Trzydniowy zlot oldtimerów w Hahnweide uchodzi za największą i najlepszą niemiecką imprezę tego typu. Wg organizatorów w imprezie uczestniczyło 311 samolotów, które podziwiało ok. 40 tys. fanów lotnictwa. Trudno nie potwierdzić tej opinii mając swobodny fotograficzny dostęp do dziesiątek latających pterodaktyli na statyce, ruch lotniczy na trawiastym poletku jak nie przymierzając na lotnisku we Frankfurcie (Niemcy skrupulatnie podają liczbę 891 operacji lotniczych w ciągu 3 dni), no i autentycznie przyjazną atmosferę stworzoną przez organizatorów. Tak więc startami i lądowaniami można było nasycić się do woli. Tyle, że latano daleko, baaardzo daleko a może jeszcze dalej. Kto bywa na ILA w Berlinie niech sobie jeszcze doda dystansu, przemnoży przez faktor “pod słońce”, doda tropikalną pogodę z nieprzyjemną termiką i wyjdzie mu fotograficzna sytuacja na Fliegertreffen 2016.
Rozumiejąc podejście organizatorów do bezpieczeństwa lotów i oczywisty brak wpływu na warunki pogodowe należało wykorzystać atuty lotniska w Hahnweide, a te dla fotoświrów są całkiem korzystne. Przede wszystkim lotnisko można i należy obejść a lepiej objechać rowerem żeby wykorzystać pofałdowany teren wokół z doskonałym widokiem na pas. Wygrodzony teren imprezy w każdej chwili można opuścić, w każdej chwili można też wejść z powrotem. Organizatorzy tolerują rowerzystów a więc szybka zmiana fotomiejscówki jest możliwa. Niestety oś pokazów ulokowana była głęboko w lasku przylegającym do lotniska i wszelkie co ciekawsze manewry trudno było uchwycić poprzez korony drzew. Nie dało się również wykorzystać atrakcyjnych ścieżek, które biegną we wspomnianym lasku wzdłuż lotniska, ale po jego drugiej stronie. Ścieżki zagrodzono a terenu skutecznie strzegła policja. Pozostawało zatem rozległe zbocze na przedłużeniu pasa ze wspomnianym doskonałym widokiem na lotnisko. To właśnie tutaj ulokowało się mnóstwo pasjonatów lotnictwa spędzających czas pokazów w piknikowej atmosferze.
Słów kilka należy dodać na temat doskonałej organizacji imprezy. Do Hahnweide można przyjechać kamperem lub po prostu z namiotem i spędzić cały czas na okolicznych polach przekształconych w parkingi. Sporo osób biwakowało też w samochodach lub spało wprost na trawie. Doskonałym patentem organizatorów oferowanym akredytowanym fotografom jest możliwość wejścia za barierki na statykę i fotografowania pokazów z tego miejsca. Można wtedy swobodnie przemieszczać się wzdłuż pasa bez obaw, że zasłoni nas jakiś miłośnik drabiny. Zorganizowano to tak, że za kaucją pobiera się odpowiednią kamizelkę i w wyznaczonych godzinach można dowolnie wchodzić i wychodzić z terenu statyki. To naprawdę godne polecenia i proste rozwiązanie ułatwiające pracę.
Jeżeli chodzi o rytm pokazów to z pewnością starano się maksymalnie wypełnić cały dostępny czas łącznie ze zmierzchem kiedy to prezentował się szybowcowy Red Bull Blanix Team z fantastycznym pokazem z flarami. Fotografowanie startów i lądowań można było ćwiczyć do woli, dosłownie aż do znudzenia. Latano jednak nie tylko daleko, ale i dosyć zachowawczo, za to na pewno bezpiecznie. To być może efekt zaleceń organizatorów. Na lotnisku Hahnweide zdażały się wypadki a obecna edycja Fliegertreffen powinna odbyć się w ubiegłym roku i wtedy została odwołana. W moim odczuciu jednym z nielicznych autentycznie radosnych i spontanicznych występów były loty w wykonaniu Mikaela Carlsona na Bleriocie XI i Fokkerze Dreidecker. Za to różnorodność maszyn w powietrzu była imponująca. Regularnie latały trzy Ju-52, także trzy An-2, dobrze prezentował się PZL Kruk i warbirdy: Spitfire, Hurricane, P40 Curtiss i Yak-3, zabrakło natomiast Me-109. Niestety słabo prezentowały się nieliczne maszyny odrzutowe. Zapowiedziana niepodziewanie na piątek grupa Patrouille de France pojawiła się na niebie Hahnweide w bezładnym szyku i po prostu przeleciała, zdaje się raz, bez wykonywania jakichkolwiek figur nad lotniskiem. Z kolei Me-262 nigdy na pokazach szczególnie nie błyszczy i nie inaczej było na Fliegertreffen. Podobnie można zakwalifikować występ Fouga Magister.
Podsumowując Fliegertreffen 2016 można stwierdzić, że pomimo doskonałej organizacji, różnorodności maszyn, ogromnej liczby startów i korzystnego położenia lotniska wrażenia z tegorocznej edycji imprezy są mieszane i pozostaje pewien fotograficzny niedosyt. Na pewno nie pomagała upalna pogoda. Nie ujawnił się też lotniczy temperament Francuzów, Czechów czy co bardziej wyrywnych Austriaków licznie reprezentowanych na pokazach. Zmora BHP dotarła do Hahnweide i opuściła je dopiero po oficjalnym zakończeniu imprezy. I wtedy nie wiadomo skąd, bez zapowiedzi, pojawił się Lightning i dosłownie pozamiatał. W zachodzącym słońcu schodząc do nas nisko i z animuszem wyglądał zjawiskowo. Tak więc dla mnie prawdziwe Hahnweide zaczęło się dopiero wtedy kiedy się skończyło.
Sylwester „eSKa” Kalisz