Czy życie zapalonego, rozkochanego w swojej pasji, niestrudzonego zdobywcy silnych wrażeń – jakim na pewno jest fotograf lotniczy – jest trudne? Zapewne wiele osób tak uważa – wyposażony w tony profesjonalnego sprzętu przemierza setki kilometrów w poszukiwaniu ciekawych imprez, niejednokrotnie pracuje w trudnych warunkach spędzając godziny pod płotem lotniska, marznąc lub rozpływając się z gorąca na płycie lotniska, wspinając się na szczyty gór gdzie w pocie czoła wśród setek lub nawet tysięcy innych pasjonatów walczy o wyjątkowe ujęcia. Tak, to prawda – wysiłek to nieodłączny element życia fotografa lotniczego.
Ale czy zawsze? U brzegu Morza Tyreńskiego, w malowniczej nadmorskiej dzielnicy Rzymu – Lido di Ostia, grupa fotografów SPFL miała okazje podziwiać, głównie z pozycji leżaków plażowych, największe pokazy lotnicze organizowane we Włoszech – Roma International Air Show, odbywające się w pierwszych trzech dniach czerwca. Impreza ta jest wyjątkowa – pokazy można oglądać z brzegu morza, fotografować zażywając kąpieli morskich czy słonecznych, sącząc drinka z parasolką, paradując w stroju kąpielowym. Czy nie brzmi to fantastycznie?
Jadąc na pokazy nie wiedzieliśmy do końca czego się spodziewać – rozbudowany na początku roku program kurczył się z każdym wejściem na stronę internetową organizatora pokazów. W związku z taką niepewnością, którą tłumaczyliśmy sobie niefrasobliwą naturą Włochów, postanowiliśmy połączyć pokazy z dłuższym odpoczynkiem w kraju pasty, gellato i pizzy. Część z nas wyruszyła już na początku tygodnia zwiedzając północną i środkową część Włoch, natomiast ci, którzy zjawili się tuż przed pokazami, chętnie zwiedzali położony nieopodal Rzym czy Monte Casino.
Głównym dniem pokazów była niedziela 3 czerwca, jednak treningi odbywały się już w piątek i sobotę. Dzięki przybyłej już w czwartek części ekipy mogliśmy zająć na plaży świetne miejsce bardzo blisko linii pokazów. Oczywiście najbardziej nastawialiśmy się na perełki takie jak Tornado czy latający z dymami Eurofighter. Byliśmy też ciekawi nowego malowania belgijskiego F-16 oraz liczyliśmy na wspaniały pokaz jednego z najciekawszych zespołów akrobacyjnych – Frecce Tricolori, który w swojej ojczyźnie mógł wypaść jeszcze bardziej spektakularnie niż na gościnnych występach.
Piątkowo-sobotnie treningi dały nam przedsmak, a przede wszystkim świadomość tego co może się wydarzyć na głównych pokazach, chociaż i zasiały dużo niepewności. W piątek Frecce Tricolori wystąpili w bardzo okrojonym składzie, a w sobotę pojawiła się plotka, że w ogóle nie wystąpią na pokazach. Wiedzieliśmy również już wcześniej, że nie zobaczymy Eurofightera, jednak z jakże miłego dla ucha, ale kompletnie niezrozumiałego włoskiego monologu spikera prowadzącego pokaz nie mogliśmy się zorientować, co będzie z pokazem Tornada. Pełni obaw obserwowaliśmy częste występy paralotniarzy, które dla fotografów z SPFL stanowiły lekki niedosyt, natomiast publiczność z okolicznych leżaków wydawała się być szalenie rozentuzjazmowana warkotem silników i widokiem kolorowych skrzydeł. Apetyty SPFL zaspokoił świetny dynamiczny sobotni pokaz Belga na F-16, a rozczarował na tej samej maszynie Holender, który latał daleko, a wystrzeliwane pod słońce flary nie mogły stanowić łakomego kąska dla naszych obiektywów.
Dość utyskiwania, czas przejść do tego co działo się w niedzielę. Niedzielę, która miała rozwiać nasze obawy i sprawić, iż mimo pewnych rozczarowań impreza była naprawdę warta zobaczenia.
A więc – mile zaskoczyła nas pogoda, która pozwalała nie tylko na opalanie, ale i na robienie ciekawych zdjęć – ładne niebieskie niebo, wiaterek i trochę chmurek – BRAWO Italia. Pokazy rozpoczęły się o godz. 13.00 i mimo że w poprzednie dni trochę narzekaliśmy na brak dynamiki i długie przerwy między poszczególnymi występami, to tego dnia wszystko działo się jakby szybciej.
Pokazy rozpoczął w trzyosobowym składzie zespół akrobacyjny ORUS TEAM na samolotach SF-260. Mieliśmy okazję zobaczyć kilka ciekawych mijanek i niezły pokaz grupowej akrobacji jako przedsmak tego popołudnia. Świetnie zaprezentował się solista Francesco Fornabaio na Extra 300, który zrobił kawał świetnej roboty skomplikowanymi figurami akrobacyjnymi, a owację wywołał niskimi przelotami nad samą wodą.
Nieco więcej emocji wniósł w pokazy występ szturmowego samolotu włoskich sił powietrznych AMX, który swoim niskim przelotem narobił trochę hałasu i apetytu na emocje nieco większego kalibru. Na razie jednak musieliśmy się zadowolić śmiglakami. Belgijska A-109 latała całkiem nisko, ale jakoś jej pokaz specjalnie nie urzekał, natomiast bardzo efektownie dzięki malowaniu, niskim przelotom i „ukłonom” w stronę publiczności zgromadzonej na plaży prezentował się w promieniach słońca helikopter włoskich Carabinieri.
Prawdziwe emocje zaczęły się koło godziny 15.00. Świetny pokaz dał 7 osobowy zespół akrobacyjny firmowany marką Breitlinga na L-39C Albatros – no ale skoro jest to największy cywilny zespół akrobacyjny w Europie to nie mogło być inaczej. Już na treningach widzieliśmy, że jest to grupa z dużym potencjałem, ale dopiero na pokazach dali świetne widowisko – białe dymy ciągnące się szerokim łukiem po horyzoncie były wynikiem efektownych mijanek, skomplikowanych akrobacji, ale zaskoczyć nas miało dopiero prawdziwe Grande Finale – niesamowicie efektowne rozejście całego zespołu uwieńczone wypuszczeniem flar, które na zadymionym niebie wyglądały niczym fajerwerki. Tego tu jeszcze nie widzieliśmy – było pięknie!
Następnie soliści na F-16 – Belg i Holender. Dobrze nam znany pomarańczowy Holender nieco rozczarował na treningach, za to na pokazach głównych zaskoczył – pozytywnie – świetnymi niskimi przelotami, negatywnie – brakiem flar, które w takiej odległości prezentowałyby się fantastycznie, ale pewnie i byłyby niebezpieczne. Apetyt rósł, bo zaraz miał wystąpić Belg, który dał poprzedniego dnia wspaniały dynamiczny pokaz. W dzień pokazów jednak było trochę słabiej – z flarami, ale dosyć daleko i układ, nieco odmienny niż dnia poprzedniego, troszeczkę nas rozczarował. Tym niemniej niebo zakurzone od dymu, który pozostawiły flary, zamyka nam usta na dalszą krytykę.
No i jeszcze jedna z atrakcji tego popołudnia. Fantastyczny i oryginalny pomysł organizatorów okazał się strzałem w dziesiątkę – każdy z nas widział samolot pasażerski, nieprawdaż?! Ba, nawet odrzutowy! Ale czy mieliśmy okazję w tak pięknych plażowych okolicznościach zobaczyć przelot A320 Alitalii w towarzystwie Belga i Holendra na swoich F-16? Ja jeszcze nie i byłam tym zachwycona! Potężna, pasażerska maszyna eskortowana przez dwa myśliwce – rewelacyjny, niespotykany nad żadną europejską plażą widok.
No i to co lubimy zawsze i wszędzie – Frecce Tricolori na wielki finał doskonałej zabawy. Jak było? Standardowo. I to trochę zawód – bo oni są po prostu świetni, latają szalenie blisko, ich mijanki przyprawiają o szybsze bicie serca, kolorowe dymy zawsze powodują „ochy” i „achy”, ale w ojczyźnie trójkolorowych oczekiwaliśmy czegoś więcej. Tak jak Szwajcarzy u siebie są najdoskonalsi na świecie, tak trójkolorowi są… tacy jak gdzie indziej – a my chyba oczekiwaliśmy jakiejś eksplozji wrażeń. Nie było rozczarowania, ale i nie zostaliśmy wbici w ziemie – dali solidny, ciekawy i piękny pokaz lotniczej precyzji i kunsztu.
Tak więc było ciekawe i wesoło – jak zawsze. Z atrakcji lotniczych z pewnością zabrakło Tornada, może odrobiny dynamiki w całych pokazach – lepszego dawkowania emocji, krótszych przerw między ekscytującymi momentami. Ale trzeba powiedzieć, że był to kolejny dobry pretekst do spędzenia czasu w przepięknych wakacyjnych okolicznościach ze świetnymi ludźmi. Na takich właśnie imprezach można dowiedzieć się o co chodzi w SPFL – o doskonałe zdjęcia, miłość do lotnictwa, ale też o wspólnie wypitego drinka pod parasolem na plaży, o pożyczony krem z wysokim filtrem, o zajęcie leżaków przyjaciołom i o dobrą zabawę. Chodzi też o wspaniałą organizację ludzi, którzy pracują w różny sposób na to, żeby można było robić coraz lepsze zdjęcia w wesołej, przyjacielskiej atmosferze.
Joanna „hermina” Węgrzyn