WIECZÓR W SHUTTLEWORTH (Wielka Brytania, EGTH)

Sobota, 14 lipca 2018 roku, Anglia.

Tego dnia lotnicze świry dzielą się na tych, którzy są na Royal International Air Tatoo w Fairford (RIAT) i tych drugich, którzy wybrali Flying Legends w Duxford. My należymy do tych drugich. Nie jesteśmy jednak na terenie Imperial War Museum (IWM) tak jak w poprzednich latach, ale obstawiamy pola w samym Duxford. Powody takiej decyzji są dwa. Pierwszy – kiedyś trzeba w końcu popatrzeć jak Flying Legends wygląda z zewnątrz. Drugi i w zasadzie główny – istnieje chytry plan zaliczenia dwóch pokazów jednego dnia. Nie chodzi tu oczywiście o RIAT, ale o wieczorne pokazy w Schuttleworth Collection w Old Warden odległym o około 40 minut jazdy samochodem. Plan zakłada opuszczenie Duxford około godziny 17 i przyjazd do Old Warden przed 18.

Kiedy więc F-35 z Mustangiem i Spitfire’em kończą swój pokaz, a na niebie zaczyna buczeć norweska Dakota, zwijamy „bazę” i pakujemy się do samochodu. Korków wokół IWM jeszcze nie ma więc wszystko idzie zgodnie z planem, a jazdę umila nam koncert w wykonaniu mających akurat swój pokaz samolotów Red Bulla (DC-6, B-25, P-38 i F4U).

W Schuttleworth jesteśmy około 17:40. Akurat w sam raz żeby zająć dogodne pozycje, bo równo o 18 zaczynają się pokazy. Bezpośrednio przy barierkach miejsc już oczywiście nie ma, ale generalnie nawet w „10 rzędzie” jest całkiem fajnie, bo strefa publiczności ma niewielkie nachylenie w kierunku pasa startowego. Trudno tu zresztą mówić o jakichś rzędach. Strefa publiczności przypomina raczej teren pikniku ze stolikami lub rozłożonymi na trawie kocami. Nikt się nie tłoczy, ogólnie – sielanka.

Prawie punktualnie o 18 wzbija się w powietrze dwupłatowy Gladiator a chwilę po nim Hurrricane (w zasadzie Sea Hurriacane). Zaletą pokazów w Schuttleworth jest to, że samoloty latają tu dużo bliżej i niżej niż na „dużych” imprezach. Dodatkowo w czasie wieczornych pokazów słońce mamy już dość nisko nad horyzontem, z boku i lekko z tyłu, co daje bardzo przyjemne światło.

Ale wróćmy do tego co na niebie. Właśnie Hurry z Gladiatorem wykonują kilka przelotów w zwartym szyku i pokazy zaczynają się na dobre. W czasie wieczornych pokazów w Schuttleworth przenosimy się w czasy początków lotnictwa, czasem tylko na niebie pojawi się coś nowszego, na przykład jakaś konstrukcja z lat 50-tych XX wieku. Najstarszy samolot jaki dziś oglądamy w powietrzu, to zbudowany 1917 roku Bristol Fighter F2.b, zaś najmłodszy – wyprodukowany w pierwszej połowie lat 50-tych Percival Provost. Oprócz wspomnianego Bristola okres I wojny światowej reprezentuje jeszcze Avro 504. Na niebie jednak królują głównie konstrukcje z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Poza wspomnianą już parą myśliwców są to dwupłatowe: Blackburn B2, DH Cirrus Moth, DH Moth, Southern Martlet i Po-2 oraz jednopłaty: Magister, Desoutter, Mew Gull i Lysander. Nie może również zabraknąć szybowców SG 38 i Kirby Kite. Prezentacje w powietrzu, to głównie niskie przeloty. Samoloty latają nie tylko solo, ale również w parach i trójkami. Wszystko na spokojnie, ale efektownie. Trochę dreszczyku emocji dostarczył pokaz w wykonaniu reprezentanta młodszego pokolenia. Zbudowany w 1952 roku DHC Chipmunk najpierw wykonuje kilka akrobacji po czym pilot wyrzuca z kabiny wstęgę z bibuły. Następnie atakuje spadającą wstęgę, za każdym razem rozrywając ją na mniejsze kawałki. Zabawa z bibułą to jeszcze nie koniec pokazu. Widzimy jak kilka osób ustawia na środku lotniska kilkumetrowy drąg z przyczepioną czerwoną wstęgą. Pilot Chipmunka wykonuje niski przelot i łapie wstęgę na skrzydło. Obsługa przyczepia do drąga następną wstęgę i przy kolejnym przelocie samolot łapie ją na drugie skrzydło. Taka ciekawostka.

Gdy słońce dotyka już prawie horyzontu, w powietrze wzbijają się dwie konstrukcje z pionierskiego okresu lotnictwa. Chociaż samoloty te zostały zbudowane w latach 60-tych XX wieku na potrzeby filmu „Ci wspaniali mężczyźni na swych latających maszynach”, to konstrukcje zostały wykonane dokładnie tak jak ich pierwowzory z 1910 roku. Pierwszy startuje Bristol Boxkite i odnosi się wrażenie, że samolot ten unosi się w powietrzu tylko dzięki modlitwom wznoszonym do nieba przez pilota. Samolot leci bardzo wolno nabierając niewiele wysokości. Pilot trzyma sterownicę na wysokości twarzy, stąd wrażenie rąk uniesionych do modlitwy. Kolejny aktor, Avro Triplane lata już bardziej żwawo. Samoloty wykonują kilka przelotów, a gdy słońce znika za horyzontem, kolejno lądują.

Podsumowując, wieczorne pokazy w Schuttleworth Collection, to bardzo fajna impreza dla osób lubiących stare i bardzo stare samoloty. Ciekawa sceneria, przyjemne światło zachodzącego słońca i przede wszystkim unikalne samoloty, to największe atuty tego miejsca. Na pewno jeszcze tu wrócimy.

Lucjan „Acroluc” Fizia