Szukaj

RAF COSFORD AIR SHOW (Wielka Brytania, EGWC)

W dniu 19 czerwca 2016 r. odwiedziliśmy Wyspy Brytyjskie, aby wziąć udział w pokazach RAF Cosford Air Show. Co roku średnio 50 000 ludzi odwiedza małą wioskę Cosford, co czyni ją jedną z większych imprez w lotniczym kalendarzu i jedyną, która odbywa się pod oficjalnym patronatem Royal Air Force. Niestety tegoroczne pokazy stały pod wielkim znakiem zapytania. Po tragicznej katastrofie na Shoreham Airshow w sierpniu 2015 r. (podczas wykonywania akrobacji Hawker Hunter rozbił się na publicznej drodze i zabił 11 osób), tuż przed rozpoczęciem sezonu CAA (Civil Aviation Authority) drastycznie zaostrzyło przepisy bezpieczeństwa oraz opłaty za uczestniczenie w pokazach. Miało to natychmiastowe skutki i odwołano takie imprezy jak: Llandudno Air Show, Great Yorkshire Airfest, Throckmorton Air Show, Sywell Air Show. Organizatorzy jednak zrobili wszystko, aby dostosować się do nowych rygorystycznym przepisów i zapewnić rozrywkę dla wielu tysięcy zgromadzonych ludzi. Pierwsza część dnia to była gratka dla miłośników historycznych statków powietrznych: Great War Display Team, Battle of Britain Memorial Flight (BBMF) Spitfire i Hurricane czy P-51D Mustang jak zwykle dały wspaniały pokaz. Następną część była poświęcona okresowi po II Wojnie Światowej i można było zobaczyć w powietrzu takie ciekawe maszyny jak: Jet Provost T3 czy MiG-15Uti. Jednak największe emocje zapewnił blok poświęcony nowoczesnym maszynom. W praktycznie zupełnie nowym samolocie Typhoon FGR4 kapitan lotnictwa Mark Long dał pokaz niesamowitej mocy i zwinności tego wspaniałego myśliwca. Po huku dopalaczy zadymiło się dzięki grupie akrobacyjnej Red Arrows. Oczywiście czerwonych strzał nie trzeba przedstawiać i jak zwykle dali piękny i pełen mijanek pokaz. Bardzo ciekawe były pełne nawrotów występy helikopterów: RAF Chinook na Boeingu HC4 oraz już w strugach deszczu Apache. Niestety jak to bywa z angielską pogodą, w czasie występu Apacha mocno się rozpadało i to tuż przed pojawieniem się największej gwiazdy B 52 Stratofortress. Można było tylko zobaczyć nadlatujący ogromny cień sylwetki tego monstrum, zanim wzbił się powyżej podstawę chmur. Rozumiemy amerykańskich pilotów ale odwołanie w ostatnim momencie największej gwiazdy było wielkim rozczarowaniem dla wszystkich zgromadzonych. Mamy nadzieję, że wrócą w przyszłym roku tak jak nasza ekipa na pewno powróci do RAF Cosford. Marek 'Maras' Gembka

DANISH AIR SHOW (Dania, EKSP)

Tegoroczna edycja pokazów Danish Air Show przypadła na 19 dzień czerwca br. Nie trzeba podkreślać, że na tak wyjątkowych pokazach musiała się pojawić delegacja SPFL Air Action. Niedziela była jedynym otwartym dniem dla publiczność, jednak dodatkową okazją, jaką stworzyli dla entuzjastów lotnictwa organizatorzy był sobotni spotter day i był to dzien z limitowaną liczbą wejściówek, w tym roku w liczbie 200 i oczywiście za odpowiednią opłatą. Delegacja SPFL w dość okrojonym składzie, aczkolwiek z uśmiechami na twarzach i znakomitym humorem, zdeterminowana do tego, żeby zobaczyć, a potem pokazać jak najwięcej z tego, co przygotowali organizatorzy. Atrakcji było dość sporo, nie łatwo jednak było to wszystko udokumentować z uwagi na mizerną pogodę, która w tym roku nas nie rozpieściła. Bramy lotniska, na którym zaplanowano pokazy, otworzyły się grubo przed godziną 10:00 rano Od wejścia witają nas uśmiechnięte twarze osób, które przyczyniły się do tego, żebyśmy mogli podziwiać piękne maszyny na ziemi jak i w powietrzu. W naszych rękach już się znajduje ulotka z całym programem imprezy i od razu wiadomo, że nie będzie nudno. W oczekiwaniu na początek przedstawienia jest czas na to żeby chociaż zjeść ciepły posiłek, wybić gorącą herbatę czy kawę. Przydało się, bo jak wcześniej wspomniałem pogoda nie rozpieszczała. Resztę wolnego czasu przeznaczamy na szybką orientację w terenie i spacer w rejon, gdzie znajdowała się się wystawa statyczna. Sam początek pokazów rozpoczyna się od skoku nad terenem lotniska grupy spadochroniarzy The Tigers, tym samym otwierając listę atrakcji, która zawierała ponad 30 pozycji. Zaprezentowano między innymi samolot Spitfire z II Wojny Światowej, trzy popularne Harvardy, czyli również używane podczas II Wojny Światowej jako samoloty treningowe, North American T-6 Texan w różnych malowaniach, kolejny z tego okresu Yak-3U mianowany jako najmocniejszym i najlżejszym myśliwcem tamtych czasów, który po zakończeniu wojny latał w państwach bloku wschodniego, również w barwach polskiej armii. Z popularnych odrzutowców, jakże fotogeniczny, Saab Draken, belgijskie, czy też greckie F-16. Pokuszono się również o zaprezentowanie formacji składających się z czterech duńskich myśliwców F-16 podczas symulowanego ataku na łodzie pływające. Kolejną niewątpliwą atrakcją były myśliwce ze wschodu, między innymi mowa o polskim MiG'u-29 Fulcrum i świetnym pokazie dynamicznym naszego polskiego pilota, jak i nieco większym gabarytowo ale jakże atrakcyjnym SU-27 Flanker w barwach ukraińskich sił powietrznych. Warto również wspomnieć o kilku przelotach bombowca strategicznego B-52. Konstrukcja niemłoda, bo z początków lat 50-tych, ale do tej pory bardzo atrakcyjna myślę dla każdego widza. Wymieniać można by było jeszcze długo i czy to będzie grupa akrobacyjna, śmigłowce czy grupa akrobatów Wing Walker, czy też pierwszy duński astronauta - Andreas Mogensento, który gościł na tegorocznych pokazach i opowiadał ciekawe historie, to bądźmy pewni, że i tak każdy z nich zaprezentuje wszystko co najlepsze i zapewniam, że każdy będzie z takich pokazów zadowolony. Rafał "rocco" Woliński

10. JUBILEUSZOWY PIKNIK SZYBOWCOWY (Polska, EPLS)

Wygospodarowanie czasu na jeżdżenie po Polsce/Europie/świecie na pokazy lotnicze wymaga niezwykłej umiejętności zarządzania czasem oraz niemałej gimnastyki w pracy, by załatwić wolny dzień na pokazy (nie, urlop nie starcza). Pal licho, gdyby pokazy odbywały się raz, czy dwa razy do roku, w którymś miejscu – jednakże w okresie wiosenno-letnim jest ich tak dużo, że często stoimy przed trudnym wyborem – gdzie się wybrać i jak zorganizować wolną chwilę. Nie inaczej było tym razem. Dzięki wykorzystaniu przerwy między jednym, a drugim dniem w pracy, udałam się wraz z SPFL-owym teamem na Piknik Szybowcowy w Lesznie, który się odbył w dniach 16-17 czerwca. W pierwszym dniu przypadł okres niezwykłego gorąca i wkraczającego chłodnego frontu. Dla regionu leszczyńskiego wydano alert burzowy. Po drodze, przed Wrocławiem, napotkała nas duża komórka burzowa – na szczęście jej epicentrum nas ominęło, ale wrażenie, jakie na nas zrobiła już 100 km wcześniej, było ogromne. Niestety, nie ominęły nas utrudnienia z dojazdem do Aeroklubu. Kilka kilometrów od wjazdu na teren lotniska utworzyły się potężne korki. Jakimś cudem udało nam się w miarę szybko przez nie przebić – może dlatego, że Pani Kierowca rozdawała uśmiechy na prawo i lewo, i zarażała nimi innych uczestników ruchu…? Po wejściu na teren lotniska i odebraniu akredytacji spotterskich, udaliśmy się do wyznaczonej dla nas strefy. Szybko znaleźliśmy fantastyczne miejsce wzdłuż pasa. Spokojnie, przy jednym z najpiękniejszych w tym roku zachodów słońca, czekaliśmy na loty oraz szykowaliśmy sprzęt. Nagle w powietrzu rozległ się potężny huk!!!! Spłoszeni, w amoku próbowaliśmy zapiąć obiektywy do aparatów, na szybko regulować ustawienia i dostosowywać je do panujących warunków… F-16 Polskich Sił Powietrznych wyleciał nam zza głów kilkanaście metrów nad ziemią, na pełnym dopale – powodując taki hałas, że w trzech czwartych aut, zaparkowanych w pobliżu, włączyły się alarmy! Na szczęście pilot chyba przewidział, jaką niespodziankę nam zrobił i dał nam chwilę na przygotowanie się, zanim rozpoczął właściwy występ. Emocje były przednie. Flary, niskie przeloty, piękne akrobacje na tle różowo-pomarańczowego nieba stworzyły nieprawdopodobny klimat, a nas, fotografów, pozytywnie doładowały energią na resztę wieczoru. Nocny pokaz z efektami pirotechnicznymi dał zespół The White Wings z Rumunii oraz SZD-54-2 Perkoz Aeroklubu Leszczyńskiego. Następnie pojawił się na niebie zespół akrobacyjny FireFlies z Wielkiej Brytanii, latający na samolotach RV-4. Neonowe światła wraz z efektami pirotechnicznymi, w połączeniu ze złotawo-cyklamenowym niebem, zafundowanym przez Matkę Naturę, wyczarowały niesamowite barwy w naszych aparatach. Dalej zaprezentował się polski zespół CarbonClub oraz Johan Gustafsson ze Szwecji. Ciekawie pokazała się grupa Flying Dragons z Polski – 6 paralotni, różne figury w powietrzu i dużo efektów pirotechnicznych wywołały nie lada zaskoczenie na naszych twarzach. Pokaz był gustowny, zsynchronizowany i z klasą. Jako ostatni wystąpił zespół Aerosparx z Wielkiej Brytanii, który – moim skromnym zdaniem – skradł całe show. Na leszczyńskim niebie zrobiło się bardzo kolorowo, rzekłabym – romantycznie. Czasem człowiek odstawiał aparat od twarzy, by ujrzeć własnymi oczyma ten pokaz. Fantastycznie figury, ogrom subtelnych efektów pirotechnicznych oraz świetna synchronizacja zespołu były „wisienką na torcie” tegorocznego Pikniku Szybowcowego. Ewa „pilotex” Stomżyńska  

PIKNIK LOTNICZY – DNI AEROKLUBU 2016 (Polska, EPRG)

Tegoroczny pobyt na pikniku lotniczym, zorganizowanym z okazji Dni Aeroklubu ROW (Rybnickiego Okręgu Węglowego) na Gotartowickim lotnisku, nie był moją pierwszą wizytą na tej cyklicznej już imprezie. Od kilku lat Aeroklub ROW organizuje bardzo udany piknik lotniczy zaliczany przeze mnie do czołówki małych imprez w kraju. Organizatorzy zawsze dbali o szereg atrakcji dla miłośników lotnictwa jak i dobrego jadła i piwowarskich specjałów, nie zapominając też o najmłodszych pociechach. Choć atrakcje lotnicze przygotowane przez organizatorów niewiele różniły się od tych z poprzedniego roku to zapewniły dzień pełen emocji. Dodatkowym plusem była świetna pogoda. Na lotnisku szkolącym min. przyszłych szybowników nie mogło zabraknąć akrobacji lotniczej na szybowcu MDM-1 Solo Fox w wykonaniu siedmiokrotnego indywidualnego Mistrza Świata, Jerzego Makuli (będącego też wychowankiem Rybnickiego Aeroklubu). Akrobatyczne umiejętności na niebie mieli także pokazać Artur Kielak (Sbach XA-41) oraz piloci z zespołu Firebirds. Tradycyjnie już przyjechałem na lotnisko jako jeden z pierwszych widzów, parking prawie pusty, z za płotu dobiega miarowy pomruk silnika lotniczego. Leciwa Cessna 172 powoli kołuje na pas startowy, by po chwili ruszyć do startu. Stuosiemdziesięciokonny silnik Cessny ryczy niemiłosiernie, samolot ciężko odrywa się od pasa, unosząc kolejną turę śmiałków na krótką wycieczkę w przestworza. Mijając parking ma już kilka metrów wysokości, w jednym z okien miga czarna koszulka SPFL, za sterami nasz kolega Lucjan „Acroluc” Fizia, który tym razem delikatny spust migawki zamienia na drążek stalowej „bestii”. Docieram na lotnisko, już z daleka widać namioty i samoloty czeskiej grupy Pterodactyl Flight specjalizującej się w budowie replik samolotów z I Wojny Światowej oraz wykonywaniu na nich inscenizacji wojennych potyczek powietrznych. Szybko zapuszczam się pomiędzy repliki, wszystkie fotografując dokładnie, tracąc rachubę czasu, jakbym widział je po raz pierwszy. Tymczasem po skoczkach spadochronowych powoli nadchodzi czas pokazów w locie. Na pierwszy ogień idzie Jerzy Makula, szybowiec Solo Fox holowany jest w powietrze przez Jaka-12 pilotowanego przez jego syna. Nabiera wysokości, wyczepia się i zaczyna się show. Przez parę minut akrobacje lotnicze zapierają dech w piersi, szybowiec MDM-1 Solo Fox przemierza rybnickie niebo, znacząc swój lot pomarańczowym dymem z flar zamontowanych na końcówkach skrzydeł. Chwilę potem kolejny pilot wznosi swój samolot w powietrze, po krótkim rozbiegu, rozpędzony Sbach Xa_41 Artura Kielaka unosi nos prawie pionowo w górę znacząc swój tor lotu białym, parafinowym dymem. Moc tej maszyny w niezwykle dynamicznym pokazie mogliśmy podziwiać przez kolejne parę minut. Nie dziwią więc gromkie, zasłużone brawa publiczności. Następne atrakcje to zespół akrobacyjny Firebirds (niestety w składzie są tylko dwa samoloty), Leszek Matuszek z samolotem Bucker 131 Jungman, Wiatrakowiec Xenon, Piper L-4H. Jednak głównym punktem pokazów miała być inscenizacja historyczna walk powietrznych na froncie zachodnim I Wojny Światowej w wykonaniu grupy Pterodactyl Flight. Staję więc obok jednego z namiotów, by cofnąć się 100 lat wstecz do roku 1916, na małe polowe lotnisko, gdzieś na francuskiej prowincji... (Trwają największe na ów czas wojenne zmagania, po dwóch latach konfliktu, impas. Żołnierze giną setkami tysięcy pod Verdun, Sommą. W powietrzu dominują Niemcy, dzięki przewadze technicznej zadają lotnictwu aliantów ciężkie straty. Na szczęście w tej wojnie o zwycięstwie nie decyduje jeszcze lotnictwo). Zaglądam do alianckiego namiotu, właśnie piloci kończą tradycyjną popołudniową herbatkę, pada rozkaz startu, wszyscy zrywają się, mechanicy uruchamiają silniki. Do startu podrywają się myśliwce S.E. 5a oraz Sopwith 1½ Strutter. Rozkaz – atak na wrogie lotnisko. Kilkadziesiąt kilometrów na północny-wschód, tuż za linią frontu na niemieckim lotnisku polowym, samoloty wroga przygotowane do startu, piloci oczekują rozkazów. Nieopodal stanowisko artylerii, carski kapral leniwie opiera się o działo. Nagle z za drzew wyłaniają się alianckie samoloty, słychać jazgot karabinów maszynowych, wybuchają zrzucane bomby. Niemcy biegają jak w ukropie, uruchamiają silniki swych samolotów. Do przechwycenia startują Fokker E-III oraz czerwony trójpłat Fokker Dr. I. Nad lotniskiem dochodzi do walk kołowych wrogich sobie myśliwców. Alianckie samoloty nie przerywają ataku na samo lotnisko, co chwilę któryś samolot nurkuje i ostrzeliwuje z karabinów maszynowych cele na ziemi, nieopodal eksploduje trafiona ciężarówka, na ziemi leżą zabici i ranni. Chwilę później, uszkodzony Fokker E-III, ciągnąc za sobą smugę dymu próbuje wylądować na lotnisku, rannego pilota wyciągają z kokpitu służby medyczne. Kolejny atak z nurkowania, kilka metrów dalej eksploduje ziemia, długa seria bije po ziemi i sięga zatankowanego Fokkera E-III, ognista kula ognia spowija samolot. Gęsty dym unosi się nad lotniskiem, alianci odlatują... Kilkanaście minut później na alianckim lotnisku gdzieś na francuskiej prowincji... Samoloty wracają po wykonanej misji, jeden z nich, uszkodzony myśliwiec S.E. 5A mocno dymiąc ledwo ląduje i podkołowuje. Na szczęście ten pilot jest cały i zdrów. Choć wielu tego dnia nie wróciło, misja wykonana... Tak wygląda żywa lekcja historii w wykonaniu grupy Pterodactyl Flight. Co do samego pokazu walk powietrznych, niestety samoloty latały tym razem bardzo wysoko, tak że czasem ciężko było odróżnić ich sylwetki, w sporej odległości od siebie, robiąc nudne kółeczka po niebie. W porównaniu do zeszłorocznego występu, ten mocno stracił na atrakcyjności. Sytuację uratowały tylko świetne efekty pirotechniczne. Jako, że inscenizacja wywołała parę małych „pożarów”, widzowie mieli także okazję zapoznać się z procedurą gaszenia ognia z powietrza. W tym celu wystartowały dwa samoloty PZL-M18B Dromader, które na co dzień stacjonują właśnie na rybnickim lotnisku. Niestety, pierwszy został odwołany do prawdziwego pożaru, drugi natomiast precyzyjnie opróżnił zbiornik z wodą nad płonącym celem. Podsumowując, udana impreza na którą zapraszam w przyszłym roku. Krzysztof „PC” Łybko

AIR-TO-AIR W KRAJU GANGU OLSENA (Dania, EKSP)

W dniach 16-17 czerwca 2016 roku dwóch fotografów SPFL wzięło udział w zorganizowanej przez Aviation Photo Crew sesji Air-to-Air nad piękną Danią, której celem było sfotografowanie samolotów przylatujących na pokazy lotnicze (Danish Air Show) w bazie Vojens. W tym celu stawiliśmy się w czwartek rano na malowniczym małym lotnisku w mieście Sønderborg, które nota bene było już tłumnie odwiedzane przez naszych rodaków, tyle że w dniu 25 grudnia 1658 roku i pod dowództwem Stefana Czarnieckiego. I to nie jest żart. Ale wróćmy na chwile do czasów współczesnych. Przyjazd na lotnisko rozpoczął się od krótkiego briefingu związanego z planem na dany dzień, dopasowania uprzęży zabepieczającyc nas przed nieplanowaną ewakuacją z samolotu jak i odpowiednim zabezpieczeniem sprzętu przed dokładnie tym samym. Po tym emocjonującym początku przeszliśmy do następnego jeszcze bardziej emocjonującego punktu programu... czyli kilkugodzinnego kwitnięcia na lotnisku... Dlaczego tak? Otóż fotografowanie w trakcie przylotów na pokazy wiąże się z kilkoma ograniczeniami, gdzie najważniejszym jest aby w naszym lataniu bezwzględnie dostosować się do planu przylotów statków powietrznych na imprezę, tak żeby nie zakłócić w żaden sposób funkcjonowania na lotnisku docelowym. Co oznacza, że zaczynamy funkcjonować jak "para dyżurna", która sporą ilość czasu kwitnie na ziemi, tak aby w odpowiednim momencie wystartować i znaleźć się we właściwym czasie i we właściwym miejscu w oczekiwaniu na naszych gości, przechwytując ich na kilka do kilkunastu minut i odsyłając na lotnisko docelowe. I tak kilka do kilkunastu razy. Dlaczego właśnie Dania? Dlatego, że o ile same pokazy odbywają się nad lądem, o tyle strefa, w której lataliśmy to okolice malowniczej wyspy Als i cieśniny Als Sund, a zatem coś zupełnie innego, niż to co możemy oglądać na co dzień. Działo się zatem bardzo dużo i fotograficznie i lotniczo... Grecki F-16 Demo Team (Zeus), który w niebieskim malowaniu nad wodą prezentował się jeszcze piękniej niż nad lądem... kolorowe Patrulla Águila... nie można również nie wspomnieć o Duńskim F-16 czy też weteranie, jeśli chodzi o pozowanie za Skyvanem, czyli Belgijskim F-16 Demo Team. Udało się też wygrać walkę z pogodą, której prognozy nie dawały najmniejszych szans na latanie. Gwoździem programu była jednak możliwość sfotografowania pewnych pięknych samolotów o ponadczasowej sylwetce. Jeśli nadal zastanawiacie się jakich, to zapraszam do obejrzenia zdjęć. Krzysztof "kichu" Baranowski

11. DOBOVY LETECKY DEN MLADA BOLESLAV (Czechy, LKMB)

Letecky den w Mlada Boleslav to to co tygryski lubią najbardziej. Skondensowana, jednodniowa impreza, w sam raz na szaloną eskapadę bez zbędnych ceregieli w stylu hotel, walizki, wieloetapowa podróż i cała reszta skomplikowanej logistyki pokazowej. W Mladej liczyło się tylko lotnictwo i dosłownie bezpośredni z nim kontakt. Tylko tygrysków zabrakło… Weekend okazał się bogaty w konkurencyjne imprezy lotnicze z holenderskim Luchtmachtdagen na czele. A tymczasem, jak to na tego typu jednodniowych imprezach bywa, jest szansa że organizatorzy wytoczą dosłownie wszystko co mają pod ręką. Nie ma tutaj wyrachowania, że a nuż kolejnego dnia będzie lepsza pogoda i czas na poprawki jest. Nie, na jednodniówkach obowiązuje zasada wóz albo przewóz. Mając do dyspozycji 4 godziny pokazów prezentujemy się w całej okazałości i bez taryfy ulgowej, albo ponosimy spektakularną klęskę. Czechom udało się wszystko wyśmienicie pomimo ołowianych chmur zwiastujących załamanie pogody. Czeskie imprezy lotnicze słyną z lotniczego luzu i piknikowego charakteru. Nie inaczej było w Mlada Boleslav. Impreza nie jest szczególnie znana. Nie było tłoku, a godziny przedpołudniowe wykorzystano na loty widokowe i przyloty niektórych uczestników. Trawiaste aeroklubowe lotnisko umożliwiało rzecz szczególną, a mianowicie oprócz możliwości ustawienia się wzdłuż pasa można było udać się na oba jego końce i biwakować z atrakcyjnym widokiem wprost na startujące i lądujące maszyny. Pomimo, że końcówki pasa nie należały do biletowanego terenu pokazów obsługa nie reagowała nerwowo i nie utrudniała sporej grupie gapiów piknikowania właśnie w tych miejscach. To cenna uwaga dla poszukujących ciekawych ujęć samolotów od czoła. Do wykorzystania już podczas następnej edycji za dwa lata. W powietrzu działo się sporo. Program skondensowano w godzinach od 13tej do 17tej pokazując spory przekrój czeskiej i światowej historycznej techniki lotniczej z elementami nowoczesności. Pomimo kameralnego charakteru imprezy sporo zamieszania i hałasu wprowadziły dwusilnikowe B-25 Mitchell, Lockheed Electra i Beechcraft. Historyczne maszyny myśliwskie reprezentowały Mustang, Spitfire i Jak-3. Zabrakło niestety anonsowanego wcześniej P-40 Kittyhawk, a byłoby to pierwsze spotkanie niżej podpisanego z tą maszyną. Modne ostatnio rekonstrukcje historyczne wprowadzono tym razem na wyższy poziom prezentując w powietrzu dynamiczne starcie dużych modeli maszyn z I wojny św., które nie tylko symulowały walkę kołową ale i bombardowanie ze zrzutem bomb włącznie. Ciekawie prezentował się przelot pary MiG-15 UTI z P-51 Mustang, a jedna z rekonstrukcji wykorzystywała zestawienie Polikarpowa Po-2 ze Storchem. Obie maszyny przedstawiano jako prawdziwe muły robocze wojny, może mało efektowne ale niezbędne. W podsumowaniu należy podkreślić, że kilkudniowe imprezy dają zwykle szanse na powtórzenie ujęć i jest to ich ewidentna zaleta. Z kolei jednodniówki, takie jak Letecky Den w Mlada Boleslav, to skoncentrowana fotolotnicza przygoda i sporo szans na niespodziewane i przez to niestandardowe ujęcie. Sylwester „eSKa” Kalisz

LUCHTMACHTDAGEN 2016 (Holandia, EHLW)

Wysiadając z samochodu po 12-godzinnej podróży poczuliśmy lekki, chłodnawy wiatr i zobaczyliśmy niepokojącą szarość na niebie. Taką pogodą 11 czerwca przywitało nas Leeuwarden w Holandii. O godz. 9:00 wojsko otworzyło bramy bazy – zaczął się kilkukilometrowy marsz do barierek oddzielających pas. Po znalezieniu całkiem dobrej miejscówki do robienia zdjęć, po rozłożeniu sprzętu poczuliśmy pierwsze krople deszczu, spadające z szarego nieba. W pewnym momencie spochmurnieliśmy i my, ale pozytywne fluidy szybko zaczęły powracać, gdy zrozumieliśmy, że mamy szansę sfotografować oderwania, tworzące się na skrzydłach samolotów myśliwskich. Festiwal odlotów rozpoczął zespół Fokker Four, B-25 Mitchell, Black Shapes, Red Devils, Mi-35 Hind, P-51 Mustang oraz PC-7, które w naturalny sposób budowały rosnące emocje i pozwoliły na odpowiedni trening przed fotografowaniem nowoczesnych samolotów wojskowych, a także stanowiły nie lada gratkę dla fanów lotnictwa II wojny światowej. Po chwili przerwy zespół akrobacyjny Turkish Stars (NF-5), latający na samolotach typu Northrop F-5 Freedom Fighter pokazał piękny, dopracowany w każdym calu spektakl. Pięknym punktem ich show był niski przelot przed publicznością solisty, który machał do zgromadzonych w bazie fotografów! Po pokazie tureckich pilotów w powietrze poderwały się holenderskie Lockheed Martin F-35 Lightning II i 8 sztuk F-16 Fighting Falcon oraz Lockheed C-130 Hercules. Starty samolotów bardzo pozytywnie nas zaskoczyły – wszystkie (poza Herculesem) wzniosły się ponad pas z „pomarańczową marchewką” na końcu ogona, zagłuszając całkowicie gwar panujący w bazie i powodując przyjemne drżenie żołądka. Widzieliśmy, że długo ich nie ma, toteż przygotowani, ale na luzie, zaczęliśmy plotkować, wygłupiać się… Nagle HUK! Wybuch! Panika! Pojawił się dym! Co się dzieje!? Zamach!? Wojna!? Nieeee!!! Wtem zza zakrętu wyłoniły się oczekiwane przez wszystkich F-35 i rozpoczęły wraz z F-16 cudowny, waleczny taniec na niebie! Samoloty w bliskich odległościach przeplatywały się między sobą; co chwile między nimi następował rozbłysk wyrzucanych w górę flar… Zachwyceni tym widokiem, skupieni na jak najlepszym ujęciu danego samolotu, zwróceni ku górze robiliśmy zdjęcia. Baza w jednej chwili zamieniła się w filharmonię, gdzie motywem przewodnim był huk dopalaczy, a tłem – dźwięk migawek lustrzanek… Po fantastycznych i pozytywnych emocjach, jakie dostarczył nam Demo Team, nadszedł czas na zabawę z ustawianiem czasu otwarcia migawki – mówiąc w skrócie – fotografowanie śmigłowców (m.in.  AgustaWestland Wildcat HMA.2, AH-64 Apache, Eurocopter AS532 Cougar, CH-47 Chinook). Jest to nie lada zadanie – po poprzednim show niektórym jeszcze się trzęsły ręce z emocji, skutecznie uniemożliwiając stabilne trzymanie aparatu. Dobrze, że było na czym się oprzeć… Następnie nieco ostudzone emocje znowu rozgorzały po występach Solo Display belgijskiego F-16, słowackiego MiG-29, hiszpańskiego EF-2000 czy czeskiego JAS 39-Gripen. Pojawiły się też cywilne samoloty – niski przelot nad pasem wykonał Airbus A330 linii KLM w asyście dwóch F-16 oraz MD-11 linii Martnair. Ogromne poruszenie wśród nas wywołał występ dwóch grup akrobacyjnych – Frecce Tricolori z Włoch oraz Patrouille de France. Dostarczyły one pięknych kolorów dymów oraz precyzyjnie dopracowanych figur na naszych matrycach – tak pięknie kończąc ten z pozoru szary, ponury dzień. Ewa „pilotex” Stomżyńska

ANAKONDA 2016 Z POKŁADU KC-135 (Polska, EPPW)

Za sprawą zaproszenia ze strony Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, jak również dzięki wyjątkowemu wsparciu kolegów ze środowiska fotograficznego z Piotrem Łysakowskim na czele, 10 czerwca 2016 roku wziąłem udział w locie amerykańskiej latającej cysterny - samolotu KC-135 Stratotanker. Celem lotu było przeprowadzenie tankowania w powietrzu polskich samolotów F-16 biorących udział w manewrach Anakonda 2016 oraz Swift Response 2016. Wystartowaliśmy z lotniska w Powidzu w godzinach porannych i udaliśmy się do strefy, gdzie miało odbyć się spotkanie z naszymi Jastrzębiami. Zanim do niego doszło, minęły prawie trzy godziny lotu, które wraz z przedstawicielami innych mediów spożytkowaliśmy na zapoznanie się z samolotem KC-135 oraz specyfiką pracy jego załogi. Mogliśmy przebywać zarówno w kabinie jak i w miejscu gdzie pracuje operator samego tankowania w powietrzu czyli „Boomer”. W końcu pojawiły się nasze F-16. Leniwa atmosfera panująca na pokładzie, zamieniła się w bardzo pracowitą. „Boomer” zajął się swoimi obowiązkami, a my, starając się jak najmniej mu przeszkadzać, na zmianę kładliśmy się obok niego i podziwialiśmy ten niecodzienny widok. Samoloty jeden po drugim bardzo precyzyjnie zbliżały się do nas na zadziwiająco bliską odległość, a następnie szybko i sprawnie przyjmowały kolejne, solidne dawki paliwa. Podczas gdy jedne się tankowały, pozostałe wisiały tuż obok w osłonie, niejako pozując do zdjęć. Proces tankowania trwał może 20 minut. Tuż po jego zakończeniu wróciliśmy bezpośrednio nad lotnisko w Powidzu i bezpiecznie wylądowaliśmy mimo bardzo wietrznej pogody. Na płycie lotniska mieliśmy możliwość przeprowadzenia wywiadów zarówno z załogą jak i z dowództwem bazy. Byłem na tankowcu po raz pierwszy i widok samolotu F-16, wiszącego tuż pode mną na wysokości 8 kilometrów pozostanie na długo w mojej pamięci. Od strony fotograficznej natomiast było to nie lada wyzwanie. Bardzo ciasna kabina „Boomera” z możliwością wykorzystania jedynie bocznych stanowisk, mała powierzchnia szybki, przez którą można było obserwować proces tankowania, jej nienajlepsza czystość, krótkie sloty czasowe fotografowania, gdyż każdy uczestnik lotu chciał porobić choćby pamiątkowe zdjęcia - to na pewno nie były elementy poprawiające komfort pracy. Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim osobom, dzięki którym mogłem przeżyć tę niezwykłą przygodę. Sławek "hesja" Krajniewski

ANAKONDA W MALBORKU (Polska, EPMB)

ANAKONDA-16 to największe w tym roku ćwiczenie na obszarze Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz największe w najnowszej historii Polski ćwiczenie wojskowe na terenie kraju. 7 czerwca b.r. był dniem, w którym członkowie naszego stowarzyszenie mieli przyjemność odwiedzić 22. Bazę Lotnictwa Taktycznego w Królewie Malborskim. Okazja ku temu była nie byle jaka – na tzw. przebazowaniu w Królewie stacjonowały MiGi-29 z dobrze nam znanej 23. Bazy Lotnictwa Taktycznego z Mińska Mazowieckiego. Jak by tego było mało, do 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego przybyli dzień wcześniej goście z Sił Powietrznych Bułgarii w sile dwóch MiG'ów-29, jeden w wersji szkolnej, drugi w wersji bojowej. Jako samolot wsparcia towarzyszył im C-27 Spartan, na którego pokładzie przybyło około 50 żołnierzy. Razem z pilotami z Malborka i Mińska Mazowieckiego wzięli udział w ćwiczeniu ANAKONDA-16. Celem ćwiczenia była szeroko pojęta współpraca między pilotami, nawigatorami i obsługą naziemną. Zaplanowano dwie tury startów. Mieliśmy okazję podziwiać i uwiecznić w swoich aparatach starty parami w wykonaniu naszych pilotów jak i gości z Bułgarii. Miłym dodatkiem były wyloty malborskiego MiGa na tzw. oblot. Piloci oprócz wykonywanych swoich rutynowych zadań, zataczali bezpośrednio nad naszą grupą fotograficzną kręgi, tak, jakby specjalnie pozowali nam do zdjęć, czego nie omieszkaliśmy skrupulatnie wykorzystać. W tym miejscu słowa podziękowania należą się naszemu opiekunowi, kpt. Tomaszowi Basarabowi - rzecznikowi prasowemu Dowódcy Bazy, za to, że m.in. dzięki niemu mogliśmy tak wspaniale spędzić ten dzień. Piotr "brovarsky" Łykowski

60. ROCZNICA LUFTWAFFE – ILA BERLIN AIR SHOW (Niemcy, EDDB)

Międzynarodowe Targi Lotnictwa oraz pokazy lotnicze, czyli ILA Berlin Air Show, to cykliczna impreza odbywająca się co dwa lata. Są to najstarsze i jedne z największych na świecie targów lotniczych. Przedstawiane są tam oferty dla przedstawicieli firm i instytucji związanych z lotnictwem i astronautyką. W tym roku było wyjątkowo, gdyż rok 2016 to 60. rocznica Luftwaffe. Na płycie lotniska Berlin – Schönefeld w dniach 1 – 4 czerwca można było oglądać wiele wspaniałych maszyn, takich jak Rockwell B-1B Lancer, Boeing E-3A Sentry AWACS, Boeing C-17 Globemaster III, Boeing CH-47 Chinook i wiele innych. Nam, ostatniego dnia imprezy, udało się zobaczyć to co organizatorzy przewidzieli w programie pokazów dynamicznych. Nad naszymi głowami latały śmigłowce Bundeswehry, Airbus A350-900, Boeing B-52, Antonov-178, Messerschmitt Me-262, Douglas DC-6, North American B-25, Tornado, i wiele innych. Zaprezentowano również samolot Eurofighter Typhoon w specjalnym malowaniu z okazji jubileuszu Luftwaffe. Mieliśmy okazję także podziwiać wspaniały kunszt pilotażu kapitana Adriana Rojka na MiGu-29 oraz grupę Patrouille Suisse. Mariusz "Maximus" Jóźwiak
Back to Top