SLAVNICA AIRSHOW 2012 (Słowacja, LZDB)

Piknik lotniczy w słowackiej Slavnicy, jaki odbył się w dniu 9 czerwca 2012 roku nie należy może do imprez o europejskiej randze jak RIAT czy MAKS, niemniej jednak dla nas „lotniczych świrów” każda okazja do fotografowania i pokazywania piękna lotnictwa jest dobra. Nie może więc dziwić, że pomimo niekorzystnych prognoz meteorologów, grupa naszych członków odwiedziła imprezę organizowaną przez naszych południowych sąsiadów. Na miejscu okazało się, że prognozy w pełni się potwierdziły. Przywitało nas szare, szczelnie zasłonięte chmurami niebo, okoliczne góry zaś były przesłonięte mgłą i opadami deszczu. Nasza determinacja i optymizm były jednak większe niż okalające nas szczyty. Nie wszyscy jednak podzielali naszą wiarę, jako że na samym lotnisku nie zobaczyliśmy zbyt wielu widzów.

Lotnicza część pikniku rozpoczęła się o godzinie 11.00, choć przyznać trzeba, że początek nie należał do szczególnie dynamicznych. Zostaliśmy uraczeni widokiem niestrudzenie startującego i lądującego An-2 wożącego chętnych na loty widokowe. W powietrzu działo się niewiele, sytuację zmieniło dopiero pojawienie się polskiego Lim-2, który obudził lotnisko wykonując serię niskich i szybkich przelotów, urozmaiconą akrobacją w powietrzu. Bez wątpienia polska maszyna była jedną z gwiazd tego pikniku. Następnie zaprezentowała się czeska grupa akrobacyjna Follow Me, na trzech maszynach typu Zlin Z-226 i jednej Zlin Z-326. Jak zawsze tak i tym razem, czescy piloci dali popis swoich umiejętności wykonując lot w bardzo ciasnym i widowiskowym szyku. Tuż po nich do startu poderwał się czeski L-29 Delfin, który wykonał kilka przelotów, jednak latał dosyć wysoko i w sporej odległości od publiczności.

Na szczęście zaraz po odlocie Delfina zgromadzeni widzowie mogli podziwiać najwyższy kunszt lotniczy. Nad lotniskiem pojawił się znany na całym świecie pilot akrobacyjny Zoltan Veres w swoim MXS. Niesamowicie dynamiczny pokaz połączony z przelotami na maksymalnej prędkości tuż nad pasem, oraz specjalnością Zoltana czyli trawersem ze skrzydłem muskającym trawę, wywarł ogromne wrażenie na wszystkich zgromadzonych. Były chwile kiedy nawet my wstrzymywaliśmy oddech.

Następnie rozpoczęła się „amerykańska” część pikniku, poświęcona walkom na Pacyfiku. Mogliśmy podziwiać w locie parę T-6 Texan, dwupłatowego A-75N1 Stearman, kulminacją zaś tej części była pozorowana walka lotnicza pomiędzy amerykańskim TBM 3R Avenger, a japońskim myśliwcem Zero. W zasadzie to amerykańskim T-6 ucharakteryzowanym na japońskie Zero. Potem przyszedł czas na największą gwiazdę pikniku – Dan Griffith i pilotowany przez niego Spitfire mk. XVI e. Warto zapamiętać to nazwisko. Opanowanie maszyny przez pilota było naprawdę na mistrzowskim poziomie. Nawet na nas, mimo że widzieliśmy już wiele, pokaz robił ogromne wrażenie. Szybki i dynamiczny jakby pilot siedział za sterami F-16 a nie Spitfire’a. Ciasne skręty, niskie przeloty, beczki i szybkie zwroty – to wszystko powoduje że krew w żyłach zaczyna krążyć szybciej. Część z nas przestała nawet fotografować i po prostu podziwiała lotniczy kunszt Dana.

Imprezę kończyła inscenizacja w wykonaniu grupy Retro Sky Team, na maszynach typu Zlin 226, Zlin 526 i Jak – 52 ucharakteryzowanych na maszyny Luftwaffe i Wojenno Wozdusznych Sił. Inscenizacja połączona była z desantem grupy radzieckich skoczków na niemieckie lotnisko. Odbywała się niestety w strugach deszczu co odstraszyło część widzów. Szkoda, bo naprawdę było na co popatrzeć. Podsumowując, pomimo że piknik w Slavnicy ma raczej charakter lokalny, warto wpisać tą imprezę do kalendarza. Zwłaszcza dla osób pasjonujących się historią jest to łakomy kąsek.

Tomasz „Tomaszek” Kępski