The Flying Legends odbywające się co roku w Duxford są pokazami wyjątkowymi. Ich wyjątkowość polega na tym, że nie da się tam zobaczyć maszyn nowoczesnych, które zwykle latają na wszystkich innych imprezach. W Duxford latają jedynie maszyny historyczne, głównie z lat II Wojny Światowej. Dla miłośników tego okresu jest to prawdziwy raj na ziemi, czy może raczej na niebie. Spitfire, Mustang, Lancaster, Hurricane, Messerschmitt czy Wildcat to nazwy znane wszystkim miłośnikom historii lotnictwa. Te wszystkie cudeńka (i nie tylko one) można podziwiać każdego roku na niebie nad Duxford. Jest zatem oczywiste, że każdego roku są tam także fotografowie z SPFL. Rok 2013 nie był tutaj wyjątkiem.
Wizytę na lotnisku warto rozpocząć od zwiedzenia wspaniałej ekspozycji muzealnej. Mieści się tam bowiem jeden z oddziałów słynnego Imperial War Musem. Dobrowolny datek na muzeum jest zresztą wliczony w cenę biletów :). Ponieważ pokazy w powietrzu zaczynają się dopiero o godzinie 14.00, jest sporo czasu na podziwianie zgromadzonych tam eksponatów. W części lotniczej można obejrzeć prawdziwe perełki takie jak słynny SR-71 Blackbird, który jest chyba najbardziej oblegany, ale także nie mniej słynny U-2. Można zajrzeć do kabiny F-15 czy Liberatora, można także usiąść na ławeczce w cieniu ogromnego B-52 i podziwiać jego majestat. Osobną częścią jest ekspozycja naziemna, w której można zobaczyć jak wyglądało uzbrojenie na przestrzeni lat – od I Wojny Światowej aż do wojny w Iraku. Pośród zgromadzonych tam eksponatów znajduje się także jeden z najsłynniejszych czołgów II Wojny Światowej czyli T-34/85 w polskim malowaniu. Co prawda nie ma na nim wymalowanego numeru taktycznego 102, ale każdy kto wychował się na przygodach czterech pancernych i psa, z pewnością nie będzie zwracał uwagi na takie drobiazgi :).
Muzeum, choć wspaniałe i warte polecenia, nie jest jednak głównym powodem odwiedzin, zwłaszcza jeśli na koszulce znajduje się logo Air-Action. Najważniejsze jest to co dzieje się w powietrzu, a dzieje się naprawdę dużo. Mimo że same pokazy nie są zbyt długie bo trwają jedynie trzy – cztery godziny, to na niebie ani na sekundę nie cichnie dźwięk silników. Pozorowana walka pomiędzy parą Messerschmittów Me-109 i czwórką Spitfire’ów, przelot legend takich jak Latająca Forteca czy Lancaster, prezentacja zadziwiających możliwości Fi 156 Storch, który potrafi niemal zatrzymać się w miejscu, szybki dynamiczny pokaz Mustangów czy równie dynamiczny pokaz radzieckich Jaków – tam naprawdę nie można się nudzić. Z trudem można wygospodarować czas na zmianę karty w aparacie.
Pogoda w tym roku nie rozpieszczała zbytnio, przez głośniki ustawione na lotnisku prowadzący co jakiś czas przypominali, że obowiązuje „Official Government Heat Alert”. Bezchmurne niebo powodowało, że nie było ani skrawka cienia, a temperatura dochodziła do 35 stopni. W cieniu oczywiście, w słońcu woleliśmy nie sprawdzać :). Taka pogoda ma też tę wadę, że od pasa startowego biły potężne fale rozgrzanego powietrza, co dosyć skutecznie utrudniało robienie zdjęć w trakcie przelotów na małej wysokości. Stosując się więc do zaleceń prowadzących, apelujących o przyjmowanie dużej ilości płynów, staraliśmy się mimo wszystko zrobić jak najlepsze zdjęcia. Rzadko spotykanym utrudnieniem był fakt, że na terenie całego lotniska były jedynie dwa punkty sprzedające piwo, z czego na drugi dzień został jeden. Cóż, co kraj to obyczaj! Pewną niedogodnością jest także położenie samego lotniska, które powoduje że praktycznie rzecz biorąc przez cały dzień fotografuje się pod słońce. Warto wspomnieć także dwa słowa na temat komentatorów. Choć początkowo wydawało mi się, że ze swoim sposobem prowadzenia bardziej pasowaliby do nocnych audycji radiowych na temat historii jazzu, to po kilkunastu godzinach doszedłem do przekonania że są wyjątkowi. Ludzie z pasją, którzy dysponują ogromną wiedzą na temat lotnictwa i jego historii oraz potrafią ją w bardzo sugestywny sposób przekazać zgromadzonej publiczności. Znakomicie wpisuje się to w rolę muzeum, na terenie którego odbywają się pokazy.
Impreza zakończyła się słynnym Balbo, czyli przelotem w szyku wszystkich biorących udział w pokazie maszyn. Wrażenie jest niesamowite i to już od chwili startu. Widok kilkudziesięciu samolotów podrywających się w powietrze jeden po drugim przywołuje na myśl czasy Bitwy o Anglię. Tak musiało to wtedy wyglądać! Kiedy potężna fala przelatuje nad głową, po plecach przechodzą ciarki i ma się wrażenie podróży w czasie. Nie chcę nawet myśleć jak wielkiego wysiłku wymaga zorganizowanie wszystkiego tak, aby odbyło się w sposób bezpieczny.
Podsumowując: The Flying Legends to impreza, którą powinien odwiedzić każdy kto interesuje się lotnictwem i jego historią. Nawet jeśli się nie chce fotografować, warto to po prostu zobaczyć i przeżyć. Ze swojej strony gorąco polecam. Mimo iż miałem okazję być na wielu pokazach, te w Duxford są zupełnie wyjątkowe.
Tomasz „Tomaszek” Kępski