Radom. To słowo wśród miłośników lotnictwa od dawna budzi pozytywne emocje. Przekonałem się o tym w tym roku na pokazach w Paryżu, gdzie jeden z francuskich spotterów, na hasło, że jesteśmy z Polski napisał na kartce R A D O M i pokazał kciuk w górę! A wydawać by się mogło, że nasz kraj ma wielu innych ambasadorów, a tu proszę.
Tegoroczne AirShow w Radomiu stało pod znakiem wielkiej niewiadomej. Jak w ruletce obstawiano, czy będą pokazy, czy nie będą. Jeszcze na początku czerwca padały deklaracje, że nic z tego. Na całe szczęście kilka dni później zapaliło się zielone światło i zaczęło się oczekiwanie na atrakcje i spekulacje na temat wejściówek, które okazały się darmowe. Opcja owa sama w sobie rozpalała internetowe fora, a nastroje niektórych przekraczały rubikon. Dodatkowo, w tym samym czasie, odbywać się miały pokazy na Słowacji, co dało miłośnikom fotografii kolejny dylemat.
Nasza ekipa ze stowarzyszenia w Radomiu nie zawiodła. Pierwsi członkowie pojawili się dzień wcześniej podczas treningów i przylotów, tradycyjnie rozbijając obozowisko w okolicach ulicy Skaryszewskiej. W samych dniach pokazów „obstawione” były chyba każde części lotniska i okolic, co zapowiadało niesamowite ujęcia przy tradycyjnym radomskim „pod słońce”.
Tradycją stało się, że początek pokazów otwierali skoczkowie rozwiewający flagi wszystkich państw uczestniczących. Tuż po nich miał miejsce blok poświęcony lekkiemu sprzętowi latającemu, jak samoloty historyczne, ultralekkie, czy też wiatrakowce. Pierwsze głośne emocje pojawiły się wraz z defiladą Sił Zbrojnych RP, który otwierały biało-czerwone Iskry, a po nich ustawione w kolejności osiągów śmigłowce różnej wielkości SW-4, Mi 2, 8, 17, 24, samoloty transportowe M-28, C-295M, C-130, a później PZL-130 i te, na które wszyscy czekali, czyli Su-22, MIG-29 i F-16.
Po tym już było wiadomo, że kolejny blok pokazów będzie wspomagany dopalaczami. Pierwszy z nich pokazał MIG-29 z por. Rafałem Pinkowskim z 22. BLT w Malborku. Po nim na uspokojenie nastąpiło relaksacyjne delektowanie się Baltic Bees, które swoimi kolorowymi Albatrosami łagodziły skołatane serca publiczności. Nie na długo. Po paru minutach na niebie wykwitły cudowne flary wyrzucane przez nasze F-16C z mjr. Dominikiem Dudą z 31. BLT z Krzesin na tle wyłaniającego się księżyca. Do pieca gorących wydechów dorzucił Su-27 z Ukrainy, który niczym majestatyczna baletnica pokazywał, kto w tym towarzystwie jest wielki. Kto natomiast zwinny i szybki jak jaszczurka, pokazał włoski Alenia Aermacchi M-346, zwany u nas Bielikiem (na razie jeszcze w stanie nielotnym). Kiedy wszystkim zakręciło się już w głowach po jego akrobacjach, na ratunek przyleciał PZL SW-4 Puszczyk, pokazując jak można parkować na płycie nie mając kół. Nie zabrakło też wspomnień historycznych podczas lotów dziadka Saab J105. Cieniem nad tym wszystkim położyły się skrzydła B-52 (w sobotę) i B-1 (w niedzielę). Tu już było wiadomo, kto w tym roku w Radomiu jest największy. Kunsztem jak zawsze pochwaliły się Biało-Czerwone Iskry, Zespoły Akrobacyjne Żelazny i Orlik. Pilotarze indywidualne i mieszane Łukasza Czepieli na EDGE-540, Marysi Muś w BO-105, Artura Kielaka XA-41 samemu i w parze z MIG-29, czy Macieja Pospieszyńskiego EXTRA 300, to już klasa sama w sobie. Powrotem do przeszłości zajął się zespół Red Bull – The Flying Bulls z Austrii, pokazując trzy różne samoloty: B-25J Mitchell, F4 U-4 Crosair i T-28B Trojan. Natomiast powrót do teraźniejszości nastąpił wraz z gorącym pokazem naszych 2 F-16 i 2 Su-22, a później MIG-21 Lancer z Rumunii. Kolejne uspokojenie emocji przyniósł pokaz ratownictwa medycznego Sokołem W-3AE, choć ciut później odgłos łopat dwóch Mi-24 trochę nimi zachwiał, ale jak to mówił prowadzący, dobrze że mamy je po naszej stronie.
Jak widać atrakcji na AirShow w Radomiu było naprawdę sporo. Trudno było odejść na wystawę statyczną w przerwach pomiędzy lotami. Były one bardzo krótkie, a ilość sprzętu do obejrzenia robiła wrażenie. Kolejną atrakcją była niedzielna burza i wichura, która wznosiła w górę wiele rzeczy. Jedną z nich był przelatujący nisko balon wystawowy, który taranował co się da. Chciał też i moją nogę, ale udało się ją w porę wycofać z toru lotu. Niestety jedna osoba wymagała po nim pomocy medycznej. Nie mniej, widać było zaangażowanie organizatorów i profesjonalne działania w takich kryzysowych momentach. Mimo zapowiedzi, były to fantastyczne pokazy, co widać również w naszych zdjęciach.
Jarosław „Plusz” Sokalski