Farnborough International Airshow to impreza, która połączona jest z targami lotniczymi odbywającymi się cyklicznie co dwa lata. W tym roku wypadła w dniach 9-15 lipca, z czego od 14 do 15 lipca impreza była dostępna dla publiczności. Mój pobyt na „wyspie” łączył wizytę u rodziny mieszkającej tam od kilku ładnych lat, z mega (A380) atrakcjami, jakie zapowiadał FIA, pomimo nieobecności najbardziej oczekiwanych gości – Russian Knights.
Cała zabawa rozpoczęła się w – jeszcze pogodny – sobotni poranek. Aby uniknąć „traffic jam’ów”, jako środek transportu wybraliśmy brytyjską kolej. Jedna przesiadka i już po 40 minutach byliśmy na miejscu. I tu pierwsze miłe zaskoczenie. Przy wyjściu z dworca w Farnborough czekały już podstawione autobusy, które po 5 minutach odjeżdżały nie wykazując oznak przepełnienia. Odstanie swojego jednak nas nie minęło. Po przyjeździe na lotnisko (około godziny 10:00) ustawiliśmy się w dość już pokaźnych kolejkach do wejścia. Jak się okazało, każdy chętny do wejścia został dokładnie sprawdzony, a każdy plecak przypisany do owego chętnego – prześwietlony. W końcu moja kolej! I ups… po przyłożeniu czytnika do akredytacji prasowej, nie usłyszałem „bip ‘’ tylko „buu”. Druga próba – to samo. Moi kompani wchodzili bez akredytacji więc ich odprawa odbyła się szybko i sprawnie. Ja zostałem skierowany do punktu obsługi. Po 30 minutach oczekiwania, Pan zza komputera skanuje, klika, wklepuje i mówi „It is OK now”. Więc jednak mogę wejść 🙂 Jest 11:00.
Pokazy w locie mają się zacząć około godziny 12:30, ruszamy więc zwiedzać teren. Łapię kilka ujęć maszyn na statyce, między innymi F-15, Osprey, F-16, F-18, Airbus A380, który również miał zaprezentować się w locie. No i zaczyna padać, z małymi przerwami, do późnego popołudnia http://www.youtube.com/watch?v=jMrl0fzj4_k. Po „wypstrykaniu” się na statyce i mając jeszcze kilka minut do rozpoczęcia pokazów, postanowiliśmy zasmakować angielskiego piwka 🙂 Opakowanie w jakim otrzymaliśmy to piwko było dość nietypowe. Nie była to ani szklana butelka, ani puszka, ani kufel ani nawet plastikowy kubeczek. Była to zwykła zakręcana plastikowa butelka. Bezpieczeństwo najważniejsze, ale piwo nie smakowało najlepiej 🙂 Mimo to duży plus dla organizatora za pomysł i zabezpieczenie browarka przed deszczem. Pewnie nie chcieli, żebyśmy nałapali za dużo angielskiej deszczówki do ewentualnego kufla po piwie.
12:40 – zaczynają się pokazy w locie. Rozpoczyna mały, dwusilnikowy Philips st.2 SpeedTwin, który wystartował w strugach deszczu. Lecz to nie on przykuwa uwagę publiczności. Ze swojej stojanki zaczął bowiem wykołowywać Airbus A380. WOW! Gdy tylko SpeedTwin wylądował, „grubas” ustawił się na początku pasa startowego. Warunki pogodowe były idealne: deszcz przestał padać, pas startowy był bardzo mokry, co gwarantowało ciekawe efekty. Gdy silniki zaczęły pracować pełną mocą, wielkie tumany wody zawirowały wokół kadłuba. Po oderwaniu od pasa ostre wznoszenie i piękne położenie na prawe skrzydło. To naprawdę zrobiło wrażenie na całej zgromadzonej publice, dało się słyszeć wyrazy uznania i podziwu. Po kilku przelotach, czasem w niskiej podstawie chmur, Airbus zaczął podchodzić do lądowania. Tuż przed przyziemieniem, pełna moc i jeszcze jeden przelot. Warunki do fotografowania miałem idealne. Akredytacja prasowa pozwoliła mi na wejście do strefy mediów. Mogłem ustawić się przy samej barierce i korzystać z pełnego pola manewru.
Kolejną atrakcją był występ brytyjskiej grupy akrobacyjnej The Blades latającej na czterech samolotach Extra 300. Pokaz był niestety okrojony ze względu na niską podstawę chmur. Po The Blades do swojego pokazu przystąpiły Breitling WingWalkers. Cztery dwupłatowce z kobietami przypiętymi do górnych płatów. Podczas ich pokazu znowu deszczyk, tym większy więc szacunek dla tych Pań. W trakcie przelotów i mijanek mieliśmy okazję oglądać różnorakie figury na płacie, łącznie ze staniem na rękach 🙂 Zespół prezentuje się też w locie odwróconym, my niestety nie mieliśmy okazji zobaczyć tej figury. Na zakończenie Panie zeszły ze skrzydła do kabiny samolotu.
Następni w kolejce – Breitling Jet Team, czyli największa cywilna grupa akrobacyjna latająca na samolotach odrzutowych. Oni również ze względu na pogodę nie pokazali wszystkiego na co ich stać. W czasie ich pokazu na horyzoncie można było dostrzec dużą sylwetkę krążącego samolotu, który powoli zbliżał się w stronę lotniska. Nie trzeba było dużo czasu, by zorientować się, że jest to Avro Lancaster w towarzystwie Spitfire’a. Ta symboliczna formacja, która w czasie II Wojny Światowej wykonała setki wspólnych misji bojowych, zaprezentowała się zarówno we wspólnych przelotach, jak i indywidualnie. Spitfire’y stanowiły osłonę dla Lancasterów przed wrogimi myśliwcami. Piękny dźwięk silników Lancastera to istna uczta dla uszu. Po zakończonym pokazie zarówno Spitfire jak i Lancaster wylądowały na lotnisku.
Zaraz po gwiazdach II Wojny Światowej, zaprezentował się jeden z najnowocześniejszych współczesnych myśliwców – Eurofighter Typhoon. Bardzo liczyłem na ten występ, gdyż przy panujących warunkach atmosferycznych oderwania powietrza powinny być bardzo ciekawe. Efektowny start na dopalaczu i ogromny huk sprawiły, że stanęliśmy jak wryci. Ciasne wiraże potwierdziły, że moje oczekiwania co do efektów były całkowicie zasadne. Po występie „Jurka” wystartował kolejny „palnik” – KAI T-50 – jeden z najnowocześniejszych samolotów szkolno-bojowych produkcji południowokoreańskiej. Zaraz po nim legendarny śmigłowiec szturmowy AH-64 Apache, następca równie słynnego AH-1 Cobra. Apache zaprezentował kilka manewrów bojowych m.in. „nawrót do celu”, „pozorowany atak celu naziemnego”.
W końcu na swoją kolej doczekali się Red Arrows – sztandarowy brytyjski zespół akrobacyjny latający na samolotach BAE Hawk. Zespół wykonał kilka przelotów dla uczczenia pamięci tragicznie zmarłych kolegów z teamu. Aura znowu nie sprzyjała wykonaniu programu wysokiego, jednak Red Arrows jak zwykle z klasą i gracją wykonali wszystkie rozejścia i efektowne mijanki.
Po ich występie nastąpiła krótka 20-minutowa przerwa, podczas której można było wymienić się wrażeniami i wrzucić coś na ząb 🙂 Emocje miały być jeszcze większe, gdyż do swojego pokazu przygotowywał się Boeing F/A-18 Super Hornet – punkt programu gorąco zachwalany przez prowadzącego. To mój pierwszy raz z Super Hornetem 🙂 Muszę przyznać, że była MOC. Start oczywiście na pełnym dopalaniu. Po oderwaniu od pasa, ziemia drżała od potężnego huku. Mogłem całkowicie skupić się na obserwowaniu pokazu, odłożyłem aparat, ponieważ zrobiło się szaro i ciemno. Występ zakończył się High Speed Pass’em.
Później miały się zaprezentować jeszcze dwie maszyny – Bell-Boeing V-22 Osprey (rybołów) i Avro 698 Vulcan. Osprey to maszyna mająca cechy zarówno śmigłowca jak i klasycznego samolotu. Posiada dwa potężne wirniki o średnicy 12 metrów, które pozwalają na pionowe starty i lądowania. Mogliśmy podziwiać maszynę w starcie zarówno pionowym jak i z rozbiegiem.
Na zakończenie pierwszego dnia wystąpił Avro 698 Vulcan – czterosilnikowy brytyjski poddźwiękowy bombowiec strategiczny, maszyna o bardzo ciekawej konstrukcji, dużej powierzchni skrzydeł i oryginalnym wyglądzie. Prowadzący pokazy wspominał, że najprawdopodobniej jest to ostatni sezon, w którym można zobaczyć Vulcan’a w locie. Warto.
I tak oto program pierwszego dnia dobiegł końca. Zapakowałem sprzęt i udaliśmy się na dworzec kolejowy, spodziewając się dużego tłoku i ogromnych korków. Nic z tych rzeczy. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Obsługa pokazów kierowała widzów do odpowiednich wyjść. Tam czekały już podstawione autobusy, odjeżdżające w określonym kierunku. Po 30 minutach od opuszczenia terenu lotniska siedzieliśmy w pociągu. Naprawdę wielki plus i uznanie dla organizatorów.
Podsumowując dzień pierwszy: sporo działo się w powietrzu, bez większych przerw w pokazach, strefa dla prasy super wygodna z leżakami i mnóstwem miejsca. Narzekać można było jedynie na pogodę, ale skoro jesteśmy w Anglii, to pogoda brytyjska musi być. Zabrakło też Tornado Role Demo.
Drugiego dnia pogoda zapowiadała się o wiele lepiej. Jako środek transportu wybraliśmy samochód, ponieważ tym razem nie jechaliśmy na teren lotniska, tylko na otaczające je pagórki. Miejsce naprawdę odlotowe, pięknie widać cały pas, prawie jak na Balicach 🙂 Łatwy dojazd, miejsca na tyle dużo, że i piknik można zrobić. Spotkaliśmy całe rodziny z dziećmi, grillami, rowerami i piłkami. Chwilami miałem wrażenie, że jest tam więcej ludzi niż pierwszego dnia na terenie lotniska. Program pokazów był praktycznie identyczny jak pierwszego dnia, jedynie małe roszady nastąpiły w kolejności występów. Tego dnia mogliśmy podziwiać dwa Tornada w pozorowanym ataku na cele naziemne, z towarzyszącymi efektownymi wybuchami pirotechnicznymi na terenie lotniska. Podstawa chmur była na tyle wysoka, że grupy akrobacyjne mogły wykonać pełny pokaz. „Grubas” zachwycił publikę swoimi gabarytami i ciasnymi zakrętami. „Palniki” narobiły huku tak jak pierwszego dnia.
Impreza doskonale zorganizowana, wypełniony program, interesujące warunki atmosferyczne, doskonałe towarzystwo, udane zdjęcia. Jak najbardziej polecam tę imprezę.
Waldemar „Valdi” Piela