JESIENNY ZLOT LOTNICZY SPFL (Polska, Smardzewice)

Z okazji… zresztą tak naprawdę ekipie SPFL nie potrzeba okazji! A więc z racji tego, iż nigdzie w zasięgu kilku tysięcy kilometrów nie odbywały się akurat żadne pokazy lotnicze, a my mieliśmy ogromną chęć cieszyć się jesienną aurą, podelektować swoim towarzystwem i po prostu odpocząć od codziennych obowiązków, spotkaliśmy się w rewelacyjnym i dobrze już nam znanym miejscu – ośrodku Molo nad Zalewem Sulejowskim w Smardzewicach. Dzięki naszemu Prezesowi jesteśmy tam zawsze przyjmowani w sposób naprawdę gościnny i serdeczny. Część ekipy zawitała już w czwartek 8 listopada, natomiast reszta – czyli około 40 osób – dojechała w piątkowe popołudnie.

Za każdym razem – a okazji w tym roku było naprawdę wiele i to w całej Europie – kiedy widzę tyle osób przyjeżdżających z całej Polski specjalnie po to by focić, ale też spotkać się i dobrze razem bawić, jestem naprawdę pod wrażeniem! Udało nam się stworzyć tak liczną grupę bliskich sobie ludzi, którzy dzięki wspólnej pasji zostali przyjaciółmi, dzielącymi się wiedzą, wolnym czasem i pozytywną energią.

Efekty tego widać na naszym forum – bogatszym w coraz lepsze zdjęcia i coraz to nowych członków, którzy między innymi po tego typu weekendach podejmują decyzje o wysłaniu aplikacji, czy po prostu aktywnym uczestnictwie.

No ale dosyć tego sentymentalizmu – przejdźmy do rzeczy! W piątkowy wieczór bawiliśmy się w specjalnie dla naszej ekipy wynajętej sali konferencyjnej – obowiązywały tradycyjne i niezbędne na każdym zlocie elementy – firmowe koszulki, identyfikatory oraz dobry humor.

Następnego dnia po śniadanku w hotelowej restauracji przystąpiliśmy do planowania rozrywek. A okolice Tomaszowa są ich pełne.

Zapadła decyzja, że gremialnie udajemy się na spacer do Rezerwatu Niebieskie Źródła. Pogoda była naprawdę niesamowita – jeszcze tydzień wcześniej padał śnieg, natomiast ten weekend to kwintesencja prawdziwej złotej jesieni – na drzewach kolorowe liście, świecące słońce, a my wtuleni w ciepłe kurtki – idealna pogoda na spacer i złapanie odrobiny rześkiego powietrza. Rezerwat to niezwykłe miejsce – znajdują się tam dwa wywierzyska, w których pulsują małe gejzery wyrzucające błękitno-zieloną wodę. Na tle tego niesamowitego i efektownego zjawiska fantastycznie prezentują się kaczki i łabędzie – te ostatnie dały nam wspaniały pokaz porannej higieny – cóż może bardziej cieszyć fotografa niż sesja z zapałem pozującego pięknego modela? Oczywiście wszystkie nasze aparaty poszły w ruch, a łabędzie jakby na to czekały – w najlepsze rozkładały skrzydła, przybierały niesamowite pozy pokazując jakimi są efektownymi, ale przez swoją powszechną dostępność, niedocenianymi obiektami fotograficznymi. Kaczki nie pozostawały w tyle i im też zrobiliśmy ciekawe foty. Dla tych którzy postanowili odpocząć od aparatu pozostał bardzo przyjemny, krótki spacerek i podziwianie przyrody – w tych okolicach znajduje się bowiem ponad czterysta gatunków roślin i kilkadziesiąt gatunków ptaków, w tym naprawdę unikatowych i chronionych – wystarczyło się tylko dobrze rozglądać.

Cześć z nas wróciła po spacerze do hotelu – oczywiście nie na lenistwo, bo ośrodek położony jest nad Zalewem Sulejowskim, który można podziwiać z molo ciągnącego się od samych bram ośrodka. Jesienna aura nie sprzyja plażowaniu, ale warto jest spojrzeć na ten naprawdę słusznych rozmiarów sztuczny akwen jako na wytwór ludzkiej pomysłowości i pracy, żeby docenić w jak ciekawej okolicy się znajdujemy. Jest to też znakomite miejsce na sfotografowanie efektownych zachodów słońca.

Cześć z nas odwiedziła Ośrodek Hodowli Żubrów – jest to jedyna tego rodzaju placówka w centralnej Polsce. Nie lada atrakcja dla tych, którzy nie mają okazji zobaczyć tych monumentalnych zwierząt w naturalnych warunkach.

Warto było też wybrać się do Kościoła Św. Idziego w Inowłodzu – ten zabytek z początku minionego tysiąclecia, pięknie odrestaurowany, kusi nie tylko swoim kameralnym charakterem, ale i historią, która mówi, iż król Władysław Herman postawił go w podziękowaniu za narodziny syna, a według innej wersji – że żona Księcia Władysława wyleczyła się z bezpłodności zażywając kąpieli w wodzie bijącej ze źródła u podnóża zamku (co poniektórzy/poniektóre wystraszone legendą o „niebezpiecznych” źródłach wolały zatem na tym zlocie trzymać się od kościółka z daleka).

Żeby nie bawić się w przewodnika turystycznego wspomnę jeszcze tylko o poniemieckich bunkrach kolejowych we wsi Jeleń i Konewka – doskonale zachowane, są atrakcją regionu, nie tylko dla miłośników tematyki związanej z drugą wojną światową, ale dla każdego kto chciałby zobaczyć oryginalne, monumentalne pomniki historii. Ogromne, położone w lesie bunkry kolejowe miały w czasie wojny służyć za schron dla pociągu „Amerika”, którym podróżował Hitler. Są to największe betonowe bunkry w Polsce, więc nie można ich pominąć będąc w okolicach Tomaszowa.

Sobotni wieczór spędziliśmy na wspólnej zabawie. Główną atrakcją był przygotowany przez volta (Maćka Aleksandrowicza) pokaz zdjęć naszej ekipy zrobionych podczas tegorocznych wypraw. Zabawy było co niemiara – najpierw kiedy odkryliśmy jak wiele zdjęć udało się zmieścić voltowi w tak małym pliku, a później już patrząc na kolejne zdjęcia naszej ekipy. Co chwilę sala rozbrzmiewała gromkim śmiechem – jak fajnie że jesteśmy tacy ładni, tacy fotogeniczni… ale przede wszystkim tak liczni, weseli i pijani – oczywiście głównie ze szczęścia ;).

Tego wieczoru mieliśmy też okazję gościć Przemka i Leszka – znanych nam już z pokazów miłośników lotnictwa i być może przyszłych członków naszego stowarzyszenia. Przemek pokazał nam swoje filmy lotnicze, które nas, fociarzy, oczarowały. Nie tylko bowiem aparat jest w stanie uchwycić piękno lotnictwa – rewelacyjne filmiki z oprawą klimatycznej muzyki sprawiły, że przenieśliśmy się do tych wszystkich chwil z tego roku, kiedy to zadzieraliśmy głowy do góry i słuchaliśmy dźwięku dopalaczy. Serdeczne dzięki chłopaki za ten pokaz!

Reszta wieczoru upłynęła na integracji czyli pogawędkach, konsumpcji i dobrej zabawie.

W niedzielny poranek po śniadanku, po porannych naradach członków zarządu, część z nas rozpoczęła powroty do domu, natomiast pozostali delektowali się kąpielą słoneczną – tak, tak, 11 listopada – na ławeczce w przyhotelowym ogrodzie. Wokół nas fikał Antek – będący coroczną maskotką zlotu – pies wilka… jakkolwiek dziwacznie by to nie zabrzmiało 😉 Wydaje mi się, że ten wyjątkowy dla polskiej historii dzień, ekipa SPFL spędziła najpiękniej jak tylko wolny Polak potrafi – bez zbędnego zadęcia i patosu, ze wszystkimi płytkami chodnikowymi na swoim miejscu i z uśmiechem na ustach.

Wypadałoby napisać: „Do zobaczenia za rok”. Ale przecież to nie jest prawda! „Do zobaczenia za chwilę” jest o wiele właściwsze.

Joanna „hermina” Węgrzyn