28. Aviatická pouť – Pardubice 2018
Początek czerwca wzbudza dość powszechnie nieuchronne skojarzenia z Dniem Dziecka. Dla niżej podpisanego takim odpowiednikiem Dnia Dziecka – przedłużonego do całego weekendu – od ładnych paru lat są doroczne pokazy lotnicze w Pardubicach. Impreza w bratniej Republice Czeskiej stworzona dla tych, którzy najbardziej kochają latające maszyny z czasów, kiedy przekroczenie bariery dźwięku należało do sfery fantastyki, niekoniecznie naukowej. W tym roku pokazy – noszące w oryginale nazwę Aviatická pouť – odbyły się już po raz dwudziesty ósmy.
Data zobowiązuje – dlatego tegoroczna edycja Aviatické pouti (tak w dopełniaczu) odbywała się pod hasłem 100-lecia powstania Czechosłowacji. Nota bene każdorazowo pardubickie pokazy mają jakieś swoje hasło wiodące, w bardzo różnym stopniu znajdujące odzwierciedlenie w programie. W tym roku ten związek wydawał się dość luźny – właściwie jedynym specjalnym rocznicowym akcentem był Harvard IIA, który porzucił swoje dotychczasowe srebrzysto-pomarańczowe barwy lotnictwa południowoafrykańskiego na rzecz RAF-owskiej zieleni, brązu i żółci oraz oznakowań 17. Service Flying Training School, w której podczas II wojny światowej trenowali lotnicy czechosłowaccy.
Ogólnie dało się zauważyć, że organizatorzy pardubickiej imprezy do ostatniej chwili zmagali się problemami finansowymi, co miało wpływ na listę uczestników pokazów – mniej imponującą, niż w poprzednich latach. Nie oznacza to jednak w żadnym wypadku, że nie było na co popatrzyć nad pardubickim lotniskiem. I tak po raz pierwszy w historii Aviatické pouti mieliśmy sposobność zobaczyć rzadko spotykaną maszynę – australijski myśliwiec z czasów II wojny CAC Boomerang. Ten jeden z zaledwie kilku latających i jedyny poza Australią samolot tego typu prezentował się widzom w duecie z Jakiem-3U (przebudowanym Jakiem-11). Szczerze mówiąc trudno było wyczuć, dlaczego akurat te dwa samoloty występowały wspólnie, demonstrując nawet coś na kształt symulacji walki powietrznej – ale ponieważ na każdych pokazach latają razem, więc pewnie po prostu tak mają i nie ma co wnikać. Ważne, że mogliśmy zobaczyć – większość z nas pierwszy raz w życiu – i sfotografować rzadkiego australijskiego warbirda.
Kolejni „debiutanci” przylecieli do Pardubic ze Szwajcarii. Zespół oficjalnie nazywa się 46 Aviation Wingwalker Danielle i składa się z różowego (no cóż…) Boeinga Stearmana, pilota Emiliano del Buono oraz gwiazdy programu – Danielle del Buono (nota bene małżonki pilota), która podczas kolejnych przelotów opuszcza kabinę i w sposób niezwykle efektowny prezentuje się widzom na skrzydłach dwupłatowca. Tenże od czasu do czasu wykonuje beczkę – z Danielle, stojącą na górnym skrzydle lub leżącą pomiędzy płatami Stearmana. Mocne wrażenia gwarantowane, zwłaszcza dla tych, którzy nigdy wcześniej nie mieli okazji widzieć podobnych pokazów.
Emilliano del Buono podczas Aviatické pouti zasiadł za sterami jeszcze jednej maszyny. F+W C-3605 „Schlepp” (czyli po naszemu po prostu „holownik”), mimo że formalnie służył w szwajcarskim lotnictwie wojskowym od 1971 roku, to „prawie warbird”. Ten typ to w zasadzie płatowiec szturmowego C-3603 wyprodukowanego w okresie II wojny światowej, w którym – ćwierć wieku po jej zakończeniu – zmieniono silnik na turbośmigłowy. Różnica mas obu silników spowodowała konieczność wydłużenia przodu maszyny, dzięki czemu C-3605 zyskał swój charakterystyczny wygląd i przydomek „Alpejskiego Mrówkojada”. Po kilku dodatkowych modyfikacjach (dodanie trzeciego statecznika pionowego) leciwy, acz wciąż sprawny samolot wszedł do służby na początku lat 70. i był używany przez Schweizer Luftwaffe aż do 1987 roku. Co prawda jego przeznaczeniem było holowanie celów powietrznych, jednak w Pardubicach wystąpił w roli zbliżonej do tej, jaką pełniła jego pierwsza inkarnacja, broniąca neutralności Szwajcarii podczas wojny – w szeregu efektownych nalotów, którym towarzyszyły malownicze eksplozje na ziemi.
Po raz pierwszy od dobrych kilku lat mieliśmy podczas pardubickiej imprezy polskie akcenty. Tym najbardziej widowiskowym był pokaz śmigłowca W-3WA Anakonda z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej , który zademonstrował widzom akcję podjęcia rozbitka. Drugim „polonicum” był udział – niestety ograniczony tylko do przelotu Balbo – Jaka-3, znanego dobrze z poprzednich edycji Aviatické pouti. Ta maszyna, dawniej należąca do Steve’a Steada, od ubiegłego roku stanowi własność polskiego kolekcjonera. Trzecim polskim elementem była – na wystawie statycznej – obecność rodzimego Mi-2 w specjalnym malowaniu z sylwetką greckiego hoplity na burcie (w końcu Mi-2 w kodzie NATO to Hoplite).
Skoro padło nazwisko Steve’a Steada – w Pardubicach nie mogło zabraknąć ani jego samego, ani jego doskonale wszystkim znanego Spitfire’a LF XVIE, od kilku lat prezentującego się w oznakowaniach maszyny, którą podczas wojny latał (czecho)słowacki dowódca 127 Dywizjonu RAF Sqn Ldr Otto Smik. Sam Steve pilotował Spitfire’a, prowadząc formację Balbo. Natomiast pełny pokaz możliwości tej pięknej maszyny zademonstrował publiczności Dan Griffith – co każdemu, kto kiedykolwiek widział go w akcji, wystarcza za cały opis występu.
Dan Griffith nie ograniczył się do jednego typu samolotu. Nie latał co prawda, jak w ubiegłym roku, repliką Blériota XI z 1909 (leciał nią jej „właściwy” pilot), dosiadł natomiast znacznie bardziej efektownej maszyny – Bückera Bü 133 Jungmeistra, najpierw w formacji z dwoma Jungmannami – Tatrą T.131 i Casą 1.131, później solo, wykonując pełny zestaw akrobacji.
Regułą podczas pardubickich pokazów jest biegunowa zmienność pogody. Podczas tej edycji organizatorzy mieli mnóstwo szczęścia – w piątek nad lotniskiem przeszła ulewa, połączona z wichurą i gradobiciem (generalnie w całym regionie ten weekend był pod tym względem dramatyczny), opóźniająca przyloty i uniemożliwiająca treningi uczestników. Jednak w sobotę i niedzielę pogoda uległa radykalnej poprawie. Dzięki temu nie powtórzyła się sytuacja z zeszłego roku, kiedy to deszcz nie pozwolił pokazać się w locie ekipie Pterodactyl Flight z jej replikami samolotów z I wojny światowej. Tym razem wszystko poszło dobrze i cztery płócienno-drewniane maszyny – Nieuport XII, Fokker E.V, Fokker Dr.I (oczywiście Rudý Baron) oraz nowy w grupie Morane-Saulnier BB – mogły bez przeszkód stoczyć walkę powietrzną przy wtórze huku eksplozji, dymów zasnuwających niebo i bohaterskiego szturmu połączonych grup rekonstrukcyjnych na ziemi.
Żadna Aviatická pouť nie mogłaby się odbyć bez znaczącego udziału maszyn spod znaku Czerwonego Byka. Także 28. edycja nie była pod tym względem wyjątkiem. Tym razem część zabytkową byczej stajni reprezentowały dobrze wszystkim znane B-25J Mitchell, P-38L Lightning i T-28B Trojan (swoją drogą kto wpadł na pomysł, żeby pomalować go w takie koszmarne buro-brązowe kolory???). Współczesność Byków – to znakomity czeski zespół akrobacyjny The Flying Bulls, od niedawna latający na samolotach XtremeAir XA42 oraz akrobacja solo na Extrze 300SR.
Ekipa Red Bulls w tym roku nie przywiozła ze sobą żadnego śmigłowca. Co bynajmniej nie oznacza, że w Pardubicach śmigłowców zabrakło. Poza wspomnianą wcześniej polską Anakondą o ich obecność zadbały siły zbrojne Republiki Czeskiej. Maszyny bojowe – to Mi-171 i oczywiście Mi-24W/Mi-35 „Alien”, bez którego żadne pokazy w regionie odbyć się nie mogą. Zademonstrowały się również śmigłowce szkolne, czyli z wolna odchodzący na zasłużoną emeryturę Mi-2 oraz jego następca – Enstrom 480. W roli maszyny, transportującej żołnierzy sił specjalnych podczas dynamicznej ziemno-powietrznej akcji, wystąpił także cywilny Bell-206B.
Skoro motywem przewodnim tegorocznej edycji Aviatické pouti była 100. rocznica powstania państwa czechosłowackiego, nie mogło zabraknąć maszyn z początkowej części tych stu lat (niezależnie od tego, że można je podziwiać w Pardubicach niekoniecznie przy okazji okrągłych rocznic). Lotnictwo I Republiki reprezentowały trzy samoloty: latająca replika Avii BH-1 z 1920 roku – pierwszego czechosłowackiego dolnopłata i pierwszej konstrukcji firmy Avia, PB-6 Racek i Beneš-Mráz Be-60 Bestiola z lat 30. Na drugim biegunie usytuowały się maszyny mniej lub bardziej współczesne, produkowane lub używane w powojennej Czechosłowacji i dzisiejszej Republice Czeskiej. Do tych mniej współczesnych zaliczyć można z pewnością MiGa-15UTI, który na pardubickiej imprezie wystąpił w wersji solo i w eskorcie dwóch najnowszych myśliwców Republiki – J39 Gripen z 211 Eskadry Taktycznej w Čáslavi. Oczywiście nie mogło też zabraknąć indywidualnego pokazu Gripena (tak, flary były). Gdzieś pomiędzy MiG-iem, a Gripenem znalazło się miejsce dla Aero L-39 Albatrosa. On także zaprezentował się w towarzystwie, choć nie bojowym – wystąpił w formacji z akrobatami z Flying Bulls.
Tradycją i „znakiem firmowym” Aviatické pouti jest wspólny przelot zabytkowych maszyn, tzw. Balbo. Liczebność formacji zależy oczywiście od liczby uczestników danej edycji imprezy. Jak wcześniej wspomniałem, tegoroczne pokazy nie należały pod tym względem do najbogatszych. Tym niemniej kilka samolotów przybyło do Pardubic tylko po to, żeby wziąć udział w Balbo (oraz zaprezentować się na statyce), dzięki czemu mogliśmy jednocześnie podziwiać w powietrzu 9 maszyn. Honor prowadzenia Balbo przypadł Spitfire’owi, w kluczu z B-25 i P-38. Za nimi kolejny klucz – Boomerang, Jak-3 i Jak-3U. Formację zamykała trójka T-28B Trojan, Harvard IIa i T-34 Mentor.
Relacjonując ubiegłoroczną edycję pardubickich pokazów pisałem, że jest to impreza, na której obecność jest dla mnie obowiązkowa każdego roku. Sądzę, że podobnie jest z każdym, kogo fascynują zabytkowe samoloty, zwłaszcza te z wojenną przeszłością. Mimo dających się zauważyć trudności budżetowych tegorocznej edycji przedsięwzięcia pierwszy weekend czerwca był co najmniej udany. Mam nadzieję, że kolejne lata będą dla Pardubic nie gorsze, a swój najlepszy czas Aviatická pouť ma jeszcze przed sobą.
Marcin „Spad” Parzyński