aaa Alpy! Tu się oddycha! – ten cytat z jednej z najlepszych polskich komedii doskonale wpisuje się w atmosferę tegorocznego festiwalu Szwajcarskich Sił Powietrznych w Axalp. Dlaczego? Bo w tym roku pogoda była wręcz idealna! W tym miejscu chciałbym przypomnieć, że ubiegłoroczna edycja pokazów nie doszła do skutku ze względu na ogłoszoną żałobę w siłach powietrznych Szwajcarii, a dodatkowo pogoda nas nie rozpieszczała, co oczywiście i tak nie miało wpływu na obecność w bazie w Meiringen. Ale do Axalp jedzie się po to, aby podziwiać kunszt pilotażu Helwetów w jakże trudnym środowisku szwajcarskich Alp. I w tym roku się to udało!
Przygotowania do samego wyjazdu trwają z reguły od wczesnej wiosny. Trzeba zarezerwować nocleg, zebrać skład z którym będziemy pomieszkiwać przez tydzień, uzgodnić najdrobniejsze szczegóły, zaplanować trasę przejazdu i ekipę, która z nami pojedzie, w końcu przygotować się na wędrówkę po górach, wyposażyć w odpowiedni sprzęt, aby być w miarę bezpiecznym.
Pokazy w Axalp to jeden dzień treningów i dwa pokazów (w tym roku w poniedziałek treningu nie było i wszyscy, którzy doświadczeniem lat poprzednich wybrali się w górę podziwiali głównie nisko zawieszone chmury do momentu aż jeden pilot horneta się zlitował i przeleciał nad nimi wypuszczając flary). Trening odbywa się we wtorek i tak naprawdę, niczym nie różni się od samych pokazów! Dla fotolotniczych świrów to idealna okazja na wyszukanie odpowiedniej scenerii do zrobienia zdjęć hornetom i tigerom. Można przebierać w miejscówkach, do których należą m.in. Brau, Tschingel, KP oraz Wildgarst. I w tym miejscu ogromny szacunek dla znajomych, którzy wybrali się na ten ostatni szczyt. O ile na trzy pierwsze trzeba maszerować około 2 godzin, to na Wildgarst ten czas wydłuża się do siedmiu! A zatem, aby zdążyć na pierwszą turę treningową, która zaczyna się o godzinie 9:00, na Wildgarst trzeba wyruszyć w okolicach godziny 2:00 w nocy! I jak w przypadku naszych kolegów, którzy zaplanowali nocleg na szczycie góry zabrać ze sobą sprzęt ważący ponad 20 kg na łebka! Irek,Tomasz – chapeau bas Panowie!
Wróćmy jednak do samych pokazów. Wszystko zaczyna się od rotacyjnych przylotów śmigłowców transportowych super puma vel cougar, które zwożą żołnierzy armii szwajcarskiej zapewniającej bezpieczeństwo w trakcie pokazów. Nie można bowiem zapominać, że samoloty biorące udział w tych pokazach strzelają ostrą amunicją do celów naziemnych, a w takich warunkach nie trudno o wypadek. Śmigłowce przylatywały i odlatywały co kilka minut, miało się wrażenie, że panuje tu ruch jak w pasiece. Ostatniego sprawdzającego poligon oblotu dokonuje załoga Eurocoptera EC635… I już wiemy, że za moment zacznie się show! I już są!
Na horyzoncie pojawia się para hornetów. Wszyscy wycelowują swoje aparaty w ich stronę. Lecą lekko powyżej linii alpejskich szczytów, kiedy nagle niebo poniżej nas w dolinie, zaczyna się rozświetlać! Dopiero teraz dociera do nas, że to druga para osiemnastek, które dosłownie zasypały parów flarami! Nadleciały doliną, w której mało kto je dostrzegł. Ja, będąc na KP po raz pierwszy, także skupiłem swoją uwagę na parze F/A-18 lecących na wyższym pułapie i kiedy zrobiło mi się jasno przed oczami wiedziałem, że padłem ofiarą zabawy szwajcarskich pilotów. No nic, pomyślałem, mamy jeszcze możliwość poprawy ujęcia w kolejnych dniach.
Pierwszeństwo w strzelaniu do celów rozmieszczonych na zboczach gór mają piloci hornetów. Ciasne zakręty często wykonywane na dopalaczu, ogromne prędkości, niezwykły odgłos serii z działek i trafienia pocisków w cel robią niesłychane wrażenie na zgromadzonych obserwatorach. Odrzutowce przelatują nisko nad nami, strzelają krótkimi seriami, które trafiają w cel, a piloci ściągają na siebie drążki, aby wznieść się nad szczyt atakowanego celu. Po czym odwracając samolot na grzbiet schodzą w dolinę. Niesamowity widok! Niesamowite doświadczenie!
Po hornetach przyszedł czas na mniejsze myśliwce, a mianowicie samoloty F-5 Tiger. To już leciwa konstrukcja, ale wierzcie mi, robiąca wrażenie. Scenariusz ćwiczeń bardzo podobny do tego, który realizowany był przez pilotów F/A-18, czyli atakowanie celów naziemnych rozlokowanych na zboczach gór. 4 cele, rozmieszczone na 4 różnych zboczach i atakowane kolejno przez 4 tigery. Po wystrzelaniu całego zapasu amunicji myśliwce formują się w czwórkę i robią wspólny przelot ku uciesze widzów. Chwila wytchnienia… i znów zaskoczenie ! Doliną nadlatuje Pilatus PC-21 w pięknym czerwonym malowaniu! Samolot pięknie kontrastuje na tle gór i zachwyca swoją zwrotnością.
Kolejnym punktem programu jest występ super pumy. To śmigłowiec transportowy, sporych gabarytów. Ale w rękach Helwetów zachowuje się jak ważka przecząca prawom fizyki! Odważne manewry, wykonywane w niewielkiej odległości od zbocza góry, ustawianie śmigłowca niemal pionowo, czy bliski przelot obok wieży kontroli lotów powodują szybsze bicie serca nie tylko u mnie. Głównym punktem programu super pumy, na który czekaliśmy jest wystrzelenie 128 flar – ależ widok! Po solowym pokazie cougara Szwajcarzy zaprezentowali użycie tych śmigłowców w symulowanej akcji gaszenia pożaru za pomocą wody transportowanej w zbiornikach podwieszonych pod kadłubem. Następnym, niejako naturalnym punktem programu był pokaz ratownictwa SAR. Szwajcarzy wykorzystują do tego typu zadań mniejsze śmigłowce a mianowicie EC635. Pokaz przedstawiał opuszczenie ratownika z helikoptera i przygotowanie poszkodowanego do podjęcia na podkład śmigłowca i w konsekwencji bezpieczny transport do placówki medycznej. I żeby nie było zbyt spokojnie, chwilkę później przylatuje solista na F/A-18! Pojawia się jakby znikąd w locie poziomym, aby w pewnym momencie wystrzelić pionowo w górę! Od tej chwili można podziwiać niezwykłą manewrowość osiemnastki dosiadanej przez doświadczonego pilota 😉 Ciasne zakręty, dynamika, dopalacz i festiwal flar! To się musi podobać! I genialny high pass, wykonywany przy prędkości prawie 1 Macha! Na zdjęciach już widać załamania powietrza przy płatowcu, publika uśmiechnięta – wszak po to tu przyszli!
Na zakończenie pokazów kulminacja – występ zespołu akrobacyjnego Patrouille Suisse. Niejeden z nas miał okazję podziwiać ich podniebne show na innych pokazach, ale w alpejskiej scenerii, niejako u siebie w domu, ten pokaz ma zupełnie inny klimat. Czerwone F-5, z charakterystycznym białym krzyżem na spodzie kadłuba pięknie kontrastują z ośnieżonymi szczytami Alp, czy też przy przelocie malowaną pastelami jesieni doliną…
Podsumowując, kto nie był w Axalp, musi tam być. Przynajmniej raz w życiu tego doświadczyć, ponieważ takich pokazów, w tak cudownej scenerii, wymagających także sporego samozaparcia aby wdrapać się na KP czy Tschingla, nie można zaznać gdzie indziej. I wierzcie mi, że trudy wspinaczki okupione niejednokrotnie kontuzjami, wyczerpaniem czy zwykłymi odciskami, zostają wynagrodzone tymi pięknymi pokazami pośród szczytów szwajcarskich Alp. I pamiętajcie, tak naprawdę to są całe 3 dni tych pokazów. A w poniedziałek czy też w piątek, kiedy nie odbywają się ani pokazy ani treningi, warto odwiedzić bazę w Meiringen, w której stacjonują F/A-18 Hornet. To zupełnie inne lotnisko i zupełnie inna atmosfera niż ta, którą zapewne znacie chociażby z naszych lotnisk. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.
Tadeusz „Hornet” Popardowski