„Dni NATO na bogato „
To była moja siódma wyprawa na Dni NATO w morawskiej Ostrawie. Jako, że prognozy na dni pokazowe, tj. sobotę i niedzielę wyglądały kiepsko postanowiłem przechytrzyć aurę i pojawić się wcześniej, na czwartkowych i piątkowych treningach. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę. Dodatkowo zaplanowałem zostać na poniedziałkowe odloty, gdzie główną motywacją było uchwycenie w locie gości z USA: B-52 oraz B-1B.
Dzień pierwszy (czwartek)
Z domu wyjechałem około godziny piątej rano, tak aby w okolicach lotniska w Mosnovie pojawić się koło godziny dziewiątej, kiedy to planowany był przylot francuskiego zespołu Couteau Delta. Następcy słynnego Ramex Delta byli dla mnie gwiazdą numer jeden całych pokazów i nie zamierzałem tracić żadnej okazji do ich fotografowania. Przylot nastąpił z ponadgodzinnym opóźnieniem, ale czekać było warto – przed lądowaniem trójka Mirage 2000D zrobiła kilka efektownych niskich przelotów nad lotniskiem zanim wylądowała. Powoli zlatywali się pozostali uczestnicy pokazów, w tym słowackie MiGi-29, holenderskie F-16 czy F-18 Hornet z dalekiej Kanady. Najistotniejszymi punktami czwartkowego programu były dla mnie treningi, w tym wspomnianego już Couteau Delta oraz słowackiego MiGa-29. Trening MiGa nie zawiódł oczekiwań, dodatkową i nieoczekiwaną atrakcją było wystrzelenie flar, co na treningach zdarza się dość rzadko. Po południu pogoda zaczęła się psuć, od zachodu nadciągał front deszczowy i właśnie w takich przejściowych warunkach, połowa nieboskłonu w słońcu a połowa pogrążona w ciemnych chmurach, rozpoczął się trening pary Mirage 2000. Wspaniałe światełko oraz mistrzostwo francuskich pilotów złożyło się na niesamowite wrażenia i nie mniej efektowne fotografie. Tego dnia odbyły się jeszcze treningi zespołu akrobacyjnego Saudi Hawks, ale że nie jestem wielkim fanem takich zespołów to i wielkich uniesień nie doświadczyłem. Ot takie słabsze Red Arrows pomalowane na zielono. Niewiele większe emocje wzbudził u mnie trening czeskiego Gripena – owszem było głośno, były dopalacze… ale ten samolot jakoś nie porywa.
Dzień drugi (piątek)
Głównymi aktorami piątkowych treningów były niewątpliwie dwa EF-2000 – austriacki i włoski. O ile według mnie występ Austriaka nie zachwycił, o tyle włoski pilot wycisnął ostatnie soki ze swojego Eurofightera. Szczególnych emocji dostarczył wykonując niskie i ciasne przeloty nad słynnym polem „buraków”. Informacyjnie: pole, to obszar położony w bezpośrednim sąsiedztwie osi pokazów, która w czasie Dni NATO jest wyznaczona nietypowo – prostopadle do osi pasa startowego. Zalety fotografowania z pola są dwie: samoloty latają naprawdę blisko, a przez większą część dnia słońce jest za plecami. Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że w ciągu dnia pogoda się pogarszała, tak aby pod koniec osiągnąć pełne zachmurzenie. Zwiastowało to słabe warunki atmosferyczne na sobotę.
Dzień trzeci (sobota)
Niestety, zgodnie z prognozami sobotni ranek przywitał nas opadami deszczu. Opady wkrótce ustały, ale pełne zachmurzenie utrzymało się cały dzień. Brak słońca to zło, ale duża ilość wilgoci w powietrzu to dobro. Powstają wtedy idealne warunki dla kondensacji pary wodnej na płatowcach. I tak też było tym razem… Program rozpoczął pokaz austriackiego EF-2000. Mimo że występ nie należał do bardzo agresywnych, tzw. oderwania wzbudziły zachwyt licznie zgromadzonej widowni. Jak to jest już w zwyczaju tych pokazów, około godziny jedenastej nastąpił tzw. przelot Sił Powietrznych Republiki Czeskiej. Dla większości widowni to świetny moment żeby coś przekąsić lub ugasić pragnienie. W tym roku tzw. państwem partnerskim Dni NATO była Słowacja i to właśnie z tej okazji MiG-29 wraz z rządowym A-319 wykonały wspólny niski przelot nad pasem startowym zakończony efektownym odejściem MiGa. To się mogło podobać. W dalszej części pochmurnej soboty mogliśmy podziwiać akrobacje włoskiego EF-2000. Pilotowany przez kapitana Gabriele Orlandi myśliwiec ze względu na niską podstawę chmur wykonywał niski wariant swojego pokazu. W niczym to nie zmniejszyło jego atrakcyjności, Włoch kręcił akrobacje bardzo ciasno i nisko, prawie cały czas na dopalaczu. Efektem tego była masa oderwań na samolocie i nie mniejsza ilość udanych zdjęć z tego lotu. Niestety, był to ostatni pokaz tego pilota, który dane mi było oglądać. Tydzień po pokazach w Ostrawie podczas lokalnego show we włoskiej Terracinie pilotowany przez niego Eurofighter uderzył w powierzchnię morza, pilot zginął… R.I.P. Wracając do Dni NATO – gwoździem programu, na który wszyscy czekali, miał być występ pary francuskich Mirage 2000 znanych również jako Couteau Delta. I faktycznie, po południu w okolicach godziny piętnastej na pas wytoczyły się francuskie myśliwce. Szybki agresywny start na dopalaczu… i po chwili jeden z Mirage podchodzi do lądowania. Przyziemienie odbyło się w asyście lotniskowej straży pożarnej, niestety awaria zgłoszona przez pilota już podczas startu uniemożliwiła dalszy lot. Po chwili siada drugi z pary samolotów, a nasze miny rzedną… a miało być tak pięknie. Warunki pogodowe przez cały czas pogarszały się, właśnie dlatego pokaz zespołu Saudi Hawks został odwołany – ich minima zostały przekroczone. W międzyczasie dochodzi do dość przykrego incydentu na naszym ukochanym polu, mianowicie czeska policja przesuwa licznie zgromadzonych tam widzów na sąsiednie pole. Fotograficznie niewiele to zmienia, ale jest złym prognostykiem przed przyszłoroczną edycją. Argumentacja organizatorów była ponoć taka, że to ze względu na niską podstawę chmur samoloty musiały latać niżej, a przez to na polu było niebezpieczniej. I tak właściwie dobiegł końca pierwszy dzień pokazowy. Oczywiście były jeszcze pokazy jakiś helikopterów czy samolotów śmigłowych, ale nic co by rzucało na kolana.
Dzień czwarty (niedziela)
Prognozy na niedzielę były najgorsze, miało po prostu padać cały dzień… i niestety tak było. Biorąc to pod uwagę postanowiłem po raz pierwszy od niepamiętnych czasów odwiedzić wystawę statyczna na płycie lotniska imienia Leoša Janáčka. Organizatorzy trafnie odczytali mój zamiar i z samego ranka poinformowali, że pokazy dynamiczne wszystkich szybkich samolotów zostały odwołane, latać miały praktycznie tylko śmigłowce. Ta dość wyjątkowa sytuacja, podczas moich wizyt na tej imprezie miała miejsce po raz pierwszy. Na tzw. statyce obfotografowałem wielką trójkę zza oceanu, tj. bombowce strategiczne B-1B i B-52 oraz tankowiec KC-135. Odwiedziłem też część wystawy, na której stały myśliwce i śmigłowce, w tym nasz MiG-29 z 23 Bazy Lotnictwa Taktycznego. Po zrobieniu obowiązkowych zdjęć każdemu statkowi powietrznemu i skrupulatnym zanotowaniu jego numerów rejestracyjnych uznałem, że nic tu po mnie i opuściłem teren pokazów.
Dzień piaty (poniedziałek)
Odloty uczestników miały osłodzić gorycz po kiepskim weekendzie. W odróżnieniu od deszczowej niedzieli poniedziałek przywitał słoneczkiem i niebieskim niebem, nawet czasami zbyt niebieskim. Same odloty wyglądały różnie, niektórzy piloci po prostu startowali i znikali za horyzontem, ale wielu po starcie robiło jeszcze dodatkowy pożegnalny przelot nad lotniskiem, często na niskiej wysokości. Najbardziej napalony byłem na amerykańskie B-1B i B-52. Goście zza wielkiej wody nie zawiedli, po starcie każdy z nich zawrócił i pożegnał się efektownym flypassem nad lotniskiem, a B-ONE wykonał efektowane odejście na dopalaczach. Poniedziałek był też okazją aby zobaczyć w locie naszego MiGa-29, który po starcie zawrócił i podobnie jak Amerykanie pożegnał się efektownym przelotem. Poczekałem jeszcze na odlot pary naszych Orlików, które wykonały piękny low-pass po starcie i podjąłem decyzję o odwrocie do ojczyzny. Podsumowując, mimo kiepskiej pogody pokazy były dla mnie udane. Przywiozłem sporo ciekawych zdjęć i nie mniej niezapomnianych wrażeń. Na pewno wrócę tu za rok.
Karol „Carlito” Kakietek