FLORENNES AIR SHOW 2012 (Belgia, EBFS)

W dniach 23 i 24 czerwca 2012 roku na południu Belgii, w wojskowej bazie Florennes odbyły się pokazy zorganizowane z okazji 70 lat lotnictwa wojskowego. Różnorodność statków powietrznych ściągnęła na lotnisko około 200 tysięcy ludzi. Nie zabrakło też ekipy SPFL. A było co oglądać. Oprócz samolotów na ziemi i na niebie publiczność mogła podziwiać rekonstrukcje z II Wojny Światowej. Blisko 300 aktorów ubranych w autentyczne wojskowe i cywilne kostiumy odtwarzało wojenne wydarzenia.

Pierwszego dnia pokazy rozpoczęły się około 10:00. Od samego rana można było podziwiać historyczne samoloty. Zaprezentowały się m.in. PC-7, Spitfire, T6 Harvard, Jak-52. Duże wrażenie zrobił P-51, który wydobywał z siebie niesamowity świst podczas lotu. Jednak większość z nas czekała na dźwięk dopalaczy i zapach spalin. To właśnie dla tych emocji warto przemierzać tysiące kilometrów, czuć drżące powietrze i patrzeć na niesamowite ewolucje wykonywane przez odrzutowce. Jako pierwszy zaprezentował się F-16 z Belgii poprzedzony krótkim występem belgijskiej formacji Alpha Jet. Następnie do F-16 dołączył Spitfire, którzy wykonali kilka wspólnych przelotów. To był niecodzienny widok – połączenie historii z nowoczesnością. Następny F-16, tym razem z Turcji. Piękne malowanie Turka było ciekawym kąskiem dla fotografów. Od spodu złota gwiazda z księżycem, z wierzchu białe paski w kształcie gwiazdy na granatowym tle i do tego złoty ogon. Turek nie poprzestał tylko na puszczaniu dymów czy wolnych przelotach, kilka razy cieszył nasze oczy pięknymi flarami. Pokaz był bardzo efektowny, dynamiką dorównywał Belgowi i Holendrowi.

Kolejną ciekawą formacją, która zagościła nad lotniskiem, był zespół armii szwajcarskiej PC-7 Team w asyście F/A-18. Szwajcarzy zadziwiali perfekcyjnością i precyzją. Z przyjemnością oglądało się tak równiutko i blisko siebie latające samoloty. Hornet tego dnia zrobił na mnie największe wrażenie. Latał blisko, bardzo szybko, robił niesamowite zwroty, wszystko to przy efektownych dymach. Gdy przy wejściu na lotnisko obsługa wręczała każdemu zatyczki do uszy, zostawiliśmy je oczywiście w samochodzie, bo dotychczas nigdy nie były potrzebne. Jednak podczas pokazu Horneta pożałowałam tego – to był „najgłośniejszy” pokaz, na jakim do tej pory byłam.

Nie obyło się też bez polskiego akcentu. Mogliśmy podziwiać Su-22, które przelatywały nad lotniskiem z różną geometrią skrzydeł, markowały lądowania i ku naszemu zaskoczeniem puszczały flary. Największą atrakcją, oprócz oczywiście wszystkich odrzutowców, był zespół akrobacyjny Francuskich Sił Powietrznych – Patrouille de France, prezentujący się na Alpfa Jetach. Dymy w kolorach francuskiej flagi stanowiły wspaniałe tło dla latającej formacji. Wykonywali efektowne mijanki i rozejścia.

Sobotnie show trwało do wieczora. Można było zobaczyć jeszcze słowackiego MiG-29, Falcony z Jordani, litewskie „Pszczółki”, Wings of Storm z Chorwacji, czeską L-159, Red Devils z Belgii. Pokaz zakończył „Zeus” z Grecji na swoim F-16. Dzień drugi upłynął nam pod ogonem polskiej Casy. Lało… wiało… było dość zimno. Nie latało prawie nic. Poderwały się Patrouille de France, które odleciały do domu. Trzy godziny w płaszczu przeciwdeszczowym spędzone pod samolotem, brak lotów i silny wiatr zniechęciły mnie do dalszego oczekiwania. W strugach deszczu wróciłam do samochodu.

Katarzyna „Kate” Skonieczna