AVIATICKA POUT PARDUBICE (CZECHY, LKPD)

Przełom maja i czerwca to dla autora niniejszej relacji od lat symboliczne rozpoczęcie sezonu pokazów lotniczych, a przy tym z reguły wcześniejszy od kalendarzowego (i rozciągnięty na dwa dni) Dzień Dziecka. A pokazy pod nazwą Aviatická Pouť w Pardubicach znakomicie sprawdzają się w obu tych rolach.
Tegoroczna edycja Pouťi (chyba tak to się odmienia w języku braci zza Olzy) wskazuje, że impreza zaczyna wychodzić z nieco „chudszych lat”, które pogłębił dodatkowo okres (post)pandemiczny. Sporo się działo w tym roku pod pardubickim niebem, a i na ziemi też niemało.
Specjalnością Pardubic są pokazy maszyn historycznych (lub ich replik), co nie dziwi o tyle, że w tym właśnie mieście narodziło się czeskie lotnictwo. Stąd pochodził i tutaj w 1910 roku samolotem Bleriot XI wykonał swój pierwszy lot Jan Kašpar – pierwszy lotnik narodowości czeskiej. Jego imię nosi dzisiaj nowy terminal pardubickiego lotniska, nieopodal znajduje się muzeum lotnictwa jego imienia, zaś w samym mieście patronuje jednej z ulic, a pomnik Jana Kašpara, wspartego na śmigle samolotu, stoi na jednym z miejskich placów.
Tradycyjnie ten pionier czeskiej awiacji upamiętniany jest podczas pardubickich pokazów. Również w tym roku replika Bleriota XI, za sterami której zasiadła replika Jana Kašpara (w tym przypadku Jaromír Bouda) wykonała serię majestatycznych i malowniczych przelotów nad lotniskiem.
Okres o kilka lat późniejszy reprezentowała ekipa Muzeum Lotnictwa im. Metoděja Vlaha z Mladéj Boleslavi – czyli znany bywalcom pokazów za południową granicą zespół, występujący dawniej pod nazwą Pterodactyl Flight. Grupa latających replik maszyn z I wojny światowej – Morane-Saulnier BB, Nieuport XI, Nieuport XII, Fokker E.V i Pfalz E.I – stoczyła widowiskową walkę powietrzną nad linią frontu zachodniego Wielkiej Wojny. Lotnicy zadbali o ryk silników i dym z trafionych maszyn, a na ziemi o wystrzały i eksplozję zatroszczyły się grupy rekonstrukcyjne, reprezentujące oddziały Ententy i Państw Centralnych. Mimo widocznego zaangażowania obu stron konfliktu strat nie odnotowano, wszyscy uczestnicy zmagań opuścili pole walki w tym samym składzie, w jakim się na nim znaleźli i ogólnie sprawiali wrażenie zadowolonych z życia.
Scena pierwszowojennego starcia nie była jedyną tego typu podczas Aviatické Pouťi. Równie spektakularnie wyglądała bitwa z II wojny światowej (tym razem front wschodni), gdzie wojska walczące na ziemi wspomagał z powietrza samotny Po-2, którego strzelec pokładowy gęsto (acz ewidentnie niecelnie) raził npla z pistoletu maszynowego Sudajewa. Wynik potyczki – niespodzianka – był analogiczny, jak tej z poprzedniej wojny.
Skoro mowa o II wojnie światowej (z przyległościami) – nie sposób nie wspomnieć o debiucie pod pardubickim niebem nowego nabytku Steve’a Steada, czyli P-51D „Little Rebel”, który podczas pokazów dał występ, jaki tylko mógł zaprezentować zasiadający za jego sterami Dan Griffith.
Inne maszyny z (mniej więcej) epoki – to trzy samoloty ze „stajni” Richarda Santusa: dwa DH.82 Tiger Moth oraz Miles M.14 Magister. Zwłaszcza dwa pierwsze pokazały się od widowiskowej strony, kręcąc akrobacje w formacji. Pokaz dynamicznej akrobacji dał także AT-6C Harvard w barwach lotnictwa RPA, który do Pardubic przyleciał z muzeum lotnictwa na lotnisku Točná.
Krótka dygresja (kiedyś już o tym wspominałem, ale teraz znów, na zasadzie ceterum censeo) – od lat nie przestaję odczuwać pewnej zazdrości wobec naszych czeskich sąsiadów z racji liczby i różnorodności posiadanych przez (lub stacjonujących u) nich latających zabytków. Pod tym względem wciąż nam do nich daleko, mimo dającej się dostrzec w ostatnich latach pewnej poprawy w tym zakresie. Koniec dygresji.
Jak pisał wielki radziecki poeta: mówimy – Pardubice, a w domyśle – Flying Bulls. Także w tym roku ekipa spod znaku Czerwonego Byka dopisała na Wielkiej Pardubickiej licznie, zarówno w segmencie historycznym, jak i współczesnym. Ten pierwszy – to samoloty znane wszystkim weteranom pokazów: srebrzysty B-25J Mitchell pod Fredrikiem Handelmannem i Ludwigiem Reiterem, P-38L Lightning pod Eskilem Emdalem i F4U-4 Corsair pod Erikiem Goujonem. Wszystkie trzy razem, w parach i osobno zaprezentowały się w locie, pozostawiając publiczności nie tylko wrażenia wizualne, ale też słuchowe – w postaci muzyki dla ucha, jaką jest połączony dźwięk dwóch Wright Cyclone’ów, dwóch Allisonów i jednego Pratt & Whitneya.
Sylwetka szarżującego buhaja zdobiła też inne maszyny, które zademonstrowały nam swoje możliwości w locie, w tym śmigłowce: Bell TAH-1F Cobra oraz MBB Bo-105. Ten drugi, pilotowany przez Felixa Baumgartnera (tak, tego Felixa Baumgartnera) zaprezentował pokaz akrobacyjny, niewykonalny dla żadnego innego śmigłowca.
Swoją drogą można zaryzykować twierdzenie, że tegoroczną imprezę w Pardubicach sponsorowała litera A jak „Akrobacyjni piloci”. Poza wcześniej wspomnianymi w tej kategorii wymienić należy – także należących do teamu Red Bull – naszego rodzimego Łukasza Czepielę (na swoim słynnym Carbon Cubie) i Martina Šonkę (który wykonał akrobację nie tylko na swojej „zwykłej” Extrze 330NG, ale też na wiekowym szkolnym Zlinie Z-142 ACR), a także goszczącego tu bodaj pierwszy raz, fantastycznego Jurgisa Kajrysa na Su-31 oraz Petra Kopfsteina. Ten ostatni wystartował do swojego pokazu w towarzystwie dwóch ferrari (nie znam się, nie określę dokładnego typu), które jednakowoż, w przeciwieństwie do Edge’a 540 V3 Kopfsteina nie oderwały się od podłoża.
Przedstawiciele akrobacji zespołowej, to czeski zespół Flying Bulls (też Byki), który w tym roku wystąpił w Pardubicach w okrojonym, dwuosobowym składzie.
Jakkolwiek Aviatická Pouť jest imprezą cywilną, nigdy nie brakuje na niej akcentów wojskowych. Była więc akrobacja Gripena Czeskich Sił Powietrznych (flary były), akcja ratunkowa w wykonaniu Sokoła SAR, a także dynamiczny pokaz Mi-24V/35 w wydaniu „Aliena”. I była to albo jedna z ostatnich, albo w ogóle ostatnia okazja zobaczenia przez nas tej maszyny na żywo (hm, maszyny na żywo?), gdyż Czeskie SP wycofują bowiem ten typ śmigłowców ze swojego wyposażenia. Być może „Alien” wraz ze swoimi bardziej konwencjonalnie umaszczonymi „braćmi” trafi tam, gdzie bardzo się przyda…
Niestety zabrakło w Pardubicach pary L-159 ALCA i ich niezwykle widowiskowego demo. Jak ktoś ma pecha, to mu w drewnianym kościele cegła na głowę spadnie – tuż przed pardubicką imprezą jeden z pilotów zespołu złamał nogę (jak najbardziej na ziemi, poza obowiązkami służbowymi), co na pewien czas skutecznie wyłączyło Alki z lotniczego show businessu.

W tej przydługiej relacji nie wymieniłem wszystkich uczestników Aviatické Pouťi 2023. Wspomniałem tylko o tych punktach programu, które – w moim odczuciu – decydują o klimacie pardubickich pokazów. Porównując tegoroczną imprezę z dawniejszymi jej edycjami można zauważyć, że w dużej części jest to historia z gatunku „znacie? to zobaczcie jeszcze raz”. Ale po pierwsze – nie jest to odosobniona sytuacja w przypadku pokazów lotniczych. A po drugie – pewna ciągłość, czy też powtarzalność ma też swoje dobre strony. Dzień Dziecka też co roku wygląda podobnie, a przecież nigdy się nie nudzi.

Marcin „Spad” Parzyński