Sliač to uzdrowisko w środkowej Słowacji nieopodal Zwolenia. W tym właśnie mieście znajduje się cywilny port lotniczy, w którym co roku odbywają się pokazy lotnicze Medzinárodné letecké dni. SIAF jest największą imprezą lotniczą na Słowacji. Tegoroczna edycja oferowała bogaty plan pokazów, w skład którego wchodziło około 90 maszyn z 14 krajów, w tym również z Polski (Su-22 i Lim-2).
Na rozpoczęcie pokazów obejrzeliśmy skoki spadochroniarzy z flagami państw biorących udział w imprezie. Następnie na pas wykołował L-39 Albatros. Niestety w tym roku do pokazu został wystawiony egzemplarz w szarym malowaniu, co sprawiło, że był mało atrakcyjny fotograficznie. Kolejną atrakcją była rekonstrukcja walki powietrznej Sopwith Strutter z Fokkerem e.III, całość była dobrze przemyślana i sprawiała realistyczne wrażenie. Po rekonstrukcji nastąpił polski akcent w postaci Lim-2, a tuż po nim symulacja akcji ratowniczej z użyciem śmigłowca Mi-17.
O godzinie 11.00 rozpoczęła się oczekiwana przez wszystkich część pokazów. Na początek nastąpił przelot Gripena razem ze słowackim MiG-29, który następnie przystąpił do pokazu solowego. Dla większości była to bardzo wyczekiwana chwila, ponieważ w tym roku nie można było go zobaczyć nigdzie indziej poza SIAF-em. Po tym bardzo atrakcyjnym pokazie wystartował F4U Corsair, a tuż po nim czeski Mi-24.
Niedługo po godzinie 12.00 przyszedł czas na pierwszą grupę akrobacyjną Očovskí bačovia, latającą na wyprodukowanych przez siebie szybowcach L-23 Super Blanik, które są o dziwo metalowej konstrukcji. Do pokazu zostały wyholowane za Z-137 Turbo Cmelak w czteroholu, co jest rzeczą rzadką do zaobserwowania. Ich pokaz był przykładem niebywałych umiejętności i kunsztu pilotażu. Po pięknej prezentacji Blaników przyszła kolej na pokaz akrobacji w wykonaniu Martina Šonki na samolocie Extra 300. Wszystkie manewry podczas jego występu były wykonane z największą precyzją i dostojeństwem. Następnie do pokazu przystąpił Dušan Šamko w Pitts S2C. Może jego akrobacje nie były na tak wysokim poziomie jak Martina Šonki, ale bardzo spodobał się licznie zgromadzonej publiczności. Tuż po jego lądowaniu w powietrze wzbił się S-70 Blackhawk, który dał krótki, niespełna pięciominutowy pokaz. Później przyszedł czas na jeden z najbardziej wyczekiwanych wardbirdów czyli Spitfire Mk. XVI, jednak jego pokaz odbył się w zbyt dużej odległości od publiczności, co pozostawiło spory niedosyt.
Po godzinie 13.00 nadeszła pora na premierę na słowackim niebie czyli na grupę akrobacyjną Patrulla Águila, która dała długi, prawie 30-minutowy pokaz. Następnie w powietrze wzbiły się czeski Gripen, a po nim słowacki L-29 Delfin.
Po pokazach w wykonaniu naszych południowych sąsiadów przyszła kolej na polskie Su-22, które są niebywałą atrakcją – nikt inny w Europie nie posiada już tych maszyn w eksploatacji. Z kolei gdy nastał czas na „Holendra”, komentator ogłosił, że ze względu na problemy techniczne wykona on pokaz na zapasowym F-16 – był on jednak nieco skrócony i bez użycia flar. Jako następny wystartował do ładnego i majestatycznego pokazu P-51 Mustang, a po nim przyszedł czas na Pioneer Team, czyli czterech Włochów latających na samolotach Pioneer 330. Grupa ta zaskoczyła wszystkich widzów swoimi umiejętnościami i nikt, kto ich wcześniej nie widział, nie spodziewał się rozejścia z flarami porównywalnego z Patrouille Suisse. Po Włochach swoje umiejętności zaprezentowała słowacka policja z użyciem śmigłowca Mi-171. Po udanej symulacji akcji antyterrorystycznej w niebo wzbił się Zoltán Veres na MXS dając pokaz akrobacji na poziomie zawstydzającym Martina Šonkę. Chociaż mgła po występie Veresa jeszcze nie opadła, do startu ustawił się już ukraiński Su-27, który tak jak w Radomiu dał pokaz na wysokim poziomie, jednak do pełnego zadowolenia zabrakło flar (podobnie jak tydzień wcześniej).
Tegoroczna edycja SIAF-u była bardzo udaną imprezą i pozostaje mieć nadzieję, że w następnych latach będziemy mogli liczyć na równie bogaty program i bardzo dobrą organizację.
Piotr „kula” Dziendziel