W końcu udało mi się pierwszy raz wybrać do naszych południowych sąsiadów, Słowaków, na imprezę lotniczą, którą organizują corocznie czyli Slovak International Air Fest (SIAF). W tym roku jej termin pokrywał się z Airshow w Radomiu. Patrząc jednak na liczbę zagranicznych uczestników, największe pokazy w naszym kraju w tym roku nie były tym, co widywaliśmy w latach poprzednich i to przesądziło o moim pierwszym wyjeździe na SIAF.
Podróż z centralnej Polski to 7-8 godzin jazdy samochodem, w tym przejazd krętymi górskimi drogami przecinającymi Tatry. Wyjazd w piątek w nocy po pracy więc można się spodziewać, że będzie to męcząca wyprawa. Była.. dla naszego kierowcy, który sam pokonał całą trasę. Dotarliśmy przed 9 w okolice lotniska i wpadliśmy w nieduży korek, bo jak się potem okazało, w sobotę pokazy odwiedziło ok. 100 tysięcy osób. Sprawnie odebraliśmy akredytacje spotterskie i osobnym wejściem udaliśmy się na teren pokazów omijając długą kolejkę osób z biletami.
Sobota zaczęła się z wielkim przytupem, bowiem pierwszy na niebie (nie licząc paralotniarzy) pokazał się hiszpański EF-18M. Chłodne i wilgotne powietrze rano sprzyjało oderwaniom przy ciasnych nawrotach, które to bardzo ładnie prezentują się na tej maszynie. Wisienką na torcie był szybki przelot nad pasem, który spowodował utworzenie się obłoku mgły w kształcie stożka wokół samolotu (obłok Prandtla-Glauerta). Było to dość niespodziewane, nie mniej jednak niektórym udało się zarejestrować to jakże efektowne zdarzenie. Nie zabrakło podobnej defilady powietrznej, tu jednak skromnie złożonej z 3 samolotów Mig-29 i 2 L-39, a także spadochroniarzy prezentujących w powietrzu flagi krajów uczestniczących w pokazach.
Pterodactyl Flight, zespół nie tylko latający w powietrzu ale również prezentujący się na ziemi. Naszym oczom ukazały się samoloty dwu i trzy płatowe (repliki) symulujące ataki celów naziemnych, ludzie na ziemi ostrzeliwujący samoloty jak również same walki powietrzne. Zdumiewające, że te samoloty potrafią zawracać na bardzo małej przestrzeni. Strzały karabinów, wybuchy na ziemi i w powietrzu były niesamowite. Potem oglądaliśmy występ belgijskiego śmigłowca Agusta A-109 wykonującego przeloty nad lotniskiem jak i wyrzucającego po kilka flar podczas wznoszenia. Chorwacki zespół akrobacyjny Krila Oluje na samolotach Pilatus PC-9 wykonywał w powietrzu różne figury akrobacyjne jednak w ich przypadku występ zdecydowanie uatrakcyjniłby dym, którego nie da się ukryć brakowało. Z wartych wymienienia uczestników był jeszcze gościnny występ największego samolotu pasażerskiego Airbus A-380 jak i przelot amerykańskiego bombowca B-52. Ten pierwszy chyba zwrócił największą uwagę publiczności, zdawać się mogło, że najwięcej aparatów (również tych w telefonach) rejestrowało ten przelot. Zaskakująco przyjemnie oglądało się również występ słowackiego pilota w samolocie Zlin 526, niskie przeloty kilka metrów nad pasem w normalnej i odwróconej pozycji były naprawdę emocjonujące. Podobne odczucia wywołali również Słowak i jego Extra 330 oraz Węgier w samolocie MXS, którzy zaprezentowali ciekawy program i również jak Zlin, latały nisko. Nie spodziewałem się takich emocji. Reprezentanci czasów 2 wojny światowej – Jak-3 i Spitfire nie wykonywały specjalnie wyszukanych manewrów, nie musiały, te maszyny nawet jak lecą prosto wyglądają niesamowicie. Al. Fursan zdawać się mogło latali trochę oszczędniej z dymami, przy starcie ich nie było, a i w powietrzu też jakoś nie za dużo. Szczęśliwy był ten kto miał szerszy obiektyw i mógł ładnie sfotografować ich słynne DNA w całości. Słowacki Mig-29 też pokazał się z dobrej strony, przeloty z dopalaczem i rekord pokazów w ilości wypuszczonych flar zachwycały publiczność. Poza wyżej wymienionymi oglądaliśmy jeszcze w powietrzu między innymi: austriackiego Eurofightera, czeskiego Grippena, Mi-35, L-139, tureckiego F-16, jednak w ich występach nie dało się odczuć nic wyjątkowego o czym warto byłoby szerzej napisać.
W niedzielę kolejność występów i program (delikatnie) uległy zmianie, dało się również odczuć mniejszą liczbę osób na terenie pokazów. Jedyne co nie uległo zmianie to upał, który przez cały weekend nie odpuszczał. Najbardziej chyba żałowaliśmy, że niedzielny program wyrzucił hiszpańskiego F-18 na koniec bloku pokazowego minimalizując tym samym efekty które podziwialiśmy dzień wcześniej – gorące, suche powietrze nie sprzyja ich powstawaniu. Wiedzieliśmy, że B-52 już się nie pojawi ale czekaliśmy na innego amerykańskiego uczestnika B-1B, który to w przeciwieństwie do tego pierwszego wykonał dwa przeloty nad słowackim lotniskiem w konfiguracji z rozłożonymi i złożonymi skrzydłami. Szkoda, że dłużej nie latał, ale nie mając możliwości oglądania go częściej dobre i tyle. Ciekawie też wyglądało jednoczesne podeście do lądowania pary pasażerskich samolotów Tu-154 i A-319. Pierwszy z nich lądował drugi po zwiększeniu ciągu poderwał się do góry. Ogólnie wrażenia z niedzieli mieliśmy bardzo podobne do soboty, ale ciągle bardziej pozytywne niż negatywne.
Najważniejsze jednak, że udało się spotkać znajomych z różnych stron Polski, porozmawiać, pośmiać się i piwko wypić. Przy okazji warto nadmienić, że owo piwko piło się z kubków specjalnie przygotowanych na tą imprezę – grubszy i solidniejszy plastik, nadruk z samolotami Mig-29 oraz logiem imprezy. Można je było zwrócić odzyskując kaucję lub zabrać na pamiątkę. Ciekawy sposób żeby zmniejszyć ilość śmieci jak i pewnie zarobić, bo zapewne nie wszystkie kubki wróciły.
Podsumowując, to nie była impreza wielkich gwiazd. A może inaczej była i nie była. Nie można powiedzieć, że zawiódł Solo Turk czy zespół Al Fursan, ale nie cieszyli oczu tak bardzo jak niepozorny pokaz Pterodactyl Flight, czy latający tuż nad pasem Zlin Z-526 z Retro Sky Team. Pokazy na pewno warte uwagi z racji na bliską odległość od naszego kraju, górskie otoczenie i dość bogaty pokaz. Aż się dziwię, że wcześniej tam nie trafiłem.. Do zobaczenia w przyszłym roku!
Łukasz „Rajmund” Jarkowski