Szukaj

AIR SHOW RADOM (Polska, EPRA)

Radomski Air Show to punkt obowiązkowy w lotniczym kalendarzu każdego fana lotnictwa. Tradycją lat poprzednich w Radomiu pojawiła się potężna grupa spod błękitnego znaku, by kolejny raz wziąć udział w tym wielkim lotniczym święcie. Jak to bywa przed dużymi imprezami lotniczymi dni poprzedzające ich oficjalne rozpoczęcie stanowią czas treningu dla solistów i grup akrobacyjnych. Dzięki temu można powiedzieć, że w „bonusie” otrzymujemy dodatkowe pokazy. Jak to czasem na treningach bywa, niektórym zdarza się zapomnieć o limitach wysokości – i tak piątkowym „zwycięzcą” został włoski Eurofighter, który bardzo niskim przelotem lekko przycisnął nas do ziemi. Uwerturą sobotnich pokazów był tzw. blok aeroklubowy, złożony w większości ze stałych uczestników polskich pikników lotniczych – czyli grupa Żelazny, Firebirds, RWD-5 i Maciek Pospieszyński. Zasadniczą część radomskiej imprezy rozpoczął przelot praktycznie wszystkich typów maszyn latających Polskich Sił Powietrznych w formacji „grot”. Zaraz później rozpoczęło się to co tygryski lubią najbardziej czyli, huk, dym i flary! Rozpoczął nasz MiG ze słynnym ostatnimi czasy kpt. Adrianem Rojkiem i jego nie mniej a może nawet bardziej słynnym pionowym startem. Kolejne punkty programu to Zeus na swoim F-16 i nieczęsto spotykany zespół akrobacyjny latający na… śmigłowcach Eurocopter Colibri czyli hiszpańska Patrulla ASPA. Skoro zaś jesteśmy już przy zespołach, to oczywiście nie mogło zabraknąć jednego z najlepszych zespołów akrobacyjnych – Frecce Tricolori ze swoim niezwykle ekspresyjnym komentatorem oraz drugiej hiszpańskiej grupy – Patrulla Aguilla. Nowością w Radomiu z pewnością był duński zespół Baby Blue latający na samolotach Saab T17 Supporter, choć ich pokaz akurat nie należał do szczególnie widowiskowych, w przeciwieństwie do dobrze wszystkim znanych Patrouille Suisse latających w nowej wersji pokazu z większą ilością flar. W składzie zagranicznych zespołów akrobacyjnych znaleźli się jeszcze Royal Jordanian Falcons oraz Baltic Bees, których pokaz odbył się w pięknym wieczornym świetle. W Radomiu nie mogło zabraknąć reprezentantów Polski czyli znanych i lubianych Biało-Czerwonych Iskier i oczywiście Orlików. Pokazy solistów poza wspomnianym MiGiem i greckim F-16 wzbogacili Włosi ze swoich Eurofighterem, niestety nie wiedzieć czemu w wersji bezdymej… Na całe szczęście już z dymem szalał francuski Dassault Rafale, którego lądowanie z pętli zrobiło spore wrażenie! Standardowo na najwyższym poziome zaprezentował się belgijski F-16. Nie gorzej a może nawet lepiej pokazał się słowacki MiG-29, który miał po swojej stronie sprzymierzeńca w postaci pogody. Na chwilę przed jego pokazem przeszła krótka ulewa, która wyczyściła lekką mgiełkę i dała piękne zdjęciowe tło w postaci rozbudowanych chmur. Lepiej być nie mogło! Pewnym przeniesieniem w czasie był niewątpliwie występ rumuńskiego „ołówka” czyli MiGa-21 w bardzo dynamicznym, choć niestety mało fotogenicznym pokazie. Jedną z najbardziej wybuchowych (dosłownie!) atrakcji była symulacja CAS (z ang. Close Air Support – bliskie wsparcie powietrzne) w wykonaniu pary polskich Su-22 oraz F-16. Niedzielne pokazy odbyły się w tym samym składzie, co poprzedniego dnia, choć w zmienionej kolejności. Dzięki temu występ naszego MiG-a odbył się w promieniach zachodzącego słońca, podobnie zresztą jak Iskier, które przy pięknym światełku zakończyły tegoroczną edycję radomskiego Air Show. Kolejne już za 2… a może za 3 lata, w połączeniu ze 100-leciem Polskich Sił Powietrznych? Piotr „Rzepka” Kostur

TRENINGOWE EPMM (Polska, EPMM)

19 sierpnia 2015 roku był kolejnym dniem, kiedy w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego odbywały się treningi do Międzynarodowych Pokazów Lotniczych AIR SHOW Radom. Oprócz zaplanowanych na ten dzień wylotów do tzw. tafli, na żywo mogliśmy również sfotografować popisowy start w wykonaniu kpt. pil. Adriana Rojka, który tym manewrem w ostatnim czasie zachwycił cały świat. Dodatkowymi smaczkami był przelot na naszymi głowami dwóch amerykańskich śmigłowców szturmowych AH-64 Apache Longbow oraz pokaz Su-22 Demo Team. Mińska baza jak zawsze przywitała nas bardzo ciepło (akurat w tym przypadku doszła jeszcze temperatura ok. 30 st. C i bezchmurne niebo), co – jeśli chodzi o fotografowanie kołowań, startów czy lądowań – powodowało silną termikę nad pasem. Dziewięcioosobowa delegacja SPFL kilka minut po godzinie 8 stawiła się pod bramą bazy, by uwiecznić na kartach jak najlepsze kadry. I jak to w Air-Action, czas do startów uprzyjemniały rozmowy z pilotami, znajomymi – czas do godz.10:00 minął szybko. Starty rozpoczęły Su-22… cóż za wspaniały widok …. sześć Fitterów na pasie w jednym momencie…startujące parami…. Ehhh…. szkoda, że wspomniana termika dała o sobie znać i zdjęcia są raczej tylko poglądowe. Następne w kolejce już stały malborskie i mińskie samoloty MiG-29. I tuż przed godziną 11 w samolocie o numerze 67 startował nie kto inny, jak kpt. pil. Adrian Rojek w swoim, znanym już chyba na całym świecie stylu. Wszystkie maszyny były już w powietrzu, by po kilku minutach przelecieć w formacji „tafla” tuż nad lotniskiem. Tu należy się pochwała za wykonanie i zgranie wszystkich maszyn. W równych odstępach czasu (około 40 sekund) pojawiały się nad nami Su-22 i MiGi-29. Pierwsze do lądowania podchodziły „smokery”, chwilę po nich już na pasie były „suczki”…. A do startu przygotowywały się 2 amerykańskie śmigłowce Apache, które pięknie zaraz po starcie przeleciały parą tuż nad naszymi głowami. Druga tura startów rozpoczęła się około godziny 12:30, a tuż przed godziną 13 nad mińskim lotniskiem pojawiły się samoloty F-16 z Bazy w Łasku, by przećwiczyć symulację CAS (Close Air Support). W stosunku do porannego treningu za wiele się nie zmieniło, więc również mieliśmy okazje obejrzeć wiele startów, lądowań, przeloty tafli, a także pięknie paradujące Su-22 na drodze kołowania, z podniesionymi owiewkami. Miłym przerywnikiem był pokaz śmigłowca W-3A Sokół, należącego do 2 Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej w Mińsku Mazowieckim. Zwieńczeniem dnia okazał się trening solo Su-22, którego dźwięk i widok na mińskim niebie był tym, za co świry lotnicze kochają to, co robią. Jak zawsze na koniec pozostaje podziękować za możliwość bycia na lotnisku DSP, dowództwu bazy w Mińsku, pilotom, oraz obsłudze naziemnej. A jak piloci i ich maszyny wypadły w dniach pokazów w Radomiu… o tym w kolejnej relacji, do której już Was zapraszam…. Tomasz „Deoc” Szczech

TRENINGOWE EPMM

19 sierpnia 2015 roku był kolejnym dniem, kiedy w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego odbywały się treningi do Międzynarodowych Pokazów Lotniczych AIR SHOW Radom. Oprócz zaplanowanych na ten dzień wylotów do tzw. tafli, na żywo mogliśmy również sfotografować popisowy start w wykonaniu kpt. pil. Adriana Rojka, który tym manewrem w ostatnim czasie zachwycił cały świat. Dodatkowymi smaczkami w tym dniu był przelot na naszymi głowami dwóch amerykańskich śmigłowców szturmowych AH-64 Apache Longbow oraz pokaz SU-22 Demo Team. Całość relacji wraz ze zdjęciami wkrótce.

NOWOTARSKI PIKNIK LOTNICZY (Polska, EPNT)

W weekend 15-16 sierpnia b.r. już po raz siódmy zorganizowano na Podhalu piknik lotniczy. Gospodarzem tej imprezy lotniczej był jak co roku Aeroklub Nowy Targ. Tatry jako tło zdjęć lotniczych? Tego nie można przegapić! Do Nowego Targu przybyliśmy wcześnie rano, więc nie spotkały nas korki na kochanej przez kierowców zakopiance. Krótki spacer po strefie gastronomicznej i do roboty. Jako pierwszy zaprezentował się przed nami Uwe Zimmermann na swojej extrze 200. Mimo stosunkowo niewielkiej mocy żółty akrobat gościa z Niemiec dawał radę. Nam najbardziej podobały się niskie przeloty. Uwe kręcił jeszcze bączki na trawie, a w powietrzu już byli pasjonaci z Warszawy, czyli 3AT3. Ultralekkie maszyny miały spore problemy w trakcie pokazu, rzucało nimi bowiem niemiłosiernie. Winowajcą był bardzo silny zachodni wiatr, który w dodatku przyniósł ze sobą ciemne chmury. Warto wspomnieć, że zarówno Uwe, jak i 3AT3 wystąpili dwa razy tego dnia. Zanim jednak rozpętała się burza z piorunami, zdążyli wystąpić jeszcze wojskowi na śmigłowcach szturmowych Mi24. Stało się! Ulewa i pioruny przerwały pokazy. Przez blisko dwie godziny nic nie zapowiadało poprawy warunków. Wreszcie jednak zaczęło się coś dziać… przestało grzmieć, deszcz jakby słabnął. Kilka minut później do lotu już szykował się zlin 526 pilotowany przez słynnego Słowaka Dusana Samko. Organizator pikniku wznowił pokazy. Później na niebie mogliśmy zobaczyć cztery zliny z zespołu Retro Sky Team, które przede wszystkim prezentowały przeloty w różnych precyzyjnych formacjach. Po nich w niebo wzbiły się takie samoloty jak Jungman, Polikarpov PO-2, Jak-18 i replika RWD-5. Dostojnie i z klasą, tak prezentowały się te maszyny. Kilka minut później nad Nowym Targiem pojawiła się długo wyczekiwana Ts-11 Iskra pilotowana przez Sławomira Hetmana. Kosiak, jaki wykonał na ,,dzień dobry”, przyprawił widzów o dreszcze. Tak niskiego przelotu Iskry nad trawiastym pasem nigdy nie widziałem. Pilot w trakcie całego pokazu komentował swoje manewry. Nawet w trakcie szybkich pętli miał spokój w głosie i opanowanie. Na zakończenie wisienka na torcie, czyli rekonstrukcja historyczna Retro Sky Team. Walka powietrzna i bombardowanie, które dzięki materiałom pirotechnicznym wyglądało jak prawdziwe. Śmiem twierdzić, że to właśnie Retro Sky Team najbardziej podobał się widzom w Nowym Targu. Na minus - mało atrakcji lotniczych, błędy w programie pikniku i w liście występujących. Nie było ani Zoltana Veresa, ani Hawks of Romania, ponadto Wiedeńczyk i Stearman nie latali w niedzielę, mimo,że byli w programie. Na piknik do Nowego Targu jeżdżę co roku od kilku lat i zawsze mile go wspominam. Warto znaleźć czas w ten sierpniowy weekend i pojawić się tam już za rok. Kamil ,,Kamio” Łach

VULCAN NA BEACHY HEAD CZYLI ŻEGNAMY PRZYJACIELA

Sobota, 15 sierpnia 2015 r., zbliża się godzina 14.30... setki oczu zgromadzonych na rozciągających się na zachód od Eastbourne malowniczych klifach Beachy Head spogląda z wyczekiwaniem w stronę latarni morskiej. To właśnie tędy przelecieć ma na swój ostatni pokaz przy plaży w Easbourne odchodząca na emeryturę legenda brytyjskiego lotnictwa, bombowiec Avro Vulcan. Ale zaraz... zwykły przelot... to jednak byłoby zbyt proste... legendy tak po prostu nie odchodzą. I nie odeszły, bo połączenie tej legendarnej maszyny i usytuowanych ponad 500 stóp nad poziomem morza klifów Beachy Head zaowocowało czymś niezwykłym. Tuż przed właściwym "show" w Eastbourne, to własnie Beachy Head było tym miejscem, gdzie odbył się ostatni najważniejszy pokaz Vulcana. Wykonane przez Keva Rumensa przeloty dla zgromadzonych na klifach świrów lotniczych, a szczególnie ostatni frontalny nalot połączony z odejściem w stronę miasta zebrały owację na stojąco, a niejednemu ze zgromadzonych na samą myśl, że to już ostatni taki przelot, zakręciła się w oku łza. Tego dnia na Eastbourne pożegnaliśmy przyjaciela... a jak się żegnać to z hukiem :)

PRZYGOTOWANIA DO DEFILADY C.D.

Trwają przygotowania do defilad z okazji Święta Wojska Polskiego oraz radomskiego Air Show. W dniu 14 sierpnia, w Dęblinie, zorganizowano zgrupowanie samolotów transportowych biorących udział w tym przedsięwzięciu. Więcej zdjęć niebawem!

PRZYGOTOWANIA DO DEFILADY

W tegorocznych defiladach powietrznych z okazji Święta Wojska Polskiego oraz Air Show w Radomiu wezmą udział, między innymi, załogi z 8 Bazy Lotnictwa Transportowego z Krakowa. W dniu dzisiejszym, 10 sierpnia 2015 r., Casy i Bryzy odleciały do Dęblina na zgrupowanie zgrywające poszczególne elementy rzutu powietrznego.

FLYGFESTEN DALA-JARNA 2015 (Szwecja, ESKD)

Lecimy. Samolot De Havilland DH.114 Heron. Jedyny na świecie latający egzemplarz tego typu. Wysokość około 1000 metrów. W dole piękny szwedzki krajobraz z tysiącami jezior, wysepek i lasów. Za sterami Jan Andersson. Obok niego – otumaniony od ilości wrażeń - ja :) Otumaniony bo dzieje się tyle, że nie nadążam! Jestem po kilku dniach mega fotografowania na lotnisku muzeum Västerås oraz po dwóch sesjach air2air z formacją Texanów i A-26. Dzisiejszy dzień od rana przebiegał w klimacie wyjazdu do oddalonego o około 200 km od Västerås lotniska Dala-Järna gdzie mają odbyć się pokazy lotnicze, do których wszyscy ostatnio trenowali. Przedsięwzięcie dość skomplikowane logistycznie bo część osób będzie rezydować w jednym miejscu, część w innym, jedne samoloty będą operować z Dala-Järna inne z Borlänge. Całe towarzystwo i pilotów i techników od rana biegało i komunikowało się oczywiście po szwedzku, z czego rozumiałem dokładnie nic. W końcu zapytałem się Janne jak to będzie ze mną, czym pojadę i z kim i dokąd dokładnie? Powiedział, że nie mam się o nic martwić, i że on się wszystkim zajmie. No i jak powiedział tak zniknął. To znaczy po kilku chwilach Daniel (prawa ręka Janne) przyszedł do mnie i zabrał moją walizkę do samochodu mówiąc, ze ja polecę na końcu z Janne. Polecę? No ok. I tak oto zostałem tylko i aż z moim plecakiem foto obserwując jak wszyscy po kolei wyjeżdżają i wylatują. W końcu ktoś zamknął wrota od tego potężnego, historycznego hangaru i nastała rzadko tu spotykana cisza. Zostałem sam. Musiało to super wyglądać z odległości. Potężny zamknięty hangar a pod jego drzwiami siedząca na betonie jakaś sierotka z plecakiem. Pozostało mi tylko czekać na bieg wydarzeń tu, samemu, na końcu świata i wierzyć, że Janne o mnie nie zapomni. Po dwóch godzinach czekania zaczynałem trochę wątpić. Bo w końcu kim ja tu jestem by o mnie pamiętano w tym całym galimatiasie? A jeżeli nawet to niby czym miałby po mnie przylecieć? Janne odstawiał Huntera do Borlänge a Texany już w Dala-Järna. Pozostało mi tylko jedno rozwiązanie, że Andreas, który wiózł Heronem ekipę do Borlänge, odda miejsce Janne za sterem a ten przyleci po mnie Heronem właśnie. No jaja jakieś. Taką niemałą czterosilnikową maszyną tylko po mnie? Tak czy siak byłoby dobrze, gdyż zostałem tu nawet bez walizki, która pojechała zwiedzać Szwecję niezależnie ode mnie. Choć tak naprawdę to cholera wie gdzie pojechała. Podczas gdy układałem sobie w głowie tę całą układankę, z oddali usłyszałem delikatny i powoli narastający pomruk silników. To Heron! Po chwili wylądował i podkołował pod hangar. Wskoczyłem do środka i z nieukrywaną radochą przywitałem się z Janne. Ten zamknął drzwi i zapytał, czy potrafię coś w temacie pilotażu. Powiedziałem, że tyle o ile i to wystarczyło by mianował mnie swoim co-pilotem :D Niestety, choć jak się później okazało stety, nie zmieściłem się z moimi nogami w kabinie na fotelu drugiego pilota. Zająłem zatem miejsce tuż za Janne i wystartowaliśmy. Była piękna pogoda. Zajęcie miejsca poza kabiną było genialnym posunięciem. Dzięki niemu mogłem biegać wszędzie i focić w każdą stronę. A było co fotografować gdyż Szwecja z lotu ptaka wygląda obłędnie. Do tego ta perspektywa świata widzianego z kabiny Herona podczas lotu w kierunku zachodzącego słońca. Masakra! Cieszyłem się jak głupi. Gdzie tam ja, jakiś nikt, z jakiegoś dalekiego kraju i to z głębokiej wioski, lecę sobie teraz sam z Janne Anderssonem - legendą nie tylko szwedzkiego lotnictwa, hen gdzieś wysoko nad północną Europą, unikatową na skalę światową maszyną, na jakieś lotnisko, na którym nie wiadomo co i kto mnie czeka :) Totalne szaleństwo! Lubię to! :) Lądowanie w Dala-Järna Hesja! Zobacz tam w dole jest Dala-Järna! Krzyczy do mnie Janne wyrywając mnie z moich przemyśleń. Ok! Zapinam pas przy okazji układając oba aparaty w pobliżu by były w gotowości do działania. Pierwszy raz w życiu lecę na pokazy lotnicze maszyną pokazową. Z reguły o tej porze siedzę na lotnisku i wypatruję przylatujących samolotów licząc na to, że pokażą coś więcej niż tylko lądowanie z prostej i będzie okazja do zrobienia fajnych fotek. Nie spodziewam się zbyt wiele po naszym przylocie. Raz, że Heron to dość duży, czterosilnikowy, pasażerski samolot dwa, że dość stary bo podejrzewam, że był wyprodukowany gdzieś w latach 60-tych, trzy, że stał dość długo nieużywany w Västerås. Lotnisko coraz bliżej. Mimo, że jesteśmy już dość nisko to nie wygląda mi to jednak na podejście do lądowania, gdyż mamy sporą prędkość. Jesteśmy już tuż nad lotniskiem i zaczyna się szaleństwo. Janne przechyla samolot na lewe skrzydło tak, że trawa nieomal muska jego końcówki a w oknach z prawej strony widzę poziom drzew sąsiadującego z lotniskiem lasu. Wooow! Nisko i ostro dość, jak na tak leciwą konstrukcję. W tej chwili jednak nie myślę o jakimś niebezpieczeństwie, ale rozkoszuję się tym co się dzieje i nagrywam komórką filmik, próbując utrzymać ją na odpowiedniej wysokości, co nie jest łatwe z powodu przeciążeń! Już wyrywamy w górę by zrobić ciasny zakręt nad miasteczkiem i wejść nad lotnisko od drugiej strony! Tym razem kosimy nad samolotami ustawionymi w jednej linii na obrzeżu lotniska. Wrażenie niesamowite! Wyprowadzenie, zakręt i ponowny nalot! Jeszcze niżej niż poprzednio?? Masakra! Tylko przez chwilę żałuję, że nie jestem teraz na lotnisku i nie fotografuję tych manewrów! Po kolejnych dwóch nalotach Janne ewidentnie przygotowuje się do lądowania. Manewr niby prosty ale nie tu. Pas startowy lotniska Dala-Järna mierzy sobie 800 metrów. To znaczy mało. Trzeba więc wylądować tuż na początku pasa. Już jesteśmy na podejściu. Już lecimy totalnie nisko nad samym lotniskiem. Już drą się ostrzeżenia o przeciągnięciu. Jeszcze chwila i… jeb! Przyziemiamy jakieś 5 metrów przed początkiem pasa :) O dziwo samolot znosi to zupełnie spokojnie. Kołujemy na nasze miejsce postoju. Wysiadamy. Jest piękny, ciepły wieczór. Zachodzi właśnie słoneczko. Na lotnisku wita nas komitet powitalny. Ktoś z obsługi lotniska dogaduje z Janne szczegóły. Słyszę, że Janne przedstawia mnie jako jego „crew”, co sprawia, że otrzymuję właśnie taki identyfikator hi hi :) Ku mojej uciesze podchodzą do mnie moi znajomi szwedzcy fotografowie, witają się i dają mi identyfikator „Photo”! Podobno dowiedzieli się, ze będę i sami z siebie mi załatwili akredytację. Strasznie to miłe. Wszyscy opowiadają o naszym przylocie, że podobno wyglądało to kosmicznie, że są mega w szoku, że Janne zaskoczył wszystkich przylatując Heronem niczym rasowym myśliwcem. Nagle czuję klepnięcie w plecy i znajomy głos, który mógł wydobyć się tylko z jednych ust. To Jurgis Kairys wita się i mówi, „hesja, to było dopiero niebezpieczne!” He He :) Zawsze Jurgisa proszę przed jego lotami, żeby nie latał zbyt niebezpiecznie i on zawsze mnie uspokaja mówiąc, że wie co robi. To jego stwierdzenie jest jednak najlepszym dowodem, że Janne nieźle zaszalał. Ja jestem w szoku. Znajduję się na można powiedzieć, końcu świata a czuję się jak wśród najlepszych przyjaciół! Już mam w ręku piwo, już stoimy i plotkujemy. Podchodzi do nas Rick van Der Graf (holenderski pilot Jak-3U), z którym znamy się od dość dawna oraz Mikael Carlson – kolejna legenda szwedzkiego lotnictwa. Plotkujemy, śmiejemy się, spijamy kolejne pifka, robię im zdjęcia ale… w głowie zaczyna rodzić się pytanie – co dalej? Janne – a gdzie ja będę spać? No i gdzie jest moja walizka? Ups… okazuje się, że nie wiadomo gdzie będę spać a walizka… no ta jest z Danielem czyli jakieś 80 km stąd i nie ma opcji by była dziś ze mną. Zapada noc. Towarzystwo powoli opuszcza lotnisko. Jadę z pilotami i technikami. Nie wiem gdzie. Lasy jakieś. Na szczęście niedaleko. W ciemnościach nocy wygląda mi to na jakiś ośrodek z kilkoma budynkami porozrzucanymi po okolicy. Wszyscy ładujemy się do tego największego budynku. Pada hasło, że o 7.00 wyjeżdżamy. A gdzie ja mam spać? Ok. – jest i miejsce dla mnie. Sala. Pięciu Szwedów już w środku siedzi przy stole. Dookoła trzy zestawy łóżek piętrowych w tym moje oczywiście na piętrze. Wszystko co mam to sprzęt foto. No jakoś przebieduję. Dobrze, że są jakieś ręczniki. Atmosfera taka sobie. Oni coś tam sobie opowiadają, śmieją się, dyskutują. Wszystko oczywiście po szwedzku. Mają totalnie inne od polskiego podejście do takich akcji. U nas na bank byśmy próbowali zagadać z obcakiem, zaprosić do stołu by mu było fajniej. Coś razem, na wesoło. No i na bank przynajmniej jedna flaszeczka by już była rozlewana :) Oni nic. Przywitali się, dowiedzieli skąd jestem i… już. Spoko. Leżę sobie zatem na gałęzi i słucham ich gadania próbując wyłowić choć pojedyncze słowa. Hehe – zawsze jak słyszę szwedzki język - na myśl przychodzą mi różne sceny ze Szwedami z „Potopu”. W ogóle taki dość śmiechowy jest :) CDN. :) Sławek "hesja" Krajniewski

MAZURY AIRSHOW 2015

W dniach 1-2 sierpnia 2015 r. odbyły się po raz piętnasty pokazy lotnicze nad jeziorem Niegocin, w pobliżu miejskiej plaży w Giżycku. W upalny i bezchmurny weekend tłumy wczasowiczów i fanów lotnictwa stawiły się na plaży, aby podziwiać i oglądać akrobacje. Na niebie można było zobaczyć licznych solistów i zespoły akrobacyjne zarówno na nowych, jak i wiekowych maszynach. Prezentowali się m. in. Marek Choim, Uwe Zimmerman oraz Patrouille Reva z Francji na przedziwnych samolotach Acroez, litweski zespół akrobacyjny na Jak-50, grupa Pterodaktyl Flight, Herkules C-130 z 3. Skrzydła Lotnictwa Transportowego z Powidza, wiatrakowce oraz wiele innych. Niecodzienna, przepiękna sceneria nad jeziorem w połączeniu z maszynami latającymi blisko i nisko, dawała niesamowite wrażenie. Warto wybrać się na Mazury i doświadczyć tego na własnej skórze. Fotorelacja niebawem na naszej stronie.

MAZURY AIRSHOW (Polska, EPKE)

W dniach 1-2 sierpnia 2015 r. odbyły się już po raz piętnasty pokazy lotnicze nad jeziorem Niegocin, w pobliżu miejskiej plaży w Giżycku. Na niebie można było zobaczyć licznych solistów i zespoły akrobacyjne zarówno na nowych, jak i wiekowych maszynach. Prezentowali się m.in. Marek Choim, Uwe Zimmerman oraz Patrouille Reva z Francji na przedziwnych samolotach Acroez, litewski zespół akrobacyjny na Jak-50, grupa Pterodaktyl Flight, Puszczyk SW-3 z Dęblina, Herkules C-130 z 3. Skrzydła Lotnictwa Transportowego z Powidza, wiatrakowce oraz wiele innych. Pomimo tylko trzygodzinnego bloku w niedzielę, na niebie co chwilę coś się działo. Samoloty startujące na niedalekim lotnisku w Kętrzynie pojawiały się w mgnieniu oka nad taflą jeziora. Każdy ich ruch był obserwowany przez tłumy wczasowiczów i fanów awiacji opalających się na plaży miejskiej i stojących na pobliskich bulwarach. Szczególne uznanie publiczności zdobyła grupa Pterodaktyl Flight, odtwarzająca (wystrzałowo) bitwę powietrzną z czasów pierwszej wojny światowej. W trakcie każdego z przelotów zewsząd było słychać zachwyty nad kunsztem i umiejętnościami pilotów. Niecodzienna, przepiękna sceneria nad niegocińskim jeziorem w połączeniu z maszynami latającymi blisko i nisko dawała niesamowite wrażenie. Warto wybrać się na Mazury i doświadczyć tego na własnej skórze. Justyna "Gonitwa" Hodźko
Back to Top