzień pokazów dobiegł końca, a my z kartami pełnymi zdjęć już nie mogliśmy doczekać się kolejnego. Niedziela upłynęła pod znakiem bezchmurnego nieba – warunki pogodowe poprawiły się na tyle, że na niebie pojawił się szybowiec w przepięknym pokazie akrobacji. Kolejne punkty programu wyglądały podobnie – do czasu, kiedy w powietrze nie zaczęły wzbijać się pojedyncze samoloty liderów zaproszonych formacji akrobacyjnych. Patrouille de France, Red Arrows, Frecce Tricolori, Patrouille Suisse, Patrulla Aguila... i nasza Biało-Czerwona Iskra! Ależ to było piękne! Z dumą obserwowaliśmy ten honorowy przelot, tym bardziej, że w tym roku Iskry latają w mocno okrojonym składzie i nieco obawialiśmy się, czy pojawią się na pokazach we Francji. Przelot rozpoczął najbardziej oczekiwaną przez nas część pokazów. Tym razem pierwsi w powietrze poszli Red Arrows, których pokaz wypadł o wiele bardziej efektownie niż w sobotę, głównie dzięki ładnemu światełku rozświetlającemu ich dymy. Ramex Delta – jeszcze bardziej imponująco niż w sobotę. Odnieśliśmy wrażenie, że piloci chcą wypaść jak najlepiej właśnie dla francuskiej publiczności, która szerokim strumieniem napływała na lotnisko. Po nich Biało-Czerwone Iskry – miło było słuchać aplauzu widzów po kolejnych figurach wykonywanych przez polskich pilotów. Patrulla Aguila ponownie zachwycił precyzją i dymami, a po nich – belgijskie F-16 z nowym pilotem! Dopalacz, dynamiczne zakręty – i chociaż nie pojawiły się tak wyczekiwane przez nas flary, to i tak uśmiech nie schodził z naszych twarzy przez cały jego pokaz. Słońce z minuty na minutę stawało się naszym coraz większym sprzymierzeńcem – mieliśmy je za plecami, więc idealnie oświetlało latające nad nami samoloty coraz cieplejszym popołudniowym światłem. Było już tylko lepiej – Szwajcarzy Włosi, solo Rafale – tym razem bliżej i jakby dynamiczniej. I wreszcie gospodarze – Patrouille de France. Z naszego miejsca nie widzieliśmy pasa startowego, ale wrzawa, która podniosła się wśród publiczności jednoznacznie wskazywała, że za chwilę rozpoczną pokaz kończący ich jubileuszowy weekend. Wypadł on równie spektakularnie, jak ten sobotni, a oklaskom publiczności nie było końca. Była to przysłowiowa wisienka na torcie, która zakończyła nasz fotolotniczy wypad do Prowansji. Wszystkiego najlepszego, Patrouille de France! Aleksandra „alex” Kuczyńska

CASLAV OPEN DAY (Czechy, LKCV)

Dzień Otwarty w 21. Bazie Lotnictwa Taktycznego Czeskich Sił Powietrznych, który zorganizowano 25 maja 2013 roku na lotnisku Čáslav, o mało nie został pominięty w "rozkładzie" imprez, które w 2013 roku miało odwiedzić nasze stowarzyszenie. Skąpe informacje zamieszczane na stronie organizatora wyglądały mało przekonywująco pod względem uczestnictwa w pokazach zapowiadanych maszyn. Mieliśmy obawy, czy lista uczestników nie jest tylko listą życzeń, jak to już wielokrotnie na tego typu imprezach bywało. O ile o występ samolotów i śmigłowców lotnictwa wojskowego Czech można było być spokojnym, to już udział w imprezie zapowiadanych maszyn historycznych wydawał się niepewny. A właśnie te samoloty były najsilniejszymi magnesami przyciągającym na pokazy zakochanych w klasycznych samolotach fanów lotnictwa. "Głód pokazów", jaki na początku sezonu nęka każdego lotniczego świra był jednak silniejszy i mimo niezbyt optymistycznych prognoz pogody pojechaliśmy. Wkraczając na teren pokazów szybko pozbyliśmy się obaw. Prawie wszystkie zapowiadane samoloty stały zaparkowane wzdłuż drogi kołowania. Szkoda tylko, że większość odgrodzono od publiczności metalowym płotem o wysokości około dwóch metrów, co nie za bardzo pomagało w wykonywaniu zdjęć. Na statyce wyróżniał się połyskujący wypolerowanym aluminium P-51D Mustang o dumnej nazwie "Excalibur". Jego najbliższym sąsiadem był symbol schyłku ery myśliwców z napędem tłokowym – Hawker Sea Fury. Obecność już tylko tej dwójki pozwalała przypuszczać, że pokaz dynamiczny będzie ciekawy. Miłą niespodzianką był również widok repliki słynnego myśliwca Zero. Co prawda, jak większość tego typu replik zbudowanych głównie w oparciu o elementy samolotu Texan, samolot ten tylko przypomina legendarny japoński myśliwiec, jednak to wystarcza by uatrakcyjnić każde pokazy, w których bierze udział. Gdy ktoś chciał doszukać się podobieństw miedzy repliką Zero a "normalnym" Texanem, nie miał z tym problemu, bo na wystawie były również dwa AT-6. Flotę samolotów historycznych uzupełniały: dwusilnikowy Beechcraft Twin Beech, szwajcarski samolot treningowy Pilatus P-2, Cessna O-2 o nietypowym, pchająco-ciągnącym układzie silników, dwupłatowe Jungmanny i Stearman, DHC-2 Beaver oraz szkolne T-28 Trojan i L-29 Delfin. Ciekawie również prezentowała się kolekcja kilku mini replik samolotów z czasów pionierskich i I Wojny Światowej. Idąc dalej zobaczyliśmy obrazek, który nas zszokował. Oto stają na środku terenu dla publiczności Su-7, MiG-21 i MiG-15 bez żadnych barierek odgradzających, a po nich skaczą i biegają gromady dzieci. Rozglądamy się za służbami porządkowymi, które za chwilę rozgonią to towarzystwo, ale widzimy, że żaden ochroniarz nie zwraca uwagi na to co się dzieje. Po dłuższej chwili dociera do nas, że to po prostu urządzony z wykorzystaniem prawdziwych samolotów plac zabaw… Trochę dalej w okolicach terenu dla VIP-ów urządzona została wystawa współczesnego sprzętu lotnictwa wojskowego Czech. Jednak obok stanowiska Gripena natrafiliśmy na Spitfire’a, wokół którego kręcili się panowie w mundurach „z epoki”. Jak się okazało, była to laminatowa makieta w skali 1:1 ze szczegółowo wymodelowaną kabiną pilota, zbudowana przez czeskich fanów tego samolotu. Zbliżała się jednak godzina rozpoczęcia pokazów, więc wypadało poszukać jakiejś dobrej miejscówki do fotografowania. Čáslav należy niestety do tych lotnisk, na których strefa dla publiczności znajduje się po północnej stronie, więc to co dzieje się w powietrzu widać pod słońce. Nie mieliśmy spotterpacków ani akredytacji prasowych uprawniających do zajęcia miejsc po drugiej stronie pasa startowego, więc musieliśmy jakoś sobie poradzić. Na szczęście pod barierkami nie było tłoku. Punktualnie o godz. 12:00 nad pasem przeleciał rządowy Airbus w eskorcie samolotów Alca i Gripen. Jeszcze piątka defilujących samolotów nie zniknęła z pola widzenia, a na pasie rozpędzał się już prototyp samolotu Alca wyposażony w podskrzydłowe wytwornice dymu. Po Alce mieliśmy okazję obserwować jedną ze stałych atrakcji pokazów organizowanych w Czechach, czyli pokaz zrzutu bomby wodnej przez śmigłowiec Sokół… Aby nie zanudzać czytelników, nie będziemy tu wyliczać, co kolejno pojawiało się w powietrzu. Wystarczy powiedzieć, że większość samolotów wymienionych w opisie wystawy statycznej mogliśmy podziwiać w powietrzu. Co więcej, pokazy przebiegały bardzo sprawnie bez długich przerw między kolejnymi uczestnikami. W zasadzie nie było żadnego nudnego występu, a z lotów, które wywarły na nas największe wrażenie, wyróżnić trzeba dynamiczny pokaz niebieskonosego Mustanga. Kto chociaż raz widział (i słyszał) ten samolot w powietrzu, wie o czym piszemy. Tym, którym nie było jeszcze dane tego doświadczyć – gorąco polecamy :). Nie mniej ciekawym widowiskiem była symulowana walka powietrzna Fokkera E III i samolotu Sopwith 1½ Strutter. Ciasne manewry, liczne mijanki i odgłosy strzelających karabinów, a wszystko to na niewielkiej wysokości :). Równie pasjonujące były wyczyny Martina Šonki na Extrze 300SR. To co ten pilot wyprawiał ze swoją maszyną zaprzeczało prawom grawitacji i aerodynamiki. Najgłośniejsi byli za to przedstawiciele współczesnych samolotów bojowych – czeski Gripen i belgijski F-16. Ten drugi nie mógł jednak zaprezentować w pełni swoich możliwości z powodu niskich chmur. Pokazy trwały nieprzerwanie ponad 4 godziny, a widoczne w okolicy deszcze łaskawie omijały teren lotniska. Podsumowując, Dzień Otwarty w Čáslav należy uznać za udaną imprezę i chociaż fotograficznie było ciężko z powody szarych chmur i słońca świecącego w obiektyw, to do domów wracaliśmy naładowani pozytywną energią. Lucjan „Acroluc” Fizia

ŚWIĘTO MIŃSKICH SMOKERÓW (Polska, EPMM)

W dniach 24 – 25 maja 2013 roku 23. Baza Lotnictwa Taktycznego po raz kolejny obchodziła swoje święto. W drugim dniu święta zorganizowano dzień otwarty na lotnisku w Janowie, gdzie zaplanowano pokazy dynamiczne Polskich Sił Powietrznych, a na płaszczyźnie lotniska, dla wszystkich zwiedzających przygotowano wystawę statyczną uzbrojenia, sprzętu i wyposażenia Sił Powietrznych, Wojsk Lądowych oraz Żandarmerii Wojskowej, a także wiele innych atrakcji dla najmłodszych gości i fascynatów lotnictwa. Pomimo deszczowej aury na lotnisko przybyły rzesze miłośników lotnictwa, nie tylko z Mazowsza, ale z całego kraju, w tym również pokaźna grupa spod znaku SPFL. Z powodu pogody program pokazów uległ zmianie, co pozwoliło członkom stowarzyszenia na pogadanki przy kiełbasce z grilla i chłodnym piwie :) Około południa deszcz przestał padać, a nad lotniskiem pojawiły się pierwsze statki powietrzne ze swoimi pokazami. Zaczęła Agusta-Westland AW-149, po niej pojawił się PZL-Mielec M-18 B Dromader z Lasów Państwowych z pokazem akcji gaśniczej z powietrza. W następnej kolejności zaprezentowała się załoga 2. Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej ze swoim pokazem akcji ratunkowej. A po GPR przyleciał na swojej nowej maszynie XA-41 rodowity mińszczanin – Artur Kielak. Po wykonaniu kilku karkołomnych figur w powietrzu z wykorzystaniem dymów, wylądował i zakołował się na CPPS. Tymczasem wszyscy zebrani na lotnisku czekali już na główną atrakcję pikniku lotniczego – pokaz solowy na samolocie MiG-29. Do pierwszego pokazu została przygotowana maszyna o numerze bocznym 56 z biało-czerwonym malowaniem eskadry kościuszkowskiej. Za sterami zasiadł ppłk Piotr „Kuman” Iwaszko, co oznaczało, że pokaz pilotażu będzie najwyższej, światowej klasy. I nie zawiedliśmy się – Kuman dał piękny pokaz: duże przeciążenia, ostre wiraże, a do tego wystrzeliwane flary. No i jedynie czasami wyłączał dopalanie :) Po godzinnej przerwie, do drugiego pokazu gotowy już był kolejny MiG-29 o nb 111. Tym razem za jego sterami zasiadł ppłk Artur „Ciałek” Kałko – Dowódca Grupy Działań Lotniczych w 23. BLoT – jeden z najlepszych pilotów polskich myśliwców. Zadanie miał ciężkie, ponieważ Kuman ustawił wysoko poprzeczkę. Ale ppłk Kałko już przy starcie pokazał na co go stać – start z dopalaniem i wyrzucenie flar w ciasnym wirażu tuż po oderwaniu się od pasa. Nikt z nas się tego nie spodziewał, a wrażenie było niesamowite. Cały pokaz również z dużymi przeciążeniami, flarami i włączonym prawie non-stop dopalaniem zrobił na nas ogromne wrażenie. Po pokazie MiG-29 część dynamiczna zakończyła się, więc mogliśmy spokojnie dopełnić karty na wystawie statycznej, a potem udać się w kierunku domów. Niestety po raz kolejny główne karty podczas pikniku lotniczego w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego rozdała niesforna pogoda, ale mamy nadzieję, że powiedzenie „do trzech razy sztuka” w przyszłym roku się spełni i będziemy mogli spędzić czas typowo piknikowo, w strugach słońca a nie deszczu. Konrad Kifert „kifcio”

„ORLIK” – PRÓBA GENERALNA (Polska, EPRA)

Dnia 21 maja na radomskim lotnisku odbył się pierwszy w tym roku oficjalny trening grupy akrobacyjnej „Orlik”. Dla członków SPFL była to doskonała okazja do spotkania oraz oczywiście do uwiecznienia treningu na zdjęciach. Frajdę z wypadu do bazy mogła popsuć jedynie pogoda, co według szczegółowych prognoz było całkiem prawdopodobne. Co prawda poranek przywitał nas pięknym, palącym słońcem i nadzwyczaj wysoką temperaturą, ale taki stan rzeczy miał się utrzymać jedynie do godzin popołudniowych, kiedy to dowództwo bazy zaplanowało dwa wyloty po osiem maszyn i pokaz akrobacji z wykorzystaniem wytwornic dymu. Nieciekawa popołudniowa aura mogła pokrzyżować nie tylko nasze fotograficzne plany, ale również uziemić wszystkie samoloty, co dla każdego z nas – miłośników maszyn latających – byłoby prawdziwą tragedią. Po przywitaniu pod bramą lotniska zerkaliśmy więc nerwowo w niebo czekając na wojskowego Honkera, który miał nas zawieźć pod sam domek pilota. Chwile oczekiwania przed rozpoczęciem pierwszej tego dnia sesji fotograficznej umilaliśmy sobie wymianą fotograficznych doświadczeń oraz rozmowami z pilotami, którzy chętnie opowiadali jak wyglądają pokazy lotnicze widziane nie od strony barierek dla publiczności, ale zza sterów samolotu. Mieliśmy również okazję zamienić kilka słów z Dowódcą Bazy. Pierwsze zdjęcia zrobiliśmy na płycie lotniska korzystając z resztek pięknej słonecznej pogody, spoglądając jednocześnie na zachód, skąd powoli nadciągała ciemno-granatowa chmura. Technicy przygotowywali maszyny, a my uwiecznialiśmy ich pracę, jak również piękno samolotów PZL-130 Orlik stojących jeden obok drugiego. Swojej sesji fotograficznej doczekali się również piloci zasiadający w kabinach Orlików. Oczekiwanie na trening przyniosło jednak prognozowane załamanie pogody. Zrobiło się zimno, wietrznie, zaczął kropić deszcz. Niebo zasnuło się ciemnymi chmurami, które przed godziną 18.30 – czyli zaplanowanym pierwszym treningiem, szczęśliwie dla nas oraz dla pilotów Orlików – ustąpiły. Ciepłe promienie przedwieczornego słońca, ryk maszyn w powietrzu i dogodne miejsce przy pasie startowym – tak wyglądają idealne warunki dla każdego maniaka fotografii lotniczej. I tak było w tym przypadku. Wpatrując się w wizjery naszych aparatów podziwialiśmy powietrzne ewolucje. Drugi trening, który odbył się po godzinie 19.00, uwieczniliśmy stojąc na końcu pasa startowego. Dwa naloty, podczas których osiem maszyn przelatywało w zwartym szyku tuż nad naszymi głowami zrobiły na nas piorunujące wrażenie. W takich momentach każdy fotograf zaczyna mieć wątpliwości: czy robić zdjęcia, czy może opuścić aparat i skoncentrować się na oglądaniu maszyn w powietrzu pilotowanych przez doświadczonych pilotów. Po wylądowaniu ostatnich samolotów, z kartami pamięci zapełnionymi lotniczymi kadrami pożegnaliśmy się i udaliśmy Honkerem ku bramie lotniska. Podsumowując naszą udaną wizytę w bazie, chcielibyśmy serdecznie podziękować za możliwość wejścia na teren lotniska i podziwiania z bliska wspaniałych pilotów i ich pięknych maszyn. Wspólnie odliczamy czas do naszej kolejnej wizyty w Radomiu! Damian „fan911” Guzek

BLIŻEJ NIEBA NIŻ MIASTA (Polska, EPOM)

18 maja 2013 to dzień, na który zdecydowana większości z nas czekała z utęsknieniem. Tego dnia rozpoczął się III Festyn Lotniczy „Lotnisko Bliżej Miasta” w Michałkowie. Niejeden zapyta, dlaczego z utęsknieniem? Przecież to „tylko” piknik lotniczy, niczym nie wyróżniający się od innych. Otóż odpowiedź jest prosta – ten właśnie festyn to pierwsza impreza lotnicza w Polsce w tym sezonie. Jest okazja nie tylko do pierwszych spotkań, ale przede wszystkim do sprawdzenia „zakurzonego” po zimie sprzętu fotograficznego oraz przetestowania nowo zakupionych aparatów i obiektywów – bo jak się okazało, wielu z nas przed tegorocznym sezonem „dozbroiło” się w nowe akcesoria. Program tegorocznego festynu w Michałkowie zapowiadał się naprawdę atrakcyjnie i nie odbiegał standardem od podobnych imprez organizowanych w kraju. Niestety, w ostatniej chwili z programu dosłownie „wyleciała” Grupa Akrobacyjna „Żelaźni” – jedna z głównych atrakcji festynu. Zgodnie z programem festynu, lotnisko dla publiczności otwierane jest o 9.00 i o tej właśnie godzinie zjawiliśmy się na parkingu przy wejściu. Ponieważ pierwsze przyloty samolotów zapowiadane były na 11.00, mieliśmy dużo czasu aby jeszcze coś zjeść i ugasić pragnienie, a więc widok dużej liczby punktów gastronomicznych na lotnisku dodatkowo nas ucieszył. Do godziny 14.00 praktycznie nic ciekawego się nie działo. Zgodnie z harmonogramem czas ten przeznaczony był na działalność statutową aeroklubu, czyli m.in. loty szybowcowe oraz tzw. loty komercyjne – dla chętnych i majętnych miłośników lotnictwa. My tymczasem z niepokojem obserwowaliśmy niebo, na którym pojawiły się czarne chmury zapowiadające pogodę nieciekawą do latania. Deszcz jakoś przeszedł bokiem, ale zerwał się intensywny zimny wiatr. Na efekty nie trzeba było długo czekać – przelot dwóch samolotów Su-22 został odwołany… z powodu złych warunków atmosferycznych. Pogoda jednak stopniowo poprawiała się, a na pasie startowym pojawił się Artur Kielak, który wzbił się w powietrze na swoim XtremeAir XA-41. Jego pokaz to wielka demonstracja możliwości maszyny oraz fantastycznych umiejętności pilota. Niesamowite figury, jakie oglądaliśmy w wykonaniu Artura, budziły powszechny podziw i zdumienie. Jest tylko jeden minus dla nas – fotografujących: to wszystko dzieje się bardzo wysoko i czasami nawet nasze teleobiektywy nie wystarczają do zrobienia dobrego technicznie zdjęcia. Pomimo że nie jest nam za ciepło, bo wiatr w dalszym ciągu daje o sobie znać, to pogoda powoli robi się coraz bardziej fotograficzna. Jest jeszcze szarawo, ale powoli tworzą się piękne chmurki, które wspaniale kontrastują z błękitem nieba. Do swojego pokazu szykuje się Dušan Šamko – pilot ze Słowacji, który lata na samolocie Pitts S-2C. Jego akrobacje są również „najwyższych lotów”, czego efektem jest znowu niewielka ilość zdjęć pokazujących kunszt pilota tam wysoko. Samolot Pitts S-2C, którym lata Dušan Šamko, jest małym dwupłatowcem przeznaczonym do wykonywania skomplikowanych ewolucji w powietrzu. Wszyscy czekamy na jakiś Low Pass czyli niski przelot nad lotniskiem, ale niestety na próżno, wiadomo – przepisy nie pozwalają. Szkoda, bo samolot jest naprawdę piękny, a jego żółte malowanie tworzy ładny kontrast z otoczeniem. Niewątpliwie dużą zapowiadaną atrakcją był pokaz grupy rekonstrukcyjnej Retro Sky Team. Na moment przenieśliśmy się w czasy II Wojny Światowej. Na ziemi trwała potyczka armii sowieckiej z Niemcami, a w powietrzu oglądaliśmy symulowaną walkę lotniczą. Całe zdarzenie obfitowało w liczne wybuchy i fajerwerki. Jednakże brak scenariusza czytelnego dla widzów spowodował, że całe widowisko trąciło lekkim chaosem i trudno było zorientować się o co tak naprawdę chodzi. Pomimo tych niedociągnięć organizacyjnych cała rekonstrukcja wydarzeń zrobiła duże wrażenie na oglądających, a efekty pirotechniczne wspaniale oddawały realizm zdarzeń. Następną gwiazdą festynu był powszechnie znany i lubiany litewski pilot Jurgis Kairys, który zaprezentował się w pokazie solowym. Wszyscy jednak czekaliśmy na wieczorny pokaz grupy „Air-Bandits”, w skład której wchodzą wyżej wymieniony oraz dwaj rumuńscy piloci – Ioan Postolache oraz Dan Stefanescu. Zachodzące słoneczko oraz piękne niebo stworzyło nam bardzo dobre warunki do zdjęć. Pomimo że zrobiło się dość ciemno i należało „podkręcić” ISO, było bardzo klimatycznie – na to czekaliśmy. Spółka Jurgis Kairys z kolegami stanęła na wysokości zadania demonstrując wspaniały show na niebie. Jeżeli dodamy do tego pirotechniczne fajerwerki na ziemi towarzyszące przelotom „Air Bandits”, pokaz mógł się wszystkim podobać, a nam dał możliwość zrobienia niepowtarzalnych zdjęć. Z czysto kronikarskiego obowiązku można jeszcze odnotować przelot wojskowego samolotu transportowego Casa C-295 oraz samolotu Zlin Z-37 Čmelák pilotowanego przez Johna Richards`a. Był jeszcze samolot gaśniczy Dromader oraz pokaz samolotu Carbon Cub. Arkadiusz Pytlas „golden”

EPKK REAKTYWACJA (Polska, EPKK)

Maj był szczęśliwym miesiącem dla fotografów SPFL za sprawą dwóch wizyt na lotnisku w podkrakowskich Balicach. Pierwsza z nich w dniu 10 maja 2013 miała charakter cywilny. Dzięki uprzejmości i cierpliwości pracowników Kraków Airport mogliśmy podziwiać lotniskowe życie z miejsc, z których do tej pory nie fotografowaliśmy. Trawa usiana mleczami stanowiła świetne tło dla kołujących maszyn, a śpiew skowronków potęgował piknikową atmosferę. Niestety pogoda nie pozwoliła w pełni wykorzystać fotograficznego potencjału „nowych” miejsc skutecznie ograniczając ilość światła. Za to wesoła atmosfera nie opuściła nas nawet na chwilę. Piloci żywiołowo reagowali na widok obiektywów skierowanych w stronę powożonych przez nich maszyn. Miłą niespodziankę sprawiła załoga wojskowej CASY prezentując możliwości maszyny podczas widowiskowego startu. Dzień zakończyliśmy rozmową z pracującym na lotnisku sokolnikiem, podczas której mogliśmy podziwiać sztukę „karmienia” sokoła wędrownego oraz zrobić kilka zdjęć. 15 maja 2013 odwiedziliśmy EPKK ponownie. Tym razem gospodarzem i organizatorem sesji fotograficznej była 3. Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza stacjonująca w 8. Bazie Lotnictwa Transportowego. Na szczęście cztery dni wystarczyły aby pogoda odrobiła lekcję, a zapowiedziane wieczorne loty wróżyły ekscytującą sesję. Niestety jednak atrakcje w powietrzu zostały ograniczone do prób śmigłowca Mi-2. Niemniej nie mieliśmy powodów do narzekań. Na ziemi udostępniono nam śmigłowce (Mi-2 i Mi-8 w różnych wersjach), które mogliśmy do woli fotografować w zachodzącym słońcu. Dodatkowo mieliśmy okazję poznać wyposażenie i indywidualny charakter każdej maszyny oraz specyfikę zadań wykonywanych przez załogi śmigłowców. Sesję urozmaicał „normalny” ruch maszyn cywilnych oraz wojskowe CASY i M-28 startujące i lądujące na tle kwitnącego rzepaku. Pobyt w bazie zakończyliśmy sesją przy należącym do Lotniczego Pogotowia Ratunkowego śmigłowcu Eurocopter EC-135. Tomasz „Qna” Chochół
Back to Top