Audaces fortuna iuvat – śmiałym szczęście sprzyja. Ta łacińska sentencja doskonale charakteryzuje okoliczności wizyty w 21. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Dla mnie osobiście, jako mieszkańca województwa mazowieckiego, wyprawa do gniazda Fitterów zawsze wiązała się z dużymi rozterkami. Blisko siedmiogodzinna męcząca podróż samochodem, brak pewności co do tego, czy jakiekolwiek loty się odbędą, kaprysy pogody mogące pokrzyżować wszelkie plany. Tego rodzaju obawy powodowały, że wielokrotnie przekładałem na później decyzję o swojej pierwszej wizycie w Świdwinie. Tym razem podbudowany dobrymi prognozami pogody i perspektywą podróży w super towarzystwie przyjaciół z SPFL postanowiłem zaryzykować. Wyruszamy więc rano z pochmurnej Warszawy, by zameldować się o godzinie 14.00 u bram jednostki. Po drodze, w okolicach Mirosławca, mamy jeszcze okazję odbyć prawdziwe fotograficzne safari. Pokaźne stado żubrów, odpoczywające nieopodal drogi, zmusza nas do zatrzymania i sięgnięcia do fotograficznych plecaków. Niewiele dalej następna przyrodnicza atrakcja w postaci sporej gromadki żurawi powoduje kolejny wymuszony postój. Zerkam dość nerwowo na zegarek i trochę poganiam kolegów. Nie dla żubrów i żurawi wybraliśmy się w tak daleką wyprawę. Spóźnić się nie wypada.
Wreszcie jesteśmy. Pod bramą jednostki dołącza do nas reszta ekipy SPFL z innych rejonów Polski i nasz nieoceniony koordynator bazy – MarS. Pobranie przepustek, kurtuazyjne wizyty w „domku pilota” oraz na wieży kontrolnej przynoszą efekt w postaci specjalnych ustaleń co do startów dwóch pierwszych maszyn. Ma być coś specjalnego dla na nas. W tym momencie następuje również podział naszej grupy na dwie części. Zwolennicy statyki i dokumentowania pracy obsługi technicznej udają się na CPPS, reszta z nas wsiada do samochodu, którym przemieszczamy się na drugą stronę pasa startowego. Taki układ gwarantuje nam uzyskanie kadrów obejmujących zdecydowanie szerszy zakres tematyczny zadań, jakie odbywają się w bazie podczas rutynowych ćwiczeń.
Prognoza pogody tym razem nie zawodzi. Zapowiada się ładne, słoneczne popołudnie, dające obietnicę uzyskania tych słynnych świdwińskich kadrów, gdzie światło tak fantastycznie gra na poszyciu kadłubów Su-22. Jeszcze chwilę dyskutujemy nad miejscem, w którym mamy się ustawić do pierwszych ujęć. Tu zdajmy się na doświadczenie obecnych na miejscu koordynatorów baz w osobach Marsa i Kifcia. Pierwsza para Fitterów już kołuje na pas, by po chwili jeden po drugim wystartować w specjalnie dla nas zaplanowanej kombinacji. Piloci celowo przeciągają bardzo długo i nisko nad pasem. Rewelacja!!! Gorączkowo sprawdzamy efekty na wyświetlaczach aparatów. Czy ustawienia są dobre? Czy nikt nie popełnił pomyłki? Może jakaś kompensacja? Wszystko wydaje się być OK. Nie ma to jak dopalacz i „kisiel” rozgrzanego powietrza za ogonem samolotu.
Przemieszczając się od czasu do czasu wzdłuż pasa urozmaicamy kolejne ujęcia startujących i lądujących maszyn. Jak się okazuje o atrakcyjność naszego pobytu zadbał również pilot MiG-a 29 z Mińska Mazowieckiego, który niespodziewanie pojawił się nad lotniskiem dokonując niskiego przelotu. Czas mija i na niebie oprócz chylącego się ku zachodowi słońca pojawia się również księżyc. Dajemy się zaskoczyć przez parę SU-22 przelatującą w pobliżu jego tarczy. Szkoda zmarnowanego ujęcia. Na szczęście los nam sprzyjał i kolejna powracająca z wykonywania zadań para umożliwiła nam naprawienie błędu. Podejmujemy decyzję o dołączeniu do naszych kolegów na CPPS. Tam staramy się fotografować jeszcze statykę oraz kołujące po lądowaniu maszyny wykorzystując ostatnie promienie znikającego za horyzontem słońca. Nie trwa to długo i po szybkiej naradzie przemieszczamy się już całą grupą do ostatniej „miejscówki” z której dzisiaj będziemy fotografować. Jest już dość ciemno, więc bez statywów się nie obejdzie. Z miejsca, w którym się znajdujemy, mamy możliwość robienia ujęć od frontu maszyn kołujących do ostatniej kontroli technicznej przed startem. Fittery przez dłuższą chwilą stoją nieruchomo, dwóch techników dokonujących przeglądu żwawo porusza się wokół samolotu, co daje możliwość uzyskania ciekawych efektów przy użyciu długich czasów naświetlania. Niektórzy próbują także szczęścia przy samych startach maszyn by złapać w kadrze widowiskowe o tej godzinie dopalacze. Będzie to jednak dość trudne, bo jest już naprawdę ciemno, a piloci uruchamiają dopalacz dopiero po chwili od startu w przeciwieństwie do tego, co czynią ich koledzy latający na MiG-ach 29. Widząc to nie podejmuję ryzyka. Wiem, że mam małe szanse na ostre ujęcie i skupiam się na kontroli przedstartowej. W kilkanaście minut jest już po wszystkim, zapadają całkowite ciemności. Szybko pakujemy sprzęt do plecaków, odmeldowujemy się na wieży kontrolnej i udajemy do zaparkowanych samochodów. Krótkie pożegnanie z kolegami, wymiana poglądów i wrażeń z tego fantastycznego popołudnia i wieczoru w Świdwinie. Opłaciło się zaryzykować!
Adam „larky” Skowroński