WOJTKU – DZIĘKUJEMY! (Polska, EPMM)

W dniu 30 października 2012 roku przedstawiciele Stowarzyszenia Polskich Fotografów Lotniczych zjawili się w Sali Tradycji 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, aby podziękować za współpracę żegnającemu się z mundurem majorowi Wojciechowi Majowi, który był w Bazie naszym dobrym duchem i pomagał nam realizować najbardziej zwariowane pomysły. Współpraca naszego Stowarzyszenia z Panem Majorem to kawał historii i masa wspólnych przedsięwzięć, o których można by długo pisać. Przedsięwzięć, które nie udałyby się, gdyby nie pomoc i wsparcie Wojtka. W dowód naszej wdzięczności wręczyliśmy skromny upominek w postaci zdjęcia z kościuszkowską 15’ką, wykonanego podczas pierwszego pokazu dynamicznego w nowym malowaniu w Góraszce A.D. 2009.

Po oficjalnej części naszej wizyty postanowiliśmy zasięgnąć wiedzy na temat operacji powietrznych wykonywanych w tym dniu. Co prawda ze względu na pogodę, odpowiedź nasuwała się jedna – przy zamarzającym deszczu na przemian ze śniegiem lotów raczej nie będzie, ale zostaliśmy miło zaskoczeni. Okazało się bowiem, że plan dnia zakładał loty treningowe od godziny 12.00, a więc nie zostało nam więcej jak godzina, aby zjawić się przy domku pilota, przywitać z dowódcą oraz pilotami i zająć pozycje przy pasie startowym.

Do pierwszego wylotu planowane były dwie maszyny. Z uwagi na niską podstawę chmur i ujemną temperaturę, dwa Smokery wystartowały na spokojnym wznoszeniu, by po kilku sekundach zniknąć w chmurach. Wolny czas wykorzystaliśmy na przemieszczenie się w okolice końca pasa, po drodze fotografując stacjonujące w mińskiej bazie Tu-154 oraz dwa Jaki-40.

Po powrocie maszyn i przypozowaniu nam do zdjęć, udaliśmy się do domku pilota, aby zapoznać się z planem kolejnego wylotu. W międzyczasie znad lotniska zniknęły wszystkie chmury i pojawiło się czyste niebo.

Kolejny wylot dwóch MiG-29 miał nastąpić po zachodzie słońca, a więc warunki do fotografowania będą ciężkie. W oczekiwaniu na start maszyn udaliśmy się pod pas startowy. Gdy tylko słońce schowało się za horyzont, pierwsza z maszyn pojawiła się na pasie. Charakterystyczny dym oznaczał start, a po chwili pomarańczowy jęzor dopalacza rozświetlił pas. Maszyna tuż po oderwaniu wykonała ciasny skręt, odwracając się w nasza stronę „palnikami”. Było już ciemno, gdy druga maszyna wkołowała na pas. Tylko użycie dopalania mogło uratować zdjęcia. Nie zawiedliśmy się 🙂

Po starcie drugiej maszyny udaliśmy się z powrotem do domku pilota podziękować za miło spędzony dzień, a następnie obraliśmy kierunek powrotny do domu.

Konrad „kifcio” Kifert