Szukaj

TANKOWANIE W ŁASKU (Polska, EPLK)

W dniu 12 sierpnia 2011 roku gościliśmy w 32 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Łasku. Na kilka dni przed terminem, gdy wywiad forumowy doniósł o planowanym w EPLK tankowaniu amerykańskich A-10 i F-15, wielu chętnych członków SPFL zaplanowało sobie tego dnia wypad na fotograficzne łowy. Na dzień przed terminem okazało się, że międzylądowania nie będzie, a tankowanie odbędzie się w powietrzu, w zarezerwowanej dla tego celu przestrzeni powietrznej nad terytorium Polski. Rozczarowani tym faktem zrezygnowaliśmy z wypadu. W związku z tym ogromna większość następnego dnia grzecznie odwołała urlopy i posłusznie udała się do pracy. Z samego rana otrzymaliśmy informację, że planowane pierwotnie lądowanie w EPLK jednak się odbędzie. Po błyskawicznej informacji na forum i akcji telefonicznej, okazało się, że tylko dwie osoby będą mogły się w tak krótkim czasie zjawić w bazie. Podczas lądowań i startów niebo nie było przychylne i światło do zdjęć nie rozpieszczało. Natomiast podczas samego tankowania i postoju amerykańskich maszyn – było przepięknie. I choć od rana wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie – zarówno informacje dotyczące godziny, kierunku, jak i samego faktu lądowania – warto było się tam zjawić :) Po zatankowaniu i krótkim odpoczynku piloci odlecieli do Moskwy na pokazy MAKS 2011, a za nimi następnego dnia mocny skład SPFL. Ale o tym już w innej relacji... Marta "holka" Holka

TOUR DE POLOGNE 2011

W dniach 31 lipca - 6 sierpnia 2011 odbył się 68 wyścig kolarski Tour de Pologne. Wyścig organizowany przez Czesława Langa już od kilku lat należy do Pro Tour, czyli do cyklu obejmującego najważniejsze wyścigi na świecie. Na starcie stanęły 22 drużyny, z czego 6 drużyn było reprezentowanych przez 21 Polaków. Jednym z głównych faworytów był Polak, Przemysław Niemiec (Lampre-ISD), któremu miał pomagać drugi kolarz tegorocznego Giro d'Italia - Michele Scarponi. Drugą polską drużyną na starcie oprócz Reprezentacji Polski był CCC Polsat - Polkowice za sprawą dołączenia od tego sezonu do grona Professional Continental Teams. Pierwszy etap tradycyjnie poprowadzony został szosami województwa mazowieckiego. Kolarze wyruszyli z Pruszkowa do Warszawy mając do pokonania 101 km. Etap ten padł łupem Marcela Kittela z ekipy Skil-Shimano. Na trasie dobrze spisali się również Polacy. Adrian Kurek (Reprezentacja Polski) wywalczył czerwoną koszulkę dla najaktywniejszego kolarza, a Michał Gołaś (Vacansoleil-DCM) został najlepszym góralem wyścigu. W drugim etapie rywalizacji kolarzom została wytyczona trasa licząca 162 km z Częstochowy do Dąbrowy Górniczej. Kolejny raz dobrze spisał się Adrian Kurek, który zgarniając bonifikaty na lotnych premiach umocnił się w klasyfikacji aktywnych, a także został wirtualnym liderem wyścigu. Na finiszu jednak bezkonkurencyjny okazał się ponownie młody Niemiec Marcel Kittel. Podczas finiszu doszło do kraksy, w której ucierpiał Alessandro Ballan z ekipy BMC (były mistrz świata i zwycięzca TdP z 2009 roku), który został zmuszony do wycofania się z wyścigu. W kraksie poszkodowany został również Błażej Janiaczyk, jednak z pękniętym żebrem zdecydował się kontynuować jazdę. Koszulkę najlepszego górala przejął Bartłomiej Matysiak (CCC Polsat - Polkowice). Etap trzeci prowadził z Będzina do Katowic i liczył 135,7 km. Kolarzy na trasie przywitała deszczowa pogoda. Jednak opady ustały przy wjeździe na rundy w Katowicach, które przy mokrej nawierzchni stałyby się bardzo niebezpieczne dla kolarzy. Na finiszu po raz trzeci z rzędu najlepszy okazał się Marcel Kittel. Kolejny etap był pierwszym górskim etapem w tegorocznym Tour de Pologne. Na odcinku długości 177 km między Oświęcimiem a Cieszynem zaplanowano podjazdy m.in. pod Przełęcz Koniakowską (828 m n.p.m.), Kubalonkę (767 m n.p.m.) i Zameczek (767 m n.p.m.). Pierwszą premię oznaczoną jako specjalną zdobył Matysiak, za co zostały mu nadane insygnia, czyli ciupaga, góralska koszula i kapelusz. Dowodzenie w peletonie przejęli zawodnicy ekipy Liquigas, co zapowiadało, że do walki o etapowy triumf włączy się Peter Sagan. Na ostatnim okrążeniu w Cieszynie z peletonu próbowali się wyrwać pojedynczy zawodnicy, między innymi Jarosław Marycz, jednak ich staranie były bezskuteczne. Na ostatnich kilometrach na odcinku brukowym peleton podzielił się na dwie grupy. Z pierwszej znacznie odjechał Peter Sagan, który został nowym liderem wyścigu. Tytuł najlepszego górala obronił Bartłomiej Matysiak. Na wysokich pozycjach zmagania ukończyli Bartosz Huzarski (Reprezentacja Polski) i Marek Rutkiewicz (CCC Polsat - Polkowice). Na 6. miejsce w klasyfikacji generalnej awansował natomiast Tomasz Marczyński. Pięć rund wokół Zakopanego z dziesięcioma premiami górskimi na trasie liczącej łącznie 201 km - taką niełatwą trasą został wytyczony kolejny etap. Rozpoczął się on dość nieszczęśliwie, ponieważ w kraksie ucierpiał Ji Cheng, który musiał zostać przetransportowany do szpitala. Pierwszą premię górską zgarnął Michał Gołaś, który powrócił do peletonu. Pozostałe premie zgarniali Mateusz Taciak, Miguel Minguez i Vasil Kiryienka. W peletonie do głosu doszli zawodnicy ekipy Liquigas, w której szeregach doskonale spisywał się Maciej Paterski znacznie przyczyniając się do zmniejszenia przewagi ucieczki. Na premiach górskich skrupulatnie zbierał punkty Ukrainiec Ruslan Pidgornyy, który w ostatecznym rozrachunku odebrał koszulkę Matysiakowi. Na ostatnich metrach zaczął znakomicie finiszować Romain Feillu, jednak zza jego pleców wyjechał Peter Sagan, który oprócz triumfu etapowego został liderem klasyfikacji punktowej. Najlepszym Polakiem okazał się Przemysław Niemiec finiszując na 16. pozycji, a najwyżej sklasyfikowanym Polakiem w klasyfikacji generalnej został Tomasz Marczyński, zajmując 7. miejsce. Szóstego dnia zmagań na kolarzy czekał królewski etap tegorocznego TdP: 208 km podzielone na cztery okrążenia wokół Bukowiny Tatrzańskiej z jedenastoma górskimi premiami. W ucieczce znalazł się Michał Gołaś, który postanowił na górskich premiach zapewnić sobie triumf w klasyfikacji dla najlepszego górala. Na 17 km przed metą na podjeździe zaatakował zeszłoroczny zwycięzca Daniel Martin (Garmin-Cervelo), do którego dołączyło jeszcze paru kolarzy, a wśród nich Polak Marek Rutkiewicz. Zdecydowany atak doprowadził do sytuacji, w której lider wyścigu Peter Sagan pozostał w peletonie i dołączenie do Daniela Martina zajęło mu kilka kilometrów. Na zjedzie zaatakował Marek Rutkiewicz, którego prędkość dochodziła do 102 km/h, został jednak doścignięty na 4 km przed metą. Ataki z peletonu były likwidowane przez dość już wymęczonych zawodników Liquigasu. Zdecydowany atak Marco Marcato i Daniela Martina pozwolił im się oderwać, a tuż przed metą Marco Marcato został wyprzedzony przez Martina, który tym samym wygrał etap i odebrał koszulkę lidera Saganowi, który stracił 13 sekund. Czwarte miejsce zajął Przemysław Niemiec. Najlepszy z Polaków w generalce - Bartosz Huzarski zajął siódmą lokatę. Zakończenie touru nastąpiło w Krakowie, w etapie o łącznej długości 128 km pokonywanej w dziesięciu okrążeniach. Przed rozpoczęciem etapu szanse na zwycięstwo nadal miał Peter Sagan, którego szybkość dawała mu szanse na zdobycie bonifikat na premii lotnej i na mecie. Na lotnej premii Heinrich Haussler (Garmin-Cervelo) zafiniszował przed Saganem, omal nie doprowadzając do jego upadku. Haussler jako kolega klubowy Daniela Martina spełnił swoje zadanie, zmuszając Sagana do dodatkowej walki na finiszu. Słowakowi pozostała już tylko jedna sekunda straty. Podczas etapu odjechać próbowali Jacek Morajko i Tomasz Marczyński, jednak bezskutecznie. Na finiszu najlepszy okazał się kolejny raz Marcel Kittel, który do mety dociągnął na kole Petera Sagana. Saganowi druga pozycja na etapie dała zwycięstwo w 68. Tour de Pologne. Na najniższym stopniu podium stanął Marco Marcato. Najlepszy z Polaków - Bartosz Huzarski zajął 7. miejsce, a nasza największa nadzieja - Przemysław Niemiec był 11. Zwycięstwo w klasyfikacji punktowej zgarnął zwycięzca wyścigu, jednak pozostałe klasyfikacje padły łupem Polaków: klasyfikację górską wygrał zdecydowanie Michał Gołaś, a klasyfikację najaktywniejszego wygrał Adrian Kurek, prowadząc w niej przez cały wyścig. Piotr "kula" Dziendziel

TOUR DE POLOGNE 2011

W dniach 31.07.11-06.08.11 odbył się 68 wyścig kolarski Tour de Pologne UCI World Tour 2011. Kolarskie zmagania odbyły się na trasie o długości 1113 km, podzielonej na 7 etapów. Do walki stanęło 176 kolarzy z 24 krajów całego świata. Na relację i zdjęcia zapraszamy tam, gdzie zwykle.

GIŻYCKIE AKROBACJE (Polska, EPKE)

Są takie weekendy tego deszczowego i nieprzewidywalnego lata, kiedy to ekipa SPFL szczególnie mocno trzyma kciuki za udaną pogodę, aby w doborowym towarzystwie przyjaciół podziwiać i fotografować to co lubi najbardziej - samoloty. Do takich właśnie należał weekend 6 - 7 sierpnia, kiedy to nad niegocińskim jeziorem w Giżycku miała miejsce kolejna edycja jednej z największych i najbardziej urokliwych, ze względu na swoje położenie, imprez lotniczych w Polsce – Mazury Airshow 2011. Na miejskiej plaży oraz na terenie giżyckiego portu zgromadziło się około stu tysięcy widzów, aby podziwiać świetnych pilotów polskich i europejskich w indywidualnych akrobacjach, wystawę statyczną statków powietrznych na lotnisku aeroklubowym, jak i zespoły lotnicze prezentujące się zarówno w najnowocześniejszych konstrukcjach, jak i w zabytkowych maszynach pochodzących nawet z początków XX wieku. Część ekipy SPFL do Giżycka zawitała już w piątek wieczorem i czas poświęciła na strategiczny wybór terenu na sobotnio-niedzielne focenie, konsumpcję dobrodziejstw mazurskich jezior oraz integrację. Lotniczy weekend w całkiem pokaźnej ekipie rozpoczęliśmy na plaży uzbrojeni w aparaty oraz niestety parasole i kurtki przeciwdeszczowe, patrząc pełni obaw w szare i mokre niebo. Pierwszy, przedpołudniowy blok pokazów rozpoczęły coraz częściej pojawiające się na tego typu piknikach pokazy wiatrakowców (Xenon 2 i Calidus), motolotni, hydromotolotni czy motoszybowca J-6 Fregata. Jednak prawdziwa zabawa rozpoczęła się w popołudniowym bloku pokazów, kiedy to zmieniliśmy lokalizację na piękną jachtową marinę usytuowaną po prawej stronie plaży - za naszymi plecami stały szeregi pięknych żaglówek, ogrzewało nas przyjemne popołudniowe słoneczko, na błękitnym niebie pojawiły się malownicze chmury tworząc tło dla ciekawych fotograficznych kadrów. No i zaczęła się lotnicza uczta! Fantastyczne, zapierające dech akrobacje lotnicze w wykonaniu zespołów akrobacyjnych: najlepsi polscy piloci wojskowi w Biało-Czerwonych Iskrach oraz fantastyczna ekipa czeska – The Flying Bulls – na Zlinach 50LX wykonująca niesamowite akrobacje, w tym świetne dla łowców ciekawych kadrów mijanki oraz imponujące akrobacje zespołowe na tle księżyca. Nieco mniej emocjonujący okazał się występ polskiej 3AT3 Formation Flying Team w składzie trzech AT-3 i jednego AT-4 – określane przez organizatorów jako pełne wdzięku. Wspaniały pokaz dali członkowie Śląskiej Grupy Akrobacyjnej – Artur Kielak i Łukasz Świderski – na dwóch Extrach 330 LC. Był to pokaz, po którym wszyscy czuliśmy, iż w polskim lotnictwie akrobacyjnym są niesamowicie zdolni, zwariowani i doskonale wyszkoleni młodzi piloci z niezbędną nutką szaleństwa we krwi. Obserwując Artura Kielaka raz po raz spoglądaliśmy po sobie niedowierzając i nie mogąc ogarnąć ilości wykonywanych beczek autorotacyjnych, pętli, dynamiki wchodzenia w poszczególne figury kombinacyjne i lekkości z ich wychodzenia. Na Extra 300L mieliśmy okazje oglądać wielokrotnego mistrza polski w akrobacji Ireneusza Jesionka, oraz Roberta Kowalika na Steen Skybolt 300. Z zagranicznych gwiazd oglądaliśmy występ Uwe Zimmermana latającego na żółtym Extra 200S – fantastyczny, lekki, pełen trudnych i finezyjnych figur pokaz okraszony ciągnącym się za samolotem ogonem dymu. Jednak perełką mazurskich pokazów były przeloty i lądowania na wodzie wodnosamolotów – w końcu tafla jeziora stała się nie tylko tłem pokazów, ale i ich ważnym elementem. Najbardziej oczekiwany i zachwycający okazał się Sikorski S-38 – amerykańska, historyczna już maszyna wymalowana w biało-czarną zebrę lądowała i wznosiła się z tafli wody tworząc niesamowite efekty dla naszej fotograficznej ekipy. Elegancko na wodzie prezentowała się Cesna 172 – jedyna taka maszyna w Polsce przystosowana do lądowania na wodzie. Po raz pierwszy na pokazach w Polsce mieliśmy też okazję zobaczyć wodnopłatowca Aviat Husky – ten produkowany w USA samolot pojawił się w szkole Airport Biernat w Gądkach jako maszyna szkoleniowa. Po sobotnich pokazach cześć ekipy wróciła do domu, natomiast pozostali delektowali się piknikową atmosferą weekendu – szalejąc w wesołym miasteczku i oglądając pokazy sztucznych ogni – nie był to zapewne sylwester w Sydney, ale przyjemne dla oka zakończenie udanego dnia. Niedzielne pokazy były częściowo powtórzeniem atrakcji z soboty, dlatego warto przede wszystkim wspomnieć o tym, czego nie było. Przelot legendarnego amerykańskiego samolotu transportowego Dakota DC-3, który nosi miano niezniszczalnego, a jego konstrukcja pozwala na lądowanie na prawie każdej powierzchni. Mieliśmy okazję oglądać również Dromadera zrzucającego wodę na taflę jeziora oraz ponownie zespoły akrobacyjne i pokazy indywidualne. Nieco trudniejsza do udanego fotografowania pogoda – ostre słońce i silny wiatr – sprawiły ze wczesnym popołudniem zakończyliśmy nasz przygodę z mazurskimi pokazami. Podsumowując imprezę warto opisać ją trzema, jakże często powtarzanym wśród naszej ekipy, słowami: wspaniale, wspaniale, wspaniale….. ze względu na towarzystwo, okoliczności przyrody i naprawdę sporą dawkę lotniczej adrenaliny. Z pewnością Mazurski Piknik Lotniczy warto wpisać do kalendarza imprez, na których fani lotnictwa powinni się pojawić. Joanna „hermina” Węgrzyn

GIŻYCKIE AKROBACJE

Woda, słońce, chmury, deszcz, piasek i piękne widoki. Tym charakteryzuje się klimat imprezy lotniczej zwanej Mazury Airshow, która odbywa się w dniach 6-7 sierpnia 2011 roku na giżyckiej plaży nad Jeziorem Niegocin. Dlatego też już pierwszego dnia przed rozpoczęciem pokazów, na miejskiej plaży, leżakowała grupa członków SPFL oczekując na pierwsze maszyny. O tym, co udało nam się sfotografować dowiecie się już wkrótce.

“MIRAMAR” W MIROSŁAWCU

W dniu 3 sierpnia 2011 roku odwiedziliśmy 12 Bazę Lotniczą w Mirosławcu. Ponieważ w chwili obecnej wszystkie Su-22 stacjonują w Świdwinie, czekaliśmy z niecierpliwością, na przebazowanie samolotów do Mirosławca. Z tego powodu, była to nasza pierwsza wizyta w tym roku na tym lotnisku - jakże często odwiedzanym przez SPFL w latach ubiegłych. W planach były trzy tury lotów, po około dziesięć maszyn każda. Zapowiadała się wyśmienita zabawa, tym bardziej iż część lotów zaplanowana była na porę wieczorno-nocną. Liczyliśmy więc na ciepłe światełko zachodzącego słońca. Czy nasze plany się powiodły, można przeczytać w "Gdzie i kiedy byliśmy", jak i zobaczyć tam zdjęcia przez nas wykonane.

“MIRAMAR” W MIROSŁAWCU (Polska, EPMI)

Piękna, słoneczna pogoda, niebo z paroma obłoczkami no i wspaniały zachód słońca... taki był scenariusz pogodowy wyjazdu zaplanowanego na dzień 3 sierpnia 2011 roku do bazy w Mirosławcu. Tego dnia, po błyskawicznych przygotowaniach, około godziny 16 stanęliśmy do „walki” z wyszkoloną eskadrą samolotów szturmowo-bombowych Su-22. Po krótkiej naradzie i przekazaniu pokojowych upominków, ustawiliśmy swoje „działa” na wcześniej upatrzonych pozycjach. Zaplanowano trzy tury lotów, z czego ostanie dwie miały odbyć się w porze zachodzącego słońca. Niestety, druga tura lotów zakończyła się za wcześnie, natomiast trzecia zdecydowanie za późno. Pełnym sukcesem zakończyło się natomiast pierwsze i drugie "ostrzelanie" bojowych Su-22 z naszej ręcznej broni kalibru 70-300, 120-400, 200-400 i oczywiście 500 mm. Pomimo efektownego kamuflażu i przeróżnych sztuczek stosowanych przez nadlatujące maszyny nasze wspomaganie autofocusa okazało się skuteczną bronią, a efekt naszych zmagań można podziwiać w zamieszczonej poniżej galerii. Sławek „slapek” Pękalski

KOPER-FIELD W MALBORKU (Polska, EPMB)

W dniu 28 lipca br. w 22. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Malborku odbył się tzw. Spotters Day. Powodem dnia otwartego były wspólne ćwiczenia krzesińskich samolotów F-16, MiG-29 z Malborka oraz Su-22 ze Świdwina w ramach programu „Squadron Exchange”. Pomimo niesprzyjających warunków pogodowych, decyzja mogła być tylko jedna – nie może nas tam zabraknąć. Szybkie ustalenia wewnętrzne i w dniu 28 lipca o godz. 8.00 stawiliśmy się 11-osobową grupą pod bramą wjazdową na lotnisko 22 BLT w Malborku. Oprócz naszego stowarzyszenia, na wspólne fotografowanie zjawili się również członkowie innych stowarzyszeń, co w sumie dało sporą grupę uczestników. Niestety panujące warunki atmosferyczne nie sprzyjały nam od samego początku, a dodatkowo informacja o odlocie dnia poprzedniego samolotów Su-22 do swojej macierzystej bazy oraz uziemienie Smokerów z powodu awarii nie wróżyły nic dobrego. Ale nadzieja umiera ostatnia, więc postanowiliśmy dobrze się bawić, licząc na poprawę warunków atmosferycznych. Po załatwieniu wszystkich formalności, sprawdzeniu listy obecności, przywitaliśmy się z mjr Krzysztofem Partyką, który był w tym dniu naszym opiekunem i który zapoznał nas z planem lotów. Wynikało z niego, że jedynymi maszynami w powietrzu w tym dniu będą F-16, w dwóch wylotach, z czego pierwszy został zaplanowany na godz. 9, więc nie pozostało nam wiele czasu, żeby przemieścić się w okolice pasa startowego. Gdy dotarliśmy w okolice pasa startowego, okazało się, że aby do niego dotrzeć, musimy przebrnąć około 50 metrów przez pole porośnięte trawą i koprem, które sięgały do kolan, a po porannym deszczu oznaczało to tylko jedno – doszczętne przemoczenie. Trudno - po przedarciu się przez ten gąszcz ustawiliśmy się w linii, oczekując na pierwsze maszyny, które po przeciwnej stronie pasa uruchamiały już silniki i zaczynały po kontroli przedstartowej kołować na pas. Łącznie do startu zostało przygotowanych 8 maszyn, które jedna po drugiej, startując na dopalaniu wyzwalały w nas adrenalinę i radość. Dzięki tym startom zapomnieliśmy zupełnie o mokrych butach, spodniach. Liczyło się jedno – dobra zabawa i fotografowanie. Po około pół godzinie wszystkie maszyny były już w powietrzu. Wolny czas wykorzystaliśmy jak zwykle na rozmowy i zabawę. W oczekiwaniu na powrót maszyn z wykonywanego zadania, w oddali usłyszeliśmy dźwięk śmigłowca. Po chwili znad chmur wyleciał Mi-8, który przeleciał nam nad głowami, wykonał przyziemienie, a następnie odleciał ustępując miejsca dla powracających Efów. Po około godzinie oczekiwania, pierwsze eFy zgłaszały się na wieżę kontroli lotów do lądowania. Niestety niska podstawa chmur i warunki atmosferyczne nie pozwoliły na niskie przeloty, więc maszyny jedna za drugą lądowały. Gdy już ostatnia z nich znalazła się na ziemi, ruszyliśmy w kierunku domku pilota. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, w górę poszły dwa z trzech PZL-130 Orlik, które stacjonowały w tym czasie w Malborku. Niestety nie udało nam się ich sfotografować. Już na miejscu dowiedzieliśmy się, że następna tura lotów miała odbyć się dopiero po godz. 13, ale z uwagi na warunki atmosferyczne nie polecą samoloty F-16. Zamiast nich poderwane zostaną …. Migi-29 w liczbie czterech sztuk. Była to na pewno dobra wiadomość, bo nikt w tym dniu nie spodziewał się tych maszyn w powietrzu, a i zdjęcia dzięki temu będą różnorodne. Przed godziną 13. cała ekipa ponownie udała się w okolice pasa startowego. Ponownie przedzieraliśmy się mokre pole, a w międzyczasie pierwszy z Fulcrumów stał już na pasie startowym. Po starcie pierwszego z nich, na pas wykołowywał już drugi. Niestety nie dane nam było w tym dniu ujrzeć „marchewek” w wykonaniu tych potężnych maszyn. Po starcie pierwszych dwóch Smokerów, wróciły Orliki, a gdy tylko skołowały na CPPS, na pas wkołowały kolejne dwa MiGi-29, które po otrzymaniu pozwolenia na start szybko wzbiły się w powietrze i zniknęły w chmurach. I znowu około godziny wolnego czasu na rozmowy, bekstejdże, posilenie się i względne suszenie, bo w między czasie zaczęło wychodzić słońce, co zdecydowanie poprawiło wszystkim humor. Niestety podstawa chmur była na tyle nisko, że jak wróciła pierwsza maszyna i przeleciał nad lotniskiem, to nikt jej nie widział. Ale był to znak, że za chwilę pojawią się kolejne. Nie minęło 10 minut, jak na horyzoncie można było zobaczyć charakterystyczne dymienie. Pierwszy z MiGów podchodził do lądowania. Za nim na horyzoncie pojawił się następny, ale ten zdecydowanie był za wysoko, więc było wiadomo, że będzie przelot.  Po około pół godzinie wszystkie maszyny były już na ziemi. Przy wszystkich lądowaniach piloci używali spadochronów hamujących, co zawsze ciekawie wygląda na zdjęciach. Między lądowaniami MiGów widzieliśmy, że naprzeciwko nas wykołowały dwie Biało-Czerwone Iskry, które zaczęły być przygotowywane do wylotu. Nie minęło kilka minut jak Iskierki po lądowaniu ostatniego MiGa, wkołowały na pas i ustawiły się do startu wspólnego. Nikt się nie spodziewał tych maszyn, więc byliśmy mile zaskoczeni. A gdy podczas startu użyły biało czerwonych smugaczy, przeszło to już nasz najśmielsze oczekiwania. Po odlocie Iskier wróciliśmy do aut, aby udać się w okolice CPPS’a do stojących tam Efów. Niestety nie zdążyliśmy wsiąść do samochodów, bo na wieży zameldowała się kolejna niespodzianka tego dnia - PZL M28B Bryza. Która przeleciała nisko nad pasem i na jego zakończeniu przyziemiła. Po kilkuminutowej wycieczce na około lotniska dotarliśmy do stojących w rzędzie F-16 i zaczęliśmy fotografować. Oprócz stojących w rzędzie eFów co chwilę maszyny techniczne kołowały z MiGami-29,  a w trakcie fotografowania statyki, do lotu zostały przygotowane ponownie dwa Orliki, które przekołowały od nas w odległości kilku metrów, a następnie wykonały efektowny start w parze.Po zakończeniu zdjęć udaliśmy się do bramy wjazdowej, aby wykonać pamiątkowe zdjęcie grupowe, a następnie udaliśmy się w kierunku powrotnym. Zdecydowanie należy uznać ten wyjazd za udany, pomimo fatalnej pogody. Jednak niespodzianki, w jakie obfitował ten dzień zdecydowanie poprawiły nam humory i spowodowały, że wróciliśmy zadowoleni z wykonanych zdjęć. Konrad „kifcio” Kifert

KOPER-FIELD W MALBORKU

W dniu 28 lipca 2011 roku, przy okazji przebazowania samolotów F-16 z 31. BLT w Krzesinach, odbył się Spotters Day. Pomimo fatalnych prognoz pogody, nie mogło na tej imprezie zabraknąć fotografów SPFL, którzy w liczbie jedenastu osób stawili się przy pasie startowym 22 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku. O tym, czy pogoda była łaskawa i co udało im się sfotografować będzie można przeczytać już wkrótce tutaj .

HAPPY BIRTHDAY RIAT (Wielka Brytania, EGVA)

W dniach 16-18 lipca 2011 roku odbyły się jedne z największych i najbardziej znanych pokazów lotniczych w Europie – Royal International Air Tattoo – znane powszechnie jako RIAT. Pokazy tym szczególne, że jubileuszowe i to nie byle jakie, a okrągłe 40-ste. Jak co roku na RIAT zjechały dziesiątki tysięcy świrów lotniczych z niemal każdego zakątka Europy i spoza niej, a typowa angielska pogoda dyktowała swoje własne warunki, zmuszając raz po raz organizatorów do zmian w planie lotów. Niemniej jednak mimo tych meteorologicznych trudności RIAT po raz kolejny udowodnił swój wysoki poziom. Czterdzieści lat minęło… pierwsza edycja pokazów pod szyldem Air Tattoo odbyła się okrągłe czterdzieści lat temu, w North Weald, w hrabstwie Essex. Pięć lat później  Air Tattoo uzyskał oficjalnie status i przydomek „International”, natomiast miano „Royal” otrzymał od królowej Elżbiety II w 1996 roku. Od 1973 do 1983 roku RIAT odbywał się w Greenham Common, by od 1985 roku na dobre usadowić się w Fairford. Pod kapryśnym niebem zaprezentowały się znane wszystkim fanom lotnictwa zespoły akrobacyjne, nie mogło oczywiście zabraknąć ulubieńców brytyjskiej publiczności czyli grupy Red Arrows, a także fantastycznych "makaroniarzy" z Frecce Tricolori. Do Fairford zawitały także teamy spod egidy Breitlinga, czyli Breitling Jet Team oraz Breitling Wingwalkers (dawniej znany jako Team Guinot). Perełki tegorocznych pokazów? Na pewno "latający skansen" Avro Vulcan, wskrzeszony i utrzymywany przy życiu szczodrymi datkami jego fanów (utrzymanie  tego bombowca kosztuje 2 miliony funtów rocznie). Będąc na RIAT wręcz wstyd nie wysłać charytatywnego SMS-a, tak aby na konto tej piękności trafił symboliczny jeden funt. Ponadto A-10 Thunderbolt, który na pokazach w Europie nie gości zbyt często. Gratką dla fanów lotnictwa na pewno był "Rafałek" z Francji z wizerunkiem Małego Księcia na ogonie. Znany nam dobrze „Jurek Fajter” zaprezentowany został tym razem nie przez RAF czy też inne użytkujące go operacyjnie siły powietrzne, ale przez firmę BAE Systems i to w wersji z pełnym ekwipunkiem pod skrzydłami. Na tym właśnie samolocie Mark Bowman (pilot doświadczalny firmy) udowadniał niedowiarkom, ze to "nie mające prawa latać" cudo techniki wciąż potrafi manewrować z lekkością, nawet w opcji z pełnym obciążeniem :) Jako, że jedno zdjęcie jest więcej warte, niż tysiąc słów - zapraszam do oglądania... Angelika „Tarantella” Cieśniarska
Back to Top