Szukaj

ROYAL INTERNATIONAL AIR TATTOO 2018 (Wielka Brytania, EGVA)

Który to już raz. Piąty? Szósty? Jakby tak dobrze policzyć to chyba dziewiąty... Dziewiąty RIAT... to już prawie jubileusz. Jak go oceniam... hmm..., może jednak zacznę od początku. Połowa lipca to dla wielu miłośników lotnictwa z całego świata czas zarezerwowany na wyjazd do Wielkiej Brytanii. Właśnie wtedy odbywają się tu dwie wyjątkowe imprezy lotnicze Flying Legends w Duxford i Royal Interantional Air Tatoo w Fairford, przez wielu uznawane są za największe i jedne z najlepszych pokazów lotniczych na świecie. Od ponad czterdziestu lat RIAT cieszy miłośników lotnictwa, a tegoroczna edycja zapowiadała się wyjątkowo...
BĘDZIE GRUBO
Tematem przewodnim tegorocznej edycji było prawdziwie wyjątkowe wydarzenie: międzynarodowe obchody 100-lecia Królewskich Sił Powietrznych (Royal Air Force). Kiedy informacja ta pojawiła się oficjalnie (zaraz po zakończeniu RIAT 2017), dla nikogo chyba nie było wątpliwości, że jak RAF będzie obchodził swoją setkę, to "będzie grubo". Przekonanie to przez cały rok dobrze jeszcze podkręcała bardzo mocna kampania marketingowa. Efekt? My również się nakręciliśmy. :)  I nie byliśmy jedyni. Oczekiwania rosły z miesiąca na miesiąc. Takiej sprzedaży biletów organizatorzy nie widzieli chyba nigdy. Bilety i pakiety FRIAT rozchodziły się jak ciepłe bułki, a niektóre pakiety praktycznie wyprzedano jeszcze przed zakończeniem 2017 roku. Nic dziwnego, że kiedy przyszedł "termin", do Fairford wybrała się całkiem spora SPFL-owa ekipa. Niektórzy jechali tam po raz pierwszy, drudzy "odświeżali" sobie imprezę po krótkiej pauzie, a dla innych był to kolejny zaplanowany wyjazd, jak co roku. Różnie też planowaliśmy nasz pobyt. Focenie w piknikowej atmosferze nad jeziorkiem farmy Toterdown, strefa FIRAT, albo spod płotka publiki, a może wszystko po trochu... :) Sposób nie był istotny, ważne było, że mogliśmy uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu i wspólnie cieszyć się tym świętem lotnictwa.
W statystykach tegoroczna edycja rzeczywiście zapowiadała się "grubo". Ponad 300 maszyn, z czego ponad 120 w pokazach w powietrzu. Przedstawiciele 41 formacji lotniczych z 31 krajów. To robiło wrażenie. Pełne trzy dni pokazów (!), dodatkowo dwa dni przylotów, dzień treningowy i dzień wylotów po pokazach. Dla najbardziej "wytrwałych" tegoroczny RIAT mógł trwać nawet sześć dni (!). Robiło się z tego już prawdziwe wyzwanie ;).
W POWIETRZU
Pierwsze przyloty zaczęły się już we wtorek. Japoński C-2, dalej B-1B, kanadyjski Hornet, francuski Atlantic... wymieniać można by długo... ale warto zatrzymać się na chwilę przy ostatnim. Właśnie przy tej maszynie potwierdziła się teza, że trzeba korzystać z każdej możliwości focenia, jaka się nadarza, i nie zostawiać niczego "na później". Breguet Atlantic to morski samolot patrolowy/zwalczania okrętów podwodnych – maszyna pokazywana bardzo rzadko i praktycznie tylko na pokazach we Francji. Przyleciał we wtorek i jeszcze tego samego dnia jego załoga przeprowadziła trening do swojego pokazu. Niestety następnego dnia "ze względów operacyjnych" samolot został odwołany z pokazów i wrócił do kraju. Jeżeli więc ktoś "odpuścił" sobie jego trening, nieprzyjemnie zdziwił się następnego dnia. Oczywiście francuski patrolowiec nie był jedyną atrakcją tegorocznego RIATu. Ze względu na obchodzone 100-lecie RAFu jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń była piątkowa defilada lotnicza, w której miało wziąć udział 50 samolotów i śmigłowców RAF, w tym najnowsze F-35B. No właśnie miało... Niestety na skutek złej pogody gdzieś na trasie całe to przedsięwzięcie... odwołano. :( Na otarcie łez został nam "tylko" przelot formacji "diamond nine", złożonej z dziewięciu Typhoonów z różnych dywizjonów RAF. To był piękny widok, a ten dźwięk... :) Na miłośników lotnictwa czekało jeszcze wiele atrakcji, m.in. pięć zespołów akrobacyjnych: hiszpańskie Patrulla Aguila, PC-7 ze Szwajcarii, włoskie Frecce TriColori, Royal Jordanian Falcons i oczywiście Red Arrows. Na tym nie koniec. Bardzo mocnę ekipę "wystawili" Francuzi, oprócz nieodżałowanego Atlantica przyleciały taktyczne dema: Couteau Delta (dwa Mirage-2000D) i Marine Rafale (dwa Rafale M) oraz bardzo dobrze wszystkim znany Rafale Solo Display. Po wielu latach przerwy na angielskie niebo powróciło również kanadyjskie demo na atrakcyjnie pomalowanym CF-18 Hornet. Nie było to zresztą jedyne solo na "Szerszeniach". Swoje F-18 zaprezentowali również Szwajcarzy i Finowie. Trzeba tu dodać, że chociaż bez flar, były to naprawdę bardzo dobre pokazy. Dzięki modernizacji (a dokładniej zmianie oprogramowania sterowania lotem) te nie najmłodsze już przecież maszyny prezentowały niektóre manewry zarezerwowane do tej pory tylko dla wysoko manewrowych F-22 czy Su-35. Po raz kolejny powrócili również Ukraińcy ze swoimi Su-27. Nie wiem, czy była to kwestia atmosfery pokazów, czy może jednak lepszego programu, ale pokazy Suchoia na RIAT były znacznie dynamiczniejsze niż to, co widziałem do tej pory na SIAF czy w Radomiu. Słuchając komentatora i korespondencji radiowej podczas ukraińskiego pokazu, można było odnieść wrażenie, że organizatorzy mocno zaciskali kciuki, żeby tylko Ukraińcy nic nie "zmalowali". Zaczęło się już na przylotach, kiedy zamiast jak wszyscy podchodzić do lądowania zgodnie ze ścieżką podejścia (upraszczając: po długiej prostej), piloci Su skrócili sobie drogę, lądując z ostrego zakrętu. Podczas sobotniego pokazu, podchodząc do przelotu na niskiej prędkości, pilot tak ją wytracił, że wyglądało jakby za chwilę maszyna miała przepaść. Na chwilę zatkało nawet komentatora... ;). Wszystko oczywiście skończyło się dobrze, bo maszyna cały czas była pod kontrolą... ;)
Kategorię palników reprezentowały jeszcze Gripeny z Czech i Szwecji, włoskie i brytyjskie Eurofightery (Typhoony) oraz F-16 z Belgii, Grecji, Turcji i Polski. Niestety pokazy naszego Tiger Demo na tle innych "szesnastek" wypadł niestety mniej efektownie. Żeby była jasność, nie ma tu winy naszego pilota, podobnie było z "Zeusem". Po prostu, mocną strona pokazu naszego Tiger Demo są flary, a jak wiadomo na RIATcie flar rzucać niestety nie można. Konkurencja nadrabiała to "dymami". Pokazy Belga i Turka były bardzo atrakcyjne nawet bez flar. Może warto by jednak zainwestować w "smokewindery", których naszemu tygryskowi brak?
Wracając jeszcze to Eurofighterów. Prawdziwym mistrzostwem popisał się Flt Lt Jim Peterson, pilotujący brytyjskiego Typhoona. Być może motywująco zadziałał poprzedzający go świetny pokaz ukraińskiego Flankera, a może presja własnego podwórka, ale to, co pokazał na zakończenie sobotnich pokazów, to była moc w czystej postaci. Niesamowicie dynamiczny i agresywny pokaz, od samego startu do lądowania, nie dał nam chwili wytchnienia. :)
Nowością i dużą atrakcją były również amerykańskie F-35, zaprezentowane w solowym minipokazie oraz we wspólnym przelocie z P-51 i Spitfire. Heritage flights, bo tego właśnie byliśmy świadkami, są to bardzo popularne na pokazach w USA wspólne przeloty mieszanych formacji samolotów współczesnych i historycznych. Ich zadaniem jest upamiętnienie ważnych wydarzeń historycznych i biorących w nich udział ludzi. Wspólny przelot F-35, Mustanga i Spitfire-a był hołdem złożonym przez Siły Powietrzne USA wszystkim lotnikom i żołnierzom służącym w RAF w czasie tych stu lat. Był to naprawdę wyjątkowy, i co tu kryć, wzruszający moment RIAT 2018, ...i nie ostatni, jak się wkrótce okazało. Drugą taką, "chwytającą za serce i gardło" chwilą był przelot upamiętniający 75. rocznicę powołania, chyba najbardziej znanej, elitarnej, jednostki RAF – 617. Dywizjonu, znanego pod nazwą "Dambusters – Pogromców zapór". Nazwa ta przylgnęła do jednostki po operacji "Chastise" – akcji, której celem było zbombardowanie w nocy z 16 na 17 maja 1943 roku niemieckich zapór na rzekach w Zagłębiu Ruhry. Od tamtej pory dywizjon stał się jednostką elitarną, wysyłaną do wykonywania zadań specjalnych. Przez niektórych nazywaną również... jednostka samobójców... OK, wróćmy jednak na RIAT 2018 roku... Kiedy po pokazie BBMF – Battle of Britain Memorial Flight wylądowały wszystkie maszyny oprócz Lancastera, pomyśleliśmy, że pewnie "Lanc" poleciał do Duxford "obskoczyć" jeszcze Flying Legends. Po chwili jednak dotarł do nas głos komentatora, który mówił coś o 617 i Dambusters. Wtedy dostrzegamy na horyzoncie zbliżającą się formację złożoną z Lancastera i dwóch mniejszych samolotów. Rzut oka przez obiektyw i już było wiadomo. Za historycznym bombowcem w ciasnym szyku leciało po jednej stronie Tornado, a po drugiej... F-35! No oczywiście, przecież 617. został niedawno ponownie sformowany, jako pierwsza jednostka, która otrzymała najnowsze maszyny RAF. Po chwili przed nami w pełnej krasie zaprezentowała się ta wyjątkowa formacja, pokazująca przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Trzeba tu przypomnieć, że do 2014 roku współcześni "Dambusters" latali i walczyli (obie wojny w Zatoce, Kosowo, Afganistan) na samolotach Tornado GR1/GR4.
Po kilku przelotach historyczna formacja rozdzieliła się. Lancaster zawrócił nad lotnisko, aby podejść do lądowania, a Tornado i F-35 wzniosły się i zniknęły w chmurach. Po krótkiej jednak chwili, para samolotów pojawiła się ponownie nad lotniskiem w niskim przelocie, by również po chwili rozdzielić się w widowiskowym rozejściu. Historia się dokonała, Tornado odeszły w przeszłość, a ich miejsce zastąpiły F-35. Kiedy myśleliśmy, że ta wyjątkowa prezentacja już się zakończyła, w niskim przelocie na dużej prędkości pożegnało się z nami jeszcze Tornado. Jak się zaraz okazało, nie było to pożegnanie symboliczne... z głośników usłyszeliśmy, że w związku z rychłym wycofaniem Tornado z uzbrojenia w RAF byliśmy właśnie świadkami OSTATNIEJ prezentacja tej wyjątkowej maszyny (w barwach RAF) na RIATcie. Dacie wiarę, już NIGDY nie zobaczymy na pokazach brytyjskich Tornado!... :( Nim otrząsnęliśmy się po tej informacji nad pasem startowym bazy w Faiford zawisł... F-35B z 617. dywizjonu RAF. Po prostu, "coś się kończy... coś się zaczyna". Był to dla mnie osobiście drugi najmocniejszy moment na RIAT 2018. Był jeszcze trzeci..., ale nazwijmy go... wyjątkowym. Od rana w sobotę wśród stojących wokół "lokali" przewijało się hasło "Global Power Mission". Coś mi się kojarzyło, ale chwilę zajęło, zanim "załapałem". Wkrótce po FRIATcie rozeszła się wieść, że dziś po południu nawiedzi nas "Duch". Oczywiście nie chodziło tu o żadne doświadczenie spirytualistyczne, a o amerykański bombowiec B-2 Spirit. Co roku amerykańskie lotnictwo strategiczne przeprowadza ćwiczenia możliwości uderzeniowych swoich jednostek o zasięgu globalnym. W dużym uproszczeniu wygląda to tak, że np. z bazy Whiteman w Montanie startuje bombowiec B-2, leci przez Atlantyk, nad Wielką Brytanię, potem nad Europę kontynentalną, potem gdzieś tam jeszcze... :) i wraca do domu. Podobnie jak w poprzednim roku mieliśmy być świadkami kilku przelotów (10 min w programie) formacji B-2 w osłonie dwóch F-15. Gratka niewiarygodna, gwiazdka w lipcu, itd.! Kiedy wreszcie nadeszła ta wyczekiwana godzina, a nad horyzontem można było już dostrzec tę nasza wymarzoną formację i wszyscy przestawiliśmy parametry naszych kamer i aparatów na "szybkie", organizatorzy puścili pokaz Chinooka(!). Serio? Nie dało się tego wstrzymać? Kiedy więc Chinook prezentował swoje wyjątkowe możliwości, nad lotniskiem w Fairford wszyscy i tak oglądaliśmy krążącą gdzieś tam hen formację dwóch F-15 i B-2. Myślę, że byłem w grupie przynajmniej kilku tysięcy osób, które chciały być wtedy daleko od Fariford. :). W każdym razie z wymarzonego pokazu oczywiście nic nie wyszło, bo po tak długim oczekiwaniu załoga B-2 oznajmiła, że ich czas się skończył i będzie tylko jeden przelot, co ewidentnie zaskoczyło nawet kontrolera lotów... Prawda, że wyjątkowy moment? Niestety nie był to jedyny taki "kwiatek" podczas tegorocznego RIATu.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do historii i maszyn historycznych. Bardzo ciekawy pokaz dwóch de Haviland Vampire (T55 i FB52) zaprezentował Norwegian AF Historical Squadron. Obie maszyny "wystąpiły" w malowaniu 72 i IV dywizjonu RAF, przypominając czasy pierwszych powojennych odrzutowców w służbie RAF. Piękne maszyny zaprezentowano w perfekcyjnie wykonanych elementach akrobacji i wysokiego pilotażu. Kolejnym elementem historycznym pokazów była prezentacja Great War Display. Na kilka chwil przenieśliśmy się w czasie gdzieś na pola Flandrii, gdzie mogliśmy być świadkami starcia grupy brytyjskich SE-5a i SE2c z niemieckimi Fokkerami DrI i Junkersem CLI. Brawurowa, momentami kaskaderska wręcz, rekonstrukcja walki powietrznej z czasów, "kiedy o zwycięstwie decydował sokoli wzrok i mężne serce". :) Na zakończenie części historycznej należy wspomnieć oczywiście o BBMF. Ta wyjątkowa formacja RAF zaprezentowała się w tym roku w bardzo bogatym składzie aż siedmiu samolotów, trzech Spitfire, dwóch Hurricane, Lancastera i Dakoty.
Na pokazach mogliśmy podziwiać również "wiatraki", choć w znacznie skromniejszej liczbie niż to zwykle bywało. Oprócz wspomnianego wcześniej Chinooka HC6 nasze oczy cieszyła również belgijska Augusta A-109. Niestety podobnie jak w przypadku naszego tygryska. Pokaz nastawiony na flary w momencie, kiedy tych flar nie ma sporo traci na atrakcyjności. Nowością i ciekawostką była za to prezentacja NH-90TTH z Fińskich Sił Powietrznych. Ciekawa, rzadko jeszcze spotykana na pokazach maszyna. Dodatkowo w atrakcyjnym taktycznym kamuflażu. Finowie dali dobry dynamiczny pokaz. Było co focić. :) W tym roku zabrakło niestety w pokazie dynamicznym brytyjskich Apache, Wildcatów czy Merlinów... wielka szkoda, bo nie dalej jak tydzień wcześniej wykonały świetne pokazy w Yeoviltown. Nie zawiedli za to Amerykanie. Specjale z 352 SOW z Midennhall dali na swoim MV-22 Ospery ciekawy i dynamiczny pokaz. Choć maszyna ta nie jest już nowością, pierwszy raz widziałem ją chyba na RIAT 2006, cały czas zadziwia swoimi możliwościami. Niestety Osprey zaprezentował się nam tylko w piątek, zaplanowany na sobotę pokaz został odwołany na skutek opóźnień w programie.
Swoję reprezentację miała również waga ciężka, czyli transportowce. W powietrzu mogliśmy podziwiać Atlasa, czyli Airbusa A-400, oraz włoskiego C-27. Do tej pory przyzwyczailiśmy się do kręcącego beczki Spartana i (w miarę) dostojnego Atlasa. Tym razem jakby zespoły się umówiły i zamieniły rolami. Załoga C-27 zaprezentowała pokaz taktyczny przedstawiający Spartana "przy pracy" bez wywijania, beczek i pętli... no może prawie. ;) Odmienny pokaz dała za to załoga Airbusa (formalnie samolot ten nie został jeszcze przekazany do RAF i nosił cywilne rejestracje, choć miał również znaczek RAF100). Od razu po starcie i ostrym wznoszeniu było wiadomo, że to nie będzie pokaz, jaki przystoi transportowcom. Brak tu już trochę miejsca, aby dokładnie opisywać, co wyczyniała ta załoga. Wyglądało to trochę tak, jakby ci panowie w kokpicie zapomnieli, że przesiedli się z myśliwca do... ciężarówki.
Nie jest to oczywiście wszystko, co można było zobaczyć w powietrzu nad Fairford. Brak tu jednak miejsca, żeby to wszystko opisywać... kto by zresztą chciał to czytać. Zapraszam do zapoznania się z galerią zdjęć.
NA ZIEMI – STATYCZNIE – ALE WCALE NIE NUDNO
RIAT to nie tylko pokazy w powietrzu. Wiadomo. Najczęściej na statyce jest więcej samolotów niż w pokazach dynamicznych i (niestety) często są to maszyny znacznie ciekawsze. Co w tym roku przykuło moją uwagę? Zacznijmy od wagi ciężkiej. Transportowce, bombowce, patrolowce... Na tegorocznej statyce było kilka wyjątkowych smaczków, jak choćby australijski E-7 Wedgetail, czyli samolot dozoru radarowego i wczesnego ostrzegania (i pewnie jeszcze wielu innych zastosowań). Bardzo ciekawa konstrukcja, z charakterystyczną wielką nieruchomą anteną zainstalowaną na kadłubie. Do tej pory widziałem ją tylko w barwach tureckich. Z podobnej półki był brytyjski RC-135W Rivet Joint formalnie samolot rozpoznania i walki elektronicznej. Maszyna bardzo rzadko widywana nawet w Wielkiej Brytanii. Z bombowców (po wycofaniu z pokazów B-52) został jedynie BONE, czyli B-1B, ale ja się nie skarżyłem, to "ptaszysko" nigdy mi się nie znudzi. W śród transportowców pierwsze miejsce zajął z pewnością Kawasaki C-2 najnowszy nabytek JASDAF w tej kategorii. Bardzo ciekawa konstrukcja. Ze zrozumiałych względów również trudna do zobaczenia w Europie ;). Drugim równie ciekawym był Embraer KC-390, brazylijski średni transportowiec, jeszcze nieprodukowany seryjnie. Wykonał piękny start w czasie swojego odlotu w niedzielę. Oprócz tego było oczywiście całe stado Herkulesów pod różnymi flagami, wśród nich nasz z 3SLTr z Powidza.
Wśród śmigłowców na uwagę zasługiwały szczególnie 3 maszyny, praktycznie wszystkie już historyczne. Pierwszą był Westland Whirlwind HAR10, piękna maszyna w charakterystycznym żółtym malowaniu lotnictwa ratowniczego. Niestety można go było zobaczyć w locie tylko w czasie przylotów i odlotów. Drugą jeszcze rzadszą konstrukcją był Bristol Skymore w barwach Red Bulla, jedna z pierwszych brytyjskich konstrukcji śmigłowcowych oblatana w 1947, do służby weszła w latach pięćdziesiątych. "Piękna" maszyna, raczej jedyny latający egzemplarz na świecie. Ostatnia z wybranej trójki to Gazelle AH1 z 665. dywizjonu. Prawdopodobnie jedna z ostatnich latających w AAC.
Wśród maszyn bojowych, "stada" szesnastek, Typhoonów, Gripenów, Hawków i Tornado moją uwagę zwrócił MQ-9B SkyGuardian. Dokładnie, ten BSL! A co w nim takiego szczególnego? Otóż kilka dni wcześniej maszyna ta przeleciała przez Atlantyk, by wylądować w bazie Fairford. Kierowana była z terenu Wielkiej Brytanii. Na wystawie statycznej prezentowana była z szeregiem uzbrojenia, ale formalnie była to maszyna cywilna. W sobotę jednak umieszczono na niej oznaczenia RAF oraz godło 31. dywizjonu "Goldstars", jednostki, która do przyszłego roku będzie jeszcze latać na Tornado, później jednak "przesiądzie się" na MQ-9 nazywające się już Protector RG1. Oto (niestety) znak czasów. Czy kiedyś będą tylko takie maszyny latały? Oby nie. :)
Oprócz wystawy statycznej tereny RIAT to miejsce bardzo niebezpieczne dla lotniczego świra... no OK bardzo niebezpieczne dla jego portfela. Jeżeli jesteś modelarzem, zbieraczem naszywek, pinów, miłośnikiem lotniczej literatury, itp. "strzeż się tych miejsc" – jak śpiewał Lech Janerka. Jeżeli nie masz naprawdę silnej woli, to jesteś zgubiony :). Ja nie miałem...
WYJĄTKOWE CZY (TYLKO) BARDZO DOBRE?
OK, teraz chyba najtrudniejsza część, więc będzie najkrótsza. :) Próba podsumowania. Trudno jest mi jednoznacznie podać ocenę, żeby zaraz nie dodać "ale". To były z pewnością świetne pokazy, "ale" czy tego oczekiwałem po 100-leciu RAF? To był na pewno dobry RIAT. Czy wyjątkowy? Nie. Bo nie mógł być. Pamiętam RIATy, gdzie w "dynamiku" latały B-52, B-1B, Harriery, Tornado, Vulcan, itd. Wiadomo inne czasy i nie ma, co porównywać. Ale czuję niedosyt. Niedosyt celebracji 100-lecia RAFu. Tego było mi tam za mało i poza kilkoma akcentami można było nie zauważyć, że coś świętowano. Pewnie, gdyby odbyła się defilada, wrażenie byłoby inne. Liczyłem jednak na więcej historii, niekoniecznie w powietrzu. Jestem realistą. To może inaczej. Czy mi się podobało? TAK! Bardzo! Jak zawsze! Dla mnie RIAT to impreza wyjątkowa. Ma niesamowitą atmosferę wielkiego lotniczego święta. Święta nie tylko lotników i lotnictwa, ale też lotniczych świrów. Nigdzie na świecie chyba nie gromadzi się tylu ludzi tak samo zakręconych i to praktycznie z całego świata. Tutaj możesz się nagle zorientować, że ten słynny japoński fotograf, którego zdjęcia tak bardzo podziwiasz, od lat stoi właśnie obok ciebie. OK, potem oglądając swoje i jego zdjęcia, zastanawiasz się, czy na pewno byliście na tej samej imprezie, ale to już inna historia :). Wiele razy wkurzałem się na (organizatorów) RIAT, w tym roku też dali parę razy do wiwatu. Wiele razy mówiłem sobie, że za rok nie pojadę... i najczęściej nie dotrzymywałem słowa. Życzę każdemu lotniczemu świrowi, żeby choć raz się tam wybrał. Choć na jeden dzień... A jak się już wybierzesz to... nie jedź sam! Taką imprezą trzeba się cieszyć wspólnie. Zatem do zobaczenia na RIAT-cie!
Przemek "Youzi"  Szynkora

FLYING LEGENDS 2018

Co roku w lipcu jesteśmy w Duxford aby delektować się widokiem i posłuchać dźwięku maszyn z lat trzydziestych i czterdziestych poprzedniego wieku. 14 i 15 lipca 2018 roku nie mogło być inaczej. W tych dniach odbyła się kolejna edycja kultowego „Flying Legends”. Oczywiście kolejna udana. Już sama lista maszyn, które wzięły udział w pokazach powoduje szybsze bicie serca u osób zakochanych w warbirdach. Okoł 50 maszyn - 15 Spitfire’ów, 4 Hurricane’y, 4 Mustangi, 4 Buchony, 3 Corsair’y , 3 Hawki, 2 Sea Fury, Thunderbolt, Lightning, Bearcat, Wildcat, B-17, Lancaster, Mitchell, Blenhaim, 2 Dakoty, 3 Baech 18, DC-6 i Jungmann. Był też wspólny przelot najnowszego F-35 Lightning w asyście Mustanga i Spitfire’a. Czy uda nam się oddać atmosferę tej imprezy? Ocenicie sami czytając relację, którą pojawi się niebawem na naszej stronie w dziale „Gdzie i kiedy byliśmy”.

WIECZÓR W SHUTTLEWORTH

Jeżeli za jakiś czas zadamy sobie pytanie, jakie pokazy lotnicze odbywały się 14 lipca 2018 roku, to zapewne pierwszą myślą będzie Royal International Air Tatoo w Fairford. Może wielbiciele starych samolotów wymienią na pierwszym miejscu Flying Legends w Duxford, ale zapewne niewielu wymieni Shuttleworth Evening Airshow w Old Warden. Czy jednak można przejść obojętnie obok tej ostatniej imprezy? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć już niedługo w relacji, którą jak zwykle znajdziecie na naszej stronie w dziale „Gdzie i kiedy byliśmy”.

WIECZÓR W SHUTTLEWORTH (Wielka Brytania, EGTH)

Sobota, 14 lipca 2018 roku, Anglia. Tego dnia lotnicze świry dzielą się na tych, którzy są na Royal International Air Tatoo w Fairford (RIAT) i tych drugich, którzy wybrali Flying Legends w Duxford. My należymy do tych drugich. Nie jesteśmy jednak na terenie Imperial War Museum (IWM) tak jak w poprzednich latach, ale obstawiamy pola w samym Duxford. Powody takiej decyzji są dwa. Pierwszy – kiedyś trzeba w końcu popatrzeć jak Flying Legends wygląda z zewnątrz. Drugi i w zasadzie główny – istnieje chytry plan zaliczenia dwóch pokazów jednego dnia. Nie chodzi tu oczywiście o RIAT, ale o wieczorne pokazy w Schuttleworth Collection w Old Warden odległym o około 40 minut jazdy samochodem. Plan zakłada opuszczenie Duxford około godziny 17 i przyjazd do Old Warden przed 18. Kiedy więc F-35 z Mustangiem i Spitfire’em kończą swój pokaz, a na niebie zaczyna buczeć norweska Dakota, zwijamy „bazę” i pakujemy się do samochodu. Korków wokół IWM jeszcze nie ma więc wszystko idzie zgodnie z planem, a jazdę umila nam koncert w wykonaniu mających akurat swój pokaz samolotów Red Bulla (DC-6, B-25, P-38 i F4U). W Schuttleworth jesteśmy około 17:40. Akurat w sam raz żeby zająć dogodne pozycje, bo równo o 18 zaczynają się pokazy. Bezpośrednio przy barierkach miejsc już oczywiście nie ma, ale generalnie nawet w „10 rzędzie” jest całkiem fajnie, bo strefa publiczności ma niewielkie nachylenie w kierunku pasa startowego. Trudno tu zresztą mówić o jakichś rzędach. Strefa publiczności przypomina raczej teren pikniku ze stolikami lub rozłożonymi na trawie kocami. Nikt się nie tłoczy, ogólnie – sielanka. Prawie punktualnie o 18 wzbija się w powietrze dwupłatowy Gladiator a chwilę po nim Hurrricane (w zasadzie Sea Hurriacane). Zaletą pokazów w Schuttleworth jest to, że samoloty latają tu dużo bliżej i niżej niż na „dużych” imprezach. Dodatkowo w czasie wieczornych pokazów słońce mamy już dość nisko nad horyzontem, z boku i lekko z tyłu, co daje bardzo przyjemne światło. Ale wróćmy do tego co na niebie. Właśnie Hurry z Gladiatorem wykonują kilka przelotów w zwartym szyku i pokazy zaczynają się na dobre. W czasie wieczornych pokazów w Schuttleworth przenosimy się w czasy początków lotnictwa, czasem tylko na niebie pojawi się coś nowszego, na przykład jakaś konstrukcja z lat 50-tych XX wieku. Najstarszy samolot jaki dziś oglądamy w powietrzu, to zbudowany 1917 roku Bristol Fighter F2.b, zaś najmłodszy - wyprodukowany w pierwszej połowie lat 50-tych Percival Provost. Oprócz wspomnianego Bristola okres I wojny światowej reprezentuje jeszcze Avro 504. Na niebie jednak królują głównie konstrukcje z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Poza wspomnianą już parą myśliwców są to dwupłatowe: Blackburn B2, DH Cirrus Moth, DH Moth, Southern Martlet i Po-2 oraz jednopłaty: Magister, Desoutter, Mew Gull i Lysander. Nie może również zabraknąć szybowców SG 38 i Kirby Kite. Prezentacje w powietrzu, to głównie niskie przeloty. Samoloty latają nie tylko solo, ale również w parach i trójkami. Wszystko na spokojnie, ale efektownie. Trochę dreszczyku emocji dostarczył pokaz w wykonaniu reprezentanta młodszego pokolenia. Zbudowany w 1952 roku DHC Chipmunk najpierw wykonuje kilka akrobacji po czym pilot wyrzuca z kabiny wstęgę z bibuły. Następnie atakuje spadającą wstęgę, za każdym razem rozrywając ją na mniejsze kawałki. Zabawa z bibułą to jeszcze nie koniec pokazu. Widzimy jak kilka osób ustawia na środku lotniska kilkumetrowy drąg z przyczepioną czerwoną wstęgą. Pilot Chipmunka wykonuje niski przelot i łapie wstęgę na skrzydło. Obsługa przyczepia do drąga następną wstęgę i przy kolejnym przelocie samolot łapie ją na drugie skrzydło. Taka ciekawostka. Gdy słońce dotyka już prawie horyzontu, w powietrze wzbijają się dwie konstrukcje z pionierskiego okresu lotnictwa. Chociaż samoloty te zostały zbudowane w latach 60-tych XX wieku na potrzeby filmu „Ci wspaniali mężczyźni na swych latających maszynach”, to konstrukcje zostały wykonane dokładnie tak jak ich pierwowzory z 1910 roku. Pierwszy startuje Bristol Boxkite i odnosi się wrażenie, że samolot ten unosi się w powietrzu tylko dzięki modlitwom wznoszonym do nieba przez pilota. Samolot leci bardzo wolno nabierając niewiele wysokości. Pilot trzyma sterownicę na wysokości twarzy, stąd wrażenie rąk uniesionych do modlitwy. Kolejny aktor, Avro Triplane lata już bardziej żwawo. Samoloty wykonują kilka przelotów, a gdy słońce znika za horyzontem, kolejno lądują. Podsumowując, wieczorne pokazy w Schuttleworth Collection, to bardzo fajna impreza dla osób lubiących stare i bardzo stare samoloty. Ciekawa sceneria, przyjemne światło zachodzącego słońca i przede wszystkim unikalne samoloty, to największe atuty tego miejsca. Na pewno jeszcze tu wrócimy. Lucjan "Acroluc" Fizia

THE ROYAL INTERNATIONAL AIR TATTOO 2018

W drugi weekend lipca, w bazie lotniczej Royal Air Force w Fairford w Wielkiej Brytanii, odbyły się największe i zapewne najważniejsze pokazy lotnicze na świecie. Piękna pogoda, codziennie 8 godzin pokazów w powietrzu i najlepsi piloci z całego świata. Jak było na Royal International Air Tatto? Przekonacie się już niebawem.

BLUE SKIES KRZYSZTOF!

W dniu 14 lipca b.r.  braliśmy udział w pożegnaniu kpt Krzysztofa Sobańskiego. Kapitana żegnali bliscy, znajomi, przedstawiciele władz państwowych oraz przedstawiciele wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP. Na pogrzebie głos zabrał Minister Obrony Narodowej - Mariusz Błaszczak, który awansował pośmiertnie porucznika Krzysztofa Sobańskiego na stopień kapitana i nadał mu Złoty Medal za Zasługi dla Obronności Kraju. Na długo pozostanie nam w pamięci mowa dowódcy 22. BLT pułkownika Mirosława Zimy. Mówił szczerze, otwarcie, chwytał za serce, pożegnał Krzysztofa jako wspaniałego człowieka, kolegę, pilota. Była to jedna z tych wyjątkowych mów, które zapadają głęboko w pamięć. Głos w pożegnaniu zabrali również koledzy Krzysztofa z 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku. W imieniu kolegów pożegnanie wygłosił porucznik Ireneusz Krajewski. Po mszy ciało kapitana zostało złożone na lawecie i w kondukcie żałobnym przewiezione ulicami Pruszcza Gdańskiego na cmentarz przy ul. Obrońców Pokoju, gdzie został pochowany w asyście kompanii honorowej. Mamy nadzieję iż zgodnie z obietnicą ministra obrony narodowej Polska nie zapomni o rodzinie kapitana Sobańskiego, jak i samym Krzysztofie. My, Stowarzyszenie Polskich Fotografów Lotniczych, na pewno nie zapomnimy!

DEBIUTY NA MACH LOOP

Każdego roku, lipiec w Wielkiej Brytanii jest najciekawszym miesiącem pod znakiem lotnictwa. Oprócz mniejszych pokazów w każdy weekend, jak każdy zapewne wie, organizowane jest największe na świecie show lotnicze - Royal International Air Tattoo. Impreza ta, czasami przynosi bardzo ciekawe niespodzianki. W tym roku postanowiliśmy wybrać się do Mach Loop, aby zobaczyć, czy któryś z międzynarodowych gości zaskoczy nas swoją obecnością. Nie zawiedliśmy się…

DEBIUTY NA MACH LOOP (Wielka Brytania, LFA7)

Tuż przed dużymi pokazami RIAT w Fairford postanowiliśmy wybrać się na Mach Loop w Walii. Część z nas była już kiedyś w Axalp i pałała tęsknotą za zdjęciami statków powietrznych z górami w tle, całe więc szczęście, że na miejscu w Anglii mamy naszych SPFLowych waryjotów, którzy tę walijską mekkę fotografów lotniczych znają jak własną kieszeń. W tym miejscu ogromny ukłon w stronę Piotrka, który był na miejscu naszym przewodnikiem, kierowcą, żywicielem, a co najważniejsze świetnym kompanem. Dawno się tak nie śmialiśmy jak podczas tej wyprawy i na pewno jej nie zapomnimy. Wyruszyliśmy z Londynu przed drugą w nocy i po około 4 godzinach dotarliśmy na miejsce ciesząc się, że jeszcze załapaliśmy się na miejsce parkingowe tuż pod The Bwlch. Dzięki temu mogliśmy na spokojnie uciąć sobie małą drzemkę w aucie i odespać trasę. Miejsca parkingowe w całej okolicy znikały jak ciepłe bułeczki i jeśli ktoś przyjechał później niż o 8:30 to musiał długo krążyć wokół loopa i niestety finalnie zmieniać oryginalne plany, co do miejsca, z którego planował robić zdjęcia. Zaczęliśmy się zastanawiać cóż to będzie latało, że aż tylu pasjonatów lotnictwa postanowiło niemal oblepić wszystkie możliwe punkty spotterskie na Mach Loop, gdyż zazwyczaj nie ma tam zbyt wielu ludzi.  Dość szybko, po rozmowach z innymi fotografami dowiedzieliśmy się, że atrakcją dnia będzie kanadyjski hornet. No miód na nasze uszy. Czekaliśmy jak na szpilkach, aż się zjawi, ale zanim się doczekaliśmy zapełnialiśmy karty kadrami z F-15 stacjonującymi w Lakenheath. Nie pamiętam już ile tych przelotów było, ale na tyle dużo, by rozgrzać się choć fotograficznie, ponieważ od rana temperatura i wiatr nie rozpieszczały. W ciągu dnia pogoda zmieniała się kilkukrotnie, więc na przemian zdejmowaliśmy warstwy odzieży i je zakładaliśmy z powrotem. Pewnie nie o pogodzie chcecie tu czytać, ale to z nią wiązała się nieustanna zmiana warunków świetlnych. Wróćmy więc do tego co tygryski lubią najbardziej - w oczekiwaniu na F-18 z Kanady gościliśmy herkulesa, również kanadyjskiego oraz atlasa z RAF, ale największą niespodzianką dnia był czeski gripen. Być może ktoś gdzieś wiedział, że się zjawi, ale wszyscy wokół nas byli równie zszokowani co my. Reakcje byłyby podobne gdyby zawitało UFO. W popołudniowym przelocie kanadyjczycy wysłali dla odmiany horneta w nowym pięknym malowaniu, które przepięknie odcinało się na tle zboczy gór pomimo gorszych warunków pogodowych. Radość wszystkich była nie do opisania, a okrzyki było słychać ze wszystkich zakamarków The Bwlch. Na koniec jeszcze kilka przelotów F-15 i czas był już schodzić na dół. Do hotelu dotarliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Środa była zdecydowanie słabsza pod względem ilości przelotów, latały praktycznie tylko F-15 i pomimo, że często było je słychać gdzieś w pobliżu, to Mach Loop omijały bardzo szerokim łukiem. W długich przerwach między lotami z nudów panoramowaliśmy nawet samochody poruszające się po drodze w dolinie lub fotografowaliśmy owce pasące się tuż obok nas. Na sam koniec dnia zaskoczył nas przelotem osprey. W tym przypadku od lokalnych fotografów mieliśmy cynk na około 10 minut przed czasem. W ciągu tych dwóch dni brakowało nam przede wszystkim hawków, liczyliśmy też na nieco więcej statków lotniczych zjawiających się w Anglii w związku z RIAT. W końcu to jedna z niewielu okazji dla zagranicznych pilotów by przelecieć na niskim pułapie w Narodowym Parku Snowdonii. Domyślamy się, że RAF we wtorek skupił swoją uwagę na Fly Past, czyli paradzie lotniczej w związku ze stuleciem lotnictwa w Anglii, ale liczyliśmy, że w środę pojawią się w Walii. Tak czy inaczej bardzo jesteśmy zadowoleni z tego co udało nam się na Mach Loopie ustrzelić. Efekty naszych łowów można  podziwiać w załączonej galerii. Jeśli będziecie planować wyprawę w to fantastyczne miejsce poczytajcie w necie, które miejsca dają jakie możliwości, czy jakie zasady obowiązują w odniesieniu do parkowania oraz jak by nie patrzeć, przebywania na prywatnych terenach, na których pasą się owce. Ta wyprawa to taki potrójny debiut. Po pierwsze, dla nas to był debiut na Mach Loop, po drugie to pierwszy raz kiedy zjawiły się tam i kanadyjski hornet i czeski gripen, a po trzecie, podobno jeszcze się nie zdarzyło żeby w ciągu dnia gdy odbywają się loty nad Mach Loop nie pojawił się Hawk. Marta "holka" Holka

NOWOTARSKI PIKNIK LOTNICZY 2018 (Polska, EPNT)

W weekend 7-8 lipca b.r. już po raz dziesiąty zorganizowano na Podhalu piknik lotniczy. Gospodarzem tej imprezy był jak co roku Aeroklub Nowy Targ. Mimo utrudnień na remontowanej Zakopiance udało nam się dotrzeć na miejsce bez większych problemów. Jak zwykle nasza wizyta rozpoczęła się od rozpoznawczego spaceru po terenie lotniska i ustanowionych stref. Warunki pogodowe były tym razem bardzo sprzyjające względem zeszłych edycji. Organizatorzy zapewnili w tym roku bogatszą niż dotychczas ofertę pokazów. Na niebie w Nowym Targu zaprezentowały się samoloty akrobacyjne, takie jak SU-31 pilotowane przez legendę akrobacji samolotowej Jurgisa Kairysa, XA-41 prowadzone przez mistrza Artura Kielaka, a także Edge 540 TK kierowanego przez zawodnika Red Bull Air Race Łukasza Czepielę. Nowotarskiej publiczności zaprezentowały się również zespoły i pary. Wspaniały pokaz precyzji latania grupowego pokazali panowie ze śląskiej grupy akrobacyjnej Firebirds, ciekawe i emocjonujące mijanki przedstawiła zaś para JAK-3U z XA-41. Pięknie zaprezentowała się również dwójka AeroSPARX, których kolorowe dymy świetnie urozmaiciły pokaz. W Nowym Targu występowały również śmigłowce. Widzowie mogli obejrzeć parę szturmowych Mi-24 oraz Bolkowa Bo 105. Na pikniku nie zabrakło także CASY C295 z bazy w Balicach. Piloci pokazali na co tak naprawdę stać tą maszynę. Szybkie przeloty, ciasne ostre zakręty oraz spektakularny "kosiak" symulujący lądowanie, to wszystko co widownia lubi najbardziej. Na pikniku nie zabrakło również stałych bywalców takich jak RWD-5, Boeing Stearman, JAK-18, czy Piper Cub. Bardzo niskie, przykuwające uwagę zgromadzonych, przeloty wykonał również Słowak Arnost Foff na samolocie potocznie nazywanym przez publiczność auto-lotem Morava L-200D. Wieczorem Organizatorzy X Nowotarskiego Pikniku Lotniczego przygotowali dodatkową niespodziankę, jak mawia pewien ekspert i komentator piłkarski ,,truskawkę na torcie”. Nocny pokaz grupy The Flying Dragons oraz AeroSPARX. Oba zespoły wystąpiły z użyciem specjalnych oświetleń oraz pirotechniki. Publiczność w Nowym Targu była zachwycona, my zresztą też. Reasumując bardzo fajna rodzinna atmosfera, wiele atrakcji na niebie, pokazy pełnych możliwości maszyn oraz przyjemna pogoda. Do Nowego Targu wrócimy na pewno za rok. Do zobaczenia! Kamil ,,Kamio” Łach

X NOWOTARSKI PIKNIK LOTNICZY

X Nowotarski Piknik Lotniczy, niczym krokusy w Dolinie Chochołowskiej, zgromadził tłumy publiczności, które mogły podziwiać piękno akrobacji powietrznych wykonywanych przez międzynarodową czołówkę "Mistrzów Sterów" oraz wybitnych Pilotów Oficerów naszej Armii . Co się działo w relacji niebawem.
Back to Top