4 kwietnia b.r. mieliśmy okazję przebywać w gościnnych progach 21. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Silną ekipą, bo liczącą aż 13 uczestników, zameldowaliśmy się w miejscu zbiórki. Dla wielu z nas była to pierwsza okazja do fotografii lotniczej po długiej, zimowej przerwie. Po odebraniu przepustek, nasz mały konwój skierował się prosto w stronę pasa startowego. Na początek ustawiliśmy się na pasie startowym naprzeciw wieży kontrolnej. Obserwowaliśmy tam straty Su-22 na tak zwanej pełnej petardzie, a więc przy użyciu dopalaczy. Po wykonanym zadaniu maszyny lądowały korzystając z efektownych spadochronów hamujących. Następnie przebazowaliśmy się na drugą stronę, nieopodal „Domku pilota”. Przechodząc wśród licznych hangarów i zabudowań obserwowaliśmy codzienną pracę mechaników oraz personelu naziemnego. Na stanowiskach przy drodze kołowania odtwarzano zdolność do lotu samolotów, które powróciły z poprzednich zadań. Podjeżdżały tam cysterny z paliwem, samochody z tlenem i zaopatrzeniem. Następnie odbywało się przepalanie silnika. Na krótką chwilę huk wyjącego silnika dominował nad okolicą. Potem sam przód samolotu na chwilę pochylał się, by po odpuszczeniu ciągu powrócić na miejsce. Na koniec już tylko ostatnie poprawki. Pilot po konsultacji z technikami i obejściu samolotu może siadać za sterami. Su-22 to naprawdę duży samolot. Stalowa bestia toczy się powoli po drodze kołowania, gdzie mamy możliwość obejrzeć ją w pełnej krasie. Miękkie światło słońca powoli zbliżającego się do horyzontu to dla nas sygnał, aby udać się na naszą ostatnią miejscówkę pomiędzy pasem startowym, a drogą kołowania. Z tego miejsca możemy jednocześnie podziwiać kołujące maszyny, jak i starty, i lądowania. Nadchodzi czas na start w parach. To niezwykle widowiskowy manewr, który wymaga od pilotów jeszcze większej koncentracji i uwagi. Przy ogłuszającym huku dopalaczy kolejna para poszła w górę!
Na dziś to już wszystko. Na zachodzie niebo jest już pomarańczowe. Z żalem schodzimy powoli z lotniska, obserwując intensywnie trenującego Sokoła, który raz po raz zatacza nad nami kręgi to wznosząc się, to opadając. Świetna okazja do poćwiczenia panningu. Nasyceni wrażeniami wracamy do naszych samochodów. Humory dopisują, bo nic tak nie cieszy fotolotniczych świrów jak możliwość obserwowania tak pięknych maszyn w akcji.
Piotr „Krunz” Wróbel