W jeden z ostatnich słonecznych weekendów lata, w dniach 9-11 września 2011 odbył się jesienny zlot naszego stowarzyszenia. Tym razem członków stowarzyszenia gościła Górska Szkoła Szybowcowa oraz przepiękna sceneria Beskidu Małego. Oprócz ogólnej integracji rozrzuconych po całym kraju członków, organizatorzy postanowili umożliwić praktyczne zapoznanie się uwiecznianym na naszych fotografiach żywiołem. Dzięki posiadanym licencjom szybowcowych naszych niestrudzonych kolegów mogliśmy oderwać się od naszych ziemskich trosk i podziwiać piękno Podbeskidzia (Lucek, Irek dziękujemy!). Życie miało pokazać, że lubi zaskakiwać… Największym niespodzianką dla uczestników był przylot na Żar wielokrotnego mistrza Świata w akrobacji szybowcowej – Pana Jerzego Makuli wraz z szybowcami Fox i solo Fox, a także dwóch członków grupy akrobacyjnej Żelazny – Wojciecha Krupy i Piotra Haberlanda. Oczywiście nie był to przypadek. Lotnicy przybyli namówieni przez naszych kolegów na sesję zdjęciową. Dodatkową atrakcją przewidzianą w sobotę były zaplanowane loty na … szybowcu FOX z mistrzem Makulą za sterami!
Piątek zarezerwowaliśmy na dojazd, integracyjną kolację i „nocne Polaków rozmowy”. Nasi koledzy na gorąco podzielili się wrażeniami ze świeżo zakończonego pobytu na moskiewskim MAKSie. Miłym akcentem było przyjście zaproszonych pilotów i reprezentantów miejscowego środowiska lotniczego z Panem Tomaszem Kawą na czele. Goście mogli obejrzeć przygotowane multimedialne prezentacje naszych zdjęć. Spowodowały one niekłamany zachwyt i komentarze, z których mogliśmy być tylko dumni!
Sobotni poranek to pospieszne śniadanie i udanie się wraz ze sprzętem fotograficznym na lotnisko, gdzie zapoznaliśmy się z szybowcami, zasadami bezpieczeństwa, zasadami bezpiecznego poruszania się po lotnisku. Najwięcej radości i uwagi zarazem przysporzył nam spadochron ratowniczy i zasady jego użycia. Na szczęście przeszkolenie było czysto teoretyczne. W międzyczasie ekipa techniczna naszych gości, składająca się m in. z dwóch urodziwych pilotek, przygotowała sprzęt do lotów. Po krótkiej naradzie rozstawiliśmy się w różnych punktach lotniska, czasami blisko startujących samolotu i rozpoczęły się podniebne karuzele Jerzego Makuli na Foxie z chętnymi członkami stowarzyszenia, których nie brakowało. Pan Jerzy niestrudzenie kręcił skoble, beczki i korkociągi starając się zaprezentować zalety sprzętu i pilota. Trzeba przyznać, że korzystaliśmy z tej gościny skwapliwie :-)) Zainstalowana na pokładzie kamera nagrywała filmy, które dla wielu z nas będą pamiątką na całe życie. Dodatkowymi atrakcjami były niskie przeloty z „delikwentami” które umożliwiły nam wykonywanie widowiskowych zdjęć.
W przerwie pomiędzy lotami zaprezentowali się silnikowcy, czyli Żelaźni. Nieczęsto się zdarza, aby pokaz był wykonywany pod dyktando fotografów, więc tym bardziej czapki z głów dla was Panowie! Po serii niskich przelotów w różnych fotogenicznych miejscach umożliwiających spektakularne ujęcia piloci wznieśli się i rozpoczął się pokaz figur pionowych oraz lustrzanek.
Sobotni wieczór był zarezerwowany na integracyjny grill dla wszystkich – fotografów oraz pilotów. Podczas imprezy miały miejsce niesamowicie sympatyczne wydarzenia. Był tort i świeczki oraz gromkie sto lat fotograficzno – lotniczej braci na cześć siódmych urodzin, oraz podziękowanie i wręczenie pamiątkowych upominków dla swoich mistrzów od młodych adeptów akrobacji z ośrodka szkolenia w akrobacji z Poznania.
Niedzielny poranek powitał nas pięknym niebem oraz obiecywał obudzenie termiki, która była nadzieją, na zaprezentowanie innego oblicza szybownictwa – przelotów, ale o tym za chwilę. Przedpołudnie było zarezerwowane dla naszych mistrzów. Tym razem zupełne zaskoczenie: pokaz w locie dwóch samolotów oraz szybowca we wspólnej formacji.
Po wylądowaniu, Pan Jerzy zmienia maszynę na swojego Solo Foxa ze smugaczami na końcach skrzydeł. Wiemy, że będzie pięknie… Po pozowaniu w przestworzach i wylądowaniu samolotu z fotografem rozpoczyna się podniebny balet mistrza, ku radości, naszej i licznie zgromadzonej na tarasach internatu i kolejki górskiej publiczności. Po Jurku do akcji przystępują Żelaźni. Ryk potężnych silników Extry i Zlina wypełnia całą dolinę Soły. Słońce lśni odbłyskami na wypolerowanej czerwieni samolotów. Jesteśmy w siódmym niebie… Gdzieś pomiędzy podniebnymi harcami pilotów nasz przyjaciel Phoenix serwuje dziewczynom z ekipy technicznej sesję fotograficzną w hangarze. Dobrze znamy jego produkcje i jesteśmy pewni, że będzie się podobać.
Po lotach mistrzów rozpoczyna się normalne latanie. Jesteśmy obcym elementem w tej precyzyjnej żarowskiej machinie. Staramy się pomagać jak możemy – rąk do ściągania szybowców nigdy dość. Budzi się termika i możemy rozpocząć loty pasażerskie na Puchaczu. Niestrudzonymi pilotami są nasi koledzy ze stowarzyszenia. Czujemy się pewnie mając za plecami Lucka – kiedyś kadrowicza w akrobacji szybowcowej oraz Irka – na co dzień pilota potężnego Boeinga. Piękne widoki, niebieskie niebo usiane cumulusami oraz udane próby fotografowania air to air nagradzają cierpliwości i ryzyko tych, co nie latali dzień wcześniej na akrobację.
Wszystko co dobre niestety się kończy zbyt szybko. Pierwsi z nas mając w planie podróż przez całą Polskę muszą jechać… Żegnamy się także z naszymi gośćmi, którzy dostarczyli nam tyle radości. Odlatuje Zlin z Foxem. Wyjeżdża do Poznania ekipa techniczna z Solo Foxem. Jeszcze tylko Wojtek Krupa macha skrzydłami i puszcza pożegnalnego dyma. Jesienny zlot SPFL powoli, acz nieubłaganie dobiega końca.
Na koniec pragnę z tego miejsca podziękować tym wszystkim, którzy włożyli wysiłek, aby stało się tyle dobrego:
– Jerzemu Makuli;
– Pilotom z Grupy Akrobacyjnej Żelazny Wojtkowi Krupie i Piotrowi Haberlandowi;
– oraz moim kolegom z SPFL, dzięki którym mogłem ponownie bujać w obłokach.
Do zobaczenia za rok!
Michał „nurek” Wajnchold