Planując termin warsztatów Akademii Nikona z fotografii lotniczej na długo przed ich realizacją, nigdy nie wiadomo co i czy coś w ogóle się będzie działo na lotnisku w rzeczywistym czasie warsztatów. Poprzednie dwie edycje w Łasku i w Mińsku Mazowieckim, zupełnie nieoczekiwanie były przepełnione atrakcjami. Obawiałem się czy na Krzesinach będzie równie bogato. Jakież było moje zdziwienie, gdy się dowiedziałem, że właśnie w dniu, w którym zaplanowaliśmy praktyczne działania na lotnisku, na Krzesinach rozpocznie się ZLOT 2011!
Zlot to Kurs szkoleniowo-metodyczny kierowniczej kadry lotnictwa Sił Zbrojnych RP. W przełożeniu na język fotografii lotniczej oznacza to, że na Krzesiny przylecą w zasadzie wszystkie typy statków powietrznych eksploatowanych w naszym wojskowym lotnictwie! Miałem przyjemność już fotografować na Zlocie 2008 więc od razu dostrzegłem zalety i wady tego zbiegu działań na Krzesinach. Z jednej strony super, bo będzie potężna rozmaitość i studenci Akademii miast focić tylko F-16, sfotografują w zasadzie wszystkie typy maszyn ale… No właśnie – będą to w zasadzie tylko lądowania. Do tego nie będziemy na lotnisku sami a towarzyszyć nam będzie spora grupa fotografów z różnych mediów. Po konsultacji z rzeczniczką 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego dowiedziałem się, że na ten dzień nie przewiduje się też żadnych startów F-16. Należało więc działać, by ludziska byli maksymalnie zadowoleni, a wg mnie prawdziwe zadowolenie występuje wtedy, gdy słyszy się odgłos dopalania z odległości kilkudziesięciu metrów 🙂 Postanowiłem zatem zaciągnąć towarzystwo na lotnisko również na część poniedziałku, na który przewidziana była warsztatowa teoria. W poniedziałek bowiem, miały się odbywać loty, więc była opcja na fotografowanie również startów.
Poniedziałkową wizytę rozpoczęliśmy od błyskawicznego przemieszczenia się w okolicę pasa, bo tuż po naszym wejściu na lotnisko miały się rozpocząć loty a my jeszcze musieliśmy choć podstawy teorii przerobić przed tym dodatkowym fotografowaniem. Na Krzesinach jest jak w zegarku. Wybija odpowiednia godzina i Jastrzębie mkną w górę jeden za drugim. Niestety (no jak odchodzić od pasa gdy w jego stronę kieruje się grupa F-16?) musiałem na chwilę opuścić grupę, gdyż odchodzący z Krzesin Dowódca Bazy chciał, bym porobił jemu i jego kolegom z Bazy kilka pamiątkowych zdjęć. Nie mogłem odmówić naszemu gospodarzowi, który i nam nie odmówił dodatkowego fotografowania. Inna sprawa, że było to też nowe i ciekawe dla mnie doświadczenie. Udało mi się nawet przeforsować swój pomysł na zdjęcia. Nie było to łatwe, gdyż ustawiałem ludzi, którzy z reguły codziennie ustawiają innych 😛 Przy okazji spotkałem Jacka – kolegę z WAT-u, który obecnie pracuje na Krzesinach i korzystając z jego zaproszenia oraz oczywiście zgody Dowódcy, szybko zorganizowaliśmy dla studentów Akademii dodatkową sesję z F-16 w hangarze. Była to dla mnie również nowość, gdyż nigdy wcześniej nie byłem w tych połączonych krzesińskich hangarach. Ludziska się obfotografowali po kokardę. Mieliśmy też okazję poobserwować z bliska kołowania wracających z lotów pozostałych maszyn, które dostojnie jeden po drugim wjeżdżały do swoich hangarów niczym ptaki do gniazd.
We wtorek rano na parkingu przy bramie Bazy panował niezły ruch. Zgodnie z przewidywaniami na Zlot 2011 przyjechała spora ilość fotografów. Po zaliczeniu formalności wszyscy w krótkim czasie znaleźliśmy się w tradycyjnym „kojcu”, wytyczonym dla nas pomiędzy płaszczyzną kołowania a pasem startowym i oczekiwaliśmy na pierwsze lądowania. Wkrótce zaczęła się typowo „zlotowa” zabawa. Najpierw fotografowanie lądujących maszyn, a później bieg na drugą stronę kojca w celu przyfocenia ich kołowania. Ku naszemu zdziwieniu odbywały się też starty. Grupa F-16, niezwiązana ze Zlotem odbywała bowiem normalne loty szkoleniowe. W jednej z maszyn udało nam się nawet sfotografować Dowódcę 2 Skrzydła! Przyszedł czas, gdy wylądowały już wszystkie statki powietrzne uczestniczące w Zlocie a my przemieściliśmy się na płaszczyznę, gdzie można było pofotografować statykę. Statyka tego dnia była imponująca. Tyle maszyn w jednym miejscu i taka różnorodność, to wielka rzadkość ale i znak rozpoznawczy Zlotu. Fotografowanie było dość mocno utrudnione, gdyż nie było możliwości zapanowania nad ponad setką fotografów, którzy rozbiegli się po terenie i niestety sami sobie wzajemnie wchodzili w kadry. Była też niezła gratka z reporterskiego punktu widzenia – możliwość sfotografowania wszystkich dowódców Zlotu 2011 z gen. Koziejem na czele, ze specjalnej – podnoszonej platformy.
Po pamiątkowej focie dowódców padła komenda do zakończenia imprezy i podstawiono autokary, które miały nas przetransportować poza Bazę. W tym samym czasie rozpoczęły się przygotowania do… startów! To mogło być to! Kołowania i starty takiej ilości statków powietrznych? Po krótkiej rozmowie z kim trzeba dostaliśmy jako Akademia zgodę na pozostanie na lotnisku. W zasadzie zostaliśmy sami ale bynajmniej nie było nam z tego powodu smutno. Miło było widzieć zadowolone twarze kolegów 🙂 Wymyśliłem trochę inną miejscówkę tak, by zrobić inne od tych porannych zdjęcia i… czekaliśmy na bieg wydarzeń. Dość długo trwały same przygotowania do startów. Pięknie brzmiały połączone odgłosy silników wszystkich obsługiwanych maszyn. Kapitalnie z naszej perspektywy przedstawiała się linia samolotów, za którą pędziło rozgrzane powietrze, co chwilę wzbogacane kłębami dymu wydobywającego się z dysz głównie Su-22 i MiGów-29. Zaczęły się kołowania. Raz po raz, kolejne samoloty wykołowywały na pas, przejeżdżając tuż koło naszej miejscówki. Robiło się w końcu ładne światełko bo niestety za dnia było dość płaskie. Podczas kołowania eFów z Łaska, słoneczko weszło za takie poszarpane chmury, tworząc piękne refleksy na osłonach kabin. Oczywiście na kogo trafiło to światełko? Na Roostera 🙂 Trzeba mieć to fotograficzne szczęście – nie pierwszy przecież raz 🙂 Czułem się jak przy wybiegu dla modelek, na którym kolejno maszerowały same piękności zacząwszy od F-16 a na C-130 Herkulesie skończywszy. Startowały też śmigłowce. Ciekawostkę w tej grupie stanowił Mi-2 pomysłowo pomalowany dla uczczenia 50 lat „Czajników” w Polsce.
To była już trzecia edycja warsztatów i po raz trzeci… udało się! Tak właśnie – udało się, bo tak jak mogę być (w miarę) pewny swojego udziału, tak ruch w bazie, decyzje dowódców i pogoda to elementy losowe, które ode mnie nie zależą wcale. Udało się nam wstrzelić z pogodą, udało się studentom zorganizować nawet więcej focenia niż by to wynikało z programu, udało mi się też osobiście zrobić kilka zdjęć, z których jestem bardzo zadowolony. Bogowie są mi jednak przychylni i po raz kolejny pomogli 🙂 Wielkie, wielkie podziękowania dla Asi Krząstek za pomoc przy organizacji warsztatów, mimo tak wielkiego zamieszania związanego ze Zlotem 2011 🙂
Sławek „hesja” Krajniewski