Szukaj

GRY WOJENNY NA WYSPACH

Z oficjalnych i z tych też mniej wiarygodnych źródeł dochodzą do nas zapowiedzi o dwóch manewrach wojskowych na Wyspach Brytyjskich. W dniach od 9 do 22 kwietnia 2016 r. odbędą się ćwiczenia „Joint Warrior”, a od 11 do 22 kwietnia będą miały miejsce manewry „Griffin Strike”. Z oczywistych względów nie znamy jeszcze dokładnych szczegółów, ale ze względu na obecną sytuację polityczną na świecie spodziewamy się bardzo intensywnych ćwiczeń ofensywnych. Już od początku marca w bazie RAF Coningsby goszczą niemieckie Eurofightery EF-2000. Zaobserwowano też niespotykaną aktywność w amerykańskiej bazie RAF Lakenheath (z oficjalnych oświadczeń wynika, że każda eskadra przeprowadza ponad 50 lotów dziennie gdzie średnia dla tej bazy to około 14). Przez ostatnie dni amerykańskie myśliwce F-15 Strike Eagle ćwiczyły na terenie Walii walki w powietrzu na dużych wysokościach. W dniu 10 marca 2016 r., gdy pogoda dopisała mieliśmy przyjemność obserwować symulację lotów poniżej zasięgu radaru w LFA 7, czyli w słynnym Mach Loop. Zapraszamy więc do śledzenia naszej strony internetowej www.spfl.pl , być może już wkrótce przedstawimy Wam relację z kwietniowych manewrów.

TICO WARBIRD AIRSHOW TITUSVILLE (USA, KTIX)

Według organizatora, którym jest Valiant Air Command Warbird Museum, Tico Airshow jest imprezą otwierającą sezon pokazowy w USA. Sprzyja temu położenie lotniska w miejscowości Titusville, która oprócz skojarzeń z komiksem o Tytusie, Romku i A’Tomku, ma ten niezaprzeczalny walor, że leży na słonecznej Florydzie. A ta wiosną nie jest jeszcze zalewana tropikalnym deszczem, a już oferuje upały. Jeszcze nie ma komarów, ale za to zawsze są aligatory. Impreza jest czysto komercyjna, biletowana, w stylu wesołego miasteczka z nastawieniem na sprzedaż hot-dogów i właśnie dlatego dała sporo swobody w miejscach, z których można było ładnie przyfocić. Gawiedź zajęta konsumpcją kompletnie odpuściła te atrakcyjne dla nas lokalizacje, a lotnisko w Titusville oferuje doskonałą miejscówkę na przecięciu dwóch pasów umieszczonych pod kątem prostym względem siebie. Niestety miejsce to organizatorzy potraktowali jako bazę wozów strażackich, stojankę pięknej Tico Belle (Douglas C-47 Skytrain) i lądowisko dla wykonywanych na Bellach (Huey i Cobra) lotów widokowych. Słowem, zostało niemiłosiernie zagracone. Nikła reprezentacja miejscowych fotografów tłoczyła się zaś w strefie VIPów i niestety nikt chyba nie przekazał organizatorom, że to piękne skrzyżowanie pasów mogłoby być lepiej wykorzystane. W zamian Tico Belle, sama w sobie przepiękna, mniej lub bardziej skutecznie blokowała widok na starty i lądowania. Z kolei loty widokowe śmigłowcami prowadzono całymi godzinami z piaszczystego podłoża, czego efektem były chmury piachu nawiewane na część publiki i na kilku desperatów usiłujących wykorzystać fotograficznie widły pasów startowych. Piszę o tym celowo, bo niewielka reorganizacja sprzętu na stojance i odsunięcie lądowiska helikopterów o kilkadziesiąt metrów załatwiłoby sprawę. Tegoroczna trzydniowa edycja Tico Airshow po raz pierwszy rozpoczęła się pokazami popołudniowo-wieczornymi z fantastycznym twilight show w wykonaniu Randyego Balla, jedynego pilota certyfikowanego do akrobacji dziennej i nocnej na…Lim-5, a jakże z Mielca rodem. Lot Lima na dopalaniu o zmierzchu to, trzeba przyznać, rzecz rzadka. Pokaz wieczorny sam w sobie bardzo widowiskowy okazał się wymagający fotograficznie, wysokie ISO rujnowało jakość. Na szczęście Lim latał jeszcze przy resztkach światła słonecznego, a jego metaliczne poszycie odpowiednio zareagowało, prezentując się prawie na różowo. Pozostałe gwiazdy wieczoru, czyli zespół Aeroshell (T-6 Texan) i Matt Younkin (Twin Beech 18) kończyły w egipskich ciemnościach. Nie dało się już fotografować, graty poszły w kąt i pozostało przyglądać się ewolucjom zupełnie na luzie – to też ciekawe doświadczenie. Kolejnego dnia w powietrzu, jak na „warbird airshow” przystało, pojawiło się dużo weteranów z superfortecą B-29 FiFi na czele. Uściślijmy, jedyną zdolną do lotu superfortecą na świecie. FiFi co prawda lata w USA często, na każdy lot sprzedaje się miejscówki, łącznie z penthousem Lorda Vadera w przeszklonym nosie maszyny i przez to zarabia na jej utrzymanie, ale dla mnie osobiście obejrzenie tej legendy w powietrzu to było coś. Odpalenie FiFi prowadzono z należną starszej pani asystą strażaków zabezpieczających ewentualny pożar silników. Podobnej asysty nie miała z kolei Tico Belle, też staruszka, ale widać gorszego sortu. Ze względu na swój raczej nostalgiczny charakter Tico airshow większość maszyn w powietrzu oferował w postaci samolotów śmigłowych. Niewątpliwie wyróżniały się tu aż trzy latające B-25 Mitchell. Wszystkie w kompletnie różnych malowaniach i w dynamicznym pokazie, duże i szybkie, czyli fotograficznie bardzo atrakcyjne. Wypolerowane poszycie B-25 o nazwie własnej Panchito dawało tu szczególnie wiele możliwości. Maszyny dostępne były również na statyce i dopiero wtedy można było się przekonać, że jedna z nich wozi na sobie niezłe działo – kaliber grubego słupka ogrodzeniowego. Takiej rury myślę nie powstydziłby się niejeden pojazd lądowy. Sporo zamieszania generowały śmigłowe Corsair, Mustang i cała chmara Trojanów. Corsair dumnie prezentował się w wolnym przelocie w konfiguracji jak do lądowania na lotniskowcu – najeżony wypuszczonymi klapami i opuszczonym hakiem. W powietrzu prezentowano kilka rzadkich konfiguracji. Modne ostatnio zestawienie starego z nowym, czyli odpowiednik brytyjskiego tandemu Typhoon-Spitfire Synchro Display pokazano w parze F-16/Mustang. To zawsze interesujące i całkiem fotogeniczne, gdy obie maszyny starają się dopasować do swoich zupełnie różnych możliwości. Podobnie jak u Brytyjczyków koniec pokazu para zaznaczała efektownym rozejściem. Innym zestawieniem był zazębiający się pokaz MiGa-17 (Lim-5) i F-86 Sabre, bezpośrednich rywali z Korei. Trochę jarmarcznie, ale na pewno w amerykańskim stylu i z amerykańskim przytupem, prezentowały się wyścigi Skyhawka z wyścigówką, przy czym nie były to dwa, cztery wyścigi wzdłuż pasa, jak to się zwykle praktykuje w Europie, ale bite kilkanaście o ile nie kilkadziesiąt przelotów. Obie maszyny drałowały tam i z powrotem na samym początku dnia, przy czym długotrwałość show oceniam na podstawie czasu, jaki zajęło mi przedostanie się z parkingu na teren lotniska. Trochę szkoda, że pokaz umknął. Taka powtarzalność pozwala na dopracowanie ujęcia. Kolejnym widowiskiem był przejazd ciężarówki na dopalaniu, gdzie do amerykańskiego trucka założono silniki odrzutowe z Learjeta. Tutaj nie było już żadnej powtarzalności – jeden przejazd i koniec. Porządne igrzyska potrzebują ofiar, i proszę, drugiego dnia tył ciężarówki stanął w ogniu i nie obyło się bez interwencji straży. Co charakterystyczne dla pokazów w Stanach, często uderza się w patriotyczną nutę i mimo, że Tico to impreza czysto komercyjna, to w programie znalazł się czas na publiczną przysięgę kadetów pobliskiej bazy lotniczej AFB Patrick. Znaleziono też czas na uroczyste pożegnanie pilota Dana Carra latającego od kilkudziesięciu lat na Skyhawku najpierw w Wietnamie, a potem w charakterze pilota pokazowego. Pożegnanie przez polewanie urządziła niezawodna straż lotniskowa. Tico pozostanie w pamięci jako impreza atrakcyjna fotograficznie (z zastrzeżeniami powyżej) głównie ze względu na swobodny dostęp do atrakcyjnych miejscówek i całkiem długą listę maszyn weteranów. Tubylcy ograniczyli się do piknikowania i nie zaprzątali sobie głowy takimi drobnostkami jak starty, lądowania czy przygotowania przedstartowe. Tak więc Tico to impreza godna polecenia tym bardziej, że w pobliżu można wyeksplorować jeszcze Kennedy Space Center. Sylwester „eSKa” Kalisz

TICO WARBIRDS AIRSHOW 2016

Karuzela pokazów anno domini 2016 ruszyła! Co prawda nieoficjalnie bo nikt statusu pierwszeństwa organizatorom zdaje się w tej materii nie przyznał, do tego daleko bo na Florydzie, ale za to z udziałem "FiFi" - jedynej latającej Superfotecy B-29 na świecie. Tico Airshow organizuje rok w rok Valliant Air Command Warbird Museum w Titusville przy czym tegoroczna edycja po raz pierwszy rozpoczęła się pokazami popołudniowo-wieczornymi z fantastycznym twilight show w wykonaniu Randy Balla, jedynego pilota certyfikowanego do akrobacji dziennej i nocnej na...Lim-5. Miejsce jest szczególne, klimatyczne, w pobliżu kusi Kennedy Space Center, ale to już zupełnie inna historia. Relacja z Titusville wkrótce.

REKONESANS NA KRZESINACH

Wiosna powoli budzi się do życia, a wraz z nią nasze żelazne ptaki nieśmiało zaczynają wyjeżdżać z hangarów. W związku z tym nie zwlekając w dniu 10.02.2016 r. skorzystaliśmy z gościnności personelu w 31. BLT w Krzesinach i odbyliśmy krótką gospodarską wizytę. W trakcie pobytu odbyło się krótkie spotkanie z Dowódcą Bazy oraz OP. Mieliśmy okazję porozmawiać o planach i tym co może wydarzyć się lotniczo w Krzesinach w nadchodzącym roku oraz o możliwej współpracy SPFL z 31. BLT. Krótko po południu, korzystając z gościnności gospodarzy, choć pogoda nie rozpieszczała, udało się uwiecznić kilka pierwszych startów i lądowań w tym roku. Mam nadzieje, że już wkrótce na naszych stronach zobaczycie dłuższą relacje z pobytu SPFL na Krzesińskim lotnisku.

REKONESANS NA KRZESINACH (Polska, EPKS)

Wiosna powoli budzi się do życia, a wraz z nią nasze żelazne ptaki nieśmiało zaczynają wyjeżdżać z hangarów. W związku z tym nie zwlekając w dniu 10.02.2016 r. skorzystaliśmy z gościnności personelu w 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach i odbyliśmy krótką gospodarską wizytę. W trakcie pobytu odbyło się krótkie spotkanie z Dowódcą Bazy oraz OP. Mieliśmy okazję porozmawiać o planach i tym co może wydarzyć się lotniczo w Krzesinach w nadchodzącym roku oraz o możliwej współpracy SPFL z 31. BLT. Krótko po południu, korzystając z gościnności gospodarzy, choć pogoda nie rozpieszczała, udało się uwiecznić kilka pierwszych startów i lądowań w tym roku. Maciej "szamal" Szamałek

MACH LOOP NA DZIEŃ DOBRY!

Nastał nowy rok. Okres poświąteczno - noworoczny to zawsze czas podsumowań, ładowania baterii, grzebania w szufladach w poszukiwaniu zapomnianych kart pamięci itp. Ale to nie w naszym stylu! My ruszamy, i to z impetem! 6-7 stycznia 2016 r. wybraliśmy się w góry środkowej Walii. Zapraszamy na podróż do słynnego Mach Loop. Relacja już niebawem.

DOŚWIADCZYĆ MACH LOOP (Wielka Brytania, LFA7)

Jest pierwszy tydzień stycznia. Znajdujemy się gdzieś w walijskich górach w Parku Narodowym Snowdonia. Wilgotność powietrza jest około 90%, a temperatura spada poniżej zera. Wiatr osiąga w porywach do 80 km/h. Wieje na tyle silnie, że gdy zaczyna padać śnieg to pada horyzontalnie. Zerkamy w stronę wybrzeża oddalonego kilka kilometrów od nas - widać, że się przejaśnia. Silny wiatr szybko przepycha zimny atlantycki front. Zaczynamy szykować się do wyjścia w górę. Czeka nas stroma wspinaczka na około 600 metrów. Ale nie jesteśmy tutaj, aby podziwiać górskie widoki. O nie! Jesteśmy w obszarze wojskowej przestrzeni powietrznej. Jest to obszar treningowy niskiego latania numer 7. Zapraszamy na wycieczkę do słynnego MACH LOOP! - Gdzie i dlaczego? - Mach Loop jest jednym z 18 regionów w Wielkiej Brytanii, gdzie wojskowe samoloty trenują latanie na niskich wysokościach. Oddalone około 10 kilometrów od nadmorskiego miasteczka Barmouth. Jest to miejsce bardzo szczególne, bo tworzy pętlę biegnącą przez malownicze górskie doliny, tak ukochane przez pilotów myśliwców i entuzjastów lotnictwa. Piloci z całego świata odwiedzają to miejsce od lat aby sprawdzić swoje umiejętności na ciasnych górskich zakrętach, a miłośnicy fotografii lotniczej czekają godzinami, aby złapać szybkie bojowe samoloty w przepięknej scenerii. Poza pięknym tłem jest jeszcze jeden powód, dlaczego to miejsce jest tak szczególne. Połączenie wilgotnego morskiego powietrza z górskim tworzy niesamowite warunki, przy których powstają niesamowite oderwania przy samolotach i ciągnące się za nimi smugi. Naprawę ciężko znaleźć pokazy lotnicze gdzie coś takiego można zobaczyć. - Co i kiedy? - Jedyne co jest pewne, to że nie ma lotów w weekendy i święta. Poza tym nie ma reguły. Nie wiadomo co i na pewno nie wiadomo kiedy. Choć latają tam przez cały rok, to ze względu na pogodę, koniec zimy i początek wiosny z reguły bywa najlepszym okresem na odwiedzenie Mach Loop'a. Najlepiej wybrać się w ładny słoneczny dzień. Jeśli widoczność jest dobra mamy duże szanse zobaczyć brytyjskie Tornada i Typhoony. Przy odrobinie szczęścia będziemy mieli okazję spotkać Amerykańskie Siły Powietrzne w ich niesamowitych F 15 Strike Eagle. Wszystko to latające bardzo nisko nawet do 75 metrów od powierzchni ziemi. W okresie pomiędzy tymi większymi pokazami lotniczymi można liczyć na inne typy samolotów. W ostatnich latach widziane były F-16, A-10, Mirage 2000, Red Arrows i wiele innych. Niestety dużo zależy od bardzo zmiennej pogody no i oczywiście od łutu szczęścia. Podczas dość męczącej około 45 minutowej wspinaczki czuć każdy gram sprzętu, który zabraliśmy ze sobą. Jedno jest pewne, termos z ciepłym piciem i jakiś prowiant na pewno się przyda podczas długiego czekania, a już szczególnie w taki zimny styczniowy dzień. Po dotarciu na miejsce spotykamy lokalnych walijskich spotterów. Od lat bywają tutaj niemal codziennie i znają te góry jak nikt inny. Są też o wiele lepiej zahartowani do tej pogody i patrzą z uśmiechem jak trzęsiemy się z zimna w naszych puchowych kurtkach. Ktoś na przywitanie powiedział: „Croeso Y Gymru” co po walijsku znaczy: Witamy w Walii. Oczekiwanie mija na pogawędkach na temat lotnictwa i nasłuchiwaniu skanera. Czasem wysoko słychać odgłosy myśliwców. Kilka fajnych przelotów Hawków z pobliskiej bazy RAFu daje okazję do zrobienia kilka bardzo konkretnych kadrów. Niespodzianką było pojawienie się po raz pierwszy w tym roku jednej z maszyn z Red Arrows. RED 4 przeleciał zostawiając piękne smugi za sobą. Niestety styczniowe dni są bardzo krótkie i warunki do fotografowania z minuty na minutę są coraz gorsze. Część ludzi powoli schodzi w dół. Ale ekipa Air Action zawsze zostaje do końca. Nasza cierpliwość zostaje nagrodzona. Skaner budzi się do życia. Słychać rozmowę pilota Tornada GR4 z Londynem. Jego kod wywoławczy to „Gold Star”. Piękny przelot zrekompensował długie godziny czekania. Piękna złota gwiazda namalowana na ogonie - naprawę mieliśmy dużo szczęścia trafiając na tę maszynę. Zaczyna robić się późno i zimno staje się nie do zniesienia. Powoli szykujemy się do powrotu. Jednak Mach Loop uczy pokory i cierpliwość. Tutaj zawsze trzeba czekać do ostatniej minuty. Na skanerze odzywa się ktoś z bardzo charakterystycznym akcentem. Mówi bardzo powoli i poważnie. To Amerykanie! Trzy F-15 proszą o pozwolenie na lot na niskiej wysokość przez 30 minut. Wysoko szukają przerwy w chmurach na wejście do doliny. W pewnym momencie odgłosy z głośnika skanera i odgłosy silników ucichają. Łapiemy za aparaty, serce zaczyna bić szybciej. Już nie czujemy żadnego zimna. W dolinie ukazuje się wspaniała sylwetka F-15 zostawiając piękne smugi. I za nim kolejny! Naciskamy przycisk migawki aparatu. Mamy to! Marek „Maras” Gembka

OSA-S CZYLI SKOKI SPADOCHRONOWE POD DACHEM

Tunel aerodynamiczny w Leźnicy Wielkiej jest częścią Ośrodka Szkolenia Aeromobilno - Spadochronowego. To jedyny tego typu obiekt w Wojsku Polskim. Pod okiem doświadczonej kadry w kontrolowanych warunkach adepci sztuki spadochronowej mogą uczyć się i doskonalić techniki swobodnego spadania podczas skoku ze spadochronem. Jako jedni z nielicznych cywili mieliśmy możliwość poznania "od środka" obiektu i stojących przed instruktorami Ośrodka zadań.

LIGHTNING O ZMIERZCHU (Wielka Brytania, Bruntingthorpe Aerodrome)

Co się stanie, gdy grupka ambitnych ludzi będzie bardzo chciała czegoś dokonać? Powstaną rzeczy wielkie! Aby się o tym przekonać, 7 listopada 2015 r., udaliśmy się do Bruntingthorpe w Anglii. To tam kilku starszych panów założyło „Lightning Preservation Group” i w małym hangarze utrzymuje przy życiu wspaniałe myśliwce z czasów zimnej wojny - English Electric Lightning. Ten niesamowity samolot myśliwski produkowany był w latach 1959-1969. Jednomiejscowa konstrukcja o owalnym kadłubie ze stożkowym wlotem powietrza z przodu i skrzydłach o skosie natarcia 60 stopni ważyła ponad 14 ton i robiła ogromne wrażenie. Lightningi miały służyć jako samoloty przechwytujące, więc charakteryzowały się bardzo dobrymi osiągami. Dzięki dwóm ogromnym silnikom Rolls–Royce'a, ułożonym pionowo jeden nad drugim z dyszami na końcu kadłuba, potrafił osiągnąć zawrotną prędkość 2415 km/h. 25 listopada 1958 r. jako pierwszy brytyjski samolot osiągnął Mach 2. W kwietniu 1985 r. podczas ćwiczeń miał jako jedyny samolot na świecie prześcignąć samolot Concorde. Nie tylko prędkość w locie poziomym przewyższała osiągi większości myśliwców tamtych czasów (a nawet część późniejszych maszyn). Prędkość wznoszenia dochodziła do 15 km/min. Podobno w 1984 r. na ćwiczeniach NATO, na wysokości ponad 20 kilometrów nad ziemią, miał przechwycić szpiegowski samolot Lockheed U-2. Mimo niesamowitych osiągów Lightning był konstrukcją o niewielkim uzbrojeniu i ograniczonym zasięgu. Duże kłopoty też sprawiało serwisowanie. Widok tego myśliwca nawet po tylu latach robi ogromne wrażenie. W Bruntingthorpe stoją trzy egzemplarze (z czego XR713 jest jeszcze w renowacji). Niestety w Wielkiej Brytanii nie mają już pozwolenia na latanie. Tego dnia były wystawione dwie maszyny i mieliśmy praktycznie pełen dostęp do nich przez cały dzień. Odbyła się też bardzo dobrze zorganizowana sesja przy pięknym zachodzie słońca, ale gwoździem programu było kołowanie obu maszyn i start silników z pełnymi dopalaczami. Silniki Lightningów robią niesamowity hałas, a płomienie z dysz są ogromne. Trzeba przyznać, że to był pokaz jedyny w swoim rodzaju. Na pewno odwiedzimy to miejsce ponownie, do czego zachęcamy również Was, drodzy czytelnicy. Zazwyczaj dwa razy do roku organizowane są dni otwarte. Szczegóły można znaleźć na stronie www.lightnings.org.uk. Gorąco popieramy tych miłych starszych panów – wielkich pasjonatów lotnictwa. Cały program działa jedynie dzięki prywatnym dotacjom, a wszystko to przez miłość do tych pięknych maszyn. Niestety troszkę też jesteśmy zazdrośni... no bo kto by nie chciał mieć na emeryturze własnego myśliwca z czasów zimnej wojny? Marek „Maras” Gembka

LIGHTNING O ZMIERZCHU!!!

W dniu 7 listopada 2015 mieliśmy niebywałą okazję fotografować angielskie myśliwce z czasów zimnej wojny – Lightnings. Nasze spotkanie odbyło się przy pięknym zachodzie słońca. Byliśmy bardzo blisko, było bardzo głośno i były dopalacze! Serdecznie zapraszamy na pełną fotorelację już wkrótce!
Back to Top