DREAMLINER (Polska, EPWA)

15 listopada 2012 roku od dawna był dniem bardzo wyczekiwanym przez pasjonatów lotnictwa zarówno w Polsce, jak i za granicą. Na dzień ten zapowiadano technologiczny skok – rozpoczęcie kolejnego, jakże pięknego rozdziału w grubej lekturze pt. „Polskie Linie Lotnicze LOT”. Dzień ten miał być ostatecznym terminem przylotu do Warszawy pierwszego egzemplarza najnowszej konstrukcji Boeinga, której nadano symbol 787-8 i ochrzczono dumnie Dreamlinerem. Ba, miał być to też dzień historyczny i dla całej Europy. W końcu LOT był pierwszą linią lotniczą na kontynencie, która miała dostać Dreamlinera. Dzięki temu nasz narodowy przewoźnik miał się stać linią z najnowszą i najbardziej nowoczesną flotą w Europie. Wszystko to się potwierdziło.

Przywitanie pierwszego „Liniowca marzeń” było zorganizowane z wielką pompą. Od samego rana media były pełne informacji na ten temat. Na lotnisko pofatygowała się nawet sama Prezydentowa, Pani Anna Komorowska. Były stacje telewizyjne, było ok. 300 pracowników PLL LOT i mnóstwo VIP-ów, dla których zorganizowano bankiet w jednym z hangarów. W tymże hangarze było i dwóch przedstawicieli SPFL. Nie mogło nas tam zabraknąć!

Przylot Dreamlinera do Warszawy zapowiadany był na godzinę 10:30. My jednak dzień rozpoczęliśmy trochę wcześniej. Około 8:00 byliśmy już w biurze przepustek, od strony stojanki General Aviation na warszawskim lotnisku. Po pomyślnie dla nas przeprowadzonej kontroli i wydaniu przepustek ruszyliśmy do wspomnianego wcześniej hangaru, pod który miał zostać przyholowany Dreamliner po lądowaniu, salucie wodnym i oficjalnym przywitaniu przy terminalu. Spodziewaliśmy się tłumu ludzi a okazało się, że do hangaru i terenu wokół niego mieli dostęp jedynie dziennikarze i obsługa, która szykowała hangar pod bankiet. I my dwaj wśród tych ludzi.

Jako że Dreamliner wystartował ze swojej macierzystej jeszcze niedawno bazy, lotniska Everett w Seattle z ponad godzinnym opóźnieniem, opóźnienia można było się spodziewać i w Warszawie. Tak się jednak nie stało. Mimo mrozu, wśród hulającego wiatru i świata zakrytego przez gęstą mgłę i niskie chmury, czekaliśmy na niego w gotowości z aparatami w dłoniach. Przed lądowaniem zapowiadany był niski przelot nad pasem, sądziliśmy jednak, iż zostanie on odwołany ze względu na warunki atmosferyczne. Całe szczęście, że przez te kilkanaście sekund nie staliśmy tyłem do pasa… W pewnej chwili Dreamliner wyłonił się z mgły, na wysokości mniej więcej 50m nad pasem robiąc pięknego low-passa. Nasze migawki poszły w ruch i…tylko je było słychać. Byliśmy w ciężkim szoku, gdyż samolot ten nie wydał jakiegokolwiek dźwięku. Po prostu przeleciał bezszelestnie jak balon!

Kwadrans później już było go słychać. Huk rewersów dał znać, że Dreamliner jest już na ziemi. I w tej chwili w zasadzie skończyło się fotografowanie dla nas, przynajmniej na tę chwilę. Od momentu zjazdu z pasa aż po podkołowanie pod terminal nie było możliwości zrobienia ani jednego zdjęcia. Zasłaniało go dosłownie wszystko – samoloty na płycie, ludzie z obsługi, sprzęt lotniskowy, latarnie. Dlatego też zrobiliśmy jedynie czysto pamiątkowe zdjęcia salutu wodnego, a resztę po prostu obserwowaliśmy. Z chwilą podkołowania samolotu pod budynek terminala i podstawieniu rękawa nastała dla nas dłuższa przerwa. Musieliśmy czekać, aż przejdzie cała oficjałka i podholują Dreamlinera pod nasz hangar. W końcu po godzinie 13:00 coś się ruszyło! Wypchnęli go spod terminala i ciągną w naszą stronę. W tej chwili dopiero zaczęła się nasza robota pełną gębą.

Postawili go przy samym hangarze. Mogliśmy z nim robić co nam się żywnie podobało. Nowym pomysłom na kadr nie było końca. Nie udało się jednak wejść do środka, gdyż priorytet miały stacje telewizyjne. Na rozluźnienie i możliwość spokojnego pofotografowania wnętrza i kokpitu musielibyśmy czekać do późnego wieczora, więc odpuściliśmy. W końcu pewnie jeszcze nie raz będzie okazja.

Podsumowując: samolot piękny. Widać po nim powiew świeżości i nowej myśli technologicznej, nawet jeśli chodzi o sylwetkę. Nowe silniki Rolls Royce Trent 1000, zaprojektowane specjalnie dla tego samolotu, są niezwykle cichutkie i ekonomiczne. Złośliwi nazywają go „plastikiem”, jednak właśnie dzięki temu, że konstrukcja została oparta w większości na kompozytach, może przynieść linii zysk. Wiadomo, moja opinia jest opinią subiektywną, jednak na mój gust mamy się w końcu czym pochwalić.

Cieszymy się niezmiernie, że mogliśmy uczestniczyć jako Stowarzyszenie w tej historycznej chwili dla polskiego lotnictwa cywilnego, pasażerskiego. Dzień ten na zawsze zachowam w swojej pamięci. Witaj w domu Dreamlinerze!

Maciek „volt” Aleksandrowicz