MACHLOOP

Wycieczka do Wielkiej Brytanii na Royal International Air Tattoo to dla wielu fanów lotnictwa
doskonała okazja do zobaczenia czegoś więcej. Najczęściej były to zbiegające się w czasie pokazy
Flying Legends w Duxford lub też odwiedzenie słynnego Mach Loop. W tym roku wybraliśmy
właśnie tą drugą opcję, mając gdzieś w głębi duszy nadzieję na dodatkowe atrakcje związane z
RIAT. Plan zakładał spędzenie czterech dni na walijskich wzgórzach w oczekiwaniu na niskie
przeloty U.S. Air Forces in Europe and Air Forces Africa oraz Royal Air Force. Nie jest też żadną
tajemnicą, że najbardziej pożądani byli Ci pierwsi. Stali bywalcy LFA7 wiedzą doskonale, że jest to
miejsce nieprzewidywalne i nie ma absolutnie żadnych reguł co i kiedy poleci. Przez pierwsze trzy
dni szczęście i pogoda nam sprzyjały i mieliśmy po kilka przelotów maszyn treningowych RAF’u.
Owszem, pozostawał lekki niedosyt z powodu braku cięższych maszyn, zwłaszcza że mieliśmy
informację o nowej specjalnej liberii jednego z F-15 z 492 eskadry ale nie traciliśmy nadziei.
Kolejny dzień rozpoczął się fantastycznie od niskiego przelotu C-130 RAF a krótko przed
południem nasza cierpliwość została podwójnie wynagrodzona i zza wzgórza wyskoczył Strike
Eagle w towarzystwie F-35. Pogłoski stały się faktem i mogliśmy na własne oczy zobaczyć
okolicznościowe malowanie z okazji 70-lecia 48 Skrzydła oraz 80-lecia USAFE. Późniejszy przelot
V-22 Osprey był swoistym deserem i dopełnieniem naszej wycieczki a my szczęśliwi mogliśmy
udać się spokojnie w kierunku Fairford gdzie czekały nas kolejne trzy dni uczty lotniczej.