Płaszczyzna przygotowania samolotów w Bazie Albacete w Hiszpanii tego popołudnia wypełniona jest po brzegi samolotami z kilkunastu państw NATO. Dziesiątki techników kręcą się przy polskich, tureckich i belgijskich F-16, brytyjskich Hawkach, francuskich Mirage 2000, niemieckich Tornado czy włoskich Eurofighterach. Huk silników przygotowywanych maszyn każe sądzić, że za chwilę na naszych oczach rozegra się genialny spektakl. Z budynków TLP (Tactical Leadership Programme) wychodzą gotowi do lotu piloci. Najlepsi z najlepszych z tak wielu krajów! Na twarzach widać pełną koncentrację. Trwają ostatnie konsultacje nad szybko i sprawnie skonstruowanym planem zadania bojowego, które za chwilę będą realizować. Planem, który uwzględnił zarówno zagrożenia jak i różnorodność środków bojowych będących w dyspozycji członków kursu TLP. Wspaniały widok. Mieszanka pilotów z tak różnych państw. Z krajów, które niejednokrotnie w przeszłości stały po przeciwnych stronach barykady! Łączy ich teraz tak wiele. Unia Europejska, NATO, wspólna taktyka, wspólne dowództwo, wspólny język, wspólne zadania bojowe. W zasadzie różnią ich tylko naszywki na mundurach! Pikanterii temu zjawisku dodaje fakt, że najważniejsi z nich to… Polacy! Mają najnowocześniejszy sprzęt i zastępują każdego kto tylko nie podoła zadaniu w każdym elemencie walki! Co więcej, piloci z innych krajów też uważają, że Polacy są the Best! Już siedzą w kabinach, już wykołowują. Robi się tłok na drogach dojazdowych do pasa startowego. Jeszcze moment i już wszyscy, jeden po drugim, startują zalewając tę piękną okolicę wibracjami powietrza od pracujących dopalaczy! Niesamowity obraz, niesamowite wrażenia, niesamowite emocje! Mogły być… gdyby nie to, że… pogoda tego dnia pokrzyżowała szyki wszystkim!!! Piękne i zawsze słoneczne Albacete właśnie dziś spowite jest gęstymi chmurami i co gorsza skąpane jest w strugach zimnego deszczu. Warunki pogodowe nad Bazą oraz w strefach nie zezwalają na wykonywanie lotów. To się nazywa mieć pecha!
Przygoda z Albacete od początku wyglądała niesamowicie 🙂 Gdy dostałem zaproszenie z Dowództwa Sił Powietrznych do udziału w tej wyprawie to morda mi się cieszyła niesamowicie. Plan był hardcore’owy. Wylot o świcie z Okęcia samolotem C-295 CASA, około 7 godzin lotu przez całą Europę, fotografowanie na terenie bazy i w nocy powrót do Polski 🙂 Oczywiście po zaproszeniu, które otrzymałem z DSP a dokładniej z rąk Rzecznika Prasowego 2SLT nie zastanawiałem się nawet sekundy. Co więcej, moja natura kazała mi od razu podpytać, czy nie dałoby się wkręcić jeszcze kogoś z naszego stowarzyszenia. Po kilku godzinach załatwiania i paru telefonach udało się. Wybór padł na kicha. Och jak ja lubię takie chwile, gdy zadzwoniłem do niego i ogłosiłem mu nowinę 🙂 Zastanawiał się nad wyjazdem tak długo jak ja – czyli oczywiście wcale! 🙂
Lot CASĄ, wbrew wcześniejszym podejrzeniom, okazał się dość komfortowy. 7 godzin siedzenia byłoby o wiele gorsze do zniesienia gdyby nie kapitalna atmosfera wynikająca z podniecenia całą tą akcją, genialne widoki za oknem samolotu czy odrobina ColiL, którą się szczodrze darzyliśmy 🙂 Razem z nami na pokładzie sama śmietanka polskich mediów lotniczych. Nasze podniecenie było wyhamowywane wraz ze zbliżaniem się do celu. Piękna pogoda w Warszawie wraz z trwaniem lotu oddawała pola coraz gęstszym chmurkom, by podczas lądowania w Albacete przejść w dość spory opad deszczu. Tego dnia przechodził nad tą okolicą front deszczowy. Wczoraj było pięknie i… jutro ma być pięknie, lecz dziś… loty zostały „zcancelowane”. Taką wiadomością już na płycie lotniska powitał nas Irek Nowak (dowódca eskadry z 32Blot i dowódca naszego komponentu w Hiszpanii). UUUUaaa… Zabolało. Mieliśmy jeszcze nadzieję, że może coś się wydarzy, że niebo się przetrze, że nie wrócimy tak całkiem na tarczy… Korzystając z okazji przystąpiliśmy do poznawania TLP. Spotkaliśmy się z dowódcą TLP oraz z pilotami i technikami biorącymi udział w kursie. Wzięliśmy udział w briefingu przedlotowym. Wszystko było bardzo wyjątkowe. Nasuwało się tylko jedno porównanie, że TLP to nic innego jak takie europejskie TOP GUN! Nawet i tu Hawki odgrywały rolę agresorów udając MiGi-21 🙂 Brakowało tylko tej przysłowiowej kropki nad „i” – LOTÓW! Pogoda z chwili na chwilę stawała się coraz gorsza. Lało niemiłosiernie. Mimo to poszliśmy na statykę zrobić trochę zdjęć. Widok był niesamowity. Tyle maszyn gotowych do lotu! Fotografowałem i cieszyłem się każdą chwilą, choć gdzieś tam we mnie, w środku lały się łzy jeszcze bardziej rzęsiste niż strugi tego deszczu na zewnątrz! Przemoknięci totalnie postanowiliśmy wykonać jakieś ruchy, by zostać tu do jutra. Na jutro bowiem prognozy były idealne i loty odbędą się na pewno. Niestety nie mieliśmy wsparcia wśród organizatorów wyjazdu. Zaczęliśmy liczyć na cud 🙂 Pierwszy pojawił się wieczorem. Mieliśmy wystartować o 23.00, a o 21.30 padła wiadomość, że lecimy jutro o 8.00 bo podobno we Francji trwa jakiś protest kontrolerów. Mieliśmy nadzieję, że protest się nieco przedłuży, tak choćby na całe jutro jeszcze. Niestety protest nie przedłużył się i żadnego więcej cudu nie było. Gdy rano wyszliśmy z hotelu, na niebie nie było żadnej chmurki i cudownie wschodziło hiszpańskie słońce.
Czy to nie ironia losu? – zapytałem kicha wsiadając do lotniskowego autokaru. Los zadrwił ze mnie jeszcze bardziej – w autokarze z głośników rozbrzmiewał kawałek Alanis Morissette – Ironic. Od tego dnia będzie mi się zawsze kojarzył z tą „typową hiszpańską pogodą” i bazą Albacete 🙂 Isn’t it ironic?
Oczywiście moja szklanka jest zawsze do połowy pełna. Była to genialna i totalnie niespodziewana przygoda. Już sam lot CASĄ był dla mnie wspaniałym przeżyciem. Na otarcie łez w drodze powrotnej zrobiliśmy piękną rundkę nad Warszawą. Cały wyjazd był super okazją do poznania nowych osób czy pogłębienia już istniejących kontaktów. Jestem szalenie wdzięczny Rzecznikowi Prasowemu 2SLT i w ogóle DSP za pamięć i zabranie nas na tę wyprawę. Szkoda, że nie możemy się odwdzięczyć tym, po co nas zaproszono – najlepszymi fotkami lotniczymi. Musimy to jakoś szybko nadrobić 🙂
Sławek „hesja” Krajniewski