ROYAL INTERNATIONAL AIR TATTOO 2018 (Wielka Brytania, EGVA)

Który to już raz. Piąty? Szósty? Jakby tak dobrze policzyć to chyba dziewiąty… Dziewiąty RIAT… to już prawie jubileusz. Jak go oceniam… hmm…, może jednak zacznę od początku. Połowa lipca to dla wielu miłośników lotnictwa z całego świata czas zarezerwowany na wyjazd do Wielkiej Brytanii. Właśnie wtedy odbywają się tu dwie wyjątkowe imprezy lotnicze Flying Legends w Duxford i Royal Interantional Air Tatoo w Fairford, przez wielu uznawane są za największe i jedne z najlepszych pokazów lotniczych na świecie. Od ponad czterdziestu lat RIAT cieszy miłośników lotnictwa, a tegoroczna edycja zapowiadała się wyjątkowo…
BĘDZIE GRUBO
Tematem przewodnim tegorocznej edycji było prawdziwie wyjątkowe wydarzenie: międzynarodowe obchody 100-lecia Królewskich Sił Powietrznych (Royal Air Force). Kiedy informacja ta pojawiła się oficjalnie (zaraz po zakończeniu RIAT 2017), dla nikogo chyba nie było wątpliwości, że jak RAF będzie obchodził swoją setkę, to „będzie grubo”. Przekonanie to przez cały rok dobrze jeszcze podkręcała bardzo mocna kampania marketingowa. Efekt? My również się nakręciliśmy. 🙂  I nie byliśmy jedyni. Oczekiwania rosły z miesiąca na miesiąc. Takiej sprzedaży biletów organizatorzy nie widzieli chyba nigdy. Bilety i pakiety FRIAT rozchodziły się jak ciepłe bułki, a niektóre pakiety praktycznie wyprzedano jeszcze przed zakończeniem 2017 roku. Nic dziwnego, że kiedy przyszedł „termin”, do Fairford wybrała się całkiem spora SPFL-owa ekipa. Niektórzy jechali tam po raz pierwszy, drudzy „odświeżali” sobie imprezę po krótkiej pauzie, a dla innych był to kolejny zaplanowany wyjazd, jak co roku. Różnie też planowaliśmy nasz pobyt. Focenie w piknikowej atmosferze nad jeziorkiem farmy Toterdown, strefa FIRAT, albo spod płotka publiki, a może wszystko po trochu… 🙂 Sposób nie był istotny, ważne było, że mogliśmy uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu i wspólnie cieszyć się tym świętem lotnictwa.
W statystykach tegoroczna edycja rzeczywiście zapowiadała się „grubo”. Ponad 300 maszyn, z czego ponad 120 w pokazach w powietrzu. Przedstawiciele 41 formacji lotniczych z 31 krajów. To robiło wrażenie. Pełne trzy dni pokazów (!), dodatkowo dwa dni przylotów, dzień treningowy i dzień wylotów po pokazach. Dla najbardziej „wytrwałych” tegoroczny RIAT mógł trwać nawet sześć dni (!). Robiło się z tego już prawdziwe wyzwanie ;).
W POWIETRZU
Pierwsze przyloty zaczęły się już we wtorek. Japoński C-2, dalej B-1B, kanadyjski Hornet, francuski Atlantic… wymieniać można by długo… ale warto zatrzymać się na chwilę przy ostatnim. Właśnie przy tej maszynie potwierdziła się teza, że trzeba korzystać z każdej możliwości focenia, jaka się nadarza, i nie zostawiać niczego „na później”. Breguet Atlantic to morski samolot patrolowy/zwalczania okrętów podwodnych – maszyna pokazywana bardzo rzadko i praktycznie tylko na pokazach we Francji. Przyleciał we wtorek i jeszcze tego samego dnia jego załoga przeprowadziła trening do swojego pokazu. Niestety następnego dnia „ze względów operacyjnych” samolot został odwołany z pokazów i wrócił do kraju. Jeżeli więc ktoś „odpuścił” sobie jego trening, nieprzyjemnie zdziwił się następnego dnia. Oczywiście francuski patrolowiec nie był jedyną atrakcją tegorocznego RIATu. Ze względu na obchodzone 100-lecie RAFu jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń była piątkowa defilada lotnicza, w której miało wziąć udział 50 samolotów i śmigłowców RAF, w tym najnowsze F-35B. No właśnie miało… Niestety na skutek złej pogody gdzieś na trasie całe to przedsięwzięcie… odwołano. 🙁 Na otarcie łez został nam „tylko” przelot formacji „diamond nine”, złożonej z dziewięciu Typhoonów z różnych dywizjonów RAF. To był piękny widok, a ten dźwięk… 🙂 Na miłośników lotnictwa czekało jeszcze wiele atrakcji, m.in. pięć zespołów akrobacyjnych: hiszpańskie Patrulla Aguila, PC-7 ze Szwajcarii, włoskie Frecce TriColori, Royal Jordanian Falcons i oczywiście Red Arrows. Na tym nie koniec. Bardzo mocnę ekipę „wystawili” Francuzi, oprócz nieodżałowanego Atlantica przyleciały taktyczne dema: Couteau Delta (dwa Mirage-2000D) i Marine Rafale (dwa Rafale M) oraz bardzo dobrze wszystkim znany Rafale Solo Display. Po wielu latach przerwy na angielskie niebo powróciło również kanadyjskie demo na atrakcyjnie pomalowanym CF-18 Hornet. Nie było to zresztą jedyne solo na „Szerszeniach”. Swoje F-18 zaprezentowali również Szwajcarzy i Finowie. Trzeba tu dodać, że chociaż bez flar, były to naprawdę bardzo dobre pokazy. Dzięki modernizacji (a dokładniej zmianie oprogramowania sterowania lotem) te nie najmłodsze już przecież maszyny prezentowały niektóre manewry zarezerwowane do tej pory tylko dla wysoko manewrowych F-22 czy Su-35. Po raz kolejny powrócili również Ukraińcy ze swoimi Su-27. Nie wiem, czy była to kwestia atmosfery pokazów, czy może jednak lepszego programu, ale pokazy Suchoia na RIAT były znacznie dynamiczniejsze niż to, co widziałem do tej pory na SIAF czy w Radomiu. Słuchając komentatora i korespondencji radiowej podczas ukraińskiego pokazu, można było odnieść wrażenie, że organizatorzy mocno zaciskali kciuki, żeby tylko Ukraińcy nic nie „zmalowali”. Zaczęło się już na przylotach, kiedy zamiast jak wszyscy podchodzić do lądowania zgodnie ze ścieżką podejścia (upraszczając: po długiej prostej), piloci Su skrócili sobie drogę, lądując z ostrego zakrętu. Podczas sobotniego pokazu, podchodząc do przelotu na niskiej prędkości, pilot tak ją wytracił, że wyglądało jakby za chwilę maszyna miała przepaść. Na chwilę zatkało nawet komentatora… ;). Wszystko oczywiście skończyło się dobrze, bo maszyna cały czas była pod kontrolą… 😉
Kategorię palników reprezentowały jeszcze Gripeny z Czech i Szwecji, włoskie i brytyjskie Eurofightery (Typhoony) oraz F-16 z Belgii, Grecji, Turcji i Polski. Niestety pokazy naszego Tiger Demo na tle innych „szesnastek” wypadł niestety mniej efektownie. Żeby była jasność, nie ma tu winy naszego pilota, podobnie było z „Zeusem”. Po prostu, mocną strona pokazu naszego Tiger Demo są flary, a jak wiadomo na RIATcie flar rzucać niestety nie można. Konkurencja nadrabiała to „dymami”. Pokazy Belga i Turka były bardzo atrakcyjne nawet bez flar. Może warto by jednak zainwestować w „smokewindery”, których naszemu tygryskowi brak?
Wracając jeszcze to Eurofighterów. Prawdziwym mistrzostwem popisał się Flt Lt Jim Peterson, pilotujący brytyjskiego Typhoona. Być może motywująco zadziałał poprzedzający go świetny pokaz ukraińskiego Flankera, a może presja własnego podwórka, ale to, co pokazał na zakończenie sobotnich pokazów, to była moc w czystej postaci. Niesamowicie dynamiczny i agresywny pokaz, od samego startu do lądowania, nie dał nam chwili wytchnienia. 🙂
Nowością i dużą atrakcją były również amerykańskie F-35, zaprezentowane w solowym minipokazie oraz we wspólnym przelocie z P-51 i Spitfire. Heritage flights, bo tego właśnie byliśmy świadkami, są to bardzo popularne na pokazach w USA wspólne przeloty mieszanych formacji samolotów współczesnych i historycznych. Ich zadaniem jest upamiętnienie ważnych wydarzeń historycznych i biorących w nich udział ludzi. Wspólny przelot F-35, Mustanga i Spitfire-a był hołdem złożonym przez Siły Powietrzne USA wszystkim lotnikom i żołnierzom służącym w RAF w czasie tych stu lat. Był to naprawdę wyjątkowy, i co tu kryć, wzruszający moment RIAT 2018, …i nie ostatni, jak się wkrótce okazało. Drugą taką, „chwytającą za serce i gardło” chwilą był przelot upamiętniający 75. rocznicę powołania, chyba najbardziej znanej, elitarnej, jednostki RAF – 617. Dywizjonu, znanego pod nazwą „Dambusters – Pogromców zapór”. Nazwa ta przylgnęła do jednostki po operacji „Chastise” – akcji, której celem było zbombardowanie w nocy z 16 na 17 maja 1943 roku niemieckich zapór na rzekach w Zagłębiu Ruhry. Od tamtej pory dywizjon stał się jednostką elitarną, wysyłaną do wykonywania zadań specjalnych. Przez niektórych nazywaną również… jednostka samobójców… OK, wróćmy jednak na RIAT 2018 roku… Kiedy po pokazie BBMF – Battle of Britain Memorial Flight wylądowały wszystkie maszyny oprócz Lancastera, pomyśleliśmy, że pewnie „Lanc” poleciał do Duxford „obskoczyć” jeszcze Flying Legends. Po chwili jednak dotarł do nas głos komentatora, który mówił coś o 617 i Dambusters. Wtedy dostrzegamy na horyzoncie zbliżającą się formację złożoną z Lancastera i dwóch mniejszych samolotów. Rzut oka przez obiektyw i już było wiadomo. Za historycznym bombowcem w ciasnym szyku leciało po jednej stronie Tornado, a po drugiej… F-35! No oczywiście, przecież 617. został niedawno ponownie sformowany, jako pierwsza jednostka, która otrzymała najnowsze maszyny RAF. Po chwili przed nami w pełnej krasie zaprezentowała się ta wyjątkowa formacja, pokazująca przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Trzeba tu przypomnieć, że do 2014 roku współcześni „Dambusters” latali i walczyli (obie wojny w Zatoce, Kosowo, Afganistan) na samolotach Tornado GR1/GR4.
Po kilku przelotach historyczna formacja rozdzieliła się. Lancaster zawrócił nad lotnisko, aby podejść do lądowania, a Tornado i F-35 wzniosły się i zniknęły w chmurach. Po krótkiej jednak chwili, para samolotów pojawiła się ponownie nad lotniskiem w niskim przelocie, by również po chwili rozdzielić się w widowiskowym rozejściu. Historia się dokonała, Tornado odeszły w przeszłość, a ich miejsce zastąpiły F-35. Kiedy myśleliśmy, że ta wyjątkowa prezentacja już się zakończyła, w niskim przelocie na dużej prędkości pożegnało się z nami jeszcze Tornado. Jak się zaraz okazało, nie było to pożegnanie symboliczne… z głośników usłyszeliśmy, że w związku z rychłym wycofaniem Tornado z uzbrojenia w RAF byliśmy właśnie świadkami OSTATNIEJ prezentacja tej wyjątkowej maszyny (w barwach RAF) na RIATcie. Dacie wiarę, już NIGDY nie zobaczymy na pokazach brytyjskich Tornado!… 🙁 Nim otrząsnęliśmy się po tej informacji nad pasem startowym bazy w Faiford zawisł… F-35B z 617. dywizjonu RAF. Po prostu, „coś się kończy… coś się zaczyna”. Był to dla mnie osobiście drugi najmocniejszy moment na RIAT 2018. Był jeszcze trzeci…, ale nazwijmy go… wyjątkowym. Od rana w sobotę wśród stojących wokół „lokali” przewijało się hasło „Global Power Mission”. Coś mi się kojarzyło, ale chwilę zajęło, zanim „załapałem”. Wkrótce po FRIATcie rozeszła się wieść, że dziś po południu nawiedzi nas „Duch”. Oczywiście nie chodziło tu o żadne doświadczenie spirytualistyczne, a o amerykański bombowiec B-2 Spirit. Co roku amerykańskie lotnictwo strategiczne przeprowadza ćwiczenia możliwości uderzeniowych swoich jednostek o zasięgu globalnym. W dużym uproszczeniu wygląda to tak, że np. z bazy Whiteman w Montanie startuje bombowiec B-2, leci przez Atlantyk, nad Wielką Brytanię, potem nad Europę kontynentalną, potem gdzieś tam jeszcze… 🙂 i wraca do domu. Podobnie jak w poprzednim roku mieliśmy być świadkami kilku przelotów (10 min w programie) formacji B-2 w osłonie dwóch F-15. Gratka niewiarygodna, gwiazdka w lipcu, itd.! Kiedy wreszcie nadeszła ta wyczekiwana godzina, a nad horyzontem można było już dostrzec tę nasza wymarzoną formację i wszyscy przestawiliśmy parametry naszych kamer i aparatów na „szybkie”, organizatorzy puścili pokaz Chinooka(!). Serio? Nie dało się tego wstrzymać? Kiedy więc Chinook prezentował swoje wyjątkowe możliwości, nad lotniskiem w Fairford wszyscy i tak oglądaliśmy krążącą gdzieś tam hen formację dwóch F-15 i B-2. Myślę, że byłem w grupie przynajmniej kilku tysięcy osób, które chciały być wtedy daleko od Fariford. :). W każdym razie z wymarzonego pokazu oczywiście nic nie wyszło, bo po tak długim oczekiwaniu załoga B-2 oznajmiła, że ich czas się skończył i będzie tylko jeden przelot, co ewidentnie zaskoczyło nawet kontrolera lotów… Prawda, że wyjątkowy moment? Niestety nie był to jedyny taki „kwiatek” podczas tegorocznego RIATu.
Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do historii i maszyn historycznych. Bardzo ciekawy pokaz dwóch de Haviland Vampire (T55 i FB52) zaprezentował Norwegian AF Historical Squadron. Obie maszyny „wystąpiły” w malowaniu 72 i IV dywizjonu RAF, przypominając czasy pierwszych powojennych odrzutowców w służbie RAF. Piękne maszyny zaprezentowano w perfekcyjnie wykonanych elementach akrobacji i wysokiego pilotażu. Kolejnym elementem historycznym pokazów była prezentacja Great War Display. Na kilka chwil przenieśliśmy się w czasie gdzieś na pola Flandrii, gdzie mogliśmy być świadkami starcia grupy brytyjskich SE-5a i SE2c z niemieckimi Fokkerami DrI i Junkersem CLI. Brawurowa, momentami kaskaderska wręcz, rekonstrukcja walki powietrznej z czasów, „kiedy o zwycięstwie decydował sokoli wzrok i mężne serce”. 🙂 Na zakończenie części historycznej należy wspomnieć oczywiście o BBMF. Ta wyjątkowa formacja RAF zaprezentowała się w tym roku w bardzo bogatym składzie aż siedmiu samolotów, trzech Spitfire, dwóch Hurricane, Lancastera i Dakoty.
Na pokazach mogliśmy podziwiać również „wiatraki”, choć w znacznie skromniejszej liczbie niż to zwykle bywało. Oprócz wspomnianego wcześniej Chinooka HC6 nasze oczy cieszyła również belgijska Augusta A-109. Niestety podobnie jak w przypadku naszego tygryska. Pokaz nastawiony na flary w momencie, kiedy tych flar nie ma sporo traci na atrakcyjności. Nowością i ciekawostką była za to prezentacja NH-90TTH z Fińskich Sił Powietrznych. Ciekawa, rzadko jeszcze spotykana na pokazach maszyna. Dodatkowo w atrakcyjnym taktycznym kamuflażu. Finowie dali dobry dynamiczny pokaz. Było co focić. 🙂 W tym roku zabrakło niestety w pokazie dynamicznym brytyjskich Apache, Wildcatów czy Merlinów… wielka szkoda, bo nie dalej jak tydzień wcześniej wykonały świetne pokazy w Yeoviltown. Nie zawiedli za to Amerykanie. Specjale z 352 SOW z Midennhall dali na swoim MV-22 Ospery ciekawy i dynamiczny pokaz. Choć maszyna ta nie jest już nowością, pierwszy raz widziałem ją chyba na RIAT 2006, cały czas zadziwia swoimi możliwościami. Niestety Osprey zaprezentował się nam tylko w piątek, zaplanowany na sobotę pokaz został odwołany na skutek opóźnień w programie.
Swoję reprezentację miała również waga ciężka, czyli transportowce. W powietrzu mogliśmy podziwiać Atlasa, czyli Airbusa A-400, oraz włoskiego C-27. Do tej pory przyzwyczailiśmy się do kręcącego beczki Spartana i (w miarę) dostojnego Atlasa. Tym razem jakby zespoły się umówiły i zamieniły rolami. Załoga C-27 zaprezentowała pokaz taktyczny przedstawiający Spartana „przy pracy” bez wywijania, beczek i pętli… no może prawie. 😉 Odmienny pokaz dała za to załoga Airbusa (formalnie samolot ten nie został jeszcze przekazany do RAF i nosił cywilne rejestracje, choć miał również znaczek RAF100). Od razu po starcie i ostrym wznoszeniu było wiadomo, że to nie będzie pokaz, jaki przystoi transportowcom. Brak tu już trochę miejsca, aby dokładnie opisywać, co wyczyniała ta załoga. Wyglądało to trochę tak, jakby ci panowie w kokpicie zapomnieli, że przesiedli się z myśliwca do… ciężarówki.
Nie jest to oczywiście wszystko, co można było zobaczyć w powietrzu nad Fairford. Brak tu jednak miejsca, żeby to wszystko opisywać… kto by zresztą chciał to czytać. Zapraszam do zapoznania się z galerią zdjęć.
NA ZIEMI – STATYCZNIE – ALE WCALE NIE NUDNO
RIAT to nie tylko pokazy w powietrzu. Wiadomo. Najczęściej na statyce jest więcej samolotów niż w pokazach dynamicznych i (niestety) często są to maszyny znacznie ciekawsze. Co w tym roku przykuło moją uwagę? Zacznijmy od wagi ciężkiej. Transportowce, bombowce, patrolowce… Na tegorocznej statyce było kilka wyjątkowych smaczków, jak choćby australijski E-7 Wedgetail, czyli samolot dozoru radarowego i wczesnego ostrzegania (i pewnie jeszcze wielu innych zastosowań). Bardzo ciekawa konstrukcja, z charakterystyczną wielką nieruchomą anteną zainstalowaną na kadłubie. Do tej pory widziałem ją tylko w barwach tureckich. Z podobnej półki był brytyjski RC-135W Rivet Joint formalnie samolot rozpoznania i walki elektronicznej. Maszyna bardzo rzadko widywana nawet w Wielkiej Brytanii. Z bombowców (po wycofaniu z pokazów B-52) został jedynie BONE, czyli B-1B, ale ja się nie skarżyłem, to „ptaszysko” nigdy mi się nie znudzi. W śród transportowców pierwsze miejsce zajął z pewnością Kawasaki C-2 najnowszy nabytek JASDAF w tej kategorii. Bardzo ciekawa konstrukcja. Ze zrozumiałych względów również trudna do zobaczenia w Europie ;). Drugim równie ciekawym był Embraer KC-390, brazylijski średni transportowiec, jeszcze nieprodukowany seryjnie. Wykonał piękny start w czasie swojego odlotu w niedzielę. Oprócz tego było oczywiście całe stado Herkulesów pod różnymi flagami, wśród nich nasz z 3SLTr z Powidza.
Wśród śmigłowców na uwagę zasługiwały szczególnie 3 maszyny, praktycznie wszystkie już historyczne. Pierwszą był Westland Whirlwind HAR10, piękna maszyna w charakterystycznym żółtym malowaniu lotnictwa ratowniczego. Niestety można go było zobaczyć w locie tylko w czasie przylotów i odlotów. Drugą jeszcze rzadszą konstrukcją był Bristol Skymore w barwach Red Bulla, jedna z pierwszych brytyjskich konstrukcji śmigłowcowych oblatana w 1947, do służby weszła w latach pięćdziesiątych. „Piękna” maszyna, raczej jedyny latający egzemplarz na świecie. Ostatnia z wybranej trójki to Gazelle AH1 z 665. dywizjonu. Prawdopodobnie jedna z ostatnich latających w AAC.
Wśród maszyn bojowych, „stada” szesnastek, Typhoonów, Gripenów, Hawków i Tornado moją uwagę zwrócił MQ-9B SkyGuardian. Dokładnie, ten BSL! A co w nim takiego szczególnego? Otóż kilka dni wcześniej maszyna ta przeleciała przez Atlantyk, by wylądować w bazie Fairford. Kierowana była z terenu Wielkiej Brytanii. Na wystawie statycznej prezentowana była z szeregiem uzbrojenia, ale formalnie była to maszyna cywilna. W sobotę jednak umieszczono na niej oznaczenia RAF oraz godło 31. dywizjonu „Goldstars”, jednostki, która do przyszłego roku będzie jeszcze latać na Tornado, później jednak „przesiądzie się” na MQ-9 nazywające się już Protector RG1. Oto (niestety) znak czasów. Czy kiedyś będą tylko takie maszyny latały? Oby nie. 🙂
Oprócz wystawy statycznej tereny RIAT to miejsce bardzo niebezpieczne dla lotniczego świra… no OK bardzo niebezpieczne dla jego portfela. Jeżeli jesteś modelarzem, zbieraczem naszywek, pinów, miłośnikiem lotniczej literatury, itp. „strzeż się tych miejsc” – jak śpiewał Lech Janerka. Jeżeli nie masz naprawdę silnej woli, to jesteś zgubiony :). Ja nie miałem…
WYJĄTKOWE CZY (TYLKO) BARDZO DOBRE?
OK, teraz chyba najtrudniejsza część, więc będzie najkrótsza. 🙂 Próba podsumowania. Trudno jest mi jednoznacznie podać ocenę, żeby zaraz nie dodać „ale”. To były z pewnością świetne pokazy, „ale” czy tego oczekiwałem po 100-leciu RAF? To był na pewno dobry RIAT. Czy wyjątkowy? Nie. Bo nie mógł być. Pamiętam RIATy, gdzie w „dynamiku” latały B-52, B-1B, Harriery, Tornado, Vulcan, itd. Wiadomo inne czasy i nie ma, co porównywać. Ale czuję niedosyt. Niedosyt celebracji 100-lecia RAFu. Tego było mi tam za mało i poza kilkoma akcentami można było nie zauważyć, że coś świętowano. Pewnie, gdyby odbyła się defilada, wrażenie byłoby inne. Liczyłem jednak na więcej historii, niekoniecznie w powietrzu. Jestem realistą. To może inaczej. Czy mi się podobało? TAK! Bardzo! Jak zawsze! Dla mnie RIAT to impreza wyjątkowa. Ma niesamowitą atmosferę wielkiego lotniczego święta. Święta nie tylko lotników i lotnictwa, ale też lotniczych świrów. Nigdzie na świecie chyba nie gromadzi się tylu ludzi tak samo zakręconych i to praktycznie z całego świata. Tutaj możesz się nagle zorientować, że ten słynny japoński fotograf, którego zdjęcia tak bardzo podziwiasz, od lat stoi właśnie obok ciebie. OK, potem oglądając swoje i jego zdjęcia, zastanawiasz się, czy na pewno byliście na tej samej imprezie, ale to już inna historia :). Wiele razy wkurzałem się na (organizatorów) RIAT, w tym roku też dali parę razy do wiwatu. Wiele razy mówiłem sobie, że za rok nie pojadę… i najczęściej nie dotrzymywałem słowa. Życzę każdemu lotniczemu świrowi, żeby choć raz się tam wybrał. Choć na jeden dzień… A jak się już wybierzesz to… nie jedź sam! Taką imprezą trzeba się cieszyć wspólnie. Zatem do zobaczenia na RIAT-cie!

Przemek „Youzi”  Szynkora