JUŻ NIE MA DZIKICH PLAŻ… (Polska, EPOK)

Red Bull Air Race – runda nr 4 – GDYNIA

Wyścigi znane na całym świecie, uwielbiane przez wszystkich sympatyków lotnictwa. Dlaczego? To pytanie w ogóle nie powinno się pojawić. Walka o każdy ułamek sekundy na wąskim torze, ostre i gwałtowne manewry między ciasno osadzonymi pylonami, silnik na pełnych obrotach, jeden cel pilota, jak najszybciej ukończyć okrążenie, a margines błędu, na jaki może sobie pozwolić, jest minimalny. Grożą bowiem kary za takie przewinienia jak za niski lub za wysoki przelot przez bramkę, za duże przeciążenie w nawrocie, czy ścięcie pylona skrzydłem. Zazwyczaj pilot ukarany zostaje kilkoma dodatkowymi sekundami, ale w niektórych przypadkach grozi też dyskwalifikacja.

Co do organizacji, w mojej ocenie Gdynia wypadła świetnie. Niczego nie brakowało, wszystko było przygotowane prawidłowo. Precyzyjnie oznakowany dojazd, czujność służb porządkowych, a także dostosowanie funkcjonowania komunikacji miejskiej do jakże dużego wydarzenia pozwoliły uniknąć chaosu i pozwoliły cieszyć się licznie przybyłym widzom wspaniałym show, jakie zapewnili uczestnicy zawodów. Pretensje zachować należy chyba tylko do pogody, która była przez cały weekend bardzo zmienna i nieprzewidywalna.
Poza zawodnikami Red Bulla mogliśmy oglądać również zespół akrobacyjny Breitling Jet Team, którego pokaz był bardzo widowiskowy. Spod znaku Breitling latał również DC3. Dodatkowo widzów zachwycił niedzielny pokaz Dreamlinera z floty Polskich Linii Lotniczych Lot. ,,Franek” wykonał kilka bardzo niskich przelotów nad taflą wody i pożegnał się, machając wielkimi skrzydłami. To nie był koniec atrakcji, dla publiczności z całej Polski pokaz solowy na extrze-330 wykonał Łukasz Czepiela.
Teraz trochę o samych zawodach.

Na początku oglądaliśmy próbne przeloty wszystkich zawodników. W sobotnie popołudnie do głosu doszło zaplecze, czyli Challenger Class. W tej serii wszyscy piloci latali na tych samych maszynach Extra E-330LX. Warto dodać, że wśród zawodników mieliśmy naszego rodaka, Łukasza Czepielę. W gdyńskich zawodach uczestniczyło sześciu pilotów. Zawody wygrał Niemiec Claudius Spiegel, drugie miejsce zajął Szwed Daniel Ryfa, a trzecie Brytyjczyk Tom Bennett. Łukasz Czepiela zajął piąte miejsce. Po dekoracji Challenger Class rozegrane zostały kwalifikacje do głównych zawodów klasy master. Wygrał je Poul Bonhomme przed Nigelem Lambem. Lider klasyfikacji generalnej Hannes Arch był trzeci.
Właściwa walka o wygraną w Gdyni miała rozegrać się następnego dnia. Plaża i skwer były oblegane przez tysiące widzów, a pogoda dopisała znacznie bardziej niż w sobotę. Emocje tkwiły w nas od samego rana, a komentator Tomasz Zimoch dodawał wspaniałego smaczku całemu widowisku. W fazie Top 12 nie było sensacji, faworyci przechodzili do kolejnej rundy, jedynym zaskoczeniem było potknięcie Matthias Dolderera, który dzień wcześniej w kwalifikacjach uplasował się wysoko, bo na piątym miejscu. Jednak w niedzielnych rozgrywkach nie udało mu się powtórzyć tego wyczynu. Super 8 to już nie przelewki. Tu zaczęła się walka o finał, a może i o miejsce na podium. To faza zawodów, która zagwarantowała najwięcej emocji, udzielały się one także pilotom. Nie wytrzymał presji Pete McLeod, który przekroczył dopuszczalny wskaźnik przeciążenia G podczas zawrotu i został wykluczony. Wielką niespodzianką było także dopiero piąte miejsce wielokrotnego mistrza Paula Bonhoma, co nie pozwoliło na awans do ścisłego finału. Dzięki porażce Bonhome i błędowi Kanadyjczyka – McLeoda do final 4 awansowali Mat Hall i Kirby Chamblis.
Finał zawodów odbywał się w przyjemnym popołudniowym klimacie i przy ładnej pogodzie. Każdy upatrywał faworyta do zwycięstwa. Eksperci jednak przewidywali dwa wyścigi o zwycięstwo między Archem i Lambem oraz o najniższy stopień podium między Hallem i Chamblisem. Wszystko mogło się jednak wydarzyć. Pierwszy na trasę wyruszył Amerykanin Kirby Chamblis, uzyskał bardzo dobry czas. Szybko po nim na torze pojawił się samolot Matta Halla. W początkowej fazie tracił do Amerykanina, ale rozkręcił się na drugim kółku i przebił go. Następnie przyszedł czas na lidera cyklu, Austriaka Hannesa Archa, który zmiażdżył rywali, wykręcając fenomenalny czas. Nigel Lamb miał przed sobą bardzo ciężkie zadanie, przez połowę dystansu utrzymywał niewielką stratę do prowadzącego, ale finalnie skończył z czasem gorszym prawie o półtorej sekundy od Archa. Austriaccy kibice mogli rozpocząć świętowanie. Zawody wygrał ich rodak Hannes Arch przed Nigelem Lambem i Mattem Hallem. Dzięki temu powiększył znacząco swoją przewagę w generalce.

Wspaniała impreza dostarczająca niezapomnianych wrażeń. Może w przyszłym roku Gdynia znowu będzie organizatorem zawodów Red Bull Air Race? Kto wie! Jedno jest pewne, polska publiczność na pewno dopisze.

Kamil ,,Kamio” Łach