MAKS 2011
„Небо выбрало нас, cделай шаг за звездою…” – te słowa piosenki z kultowego rosyjskiego filmu rozbrzmiewają co chwilę z głośników porozmieszczanych na rozległym terenie Międzynarodowego Lotniczo-Kosmonautycznego Salonu MAKS. A więc!? Udało się! Jestem tu ponownie! Tyle aspektów mojego prywatnego życia do samego końca trzymało mnie w napięciu i nie pozwalało na wcześniejszą radość z wypadu na MAKS, że głowa mała! Do samego końca nie byłem pewny czy będę mógł przyjechać. Teraz, po przejściu kontroli na bramkach Salonu i stojąc pod potężnym Airbusem A380 już wiem na pewno, że się udało! Zależało mi bardzo by tu przyjechać, gdyż MAKS, który co dwa lata odbywa się na terenie podmoskiewskiego lotniska Ramenskoye, to jedna z najbardziej wyjątkowych imprez lotniczych na świecie. Wyjątkowych, bowiem to jedyne miejsce, w którym na tak szeroką skalę prezentuje się prawie cała potęga rosyjskiego lotnictwa. Dziesiąta – jubileuszowa edycja Salonu już w zapowiedziach nabrała jeszcze bardziej na wyjątkowości. Po tym jak ogłoszono, że podczas Salonu zostanie zaprezentowany najnowszy, rosyjski samolot piątej generacji T-50 PAK FA oraz że to najprawdopodobniej ostatnie pokazy, w których udział wezmą jedne z najbardziej legendarnych zespołów lotniczych świata czyli Ruskije Witjazi i Striżi, wiedziałem że po prostu muszę tu być!
MAKS STATYCZNIE
Wtorek. Dzień otwarcia MAKS. Od samego rana panuje niemiłosierny upał. W strugach potu, stłoczeni, dojeżdżamy autokarem pod same bramki lotniska Ramenskoye. Ciężko jest nam się skupić na naprawdę szczegółowej kontroli zarówno naszego sprzętu jak i dokumentów, gdyż tuż za bramkami stoją pierwsze kolosy wystawy statycznej – z lewej An-124 Rusłan, z prawej Airbus A380. I to jest taki moment, w którym człowiek wariuje bo nie wie co robić. Stać z rozdziawioną paszczą i podziwiać? Czy robić zdjęcia? Ciężko znaleźć stosowny kompromis. Obok przepięknego Airbusa stoi też „malutki” (przy Arbuzie wszystko wydaje się małe) Boeing 787 Dreamliner. Dalej robi się dopiero ciekawie. Stoi tu prawie wszystko co chcieliśmy zobaczyć. Jest spora rodzina MiG-ów, zaczynając od MiG-29 OVT i SMT na czele. Jest też 31BM i 35-ty. Stoi niemała reprezentacja Suchoja w różnych odmianach od 25, poprzez 27SM, 30MKI, 34 i 35 oczywiście. Cała gama śmigłowców z przecudnym Ka-52, przebrzydkim Mi-28 i potężnym Mi-26. Nie brakuje też monstrualnych A-50, Tu-95MS czy Tu-160. Idąc dalej natrafiamy na wystawę tematyczną „Śmigłowce Rosji” z totalnie obwieszonym Mi-28. Po drugiej stronie drogi kołowania – ciekawostka tegorocznej wystawy statycznej MAKS – wystawa USAF. Trzeba przyznać, że Amerykanie mają rozmach. Bardzo ładnie zorganizowana wystawa z takimi okazami jak B-52, KC-10A, F-15, F-16, A-10. Wszystko pięknie poopisywane, a przy sprzęcie żołnierze z uśmiechami od ucha do ucha, chętnie opowiadający o swoich samolotach i robiący sobie zdjęcia z odwiedzającymi Salon. MAKS statycznie to nie tylko stojące w szeregu statki powietrzne. To też potężny teren z wieloma pawilonami kryjącymi w sobie masę ciekawostek. Pomiędzy pawilonami też się dzieje. Idąc w kierunku pasa startowego mijamy scenę, na której odbywa się koncert z okazji dziesiątej – jubileuszowej edycji MAKS. Muzyka, taniec, śpiew z typowo rosyjskim rozmachem. Z kierunku pasa startowego zaczyna dobiegać głuchy odgłos grzanych silników. Co robić? Podziwiać dalej piękne rosyjskie tancerki czy… biec co sił w stronę drogi startowej?? 🙂 Biegniemy…
PIERWSZE PREZENTACJE W LOCIE
Stoimy pod tymczasowo postawionym płotem w niewielkiej odległości od pasa startowego i wyczekujemy na pierwsze maszyny nad lotniskiem Ramenskoye. Rozpoczyna się prezentacja w locie, która jest niejako uzupełnieniem Salonu. Czym ta prezentacja różni się od zwykłych pokazów? W zasadzie niczym, poza tym że trwa krócej, odbywa się w dni zamknięte dla zwykłej publiczności i czasem prezentuje się na niej coś, czego nie można zobaczyć na zwykłych pokazach. Zupełnie inną sprawą jest to, czy pokazy podczas MAKS mogą być w ogóle zwykłe? Mimo wszystko dziwnie to wygląda – ludzi nie ma prawie wcale, a komentator wzniecony jakby mówił co najmniej do dwustutysięcznej publiczności. Nam jednak w żaden sposób to nie przeszkadza, czego nie można niestety powiedzieć o słońcu, które świeci w zasadzie centralnie w oczy. Pojawiają się kolejne maszyny w powietrzu, a my próbujemy cokolwiek w tych warunkach sfotografować. W powietrzu jest totalnie sucho, więc słoneczko na kontrze nie ma do podświetlania żadnych oderwań na płatowcach, a jedyne co robi to zabiera cały kontrast czyniąc powstające zdjęcia totalnie płaskimi. Gdy już mieliśmy złożyć broń i skupić jedynie na rozkoszowaniu się widokiem i dźwiękiem tych wyjątkowych statków powietrznych – z daleka na niebie dostrzegamy dziewięć ciemnych punktów, z których cztery ciągną za sobą smugi czarnego dymu. Nie może być inaczej! To wspólny pokaz dwóch zespołów: Strizi i Witjazi! Są coraz bliżej i… już lecą nam prawie nad głowami! Wrażenie niesamowite – dziewięć takich potężnych maszyn w jednej formacji! To w końcu osiemnaście silników! Wykonują serię przelotów i figur akrobacji nie łamiąc szyku. Pięknie też „grają”. Majstersztyk!
SIERGIEJ BOGDAN I JEGO T-50 PAK-FA
Dzisiejsze prezentacje w locie dobiegają końca. Jesteśmy lekko rozczarowani warunkami pogodowymi oraz tym, że nie latał dziś T-50. Nic to. Trzeba wierzyć, ze uda nam się go w końcu przyfocić. Pakujemy sprzęt i dostrzegamy mariorza, który jakiś czas temu zniknął nam z ekipy, a teraz biegnie do nas od strony pawilonów z jakimś wyraźnie ważnym przekazem. Okazuje się, że w klubie MAKS odbywa się bankiet dla zaproszonych gości i… podobno my też możemy w nim uczestniczyć. No cóż, nam dwa razy takiej propozycji składać nie trzeba. Zabieramy nasze sprzęty i z całym majdanem pakujemy się prosto do klubu. Już na wejściu czuję się dość niezręcznie w tych krótkich spodenkach, koszulce SPFL i w sandałach, impreza jest bowiem dość wystawna. Przygrywa jakaś orkiestra, pan wodzirej dwoi się i troi by naród zmobilizować do tańca. Towarzystwo odwalone na galowo. Tylko my – jakoś nie, ale… jest światełko w tunelu 🙂 Ratują nas legitymacje PRESS i nasz sprzęt, który w takiej ilości, w takiej konfiguracji i w tym miejscu jest pewnego rodzaju ciekawostką, przyciągającą (nie tylko wzrok) wszystkich. Ni stąd ni zowąd pojawia się kelner z tacką kieliszków wypełnionych solidnie zmrożoną wódką i… zaczynamy party 🙂 Jest coraz luźniej i coraz weselej. Na bankiet wchodzą kolejni dostojni goście witani przez organizatorów z należytymi honorami. W pewnej chwili na salę wchodzi mężczyzna w niebieskim kombinezonie. Takim zwykłym bez żadnych emblematów, naszywek, oznaczeń. Pewnie jakiś technik. Szkoda, bo zbieram w moim albumie podpisy różnych ciekawych osób i przydałby się autograf od jakiegoś rosyjskiego pilota. Zaskakujące jest jednak to, że do tego domniemanego technika podchodzi coraz więcej osób. Zagadują go, robią sobie z nim zdjęcia i co najmniej połowa gości bankietu jest poruszona jego obecnością. Postanawiamy dowiedzieć się któż to taki. Kichu, wracając od strony szwedzkiego stołu z zestawem świeżych przekąsek mówi, że na kombinezonie jest jednak jedna mała naszywka, a na niej napis: „S. Bogdan”. Mamy więc jakiś trop. W programie prezentacji w locie jest nie tylko wykaz samolotów, ale i poszczególnych pilotów i… wszystko staje się jasne! To Siergiej Bogdan – główny pilot oblatywacz zakładów Suchoja!! Jego nazwisko widnieje zarówno przy Su-35 jak i przy T-50! Trzeba zatem zawalczyć o wpis do albumu. Jeszcze chwila i już razem z nim oglądamy albumowe zdjęcia z poprzedniej edycji MAKS. Pan Bogdan okazuje się być bardzo sympatycznym i otwartym człowiekiem. Ogląda zdjęcia i co chwilę wskazuje Su-35 i… siebie w kabinie! Nie muszę go prosić o podpis – sam to robi przy każdym samolocie, na którym latał w 2009 roku 🙂 Co więcej – pyta, gdzie można nabyć mój album bo on musi go mieć! Ustalamy, że wyślę album jak tylko wrócę do Polski. Podaje mi swój adres (czy to nie jest tajne?). No a skoro już jesteśmy tak sobie bliscy to… proponujemy wypicie jego zdrowia 🙂 On jednak odmawia gdyż… dosłownie za chwilę będzie startować swoim PAK-FA by przebazować samolot na inne lotnisko! Czyli jednak go dziś przyfocimy!!? Pyta nas czy będziemy robić zdjęcia i sugeruje gdzie powinniśmy stanąć, gdyż najprawdopodobniej jego dowódcy nie pozwolą mu na start w stronę publiczności, a jedynie z połowy pasa w stronę przeciwną. Można sobie na to pozwolić mając ponad 5 kilometrów drogi startowej do dyspozycji. Nagle przyjeżdża po niego samochód, szybko więc wymieniamy wizytówki i żegnamy się . Chwilę później stoimy na lotnisku. Jako jedyni, bo nikt chyba nie wie o starcie T-50 z… naszym nowym kolegą za sterami 🙂 Po kilkunastu minutach słyszymy pracujące silniki, a w oddali widzimy majaczącą sylwetkę rosyjskiej dumy narodowej. Prawda jest taka, że to piękna maszyna! Kołuje w naszą stronę po pasie i niestety będąc jeszcze dość daleko zawraca by zaprezentować nam niesamowicie dynamiczny, krótki start. Robimy zdjęcia. Pierwsze zdjęcia T-50!!!
MAKS W POWIETRZU
Można to określić jednym słowem – działo się! Niektóre pokazy były powtarzane bardzo często, a niektóre miały miejsce tylko w jeden z dni Salonu. Podstawowym tematem tegorocznego MAKS były „Śmigłowce Rosji”. W powietrzu pokaz „Śmigłowce Rosji” rozpoczynał się z reguły od wspólnego przelotu całej armady rosyjskich śmiglaków wszystkich producentów. Po takiej paradzie następowały pokazy indywidualne między innymi śmigłowców: Mi-28, Ka-52, Mi-26, Mi-38 czy Ka-32. Największe wrażenie zrobiły na mnie oczywiście Ka-52 oraz Mi-26. Pierwszy za sprawą swojej wyjątkowej urody, a drugi – wyjątkowej wielkości. Sporą część pokazów w locie zajmowali goście imprezy. Codziennie zatem na niebie lotniska Ramenskoye widzieliśmy: dobrze znanego, francuskiego Rafale w swoim nowym malowaniu, niebywale dynamicznego – amerykańskiego F-15 czy potężnego Airbusa A380. Zaproszonym zagranicznym zespołem akrobacyjnym był również dobrze nam znany zespół Baltic Bees z Litwy. Niestety w pierwszym dniu treningów miało miejsce bardzo twarde lądowanie jednego samolotu z zespołu, które wyłączyło go z dalszych pokazów. Ku naszemu zadowoleniu codziennie też latały Warbird’y. Miałem nadzieję, że będzie ich więcej ale MiG-3 i I-16 stanowiły znakomitą reprezentację. Podstawą pokazów było jednak rosyjskie lotnictwo wojskowe. Zarówno pokazy indywidualne jak i zespołowe robiły na nas niesamowite wrażenie. Pokazy z reguły rozpoczynały się od przelotu MiG-29 i MiG-35 symulujących tankowanie w powietrzu oraz przelotu wyśmienitej trójcy: Su-34, Su-35 i T-50 PAK-FA. Wszystkie te samoloty, z wyjątkiem MiG-29 cysterny, codziennie bezpośrednio nad naszymi głowami rwały powietrze. Największym zainteresowaniem oczywiście cieszył się pokaz T-50, pięknej maszyny o wyjątkowych kształtach, z widoczną jednak wielką rozwagą i asekuranctwem w jej prowadzeniu, co skutkowało, że pokaz ten był mało dynamiczny. Nie można tego powiedzieć o pokazach Su-34 i Su-35, które demonstrowały pełnię swoich możliwości. Podobnie rzecz się miała ze słynnym MiG-29 OVT, który tylko jednego dnia miał słabszy pokaz, ale jak się później okazało – za sprawą usterki technicznej, po której zaistnieniu musiał od razu lądować. Po pokazach solo na powietrzną scenę MAKS wlatywały rosyjskie wojskowe zespoły akrobacyjne. Mieliśmy wyjątkową możliwość obejrzeć chyba wszystkie rosyjskie wojskowe zespoły i to w wielu odsłonach, zarówno pokazowych jak i pogodowych. Latali Striżi (MiG-29), Witjazi (Su-27), Sokoły Rosji (Su-27) i Ruś (L-39). To było coś niebywałego! Ta precyzja, ta potęga, te setki wystrzelonych flar, huk silników nad głowami! Jest coś wyjątkowego w rosyjskiej akrobacji zespołowej. Jest ona zupełnie inna od tej – nazwijmy ją – „europejskiej” . Czuje się w niej pewnego rodzaju monumentalność, tę swoistą dumę narodową. Nic dziwnego, że ludzie oglądający te pokazy wyciągają rosyjskie flagi i najchętniej staliby na baczność i śpiewali hymn narodowy.
FOTO-MIEJSCÓWKI
Super jest przebywać na terenie Salonu. Pięknie się wszystko ogląda, wspaniale słucha, chłonie atmosferę, ale jedno jest pewne – chcąc mieć lepsze zdjęcia – trzeba niestety zmienić foto-miejscówkę. Do wyboru w zasadzie są dwie opcje. Jedną z nich jest specjalna platforma – ustawiona z drugiej strony pasa – specjalnie dla prasy. Pomysł zacny, ale wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Po pierwsze loty i tak w większości odbywają się na południe od platformy, więc nadaje się ona głównie do fotografowania startów oraz statków powietrznych latających bezpośrednio nad pasem. Po drugie – cena za przebywanie na niej jest kosmiczna, nawet ze zniżką dla prasy. Pozostaje zatem druga opcja czyli – wypad w krzaki – poza teren lotniska, między jego ogrodzeniem a rzeką Moskwą. Miejscówkę nad samą rzeką doskonale znaliśmy z 2009 roku. Oto co o niej pisałem po poprzedniej edycji MAKS: Jedziemy marszrutką nr 6 w totalnie nieznane rejony. Plan jest taki, by znaleźć się po drugiej stronie lotniska ale jeszcze przed rzeką Moskwą. Z satelitarnej mapki wynika, że powinno się udać. Kierowca busika nie za bardzo może nam pomóc. Mój łamany rosyjski pozwala nam na tyle, by dowiózł nas do szlabanu przed ogródkami działkowymi, przy którym stoi kilku uzbrojonych po zęby milicjantów. Człowiek truchleje na taki widok ale zasadę znamy. O nic się nie pytać i udawać, że doskonale wiemy co robimy. Podchodzimy do milicjantów, grzecznie mówimy dzień dobry i idziemy dalej jakby nigdy nic. Udaje się. Po długim brnięciu przez pola i trawy dochodzimy do prawie idealnego i jakże malowniczego miejsca! Przed nami lotnisko z wieżą kontrolną a za nami rzeka Moskwa z jej wysoką skarpą. Jest pięknie. O bliskości lotniska przekonujemy się tuż po chwili gdy słyszymy z głośników ryk spikera: Aвиационная Грурра Высшего Пилотажа Стрижи!! A po tym z tysięcy gardeł zebranej publiczności gromkie: Урppаaaa!! No to jesteśmy w domu. Nagle wprost na nas z pasa startowego nadlatuje Su-35 na dopalaniu! Jest tak nisko, że moja 500-tka nie daje rady i mogę tylko patrzeć i słuchać. Tylko i aż! To cudowne uczucie gdy ryku dopalaczy słucha się… żołądkiem. Taka piękna i potężna maszyna tuż nad naszymi głowami! Jesteśmy w lotniczym raju 🙂 Po doświadczeniach z 2009 roku wiedzieliśmy już mniej więcej jak i gdzie jechać i czego po którym miejscu się spodziewać. Postanowiliśmy zatem pojechać nie nad samą rzekę ani pod cerkiew (w połowie drogi między rzeką a ogrodzeniem lotniska), a przetrenować miejscówkę, z której nie robiliśmy zdjęć dwa lata temu czyli tę tuż przy płocie. Dlaczego? Na tych dwóch poprzednich brakowało mi trochę bezpośredniego kontaktu wzrokowego z lotniskiem. Tam w zasadzie wszystko co wylatywało znad drzew było dla nas zaskoczeniem. Dodatkowo stojąc pod płotem, była też opcja ogarnięcia zdjęć nad samym lotniskiem. Jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy. Czy się opłacało? Już sam fakt, że byliśmy na tej jednej miejscówce przez trzy kolejne dni niech świadczy o tym, że musiała być moc! I była! 🙂 Nie dość, że mogliśmy fotografować ruchy statków powietrznych nad lotniskiem i że mieliśmy piękną przestrzeń obserwacyjną na naloty znad rzeki, to jeszcze wszystkie akrobacje i przeloty odbywały się niemal bezpośrednio nad nami! Z takiej odległości czuło się jeszcze bardziej potęgę rosyjskiego lotnictwa. No i najważniejsze – w końcu słońce stało się naszym sprzymierzeńcem. Był też i inny aspekt przebywania na polnej drodze pod płotem lotniska. Tuż obok drogi na sąsiadującej z nią łące swoje obozowisko mieli jacyś Rosjanie. Wyglądali na pracowników jakiejś firmy, choć zadziwiała nas ilość podjeżdżających do nich wypasionych samochodów terenowych i wieczna impreza jaka tam odchodziła. Od pierwszego dnia, oczywiście za sprawą mariorza, stali się oni również naszymi przyjaciółmi 🙂 Zacieśniając przyjaźń polsko-rosyjską nie zdawaliśmy sobie sprawy, z kim się zadajemy. Gdy jednak na naszą drogę przyszli rosyjscy fotografowie i gdy zobaczyliśmy przerażenie na ich twarzach w momencie, gdy my robiliśmy zdjęcia naszym ludziom na obozowisku i serdecznie się wzajemnie pozdrawialiśmy, doszło do nas, że coś jest na rzeczy. A gdy jeden ze spotterów w pewnej chwili krzyknął do nas byśmy się tak nie zachowywali bo… „bo nas wszystkich zaaresztują”, to już całkiem zbaranieliśmy. Okazało się, że ci „pracownicy” to generałowie z ministerstwa ochrony rosyjskiego przemysłu, a obozowisko to ich główna baza i centrum „ochrony” MAKS! Mieliśmy za to później duży respekt pod płotem, gdy „generałowie” przekazali na nasze ręce wielką butelkę pewnego napoju oraz torbę pełną (do tegoż napoju) zakąsek. Ot taka rosyjska gościnność 🙂 Nie mogliśmy oczywiście odmówić przyjęcia i skosztowania darów. Co więcej, zaprosiliśmy wszystkich innych towarzyszy fotografów do jeszcze większego zacieśnienia międzynarodowej przyjaźni. Piszę „międzynarodowej”, bo poza nami i Rosjanami byli jeszcze Anglicy i Chińczycy! Jak się później okazało – wszyscy już wcześniej znali fotografię SPFL! Teraz więc poznali kilka tajemnic naszego warsztatu „namacalnie” 🙂
NIEDZIELNE POKAZY
Podstawa chmur – jakieś 150-200 metrów i strugi ulewnego deszczu: taką pogodę zapowiadano na dziś, czyli na ostatni dzień Lotniczo-Kosmonautycznego Salonu MAKS 2011. Czy jakakolwiek impreza lotnicza przy takiej prognozie przyciągnęłaby dużą publiczność? Czy jakakolwiek by się odbyła? Pewnie nie. Jak się później dowiedzieliśmy, tego dnia na lotnisko przyszło ponad 150 tys. widzów, by uczestniczyć w tych wyjątkowych na skalę światową pokazach. Ostatni dzień na MAKS i my postanawiamy przeżyć na lotnisku, wśród tłumu, by na własnej skórze poczuć tę wyjątkową atmosferę. Na początku szczegółowa kontrola na bramkach, a zaraz po niej niespodzianka! Tuż za wejściem na lotnisko stoi mój ulubiony Tu-144, którego nie było we wtorek ani w środę. Deszcz leje niesamowicie, więc chowam aparat pod kurtką i spod parasola próbuję zrobić choć jedno zdjęcie tej potężnej ślicznotce. Nie mam opcji zmiany obiektywu a chciałoby się zrobić szersze ujęcie, gdyż fajnie wygląda tłum publiczności schowany pod skrzydłami Tutki! 🙂 Śpieszymy w stronę pasa, bo lada moment mają rozpocząć się pokazy. Wpadamy na chwilę do namiotu prasowego, gdzie na spokojnie i na sucho możemy wreszcie pozakładać osłony przeciwdeszczowe na sprzęt, bierzemy program pokazów i biegniemy w bój 🙂 Deszcz nie przestaje padać ale… mnie osobiście to pasuje! Mamy ujęcia w słonecznej pogodzie, więc teraz pora na te w deszczowej. Nie ukrywam, że liczę na piękne oderwania na płatowcach maszyn. Po przeanalizowaniu sytuacji stwierdzamy, że nie ma sensu się pchać pod same barierki, gdzie napiera największy tłum. Stajemy w sporej odległości od pasa, by móc sfotografować w całości samoloty przelatujące nad pasem z ogniskową 500mm (750 w formacie DX). Tłum jest niesamowity. Na lotnisku gąszcz parasoli i masa wynalazków, które mają uchronić od deszczu i zimna. Bardzo nam się podoba rosyjska moda, ale zadziwia nas fakt, że większość dziewczyn ma na sobie… koce! Mniej lub bardziej eleganckie ale koce właśnie 🙂 Zaczynają się pokazy, które na lotnisku powodują istne szaleństwo! Nasz ulubiony komentator wreszcie jest w swoim żywiole. Zarówno on, jak i prawie cała publika wariują podczas każdego przelotu samolotu w osi pasa! W uszach dzwoni od huku silników i wszechobecnego motywu: Komentator – Поздравляю летчиков!!! Naród: Урppаaaa!!! A w powietrzu? No jazda po bandzie! Su-34 potężnie zrywa strugi i lata prawie tuż nad płaszczyzną lotniska, bo wyżej są deszczowe chmury! A380 startuje i… znika z oczu! Co chwilę pojawia się jego sylwetka w prześwitach chmur. Lądowanie tego kolosa na totalnie zalanym wodą pasie robi na wszystkich spore wrażenie. Następnie Be-200 wykonuje zrzut wody w kolorach rosyjskiej flagi, który przy tej aurze wygląda dość kuriozalnie. Nagle komentator robi rzecz niemożliwą! Mianowicie krzyczy jeszcze głośniej wychwalając chyba wszystkimi znanymi sobie epitetami maszynę, która kołuje po pasie. Można się tylko domyślać co tam kołuje i co powoduje, że ludziom włączyła się opcja: „totalny szał” 🙂 To rosyjska duma narodowa, najlepszy, najwspanialszy, najnowocześniejszy: T-50 PAK FA! A za sterami – Bogdan, nasz Bogdan! Урppаaaa!!! 🙂 Pięknie się zaprezentował publiczności i rozpoczyna start. Nagle dźwięk dopalaczy zamienia się na sekundę w coś niespodziewanego, jakby mały wybuch i… cisza! Niestety nie widzimy co się dzieje, a ze strony komentatora słyszymy tylko, że start został przerwany w wyniku usterki wywołanej najprawdopodobniej wodą na pasie. Później dowiedzieliśmy się, że miała miejsce dość poważna awaria silników. Całe szczęście, że jeszcze na pasie bo nie chcę nawet myśleć co mogłoby się wydarzyć, gdyby zaistniała podczas pokazu w locie :/ Sytuacja staje się deczko niezręczna. Chluba Rosji nie daje rady wystartować, a za to kilka chwil później w powietrzu zarówno Rafale jak i F-15 robią niesamowity pokaz, drąc powietrze na wszystkie możliwe sposoby. Przelot Rafale z dużą prędkością to coś, na co od rana czekałem. Bajka! Po pokazie MiG-29 OVT komentator jednak ogłasza koniec pokazów. I tak jesteśmy pod wrażeniem, że w takich warunkach tyle zrobiono. Ale jak nie zrobić pokazów dla tak niebywałej, wspaniałej publiczności? Tego naprawdę nie da się opisać. To trzeba zobaczyć, usłyszeć, poczuć i przeżyć! Jeździmy ekipą Air-Action na pokazy lotnicze po całej Europie. Zawsze towarzyszy nam zabawa, fotografowanie i lotnictwo. Tym razem wszystkie trzy aspekty zagrały wyjątkowo dobrze, wręcz idealnie! Pobawiliśmy się, odpoczęliśmy i pofotografowaliśmy jak nigdzie indziej! Zebraliśmy potężny dorobek foto, a co najmniej drugie tyle zostało nam w głowach. MAKS 2011 przeszedł do historii. Ze smutkiem opuszczaliśmy Rosję. Już nie możemy się doczekać 2013 roku 🙁
Sławek „hesja” Krajniewski