Szukaj

WIECZÓR Z FOTOGRAFIĄ LOTNICZĄ

W dniu 22 października 2011 roku w wyjątkowym miejscu, bo w gmachu Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie, odbyło się szczególne dla SPFL wydarzenie - wieczór z fotografią lotniczą połączony z wernisażem wystawy "Odloty hesji". W programie, obok wernisażu, przewidziano prelekcje Sławka "hesji" Krajniewskiego o fotografii lotniczej, prezentację zdjęć i filmów lotniczych wykonanych przez członków Stowarzyszenia w 2011 roku, jak i pokaz i możliwość przetestowania profesjonalnego sprzętu fotograficznego. Ku naszemu zaskoczeniu frekwencja przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Szczególy wkrótce.

WIECZÓR Z FOTOGRAFIĄ LOTNICZĄ (Polska, Kraków)

Dzień 22 października 2011 roku wyglądał nieco inaczej niż znaczna większość dni w życiu SPFL-owej rodziny. Tej pięknej soboty, w magicznym i szczególnym miejscu, jakim jest Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie odbył się „Wieczór z Fotografią Lotniczą SPFL”, okraszony wernisażem „Odlotów hesji” – naszego „króla” Sławka Krajniewskiego oraz jego prelekcją na temat właśnie fotografii lotniczej. Wieczór niezwykły, w zupełnie innym wydaniu. Swoje przybycie zaanonsowało niespełna 30 członków Stowarzyszenia, niektórzy wraz z osobami towarzyszącymi. Większość była już na miejscu na kilka godzin przed godziną „0”, gotowa nieść pomoc organizacyjną. Mieliśmy do dyspozycji salkę konferencyjną na piętrze, w której miał odbyć się wernisaż oraz prelekcja hesji nt. fotografii lotniczej. Pomimo tego na głównej sali na parterze wystawione były zdjęcia Sławka, do których każdy mógł podejść, obejrzeć je, nawet ludzie, którzy przyszli do Muzeum nic nie wiedząc o „Odlotach hesji”. Bajeczności tej wystawie dodawał fakt, że zdjęcia były zaprezentowane między tymi wszystkimi pięknymi samolotami z przeszłości, kontrastującymi z nowoczesnym nowym budynkiem Muzeum. Całość robiła piorunujące wrażenie. Jak to zwykle bywa w naszym przypadku – byliśmy świetnie przygotowani. Zaczynając od sprzętu fotograficznego wystawionego w celach testowych, poprzez bannery i stoisko z albumami „Odloty hesji”, na cateringu kończąc. Obawialiśmy się nieco o frekwencję, gdyż informacja o tym wieczorze była rozpowszechniona na kilka dni przed, to swoje przybycie zapowiedziało ponad 60 osób, tymczasem na pół godziny przed rozpoczęciem wystawy…byliśmy tylko my! Zaczęliśmy nawet żartować, że musieliśmy się zjeżdżać wszyscy do Krakowa, żeby zobaczyć i posłuchać wszystkiego co znakomicie znamy. Jednak te pół godziny przez 17:00 całkowicie zmieniło bieg wydarzeń. Ludzie zaczęli schodzić się „hurtowo”, tak że na 10 minut przed wernisażem nie nadążaliśmy z dostawianiem krzesełek! Co prawda nikt nie sprawdzał frekwencji, ale moim zdaniem gości było grubo ponad 200! Nikt z nas nie spodziewał się aż takiego zainteresowania, co nawet Sławek nadmienił na początku swojej prelekcji. Wernisaż rozpoczął się podziękowaniami dla organizatorów i patronów wystawy, bez których na pewno nie mielibyśmy okazji spotkania się tego wieczoru w tym szczególnym miejscu jakim jest MLP w Krakowie. Po tym krótkim wstępie wieczór z fotografią lotniczą rozpoczął się na dobre. Sławek przedstawił znakomitą prezentację okraszoną ciekawymi historiami z poszczególnych wyjazdów z przeszłości. Każda teza podparta była nawet kilkunastoma zdjęciami, dzięki czemu goście mieli okazję porównać sobie niejako teorię z praktyką. Duża część prezentacji stanowiły informację nt. SPFL i jego członków. Oprócz zdjęć przedstawione były również filmy zmontowane na potrzebę eventów już przeprowadzonych, były również przygotowane specjalnie na ten wieczór, które nawet każdy z członków Stowarzyszenia widział po raz pierwszy. Po niespełna 2 godzinach prelekcja dobiegła końca. Goście mieli możliwość obejrzenia i sprawdzenia wystawionego przez nas sprzętu fotograficznego, porozmawiania z autorem wystawy, zadania nurtujących ich pytań wszystkim członkom Stowarzyszenia wyróżniającym się klubowymi koszulami przygotowanymi specjalnie na takie wieczory jak ten. Część „poprelekcyjna” skończyła się po mniej więcej godzinie. Gdyby nie fakt, że w soboty Muzeum pracuje do 19:00 (i tak wydłużono specjalnie dla nas godziny otwarcia), to moglibyśmy siedzieć tam do białego rana, tak samo jak i obecni goście. Po ogarnięciu wszystkich manatków udaliśmy się do swoich domów, hoteli – gdzie kto miał zapewniony nocleg. Szybki prysznic, przebranie się, gdyż mieliśmy wynajętą salę w klubie Baccarat w samym centrum Krakowa na Rynku. Tam też odbyło się tradycyjne „afterparty”, na którym to mieliśmy okazję porozmawiania, wymiany zdań odnośnie wystawy, pobawienia się w swoim gronie. Podsumowując, wystawa „Odlotów hesji” wypadła rewelacyjnie. Zarówno pod względem organizacyjnym, jak i frekwencji gości, którą do tej pory jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Warto organizować takie wieczory, gdyż oprócz solidnej dawki wiedzy o fotografii lotniczej niosą one również mnóstwo frajdy i zabawy. Można mieć tylko nadzieję, że SPFL rozwinie się do takiego stopnia, że organizowane będą wystawy również i innych członków naszego Stowarzyszenia. Między innymi w tym wyjątkowym dla nas miejscu – Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Maciej „volt” Aleksandrowicz

AXALP 2011 – ODWOŁANE

Axalp -ta spektakularna impreza jak zwykle ściąga na alpejskie szczyty wielu miłośników lotnictwa oraz wysokogórskiej wspinaczki - w tym także członków SPFL. Wielu z nas wybierało się w tym roku do Axalp po raz kolejny ale byli i tacy, którzy chcieli zasmakować w tym górskim fotografowaniu szwajcarskiego lotnictwa po raz pierwszy. Bez względu na doświadczenie, dla wszystkich nas Axalp to wyjątkowe zwieńczenie sezonu pokazów lotniczych i kapitalna możliwość aktywnego odpoczynku w pięknej scenerii szwajcarskich Alp. Los w tym roku spłatał nam wszystkim sporego figla... w związku z nagłymi silnymi opadami - w ciągu jednego dnia w Szwajcarii spadła miesięczna norma opadów - oraz związanymi z nimi podtopieniami, powodziami i osuwiskami organizatorzy - mając na uwadze konieczność zapewnienia przez wojsko pomocy rejonom dotkniętym klęską - zdecydowali się odwołać pokazy. Na szczęście nie wszystko przepadło, a o tym co jednak udało nam się sfotografować dowiecie się już wkrótce.

AXALP 2011 – ODWOŁANE (Szwajcaria, LSMM)

AXALP. To słowo wywołuje dreszcz emocji u każdego świra lotniczego. Magiczne miejsce, które jest obowiązkowym punktem sezonu dla członków Stowarzyszenia Polskich Fotografów Lotniczych. W tym roku nasza ekipa miała wyglądać bardzo imponująco. No właśnie. Miała. Na wyjazd zadeklarowało się aż 36 osób, co jest niekwestionowanym rekordem. Niestety przyczyny losowe i zawodowe sprawy niecierpiące zwłoki pozbawiły kilka osób, w tym hesję szans na wyjazd i w ostatniej chwili musieli zrezygnować. Straty były bolesne, ale zgrana paczka ludzi nie pozwoliła za bardzo się rozczulać nad poległymi. VOODOO. Nieobecny hesja obmyślił chytry plan “Ja nie jadę, będziecie cierpieć katusze”. Zmajstrował laleczki voodoo każdego członka wyjazdu, wbijał nawet szpilki w resoraki. O dziwo, był mocno skuteczny w swoich działaniach. Psuły się samochody na niemieckich autostradach, opady śniegu i deszczu które nawiedziły górskie rejony Szwajcarii w weekend spowodowały wielką powódź, u niektórych pojawiły się tajemnicze stygmaty na żebrach, a jeszcze inni błądzili cały wyjazd jak otumanieni. Wniosek jest jeden: za rok mogą Cię kolego zwolnić z pracy. Trudno. Podamy tabletkę gwałtu, zwiążemy, załadujemy do “trumny” i zawieziemy na miejsce! NIEDZIELA. W tym roku w czasie naszego pobytu w Szwajcarii odbyły się wybory do polskiego parlamentu. Członkowie SPFL jednogłośnie uznali, że muszą wypełnić swój obywatelski obowiązek i postanowiliwspólnie wybrać się do stolicy Szwajcarii, żeby oddać głos. Wcześniej należało zgłosić chęć głosowania (odbywało się to przez stronę internetową Ministerstwa Spraw Zagranicznych) lub pobrać z Urzędu Gminy odpowiednie zaświadczenie. Do Berna mieliśmy ok. 90km. Nasz konwój wyruszył w samo południe z wioski Axalp, w której mieszkaliśmy już od soboty. W czasie niedługiej (dzięki sieci autostrad) podróży mogliśmy się jeszcze raz dobrze zastanowić na kogo oddamy nasze głosy i mieć nadzieję, że to właśnie ci politycy, czy opcje polityczne będą miały możliwość przybliżyć nasz standard życia do standardu szwajcarskiego, który widać na każdym kroku (w każdej dziedzinie życia codziennego). PONIEDZIAŁEK. Z racji fatalnej pogody postanowiliśmy odwiedzić bazę w Meiringen. I powiem, że żadne opowieści nie są w stanie oddać jej unikalności. Pastwiska dookoła pasa startowego, miejsca dla spotterów, knajpki... Coś niesamowitego. Niestety loty tego dnia były odwołane ze względu na wysoki stan pobliskiej rzeki, która przelała się miejscami przez tory i zaczynała podchodzić do granic pasa startowego. Jakby w nagrodę za cierpliwość, już w drodze do aut, przepiękny niski przelot ze smugaczami zaserwowali nam Patrouille Suisse. Bajeczne zwieńczenie dnia! I postanowienie: jutro idziemy w góry fotografować treningi! WTOREK - TRENINGI. Pobudka wyjątkowo późna jak na standardy Axalp, bo z racji dnia treningowego wymarsz zaplanowaliśmy na 6 rano, czyli ponad godzinę później, niż się to normalnie odbywa. W tym roku droga po górę była wyjątkowo trudna. Nasiąknięta ziemia, błoto, śnieg i ogromna ilość wody spływającej ze szczytów sprawiły, że u niektórych zmęczenie sięgało zenitu. Nikt się nie poddał i w komplecie stanęliśmy na wieży około 8 rano. Widok z góry na prawdę zapiera dech w piersiach. Ośnieżone szczyty, chmury w dolinach i na przełęczach tworzą piękną scenę do pokazów lotniczych. Około godziny później nastąpiło pierwsze, wielkie zaskoczenie. Treningi zaczęły się od walki dwóch F-18! Wyglądało to efektownie, choć szkoda, że w dość sporej odległości od publiczności. Później było już tylko lepiej, a atmosfera i słońce rozgrzały nas do czerwoności. Pięknie latał czerwony Pilatus, F-18 Hornet strzelające do tarcz i rzucające flary, F-5 Tiger przeciskające się między szczytami i prujące powietrze pociskami z działek i pięknie latający solista na Hornecie. Strzelali nawet Patrouille Suisse! Wyjazd zapowiadał się bardzo efektownie, a to dopiero pierwszy, poranny blok treningowy. Drugi wyglądał bardzo podobnie, choć do wspomnianych maszyn doszły śmigłowce, w tym Puma rzucająca olbrzymią serię flar. Zdziwił nas tylko komentator na wieży. Stali bywalcy stwierdzili, że to coś nowego i tyle. Na zakończenie drugiego, ostatniego bloku, na niebie pojawiły się charakterystyczne, czerwono białe F-5 Patrouille Suisse. I tu muszę się zgodzić z powiedzeniem, że jeśli już robić im zdjęcia, to tylko w Alpach, w ich naturalnym środowisku! Po tym pokazie nastąpiła tragedia: spiker poinformował wszystkich, że główne pokazy zostały odwołane ze względu na dramatyczną sytuację powodziową w kraju, a wojsko zabezpieczające pokazy jest bardziej potrzebne w innych miejscach. Voodoo? Najbardziej żałują Ci, którzy odpuścili sobie wtorkową wspinaczkę aby zaoszczędzić siły na następne dni. O dziwo w środę, na dole w bazie Meiringen, punktualnie o 8 rano zaczęły się loty. Jako że pokazy odwołano, tłumy ludzi zebrały się przy pasie startowym, aby przynajmniej w takich okolicznościach utrwalić maszyny. Organizatorzy chyba to przewidzieli, bo starty i lądowania odbywały się często. Czwartek był niestety dniem odlotów do macierzystych baz, a w piątek lotów w ogóle nie było, więc część z nas postanowiła zwiedzić malowniczą Szwajcarię i szlifować fotografię krajobrazową i architektury. Tak minął tydzień w Alpach. Pełen niespodzianek i rozczarowań, ale jednocześnie niezliczonej ilości absurdalnych sytuacji. Największym plusem takich wyjazdów jest zacieśnienie przyjaźni, i tu mogę powiedzieć, że znowu się nam udało. Z fotolotniczego punktu widzenia można powiedzieć “Axalp do poprawki”. W 2012! Bartosz „Jamal” Stelmach

ZLOT 2011 (Polska, EPKS)

Planując termin warsztatów Akademii Nikona z fotografii lotniczej na długo przed ich realizacją, nigdy nie wiadomo co i czy coś w ogóle się będzie działo na lotnisku w rzeczywistym czasie warsztatów. Poprzednie dwie edycje w Łasku i w Mińsku Mazowieckim, zupełnie nieoczekiwanie były przepełnione atrakcjami. Obawiałem się czy na Krzesinach będzie równie bogato. Jakież było moje zdziwienie, gdy się dowiedziałem, że właśnie w dniu, w którym zaplanowaliśmy praktyczne działania na lotnisku, na Krzesinach rozpocznie się ZLOT 2011! Zlot to Kurs szkoleniowo-metodyczny kierowniczej kadry lotnictwa Sił Zbrojnych RP. W przełożeniu na język fotografii lotniczej oznacza to, że na Krzesiny przylecą w zasadzie wszystkie typy statków powietrznych eksploatowanych w naszym wojskowym lotnictwie! Miałem przyjemność już fotografować na Zlocie 2008 więc od razu dostrzegłem zalety i wady tego zbiegu działań na Krzesinach. Z jednej strony super, bo będzie potężna rozmaitość i studenci Akademii miast focić tylko F-16, sfotografują w zasadzie wszystkie typy maszyn ale… No właśnie – będą to w zasadzie tylko lądowania. Do tego nie będziemy na lotnisku sami a towarzyszyć nam będzie spora grupa fotografów z różnych mediów. Po konsultacji z rzeczniczką 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego dowiedziałem się, że na ten dzień nie przewiduje się też żadnych startów F-16. Należało więc działać, by ludziska byli maksymalnie zadowoleni, a wg mnie prawdziwe zadowolenie występuje wtedy, gdy słyszy się odgłos dopalania z odległości kilkudziesięciu metrów :) Postanowiłem zatem zaciągnąć towarzystwo na lotnisko również na część poniedziałku, na który przewidziana była warsztatowa teoria. W poniedziałek bowiem, miały się odbywać loty, więc była opcja na fotografowanie również startów. Poniedziałkową wizytę rozpoczęliśmy od błyskawicznego przemieszczenia się w okolicę pasa, bo tuż po naszym wejściu na lotnisko miały się rozpocząć loty a my jeszcze musieliśmy choć podstawy teorii przerobić przed tym dodatkowym fotografowaniem. Na Krzesinach jest jak w zegarku. Wybija odpowiednia godzina i Jastrzębie mkną w górę jeden za drugim. Niestety (no jak odchodzić od pasa gdy w jego stronę kieruje się grupa F-16?) musiałem na chwilę opuścić grupę, gdyż odchodzący z Krzesin Dowódca Bazy chciał, bym porobił jemu i jego kolegom z Bazy kilka pamiątkowych zdjęć. Nie mogłem odmówić naszemu gospodarzowi, który i nam nie odmówił dodatkowego fotografowania. Inna sprawa, że było to też nowe i ciekawe dla mnie doświadczenie. Udało mi się nawet przeforsować swój pomysł na zdjęcia. Nie było to łatwe, gdyż ustawiałem ludzi, którzy z reguły codziennie ustawiają innych :P Przy okazji spotkałem Jacka - kolegę z WAT-u, który obecnie pracuje na Krzesinach i korzystając z jego zaproszenia oraz oczywiście zgody Dowódcy, szybko zorganizowaliśmy dla studentów Akademii dodatkową sesję z F-16 w hangarze. Była to dla mnie również nowość, gdyż nigdy wcześniej nie byłem w tych połączonych krzesińskich hangarach. Ludziska się obfotografowali po kokardę. Mieliśmy też okazję poobserwować z bliska kołowania wracających z lotów pozostałych maszyn, które dostojnie jeden po drugim wjeżdżały do swoich hangarów niczym ptaki do gniazd. We wtorek rano na parkingu przy bramie Bazy panował niezły ruch. Zgodnie z przewidywaniami na Zlot 2011 przyjechała spora ilość fotografów. Po zaliczeniu formalności wszyscy w krótkim czasie znaleźliśmy się w tradycyjnym „kojcu”, wytyczonym dla nas pomiędzy płaszczyzną kołowania a pasem startowym i oczekiwaliśmy na pierwsze lądowania. Wkrótce zaczęła się typowo „zlotowa” zabawa. Najpierw fotografowanie lądujących maszyn, a później bieg na drugą stronę kojca w celu przyfocenia ich kołowania. Ku naszemu zdziwieniu odbywały się też starty. Grupa F-16, niezwiązana ze Zlotem odbywała bowiem normalne loty szkoleniowe. W jednej z maszyn udało nam się nawet sfotografować Dowódcę 2 Skrzydła! Przyszedł czas, gdy wylądowały już wszystkie statki powietrzne uczestniczące w Zlocie a my przemieściliśmy się na płaszczyznę, gdzie można było pofotografować statykę. Statyka tego dnia była imponująca. Tyle maszyn w jednym miejscu i taka różnorodność, to wielka rzadkość ale i znak rozpoznawczy Zlotu. Fotografowanie było dość mocno utrudnione, gdyż nie było możliwości zapanowania nad ponad setką fotografów, którzy rozbiegli się po terenie i niestety sami sobie wzajemnie wchodzili w kadry. Była też niezła gratka z reporterskiego punktu widzenia – możliwość sfotografowania wszystkich dowódców Zlotu 2011 z gen. Koziejem na czele, ze specjalnej - podnoszonej platformy. Po pamiątkowej focie dowódców padła komenda do zakończenia imprezy i podstawiono autokary, które miały nas przetransportować poza Bazę. W tym samym czasie rozpoczęły się przygotowania do… startów! To mogło być to! Kołowania i starty takiej ilości statków powietrznych? Po krótkiej rozmowie z kim trzeba dostaliśmy jako Akademia zgodę na pozostanie na lotnisku. W zasadzie zostaliśmy sami ale bynajmniej nie było nam z tego powodu smutno. Miło było widzieć zadowolone twarze kolegów :) Wymyśliłem trochę inną miejscówkę tak, by zrobić inne od tych porannych zdjęcia i… czekaliśmy na bieg wydarzeń. Dość długo trwały same przygotowania do startów. Pięknie brzmiały połączone odgłosy silników wszystkich obsługiwanych maszyn. Kapitalnie z naszej perspektywy przedstawiała się linia samolotów, za którą pędziło rozgrzane powietrze, co chwilę wzbogacane kłębami dymu wydobywającego się z dysz głównie Su-22 i MiGów-29. Zaczęły się kołowania. Raz po raz, kolejne samoloty wykołowywały na pas, przejeżdżając tuż koło naszej miejscówki. Robiło się w końcu ładne światełko bo niestety za dnia było dość płaskie. Podczas kołowania eFów z Łaska, słoneczko weszło za takie poszarpane chmury, tworząc piękne refleksy na osłonach kabin. Oczywiście na kogo trafiło to światełko? Na Roostera :) Trzeba mieć to fotograficzne szczęście – nie pierwszy przecież raz :) Czułem się jak przy wybiegu dla modelek, na którym kolejno maszerowały same piękności zacząwszy od F-16 a na C-130 Herkulesie skończywszy. Startowały też śmigłowce. Ciekawostkę w tej grupie stanowił Mi-2 pomysłowo pomalowany dla uczczenia 50 lat „Czajników” w Polsce. To była już trzecia edycja warsztatów i po raz trzeci… udało się! Tak właśnie – udało się, bo tak jak mogę być (w miarę) pewny swojego udziału, tak ruch w bazie, decyzje dowódców i pogoda to elementy losowe, które ode mnie nie zależą wcale. Udało się nam wstrzelić z pogodą, udało się studentom zorganizować nawet więcej focenia niż by to wynikało z programu, udało mi się też osobiście zrobić kilka zdjęć, z których jestem bardzo zadowolony. Bogowie są mi jednak przychylni i po raz kolejny pomogli :) Wielkie, wielkie podziękowania dla Asi Krząstek za pomoc przy organizacji warsztatów, mimo tak wielkiego zamieszania związanego ze Zlotem 2011 :) Sławek "hesja" Krajniewski

ZLOT 2011

W dniach 4-6 października 2011 roku w 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach oraz w Ośrodku Szkolenia Sił Powietrznych w Kiekrzu odbył się kurs szkoleniowo-metodyczny kierowniczej kadry lotnictwa Sił Zbrojnych RP o nazwie ZLOT-2011. Pomijając aspekt szkoleniowy, 4-go października mieliśmy wyjątkową okazję pofotografować wszystkie statki powietrzne naszego wojska, które jak co roku „zleciały” się w jedno miejsce. Zdjęcia niebawem.

DNI NATO W OSTRAVIE

Dni NATO to coroczna impreza odbywająca się w czeskiej Ostravie. Z wielu względów nie są to zwykłe pokazy lotnicze. Oprócz sił powietrznych prezentują się tu czołgi, haubice, siły specjalne, ekipy ratownicze etc. Ciekawostką dla nas - fotografów lotniczych - jest fakt, iż oś pokazów zlokalizowana jest prostopale do osi pasa, czego efektem jest doskonała możliwość fotografowania statków powietrznych z bardzo bliskiej odłegłości. O tym co udało sie sfotografować na tegorocznych NATO DAYS, przekonacie sie wkrótce.

DNI NATO W OSTRAVIE (Czechy, LKMT)

W dniach 24-25 września 2011 roku odbyła się 11 edycja Dni NATO. Na lotnisko imienia Leoše Janáčka w Ostrava-Mošnov, pod wspólnym sztandarem sił NATO, zawitały jednostki z 17 państw. Tegoroczna edycja cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, co potwierdza ilość osób odwiedzających, która przekroczyła dwieście tysięcy. Dni NATO to nie tylko pokazy lotnicze, ponieważ oprócz sprzętu lotniczego mogliśmy zobaczyć między innymi: pokazy umiejętności polskich i czeskich antyterrorystów, możliwości transporterów opancerzonych, czołgów i wielu innych jednostek i rodzajów uzbrojenia. Impreza od kilku już lat przekształciła się w wyjątkowe wydarzenie fotograficzne, a to za sprawą ustawienia osi pokazu w poprzek pasa startowego. Taki a nie inny układ pokazów sprawia, że będąc kilkaset metrów od lotniska możemy zamienić pozycje widza pod słońce na pozycje w osi pokazu! Na takiej imprezie z magiczną miejscówką nie mogło zabraknąć grona członków SPFL, którzy przybyli w znacznej sile. Pogoda w tym roku nie do końca dopisała, pomimo tego że świeciło słońce i nie dało się doświadczyć kropli deszczu, to termika dawała się we znaki, a brak wiatru powodował utrzymywanie się dymów w powietrzu. Pokazy rozpoczęły się ok 9:00 od zaprezentowania możliwości czeskiego Mi-171. Chwilę później nadszedł czas na Eurofightera z Austriackich Sił Powietrznych, jednak po pokazie został duży niedosyt, gdyż był bardzo krótki – pilot wykonał zaledwie kilka przelotów. Następnie swoje atuty przedstawiły jednostki z Royal Air Force prezentując możliwości Tucano T-1 i Beechcraft King Air. Kiedy Beechcraft wylądował w powietrze wzbił się Mi-24, którego pokaz był bardzo malowniczy za sprawą pomarańczowego dymu. Następny w kolejności pojawił się Boeing 737, którego obecność zapowiedziała również pojawienie się dwóch Jas-39 Gripen i rozpoczęcie pokazu przechwytywania. Po udanej symulacji nastąpiła defilada Czeskich Sił Powietrznych, w skład której wchodziły trzy Mi-17/171, trzy Mi-24/35, CASA C-295 i po trzy sztuki L-159 i JAS-39 Gripen. Po wspomnianej defiladzie, w niebo wzbiły się Baltic Bees Jet Team – łotewski zespół akrobacyjny. Łotysze, pomimo że ich pokaz nie jest tak spektakularny jak Frecce Tricolori czy Turkish Stars, potrafią się przypodobać za sprawą gęstych dymów, których receptura jest skrywaną tajemnicą. Po „Pszczółkach” mogliśmy podziwiać kolejne akcenty gospodarzy: Jas-39 Gripen i Mi-24, który symulował walkę z baterią rakiet przeciwlotniczych. Jednak dla członków SPFL jednym z najbardziej oczekiwanym punktów w programie tegorocznych Dni NATO był prezentacja w wykonaniu zespołu - Turkish Stars. Ich występ zachwycał od samego początku, gdyż już pierwsze najście wykonali na niewiarygodnie niskiej wysokości, a dalsze manewry dalej potęgowały to uczucie. Mijanki były wykonywane z bardzo małym marginesem błędu i wprawiały w osłupienie każdego widza, którzy gromkimi brawami nagrodzili pilotów za ten pokaz. Tuż po Turkach przyszła kolej na stałego gościa pokazów w Ostravie – słowackiego "smokera" w atrakcyjnym – pikselowatym malowaniu. Pilot jak zwykle w znakomitym stylu zaprezentował możliwości swojej maszyny, wykonując większość pokazu na dopalaniu. Gdy MiG-29 zakończył pokaz, nastąpiła demonstracja możliwości śmigłowca Black Hawk, a zaraz po nim w powietrze wzbiła się para Mi-171, która przeprowadziła symulację ostrzału lotniska. Gdy słońce powoli zaczynało schodzić z zenitu, do startu szykował się kolejny stały gość pokazów, atrakcyjnie pomalowana holenderska pomarańcza, czyli F-16 Demo Team z Holandii, za którego sterami siedział dobrze znany Hi-Tec. Pokaz pomarańczowej szesnastki wszyscy chyba znają na pamięć, ale Ostrava jest miejscem, gdzie wrażenia się potęgują za sprawą niskich przelotów na dopalaczu nad głowami i efektownym strzelaniem flar. Cały pokaz wzbudził euforię i był pięknym dopełnieniem całego dnia pokazów. Należy również zaznaczyć, że niemniej interesująca jak pokazy dynamiczne była wystawa statyczna, na której mogliśmy zobaczyć obfitość maszyn zza oceanu, czyli amerykańskie B-52, KC-135, C-130, F-15 z Izraelskich sił powietrznych oraz wiele innych interesujących maszyn takich jak A-109 Agusta czy Mirage 2000. Podsumowując - Dni NATO jest to bardzo dobra impreza z niewiarygodną możliwością wykonywania zdjęć w osi pasa pokazów i dająca dużą dawkę wrażeń. Każdy miłośnik lotnictwa powinien obowiązkowo choć raz się na niej stawić. Piotr „kula” Dziendziel

RODZINA POD SKRZYDŁAMI (Polska, EPLL)

W dniu 18 września 2011 roku na łódzkim Lublinku odbyła się trzecia edycja pikniku lotniczego “Rodzina pod skrzydłami”, organizowanego przez fundację Happy Kids na terenie udostępnionym przez firmę Bartolini Air. Pogoda nie sprzyjała fotografowaniu, choć była idealna dla licznie przybyłych rodzin z dziećmi. Piknik uświetniły loty Grupy Akrobacyjnej “Żelazny” oraz 3AT3 Formation Flying Team. W tak zwanym międzyczasie, nad głowami przelatywały też szybowce z Łódzkiego Aeroklubu. Miło było obserwować żywe reakcje łódzkiej publiki podziwiającej podniebne akrobacje. Na ziemi, w części muzealnej, piknikowicze mogli zwiedzić wnętrza niektórych znajdujących się tam statków powietrznych (Mi-6, Tu-134 i MiG-21PFM), mimo, że trzeba było odstać cierpliwie w długich kolejkach chętnych nie brakowało. Dla zwiedzających udostępniono też możliwość wejścia na pokład Bryzy i Sokoła, które pod koniec imprezy odleciały z łódzkiego lotniska. Piknik ten można określić mianem imprezy charytatywnej o charakterze awiacyjnym, gdyż nie skupiała się ona wyłącznie na stronie lotniczej - uwagę przykuwały też pokazy pierwszej pomocy, sporo też było rozrywek przeznaczonych dla najmłodszych: nadmuchiwana zjeżdżalnia, trampolina, występy sceniczne i konkursy z nagrodami. Ciekawe jak to będzie wyglądać za rok... ponieważ część kolekcji muzealnej została wywieziona w następnych dniach po pikniku do Wojskowych Zakładów Lotniczych i pewnie już do Łodzi nie powróci. Dodać należy, że walka o pozostawienie kolekcji, dodajmy prywatnej, zgromadzonej przez nieżyjącego juz Jerzego Lewandowskiego, na miejscu w Łodzi - trwa. Dalsza wywózka została wstrzymana... a co przyniesie przyszłość... zobaczymy! Marta "holka" Holka

RODZINA POD SKRZYDŁAMI

W dniu 18 września 2011 roku na łódzkim Lublinku odbył się piknik lotniczy "Rodzina pod skrzydłami", organizowany przez fundację Happy Kids. Piknik uświetniły loty Grupy Akrobacyjnej "Żelazny" oraz 3AT3 Formation Flying Team. W tak zwanym międzyczasie, nad głowami przelatywały też szybowce z Łódzkiego Aeroklubu. Na ziemi, w części muzealnej, tłumnie przybyli łodzianie mogli zwiedzić wnętrza niektórych znajdujących się tam statków powietrznych (Mi-6, Tu-134 i MiG-21PFM). Dla zwiedzających udostępniono też możliwość wejścia na pokład Bryzy i Sokoła. Nieco dłuższa relacja i zdjęcia niebawem.
Back to Top