GIŻYCKIE AKROBACJE (Polska, EPKE)

Są takie weekendy tego deszczowego i nieprzewidywalnego lata, kiedy to ekipa SPFL szczególnie mocno trzyma kciuki za udaną pogodę, aby w doborowym towarzystwie przyjaciół podziwiać i fotografować to co lubi najbardziej – samoloty. Do takich właśnie należał weekend 6 – 7 sierpnia, kiedy to nad niegocińskim jeziorem w Giżycku miała miejsce kolejna edycja jednej z największych i najbardziej urokliwych, ze względu na swoje położenie, imprez lotniczych w Polsce – Mazury Airshow 2011. Na miejskiej plaży oraz na terenie giżyckiego portu zgromadziło się około stu tysięcy widzów, aby podziwiać świetnych pilotów polskich i europejskich w indywidualnych akrobacjach, wystawę statyczną statków powietrznych na lotnisku aeroklubowym, jak i zespoły lotnicze prezentujące się zarówno w najnowocześniejszych konstrukcjach, jak i w zabytkowych maszynach pochodzących nawet z początków XX wieku. Część ekipy SPFL do Giżycka zawitała już w piątek wieczorem i czas poświęciła na strategiczny wybór terenu na sobotnio-niedzielne focenie, konsumpcję dobrodziejstw mazurskich jezior oraz integrację.

Lotniczy weekend w całkiem pokaźnej ekipie rozpoczęliśmy na plaży uzbrojeni w aparaty oraz niestety parasole i kurtki przeciwdeszczowe, patrząc pełni obaw w szare i mokre niebo. Pierwszy, przedpołudniowy blok pokazów rozpoczęły coraz częściej pojawiające się na tego typu piknikach pokazy wiatrakowców (Xenon 2 i Calidus), motolotni, hydromotolotni czy motoszybowca J-6 Fregata. Jednak prawdziwa zabawa rozpoczęła się w popołudniowym bloku pokazów, kiedy to zmieniliśmy lokalizację na piękną jachtową marinę usytuowaną po prawej stronie plaży – za naszymi plecami stały szeregi pięknych żaglówek, ogrzewało nas przyjemne popołudniowe słoneczko, na błękitnym niebie pojawiły się malownicze chmury tworząc tło dla ciekawych fotograficznych kadrów. No i zaczęła się lotnicza uczta!

Fantastyczne, zapierające dech akrobacje lotnicze w wykonaniu zespołów akrobacyjnych: najlepsi polscy piloci wojskowi w Biało-Czerwonych Iskrach oraz fantastyczna ekipa czeska – The Flying Bulls – na Zlinach 50LX wykonująca niesamowite akrobacje, w tym świetne dla łowców ciekawych kadrów mijanki oraz imponujące akrobacje zespołowe na tle księżyca. Nieco mniej emocjonujący okazał się występ polskiej 3AT3 Formation Flying Team w składzie trzech AT-3 i jednego AT-4 – określane przez organizatorów jako pełne wdzięku.

Wspaniały pokaz dali członkowie Śląskiej Grupy Akrobacyjnej – Artur Kielak i Łukasz Świderski – na dwóch Extrach 330 LC. Był to pokaz, po którym wszyscy czuliśmy, iż w polskim lotnictwie akrobacyjnym są niesamowicie zdolni, zwariowani i doskonale wyszkoleni młodzi piloci z niezbędną nutką szaleństwa we krwi. Obserwując Artura Kielaka raz po raz spoglądaliśmy po sobie niedowierzając i nie mogąc ogarnąć ilości wykonywanych beczek autorotacyjnych, pętli, dynamiki wchodzenia w poszczególne figury kombinacyjne i lekkości z ich wychodzenia.

Na Extra 300L mieliśmy okazje oglądać wielokrotnego mistrza polski w akrobacji Ireneusza Jesionka, oraz Roberta Kowalika na Steen Skybolt 300. Z zagranicznych gwiazd oglądaliśmy występ Uwe Zimmermana latającego na żółtym Extra 200S – fantastyczny, lekki, pełen trudnych i finezyjnych figur pokaz okraszony ciągnącym się za samolotem ogonem dymu.

Jednak perełką mazurskich pokazów były przeloty i lądowania na wodzie wodnosamolotów – w końcu tafla jeziora stała się nie tylko tłem pokazów, ale i ich ważnym elementem. Najbardziej oczekiwany i zachwycający okazał się Sikorski S-38 – amerykańska, historyczna już maszyna wymalowana w biało-czarną zebrę lądowała i wznosiła się z tafli wody tworząc niesamowite efekty dla naszej fotograficznej ekipy. Elegancko na wodzie prezentowała się Cesna 172 – jedyna taka maszyna w Polsce przystosowana do lądowania na wodzie. Po raz pierwszy na pokazach w Polsce mieliśmy też okazję zobaczyć wodnopłatowca Aviat Husky – ten produkowany w USA samolot pojawił się w szkole Airport Biernat w Gądkach jako maszyna szkoleniowa.

Po sobotnich pokazach cześć ekipy wróciła do domu, natomiast pozostali delektowali się piknikową atmosferą weekendu – szalejąc w wesołym miasteczku i oglądając pokazy sztucznych ogni – nie był to zapewne sylwester w Sydney, ale przyjemne dla oka zakończenie udanego dnia.

Niedzielne pokazy były częściowo powtórzeniem atrakcji z soboty, dlatego warto przede wszystkim wspomnieć o tym, czego nie było. Przelot legendarnego amerykańskiego samolotu transportowego Dakota DC-3, który nosi miano niezniszczalnego, a jego konstrukcja pozwala na lądowanie na prawie każdej powierzchni. Mieliśmy okazję oglądać również Dromadera zrzucającego wodę na taflę jeziora oraz ponownie zespoły akrobacyjne i pokazy indywidualne. Nieco trudniejsza do udanego fotografowania pogoda – ostre słońce i silny wiatr – sprawiły ze wczesnym popołudniem zakończyliśmy nasz przygodę z mazurskimi pokazami.

Podsumowując imprezę warto opisać ją trzema, jakże często powtarzanym wśród naszej ekipy, słowami: wspaniale, wspaniale, wspaniale….. ze względu na towarzystwo, okoliczności przyrody i naprawdę sporą dawkę lotniczej adrenaliny. Z pewnością Mazurski Piknik Lotniczy warto wpisać do kalendarza imprez, na których fani lotnictwa powinni się pojawić.

Joanna „hermina” Węgrzyn