W dniach 13 i 14 czerwca na poznańskiej Ławicy miały miejsce pokazy lotnicze pod dumną nazwą Aerofestival. Impreza została mocno rozreklamowana w mediach, zarówno tych elektronicznych jak i papierowych. Faktycznie biorąc pod uwagę listę zaproszonych gości zapowiadała się bardzo dobrze.
Sobotnie pokazy rozpoczęły się z ponad godzinnym opóźnieniem, co tłumaczono zalegającą nad lotniskiem mgłą. Niestety, po tym drobnym falstarcie impreza, zamiast nabrać tempa, ugrzęzła w kłopotach organizacyjnych. Chyba największym z nich był brak zgrania poszczególnych bloków pokazowych z normalnym ruchem rejsowym na lotnisku. Startujące i lądujące samoloty pasażerskie powodowały na tyle długie przerwy, że wkrótce cały program poszedł w rozsypkę. Większość maszyn zapowiadanych na ten dzień w ogóle nie miała szansy wystartować. Kuriozalnym wręcz okazał się „pokaz” zabytkowego Boeinga Stearmana, który w niecałą minutę po starcie otrzymał polecenie lądowania.
Niewątpliwą gwiazdą mocno uszczuplonego programu okazał się turecki zespół Turkish Stars, który tego dnia latał dwukrotnie. Jak się potem okazało pierwszy pokaz był w rzeczywistości treningiem zespołu. Bardzo dobrze wypadł również włoski zespół Pioneer Team, który latał chyba najbliżej publiczności, a sam występ zakończył efektownym rozejściem, połączonym z wystrzeleniem flar. Mocnym punktem imprezy okazała się również łotewska grupa Baltic Bees, latająca na samolotach L-39 Albatros. I to właśnie jej występ zakończył sobotni blok pokazowy.
Oprócz braków organizacyjnych we znaki dał się również średni poziom komentatora imprezy. Najbardziej jaskrawym przypadkiem było pomylenie latającego na samolocie Extra 300 Marka Choima z Jurgisem Kairysem, w rezulatacie czego słynny Litwin pojawił się na poznańskim niebie „dwukrotnie”.
Drugi dzień imprezy pokazał, że organizatorzy potrafią uczyć się na swoich błędach. Występy poszczególnych maszyn następowały po sobie bez zbędnych przerw. Wreszcie na poznańskim niebie zaczęło się coś dziać. Widać było dużą poprawę we współpracy z wieżą kontroli lotów. W niebo wzniosły się m.in. legendarne warbirdy: P-51 Mustang oraz F4U Corsair. Szczególnie ten drugi dał efektowny pokaz połączony z kilkoma niskimi przelotami. Oprócz wielu okazji do uwiecznienia tych wspaniałych maszyn na fotografiach, występ dostarczył nam również wielu wrażeń dźwiękowych. Niepowtarzalny ryk podwójnej gwiazdy Corsaira, czy charakterystyczny gang rzędowego Merlina były prawdziwą ucztą dla naszych uszu. Dobry pokaz zanotował też OV-10 Bronco. Skonstruowany dla potrzeb działań antypartyzanckich przyleciał do Poznania w barwach Luftwaffe. Niestety, również w niedzielę nie uniknięto potknięć, największym był chyba incydent z Baltic Bees. Łotewski zespół po wykołowaniu na pas startowy był zmuszony zjechać z niego, ponieważ okazało się że nie zdąży zakończyć swojego pokazu przed lądowaniem kolejnej pasażerskiej maszyny. Na szczęście w dalszej części imprezy „Pszczółkom” udało się wystartować i zaprezentować się w powietrzu. Podobnie jak w sobotę najmocniejszym punktem pokazu były Tureckie Gwiazdy, startujące z pobliskich Krzesin. Na uwagę zasługuje turecki komentator zespołu, który wielokrotnie wtrącał polskie słówka, czyniąc swój komentarz jeszcze barwniejszym, a sam pokaz łatwiejszym do ogarnięcia. Już przy zachodzącym słońcu swoje pięć minut mieli słynni Żelaźni z mistrzem Jerzym Makulą za sterami szybowca MDM-1 Solo Fox. Niedzielny show zakończył wspólny przelot dwóch pięknych klasycznych maszyn – Spitfire i Jaka-3.
Podsumowując poznańską imprezę, widać w niej duży potencjał, tym razem nie do końca wykorzystany. Być może zapowiadana przyszłoroczna edycja będzie takim strzałem w dziesiątkę, jakim miała być tegoroczna.
Karol „Carlito” Kakietek