ANTIDOTUM AIRSHOW LESZNO (POLSKA, EPLS)

Antidotum Air Show w Lesznie chyba na stałe wpisał się już do kalendarza wszystkich fanów lotnictwa. Pokazy odbyły się po raz kolejny i można śmiało powiedzieć, że była to największa impreza lotnicza w Polsce w tym roku. Najbardziej cieszy to, że impreza ewidentnie nabiera rozmachu, rozwija się. Wszystko za sprawą wielkiej pasji organizatorów oraz widzów, którzy przybywają co roku podziwiać widowisko.
Dla największych świrów pokazy rozpoczęły się już w czwartek wieczorem, od treningów naszego F16 „Tiger Demo” Team oraz niemieckiego Eurofightera.
Dzień pokazowy rozpoczynał się o godzinie 16 i trwał do około 23 i przyznać trzeba, że nie było czasu na nudę. Wszystko zorganizowane było perfekcyjnie – podczas pokazów jednej maszyny, następna już czekała przy pasie, gotowa do startu.
Trzeba nadmienić, że doszło do całkiem sporych zmian – oś pokazów przesunęła się względem lat poprzednich, strefa dla fotografów, która była zawsze umiejscowiona pod wieżą także została przesunięta o przynajmniej kilkadziesiąt metrów na zachód. Niestety wymieniona wyżej strefa straciła trochę racje bytu, ponieważ samoloty niegdyś lecące po łuku w pochyleniu, kabiną w stronę fotografów, już tego nie robią.
A to była zawsze cecha charakterystyczna imprezy w Lesznie, i po to wykupowało się miejsce w strefie „spotterskiej”. Oczywiście w dalszym ciągu ma ona sens, że widoku stamtąd nie zasłaniają głośniki, ani nie chodzą tamtędy ochroniarze.
Dobra wiadomość jest taka, że powstała druga strefa, po drugiej stronie pasa, gdzie można fotografować samoloty ze światłem i momentami z bliższej odległości, a chętnych dowozi specjalny autobus.
Wracając do samych pokazów, ewidentnie dla osób, które jeżdżą na pokazy nie od dziś, najsłabszym punktem był niestety nasz F16 „Tiger Demo” Team, który lata dość zachowawczo i nie robi to już takiego wrażenia jak np. słynny pokaz „Bluto” w 2016 roku. Jako plus uznać można to, że nie wyrzucał już pojedynczych flar, ale wiązki w większych odstępach czasowych. Pokaz niemieckiego Eurofightera to już przysłowiowe „flaki z olejem” – powoli i nudno, natomiast fakt, że przyleciał do Polski, jest oczywiście pozytywny i niewątpliwie był jakiegoś rodzaju urozmaiceniem i magnesem dla wielu z widzów.
Reszta pokazów całkiem ciekawa, zwłaszcza pokaz austriackiej Cobry oraz Bronco w połączeniu z pirotechniką oraz już chyba stały punkt programu, czyli nocny pokaz Aerosparx wraz z naziemnymi fajerwerkami. To zawsze robiło wielkie wrażenie, i muszę przyznać, że robi po dziś dzień. Czekamy na kolejną edycję już za rok!

Przemek „frogi” Więcławski