W całym wachlarzu imprez lotniczych jest jedna impreza, przy której serce zawsze bije najmocniej. To radomski Air Show! Bije naprawdę z wielu powodów. Oczywiście głównie dlatego, że to impreza na naszej polskiej ziemi. Wszystkim nam zależy na tym, by była to impreza jak najciekawsza i wypadła jak najlepiej zarówno dla nas samych jak i w porównaniu z innymi wydarzeniami tego pokroju w Europie. Jednak po serii katastrof lotniczych w poprzednich dwóch edycjach nie było pewne, czy edycja 2011 w ogóle się odbędzie. Wszyscy z zapartym tchem czekaliśmy na decyzję stosownych władz. Gdy decyzja o organizacji tegorocznego „Radomia” zapadła – nastąpiły wszechpanujące ulga i radość. Od tego momentu zaczęło się tradycyjne śledzenie informacji dotyczących gwiazd mających uatrakcyjnić to nasze największe polskie lotnicze wydarzenie. Spekulacji, potwierdzeń, zaprzeczeń było co nie miara. Sam dałem się nieźle w tę zabawę wkręcić. Miałem jednak w temacie uczestników Air Show dość wyluzowane podejście. Po odwiedzeniu takiej ilości pokazów w tym sezonie, będąc świeżo po MAKS w Moskwie oraz trochę przed szwajcarskim Axalp – mnie osobiście zależało głównie na tym, by jak najpełniej przeżyć to jedyne w swoim rodzaju święto, jakim zapewne dla wszystkich ludzi kochających lotnictwo w Polsce jest Air Show Radom! Wszystkim nam, mimo że nie zawsze się o tym mówiło, zależało też na tym, by wreszcie przerwać czarną passę, by odczarować te pokazy, by nikomu nic złego się nie przydarzyło, by impreza zakończyła się w niedzielę – spowita uśmiechami na wszystkich twarzach. Udało się! Choć nie obyło się bez kilku incydentów.
SPFL CAMP. Rozwój naszego Stowarzyszenia sprawił, że do Radomia w naszych barwach wybierało się nie kilku, nie kilkunastu ale dużo więcej członków! Zorganizowanie noclegów i miejsca do wspólnego posiedzenia w jednym miejscu dla takiej grupy było zadaniem wręcz awykonalnym! Z pomocą i ciekawą inicjatywą przyszedł mój przyjaciel, którego rodzice mają działkę tuż przy ogrodzeniu radomskiego lotniska. Postanowiliśmy rozbić tam SPFL CAMP dla wszystkich członków Air-Action. Już na miejscu okazało się, że był to strzał w dziesiątkę! Pogoda dopisała nam rewelacyjnie. Nasi gospodarze okazali się być niesłychanie gościnni i wyrozumiali (dziękujemy!). Przez cały weekend bawiliśmy się cudownie. Tym bardziej, że ekipa podchwyciła ostatnie doniesienia z Internetu na mój temat, jakobym był „samozwańczym królem polskiej fotografii lotniczej” i… zrobiła mi koronację! A jak!? Skoro nie da się „wroga” zwalczyć to trzeba z nim jakoś żyć. Złośliwość internetowych szyderców przełożyła się na rozwojowy temat do naszej zabawy i w zasadzie jesteśmy im winni podziękowania za wspaniały pomysł 🙂 Ja poszedłem z tym dalej i paradowałem w koronie zrobionej z papierowego talerzyka również na terenie pokazów! A co tam 🙂 Trzeba mieć dystans i… w każdych warunkach znaleźć dobrą zabawę. A zatem…
PIĄTEK. W piątek rano, na leżaczku przy camperach (niektórzy na nich), z ulubionym zimnym napojem w ręku, przy ulubionej muzyce sączącej się zarówno z głośników jak i z dysz latających tuż nad nami samolotów – rozpocząłem świętowanie radomskiego Air Show! Było mi cudownie, nawet bez aparatu w dłoni. Kilka godzin później postanowiliśmy jednak przemieścić się w okolicę ulicy Skaryszewskiej, by jeszcze bliżej doświadczać radości z oglądania i już fotografowania piątkowych treningów. Upał był niesamowity. Towarzystwo rozlokowało się w cieniu rozłożystego dębu by raz po raz zerkać spod niego w niebo. Na niebie działo się naprawdę sporo. Przebywanie w tej strefie dawało możliwość bezpośredniego obcowania z maszynami, które latały tuż na wyciągnięcie ręki. Niesamowicie z tej perspektywy wyglądała walka 2xF-16 kontra 2xMiG-29. Samoloty rwały powietrze i walka, mimo że wyreżyserowana na potrzeby pokazów, wyglądała bardzo realistycznie. Kapitalnie podobał nam się pokaz greckiego F-16, wykonany w iście amerykańskim stylu. Spory rozmach, duża prędkość. Niestety chwilami mała wysokość, co zapewne nie uszło uwadze osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo pokazów. Ciekawie też grecki F-16 był pomalowany. Kolega nawet dopatrzył się napisu (żart) „3000 lat greckiego lotnictwa” 🙂 Swoją drogą to chyba niezły pomysł dla naszych greckich przyjaciół by wymalowali swoje F-16 DEMO w hasła typu „Od Ikara do F-16”? 🙂 Prawdziwego ochłodzenia w ten upalny dzień dostarczyli nam jednak Szwajcarzy. Wielu z nas dobrze zna ich pokaz, choćby z cudnego Axalp, gdzie Patrouille Suisse prezentuje się najlepiej. Podczas wykonywania serca na niebie, prawdopodobnie chcąc zamknąć figurę we właściwym miejscu, samoloty zeszły tak nisko, że zniknęły nam za drzewami! Nienawidzę takich chwil! Na szczęście po chwili zobaczyliśmy pełny skład ponad lasem. Ufff, było gorąco! Z tego co się później dowiedziałem, samoloty przeleciały koszmarnie nisko pomiędzy kościołem a pewnym domem. Był to chyba najdramatyczniejszy moment tego lotniczego weekendu. Treningi zarówno Holendra jak i Belga na F-16 również bardzo interesujące. Szczególnie spodobał nam się Holender, który robiąc swoją spiralę z flarami, schodził bezpośrednio na nas. No i to rzadkość zobaczyć Hi-Tec’a nie w swoim pomarańczowym F-16. Przebojem dnia na polu byli zdecydowanie Włosi. Frecce Tricolori widziani z tej perspektywy byli niesamowici! Szczególnie podczas ich słynnej mega mijanki, gdy samoloty lecą na środek pokazów z każdej strony oraz podczas Finale Grande, czyli figury polegającej na wolnym przelocie dziewięciu maszyn tworzących z pomocą dymów włoską flagę, podczas gdy solista wlatuje w tę flagę od dołu tuż za samolotami. Zawsze podziwiam ich precyzję oraz finezję latania. Zakończeniem dnia była wizyta w centrum prasowym oraz w punkcie NPS. Bardzo fajna inicjatywa programu Nikona, który doposażał na miejscu fotografów w obiektywy i aparaty oraz… czyścił matryce! Nie omieszkałem skorzystać z takiej okazji.
SOBOTA. W sobotę rano postanowiliśmy udać się już na lotnisko. Na jego południową stronę – licząc na lepsze światełko do fotografowania. Niestety niebo, mimo że bezchmurne, nie było idealnie czyste. Na zdjęciach tworzyło się delikatne „mydełko”. Nic to! Zabawa było przezacna. Nie zawsze zdjęcia muszą być najważniejsze. Spotkałem znajomych fotografów z Rosji, z którymi razem fotografowaliśmy tydzień temu w Moskwie. Postanowiłem się nimi trochę zająć, gdyż wiem jak to miło dostać taką pomoc na obcej ziemi. Raz po raz startowały jakieś maszyny do pokazu i były przez całą spotterską brać ogałacane z kadrów. Po raz kolejny w tym roku słyszałem nad głową niesamowity gang silników P-38 Lightning, pięknie się po niebie kręcił Skybolt. Po „śmigłach” nad Radomiem pojawił się nasz dobry przyjaciel Mitch wraz ze swoim granatowo-srebrnym F-16, ale tym razem z… przedziwną stertą jakichś papierów w kabinie 🙂 Godnie zaprezentowały się groty polskiego lotnictwa wojskowego. Przeleciały Hercules, C-295 CASA, M-28 Bryza oraz po sześć sztuk SW-4, F-16, MiG-29 i Su-22. Pokazy trwały w najlepsze, choć światełko nie rozpieszczało. Po prezentacji Patrouille Suisse oraz greckiego F-16, którzy w sobotę latali zdecydowanie wyżej, postanowiliśmy się przenieść na zachodnią stronę pasa. Chodziło o to, by mieć przed sobą całe lotnisko i sporą połać błękitnego nieba. Podczas przemieszczania się nie sposób było nie zauważyć, jak dużo publiczności postanowiło odwiedzić radomski Air Show. To wspaniale, że jest w narodzie takie duże zainteresowanie lotnictwem! Po zachodniej stronie fotograficzne warunki były lepsze ale mgiełka w powietrzu została. Czekaliśmy bardzo na gwóźdź programu czyli (jak dla mnie) na pokaz MiG-29, na pokaz Su-22 i walkę powietrzną 2 x F-16 kontra 2 x MiG-29. Najpierw jednak majestatycznie przeleciał nad pasem NATO-wski AWACS oraz pokaz zrobiły Biało-Czerwone Iskry. Trzeba przyznać, że chłopaki z BCI polatali bardzo solidnie. Wszyscy znamy możliwości zespołu zarówno finansowe jak i techniczne (TS-11 Iskra) i biorąc pod uwagę powyższe, naprawdę był to bardzo dobry pokaz. Niestety nie można tego powiedzieć o pokazie MiG-29. Było jakoś słabo dynamicznie. Zresztą podobno sam pilot przyznał po lądowaniu, że nie jest do końca zadowolony. Nad lotniskiem pojawiła się długo wyczekiwana para Su-22. Liczyłem na pokaz w stylu brytyjskiego Tornado Role Demo. Było o wiele spokojniej i bez napalmu, ale za to z pięknymi flarami! Totalnym odlotem dla mnie była za to walka eFów z MiGami. Wiadomo, że to tylko inscenizacja pod publiczność i chodziło o dużo huku, prędkość i flary. Działo się! Najbardziej zaskoczyła mnie ilość wystrzelonych flar, prawdopodobnie symbolizujących odpalenie rakiety. Byłem tak zaskoczony obrotem sprawy, że bardziej patrzyłem niż fotografowałem. Miałem w końcu w zapasie niedzielę! Po wojskowych mistrzach z Polskich Sił Powietrznych do pokazu wystartowali znani i kochani nie tylko na europejskich imprezach lotniczych: Patrouille de France, RNLAF F-16 DEMO TEAM oraz jako Finale Grande – Frecce Tricolori. Wszyscy stanęli na swoim najwyższym poziomie, a już pokaz Włochów przy chylącym się ku zachodowi słońcu to totalna magia!
NIEDZIELA. Wziąwszy pod uwagę prognozę pogody, która zapowiadała spore ochłodzenie oraz zachmurzenie, postanowiliśmy cały dzień spędzić po stronie publiczności. Rzeczywiście do wczesnego popołudnia nie było dobrego światełka do fotografowania. Zdjęcia jakie powstały w tym czasie można opisać jako: szare na szarym. Był za to klimat do wesołej zabawy, której w naszym towarzystwie nigdy nie brakuje 🙂 Sytuacja fotograficzna zmieniła się trochę po południu. Poszliśmy wtedy na zachodnią stronę lotniska. Podczas przemieszczania się latał nad nami Grek na F-16 i trzeba przyznać – swoim lataniem i postawą – porwał za sobą nie tylko nas, ale i całą publiczność. Była w nim taka świeża i niekłamana radość z tego co robi i gdzie jest. Z tego co się później dowiedziałem, strasznie zakochał się w Polsce i Radomiu i obiecał, że za dwa lata przybędzie na AS Radom – nawet jak nie będzie pilotem Demo. Doszliśmy na koniec pasa. Próbowałem jakoś sensownie zaplanować miejscówki foto w odniesieniu do atrakcji programu. Na zachodniej stronie chciałem być głównie dla walki MiGów z eFami, za to koncert, czy jak kto woli pokaz Włochów, chciałem obejrzeć z trybuny centralnej. Głównie ze względu na mistrza spikerki Andrea Saia’ę, którego chciałem usłyszeć tym razem w polskim wydaniu. Inna sprawa też jest taka, że pokaz grupy akrobacyjnej widziany z centrum pokazów to piękna bajka, gdyż właśnie pod to miejsce reżyserowane są wszystkie figury. W związku ze zmianą rozkładu lotów przewidującą na niedzielę Francuzów jako Finale Grande, a Włochów zaraz po walce MiGów z eFami, szykowało się hardcorowo szybkie przemieszczanie ze strefy zachodniej do centralnej. Trudno. Tymczasem zaliczamy kolejne punkty programu. Bardzo precyzyjnie i tym razem z flarami latali Czesi, zarówno na Gripenie jak i na Alce. Podobał nam się pokaz włoskiego AMX, który pięknie zrywał strugi będąc na kontrze do słońca. Duże wrażenie zrobił na nas start Lightninga. Pięknie zagrało światełko na jego błyszczącym poszyciu. Powoli, powoli zbliżaliśmy się do najbardziej oczekiwanych pozycji programu. Rozpoczęcie tej swoistej wiązanki zaznaczył już od linii horyzontu MiG-29 swoimi charakterystycznymi dymami. Podszedł nad pas i rozpoczął pokaz. Pokaz… kapitalny! Pełen dynamiki, zwrotów, oderwań. Bardzo plastyczny i rewelacyjny do fotografowania. Zupełnie inny od tego sobotniego – brawa! Po Smokerze przyleciały Su-22 i zrobiły dokładnie taki sam pokaz jak wczoraj z tą różnicą, że było trochę więcej flar. Po Fitterach nad radomską areną rozpętała się oczekiwana przez nas walka powietrzna. Na jej początku wszyscy zamarliśmy, gdy jeden z naszych Jastrzębi wykonał manewr „za lasem”, bliźniaczo podobny do tego jaki dwa lata temu popełniło białoruskie Su-27. Na szczęście tym razem wszystko skończyło się dobrze i walka była kontynuowana. Zgodnie z przewidywaniami było sporo hałasu i flar, a jej wynikiem nie było żadne zwycięstwo tylko zadowolenie publiczności. Efekt został osiągnięty! Zaraz po walce zrobiliśmy szybkie przemieszczanie do strefy centralnej. To był bardzo dobry pomysł! Obejrzeć Włochów, nawet w niskim pokazie i posłuchać ich komentatora – bezcenne 🙂 Z całą sympatią i szacunkiem do Tricolori to jednak w niedzielę tę nieoficjalną konkurencję między zespołami wygrali Francuzi. Raz, że robili pełny pokaz. Dwa, że zrobili to naprawdę precyzyjnie i pięknie! Nic dziwnego zatem, że podczas kołowania Patrouille de France, piloci z Frecce Ticolori postanowili im oddać należny honor. Nota bene bardzo fajna scenka świadcząca też o tym, że wszyscy w Radomiu znakomicie się bawili!
Udało się! Udało się przełamać czarną passę, udało się wstrzelić z piękną pogodą, udało się wszystko pięknie zorganizować, udało się pięknie pobawić! Brawa dla organizatorów, brawa dla AirShow Radom, brawa dla nas! Do zobaczenia za dwa lata! 🙂
Sławek „hesja” Krajniewski