Szukaj

ŚWIĘTO 44. BAZY LOTNICTWA MORSKIEGO (Polska, EPCE)

W ostatnią sobotę, 16 lipca 2016 roku, zawitaliśmy w gościnne progi 44. Bazy Lotnictwa Morskiego. Odbywały się tam uroczystości z okazji Święta Brygady LMW oraz Bazy w Siemirowicach. Oprócz uroczystości oficjalnych gospodarze zorganizowali bardzo atrakcyjne pokazy. W powietrzu mogliśmy podziwiać Mi-24D (49BL) Mi-14PŁ (44BLM), W-3RM (43BLM), MiG-a- 29 (22BLT), Su-22 (21BLT), F-16 Tiger (31 BLT) oraz „Orliki” (42BLSz). Wszystkie teamy zaprezentowały pełne dema, a prezentujący swoje umiejętności w powietrzu piloci zapewnili zgromadzonej publiczności moc atrakcji. Ciekawostką, rzadko widywaną na pokazach, był pokaz Mi-14PŁ, z którymi już niedługo pożegnamy się na zawsze, „afgański” start Mi-24 oraz obfite we flary demo Su-22(!). Warto tu jeszcze zaznaczyć, że tym razem demo na MiGu-29 wystawiła 22. Baza z Malborka (!). Za sterami „Smokera” zasiadł por. pil. Rafał Pinkowski. Będziemy kibicować nowemu soliście i życzymy powodzenia! Oprócz atrakcji w powietrzu sporo też działo się na ziemi. Na wystawie statycznej można było oglądać wszystkie maszyny uczestniczące w pokazie (z wyjątkiem F-16 i PZL-130), oraz C-130, C-295, M-28, TS-11, W- 3PL i historycznego Lim-6MR. Pięknie prezentowała się Bryza „1017” w historycznym malowaniu „Wellingtona” z 304. Dywizjonu Bombowego Ziemi Śląskiej. Podsumowując, dzień otwarty w 44. Bazie była to świetna impreza ze sporą dawką lotniczych atrakcji. Przemek "Youzi" Szynkora

A PO RIAT…MACH LOOP (Wielka Brytania, LFA7)

Mach Loop – nazwa, na dźwięk której każdemu świrowi lotniczemu serce bije mocniej. Malownicze walijskie doliny, w których samoloty wojskowe ćwiczą loty na niskim pułapie przyciągają obietnicą niezapomnianych widoków m.in. brytyjskich Tornad, czy amerykańskich F-15. Tegoroczny wyjazd do Wielkiej Brytanii na RIAT musiał więc zakończyć się wizytą w Walii. Szczęście dopisało – mimo niekorzystnych prognoz pogody przy Bwlch pojawił się Hercules i trzy brytyjskie Tornada w specjalnych okazjonalnych malowaniach. Aleksandra "alex" Kuczyńska

ROYAL INTERNATIONAL AIR TATTOO 2016 (Wielka Brytania, EGVA)

Drugi weekend lipca (9­-10.07) 2016 roku był ważną datą dla miłośników lotnictwa. Wtedy bowiem odbywał się Royal International Airshow Tattoo (lub w skrócie RIAT), czyli jedne z większych, jak nie największych europejskich pokazów. O skali tego wydarzenia nie decyduje tylko i wyłącznie liczba pokazów w powietrzu, ale również liczba uczestników wystawy statycznej. Oprócz licznej grupy europejskich gości, przybyli również reprezentanci z tak odległych państw jak Pakistan, Kanada, Stany Zjednoczone czy Australia. Polskę w powietrzu reprezentowali F-­16 Tiger Demo, MiG­-29 i zespół akrobacyjny Orlik, a na statyce samolot Bryza. Tegoroczne pokazy były szczególne z powodu dwóch uczestników ich dynamicznej części. Pierwszy raz w Europie odbył się pokaz F-­35B, czyli najnowszego amerykańskiego samolotu w wersji umożliwiającej pionowy start i lądowanie. Niestety po raz ostatni swoje lotnicze umiejętności prezentował Ramex Delta, francuski zespół dwóch samolotów Mirage 2000N, który po tych pokazach zakończył swoją działalność lotniczą. Łukasz "Rajmund" Jarkowski

FLYING LEGENDS AIRSHOW 2016 (Wielka Brytania, EGSU)

Flying Legends na stałe zagościło w kalendarzu imprez naszego Stowarzyszenia. Od kilku lat jesteśmy obecni na tych szczególnych pokazach. Nie inaczej było w tym roku i w dniach 9 - 10 lipca ponownie odwiedziliśmy Duxford. Sześć wcześniejszych relacji znajdziecie na naszej stronie internetowej, więc żeby się nie powtarzać napiszę, że Flying Legends to impreza, w której biorą udział tylko samoloty z napędem tłokowym, w większości maszyny bojowe z okresu II wojny światowej. Są to największe tego typu pokazy w Europie (spotkacie się również z opinią, że na świecie). Impreza odbywa się w angielskim Duxford, na lotnisku, gdzie ma swoją siedzibę jeden z oddziałów Imperial War Museum (IWM), więc oprócz podziwiania powietrznych ewolucji można pół dnia spędzić na spotkaniu z historią, zwiedzając hangary przepełnione samolotami i różnego typu pojazdami. Skoro jesteśmy przy zbiorach muzealnych, to wartym odnotowania jest fakt oddania w tym roku do użytku odnowionej ekspozycji American Air Museum – jednego z budynków IWM, w którym znajdziemy samoloty używane przez lotnictwo USA. Oprócz odnowienia samego budynku zmieniono ustawienie eksponatów oraz dodano kilkanaście ciekawych stanowisk multimedialnych. Najciekawszy dla nas eksponat, SR-71 Blackbird, co prawda zmienił swoje miejsce ale nadal stoi tyłem do przeszklonej ściany frontowej, więc wykonanie w dzień fajnego, dobrze naświetlonego zdjęcia tego kosmicznego samolotu, w dalszym ciągu stanowi wyzwanie. W tym roku nastąpiła niestety zmiana granic strefy dla publiczności. Po ubiegłorocznym tragicznym wypadku na jednym z pokazów, brytyjski urząd lotnictwa (CAA) wprowadził większe obostrzenia w organizacji pokazów. Między innymi zwiększona została odległość między publicznością, a granicą strefy pokazów i pasem startowym. Efekt był taki, że nasza ulubiona miejscówka – wał przy „czołgowym muzeum” po zachodniej stronie pasa startowego znalazł się w „strefie zakazanej”. Przetestowaliśmy więc inne miejscówki ale jednak „tankowego wzgórza” szkoda. Podczas tegorocznej edycji pogoda niestety nam nie sprzyjała. W sobotę niebo zakryły szarobure chmury. W niedzielę z kolei, po przejściu kilku przelotnych opadów, wyjrzało słońce i na niebie pojawiły się cumulusy ale wiał silny, porywisty wiatr i ciężko było utrzymać obiektyw. Dodatkowo ziemia zaczęła się nagrzewać, a powietrze falować. Walczyliśmy jednak dzielnie i mamy nadzieję, że na polu fotografii lotniczej całkiem nie polegliśmy. Standardowo pokazy w powietrzu rozpoczynają się o godz. 14:00, a kończą około 18:00. Tylko 4 godziny ale w tym czasie możemy zobaczyć w powietrzu około 40 maszyn, a na koniec 20 z nich jeszcze raz wzbija się w powietrze i wykonuje słynne Balbo – grupowy przelot w dość zwartej formacji. Chociaż scenariusz pokazów co roku jest prawie taki sam, to jeszcze nam się nie znudził. Na początek gonitwa 7 Spitfire’ów. Po nich dwa grubasy – Corsair i Bearcat. Najpierw wspólna akrobacja, potem pokazy indywidualnie. W międzyczasie startuje i odlatuje jeden z Mustangów. „Dziadek” poleciał po „wnuka” ale o tym za chwilę. Następna jest trójka jastrzębi Curtisa – P-36, Hawk 75 i P-40 Warhawk. Podobnie jak poprzednicy, na wstępie wspólny przelot, a po nim formacja dzieli się na dwie części. Indywidualnie popisuje się Hawk 75, a P-36 i P-40 urządzają sobie gonitwę. I to w tym samym czasie! Nikt nikomu nie przeszkadza, a my mamy problem kogo fotografować. A teraz na niebie pojawia się nietypowa para. Wiekowy, niebieskonosy P-51 Mustang prowadzi „pra- pra- prawnuka”, dumę lotnictwa Stanów Zjednoczonych, myśliwiec F-22 Raptor. Zasada „podczas Flying Legends latają tylko samoloty z napędem tłokowym” została złamana. Nam jednak to nie przeszkadza i cieszymy się z kolejnego spotkania z tym futurystycznym samolotem. Po dwóch wspólnych przelotach myśliwce wykonują efektowne rozejście, po którym Raptor jeszcze 3 razy przelatuje nad pasem i odlatuje w kierunku Fairford. Po dawce dopalaczy czas na coś spokojniejszego i majestatycznego. W powietrzu prezentuje się formacja dwusilnikowych samolotów transportowych. Dostojna DC-3 prowadzi dwa mniejsze Beech 18. Samoloty przelatują kilka razy w zwartej formacji, zmieniając raz po raz szyk. Tymczasem mamy już na niebie redbullową trójkę. A czele Mitchel, a za nim Corsair i Lightning. I znowu, najpierw kilka wspólnych przelotów, potem na moment bombowiec zostaje sam, a po nim wspólna akrobacja „Dwuogoniastego diabła” i „Świszczącej śmierci”. Po nich na niebie pojawia się trójka Mustangów. Wejście jest wspólne ale zaraz potem jeden zaczyna wykonywać indywidualne akrobacje, a pozostałe dwa przystępują do niskich przelotów. Oczywiście w tym samym czasie i znowu z idealną synchronizacją. Gdy Mustangi panują na niebie z pasa startu odrywa się B-17 Sally B. Po chwili dwa P-51 dołączają do bombowca i wspólnie wykonują kilka przelotów. Myśliwce wkrótce odlatują i Latająca Forteca jest teraz królową nieba. Gdy pokaz bombowca dobiega końca 3 Mustangi wykonują nad lotniskiem pożegnalny przelot w formacji. A teraz czas na dwupłaty. Najpierw mamy w powietrzu trójkę myśliwców Hawkera z lat trzydziestych XX wieku – Fury i dwa samoloty Nimrod. Wkrótce zastępują je dwa Gladiatory – ostatnie dwupłatowe myśliwce RAF. Gdy trwa pokaz Gladiatorów startuje para Buchonów (hiszpańska wersja Messerschmitta 109). Samoloty z czarnymi krzyżami na skrzydłach wykonują wspólne akrobacje, a dwupłatowe myśliwce RAF próbują je przechwycić. Nie idzie im to najlepiej. Gdy pokaz Buchonów dobiega końca nad lotniskiem pojawia się Blenheim prowadzący Hurricane’a i Spitfire’a Mk. I, którym próbują dotrzymać kroku niezmordowane Gladiatory. Kilka wspólnych przelotów i dwupłaty lądują, a pozostałe samoloty prezentują się kolejno indywidualnie. Gdy pokaz samolotów z okresu Bitwy o Anglię dobiega końca na scenę wchodzą morskie grubasy Grummana. Opasłemu Avengerowi towarzyszy mały ale pękaty Wildcat. Po wspólnym przelocie samoloty przystępują do popisów indywidualnych. Podobnie jak poprzednicy, w tym samym czasie i nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Po Grummanach indywidualnie prezentuje się jeszcze Hawker Sea Fury. Następuje chwila wytchnienia. Czas na coś lekkiego. Na niebie podziwiamy majestatyczne akrobacje małego dwupłata – samolotu Bücker 131. Wkrótce Jungmann ląduje, a w powietrzu zaczynają dudnić silniki norweskiej Dakoty. Chociaż to dość duży samolot transportowy, to wydaje się, że piloci o tym zapomnieli i latają jak na rasowym myśliwcu. W zakrętach przechylenie 60 stopni, dynamiczne zmiany kierunku, a czasami wydaje się, że samolot wykona beczkę, ale piloci rozmyślają się w ostatnim momencie. Po Dakocie na niebie pojawia się jeszcze mniejsza siostra - Lockheed Electra, która przyleciała specjalnie z USA aby wziąć udział w Flying Legends. I nadszedł czas na ostatni punkt programu, czyli Balbo. Najpierw startuje Joker – samolot, który będzie „zabawiał” publiczność, gdy dwadzieścia samolotów uformuje szyk. W sobotę jest to Gladiator, w niedzielę Spitfire V. Startują! W ciągu 3 minut 20 samolotów jest w powietrzu. Joker stara się zwrócić na siebie uwagę, a daleko na horyzoncie widać, jak początkowy chaos przekształca się w trzysamolotowe klucze ułożone gęsiego w równych odstępach. Joker gdzieś znika, a formacja przelatuje nad lotniskiem. Potem jeszcze kolejne przeloty i za każdym razem z formacji odpada część kluczy. Każda trójka wykonuje jeszcze przelot nad lotniskiem, efektownie się rozchodzi i samoloty pojedynczo lądują. Ostatnia trójka kołuje obok naszego stanowiska. Kolejne Flying Legends za rok… Lucjan „Acroluc” Fizia

SZCZYT NATO (Polska, EPKS, EPMM)

Z okazji szczytu NATO w Warszawie, w piątkowy wieczór nad Stadionem Narodowym odbyła się defilada lotnicza z udziałem ponad 30 maszyn, wśród których mogliśmy oglądać m.in. polskie i tureckie F-16, hiszpańskie F/A-18 Hornet czy rumuńskie Lancery, słowackie i polskie MiGi-29, węgierskie JAS 39 Gripen, a także niemieckie Eurofighter Typhoon. Rodzina spod znaku Mikojana i Gurewicza jako miejsce swojego stacjonowania obrała 23. Bazę Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, reszta maszyn natomiast gościła w podpoznańskiej, 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach. Członkowie naszego Stowarzyszenia nie omieszkali udać się dzień wcześniej do obydwu baz lotniczych celem uwiecznienia samych przygotowań i treningów do defilady, mającej się odbyć dzień później. Konrad "kifcio" Kifert

SHUTTLEWORTH MILITARY PAGEANT AIRSHOW (Wielka Brytania, EGTH)

The Shuttleworth Collection to jedno z bardziej znanych w Anglii muzeów, w którego zbiorach znajdziemy przede wszystkim samoloty oraz różnego rodzaju pojazdy z pierwszej połowy XX wieku. Co ciekawe, większość samolotów, które na co dzień stanowią ekspozycję muzeum utrzymywana jest w stanie zdatności do lotu. Co więcej, samoloty te biorą udział w pokazach lotniczych podczas różnego rodzaju imprez, które organizowane są tutaj kilkanaście razy w roku. Część z najstarszych konstrukcji, to tak naprawdę pełnowymiarowe repliki, jak na przykład pokraczny Avro Triplane, który został zbudowany w latach sześćdziesiątych XX wieku na potrzeby filmu „Ci wspaniali mężczyźni na swych latających maszynach”, albo trójka myśliwców z I wojny światowej Sopwith Triplane, Sopwith Camel i Bristol M1C, które zostały zbudowane według oryginalnych planów w latach dziewięćdziesiątych. Spora grupa to jednak oryginalne maszyny. Należą do nich między innymi pochodzący z 1909 roku Bleriot XI oraz najstarszy latający brytyjski samolot Blackburn Monoplane z 1912 roku. Znajdziemy tu również kilka oryginalnych maszyn bojowych z I wojny światowej – Sopwith Pup, Avro 504, Bristol F2.b Fighter i RAF SE5a. Ten ostatni latał nawet w czasie wojny w jednostce bojowej i odniesiono na nim jedno zwycięstwo (Fokker DVII). Z lat trzydziestych i czterdziesty mamy kolekcję maszyn szkolnych oraz rarytasy takie jak Westland Lysander, jeden z dwóch na świecie latających myśliwców Gloster Gladiator i jedyny latający Hurricane w wersji morskiej. Shuttleworth Collection ma swoją siedzibę w niewielkiej miejscowości Old Warden i posiada lotnisko z trawiastym pasem startowym. Wokół mamy pola z charakterystycznymi żywopłotami oraz parki i lasy, więc sceneria w niczym nie przypomina lotnisk, które znamy z dużych pokazów lotniczych. Jak już było napisane, muzeum organizuje w ciągu roku kilkanaście imprez, którym towarzyszą mniejsze lub większe pokazy lotnicze. Często są to imprezy, podczas których lata tylko kilka miejscowych maszyn ale jest też kilka „dużych” pokazów. Na jeden z nich, zorganizowany 3 lipca 2016 roku postanowiliśmy się wybrać. Impreza nosiła tytuł Millitary Pegeant i poświęcona była głównie wojskowym samolotom i pojazdom z okresu I i II wojny światowej, dlatego oprócz pokazów lotniczych w trakcie jej trwania odbyła się również prezentacja oraz defilada zabytkowych motocykli i samochodów. O tym, że można było zwiedzić hangary muzeum nie trzeba chyba pisać. Pokazy w powietrzu miały się rozpocząć o godzinie 14, więc po przyjeździe na lotnisko o godzinie 9 i zajęciu „strategicznych pozycji” poprzez pozostawienie koca przy płocie oddzielającym strefę publiczności od pola wzlotów, poszliśmy zwiedzać muzeum, wystawę zabytkowych samochodów oraz oczywiście lotniczą „statykę”. Żeby nie zanudzić czytelnika, nie będziemy tu pisać, co było w każdym z 6 hangarów, jakie samochody i inne pojazdy były prezentowane, ani w którym miejscu na statyce ustawiony był Bristol Fighter, a w którym Sea Hurricane… Chodzimy sobie i zwiedzamy, a tu nagle słychać znajomy dźwięk Merlina. Wychodzimy z hangaru i widzimy, że do startu przygotowuje się Hurricane. W pierwszym odruchu chcemy biec na swoją miejscówkę, po chwili jednak stwierdzamy, że pewnie tylko oblot robią i nic ciekawego nie będzie. Oczywiście Hurry po chwili wykonuje kilka niskich i efektownych przelotów a następnie kilka touch and go (to takie lądowanie, po którym od razu następuje start). Pocieszamy się, że na razie słońce jeszcze za bardzo świeciłoby w obiektyw, no i mamy nadzieję, że co najmniej tak będą latać podczas pokazów. Spełnienie tego życzenia nie jest pewne, bo naczytaliśmy się różnych opinii, o zaostrzeniu przez CAA (to taki brytyjski ULC) przepisów dotyczących pokazów, że niby teraz wszystko lata daleko i wysoko. Zwiedzanie trochę nas zmęczyło, więc udajemy się do naszej miejscówki. Jedno jest niestety niezrozumiałe. Jak to w tej Anglii jest, że na całym terenie pokazów nie widać ani jednego stanowiska z piwem? Oczywiście mamy CoLę, ale się kończy a pić się chce. I tak sobie siedzimy na kocyku czekając na rozpoczęcie pokazów, gdy nagle na turystycznym stoliku anglików zajmujących sąsiednią miejscówkę pojawia się butelka z piwem Spitfire. Pierwsza myśl - przywieźli ze sobą. Nie, niemożliwe, musieli to kupić tutaj. Idę na zwiad. Długo nie trzeba było szukać. Okazało się, że w kontenerze gastronomicznym, który wydawał nam się tylko budką z kanapkami jest całkiem spory wybór napojów chłodzących. Biorę oczywiście Spitfire’y. Temat „wodopoju” mamy już opanowany jednak jeszcze jedna rzecz nas niepokoi. Gdzie są te 3 Spity, pozostałe 2 Hurricane’y, Mustang, Buchon, Jak-3 i B-17, które mają się miały brać udział w pokazach? Na wyjaśnienie nie musimy długo czekać. Wkrótce z głośników dowiadujemy się, że jeden z Hurricane’ów nie przyleci. Niestety to ten „nasz”, w malowaniu 303-go. Skoro jednak o reszcie nic nie mówią, to znaczy że po prostu będą dolatywać z innych lotnisk. Daleko zresztą nie mają bo do Duxford, na którym stacjonuje większość z zapowiadanych maszyn jest niecałe 40 km. W międzyczasie wzdłuż płotu oddzielającego publiczność od pola wzlotów i statyki lotniczej odbywa się defilada motocykli i samochodów. W większości są to angielskie i amerykańskie pojazdy z okresu II wojny światowej. W pobliżu hangarów natomiast poruszają się dwa potężne ciągniki-parowozy, które wyglądają jak lokomotywy, tylko jeżdżą po drodze a nie po szynach. Jedna z maszyn ciągnie potężną armatę. Wygląda to trochę surrealistycznie. W końcu nadchodzi godzina 14 i rozpoczynają się pokazy w powietrzu. Jako pierwszy na niebie pojawia się Hurricane Mk. IIc z Battle of Britain Memorial Flight i niestety jego lot potwierdza zmiany w przepisach wprowadzone przez CAA. Mimo wszystko fajnie zobaczyć starego znajomego. Następny jest miejscowy Lysander. Za każdym razem, kiedy go widzę trochę żałuję, że nie lata już w malowaniu polskiego dywizjonu nr 309. Start z pasa oddalonego zaledwie o jakieś 100-200 m i stosunkowo niskie przeloty z przechyleniem w stronę publiczności od razu poprawiają nam humory. Do tego soczysta zieleń lotniska, błękitne niebo z kłębiastymi cumulusami i słońce przesuwające się z każda godziną coraz bardziej za nasze plecy. Sceneria wprost wymarzona. Następny pojawia się Buchon. Na szczęście nie idzie śladem Hurricane’a z BBMF i jego pokaz bardzo nam się podoba. Gdy na niebie pojawia się szybowiec SF38 nad lotniskiem robi się trochę ciszej, po chwili jednak wszystko wraca do normy. Od zachodu nadlatuje para miejscowych dwupłatów – Gloster Gladiator i Hawker Demon. Potem prezentuje się Jak-3, a po nim mamy defiladę samolotów szkolnych z lat trzydziestych. Latają w dwóch kluczach po 3 samoloty. Jeden klucz tworzą jednopłaty - dwa żółte Miles Magister i srebrny Ryan PT-22. Drugi klucz tworzą dwupłaty – De Havilland Tiger Moth, Avro Tutor i Polikarpow Po-2. Ten ostatni w wersji bojowej z zabudowanym karabinem w drugiej kabinie. Równocześnie trochę wyżej i dalej kręci akrobacje dwupłatowy Blacburn B-2. Potem znowu na chwilę robi się cicho i na niebie okręgi kreślą szkolne szybowce z lat trzydziestych - angielski Radar Kite i niemiecki Grunau Baby. Cisza zostaje jednak brutalnie przerwana przez basowe dudnienie czterech Cyclonów majestatycznej Sally B. Na scenie pojawia się B-17. Jest moc! Po wadze ciężkiej czas na coś lżejszego, w powietrzu widzimy weterana I wojny światowej, myśliwiec SE5a. Akrobacji tu nie zobaczymy, ale za to wydaje się, że pilot dobrze wie jak ma latać, żeby samolot ładnie prezentował się w kadrze. Wkrótce zastępuje go rówieśnik, Avro 504. Był to w zasadzie samolot szkolny, ale z uwagi na w miarę dobre osiągi, w czasie I wojny światowej był również wykorzystywano w roli lekkiego bombowca, a nawet jako myśliwiec. A teraz czas na Spifire’y. I tu niestety niemiła wiadomość. Z powodu problemów technicznych nie przyleci Spitfire Mk. V… Tu też chodzi oczywiście o tego „naszego”, w malowaniu dywizjonu 317 (JH-C). Jakiś Brexit, czy co!?... Już są. Najpierw kilka przelotów w parze, a potem każdy prezentuje się indywidualnie. Na początek stary znajomy – Mk. IX, ZD-B, mój ulubiony. Potem „Baby Spitfire” – samolot w pierwszej wersji tego myśliwca. Gdy trwa pokaz, za naszymi plecami słyszymy i widzimy, że jakiś samolot kręci akrobacje. Rzut oka przez obiektyw i zaskoczenie. Jeszcze jeden Spit! Czyżby jakieś zastępstwo? Gdy „jedynka” kończy swój pokaz wszystko się wyjaśnia. Nad lotnisko wpadają wspólnie ZD-B i JH-C! A więc problemy udało się usunąć! Najpierw wspólna akrobacja, potem jeszcze indywidualny pokaz „piątki”, a kiedy wydaje się, że to już koniec, wszystkie Spity zbierają się razem i wykonują jeszcze kilka wspólnych przelotów. Super!!! Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. „Dziewiątka” i „jedynka” odlatują, ale „nasz” podchodzi do lądowania. Przekołowuje niedaleko naszej miejscówki i ustawia się na statyce. Tymczasem ponownie czas na coś lżejszego. W powietrzu prezentuje się niemiecki Storch. Wydaje się, że ten samolot potrafi wisieć w miejscu i zakręcać bez przechylania skrzydeł, prawie jak śmigłowiec. W międzyczasie wystartował miejscowy Sea Hurricane i teraz do niego należy niebo. Lata dokładnie tak jak rano! Poza touch and go oczywiście… Po chwili ponownie przenosimy się w czasy I wojny światowej. Najpierw startuje Sopwith Pup, a niedługo po nim Bristol Fighter. Aż nie chce się wierzyć, że te samoloty mają prawie 100 lat! A teraz czas na „młodsze” pokolenie. Srebrzysty Mustang tnie powietrze z charakterystycznym gwizdem. Jest to samolot organizacji „Hangar 11”. W tym roku otrzymał nowe malowanie i teraz upamiętnia pilotów „czarnej eskadry” – 332 Grupy Myśliwskiej, w której w czasie II wojny światowej służyli czarnoskórzy piloci. Gdy ”Cadillac przestworzy” odlatuje do domu w powietrze wzbija się prawdziwa latająca etażerka, samolot Avro Triplane. Samoloty okresu pionierskiego latają tutaj tylko w przypadku bardzo sprzyjających warunków atmosferycznych. Na szczęście dzisiaj takie mamy. Gdy trójpłat prezentuje w powietrzu swe wdzięki, widzimy, że Spitfire uruchomił silnik i kołuje do startu. Pokazy dobiegają końca. Triplane ląduje, Spit odlatuje… Impreza miło nas zaskoczyła. Bliskość pasa startowego, ciekawe tło, rzadkie samoloty, ciekawe muzeum. No i pogoda dopisała. Już myślimy jak tu jeszcze wrócić. Lucjan „Acroluc” Fizia

FLY FEST (Polska, EPPT)

W pierwszy weekend lipca, 2-3.07.2016 r., w Piotrkowie Trybunalskim, odbyła się kolejna edycja pikniku Fly Fest. Miłośnicy lotnictwa mogli w tym roku zobaczyć samoloty z kolekcji pana Jacka Mainki: Tiger Moth, DHC-1 CHIPMUNK 22 i Taylorcraft Auster Mk IV. Obok wymienionych samolotów z kolekcji można było również obejrzeć: Piper Cub i Boeing Stearman. Tradycyjnie już w pokazach dynamicznych i na wystawie statycznej uczestniczyły śmigłowce z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej im. Księcia Józefa Poniatowskiego z Tomaszowa Mazowieckiego. W powietrzu obserwowaliśmy pokaz akrobacji szybowcem oraz grupę akrobacyjną “Fire Birds”. Wisienką na torcie był przelot pary F-16 z pobliskiej 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku. Piotr "Pepic" Tomczyk

BELGIAN AIR FORCE DAYS (Belgia, EBFS)

Dnia 25 i 26 czerwca 2016 roku na południu Belgii, w przepięknej okolicy, w wojskowej bazie we Florennes odbyły się jedne z największych pokazów w Europie - Belgian Air Force Days. Pogoda była w kratkę, od deszczu po piękne słońce, choć w większości przeważały niestety szare chmury. Nie dało nam to możliwości zrobienia zdjęć takich jakich chcieliśmy. Każdy z nas pokonał setki kilometrów w nadziei na piękne kadry, tym bardziej, że lista programu była naprawdę bogata. Trzeba było wykorzystywać każde możliwe światełko. W piątek mogliśmy podjechać samochodem bezpośrednio w miejsce, gdzie samoloty podchodziły do lądowania, co umożliwiało zrobienia zdjęć z dość bliskiej perspektywy. W sobotę i niedzielę miejsca te były dostępne ale można było się dostać tam jedynie na piechotę. Nie było to jednak złe rozwiązanie, ponieważ droga, którą trzeba było przebyć była i tak krótsza, niż ta z parkingów wyznaczonych przez organizatora na miejsce pokazów. Samochodem niestety nie można było wjechać na teren bazy, a miejsca gdzie należało zostawić swoje auta były umiejscowione naprawdę bardzo daleko. Na statyce mieliśmy możliwość obejrzenia między innymi amerykańskiego McDonnell Douglas F-15E Strike Eagle, McDonnell Douglas F-4E Phantom z Turcji oraz słowackiego i polskiego MiGa-29. W powietrzu, jak na pokazy przystało – duża różnorodność, od śmigłowców przez samoloty historyczne po odrzutowce. Mogliśmy oglądać m.in F16, F/A-18C Hornet, MiG-29, Eurofighter Typhoon, SAAB JAS-39 Gripen, Spitfire, T28B Trojan, The North American Harvard AT-6. Ostatnim punktem pokazów był występ najbardziej oczekiwanego zespołu Ramex Delta. Piloci tego zespołu prezentowali swoje umiejętności na samolotach Mirage 2000N. Ciekawie pomalowane, latające blisko siebie, dają możliwość zrobienia niepowtarzalnych fotografii. Oczywiście nie zabrakło grup akrobacyjnych: otwierające pokaz belgijskie Alpha-Jets, The Red Arrows, polskie Orliki, Patrouille de France i Red Devils z Belgii. Występy wszystkich grup stały na bardzo wysokim poziomie. Można było podziwiać wysoki kunszt pilotażu i kolorowe dymy, co zachwycało publiczność zgromadzoną na lotnisku, a nam – fotografom dało możliwość zrobienia niezwykłych zdjęć. Pomimo zmiennej pogody pokazy uważam za bardzo udane. Katarzyna „Kate” Skonieczna

XII MAŁOPOLSKI PIKNIK LOTNICZY (Polska, EPKC)

Małopolski Piknik Lotniczy odbył się już po raz dwunasty na lotnisku Rakowice - Czyżyny. Wyjątkowa impreza, znana chyba wszystkim sympatykom lotnictwa w Polsce. Wszystko przez jej niesamowity klimat. O tym, że piknik ten organizowany jest w środku miasta, wiemy od dawna, ale to co zobaczyliśmy w tym roku było czymś nowym, bowiem w pobliżu pasa i osi pokazów usytuowanych było kilkanaście wysokich dźwigów i to nie w jednym miejscu, a z wielu stron. W tym roku aura płatała nam figle. Pierwszego dnia czuliśmy się jak na patelni, aż obudziły się w nas wspomnienia z pokazów w Kecskemet, gdzie również temperatura sięgała w słońcu około 40 stopni. Niedziela była zupełnym przeciwieństwem soboty: najpierw silny wiatr przyprowadził nad lotnisko czarne chmury z deszczem i przerwał pokazy. Dopiero w godzinach popołudniowych wyszło słońce, a wiatr nieco osłabł. Dość o miejscu i pogodzie, czas wspomnieć o tym, co działo się w powietrzu. Zarówno w sobotę, jak i niedzielę mieliśmy przyjemność oglądać na niebie pokazy w wykonaniu Artura Kielaka na XA-41, a także stałego gościa krakowskiego pikniku, czyli Jurgisa Kairysa. Kobry i korkociągi piękne jak zawsze, ale chyba już znudziły mistrza Jurgisa, gdyż w tym roku był on przede wszystkim malarzem. Uśmiechnięte buźki i serduszka narysowane przez niego zachwyciły publiczność. Gwiazdą tegorocznego pikniku miał być P-51 Mustang. I na pewno był miłym akcentem, ale czy gwiazdą? Śmiem wątpić, a to ze względu na krótki pokaz, daleko od publiki i na bardzo dużej wysokości. Bardzo ładnie w sobotę zaprezentował się zespół Orlik. Wykonał sporo precyzyjnych przelotów w różnych układach. Do Krakowa przyleciały również wojskowe SW-4. Puszczyk świetnie prezentował pełnie swoich możliwości nad krakowskim niebem. Widzowie mogli podziwiać również samuraja prosto z Niemiec, Uwe Zimmermanna. Żółta Extra Uwe jest dobrze znaną maszyną w Polsce. Pokazy zaszczycili swoją obecnością również przyjaciele ze Słowacji czyli Retro Sky Team. Walki powietrzne i bombardowania to stały punkt programu tego zespołu. W Krakowie na niebie mogliśmy również podziwiać Jerzego Makulę w pięknym pokazie szybowcowym, Roberta Kowalika na Extrze, dwupłatowiec Boeing Stearman, Jak-18, RWD-5, Piper Cub czy amatorską grupę 3AT3. Przez cały weekend na pikniku pojawiły się tysiące rodzin, mimo iż w sobotę odbywał się mecz Polska-Szwacjaria. Atrakcji nie brakowało. Na ziemi można było obejrzeć historyczne inscenizacje albo skorzystać z okazji i zwiedzić muzeum. Minusem pokazów były długie przerwy, podczas których nic się nie działo, a także pogoda, która była zmienna podczas tego weekendu. Urząd Lotnictwa Cywilnego coraz bardziej zwiększa obostrzenia na organizatorów co powoduje zmniejszenie atrakcyjności pokazów, ale poprawia ich bezpieczeństwo. Coś za coś. Piknik w Krakowie to już tradycja, impreza z klimatem i bardzo pozytywną energią, nawet jeśli miałby tam latać tylko Yak-18 to i tak przyjadę. Kamil „Kamio” Łach

PIKNIK LOTNICZY W 21. BLT W ŚWIDWINIE (Polska, EPSN)

W dniu 25 czerwca 2016 r. w 21. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie odbył się piknik lotniczy. Jak co roku przyciągnął dużą rzeszę fanów lotnictwa z odległych zakątków Polski. Przy początkowo pięknej, słonecznej pogodzie na niebie można było podziwiać wspaniałe akrobacje w wykonaniu pary Su-22 świdwińskiego Demo Teamu oraz zaproszonych gości z Krzesin (F-16 Tiger Demo Team) i Malborka MiG- 29. Zaprezentowała nam się również para Dromaderów w symulacji gaszenia pożaru. Przy okazji tego święta lotnictwa, w hangarze, można było obejrzeć wystawę wspaniałych zdjęć Sławka Krajniewskiego “Odloty hesji”. Pomimo skrócenia programu pokazów ze względu na nadciągającą w stronę lotniska burzę, widzowie byli bardzo zadowoleni z tego, co zobaczyli. Jednym słowem – warto zaglądać do Świdwina, bo tam zawsze się dużo dzieje. Do zobaczenie za rok. Marek "Dulmen" Dulewicz
Back to Top