Szukaj

ADEX 2015 – SEOUL AIR SHOW (Korea Płd, RKSI)

Nieubłaganie przyszła jesień. Nie ma co kryć, że nie jest to nasza ulubiona pora roku. Pod koniec października sezon pokazowy w Europie w zasadzie jest już zakończony. Jesteśmy już po Radomiu, Ostrawie, a nawet po Axalp. Coraz trudniej o dobrą pogodę. Lotnicze życie w bazach też jakby trochę przymiera. Czy to znak, że czas już odłożyć sprzęt na półkę? O Nie! Postanowiliśmy spróbować znaleźć jeszcze nieco lotniczych kadrów (trochę dalej) za granicą. Nasze zainteresowanie wzbudziła odbywająca się w Seulu duża wystawa sprzętu obronnego ADEX 2015 i organizowane przy niej pokazy lotnicze. Do wyjazdu bardzo zachęciła nas informacja o uczestnictwie w niej F-22 (miał być to jedyny poza USA pokaz w tym roku)… oraz bardzo atrakcyjna promocja na kierunku azjatyckim pewnej znanej linii lotniczej ;). Czasu na decyzję było mało, tak więc zapadła szybko. Nie było na co czekać. W końcu zakończyć sezon pokazem Raptora, to jest coś! ADEX jest imprezą siedmiodniową, przy czym ostatnie 2 dni są otwarte dla publiczności. Wtedy też organizowane jest Air Show. Na miejsce dotarliśmy w piątek, a więc w ostatni dzień „profesjonalny”. W planie mieliśmy oczywiście jeszcze pozostać na pozostałe dni „publiczne”. Po krótkich formalnościach i odebraniu akredytacji prasowych ruszyliśmy na teren pokazów. Lotnisko, na którym zorganizowana została wystawa, na co dzień jest bazą 15. Skrzydła Lotnictwa Transportowego. W jego skład wchodzą eskadry transportowe, operacji specjalnych, zabezpieczające podróże najważniejszych osób w państwie oraz eskadra lotnictwa taktycznego latająca na lekkich samolotach szturmowych KA-1. :::Jak to się robi w Korei?::: Część wystawiennicza została zorganizowana w kilku dużych pawilonach. Można tam było zobaczyć ekspozycje największych producentów uzbrojenia. Było też kilka polskich akcentów, od modelu SW-4 w polskich barwach na stanowisku Augusta Westland po… stoisko Ministerstwa Obrony RP. Na zewnątrz pawilonów zorganizowano ciekawą wstawę statyczną. W jej skład wchodził sprzęt koreańskich wojsk lądowych oraz lotnictwa. Oprócz jednostek artylerii, pojazdów zabezpieczenia technicznego, bojowych wozów piechoty, samobieżnych zestawów p-lot i czołgów prezentowano również samoloty i śmigłowce. Gospodarze wystawili większość użytkowanego przez siebie sprzętu. Od konstrukcji, które lada moment zostaną wycofane (F-5E, F-4E), przez te, które zostaną poddane modernizacji (KF-16C), po najnowsze nabytki: KA-1, T-50, FA-50, F-15K i F-35 (w postaci makiety 1:1). W specjalnej strefie wystawiono maszyny zespołu akrobacyjnego Black Eagles (T-50) - jednej z głównych atrakcji imprezy. Nie zapomniano również o transportowcach reprezentowanych przez CH-47D, C-130H i C-235. Oprócz gospodarzy w niezłym składzie pojawili się również Amerykanie. Na płaszczyźnie postojowej pięknie prezentowały się CH-47F, AH-64D, F-16C, A-10C, F-18E, C-17, KC-135 i… dwie sztuki F-22A (!). Dalej na odwiedzających czekała specjalnie wydzielona przestrzeń do dynamicznej prezentacji sprzętu lądowego. Działo się tam sporo… ale o tym później. Według zapowiedzi organizatorów w powietrzu miały zaprezentować się: KT-1 (samolot szkolny), KA-1 (lekki samolot szturmowy), KF-16, Red Devils (spadochroniarze z RAF) HH-60P Pave Hawk, A-10, Osprey, C-17, T-50, FA-50, F-22, U-2 i Black Eagles. Zapowiadało się ciekawie. Przyznam, że największe zdumienie wywołała u mnie zapowiedź obecności U-2. Kilka razy sprawdzałem, czy czasem Koreańczycy nie mają jakiegoś nudnego transportowca, który też ma takie oznaczenie. Wszystko jednak wskazywało na to, że naprawdę zobaczymy w powietrzu „Dragon Lady”! Z drugiej strony bardzo ciekawiło nas, „jak w takiej Korei wyglądają pokazy lotnicze”. Czy latają jak „u nas”, czy może bardziej jak w Niemczech (czyli w miarę blisko i nisko czy daleko i wysoko ;) )? Z drugiej strony dla takich lotniczych świrusów jak my już sama możliwość oglądania na żywo maszyn wojskowych z tak odległego kraju jak Korea Południowa była ogromną atrakcją. Zobaczyć, jak u nich malowane są C-130, jakie noszą oznaczenia eskadr, o możliwości zajęcia miejsca w kabinie F-4 czy F-5, nie wspomnę. ;) OK, ale wróćmy do tego, co działo się w powietrzu. Jak wspomniałem wcześniej piątek był ostatnim dniem dla profesjonalistów i mediów. Pokazy w powietrzu tego dnia miały być mocno ograniczone w stosunku do dni dla publiczności, jednak cały czas w powietrzu coś się działo. Co chwila przylatywały lub odlatywały różne statki powietrzne… i nie chodzi tu o jakieś cywilne autobusy. :)A to przyleciały jakieś Black Hawki, a to odleciał C-130 lub C-235. W związku z tym, że stacjonuje tu eskadra VIP, mieliśmy też możliwość zobaczyć przy pracy śmigłowce i samoloty do transportu najważniejszych osób w państwie: śmigłowce S-70, S-92 i pasażerskie B-737 i B-747. Ruch był naprawdę spory. :::Czarne Orły i Raptory::: Odgłos uruchamianych silników na płaszczyźnie zajmowanej przez Black Eagles oznaczał, że za chwilę miały rozpocząć się pokazy w powietrzu. Zanim jednak Czarne Orły miały opanować niebo nad nami, do pokazu wystartował mały żółty dwupłatowiec. Jego pilot zaraz po oderwaniu kół od ziemi włączył smugacz i „pociągnął” kosiaka prawie do końca pasa, by tuż przed końcem wyrwać ostro w górę. Z głośników usłyszeliśmy, że właśnie swój pokaz rozpoczął Paul Bennet latający na Pitts Wolf Pro. Nie wiem, co oni tam w tej Australii mają (że tak latają), ale będę musiał to kiedyś sprawdzić osobiście ;). Jeżeli ktoś mnie spyta, jak wygląda radość z latania, to zawsze będzie mi się przypominał ten pokaz. Kilkanaście minut lotniczego szaleństwa. Kosiaki nad pasem, przeloty bokiem, zwariowane korkociągi, nurkowania, pętle, beczki i figury, których nawet nie umiem nazwać. Po żółtym akrobacie przyszedł czas na gospodarzy. Z płaszczyzny postojowej zaczęli wykołowywać Black Eagles, czyli zespół akrobacyjny ROKAF. Byłem bardzo ciekaw tego pokazu. Dużo o nich słyszałem, widziałem oczywiście jakieś filmy, ale na żywo jeszcze ich nie oglądałem. Na jedyną prezentację w Europie podczas RIAT 2012 niestety nie dotarłem. Teraz wreszcie nadszedł moment, aby nadrobić zaległości. Pokaz rozpoczął się przelotem całego zespołu ze smugaczami w barwach narodowych Republiki Korei. Słyszałem, że pokaz Koreańczyków to taka składanka najefektowniejszych figur zaczerpniętych z pokazów najlepszych zespołów akrobacyjnych. Jest w tym sporo prawdy. Łatwo dopatrzyć się rozejść, mijanek, figur i formacji znanych z pokazów Włochów, Brytyjczyków, Francuzów czy Szwajcarów. Przyznam jednak szczerze, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wszystkie te figury wykonywane były nie dość, że perfekcyjnie, to najczęściej znacznie dynamiczniej i na większej MOCy. T-50 to fantastyczna maszyna. Mówi się o nim, że to taki mini F-16, i coś w tym jest. I nie chodzi tu tylko o sylwetkę, ale o dynamikę wykonywania poszczególnych figur. Z drugiej strony pokaz Black Eagles to nie tylko „składanka znanych numerów”, wiele figur i manewrów, to autorskie pomysły zespołu, a co najważniejsze całość składa się w bardzo atrakcyjny i dynamiczny pokaz, który ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Kiedy na płaszczyznę postojową zjeżdżały już ostatnie czarno-żółte T-50, na krawędzi pasa w falującym od termiki powietrzu widać już było charakterystyczną sylwetkę myśliwca z podwójnym usterzeniem. Krótka zapowiedź spikera i już w naszym kierunku, nisko nad pasem mknął F-22 Raptor. Kiedy maszyna była dokładnie przed nami, ostro wyrywała pionowo w górę. Co za MOC! Na ten moment czekałem od 2010 roku, kiedy po raz ostatni widziałem pokaz Raptora na RIAT 2010. Od tego czasu dużo się zmieniło. Teraz pokaz był dynamiczniejszy i lepiej prezentował możliwości manewrowe tego samolotu. Wiele figur było nowych, jak choćby pionowe wznoszenie zakończone ślizgiem na ogon(!). Czyżby amerykanie oglądali pokaz naszego MiGa-29? ;). Pokaz był fenomenalny. Z jednej strony Raptor jest niesamowicie manewrowy i potrafi prawie zawrócić w miejscu, a z drugiej strony duże wrażenie robi to, jak szybko potrafi odzyskać po takim manewrze energię i dynamikę. Zaaferowani tym, co działo się nad nami, nie zwróciliśmy uwagi, że powoli słońce zbliżało się ku zachodowi. Piękne złociste światło zaczęło malować dookoła zupełnie nowe obrazy. Formalne pokazy zbliżały się do końca. Dużo więcej czekało nas jutro i pojutrze. Nie oznaczało to jednak, że w powietrzu nic się już nie działo. Lotnisko wróciło do swojego zapracowanego trybu. Ponownie mogliśmy obserwować starty i lądowania różnego rodzaju maszyn wojskowych, tym razem w pięknym popołudniowym świetle. Przylatywali nowi goście, jak choćby koreański P-3 Orion, a niektórzy odlatywali, jak należący do RAF A-400M. Korzystaliśmy z pięknego światła i odwiedziliśmy jeszcze wystawę statyczną. Na ten dzień pokazy się zakończyły, ale nazajutrz mieliśmy zacząć od nowa. :::Dzień drugi::: Drugi, a w zasadzie pierwszy dzień pokazów, powitał nas dużym zachmurzeniem i deszczową pogodą. Grube, szare chmury wisiały nisko nad całym Seoulem. Prognozy na dalszą część dnia były optymistyczne, więc się tym nie przejmowaliśmy. W dobrych nastrojach dotarliśmy na teren pokazów. Na miejscu okazało się, że deszcz, który padał w nocy, zalał centrum biletowo-akredytacyjne i unieruchomił system komputerowy odpowiedzialny za bramki. ;) Na szczęście po godzinie oczekiwania machina ruszyła i mogliśmy spokojnie wejść na teren imprezy. Oprócz pokazów w powietrzu organizatorzy zorganizowali też wiele atrakcji dodatkowych. Na wydzielonym tankodromie dwa razy dziennie prezentowały swoje możliwości wojska lądowe. Świetnie przygotowana prezentacja (komentowana również w języku angielskim) obejmowała prawie cały przekrój sprzętu zmechanizowanego. Od pojazdów wsparcia poprzez samobieżną artylerię, jednostki p-lot, bojowe wozy piechoty po najnowsze czołgi K2. Swoje umiejętności odbijania zakładników prezentowały oddziały specjalne. Na płaszczyźnie postojowej w innej części lotniska można było oglądać pokazy musztry paradnej, walki wręcz oraz występy tradycyjnych koreańskich bębniarzy. Teren pokazów bardzo szybko zapełnił się odwiedzającymi. Na lotnisko przybyły całe rodziny. Zanosiło się na wielki rodzinny piknik. Dzięki świetnej organizacji każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Olbrzymi pawilon zajmowały Koreańskie Siły Powietrzne. Odwiedzający mogli dowiedzieć się o służbie, „polatać” na różnych symulatorach lotu. Zrobić pamiątkowe zdjęcia z ekipą Black Eagles. Czekało ich tam wiele różnych atrakcji. Bardzo aktywni byli również Amerykanie. Szczególnie oblegane było stoisko przy A-10. Zajmujący je lotnicy chętnie opowiadali o swoim samolocie i o tym, czym się zajmują na co dzień, a niektórzy z nich wrócili do domu z naszywkami polskich MiG-ów-29. ;). Dla wytrwałych (bo kolejki były długie) dostępne były również kokpity niektórych samolotów i śmigłowców. Trzeba przyznać, że możliwość zajęcia miejsca w kabinie F-4, F-5, Apache czy Chinooka była bardzo kusząca. ;). Pokazy w powietrzu podobnie jak w dzień poprzedni otworzył „szalony Australijczyk” na swoim Pitts-ie . Zaraz po nim miejsce na niebie mieli zająć Black Eagles, ale ze względu na niski pułap chmur ich występ przełożono na godziny popołudniowe. Oficjalne rozpoczęcie uświetnili spadochroniarze z flagami. Nieoczekiwanie poprawiła się pogoda. Wielka szara chmura, która zakrywała praktycznie całą przestrzeń nieba nad lotniskiem w pewnym momencie po prostu „przeszła”, zostawiając za sobą błękitne niebo. W powietrzu natomiast swoje możliwości prezentowała załoga turbo śmigłowego samolotu szkolnego KT-1. Naszą uwagę jednak przyciągnął ruch daleko na końcu pasa. Tam do swojego (pierwszego tego dnia) pokazu przygotowywała się gwiazda imprezy - F-22 Raptor. Podobnie jak w dniu poprzednim pilot udowodnił prawdziwą klasę. Dodatkowo pokaz odbywał się przy zupełnie innej pogodzie, więc oglądaliśmy go jakby na nowo. Na zakończenie pilot wybrał podejście do lądowania od „naszego końca pasa”, więc mieliśmy jeszcze możliwość zarejestrowania przyziemienia i pięknej „defilady” na dużym kącie natarcia. Po Amerykanach na niebo znowu powrócili gospodarze. W powietrzu możliwości swojej maszyny prezentował pilot T-50. Dla nas było to o tyle ciekawe, że samolot ten starował w przetargu na samolot szkolenia zaawansowanego dla Polskich Sił Powietrznych. Trzeba przyznać, że jest to bardzo ciekawa maszyna. Z wyglądu bardziej przypomina maszynę bojową niż szkolną. T-50 Golden Eagle wyposażony w wytwornice dymu zamontowane na końcach skrzydeł dał atrakcyjny i bardzo dynamiczny pokaz. Momentami przypominał belgijskie demo na F-16. Po pokazie Złotego Orła nastąpiła przerwa w pokazach w powietrzu, a organizatorzy zaprosili wszystkich chętnych na prezentacje wojsk lądowych. Ponad godzinną przerwę w powietrznych akrobacjach skrzętnie wykorzystało kilka C-130, Chinooków i Black Hawków, odlatując i przylatując na teren lotniska. Przez chwilę pojawił się nawet rozpoznawczy RC-800 ze stacjonującej tu jednostki rozpoznania taktycznego… ot, taka wisienka na torcie dla lotniczego maniaka. :) :::„Smoczyca” i powietrzni komandosi::: Po wyznaczonym czasie nad lotniskiem pojawił się samotny spadochron, a z głośników dowiedzieliśmy się, że za chwilę będziemy świadkami akcji ewakuacyjnej zestrzelonego pilota z terenu zajętego przez wroga. Chwilę po szczęśliwym przyziemieniu nad samotnym lotnikiem pojawił się lekki samolot szturmowy KA-1. Czas był idealny, ponieważ w jego stronę zaczęła zbliżać się już ciężarówka pełna wrogich żołnierzy. Wymalowana na jej burcie czerwona gwiazda jednoznacznie określała, z jakiego kraju ona pochodzi. :) Szturmowiec zatoczył kilka kręgów nad miejscem lądowania i zaatakował przeciwników. Efekty pirotechniczne w postaci widowiskowych wybuchów potwierdziły, że „atak” był skuteczny. Przeciwnicy początkowo zawrócili, lecz po chwili ponownie ruszyli w kierunku naszego rozbitka. Wtedy na niebie pojawiła się para F-16. Chroniąc się za salwą flar, przystąpiła do (symulowanego) ataku. Ponownie zobaczyliśmy efektowne eksplozje. Kiedy „szesnastki” wykonywały okrąg nad terenem działań, na niskim pułapie wleciała para ratowniczych HH-60P. Maszyny przemknęły tuż przy linii publiczności na wysokości zaledwie kilku metrów. Przyznam szczerze, że takiego kosiaka na pokazach to jeszcze nie widziałem. Tak blisko (publiczności) i tak nisko to się w Europie (niestety) nie lata. Efekt był niesamowity dla widzów wpatrzonych w latające w górze myśliwce, śmigłowce, które pojawiły się po prostu „ znikąd”. Tuż za miejscem, gdzie staliśmy, maszyny wykonały ostrego break-a ze wznoszeniem i przystąpiły do akcji ratowniczej. Jeden z Pave Hawk-ów przeszedł do zawisu, a drugi, krążąc nisko, osłaniał go ogniem z broni pokładowej. Dodatkowo na wyższym pułapie co chwilę przelatywała (rzucając flary), strzegąc cały zespół, para F-16. Z wiszącego w pobliżu rozbitka śmigłowca, za pomocą szybkiej liny, desantowali się żołnierze zespołu ratowniczego. Gdy cała ekipa była już na ziemi, maszyna z efektownym przechyłem oddaliła się z miejsca lądowania. Po identyfikacji i zabezpieczeniu zestrzelonego pilota zespół został podebrany przez kolejnego Pave Hawka, tym razem już z ziemi. Po chwili obie maszyny ratownicze były już w powietrzu. Akcja zakończyła się sukcesem. Na zakończenie pokazu wszyscy uczestnicy ponownie zaprezentowali się publiczności w efektownych przelotach. Pave Hawki znowu blisko i bardzo nisko, a F-16 wystrzeliwując na pożegnanie kolejną porcję flar. Prezentacje działań Combat SAR, czyli ratowania personelu z terenu objętego walkami, prezentowane są dosyć często na różnych pokazach, ale muszę przyznać, że tak brawurowego latania na śmigłowcach to jeszcze nie widziałem. „Specjalsi” z 233 dywizjonu CSAR wykonali swoje zadanie „iście po kozacku” ;). Nie opadły jeszcze emocje po ekscytującym pokazie CSAR-u, kiedy nad horyzontem z lewej strony lotniska pojawił się charakterystyczny, przypominający szybowiec, kształt. W osi pasa zbliżał się do nas samolot legenda - U-2S Dragon Lady. Sławny, supertajny (w czasach Zimnej Wojny) samolot szpiegowski, który obok SR-71 pomógł USA wygrać Zimną Wojnę. Zobaczyć tę maszynę w powietrzu to naprawdę rzadkość, a móc podziwiać ją na pokazach lotniczych to prawdziwy ewenement. Ten, przypominający trochę wielki czarny szybowiec, samolot nie zaprezentował nam oczywiście żadnych akrobacji. Pilot wykonał kilka przelotów z różną prędkością oraz w konfiguracji do lądowania. Pomimo to u każdego oglądającego miłośnika historii lotnictwa wywołało to szybsze bicie serca. ;) Potwierdziło to zresztą wielu ze stojących tam fotografów. W rozmowie przyznawali, że to właśnie U-2, Raptor i A-10 przyciągnęły ich w to miejsce. Właśnie, a gdzie podział się A-10? Z zapowiedzi wynikało, że możemy spodziewać się prezentacji „Guźca” w powietrzu. Niestety, jak powiedzieli nam później piloci tych maszyn: „w ostatniej chwili odwołano prezentację w powietrzu ze względów operacyjnych”... cokolwiek to znaczyło. Nie pojawiła się też inna zapowiadana gwiazda - V-22 Osprey. No trudno, może dadzą radę następnym razem, jak na razie i tak bawiliśmy świetnie. :) W czasie, kiedy na horyzoncie majaczył jeszcze smukły kształt U-2, z lotniska wystartował koreański HH-47. Po kilkunastu minutach z jego pokładu wyskoczyli Red Devils - spadochronowy zespół akrobacyjny RAF. Przyznam szczerze, że nie jestem fanem oglądania ludzi wyskakujących ze sprawnych samolotów… (z niesprawnych oczywiście tym bardziej) i raczej tego typu „przerwy” w pokazach wykorzystuje na posiłek, ale ci faceci naprawdę są warci obejrzenia. Oni naprawdę wykonują akrobacje i to jeszcze z dymami. Był to fenomenalny pokaz sprawności, wyszkolenia i precyzji pilotażu, który nagrodzony został wielkimi brawami. Pokazy trwały dalej. Przyszedł czas na cięższy sprzęt. W powietrze wzbił się C-17 Globemaster III. Miałem już okazję kilkukrotnie oglądać ten samolot podczas różnych pokazów. Zawsze zdumiewało mnie, jak ta wielka maszyna potrafi być zwrotna, zarówno w powietrzu, jak i na ziemi. Po lądowaniu i bardzo krótkim dobiegu piloci zaprezentowali cofanie samolotu po pasie startowym. W czasie tego manewru przed jednym z silników pojawił się wir zasysanego powietrza, a po chwili doszło do jego pompażu. Objawiło się to efektownym płomieniem, który wystrzelił z gondoli silnika. Jak się szybko okazało, nie doprowadziło to do żadnej sytuacji awaryjnej, samolot pojawił się ponownie w powietrzu następnego dnia. Pokazy (tego dnia) powoli dobiegały końca. Zbliżające się do zachodu słońce ponownie zafundowało nam „magiczną godzinę”. Trzeba przyznać, że był to idealny moment, ponieważ do swojego drugiego tego dnia pokazu wystartował F-22. Piękna maszyna, niesamowite światło, ciężko to opisać słowami, lepiej pooglądać zdjęcia w galerii. ;) Na zakończenie, już w świetle zachodzącego słońca gospodarze zaprezentowali jeszcze swój najnowszy samolot - FA-50, czyli bojową wersję T-50 Golden Eagle. Ta maszyna również została wyposażona w smugacze zainstalowane na końcach skrzydeł i dała równie efektowny pokaz. Było to bardzo udane zakończenie tego owocnego dnia. Teren pokazów opuściliśmy bardzo zadowoleni. :::Piloci, jak gwiazdy rocka::: Nadszedł trzeci i ostatni dzień naszej przygody z ADEX 2015. Tego dnia postanowiliśmy zmienić miejsce fotografowania. Do tej pory byliśmy zainstalowani w nieformalnej strefie spotterskiej tzn. miejscu, gdzie zupełnie przypadkowo zebrała się chyba większość długich obiektywów, jakie były na tym terenie. ;) Na ostatni dzień postanowiliśmy przenieść się do „strefy publiczności”. Była ona oddalona nieco od osi pokazów, ale za to mieściła się o kilkadziesiąt metrów bliżej pasa startowego. Chcieliśmy też poczuć prawdziwą atmosferę tych pokazów, a nie ma nic lepszego, jak wmieszać się w tłum widzów. Koreańczycy bardzo żywiołowo i otwarcie reagowali na to, co działo się nad ich głowami. Nie stronili od okrzyków zachwytu, oklasków i wiwatowania. Dużo się działo! Wszystko w atmosferze radości z oglądanego widowiska. Szczególnie mocno oklaskiwano zespół Black Eagles. Jego piloci traktowani są tu prawie jak gwiazdy rocka. ;) Generalnie Koreańczycy są dumni ze swoich sił zbrojnych i okazują to otwarcie, i przy każdej okazji. Podobnie, jeśli chodzi o barwy i symbole narodowe. Jest to jedna z wielu rzeczy, którą warto u nich „podpatrzeć”. :) Zmiana miejsca była bardzo dobrą decyzją. Atmosfera była świetna, a bliskość linii pokazu szybko zaowocowała nowymi ciekawymi kadrami. W tamtym miejscu lotnictwo było momentami naprawdę prawie na wyciągnięcie ręki. ;) W czasie prezentacji CSAR-u para Pave Hawk-ów kilkukrotnie przemknęła nad nami tak nisko, że prawie straciliśmy nasze kapelusze. Generalnie, na tych pokazach latano bliżej i niżej niż na większości imprez w Europie. Przeloty nad publicznością? Nie ma problemu. Nawet F-22 zafundował nam kilka przelotów zza publiczności lub „po skosie” tuż nad jej strefą. W trakcie pokazów Black Eagles, kilka przelotów i mijanek odbyło się bardzo blisko, a w zasadzie to nad naszymi głowami. Momentami można się było poczuć się jak „w burakach” w Ostrawie czy na Rhymes Farm. Generalna ocena pokazów - bardzo dobra. :) Niedzielne prezentacje w powietrzu rozgrywały się według podobnego scenariusza jak w dzień poprzedni. Trochę więcej było przerw na starty i lądowania samolotów i śmigłowców niebiorących udziału w pokazach, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało. :) Dziwnie natomiast zakończył się pokaz F-22. Maszyna wystartowała pod koniec dnia, kiedy słońce już było bardzo nisko i dawało ostre ciepłe światło, a niebo przybrało lekko fioletową barwę - po prostu bajka! Tym razem obserwowaliśmy pokaz z innego miejsca. Inne kąty, bliżej pasa, dalej od osi pokazu, czyli prawie jakbyśmy widzieli go pierwszy raz. Niestety w trzech czwartych występu pilot przerwał pokaz i wszedł na wysoki krąg. Po kilku minutach z lotniska wystartował drugi F-22 i dołączył do maszyny pokazowej. Samoloty przeleciały parą jeszcze raz nad lotniskiem i odleciały. W pierwszej chwili mieliśmy nadzieję, że poleciały, aby dołączyć do zbliżającej się U-2 i zaprezentować się we wspólnym przelocie, ale niestety tak się nie stało. Po kilku minutach nad naszymi głowami pojawiła się „Dragon Lady”, lecz sama bez honorowej asysty, wielka szkoda. Po krótkim „pokazie” latającego szpiega ponownie wystartowali Black Eagles. Zespół najpierw przeleciał piękną, równiutką taflą wzdłuż strefy publiczności, a następnie zmienił formację, by nadlecieć od frontu i zakończyć ten minipokaz widowiskowym rozejściem. Tak Black Eagles pożegnały swoich widzów i całe pokazy Seoul Air Show 2015. Publiczność nagrodziła ich gromkimi oklaskami i wiwatami. Tak zakończyły się nasze pierwsze pokazy lotnicze na Dalekim Wschodzie i jestem pewien, że nieostatnie. ;) Przemek (Youzi) Szynkora

ADEX 2015 – SEOUL AIRSHOW

Za nami Dni NATO w Ostrawie, ćwiczenia strzeleckie w Axalp i Fleet Week w San Francisco. Czy to oznacza, że sezon pokazowy jest już definitywnie zakończony? Nie dla nas! W poszukiwaniu (prawdopodobnie) ostatnich już w tym roku kadrów z pokazów lotniczych wyruszyliśmy na daleki wschód. Dokładniej do Korei Południowej na odbywający się tam w ramach wystawy ADEX 2015 airshow. Egzotyka miejsca, świetna atmosfera, a przede wszystkim fenomenalne pokazy Black Eagles i F-22 Demo Team to wizytówka tej imprezy. Ponad to można było podziwiać U-2 Dragon Lady, C-17, pokazy różnych formacji sił zbrojnych Republiki Korei Południowej i wiele innych atrakcji. Już wkrótce zapraszamy na szerszą relację.

MOKRA LEKCJA NA KRZESINACH

Jesienna edycja warsztatów Akademii Nikona na Poznańskich Krzesinach udowodniła wszystkim kursantom starą dobrą teorię, że do zrobienia wyjątkowych ujęć nie jest potrzebna potężna liczba startów i lądowań. Wystarczy tylko, by panujące warunki atmosferyczne były wyjątkowe. Dodatkowo też przydała się lekcja, która mówiła o tym, że gdy leje deszcz to należy chować sprzęt fotograficzny. Chować nie do toreb czy plecaków, tylko do osłon przeciwdeszczowych i nie przestawać fotografować! Już niebawem kilka dowodów na słuszność powyższych teorii oczywiście w „Gdzie i Kiedy Byliśmy” /hesja

FLEET WEEK SAN FRANCISCO 2015 (USA, KSFO)

"Fleet Week" to święto marynarki wojennej ale zakończone weekendowymi pokazami lotniczymi. Ulokowanie święta w San Francisco akurat nie powinno dziwić, gdyż miasto wraz z sąsiednim Oakland to w praktyce jeden wielki port. Dwa dni spędzone w San Francisco udowodniły, że pierwsze wrażenie może być mylne i nie należy wyciągać pochopnych wniosków. Po prostu piątek 9 października 2015 r. lotniczo nie zachwycił, można było nawet zwątpić w zaangażowanie Blue Angels, pokazowego zespołu US Navy, który słynie z perfekcji i których niejeden fotograf lotniczy plasuje na samym szczycie pokazowej drabiny. Jeżeli doda się do tego obrazu tzw. okoliczności przyrody – zatokę San Francisco z wyspą Alcatraz i majaczący w oddali most Golden Gate, to chyba staje się jasne, że oczekiwania co do pokazów i okazji fotolotniczych właśnie w tym miejscu były ogromne. Ale po kolei. Zgodnie z wielokrotnie sprawdzoną regułą rozpoznaję teren pokazów najpierw na mapie i na forach lotniczych. Dzięki temu mniej więcej wiem gdzie się ulokować, przynajmniej wirtualnie. Czasem dobrych rad jest aż za dużo i jesteśmy postawieni przed dylematem na zasadzie „osiołkowi w żłoby dano”. W przypadku Fleet Week żłoby były aż cztery – rekomendowany przez organizatorów południowy brzeg zatoki, od strony nabrzeża San Francisco ze słońcem i z przyjaznym widokiem na Alcatraz. Następnie północny brzeg Zatoki pod słońce ale za to z tłem w postaci wieżowców miasta z naturalną możliwością złapania oderwań pod słońce właśnie. I wreszcie ulokowanie się na jakiejś rybackiej lub turystycznej łajbie, które hurtowo oferują rejs w pobliże osi pokazów. Można było także zameldować się na samej wyspie Alcatraz, która zapewniała stabilny grunt w przeciwieństwie do łajby . Logika nakazywałaby skorzystanie przynajmniej z trzech dostępnych możliwości kolejno przez trzy dni pokazów. Niestety, aż tak dobrze nie jest, mam ograniczenia czasowe i jeszcze nie za bardzo orientuję się w topografii miasta, łatwo można ugrzęznąć w niekorzystnym miejscu długiego na wiele kilometrów deptaka wzdłuż zatoki. Pierwszego dnia, w piątek, wybieram więc wariant pierwszy, na zasadzie rozpoznania miejscówki bojem. Podążam wzdłuż nabrzeża, które kilometrami ciągnie się w kierunku Golden Gate. Znajduję górkę okupowaną przez miejscowych ale fotografujących na poważnie jak na lekarstwo, to daje do myślenia. Ponadto górka przysłonięta jest wysokimi drzewami i w pionie niewiele się widzi. Wykorzystuję więc górkę do focenia parady okrętów, która otwiera pokazy i zostaje mi raptem pół godziny na znalezienie lepszego miejsca zanim zaczną latać. Robi się nerwowo. Gnam z górki w kierunku portowych nabrzeży i zajmuję miejsce na wysuniętej kei – Mason Center. Miejsce okupują nieliczni fotografowie ale za to z długimi lufami, co zaczęło dobrze rokować. Dodatkowo stało się w cieniu budynku ulokowanego na kei, co prawda nisko, tuż przy wodzie ale z pewnością, że nikt nas nie zasłoni. Wkrótce pirs wypełnił się innymi fotografującymi ale ciągle było sympatycznie luźno. Gwarno zrobiło się wtedy, kiedy na keję wtoczył się Les Baldwin (www.fotosfx.com), jak się wkrótce okazało miejscowy guru fotografii - głośny, doświadczony i jowialny, który natychmiast okazuje się skarbnicą użytecznych informacji. Wymieniamy zwyczajowe uprzejmości – Les to canoniarz, ja nikoniarz, co zawsze przełamuje pierwsze lody. Les potwierdza, że niechcący jestem na najlepszej miejscówce Fleet Week i nie ma sensu przeprawiać się na drugą stronę Zatoki. To mocno uspokaja i daje poczucie, że nie zmarnowało się okazji. Po takiej rekomendacji postanawiam spędzić oba dni w tym samym miejscu. Gdybym miał możliwość pozostania w SF na trzeci dzień wtedy zapewne przeniósłbym się na Alcatraz lub nawet za most Golden Gate. Piątek, jak pisałem na wstępie, niestety rozczarował. Niezbyt bogaty program wypełniały głównie malutkie, akrobacyjne śmiglaki, które niestety nie podlatywały za blisko. Pokaz Blue Angels był zachowawczy i rozczarował, o ile w kategorii rozczarowania można uznać brak oderwanej chmury przy kosiaku tuż nad wodą – pokazowego numeru Angelsów. Pilot zdaje się , nie dopchnął manetki ciągu, traktując przelot rozpoznawczo. Jak się później okazało cały ten dzień należało potraktować ulgowo, co udowodniła sobota. Pożegnawszy się z Lesem, umawiamy się na sobotę właśnie o tym samym czasie i w tym samym miejscu. I tu dobra rada – im bardziej egzotyczne pokazy tym bardziej należy nawiązać nić porozumienia z lokalnymi fotografami. Oni zwykle doceniają determinację fotografa z odległej Polski i zwykle są wyjątkowo pomocni. Jak się wkrótce okaże piątkowa znajomość z Lesem opłaciła się w dwójnasób. Nadchodzi sobota, jako że mieszkam na przedmieściach SF dojazd zajmuje mi ok. 30 minut i już w kolejce podmiejskiej widać wzmożony ruch do centrum. Na nabrzeże ciągną tłumy widzów. Nie wygląda to dobrze. Gnam na wybrane miejsce i widzę ciemność - lud kłębi się na wąskiej kei w miejscu, które jeszcze dzień wcześniej okupowałem z Lesem. Przedzieram się na jej szczyt i nie grzesząc posturą Pudziana już wiem, że się nie dopcham. Klęska. Nagle słyszę jak Les przekrzykuje tłum, a głos ma tubalny – miejsce dla człowieka z Polski! I o to chodzi w tym całym naszym hobby. Dziękuję Les! Sobota pokazała Fleet Week od zupełnie innej strony. Pokazy odbywały się rytmicznie i z werwą. Synchronizacja lotu grupowego Angelsów to niespotykany widok. Do tego wyjątkowego dnia przyłożyła się także pogoda, która w SF wcale nie jest taka łagodna jak by się mogło wydawać. Dość powiedzieć, że Golden Gate w kilkanaście minut zdążył się ukryć w bardzo niskich chmurach, na tyle niskich, że czerwone pylony wystawały ponad nie – niezwykły widok. Uwijające się po zatoce setki łódek, jachtów, motorówek i okrętów nadają scenerii dodatkowej dramaturgii, a niektórzy wykonawcy (Team Oracle i Lucas Oil Air Show na Pittsach) zdaje się celowo koszą blisko łódek zadymiając gapiów na ich pokładach. To jednak tylko widowiskowe złudzenie, gdyż oś lotów odgradzana jest od łódek przez okręty patrolowe. Dramaturgia dramaturgią, niestety las masztów często skutecznie zakłócał fotografowanie wchodząc w kadr w najmniej oczekiwanych momentach. Pokazy lotnicze podczas tygodnia floty w San Francisco to wisienka na torcie raczej wodniackiego święta składającego się z koncertów, parad i prezentacji związanych z marynarką. Program nie jest napięty i w trakcie prawie czterech godzin pokazów prezentuje się klasyczną “konfekcję” w postaci akrobacji solowych (Team Oracle i Lucas Oil Air Show na Pitts, Embry-Riddle Aeronautical University na Extra), oldtimerów (T-33 Shooting Star), akrobacji zespołowych (Red Star Pilots Formation Team na chińskich CJ-6) i pokazów skoczków spadochronowych (U.S. Navy Leap Frogs Parachute Team). Gwiazdą pokazów okazał się oczywiście zespół Blue Angels, a ciekawostką przelot United Airlines 747 Demo, który akurat pokazał się w Boeingu 757. Piątek, 9 października 2015 r. okazał się dniem treningowym za to sobota przeistoczyła się w prawdziwe święto wodniaków i lotników. A wszystko to w otoczeniu wspaniałych okoliczności przyrody – mostu Golden Gate i wyspy Alcatraz. Sylwester "eSKa" Kalisz

FLEET WEEK, SAN FRANCISCO

Pokazy lotnicze podczas tygodnia floty w San Francisco to wisienka na torcie raczej wodniackiego święta składającego się z koncertów, parad i prezentacji związanych z marynarką. Program nie jest napięty i w trakcie prawie czterech godzin pokazów prezentuje się klasyczną "konfekcję" w postaci akrobacji solowych (Team Oracle i Lucas Oil Air Show na Pitts, Embry-Riddle Aeronautical University na Extra), oldtimerów (T-33 Shooting Star), akrobacji zespołowych (Red Star Pilots Formation Team na chińskich CJ-6) i pokazów skoczków spadochronowych (U.S. Navy Leap Frogs Parachute Team). Gwiazdą pokazów był zespół Blue Angels, a ciekawostką przelot United Airlines 747 Demo, który akurat w dniu pisania newsa pokazał się w Boeingu 757. Tego czego na pewno nie można odmówić "konfekcji" czyli zaangażowania, chyba tym razem zabrakło gwiazdom. Pamiętajmy jednak, że piątek, 9 października 2015 r. to był dzień raczej treningowy, a "Fleet Week" wynagradza wszystko wspaniałymi okolicznościami przyrody - widokiem na most Golden Gate i wyspę Alcatraz. Obszerniejsza relacja wkrótce.

AXALP FLIEGERSCHIESSEN (Szwajcaria)

Rok 2015 był obfity w różnego rodzaju imprezy lotnicze, a na wielu z nich pojawili się przedstawiciele Błękitnej Mocy. Na tak kultowym wydarzeniu, jakim jest Axalp Fliegerschiessen, czyli demonstracja możliwości bojowych Sił Powietrznych Szwajcarii, naturalnie nie mogło zabraknąć SPFL. W Axalp można podziwiać szwajcarskich pilotów trenujących strzelanie do celów naziemnych i wykonujących niesamowite ewolucje w niecodziennym, jak na pokazy lotnicze, otoczeniu. Główny punkt widokowy znajduje się przy "KP" – wieży kontrolnej poligonu, ok 700 m nad samą miejscowością Axalp, czyli około 2300 m n.p.m. Z tego miejsca gwiazda programu, czyli pokaz słynnego zespołu akrobacyjnego Patrouille Suisse, robi niezapomniane wrażenie. Program imprezy przewiduje dwa dni treningów oraz dwa dni pokazowe. Różnią się one w zasadzie tylko liczbą lotów każdego dnia. W poniedziałek i wtorek odbywały się ćwiczenia, a pokazy zaplanowano na środę i czwartek (7 i 8 października). Aby dotrzeć na 2300 m n.p.m. przed zamknięciem szlaków, należało wyruszyć w pieszą wędrówkę już o godzinie 5.00 rano. Z uwagi na bezpieczeństwo szlak prowadzący na „widownię” zamykany jest zazwyczaj około godziny 8.00, gdyż przebiega przez teren poligonu. Pod wieżą obserwacyjną jesteśmy w okolicach godziny 7.00 i napawamy się widokiem wyłaniających się z ciemności obielonych śniegiem szczytów górskich Alp Berneńskich, a wokoło zbiera się coraz większa liczba widzów oczekujących popisów szwajcarskich pilotów. Poniedziałkowy trening rozpoczyna się niezwykle dynamicznym pokazem Pilatusa PC-7. Szybkie pętle, beczki, zwroty, a wszystko to na dużych kątach natarcia. Dzięki temu duża ilość wilgoci w powietrzu powoduje powstawanie efektownych oderwań na skrzydłach samolotu i wzbogaca kadry na naszych kartach. Po kilku minutach od zniknięcia w oddali Pilatusa dochodzą nas znajome dźwięki… to chyba F5-Tiger. Po chwili wyłaniają się z opadającej mgły trzy samoloty w groźnie wyglądającym szyku i z dużą prędkością przelatują na wysokości stojącej na zboczu góry widowni. Kilka ciasnych zwrotów, włączone dopalacze i samoloty znikają za sąsiednimi szczytami. Jednak cały czas słyszymy, jak krążą w okolicy, by ponownie nadlecieć. Lecz zanim dźwięk silników zmienia się w „przyjemny” huk, słyszymy odgłos działek, a następnie dźwięk ostrzeliwanych skał i usytuowanych na nich tarcz. A wszystko to przyprawia o gęsią skórkę. Po około 20 minutach do akcji wkracza F/A-18 Hornet. Jest szybko, głośno i agresywnie. Demo szwajcarskiego Horneta zazwyczaj robi spore wrażenie, ale w alpejskiej scenografii budzi szczery podziw u wszystkich widzów i fotografów. Chwilę po pokazie F/A-18 pojawiła się szansa na poprawę kadrów z F-5 Tiger. W niewielkim odstępie czasu kolejne trzy maszyny rozpoczęły kolejną turę strzelań do tarcz umieszczonych na przeciwległym zboczu. Po F-5 przychodzi czas na gwiazdę wydarzenia, czyli osławiony zespół akrobacyjny Patrouille Suisse. Można śmiało powiedzieć, że w żadnym innym miejscu ta formacja nie prezentuje się tak okazale i tak efektownie. Widać, że u siebie Szwajcarzy czują się najlepiej. Częste flary, smugacze, precyzyjne ewolucje formacji i popisy solistów, kwintesencja pokazu Patrouille Suisse, oglądane w Axalp ze zbocza góry, a nie z płaszczyzny lotniska, staje się zupełnie nowym doświadczeniem. Treningi tego dnia kończą F-5 Tiger, oddając do tarcz kolejne serie ze swoich działek. Na wtorek przypadał kolejny dzień treningów. Niestety prognozy pogody zapowiadały chmury i deszcz. Nie zniechęciło nas to jednak i podobnie jak poprzedniego dnia stawiliśmy się pod ‘KP’ około g. 7.00. Pogoda nie nastrajała jednak optymistycznie i od razu pojawiły się wątpliwości, czy polecą. Nie traciliśmy jednak ducha i wyglądaliśmy przejaśnienia. Na szczęście w pewnej chwili dało się słyszeć w oddali zbliżające się samoloty, co zwiastowało optymistyczny wariant i rozpoczęcie kolejnego dnia treningów. Pod względem programu była to praktycznie dokładna powtórka poniedziałkowego treningu z nieco wcześniejszym zakończeniem. We środę przekonaliśmy się, że w Axalp tak naprawdę karty rozdaje pogoda. Oficjalny komunikat rozwiał ostatecznie nasze nadzieje, informując, że ze względu na trudne warunki środowy pokaz zostaje odwołany i żadne loty nie odbędą się. Z napięciem obserwowaliśmy prognozy na czwartek. Kolejne spływające prognozy sugerowały, że pokazy powinny się odbyć, choć mogą rozpocząć się z opóźnieniem. Na Szczyt Tschingla (sąsiadującego z KP wierzchołka), pełni nadziei, docieramy o 7 rano i jesteśmy pierwsi. Jest niewielkie zachmurzenie. Widać wspinające się w dolinie setki, a może i tysiące światełek. Tak duża liczba ludzi oraz rozchodzące się chmury napawają nas optymizmem. Jest szansa, że pokazy odbędą się. Powoli wstaje słońce, lecz chmur zaczyna przybywać. Na górkach sąsiadujących z KP zaczyna rosnąć tłum spragnionych pokazów widzów. Z ustawionych na górze głośników sączy się cicha muzyka. Oczekując rozpoczęcia pokazów, słyszymy komunikat o opóźnieniu z uwagi na niekorzystne warunki pogodowe. Kilka kolejnych powtórzeń tej informacji nie zmniejsza rozczarowania ostatecznym komunikatem, że po raz kolejny z rzędu pokazy nie odbędą się ze względu na warunki meteorologiczne. W kiepskich humorach i w lekkich opadach deszczu rozpoczyna się wędrówka w dół. Wiedzie ona w dość stromym trawiastym zboczem, gdzie nietrudno o wypadek, szczególnie w deszczu. Niestety w krótkim czasie kilka schodzących z nami osób nabawiło się kontuzji. Na szczęście służby ratunkowe były na miejscu i bardzo sprawnie udzieliły im pomocy. Oczywiście taki rozwój wypadków pozostawił spory niedosyt. Małą rekompensatą była wizyta w pobliskiej bazie w Meiringen, gdzie stacjonuje m.in. dywizjon STAFFEL 11 latający na F/A-18. W czasie gdy odbywają się treningi i pokazy w Axalp, można tam fotografować startujące i lądujące maszyny z kliku ciekawych miejsc, choćby z tarasu restauracji znajdującej się w bazie. Można też zrobić sobie fotkę na środku pasa startowego, przez który wiedzie normalna droga… Niestety w tym roku tylko tyle... Pozostaje powiedzieć: Do zobaczenia w przyszłym roku w Axalp! Łukasz "lukasz.tur" Kulik

RAF LAKENHEATH – ORLE GNIAZDO

W dniu 8 października 2015 r., udaliśmy się do jednego z najlepiej strzeżonych miejsc w Wielkiej Brytanii. To nie było słynne więzienie Tower of London, a amerykańska baza lotnictwa RAF LAKENHEATH. Bardzo szybko opuszczamy oficjalny punkt widokowy i mijamy tabliczkę „Zakaz wstępu”. Docieramy do miejsca, gdzie idealnie nadaje się do robienia zdjęć. Momentalnie podjeżdża wielki pick-up na amerykańskich tablicach z uzbrojoną ochroną. Machamy przyjaźnie. Na naszej kurtce SPFL widzą błękitne logo z F-15. Pomogło, odjechali! W tym samym momencie z hangarów zaczęły dobiegać odgłosy kompresorów potężnych silników F-15. Jeśli chcecie się dowiedzieć co z tego powstało, zapraszamy do obszernej fotorelacji już wkrótce na naszej stronie!

RAF LAKENHEATH (Wielka Brytania, EGUL)

Nie ma, że boli! Pobudka o 5 rano, bezlitosny budzik każe wstać. Mocna kawa i dokładne sprawdzanie pogody. Zapowiada się piękny październikowy dzień z ciepłym jesiennym słońcem. To idealne warunki – będą latać! Po kilku godzinach jazdy docieramy do jednego z najlepiej strzeżonych miejsc na Wyspach Brytyjskich. Nie, to nie jest słynne więzienie „Tower of London” – to amerykańska baza sił powietrznych RAF Lakenheath. Dość łatwo znajdujemy oficjalny punkt widokowy. Choć jest bardzo wcześnie, parking jest już prawie pełny. Przy płocie widać kilka rozstawionych drabin i pogrążonych w rozmowie spotterów. Jeden z nich ma kamizelkę z przeróżnymi lotniczymi naszywkami – podchodzimy i miło zagadujemy. Bardzo dobrze trafiliśmy – to nasz człowiek! Już po chwili wiemy prawie wszystko o tej bazie. A co najważniejsze nasz nowy znajomy pokazuje nam pewną nieoficjalną miejscówkę, idealnie nadającą się dla fotografów. Bez zastanowienia opuszczamy oficjalny parking i udajemy się w stronę baraków. Mijamy tabliczki „Zakaz wstępu”, znajdujemy stary murek przy samym płocie – dzisiaj to będzie nasza fototrybuna! Momentalnie podjeżdża do nas wielki pickup na amerykańskich tablicach z uzbrojoną ochroną. Machamy przyjaźnie. Na naszej kurtce SPFL widzą błękitne logo z F-15. Pomogło, odjechali! W oddali z hangarów zaczęły dobiegać odgłosy kompresorów potężnych silników F-piętnastek. Mamy dużo szczęścia – to maszyny ze słynnej eskadry „The Grim Reapers” (czyli „Ponurzy Żniwiarze”). Cztery potężne myśliwce powoli kołują. A za nimi kolejne i kolejne! Prawdziwe lotnicze niebo. Tak właśnie, niezwykle udanie, spędzamy cały dzień przy huku silników i dopalaczach tych pięknych samolotów. Robi się ciemno i zadowoleni z owocnego dnia powoli szykujemy się do powrotu. Punktualnie o 17, jak każdego dnia, w bazie RAF Lekenheath puszczany jest przez głośniki amerykański hymn narodowy – to dobre zakończenie naszej wyprawy. Już mamy iść do samochodu, gdy znowu dobiegają nas znajome odgłosy kompresorów... to nocne loty! Szykujemy sprzęt, ustawiamy się, focimy! Właśnie dla takich momentów kochamy to, co robimy. Marek „Maras” Gembka

AXALP 2015

Axalp – to słowo znają chyba wszyscy miłośnicy fotografii lotniczej. Pod tą nazwą kryją się pokazy lotnicze kończące sezon w Europie, położone nad malowniczym jeziorem Brienz w Szwajcarii. Jak co roku, w pierwszej połowie października, ściągają tutaj największe Świry lotnicze z całej Europy. Dwugodzinna wspinaczka na KP na wysokość ok. 2,300 m , nierzadko w deszczu, śniegu i mrozie nie jest w stanie zniechęcić największych fanatyków lotnictwa. Trening strzelecki z ostrej amunicji prezentowany przez pilotów latających na F-5 i Hornetach, flary, dużo flar i jeszcze więcej flar, oderwania na płatowcach myśliwców, huk dopalaczy odbijających się echem od alpejskich szczytów w pełni wynagradzają trud i wysiłek jaki każdy z widzów musi ponieść wspinając się z samego rana na szczyt KP. W tym roku w w dniach 6-8 października odbywa się kolejna edycja tych niezwykłych pokazów i jak to miało miejsce w latach poprzednich, członkowie SPFL stawili się w Axalp silną i prężna ekipą, czego owocem będą po raz kolejny kadry którymi już niedługo podzielimy się z Wami.

DZIEŃ OTWARTYCH KOSZAR W ŁASKU

W dniu 26 września swoje podwoje dla zwiedzających otworzyła 32. Baza Lotnictwa Taktycznego w Łasku, organizując Dni Otwartych Koszar. Jednostka ta od dawna nie organizowała tego typu imprez dla ludności cywilnej, co miało chyba niebagatelny wpływ na frekwencję zwiedzających, mimo niezbyt sprzyjającej pogody. Dla fanów lotnictwa organizatorzy przygotowali nie tylko wystawę statyczną statków powietrznych, ale także bardzo ciekawe pokazy dynamiczne, w trakcie których obok stacjonujących tu F-16 można było podziwiać także MiGa-29 czy SU-22. Po raz pierwszy otwartej publiczności zaprezentował się F-16 Tiger Demo Team z 31. Bazy Lotnictwa Taktycznego. Swoje wysokie umiejętności zaprezentował po raz kolejny Artur Kielak, a niewątpliwą niespodzianką było pojawienie się w powietrzu gości z Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, czyli C-17 Globemaster. Szersza relacja już wkrótce na naszej stronie. Zapraszamy!
Back to Top